Dutch właśnie wychodził z bankietu czarodziejów i wiedź, można powiedzieć udany dzień i kieszeń pełna błyskotek. Moneta w dłoni, kieliszek wody ognistej w drugiej dłoni i krok do przodu. Można powiedzieć, że udany dzień by ruszyć na spacer.
- Tam jest!
Krzyknął jakiś jegomość na balkonie, a zza jego pleców wyskoczyło dwóch aurorów, którzy nie czekali, tylko ruszyli do schodów. A sam mężczyzna natomiast szybkim truchtem ruszył przed siebie.
- Uroczo.
Rzekł do siebie, po czym zaczął biec ku ulicy przekątnej. Za nim dwóch aurorów, który w dłoniach już szykowali swoje różdżki. No nie zapowiadało się przyjemnie, ale dzisiejszy dzień był dość tłoczny, więc łatwiej było się wtopić w tłum. Przynajmniej z początku, gdyż z czasem do aurorów dołączyło kilku dżentelmenów z bankietu. Widać byli oburzeni jakimś faktem, ok którym Dutch nie miał pojęcia.
- Macie go znaleźć i odzyskać wszystkie skradzione kosztowności!
Krzyknął jegomość, a sam Dutch, który był ukryty za rogiem przytaknął sam sobie. No tak o co innego może chodzić, przez jego lepkie paluszki znów napytał sobie biedy. Jakby to robił nieświadomie, albo nie zwracał uwagi na to co bierze. No pewnego dnia na pewno dostanie porządnego kopa za to wszystko, lecz teraz. Teraz najważniejsze jest jakoś prysnąć z miasteczka, gdyby tylko miał miotłę, albo świstoklika. Byłoby to całkowicie szybkie, jednak teraz.
Stawiając powoli swoje kroki w głąb uliczki, Dutch zaczął poszukiwać idealnej okazji by jakoś się wtopić głębiej. W końcu i tak wiedzą jak wygląda po stroju, ale nie po buźce. Mało kto zwraca uwagę na bankietach na wyraz twarzy innych, dlatego też plan jest prosty. Zmienić ubranie, znaleźć może kapelusz i jakieś okulary. Choć najlepiej byłoby też znaleźć osóbkę, której można by było zabrać trochę czasu.
Clarissy and Dutch - Nieprzyjemne okoliczności
-
Wiek:
33Data:
27 sie 1991Genetyka:
AnimagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Leżący na ziemiRóżdzka:
ŚWIERK - ELASTYCZNY 14 CALI - KOLEC JADOWY MANTRIKORYZamożność:
SkromnyStan cywilny:
Singiel player - Posty: 29
- Rejestracja: 05 cze 2024, 13:50
-
Wiek:
25Data:
14 sie 1998Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
NielotRóżdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, SztywnaZamożność:
BogataStan cywilny:
Panna - Posty: 103
- Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13
Clarissa robiła sobie akurat cotygodniowe zakupy na ulicy Pokątnej. Na spokojnie przechadzała się wzdłuż sklepów, wchodząc do niektórych, przy niektórych stawała pod witrynę zaglądając i zastanawiając się, czy aby na pewno będzie coś w sklepie dla niej przydatnego, niektóre sklepy omijała szerszym niż normalnie łukiem - chociaż sklep do Quidditcha. Przecież nie latała na miotle, nie potrzebowała najnowszego sprzętu sportowego. Tłumy jej nie przerażały, mówiąc szczerze - była do nich przyzwyczajona. W końcu, tak naprawdę lata spędziła na bankietach, imprezach i wszystkich tego typu spotkaniach - ojciec ją ciągał gdzie tylko mógł, głównie w nadziei, że młoda Blackówna zwróci na kogoś uwagę i będzie mógł ją wydać za mąż, pozbywając się jej z domu. Zawsze była dla niego problemem, chociaż przy kimś Ottis Black nigdy nie powiedział tego głośno. Zawsze trzymał takie informacje dla siebie, by potem w domu robić awantury.
Dlatego chciała się usamodzielnić. Zaliczyła studia, przeprowadziła się, opiekowała się bratem - na tyle, na ile mogła oczywiście, bo chłopak cały czas był w szkole, do tego jeszcze pojawienie się młodszej siostry... No, nie zazdrościła sobie samej tego, co się aktualnie w jej życiu działo. Do tego Micah i ta jego narzeczona... Cały czas coś ją ciągało do chłopaka, ale próbowała nawet przed sobą to ukryć. I po prostu zapomnieć, dać mu żyć swoim własnym życiem.
Słysząc alarmujace krzyki, podniesione krzyki odwróciła się w ich stronę. Nie bardzo w sumie ją to interesowało, to jednak ciężko było przejść obok jakiegoś pościgu. Wzruszyła w pewnym momencie tylko ramionami i poprawiając cieplejszy płaszcz skręciła w jedną z mniej uczęszcanych alejek. Ku swojemu zdziwieniu drogą zaszedł jej wysoki mężczyzna - tak naprawdę wysoki, że musiała mocno zadrzeć głowę w górę. Zatrzymała się i spojrzała zaskoczona w jego kierunku. Nie znała go, nie widziała go nigdy. Przechyliła lekko głowę w bok i skrzyżowała ręce pod piersiami. Mimo wysokich butów na obcasie różnica wzrostu między nimi była naprawdę... ogromna.
- Chciałabym przejść. - rzuciła cicho, świdrując spojrzeniem twarz mężczyzny.
Dlatego chciała się usamodzielnić. Zaliczyła studia, przeprowadziła się, opiekowała się bratem - na tyle, na ile mogła oczywiście, bo chłopak cały czas był w szkole, do tego jeszcze pojawienie się młodszej siostry... No, nie zazdrościła sobie samej tego, co się aktualnie w jej życiu działo. Do tego Micah i ta jego narzeczona... Cały czas coś ją ciągało do chłopaka, ale próbowała nawet przed sobą to ukryć. I po prostu zapomnieć, dać mu żyć swoim własnym życiem.
Słysząc alarmujace krzyki, podniesione krzyki odwróciła się w ich stronę. Nie bardzo w sumie ją to interesowało, to jednak ciężko było przejść obok jakiegoś pościgu. Wzruszyła w pewnym momencie tylko ramionami i poprawiając cieplejszy płaszcz skręciła w jedną z mniej uczęszcanych alejek. Ku swojemu zdziwieniu drogą zaszedł jej wysoki mężczyzna - tak naprawdę wysoki, że musiała mocno zadrzeć głowę w górę. Zatrzymała się i spojrzała zaskoczona w jego kierunku. Nie znała go, nie widziała go nigdy. Przechyliła lekko głowę w bok i skrzyżowała ręce pod piersiami. Mimo wysokich butów na obcasie różnica wzrostu między nimi była naprawdę... ogromna.
- Chciałabym przejść. - rzuciła cicho, świdrując spojrzeniem twarz mężczyzny.
Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.
-
Wiek:
33Data:
27 sie 1991Genetyka:
AnimagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Leżący na ziemiRóżdzka:
ŚWIERK - ELASTYCZNY 14 CALI - KOLEC JADOWY MANTRIKORYZamożność:
SkromnyStan cywilny:
Singiel player - Posty: 29
- Rejestracja: 05 cze 2024, 13:50
No i nim się czarodziej obrócił, na jego drodze stanęła drobna wiedźma. Dama wręcz można rzec. Nie myśląc zbyt długo, Dutch sięgnął po różdżkę, lekko się ukłonił i jednym machnięciem zmienił kolor swojej szaty z szarego na czarny. A zaklęciem accio, przyciągnął kapelusz z głowy jakiegoś czarodzieja, który stał kawał dalej. Do alejki wkroczył tez jeden za aurorów, który skupił swoje spojrzenie na dwójce.
- Moja droga
Odparł Dutch, po czym rzucił zaklęciem Orchideus. W kilka chwil z końca jego różdżki pojawił się bukiet pięknych kwiatów, który wręczył nieznajomej. Cała ta sytuacja zgrała się idealnie, gdyż auror po chwili odwrócił się na pięcie i dołączył do reszty poszukiwaczy złodzieja. A tym samym pozostawił dwójkę w spokoju, sam mężczyzna schował różdżkę i wystawił dłoń do panienki.
- Czy byłaby pani o tyle miła i oprowadziła mnie po tym miasteczku, jestem tu pierwszy raz i ciężko mi się odnaleźć.
Dodał z uśmiechem i oczekiwał odpowiedzi, bądź odrzucenia, bądź jakiegoś zaklęcia, bądź podejrzeń i wezwania aurorów!!
- Moja droga
Odparł Dutch, po czym rzucił zaklęciem Orchideus. W kilka chwil z końca jego różdżki pojawił się bukiet pięknych kwiatów, który wręczył nieznajomej. Cała ta sytuacja zgrała się idealnie, gdyż auror po chwili odwrócił się na pięcie i dołączył do reszty poszukiwaczy złodzieja. A tym samym pozostawił dwójkę w spokoju, sam mężczyzna schował różdżkę i wystawił dłoń do panienki.
- Czy byłaby pani o tyle miła i oprowadziła mnie po tym miasteczku, jestem tu pierwszy raz i ciężko mi się odnaleźć.
Dodał z uśmiechem i oczekiwał odpowiedzi, bądź odrzucenia, bądź jakiegoś zaklęcia, bądź podejrzeń i wezwania aurorów!!
-
Wiek:
25Data:
14 sie 1998Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
NielotRóżdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, SztywnaZamożność:
BogataStan cywilny:
Panna - Posty: 103
- Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13
Black uniosła brew w górę, nie spuszczając spojrzenia z męzczyzny. Przez parę chwil jej umysł starał się połączyć jakieś kropki, a może gdzieś spotkała się z tym czarodziejem, mogła mieć z nim styczność? Nic jednak nie udawało jej się wymyślić - na niekorzyść zapewne działał fakt, że Clarissa od paru lat już nie mieszkała w Hogsmeade. Nie, nie kojarzyła znikąd tej twarzy. Jeszcze nagła zmiana koloru szaty i do tego to powiedzenie "moja droga"...
- Droga? - zapytała cicho, prostując się i już mając powiedzieć coś więcej, jednak po chwili nieznajomy wręczył jej kwiaty... Co tutaj się tak właściwie działo? Spojrzała zaskoczona na kwiaty w dłoni, a gdy wróciła spojrzeniem na mężczyznę, ten już stał przed nią z wyciągniętą w jej kierunku dłonią.
Prosił o oprowadzenie go po miasteczku? Black przyuważyła gdzieś tam kątem oka, że jakiś auror zniknął z pola widzenia. To był zbyt duży zbieg okoliczności, by ta dziwna sytuacja nie była powiązana z pościgiem, z biegającym i krzyczącymi aurorami... Czy aby przypadkiem nie powinna się bać nieznajomego?
- Czy jesteś powodem gonitwy aurorów po ulicy Pokątnej i czy powinnam się iebie bać? - uśmiechnęła się lekko w jego stronę, czekając spokojnie na odpowiedź. Nie, nie odpowiadała mu na jego słowa, czekając grzecznie, aż on odpowie. Zaraz jednak rozluźniła się lekko i przymknęła powieki. - Jakieś specjalne życzenia co do wycieczki?
- Droga? - zapytała cicho, prostując się i już mając powiedzieć coś więcej, jednak po chwili nieznajomy wręczył jej kwiaty... Co tutaj się tak właściwie działo? Spojrzała zaskoczona na kwiaty w dłoni, a gdy wróciła spojrzeniem na mężczyznę, ten już stał przed nią z wyciągniętą w jej kierunku dłonią.
Prosił o oprowadzenie go po miasteczku? Black przyuważyła gdzieś tam kątem oka, że jakiś auror zniknął z pola widzenia. To był zbyt duży zbieg okoliczności, by ta dziwna sytuacja nie była powiązana z pościgiem, z biegającym i krzyczącymi aurorami... Czy aby przypadkiem nie powinna się bać nieznajomego?
- Czy jesteś powodem gonitwy aurorów po ulicy Pokątnej i czy powinnam się iebie bać? - uśmiechnęła się lekko w jego stronę, czekając spokojnie na odpowiedź. Nie, nie odpowiadała mu na jego słowa, czekając grzecznie, aż on odpowie. Zaraz jednak rozluźniła się lekko i przymknęła powieki. - Jakieś specjalne życzenia co do wycieczki?
Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.
-
Wiek:
33Data:
27 sie 1991Genetyka:
AnimagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Leżący na ziemiRóżdzka:
ŚWIERK - ELASTYCZNY 14 CALI - KOLEC JADOWY MANTRIKORYZamożność:
SkromnyStan cywilny:
Singiel player - Posty: 29
- Rejestracja: 05 cze 2024, 13:50
Darkwood po prostu lekko się uśmiechał, poniekąd chciał zignorować pytanie na temat aurorów. Jednak musiał jakoś i to zmienić na swoją korzyść, dlatego też najłatwiej było wymyślić coś normalnego, co mogło się wydarzyć. Tylko co? Co może być takiego znanego w tej miejscowości i jak to można powiązać z jakimś wymyślnym faktem.
- Podobno jakiś gnom okradł sporo osób na bankiecie nieopodal.
Och tak, najlepsze co wpadło do tej główki. No ale mniejszość, trzeba było iść dalej. Nie ma co stać w miejscu i czekać aż wrócą, albo domyślą się, że coś jest nie tak z tą dwójką, która po prostu stoi i się na siebie patrzy. Nawet jeżeli jest to w miarę normalne, to nie każdy da się nabrać.
- A szukam biżuterii dla mojej starej ciotki, niedługo jej urodziny. Pomyślałem, a może kupie jej coś by zapamiętała swojego ukochanego siostrzeńca.
Dodał Dutch, po czym uśmiechnął się szerzej. No ale też po chwili zdjął kapelusz i lekko się ukłonił.
- Och proszę mi wybaczyć, gdzie moje maniery. Dutch Darkwood, miło mi poznać w tej malutkiej alejce.
- Podobno jakiś gnom okradł sporo osób na bankiecie nieopodal.
Och tak, najlepsze co wpadło do tej główki. No ale mniejszość, trzeba było iść dalej. Nie ma co stać w miejscu i czekać aż wrócą, albo domyślą się, że coś jest nie tak z tą dwójką, która po prostu stoi i się na siebie patrzy. Nawet jeżeli jest to w miarę normalne, to nie każdy da się nabrać.
- A szukam biżuterii dla mojej starej ciotki, niedługo jej urodziny. Pomyślałem, a może kupie jej coś by zapamiętała swojego ukochanego siostrzeńca.
Dodał Dutch, po czym uśmiechnął się szerzej. No ale też po chwili zdjął kapelusz i lekko się ukłonił.
- Och proszę mi wybaczyć, gdzie moje maniery. Dutch Darkwood, miło mi poznać w tej malutkiej alejce.
-
Wiek:
25Data:
14 sie 1998Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
NielotRóżdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, SztywnaZamożność:
BogataStan cywilny:
Panna - Posty: 103
- Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13
- Jakiś gnom... - mruknęła cicho, zadzierając głowę, by podtrzymać kontakt wzrokowy. Jakiś gnom brzmiało dość... Cóż, jednoznacznie. Ale kim była Clarissa, aby oceniać?
Zacisnęła lekko ręce na bukiecie który otrzymala do mężczyzny przed chwilą i przestąpiła z nogi na nogę. Czy to rozsądne, nawiązywać jakiś kontakt z tak tajemniczym nieznajomym? Coż jej podpowiadało, że ten gnom, jak to ładnie mężczyzna stwierdził, może jej przysporzyć kłopotów, ale... Nie miała aktualnie nic w planach, więc tylko wzruszyła sama do siebie ramionami i uśmiechnęła się nieco weselej.
- Biżuterii... - szybko przejrzała w pamięci, czy na ulicy Pokątnej jest jakiś naprawę godny uwagi sklep jubilerski. Mogli równie dobrze wyjść z czarodziejskiego miejsca i przejść się po którejś części Londynu... - Bardzo zależy Ci, aby była to ulica Pokątna, czy może inna część Londynu?
Jakby nie patrzeć, Blackówna trochę jednak spędziła swojego życia w tym mieście. Może nie znała go jak swojej kieszeni, to jednak były osiedla, dzielnice, które sobie ceniła i była w stanie znaleźć w nich coś ciekawego. Widząc, jak mężczyzna kłania się na przywitanie i przedstawienie się, sama dygnęła jak dama.
- Clarissa Black. Również mi miło. - powiedziała spokojnie, choć przez chwilę się zastanawiała, jak bardzo wpadała w coś dziwnego i niewiadomego. Ale to nieważne teraz. - Czy zatem idziemy?
Zacisnęła lekko ręce na bukiecie który otrzymala do mężczyzny przed chwilą i przestąpiła z nogi na nogę. Czy to rozsądne, nawiązywać jakiś kontakt z tak tajemniczym nieznajomym? Coż jej podpowiadało, że ten gnom, jak to ładnie mężczyzna stwierdził, może jej przysporzyć kłopotów, ale... Nie miała aktualnie nic w planach, więc tylko wzruszyła sama do siebie ramionami i uśmiechnęła się nieco weselej.
- Biżuterii... - szybko przejrzała w pamięci, czy na ulicy Pokątnej jest jakiś naprawę godny uwagi sklep jubilerski. Mogli równie dobrze wyjść z czarodziejskiego miejsca i przejść się po którejś części Londynu... - Bardzo zależy Ci, aby była to ulica Pokątna, czy może inna część Londynu?
Jakby nie patrzeć, Blackówna trochę jednak spędziła swojego życia w tym mieście. Może nie znała go jak swojej kieszeni, to jednak były osiedla, dzielnice, które sobie ceniła i była w stanie znaleźć w nich coś ciekawego. Widząc, jak mężczyzna kłania się na przywitanie i przedstawienie się, sama dygnęła jak dama.
- Clarissa Black. Również mi miło. - powiedziała spokojnie, choć przez chwilę się zastanawiała, jak bardzo wpadała w coś dziwnego i niewiadomego. Ale to nieważne teraz. - Czy zatem idziemy?
Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.
-
Wiek:
33Data:
27 sie 1991Genetyka:
AnimagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Leżący na ziemiRóżdzka:
ŚWIERK - ELASTYCZNY 14 CALI - KOLEC JADOWY MANTRIKORYZamożność:
SkromnyStan cywilny:
Singiel player - Posty: 29
- Rejestracja: 05 cze 2024, 13:50
Uśmiechając się jak najbardziej miło i pozytywnie, Dutch zastanowił się chwilę. W sumie biżuteria nie robi zbytnio różnicy, czy w świecie magicznym czy u mugoli? Nigdy nie brał tego pod uwagę, ale chyba jakaś różnica musi być. No na przykład jedna jest taka, że mugoli łatwiej okraść. Tylko czy aby na pewno warto?
- Ależ oczywiście, może być nawet inna część Londynu. Zaufam, że bardzo dobrze znasz wszelakie okolice
Odparł z uśmiechem, który ciągle leży na jego buźce. Clarissa wyglądała na naiwną, lecz kto wie. Może to Dutch jest w błędzie z ocenianiem innych? No mniejsza, można ruszać czym prędzej byle z dala od tego miejsca. To było priorytetem, zniknąć z przekątnej i zrzucić pościg ze swojego skrzydełka.
- Oczywiście, jak najbardziej ruszajmy. Póki dzień młody
Dodał, po czym pozwolił sobie na kolejny lekki ukłon i wskazanie drogi do głównej ulicy.
- Panie przodem.
Kultura przede wszystkim, ale czy na pierwszym miejscu? Dajmy się ponieść przygodzie, dziś można zaszaleć i udawać jakiegoś dżentelmena. A kto mu tam zabroni, później to opije.
- Ależ oczywiście, może być nawet inna część Londynu. Zaufam, że bardzo dobrze znasz wszelakie okolice
Odparł z uśmiechem, który ciągle leży na jego buźce. Clarissa wyglądała na naiwną, lecz kto wie. Może to Dutch jest w błędzie z ocenianiem innych? No mniejsza, można ruszać czym prędzej byle z dala od tego miejsca. To było priorytetem, zniknąć z przekątnej i zrzucić pościg ze swojego skrzydełka.
- Oczywiście, jak najbardziej ruszajmy. Póki dzień młody
Dodał, po czym pozwolił sobie na kolejny lekki ukłon i wskazanie drogi do głównej ulicy.
- Panie przodem.
Kultura przede wszystkim, ale czy na pierwszym miejscu? Dajmy się ponieść przygodzie, dziś można zaszaleć i udawać jakiegoś dżentelmena. A kto mu tam zabroni, później to opije.
-
Wiek:
25Data:
14 sie 1998Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
NielotRóżdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, SztywnaZamożność:
BogataStan cywilny:
Panna - Posty: 103
- Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13
Kobieta przyglądała mu się dość nieufnie, można powiedzieć, mimo przyjemnego w miarę uśmiechu na ustach, w jej oczach widac było jakąś dozę podejrzeń? Niepewności? Coś takiego. Niemniej jednak stwierdziła - jak szaleć, to szaleć. I tak zamierzała jeszcze dzisiaj wrócić do Hogsmeade, jeśli jej się to uda, więc równie dobrze mogła spędzić spokojny czas przy boku... Dutcha? Tak się przedstawił?
- Zatem chodźmy. - rzuciła, chwytając pewnie bukiet jedną ręką i ruszyła w stronę wyjścia z ulicy Pokątnej. Nie zwracała uwagi na czarodziejów dookoła, bo niby czemu by miała - kilka osób co prawda do niej machnęła dłonią, czy lekko się skłoniła, co Clarissa oczywiście odwzajemniła. W końcu nazwisko zobowiązywało, a do tego jednak była dość dobrze wychowana i takie gesty przychodzili jej naturalnie, nie musiała się nimi za bardzo przejmować czy do nich zmuszać.
- Nie znam aż tak Londynu, nie mieszkam już tutaj ładnych parę lat... - powiedziała, wychodząc na załoczoną mugolami ludzi. Jej nie przeszkadzały osoby niemagicznego pochodzenia - chociaż gdyby jej ojciec się o tym dowiedział... Nah, nie zamierzała się tym teraz przejmować. - Jednak jest kilka sklepów z biżuterią niedaleko. Staraj się nadążyć, gnomie. - rzuciła z lekkim uśmieszkiem w jego stronę, po czym ruszyła szybkim krokiem w strone wskazaną przed siebie przed chwilą. Na butach na wysokim - koło 10cm! - poruszała się z gracją i dość szybko, aczkolwiek nie zamierzała się przejmować, czy Dutch za nią nadąży.
- Zatem chodźmy. - rzuciła, chwytając pewnie bukiet jedną ręką i ruszyła w stronę wyjścia z ulicy Pokątnej. Nie zwracała uwagi na czarodziejów dookoła, bo niby czemu by miała - kilka osób co prawda do niej machnęła dłonią, czy lekko się skłoniła, co Clarissa oczywiście odwzajemniła. W końcu nazwisko zobowiązywało, a do tego jednak była dość dobrze wychowana i takie gesty przychodzili jej naturalnie, nie musiała się nimi za bardzo przejmować czy do nich zmuszać.
- Nie znam aż tak Londynu, nie mieszkam już tutaj ładnych parę lat... - powiedziała, wychodząc na załoczoną mugolami ludzi. Jej nie przeszkadzały osoby niemagicznego pochodzenia - chociaż gdyby jej ojciec się o tym dowiedział... Nah, nie zamierzała się tym teraz przejmować. - Jednak jest kilka sklepów z biżuterią niedaleko. Staraj się nadążyć, gnomie. - rzuciła z lekkim uśmieszkiem w jego stronę, po czym ruszyła szybkim krokiem w strone wskazaną przed siebie przed chwilą. Na butach na wysokim - koło 10cm! - poruszała się z gracją i dość szybko, aczkolwiek nie zamierzała się przejmować, czy Dutch za nią nadąży.
Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.
-
Wiek:
33Data:
27 sie 1991Genetyka:
AnimagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Leżący na ziemiRóżdzka:
ŚWIERK - ELASTYCZNY 14 CALI - KOLEC JADOWY MANTRIKORYZamożność:
SkromnyStan cywilny:
Singiel player - Posty: 29
- Rejestracja: 05 cze 2024, 13:50
Tak więc ruszyli, mężczyzna nie mógł cieszyć się bardziej, że uda mu się kolejny raz uciec od ręki sprawiedliwości upierdliwych aurorów. No ale jak to Dutch mawia - Nie raz smoka spotkasz i nie raz unikniesz jego ognia. Choć jest to bardziej do czasu, w końcu przypali mu się tyłek i będzie musiał zapłacić za swoje błędy.
Podążając za panienką Black, mężczyzna mógł zauważyć, jak parę osób do niech machało i się witało. Rodzina Black, cóż nie jest jakimś ekspertem ani znawcą. Ciężko być skoro większość czasu było się na ulicy i kradło, a w hogwarcie tylko uczyli czarów i jakiś podstaw o których dawno zapomniał. Dutch z resztą nigdy nie interesował się rodzinami czarodziejów, już swojej miał dość. Wszyscy tak się zachwalali nazwiskami, jakby było to coś ważnego w świecie czarodziejów.
Kiedy tylko dotarli do Londynu, Darkwood mógł dostrzec pełne skupiska mugoli. Ach nie ma to jak tłoczne miejsca, po prostu wspaniale.
- Czasami zdarzało mi się tu przechadzać, ale nie aż tyle by pamiętać cokolwiek z tego miejsca
Odparłem, po czym wróciłem do wspomnień. No tak jedyne miejsca jakie dało się tu odwiedzać, to były puby. Awantury z Mugolami, jak najbardziej. Czasami warto jest zostawić różdżkę w innej kieszeni i ruszyć na pięści z niemagicznymi. Średniej klasy rozrywka, ale warto.
- Tak z ciekawości, czy mugolska biżuteria jest coś warta dla czarodzieja?
To tak na zapas, no bo w sumie jakby dało się coś na tym zarobić. To po co się męczyć na przekątnej, skoro tutaj machnie się różdżką i każdy sklep jest twój!
Pomijając też pytanie, Dutch musiał przyspieszać co chwila. Gdyż panienka poruszała się dość żwawo. Niby ma się długie nogi, ale dalej ciężko dogonić.
- Gnomie?
Zapytał, po czym spojrzał w lustra gdy przechodzili obok sklepu z lustrami.
- Jeszcze sporo mi brakuje do gnoma
Uśmiechnął się i dalej podążał za kobitką.
Podążając za panienką Black, mężczyzna mógł zauważyć, jak parę osób do niech machało i się witało. Rodzina Black, cóż nie jest jakimś ekspertem ani znawcą. Ciężko być skoro większość czasu było się na ulicy i kradło, a w hogwarcie tylko uczyli czarów i jakiś podstaw o których dawno zapomniał. Dutch z resztą nigdy nie interesował się rodzinami czarodziejów, już swojej miał dość. Wszyscy tak się zachwalali nazwiskami, jakby było to coś ważnego w świecie czarodziejów.
Kiedy tylko dotarli do Londynu, Darkwood mógł dostrzec pełne skupiska mugoli. Ach nie ma to jak tłoczne miejsca, po prostu wspaniale.
- Czasami zdarzało mi się tu przechadzać, ale nie aż tyle by pamiętać cokolwiek z tego miejsca
Odparłem, po czym wróciłem do wspomnień. No tak jedyne miejsca jakie dało się tu odwiedzać, to były puby. Awantury z Mugolami, jak najbardziej. Czasami warto jest zostawić różdżkę w innej kieszeni i ruszyć na pięści z niemagicznymi. Średniej klasy rozrywka, ale warto.
- Tak z ciekawości, czy mugolska biżuteria jest coś warta dla czarodzieja?
To tak na zapas, no bo w sumie jakby dało się coś na tym zarobić. To po co się męczyć na przekątnej, skoro tutaj machnie się różdżką i każdy sklep jest twój!
Pomijając też pytanie, Dutch musiał przyspieszać co chwila. Gdyż panienka poruszała się dość żwawo. Niby ma się długie nogi, ale dalej ciężko dogonić.
- Gnomie?
Zapytał, po czym spojrzał w lustra gdy przechodzili obok sklepu z lustrami.
- Jeszcze sporo mi brakuje do gnoma
Uśmiechnął się i dalej podążał za kobitką.
-
Wiek:
25Data:
14 sie 1998Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
NielotRóżdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, SztywnaZamożność:
BogataStan cywilny:
Panna - Posty: 103
- Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13
Black sama nie dbała za bardzo o znajomości. Raczej nie zajmowała się rodzinnymi sprawunkami, by korzstać ze znajomości - jej starsze rodzeństwo, jak najbardziej! Mogła powiedzieć o nich wszystko, ale na pewno nie to, że ci krewni i znajomi królika im się nie przydali w życiu. Zwłaszcza, Hamish - ten to wojował świat. Wszystko w imię ojca. Dziewczyna totalnie nie rozumiała starszego rodzeństwa i cieszyła się, że ma już to z głowy. Na szczęście Lucius jeszcze siedział w szkole i nie musiał się martwić niczym, a młodsza siostra... Cóż, pojawiła się znikąd i na razie ciężko było cokolwiek o niej powiedzieć.
- Cóż, możesz sobie przypomnieć. - spojrzała na niego przez ramię, przedzierając się przez tłum ludzi.
Puby Clarissa też lubiła. Może zatem jakiś pomysł, by jeden z nich odwiedzić dzisiaj wieczorem? A nuż znajdą jakiś ciekawy, przytulny, może dla wyższych sfer nawet? Na pewno się coś znajdzie. Nie mniej jednak, było tutaj naprawdę tłoczno - Clarissa musiała nieźle wytężyć wzrok, by dojrzeć coś pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi. Zaraz jednak dojrzała to, co chciała. By Dutch przypadkowo jej się nie zgubił, zatrzymała się i złapała go za rękę. Ruszyła pewnym siebie krokiem prosto do sklepu z biżuterią. Drogiego sklepu z biżuterią.
- Wszystko może mieć wartość dla czarodziejów. - rzuciła spokojnie, kierując na moment na niego uśmiechnięte spojrzenie i weszła do wielkiego jubilera. Dopiero w środku puściła rękę mężczyzny i podeszła szybko do lady, szukając jakieś ładnych błyskotek. Cóż, nie był to sklep z amuletami Peverella, ale zawsze coś. Zaśmiała się pod nosem i skierowała jeszcze raz spojrzenie na Dutcha. - Już jesteś gnomem, dla mnie przynajmniej. Nie próbuj się wymigać. - w tym momencie podeszła do niej ekspedientka i Clarissa od razu zajęła się rozmową z nią. Znała się na błyskotkach, Micah ją sporo nauczył i sporo pokazał - dlatego nie zwlekając od razu skoczyła na najwyższą półkę.
- Cóż, możesz sobie przypomnieć. - spojrzała na niego przez ramię, przedzierając się przez tłum ludzi.
Puby Clarissa też lubiła. Może zatem jakiś pomysł, by jeden z nich odwiedzić dzisiaj wieczorem? A nuż znajdą jakiś ciekawy, przytulny, może dla wyższych sfer nawet? Na pewno się coś znajdzie. Nie mniej jednak, było tutaj naprawdę tłoczno - Clarissa musiała nieźle wytężyć wzrok, by dojrzeć coś pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi. Zaraz jednak dojrzała to, co chciała. By Dutch przypadkowo jej się nie zgubił, zatrzymała się i złapała go za rękę. Ruszyła pewnym siebie krokiem prosto do sklepu z biżuterią. Drogiego sklepu z biżuterią.
- Wszystko może mieć wartość dla czarodziejów. - rzuciła spokojnie, kierując na moment na niego uśmiechnięte spojrzenie i weszła do wielkiego jubilera. Dopiero w środku puściła rękę mężczyzny i podeszła szybko do lady, szukając jakieś ładnych błyskotek. Cóż, nie był to sklep z amuletami Peverella, ale zawsze coś. Zaśmiała się pod nosem i skierowała jeszcze raz spojrzenie na Dutcha. - Już jesteś gnomem, dla mnie przynajmniej. Nie próbuj się wymigać. - w tym momencie podeszła do niej ekspedientka i Clarissa od razu zajęła się rozmową z nią. Znała się na błyskotkach, Micah ją sporo nauczył i sporo pokazał - dlatego nie zwlekając od razu skoczyła na najwyższą półkę.
Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.