HISTORIA POSTACI
Pierwsze dziecko Evienne i Edgarda Burke. Pierwszy syn i dziedzic bajecznej fortuny. To oczywiste, że musiał być rozpieszczany. Nigdy niczego mu nie brakowało, może poza stuprocentową atencją matki, która zdecydowała się wypluwać z siebie kolejnych potomków, rok po roku. Już we wczesnym dzieciństwie ciemnobrązowe oczy chłopaka skierowały się na ojca i wpatrywały w niego jak w lśniący, złoty posąg największego bóstwa. To on był źródłem, które dostarczało środków na wszelkie zachcianki Archibalda. I to on w jego głowie stał się przez to godzien jego niezmiernego podziwu. Doszło do tego, że młody Burke nie chciał odstępować tego starszego na krok, który łechtany zainteresowaniem i zapatrzeniem w niego jego syna, łaskawie pozwalał mu sobie towarzyszyć. Tak też od najwcześniejszych lat życia Archie obserwował ojca przy pracy, a gdy już trochę bardziej podrósł, nawet zdarzało się zabierał go ze sobą na spotkania biznesowe czy rozprawy w Wizengamocie. Dopiero wtedy, swoim nastoletnim umysłem, zaczął pojmować wartość i siłę Galeona. Archibald był zafascynowany tym ile ta moneta, przemnożona tysiąckrotnie i jeszcze raz, potrafiła dla człowieka zrobić. I jeszcze zanim otrzymał list z Hogwartu, wiedział już kim zostanie, gdy dorośnie.
Rachowania oczywiście nauczył go ojciec, co ku ich obojga zdumieniu przyszło chłopakowi z taką łatwością, jakby urodził się w rodzinie wybitnych matematyków. A na dokładkę, bierne uczestnictwo w spotkaniach ojca z ludźmi z całego świata, gdy młody Burke był w takim wieku że wszystko chłonął jak gąbka, ukształtowało w nim umiejętność bardzo szybkiego przyswajania języków obcych. Czy odseparowanie się od matki i rodzeństwa i poświęcenie całej uwagi ojcu wyszło mu na złe? Niestety nie mógł się zgodzić z tym stwierdzeniem.
Ku uciesze i dumie całego rodu, został przydzielony do Slytherinu, dokładnie tak samo jak do tej pory każdy inny członek rodu Burke. Lata w szkole płynęły mu bez większych trudności i choć nie lubił się uczyć, a wszyscy profesorowie określali go mianem “zdolny, ale leniwy”, oceny miał całkiem przyzwoite. Z czasem, gdy coraz więcej jego rodzeństwa zaczęło się pojawiać wśród szkolnych murów, zaczął się z nimi lepiej dogadywać. Powodem tego była nieobecność matki, która w bardziej świadomym życiu chłopaka urosła do rangi wariatki, a on przestał chcieć mieć z nią cokolwiek wspólnego. Dodatkowo uważał, że swoimi artystycznymi odpałami i poetyckimi niewypałami, publikowanymi samodzielnie, trwoniła ich majątek, który w przyszłości miał przejść na niego. On bardzo dobrze wiedział, że sakiewka ojca nie jest bez dna, lecz ona zdawała się nie mieć o tym zielonego pojęcia. I to martwiło Archiego bardziej niż jego własne zdrowie, jego własna rodzina, bardziej niż wszystko bał się, że będzie biedny albo że odziedziczy same długi, a nie fortunę.
Dlatego teraz, będąc na swoich wymarzonych studiach, brał sprawy w swoje ręce i zmierzał do dawno wyznaczonego przez siebie celu zostania założycielem sieci najznamienitszych i najbezpieczniejszych banków w całej Anglii, a także i na świecie.