Ze względu na zawiłości fabularne, ta historia odbywa się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo gdzie... Najprawdopodobniej w trakcie wakacji. Natomiast nie to jest w niej istotne i jeśli przeszłość zmieni przyszłość - będzie to jedynie naszym fan fickiem. Zobaczymy...
Wynajęty pokój okazał się niewielki i wyposażony jedynie w niezbędne sprzęty, ale za to był przewiewny i miał duże okno wychodzące na Morze Irlandzkie. To do niego podeszła w pierwszej kolejności Stella, po odłożeniu torby na łóżko. Błękitna, sportowa torba, popularnej mugolskiej firmy nie pasowała do magicznego świata, ale hostel, w którym zatrzymała się para na weekend, był usytuowany w zupełnie standardowej i turystycznej części Cloughey.
Jak zwykle Starkówna wykazała się niezwykle przemyślanym przygotowaniem, jeśli chodzi o zaplanowanie wycieczki wybrzeżem swojej ukochanej wyspy. Choć oboje z Grishą mogli się już teleportować, podróżowali autokarami. Nigdzie się nie spieszyli. Cieszyli się swoim towarzystwem i otaczającą ich naturą. Oddychali pełną piersią, rozmawiali, a potem czytali książki lub się całowali. Trzeba przyznać, że ta ostatnia czynność czasem ich zanadto pochłaniała, jak na publiczne miejsca, jakimi są miejskie busy, dlatego potrzebowali postojów.
- Niby wszędzie niebo jest podobne, a jednak to pod takim czuję się najbardziej w domu - odezwała się dziewczyna, opierając się o niewielki parapet. Jej błękitne oczy zatonęły w pięknie ciemnogranatowego nieba, które rozjaśniała delikatna, fioletowa zorza i blask miliona gwiazd i gwiazdeczek.
- Musisz przyznać, że Irlandia jest piękna... Już niemal zapomniałam, jak wygląda nadmorska zieleń. Dzięki wilgoci jest dużo głębsza, niż ta w Cieplarniach czy Zakazanym Lesie...
Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie - Grisha i Stella
-
Wiek:
17 latData:
08 sie 2006Genetyka:
Ćwierć-WilaKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Student: Prawo czarodziejów (I rok)Pozycja w quidditchu:
SzukającaRóżdzka:
11 cali, biały wiąz, włos wiliZamożność:
klasa średniaStan cywilny:
Pan Gruszka - Posty: 316
- Rejestracja: 26 kwie 2023, 10:28
-
Wiek:
17Data:
08 gru 2006Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
Student: Prawo Czarodziejów (I ROK)Pozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
11 cali, cis, włos z głowy wiliZamożność:
skromnyStan cywilny:
kawaler - Posty: 56
- Rejestracja: 27 sie 2023, 17:39
Nie powinno mnie tutaj być i byłem tego boleśnie świadomy.
Mój brat w domu dość dobitnie ogłosił, że zamierza wstąpić w sakramentalny związek małżeński i że ma głęboko w poważaniu kaletnicze marzenia ojca dotyczące jego przyszłości. Naszej przyszłości. Teraz wszystkie plany i marzenia rodziców zostały przepchnięte na mnie, a ja... ja jeździłem mugolskimi autobusami po Irlandii wpatrując się w swoją dziewczynę jak w obrazek. Była przecież jak z obrazka. Nie mogłem oderwać spojrzenia od jej pięknych złotych włosów, karmazynowych ust i błękitnych tęczówek. Była pieprzonym dziełem sztuki, od którego nie mogłem i nie chciałem się odklejać, chociaż powinienem. Codziennie dostawałem jedną ostrzegawczą wiadomość od ojca, którą miąłem i od razu chowałem do kieszeni, zgrabnie kłamiąc, że to nic takiego.
Nie powinno mnie tu być.
A jednak byłem. Mój plecak leżał już koło drzwi, a wzrok miałem utkwiony w pannie Stark. Opierała się o parapet, mówiąc o tym, że czuje się tu najbardziej w domu. Miód na me serce. Widok, który zostanie ze mną na zawsze. I to nic, że w domu czeka na mnie piekło. To nic, że każdym kolejnym dniem pogarszam swoją codzienną sytuację i relację z rodzicami. Liczyło się tylko to, że ona czuła się tu najbardziej w domu. Podszedłem do niej i schyliłem się, żeby oprzeć brodę o jej ramię i popatrzeć na widok, który tak uszczuplił moje oszczędności. Cały rok składania i cwaniakowania, żeby na to wydać pieniądze. Totalnie było warto.
- Wszędzie jest pięknie z Tobą, Stells - wyszeptałem jej do ucha i pocałowałem w to miejsce tuż za nim.
- Powiedz mi, dużo zostało nam jeszcze do zwiedzenia miejsc z tej twojej listy? - zapytałem, podczas gdy moje ręce już rozpinały jej sweter, który nałożyła na siebie, żeby ochronić się przed wieczornym chłodem nadmorskiego miasteczka.
Mój brat w domu dość dobitnie ogłosił, że zamierza wstąpić w sakramentalny związek małżeński i że ma głęboko w poważaniu kaletnicze marzenia ojca dotyczące jego przyszłości. Naszej przyszłości. Teraz wszystkie plany i marzenia rodziców zostały przepchnięte na mnie, a ja... ja jeździłem mugolskimi autobusami po Irlandii wpatrując się w swoją dziewczynę jak w obrazek. Była przecież jak z obrazka. Nie mogłem oderwać spojrzenia od jej pięknych złotych włosów, karmazynowych ust i błękitnych tęczówek. Była pieprzonym dziełem sztuki, od którego nie mogłem i nie chciałem się odklejać, chociaż powinienem. Codziennie dostawałem jedną ostrzegawczą wiadomość od ojca, którą miąłem i od razu chowałem do kieszeni, zgrabnie kłamiąc, że to nic takiego.
Nie powinno mnie tu być.
A jednak byłem. Mój plecak leżał już koło drzwi, a wzrok miałem utkwiony w pannie Stark. Opierała się o parapet, mówiąc o tym, że czuje się tu najbardziej w domu. Miód na me serce. Widok, który zostanie ze mną na zawsze. I to nic, że w domu czeka na mnie piekło. To nic, że każdym kolejnym dniem pogarszam swoją codzienną sytuację i relację z rodzicami. Liczyło się tylko to, że ona czuła się tu najbardziej w domu. Podszedłem do niej i schyliłem się, żeby oprzeć brodę o jej ramię i popatrzeć na widok, który tak uszczuplił moje oszczędności. Cały rok składania i cwaniakowania, żeby na to wydać pieniądze. Totalnie było warto.
- Wszędzie jest pięknie z Tobą, Stells - wyszeptałem jej do ucha i pocałowałem w to miejsce tuż za nim.
- Powiedz mi, dużo zostało nam jeszcze do zwiedzenia miejsc z tej twojej listy? - zapytałem, podczas gdy moje ręce już rozpinały jej sweter, który nałożyła na siebie, żeby ochronić się przed wieczornym chłodem nadmorskiego miasteczka.