Złota sala parkietowa

Wiek:
17
Data:
17 lut 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Wydział Sportowy (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
obrońca
Różdzka:
14 CALI, GIĘTKA, SOSNA, WŁÓKNO Z SERCA HIPOGRYFA
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
czelsi patusiara to moja fujara
Kenneth Lambourne
Posty: 129
Rejestracja: 25 kwie 2023, 0:14

Bo był. Jako pełnoprawny mugolski dudek, który miał więcej nasrane na swoją osobę przez rodziców i rodzeństwo, co takiego strasznego mogłoby mu zrobić słowo, jakie powie jakiś types czy maniura, z którym nic go nie łączy? Absolutnie-kurwa-nic. Puchon miał dystans do siebie oraz wszystkiego i wszystkich wokoło. Nic nie definiuje go tak dobrze, jak jego własne myśli i osądy. Stąd tak szybko zgodził się na zaproszenie Drake na bal. Bo co mu szkodzi? Chciała, poszli, bawili się chwilkę, a że porwał w taniec inne paniury, cóż, nie obiecywał swojej osoby na cały wieczór. Pewnie by się nią potem znów zainteresował i pokręcił się w tańcu, ale już widział, że siedzi z Wrightem. Wiedział, że są papużkami przyjacielskimi to po co im przeszkadzać? Rudy sobie radę da.
Zrobił lekko zaskoczoną minę, unosząc wymownie jedną brew. Czyżby nieletnia dziewoja chciała wszystkich omamić swoim ślizgońskim czarem?
- Gdyby była tu ruda raszpla od transmutacji to wszystkie byście miały zmienione kiecki na długie szaty z XVIII wieku. Przepasane białym fartuszkiem. - W końcu ona chodziła w najstarszych, ciemnych szatach, pełnych mroku i absolutnie zakrywających wszystko, co mogłoby być narażone na widok oczu ludzkich. Nawet szyję miała pod brodę niemalże zakrytą. Biorąc pod uwagę niektóre kiecki, jakie Lambourne widział na balu, ta szkoła powinna zmienić nazwę na Hookerdor. Obrzucił Ślizgonkę szybkim spojrzeniem. CO ONA MIAŁA DO ŻÓŁTEGO, PINDA JEDNA. Ale nie skomentował już tego.
- Tylko mi nie mów, że masz coś i do żółtego i do błękitnego. - Uniósł obie brwi, parskając krótko śmiechem. - Tak, z Ollie Drake tu przyszedłem, ale niech sobie gada z Wrightem. Ruda mnie zaprosiła to co, będę dyskryminował kogoś z powodu koloru włosów? - Jednoznacznie krótkim ruchem wskazał na swoją głowę, bo on też jest rudy. Marchewa power. - Jest głośna, ale potrafi być zabawna. - Wzruszył ramionami byle jako, po chwili spoglądając znów na blondynkę. - Trzeba było zgiąć swoją szyję i zejść z piedestału Ślizgonów, zaprosić mnie. To bym miał do wyboru Czerwoną albo Zieloną. - Jakoś on nie miał nic przeciwko braku towarzystwa swojej partnerki. Naprawdę było mu ambiwalentne, co kto z kim, chociaż obserwując salę, widział, że wiele par wciągało się w dość jednoznacznie mizianki. Łypnął kontrolnie na Parkinsonównę.
- O, no dokładnie, wyglądasz zdecydowanie przystępniej, mniej jak dementor. - Poruszył brwiami góra-dół. - Jak byś mnie zagadała z takim uśmiechem to pewnie bym się nawet skusił na wspólny wypad do Hogsmeade. A teraz będziesz musiała więdnąć i czekać na me boskie ciało do września. - Wyszczerzył się swobodnie.

Nie było miejsca dla ciebie - w serduszku Keniuszka Leniuszka...
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 268
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

- Raszpla na pewno gdzieś tutaj krąży i wyłapuje niektóre dziewczyny w kusych kieckach. Zniszczyłaby mi całą zabawę, gdybym musiała zmieniać sukienke.
Wzruszyła spokojnie ramionami, rozglądając się dookoła. Długo szukać nie musiała - gdzieś w oddali dostrzegła to stare truchło, które goniło jakieś Krukonki V-roczne. Parkinson uśmiechnęła się pod nosem. Zapewne chciały zrobić wrażenie na Baizenie, czy którymś innym Ślizgonie - królem złota? - a tu taki zawód. Suzanne przyszpiliła biednego Krukona jak mało kto, a on się jej poddał. Albo poddali się sobie nazwajem, ciężko było stwierdzić. Mało ją to obchodziło, do momentu, jeśli związek Castellani nie odbije się chociażby na treningach w przyszłym roku. O ile ona z tą ręką będzie w stanie wrócić do latania, bo to też trochę wątpliwe na razie było. Malfoy był spoko kapitanem, ale na zastępstwo - był zbyt nadgorliwy i głośny. Iris nie mogła się skupić na własnych myślach, a co dopiero na grze. Gdy nastolatki zostały wyprowadzone przez nauczycielkę z minami zbitego psa, wróciła spojrzeniem do rozmówcy. Zaśmiała się cicho.
- Raczej nie współgrają z zielonym. Ale ogólnie ładne kolory. - sama w końcu miała niebieskie oczy, czemu więc miała nie lubić tego koloru? Nawet nie myślała zmieniać ich kiedykolwiek, szkoda jej było takich ładnych tęczówek.
Rzuciła szybko spojrzeniem w kierunku Drake. Rudzielec faktycznie potrafił być mega głośny, zwłaszcza na boisku, co dla tej blondyny tutaj było za dużo. Ale jako szukająca raczej nie mogła za dużo zrobić graczom na innych pozycjach. Tak to pewno by ją zrzuciła parę razy z miotły. Słysząc o jej ewentualnym zaproszeniu chłopaka, podniosła brwi do góry. Uśmiechnęla się już calkowicie szczerze, skoro uważał że całkiem nieźle wygląda. Podeszła do niego, po czym lekko sie zbliżyła twarzą do niego.
- Niech będzie, będę się częściej uśmiechać. Poczekam do września, ale jeśli byłbyś w okolicy Doliny Godryka w wakacje, to odezwij się, można by się spotkać. Ciao Amore. - rzuciła, odwracając się z przymkniętymi oczami, po czym odeszła, zostawiając chłopaka samego.

/zt
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
17 lut 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Wydział Sportowy (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
obrońca
Różdzka:
14 CALI, GIĘTKA, SOSNA, WŁÓKNO Z SERCA HIPOGRYFA
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
czelsi patusiara to moja fujara
Kenneth Lambourne
Posty: 129
Rejestracja: 25 kwie 2023, 0:14

Lambourne należał do całkiem logicznie myślących młodych magów i choć potrafił postarać o swój osobisty urok to jednak... W drugą stronę to już tak dobrze mu nie szło. Wprawdzie widział, że jasnowłosa Ślizgonka chwilami się mu przygląda jakoś tak wybitnie intensywnie to jednak w życiu by nie dotarło do nie to, że może to jednak oznacza coś innego ponad ocenę ubioru, jaki wybrał. Spojrzał po sobie, po chwili rozpinając marynarkę, żeby prezentować się może o nutę bardziej nonszalancko, aż w końcu westchnął krótko, kiwając głową. Przynajmniej przyznała, że źle nie wybrał, o! To już coś.
Nie kłamał. On na serio widziałby ją u swojego boku, jak widział Drake, jak widziałby Castellani, gdyby to oni jednak zostali wybrani parą balu, a nie jej ukochany Krukonik. Chociaż Kenneth, żeby nie było, nie miał nic do kończącego szkołę Baizena. Types sprawiał, że czarnula znów się uśmiechała, a rudy Puchon nie miał nic przeciwko, żeby jego koleżanka była zadowolona z życia i nie tylko. A nuż spędzą miłe wakacje.
I w kwestii wakacji, gdy Parkinson odezwała się nagle tak blisko jego twarzy, rzucił po niej zaskoczonym wzrokiem, pospiesznie się oblizując.
- Taaaa... Spoko. - Zmrużył podejrzliwie oczy, bo jakim cudem on, biedak, miałby pojawić się w Dolinie Godryka. A może jednak się pojawi? Niemniej jednak, Ślizgonka odchodziła, a on przyglądał się jej w błogim zastanowieniu jeszcze kilka długich sekund. - Amore? - Mruknął do siebie, po chwili jednak wzruszając ramionami. Musiał się przesłyszeć. I nim się ktokolwiek zorientował, Kenneth uciekł do jednorożców, chcąc załatwić sobie trochę ich włosia. Ale nachapie się hajsu za nie!

zt

Nie było miejsca dla ciebie - w serduszku Keniuszka Leniuszka...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Złoto-czarny Bal VII-rocznych 2023”