Ezra i Iris - dzień po balu

Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 275
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Ta cała sytuacja zdawała się być... abstrakcyjna, mówiąc szczerze. Miesiąc temu, gdyby ktoś jej powiedział, że będzie w takiej... ciekawej i dość intymnej sytuacji z Ezrą Traversem, wyśmiałaby tę osobę. To po prostu w jej głowie nie miało szans na powstanie. A tu proszę. Wystarczyło pokazanie się na balu, w sukni, którą Ezra widział wcześniej... I sprawić, by Travers był zazdrosny. Oh well, nie brzmiało to za dobrze, ale dokładnie tak było.
Podobało jej się to, co się tutaj działo. To, jak Ezra ją w tym momencie traktował, jak ją dotykał. To, ile uwagi jej teraz dawał. Wszystko było idealne. Podobała jej się ta subtelność, delikatność, a jednocześnie namiętność, która się między nimi wytworzyła. To było tak zaskakujące, niespodziewane, że tylko potęgowało odczucia. Po pocałunku wbiła w niego spojrzenie, roziskrzone, czując jak robi jej się ciepło. Jak bardzo nie chce, by to się kończyło. Wszystkie uczucie, które schowała głęboko do Ezry tych kilka miesięcy temu, zaczęły na nowo dawać o sobie znać. W pierwszym momencie jej się to nie podobało, ale teraz...
Przymknęła powieki czując jego delikatnie przesunięcie kciukiem po jej dolnej wardze, na co mruknęła cicho. Uchyliła je z powrotem, gdy poczuła jak Ezra napiera na nią ciałem. Zadrżała delikatnie, ale nie uciekała od niego - wbiła tylko spojrzenie niebieskich tęczówek, w których pojawiła się kropla pożądania. Mogła się spodziewać, jak bardzo zaborczy będzie Travers. Że jeśli faktycznie będzie chciał się do niej zbliżyć, to zrobi to i będzie potrzebował potwierdzenia, że Iris jest tylko jemu oddana. Bal faktycznie spędziła w towarzystwie Luciusa - i było bardzo miło, wiedziała jednocześnie, że Lucius jest zakochany w innej.
Już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, co jej siedzi na serduchu, gdy nagle obok nich pojawiła się jakaś IV-roczna zołza. I to, co powiedziała spowodowało, że Parkinson otworzyła szerzej oczy, w pierwszym momencie rzucając jej niedowierzające spojrzenie, a po chwili na Ezrę.
- Że słucham? - zdążyła jedynie powiedzieć, gdy Crabbe postanowiła ni stąd ni zowąd rzucać zaklęciami. Czując jak coś jest nie w porządku i musiała postarać się utrzymać na podłodze, odsunęła się od Ezry, wściekła. Przez to, że ktoś przeszkodził w tej chwili, i tym, co usłyszała. Gdy udało jej się ustać, w jej dłoni momentalnie pojawiła się różdżka, którą wycelowała w małolatę. - Expelliarmus! - wytrąciła z dłoni Crabbe różdżkę, rzucając jej mało przyjemne spojrzenie. - Lepiej czmychaj stąd gdzie pieprz rośnie, zanim rzucę coś gorszego... - wycedziła przez zaciśnięte zęby, wbijając w nią wściekłe spojrzenie. Czuła się... zdradzona. Wykorzystana. Ezra przecież mówił, że Ashara to tylko koleżanka!
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
13 kwie 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
ścigający
Różdzka:
13 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, CIS, ŁUSKA ROGOGONA
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
oddany czarnym konszachtom
Ezra Travers
Posty: 155
Rejestracja: 12 paź 2023, 12:50

Wyszło szydło z worka. Czasem przeszłość potrafi ładnie skonfundować i pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Wprawdzie Travers kompletnie nie robił sobie nic z tego, że Ashara była rzeczywiście tą, która go pocałowała, ale jednak jej reakcja na Luciusa zdawała się pogrzebać relację z nim. Tutaj Parkinson miała się określić i co? Znów nie wiedział, jak ona do Blacka się ustawia. Słowa Crabbe przebiły się przez grubą mgłę emocji, którą tworzyła bliskość Iris, przypominając mu o całym zamieszaniu związanym z Asharą na balu. Widząc, jak Iris odsuwa się od niego, wyczuwając gniew i rozczarowanie, poczuł, jak frustracja zaczyna go zalewać. A za nią gniew, jakzwykle. Nie mógł jednak pozwolić, by jeden impuls zniszczył to, co dopiero zaczynało się rodzić między nimi. Coś, co mu się, o dziwo, podobało.
Szybko, zanim Crabbe zdążyła zrobić cokolwiek więcej, gdy już Iris wytrąciła jej różdżkę z ręki, Ezra spojrzał na tę drugą z wdzięcznością, ale jej wściekłe spojrzenie przypomniało mu, że musi się jednak tłumaczyć. I to szybko. Kiedy różdżka Crabbe przetoczyła się po podłodze, on zwrócił się do niej, a jego twarz przybrała chłodny, zdecydowany wyraz.
- Crabbe, nie masz pojęcia, o czym mówisz, więc pókim miły... Spierdalaj szukać gnomów w lesie - warknął, starając się zapanować nad gniewem, który rósł w nim z każdą sekundą. - To, co się stało na balu, to była zwykła pomyłka. Nic nie znaczyło. Ashara nie jest dla mnie nikim ważnym - stwierdził sucho, cofając wzrok na Iris i odwrócił się w jej stronę na nowo,- Iris, musisz mi uwierzyć. Ashara mnie pocałowała, jak gdyby nigdy nic, ale ja tego nie chciałem, nie prosiłem o to. To Ty jesteś dla mnie ważna. Tylko Ty - próbując zbliżyć się do niej, Ezra czuł, jak każda jego komórka ciała powolnie woła o jej przebaczenie. Wiedział, że musi teraz zaryzykować wszystko, żeby naprawić sytuację. - Iris... - przesunął rękę, by delikatnie dotknąć jej ramienia, próbując nawiązać z nią znów bliższy kontakt. Spojrzał na nią wymownie, oczekując, że to, co ona powie będzie dalekie od zeźlonej miny, jaką mu prezentowała. A w tle Crabbe stała, obserwując ich z wściekłością. Ezra teraz skupiał się tylko na Iris. I na bezróżdżkowym accio, którym ściągnął sobie do dłoni wytrąconą wcześniej przez iv-roczną Ślizgonkę różdżkę.
- Crabbe podkochuje się we mnie od jej pierwszego roku. Wszystko zrobi, żeby mnie wrobić w cokolwiek - dodał jeszcze, na koniec wywracając oczami wymownie.

Spiryt, luffki, masa staffu, jebać szlamy z Hufflepuffu!
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 275
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Nie wiedziała do końca, jak miała zareagować na te rewelacje, które właśnie zostały jej sprzedane. Czy powinna strzelić Ezrze w pysk, czy może jednak wydłubać oczy tej małej gówniarze, która przerwała zdecydowanie coś magicznego w tym momencie? Gdy Ezra zaczął mówić, przeniosła na niego oczekujące spojrzenie. Co jak co, ale coś jej mówiło, że to wcale nie było tak... Bez problemu, jak jej się zdawało. Coś musiało być na rzeczy. Ale w sumie wolała wiedzieć, aniżeli żyć w przeświadczeniu, że nic między nim a młodą Blackówną nie było.
"Zwykła pomyłka", tak powiedział. Jak bardzo miała sobie wziąc to do serca? Nikim ważnym. Utkwiło jej to stwierdzenie w głowie, przez co trochę się uspokoiła. Trochę. Zaraz jednak chłopak odwrócił się w jej stronę, co skomentowała w pierwszym momencie jedynie uniesieniem brwi. Po chwili wysłuchała spokojnie tego, co miał jej do powiedzenia Ezra i przygryzła wargę. Emocje, obudzone przed paroma chwilami nadal ją przepełniały, więc tylko ulokowała spojrzenie w oczach chłopaka, przypatrując mu się uważnie. Nie wiedziała, czy kłamał. Nie miała pewności i nie mogła jej mieć. Chciała jednak mu wierzyć. Chciała wierzyć w to, że Ezrze na niej zależy i zrobi dla niej wszystko. Poza tym... nadal czuła smak jego ust na swoich wargach. Drgnęła, czując jego dłoń na swoim ramieniu i przygryzła mocniej wargę.
To była chwila. Ułamek sekundy, gdy postanowiła, co zrobi. Rzucając spojrzenie na Crabbe, z premedytacją, upewniając się, że patrzy na nią i na Ezrę, zbliżyła się do Ezry i pocałowała go, przez chwilę jeszcze nie spuszczając spojrzenia z dziewczyny. Niech widzi smarkula, co się tutaj dzieje. Zaraz jednak emocje, rozbudzone na nowo przez jego bliskość i dotyk jego warg na swoich ją przerosło, przez co zamruczała i przymknęła powieki, jeszcze chwilę tak stojąc i oddając się w stu procentach pocałunkowi. Czuła, jak nogi w kolanach jej miękną. I podjęła kolejną decyzję.
- Chodź. - wymruczała mu praktycznie w usta, gdy się od niego odsunęła i chwyciła go za dłoń. Ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów, nawet nie zaszczycając na koniec spojrzeniem młodszej 'koleżanki', ale mocno trąciła ją ramieniem. Nie dbała o to, czy dziewczyna się przewróci, czy co - po prostu pokazała jej, kto tutaj rządzi i jak bardzo nią gardziła w tym momencie. Mimo tego, nie zwolniła kroku, przeszła przez Pokój Wspólny i po chwili wpadła do dormitorium Ezry. Obrzuciła spojrzeniem kilku chłopaków z VI roku, którzy znajdowali się w dormie i wchodząc z ciągniętym przez siebie Ezrą, odsunęła się od drzwi.
- Wypad, ale to już. - pod ciężarem jej spojrzenia nie trwało to długo, jak zostali sami w dormitorium. Wiedziała bardzo dokładnie, które łóżko jest Ezry. Odwróciła się w stronę chłopaka, zbliżając się do niego i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, rozpalona emocjami i buzującymi hormonami wpiła się w jego usta, składając namiętny pocałunek na jego wargach i prowadząc go w stronę jego łóżka. Gdy była już blisko, odsunęła się od niego i zamieniła miejscami z Traversem. Popchnęła go na łóżko, samej po chwili znajdując się nad nim. Zacisnęła po raz kolejny dłoń na jego krawacie, mrużąc powieki. Jej ciało lekko drżało, chcąc już całkowicie oddać się chłopakowi, ale musiała mu jeszcze jedną rzecz powiedzieć.
- Jeśli dowiem się, że Ashara coś do Ciebie czuje i próbuje się do Ciebie zbliżyć, obudzi się w Skrzydle Szpitalnym, rzucę na nią najgorszą klątwę, jaką będę znać... I na Ciebie również. - rzuciła cicho, nim musnęła ustami jego usta. Wyprostowała się na moment, pozbywając się szybko swojej koszuli. Nachylając się nad nim, znów go pocałowała, odpinając szybkim ruchem guziki w jego koszuli i powoli pozbywając się jego ciuchów. Musiała czym prędzej poczuć jego skórę pod swoimi opuszkami palców.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
13 kwie 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
ścigający
Różdzka:
13 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, CIS, ŁUSKA ROGOGONA
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
oddany czarnym konszachtom
Ezra Travers
Posty: 155
Rejestracja: 12 paź 2023, 12:50

Nie do końca wiedział, czy Black powiedziałaby to samo, bo jakoś dziwnie się mu chwilami przyglądała, ale on traktował tamten balowy wybuch emocji, jako coś kompletnie bezsensownego i nie na miejscu. Nie zamierzał okłamywać Iris, powiedział dokładnie to, co uważał za słuszne. A Crabbe to już w ogóle. Tamtą by sprzątnął z ziemi, gdyby tylko miał ostatni włos odwagi w sobie. A jednak avadami nie rzucał, tego zaklęcia opanowanego nie miał. A szkoda. To jednak ta, co stała przed nim sprawiła, że młodsza Ślizgonka warknęła ze złością i uciekła w te pędy. Gdy Iris zbliżyła się do niego, jego serce przyspieszyło, a każdy jej kolejny dotyk i każde słowo tylko podsycały jego pragnienie, by naprawić to, co między nimi się dziwacznie popsuło. Kiedy rzuciła się na niego z pocałunkiem, poczuł, jak gniew i frustracja, które go wcześniej zalewały, zaczynają ustępować miejsca innym emocjom. Tym nieodgadnionym, niezbadanym przez niego. Travers odpowiedział na jej pocałunek z równą namiętnością, jakby chciał jej udowodnić, że mówił prawdę i jej tylko chce.
Kiedy wprowadziła go do dormitorium, z trudem powstrzymywał się, by nie przyciągnąć jej do siebie jeszcze bliżej. Spojrzał na pozostałych chłopaków, którzy zniknęli w okamgnieniu pod wpływem jej rozkazu i z rozbawieniem uśmiechnął się ironicznie. Podobała mu się taka. Pełna odwagi, pewności siebie. Taka właśnie powinna być jego dziewczyna, gdyby taką chciał mieć na poważnie. Taka, że bierze sobie sama to, czego chce i nie bierze po drodze jeńców. Ezra odetchnął głęboko, starając się zachować spokój, ale emocje Iris były tak bardzo zaraźliwe. Kiedy go popchnęła na łóżko, oddał się jej całkowicie. Jej słowa, groźby i obietnice, mimo że były przesiąknięte złością, jedynie go pobudzały. Nie do końca wiedział, co i jak robić, ale działał teraz absolutnie instynktownie.
- Mów tak więcej, Iris - szepnął, patrząc na nią z determinacją w oczach. - Pokaż mi, kto tu rządzi. Bądź zła, dobrze wiesz, że oboje tego chcemy - gdy zrzuciła swoją koszulę i zaczęła rozpinać jego ubrania, Ezra czuł, jak każdy jej dotyk przeszywa go przyjemnym dreszczem. Jego dłonie powędrowały na jej talię, a następnie w górę, aby delikatnie musnąć skórę jej pleców, w pewnym momencie też chętnie, ale nieco niepewnie przesunął palcami po jej biuście pod stanikiem. To było coś, czego nie planował, ale teraz cieszył się wszystkim tym, co emanowało od niej. To, jak reagowało jego ciało było zaskakująco przyjemne i nie zamierzał się wycofać. Ich ciała połączyły się w końcu w jednym rytmie, a cała frustracja i napięcie zniknęły w szybkim, namiętnym i pełnym grożenia sobie nawzajem zbliżeniu.
No a po...
Leżeli obok siebie na łóżku, a ich oddechy powoli wracały do normy. Ezra obrócił się na bok i przesunął dłoń przez jej włosy, czując miękkość pasm między palcami. Był łagodny, a przecież przed chwilą , jak gdyby nigdy nic, trzymał jej dłonie silnie za nad jej lokami, wbite w poduszkę. Nawet na twarzy był spokojniejszy i jakby odeszły mu z głowy bardzo negatywne myśli. Oparł głowę na poduszce, słuchając jej spokojnego oddechu. Nic innego się nie liczyło.
- Jesteś niemożliwa - zaczął cicho, nie chcąc przerywać tej chwili. - Bezbłędna. A to... To, co mi zrobiłaś na początku, wow... - wywrócił oczami, śmiejąc się przelotnie. Takiej naturalnej wesołości z jego strony trudno było wcześniej szukać. Wychylił się do niej i nagle zaczepił ją zębami, udając mocniejsze ugryzienie.
- Nie chce mi się iść na lekcje - stwierdził z niezadowoleniem, bo wolałby po prostu zostać tutaj z nią. Do jutra. Do pojutrza. Do przyszłego miesiąca.

Spiryt, luffki, masa staffu, jebać szlamy z Hufflepuffu!
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 275
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

- Oh, możesz być pewny, że będę tak mówić, jeśli tylko będę chciała... - mruknęła między pocałunkami, czując, jak obydwoje oddają się tej dziwnej i niezamierzonej chwili uniesienia pomiędzy nimi. Nie bała się żadnych konsekwencji, spożywała eliksir antykoncepcyjny, więc nie musiała się tak naprawdę niczego bać.
Skupiona jedynie na tym chłopaku, który kręcił się w jej głowie zdecydowanie zbyt często niż powinien. Alice odradzała jej wiązanie się, nawet spędzanie czasu z Traversem. A tutaj dochodziło do czegoś, czego tym bardziej nie powinna robić. Ale niech się dzieje wola... nieba? Piekła? Nieważne, czyja - miała na niego ochotę, co najmniej tak bardzo, jak on na nią. Dlatego się nie wstrzymywała. Dlatego poddawała się jego ruchom, nie dając się jednak całkowicie zdominować.
To zbliżenie, do której doszło między nimi, dla Iris będzie na pewno niezapomniane. Na długo. W sumie nawet nie obchodziło ją, czy ktokolwiek ich słyszał. Liczyło się tylko to, jak bardzo było im przyjemnie. Gdy jej ciało się uspokajało, oddech wracał powoli do normy, odwróciła się w stronę Traversa i wtuliła się w niego. Mając przymknięte powieki, z lekkim uśmiechem i biorąc głębokie wdechy, by szybiej ustabilizować oddech. Gdy poczuła ruch ze strony Ezry, uchyliła powieki i skierowała na niego roziskrzone spojrzenie. Uśmiechnęła się szereoko słysząc to co powiedział. Znów połechtał jej ego, przyjemnie.
- Wiem. Nie zamierzałam dać Ci żadnej taryfy ulgowej.. - wymruczała spokojnie, przymykając jeszcze na moment powieki i uśmiechając się, tym razem nieco bardziej zadziornie.
Po chwili jednak otworzyła powieki i spojrzała na chłopaka. Uniosła dłoń, delikatnie przesuwając opuszkami palców po jego policzku i szczęce, kończąc ich wędrówkę na jego ustach. Wodziła za swoimi palcami wzrokiem, podziwiając tę delikatną stronę Ezry. Taki Travers mógło codziennie się z nią spotykać, na zmianę z tym napalonym nastolatkiem, który przed kilkoma momentami zawładnął nim i dał jej bardzo przyjemnie uniesienie.
- Nie musimy. Zróbmy sobie wolne. Możemy leżeć i korzystać jak długo nam się to nie znudzi. - powiedziała momentalnie, nie chcąc samej się ruszać.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
13 kwie 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
ścigający
Różdzka:
13 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, CIS, ŁUSKA ROGOGONA
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
oddany czarnym konszachtom
Ezra Travers
Posty: 155
Rejestracja: 12 paź 2023, 12:50

Uśmiechnął się leniwie, czując delikatne muśnięcia palców Iris na swojej skórze. Ten moment bliskości, tak inny od ich poprzednich spotkań, wypełniał go dziką satysfakcją. Wcześniej wściekły i gniewny, nagle był spokojny i nawet potulny.
- Wolne... - powtórzył szeptem, jakby smakując i analizując to słowo na języku. - Brzmi jak plan - niby tak, a jednak czuł pod skórą, że zaraz coś albo ktoś im przeszkodzi. Przesunął się bliżej niej, oplatając ramieniem jej talię i przyciągając ją bliżej. Ich ciała stykały się teraz wzdłuż całej długości, a Ezra poczuł, jak serce Iris bije równomiernie tuż obok jego. Spojrzał w jej oczy. Głaskając ją delikatnie po plecach, zastanawiał się, co się dzieje w tej jasnowłosej głowie. Czy myśli o nim? Na pewno? Może o kimś innym? Zanurzył się w jej spojrzeniu, a potem pochylił się, by złożyć czuły pocałunek na jej ustach. Był to pocałunek pełen wdzięczności i obietnicy, że to, co mają teraz między sobą, będzie trwać. DO GROBOWEJ DESKI.
- Skoro robimy sobie wolne i kryjemy się przed Segarem, możemy zrobić cokolwiek tylko zechcesz. - mruknął, przesuwając palcami po jej boku. - Leżeć tutaj, rozmawiać, śmiać się... Albo spać - zmarszczył nos, a po chwili przytulił ją mocniej, czując, jak jej ciało idealnie dopasowuje się do jego. Było coś niesamowicie kojącego w tym, że nie musiał się denerwować przez nią. Może i go ukoiła na trochę, ale ogólnie też umiała go mocno wpienić.
- Ale nie odpowiedziałaś mi na pytania wcześniej - dodał z lekkim uśmiechem. - Co z Blackiem? To przeszłość? Taka, że możemy ją zakopać głęboko, splunąć i zapomnieć o niej? - spojrzał na nią z niewypowiedzianym uczuciem, a jego dłoń przesunęła się na jej biodro, delikatnie ją głaszcząc. Musiał jednak dowiedzieć się, czemu ona spędzała czas z Luciusem Blackiem. Tamten typ niszczył mu wszystkie plany związane z Hamilton i nie pozwoli, żeby pakował się jeszcze między niego a Iris.
- Jeśli trzeba będzie się go pozbyć, nie skończy szkoły. Nie chcę, żeby się wpieprzał między nas - zakomunikował, raptownie kładąc się na plecy i wpatrując w sufit swojego pokoju.

Spiryt, luffki, masa staffu, jebać szlamy z Hufflepuffu!
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 275
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Iris wpatrywała się bardzo ciepłym spojrzeniem w Ezrę. Może i nie była to taka różnica emocji, jak u chłopaka - po niej szybciej można było spodziewać się takiego spokoju. I ciepła w kierunku drugiej osoby. Może nie Traversa, biorąc pod uwagę jak ją prawie oskalpował, tak jednak... Coś było na rzeczy.
Uśmiechnęła się szerzej, słysząc jak Ezrze podoba się jej plan. Ona również, w tym momencie i w tej atmosferze mogła leżeć obok niego i cały dzień. Co prawda szybciej spodziewała się, że Segar jednak ich znajdzie - i wcale nie była przekonana, czy chciała by znajdował ich w takiej sytuacji (chociaż, mówiąc szczerze, była świecie przekonana, że nie musi się wstydzić swojego ciała przed nikim, nawet nauczycielem - tak jednak Slytherin mógłby stracić kolejne punkty) - lepiej nie ryzykować. Gdy Ezra przyciągnął ją bliżej i jej ciało zetknęło się z jego, zamruczała dość głośno, uśmiechając się zalotnie w jego kierunku. Subtelnym ruchem wsunęła dłoń na jego bok, delikatnie sunąć dalej, aż jej opuszki palców wylądowały na jego lędźwiach. Delikatnie masowała jego skórę, nie spuszczając z niego spojrzenia. Tylko przy pocałunku przymknął powieki, odwzajemniając tę delikatną czułość. To było tak dziwne!
- Muszę się zastanowić, co takiego bym chciała. Póki co, możemy się stąd nie ruszać... - starała się nie zastanawiać, kiedy któreś z nich coś powie niestosownego czy psującego tę całą subtelną i ciepłą atmosferę. Cóż, długo nie czekać nie musiała.
Te pierwsze pytania to jeszcze mogła puścić mimo uszu. Naprawdę. Travers lubił wchodzić na minę, z tego co zdążyła zauważyć - nie mógł sobie zostawić pytań na później. Nawet po tym, co przed momentem przeżyli, musiał wrócić tematem do Blacka. Przeszły ją co prawda ciarki, gdy przesunął dłonią na jej biodro i gdy czuła jego dotyk na swojej skórze, co jej się bardzo podobało. Tak jednak później wypowiedziane zdania przez Ezrę... Iris przewróciła oczami, po czym westchnęła cicho.
- Nie możesz sobie darować pytania o mojego byłego nawet w takiej sytuacji, po udanym seksie? - Parkinson nie owijała w bawełnę i była szczera. Pokręciła głową, po czym odsunęła się od niego, po chwili wstając z łóżka. - Równie dobrze mogę iść na zajęcia, bo ktoś postanowił zniszczyć całą atmosferę. Wyczucia nie masz żadnego, Travers. - mruknęła w jego stronę, schylając się po swoją bieliznę, która leżała na podłodze.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
13 kwie 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
ścigający
Różdzka:
13 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, CIS, ŁUSKA ROGOGONA
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
oddany czarnym konszachtom
Ezra Travers
Posty: 155
Rejestracja: 12 paź 2023, 12:50

Ezra obserwował, jak Iris odsuwa się od niego, wyraźnie zirytowana jego pytaniami. Nie rozumiał jej reakcji. Przecież... TO WAŻNE. Czuł, że gniew zaczyna narastać w jego wnętrzu na nowo, jednak nie dał sobie wejść na głowę wściekłości tak szybko, jak zwykle. O dziwo, Ezrula postanowił zachować spokój. Wydął dziecinnie wargi, obserwując dziewczynę tak, jakby miała się powoli wykaraskać z ich wymiany zdań kłótnia. W oczekiwaniu. Nie mógł przecież też zignorować tego, co czuł. Musiał wiedzieć, co ten pieprzony Black robił przy Iris i jak daleko to idzie.
- Iris, nie możesz mi tego tak po prostu zignorować, bo to nie jest wygodne - powiedział, próbując opanować ton głosu, ale jego oczy wciąż płonęły determinacją. Nagle zabrzmiał racjonalnie, a przecież Travers był ostatnią osobą, którą by się tak opisało. - To dla mnie ważne. Muszę wiedzieć, co się między wami działo i czy naprawdę mogę zapomnieć o tym typie. To nie jest tylko kwestia zazdrości. Chodzi o naszą przyszłość. Bo może to Ty nie będziesz chciała o nim zapomnieć. - zmarszczył brwi, po czym podniósł się na łokciu, patrząc na nią intensywnie. O mojego byłego. I wyszło! Ślizgon nie był zadowolony, ale co miał zrobić, skoro takiego CHUJOWEGO PARTNERA miała wcześniej jego wybranka.
- Od razu nie mam wyczucia. Powiedziałabyś wcześniej to bym teraz nie dopytywał. Jeśli mamy być razem, musimy być wobec siebie szczerzy. Ja ci powiedziałem, co czułem do Ashary, albo raczej czego nie czułem. Teraz była Twoja kolej. Chcę wiedzieć, co naprawdę myślisz o Blacku. Czy to naprawdę przeszłość, którą możesz i chcesz zostawić za sobą? - w pewnym momencie w końcu złapał ją za rękę, próbując ją zatrzymać. - Muszę wiedzieć, że jesteś tylko moja. Bez żadnych wątpliwości - w jego oczach pojawiła się mieszanka gniewu, determinacji i desperacji. On potrzebował tej informacji, jak tlenu do życia. I chociaż seksualne uniesienia były obłędne, chwilowo czekał na reakcję Ślizgonki tak, jakby to od jej reakcji miały zależeć ich kolejne chwile.
- Chcę być z Tobą, Parkinson. I żebyś miała kiedyś moje nazwisko - zamknął się momentalnie, nie poznając swojego głosu. Skąd taka nagła zmiana i chęć określenia, jakie ma zamiary względem Iris, nie wiadomo. Ale skoro to powiedział to chyba nie kłamał.

Spiryt, luffki, masa staffu, jebać szlamy z Hufflepuffu!
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 275
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Wsuwając bieliznę na swoje ciało, Iris wsłuchiwała się w to, co mówił Ezra. Częściowo się z nim zgadzała, ale jednak nie do końca - wiedziała, że to, co się tutaj wydarzyło przed chwilą, nie powinno mieć miejsca. Kilka słów, które wypowiedział Travers zabrzęczało jej dość mocno w głowie. Nasza przyszłość? Jest tylko jego? Od kiedy niby?
Nie odzywając się, złapała za koronkowy stanik, w kolorze butelkowozielonym, założyła go na siebie i zarzuciła jeszcze spódniczkę. I w takim oto ubiorze, stanęła plecami do niego, zastanawiając się, co tak właściwie powinna mu odpowiedzieć.
- Mam nadzieję, że wszystko to, co teraz powiedziałeś, jest szczere. Nie wymyślone na jakieś potrzeby chorego pranka, czy utarcia komuś nosa. A jeśli jesteś szczery, ja będę szczera z Tobą również. - powiedziała, gdy już wszystko jej powiedział i zapadła cisza na dłuższą chwilę.
Z cichym westchnięciem odwróciła się do niego przodem. Nie zwlekając za długo, podeszła do łóżka i bezczelnie weszła na niego, znajdując się nad Ezrą. Kompletnie nie przeszkadzało jej to, że jest bez koszuli. Usadowiła się na nim wygodnie, wbijając spojrzenie niebieskich tęczówek w jego oczy. Położyła obydwie dłonie na jego brzuchu, nieco mocniej drapiąc jego skórę na brzuchu.
- Ezra, chcę być z Tobą szczera, tak naprawdę szczera. Jeszcze niedawno chciałam pomóc Ci we wszystkim. Chciałam być obok Ciebie - mimo Twojej nadgorliwości, wybuchowości i braku spokoju, również w moją stronę. Zawsze byłam po Twojej stronie. Ale miesiąc temu pokazałeś bardzo dokładnie, że wystarczy jedna rzecz, zwykła plotka, by wyprowadzić Cię z równowagi i nawet nie byłeś w stanie zapytać się, czy to prawda, tylko od razu osądziłeś. - przesunęła dłońmi na jego tors, nieco mocniej sunąć paznokciami po skórze. Nie spuszczała spojrzenia z jego oczu. - Do tamtego momentu moje uczucia względem Ciebie rosły. Ale wtedy... Zniweczyłeś wszystko. Znienawidziłam Cię. Chciałam Cię nienawidzieć, nie chciałam być obok Ciebie, zbliżać się do Ciebie. Chciałam, byś na balu mnie totalnie nie interesował, a mimo to, założyłam sukienkę, w której pokazałam się wcześniej tylko Tobie. Widziałam Cię z Asharą i gdzieś mnie to ubodło. - przechyliła głowę w bok, przesuwając prawą dłoń jeszcze wyżej, zaciskając ją delikatnie - jednak nie chcąc mu w tym momencie zrobić krzywdy - pod jego szyją. Po paru sekundach nachyliła się nad nim, wsuwając prawą rękę nieco wyżej, na jego policzek. Przygryzła nieco kokieteryjnie wargę, nachylając się dość mocno, że mógł czuć materiał jej biustonosza na swoim torsie. - To, co się tutaj stało, nie powinno się wydarzyć. Nie w tym momencie, wiesz o tym dobrze. Owszem, chciałam tego, Ty też - ale nie wyobrażaj sobie, że przez to, co się właśnie stało wybaczę Ci w ułamku sekundy. Nie bez kozery powiedziałam Ci, byś się o mnie postarał. Nie rzucę Ci się w tym momencie w ramiona, nie będę Ci słodzić, że chcę być Twoją żoną. Zaskoczyłeś mnie swoją delikatną stroną i nie chcę, by ktokolwiek inny miał z nią do czynienia - ale nadal jest we mnie doza nienawiści do Ciebie. Również za to, że dowiedziałam się od osoby trzeciej o pocałunku Ashary, do którego się nie przyznałeś, a powinieneś. - nie brzmiała na złą, na smutną - ot, mówiła wszystko bardzo racjonalnie, chcąc przedstawić Ezrze wszystko to, co jej leży na serduchu. - Jeśli naprawdę chcesz, bym nosiła Twoje nazwisko - nie jestem na to w tym momencie gotowa. Musisz się o mnie postarać. Teraz na pewno nie powiem Ci, że prócz Ciebie nie ma żadnego innego w moim życiu. Zasłuż sobie na to, bym to właśnie Ciebie wybrała. - złożyła na jego ustach delikatny, acz nieco zachłanny pocałunek. Odsunęła się po kilku sekundach, oblizując widocznie swoje wargi. Po chwili wyprostowała się, z zamiarem wstania z niego i z łóżka. - I nie, nie możesz zajebać Luciusa Blacka ani żadnego innego faceta, który będzie się przy mnie kręcił. Nie tędy droga.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
13 kwie 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
ścigający
Różdzka:
13 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, CIS, ŁUSKA ROGOGONA
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
oddany czarnym konszachtom
Ezra Travers
Posty: 155
Rejestracja: 12 paź 2023, 12:50

Ezra obserwował każdy ruch Iris, jakby próbując zrozumieć, co naprawdę się dzieje. Każde jej słowo było jak cios, który coraz bardziej ranił jego dumę i wywoływał gniew, który narastał w jego wnętrzu. Kiedy wspomniała o pocałunku z Asharą, poczuł, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Jego serce biło szybciej, a ręce zacisnęły się w pięści. Pranka? Z jego własnych uczuć? Z tego, że... JEJ SIĘ ODDAŁ?! Obserwował ją, mrugając nieco żywiej oczami i gdy ona zakładała na siebie stanik, on żywo przerzucał kołdrę w poszukiwaniu bokserek. Znalazłszy je, w te pędy miał je na sobie. A potem ona była na nim i choć buzowało się w nim, jak nigdy, postanowił przełknąć gulę furii i dać Iris się otworzyć. Tak naprawdę jednak wolałaby, żeby się zamknęła przynajmniej trzy razy. O dziwo, nie zrobił jednak nic przeciwko, żeby ona przerwała swoje gadanie. Do czasu.

To, co się tutaj stało, nie powinno się wydarzyć. 

- Naprawdę, Iris? - wybuchnął w końcu, przerywając ciszę, która zapadła po jej słowach. Zrzucił ją z siebie na łóżko, obrócił się raptownie w jej stronę, rozkładając ręce bezradnie. Jego głos drżał od gniewu i frustracji. - Naprawdę myślisz, że jestem jakimś cholernym potworem, który tylko czeka, żeby cię skrzywdzić? Akurat Ciebie?! Nie rozumiesz, jak bardzo się staram, żeby to wszystko naprawić?! - usiadł, żeby założyć na siebie spodnie, a zrobiwszy to podniósł się gwałtownie z łóżka, zbliżając się do niej z determinacją w oczach. W dłoni nie miał jeszcze koszulki, ale teraz nie było to istotne. Pochylał się do niej, warcząc zaciekle:
- A co z tobą? Co z tym, że spędzałaś czas z Blackiem? Myślisz, że mogę to tak po prostu zignorować? Przecież to też mnie boli, do cholery! - jego głos podnosił się jeszcze bardziej, a gniew w jego tonie był wyraźny.
- Chcesz, żebym się starał? Dobrze, będę się starał. Ale nie możesz oczekiwać, że po prostu zapomnę o wszystkim, co się stało. Nie mogę patrzeć, jak ktoś taki jak Lucius Black kręci się koło ciebie i udawać, że mnie to nie obchodzi. - zacisnął zęby, walcząc z rosnącą wściekłością. - Pieprzony Black, zawsze krok przede mną, zawsze krok tam, gdzie nie powinien nawet spoglądać.
Przesunął się jeszcze bliżej, aż jego twarz była tuż przy niej, nieistotne czy była nadal na łóżku, czy zaczęła się zbierać.
- Nie pozwolę, żeby ktoś taki jak Black niszczył to, co mamy. Jeśli naprawdę chcesz być ze mną, to musisz też zrozumieć, że to działa w dwie strony. Nie będziesz miała wątpliwości co do mnie, a ja co do ciebie. - spojrzał na nią z mieszaniną gniewu i desperacji, a jego ręce drżały od emocji, które próbował powstrzymać już za długo. - Nie będę udawał, że wszystko jest w porządku, jeśli nie jest. Chcę cię, Iris. Chcę, żebyś była tylko moja. Jeśli naprawdę myślisz, że możesz bawić się moimi uczuciami, a jeszcze stawiać mi warunki co do mojego wroga publicznego numer dwa, po Hamilton, to się mylisz. Nie jestem zabawką, którą możesz rzucić, kiedy ci się znudzi. Nie powinno się wydarzyć to, co się tutaj stało? Naprawdę? - uniósł brwi wyżej, kręcąc głową. Złapał koszulkę i założył ją na siebie w trymiga. - Jeśli naprawdę chcesz, żebym się o ciebie starał, to musisz mi pokazać, że warto. Bo ja już teraz pokazuję, że jesteś dla mnie ważna. Więc przestań udawać, że to wszystko jest takie proste, bo nie jest - jego oczy płonęły złością, a twarz była wykrzywiona w grymasie absolutnej wściekłości. Jak wtedy, gdy Iris wyłysiała. - Nie pozwolę, żeby ktoś taki jak Black wchodził między nas. Jeśli muszę się go pozbyć, zrobię to. Bo nie będę stał z boku i patrzył, jak ktoś inny odbiera mi to, co jest dla mnie najważniejsze - i to powiedziawszy, wyszedł. Tak po prostu. Zabrał różdżkę i wyszedł, cholera wie gdzie i czemu nagle tak szybko.

zt

Spiryt, luffki, masa staffu, jebać szlamy z Hufflepuffu!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”