Suzka i Victor

ODPOWIEDZ
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 390
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

30.11.2023
Trening. Kolejny w tym tygodniu, drugi dla drużyny, a dla niej możliwe że nawet i 4, mimo, że był środek tygodnia. Wstawała wcześnie rano i napieprzanie kaflami w bramki ile się dało, później szybki przelot pod postacią sokoła w celu rozprostowania skrzydeł nad Zakazanym Lasem i powrót na śniadanie, po zajęciach znowu kolejna dawka wycisku czy to z drużyną czy to indywidualnie z jakimś graczem. Robiła wszystko by zbyt wiele nie myśleć o tym co się stało, musiała się skupić na jednym celu w tym roku jakim było wygranie pucharu Quidditcha.
No i właśnie jeden z treningów z częścią drużyny właśnie się zakończył, częścią, bo reszta leżała w izolatkach chorując na smoczą ospę. Suzanne chyba była zahartowana, że to jeszcze ją nie dopadło, no albo dopiero dopadnie, chociaż podobno jednym z objawów była gorączka w niej się właśnie gotowało. Dlatego też wpadła do szatni w całym odzieniu trzaskając drzwiami.
- MARTINEZ - krzyknęła w kierunku chłopaka, który siedział na ławce i ściągał swoje ochraniacze - Czy Ty upadłeś na głowę z tym tłuczkiem, chciałeś mnie zabić czy jak?! - zapytała w ojczystym dla nich języku, no właśnie, ona jak już gadała po hiszpańsku to było bardzo źle, a tutaj z nim, jako jednym z nielicznych mogła mówić swobodnie w swoim ojczystym języku. Gdy tak twardo podchodziła do chłopaka powoli zaczęła pozbywać się z siebie ochraniaczy, których miała a z racji niskich temperatur i zamieci panującej, trochę tego na sobie miała.
- Jeżeli jeszcze raz coś takiego odwalisz, to przysięgam, cały sezon będziesz grzał ławkę - dodała z uniesioną brwią i spoglądała na niego z góry. Castellani była szatanem w zamkniętym drobnym ciele ledwo odrośniętym od podłoża z tym swoim całym 160cm wzrostu. Ale zdążyła już pokazać, że nie można jej bagatelizować. Jeden, drugi, trzeci ochraniacz, zaraz cała peleryna i wierzchnia odzież zaczęła lądować na ławce w zgrabną kosteczkę. A ta, niewysoka pani kapitan stała nad chłopakiem oczekując wyjaśnień i lepiej żeby miał dobre, bo inaczej... inaczej może się to dla niego bardzo źle skończyć.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Po intensywnej sesji treningowej umysł Victora był wyczerpany i pełen sprzecznych emocji. Suzanne jako kapitan była wymagająca bardziej niż jego babka, a jednak widział, że coś z nią nie tak, nie dawało mu to spokoju. Dziewczyna reagowała trochę wolniej, a z drugiej strony jej oczy strzelały napięciem profesjonalistki. Chyba, że to nie było zacięcie, a coś innego, czego wcześniej u niej nie widział. Siedział w samym ręczniku przygotowany do długiego prysznicu. Wtedy wpadła furia.
Gdy Suzanne zaczęła wymachiwać rękoma i wygłaszać swoje pretensje, Victor czuł mieszankę podniecenia i obaw. Był świadomy, że jego pożądanie, które wydawało się wyłaniać znikąd, było nieodpowiednie i mogło naruszyć równowagę w drużynie. Jednak nie mógł zatrzymać swoich myśli, kiedy dziewczyna zaczęła zrzucać kolejne fragmenty swojego ubioru.
- Uspokój się, Suzanne - powiedział, nie wstając, ponieważ nie chciał eskalować sytuacji. Jednak dziewczyna nie przestawała, a nawet przeszła na hiszpański, na co Victor złowieszczo się uśmiechnął. - TO TY! Jesteś wolniejsza, Suzanne - odpowiedział. - Eres tan lento como una mosca que nadie persigue. - kontynuował, wstając. - Nie chcę tutaj wychodzić na dupka, ale to Ty masz problem. Mazgaisz się. - Jego palec wskazał oskarżycielsko w stronę pani kapitan. Delikatnie dotknął jej splotu słonecznego. - No i niech Panienka mi nie grozi, bo to się źle skończy - stał trzy centymetry od niej, jej słowa nie poruszyłyby go, gdyby nie był pewien, że coś nie gra. Jej zachowanie tylko go w tym utwierdziło. Był wyższy od niej, i teraz patrzył na nią z góry.
- Jak chcesz się na mnie wyżyć, to zrób to. Stoję tutaj i nie mam żadnych emocji które mogłabyś skrzywdzić. Nikt nie patrzy. - Uniósł umięśnione ręce do góry. - Opierdol mnie jak trzeba, jeżeli coś Ci to pomoże. Bo widzę, że jesteś spięta i skręcona - jego wzrok przewiercał się przez jej twarz. - Twój pałkarz przyjmie wszystko, byleby jego Pani kapitan wróciła z dalekiej podróży do cholera wie gdzie... - jego ręce oplotły jej ciało. - Estoy aquí para ti, angelito - Uśmiechnął się tak, żeby jej nogi zmiękły. Na ten uśmiech wszystkim miękły nogi... i nie tylko. - Suzi... kurwa, co jest?
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 390
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

- Ja jestem wolniejsza?! To Ty machasz tą pałą jak... jak..., dobrze, że Ci z rąk nie wypadła, a widziałam, że mało brakowało - oburzyła się i cisnęła rękawicą w kąt, ale ona zaraz uniósła się i położyła ładnie na powstającej stercie jej ubrań. O nie, on nie będzie się tak do niej odzywał, zwłaszcza, że sama doskonale widziała, że coś ostatnio gorzej jej się lata i może powinna oddać miotłę do serwisu... albo najlepiej całą siebie, bo to chyba była jakaś po prostu blokada, albo za bardzo chce pokazać, że jest silna gdy tak naprawdę w środku była rozdarta na milion części. Nie mogła sobie pozwolić na tego typu sytuacje by ktoś zauważał, że to w niej był problem a nie w tym, że wszyscy dookoła dawali dupy.
- Nie chcesz wyjść, ale wychodzisz, Victor, jak zawsze zresztą - mruknęła przewracając oczyma i gdy ją tykną, puffnęła z niezadowoleniem. Rozpięła jeszcze w międzyczasie pelerynę zostając już w samej drużynowej koszulce i legginsach. - Nie grożę Ci, tylko obiecuje, jak nie ogarniesz pałki to pozostanie Ci ławka, zdania nie zmienię - mówiła chłodno, twardo, choć w głosie było słychać lekkie załamanie, jakby natłok wydarzeń, które ostatnio miały miejsce nagle sprawiało, że Suzanne miała po prostu dość, a ona jak ma dość to ucieka, znika, zaszywa się w dormitorium. Nie mogło tak być teraz, była kapitanem i wszyscy na nią patrzyli, jeszcze do tego latała w Błękitnych a tam już w ogóle nie mogła sobie pozwolić na jakieś załamanie, które świadczyłoby, że Castellani jest słaba.
Gdy stanął przed nią, nie ruszyła się ani na milimetr, jego wzrost nie robił na niej wrażenia, wszak przecież wszyscy byli od niej wyżsi. Lawirowała swoimi niemalże czarnymi tęczówkami po jego twarzy i z mocno zaciśniętymi ustami. Warknęła. Warknęła w wyraźnej bezsilności i pacnęła go ręką w tą jego nagą klatkę, którą tak ochoczo przed nią pokazywał.
- Wkurwia mnie to, Victor, wkurwia, że masz rację - powiedziała nagle i przymknęła oczy odchylając głowę z bardzo głośnym westchnięciem. Otworzyła oczy w momencie kiedy ją objął i się uśmiechał tak żeby się zaczęła rozpływać jak duża cześć jej koleżanek. Oj tak, jak słyszała w dormie legendy na jego temat i naprawdę nie robiło to na niej wrażenia, bo ona nie była głupią nastolatką czekającą na okazje i chichoczącą jak idiotka na każdy jednoznaczny uśmiech ładnego chłopca. Castellani była zimna, nieugięta i ciężko było do niej dotrzeć a już na pewno złamać. A już na pewno nie była aniołkiem jak ją śmiał nazwać.
- Wszystko jest, kurwa - odpowiedziała wyswabadzając się z jego uścisku i cofnęła się o trzy kroki trafiając plecami na chłodną ścianę i w zrezygnowaniu oparła o nią głowę - Najpierw Mung i zerwanie z Richardem, potem te jebane treningi, smocza ospa, mój ojciec w szpitalu i jeszcze do tego kurwa mówisz, że jestem wolniejsza a jak Ty to widzisz, to inni też to widzą, więc na pewno Verildi już zaciera ręce żeby przejąć kapitana - wyrzuciła z siebie wszystko co jej leżało na sercu w zdecydowanie dużym skrócie - wszystko się dzieje tak szybko, że już nie wiem, który dzień tygodnia i czy aby na pewno zjadłam śniadanie, nie mówiąc, że w tym roku jeszcze są OWUTemy, a ja nie czuje, żebym miała je zdać tak jakbym chciała - no tak, jeszcze egzaminy końcowe... co jeszcze na nią czeka? Pandemia smoczej ospy już jest, brakuje tylko jeszcze jakiegoś idioty, który będzie się chciał zabawić w nowego Voldka. Oh well... przecież już jakiś się czai, ale ona o tym jeszcze nie wiedziała.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Victor stał i obserwował Suzanne. Jej wybuch był pełen emocji, a jej słowa uderzyły w niego jak powódź, ale jednocześnie sprawiły, że poczuł się bardziej żywy niż przez ostatnie tygodnie. Nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna naprawdę ma jakiś nieodkryty problem, który on chyba delikatnie trącił paluszkiem.
Kiedy usłyszał, że w jej oczach jest dupkiem, zacisnął szczękę z niezadowolenia. Prawdą było, że usilnie próbował zdystansować się od jej życia i ukryć własne myśli na jej temat, przez to nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jej słowa mogą go uderzyć. Dodatkowo zawsze widział Suzanne jako niesamowicie silną i niezależną kobietę, ale teraz dostrzegł też jej ludzką stronę, jej słabości i obawy. Poruszyło go, to bardziej niż się spodziewał. Nie odpowiedział, mruknął jedynie coś niezrozumiałego, co miało znaczy; “Wcale nie jestem dupkiem, i jestem bardzo dobrym pałkarzem, a Ty teraz na mnie krzyczysz i nie wiem, czy mam Cię przytulić, czy opierdolić.”
Kiedy warknęła i uderzyła go w klatkę piersiową, Victor poczuł bardzo niespodziewany ból, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Skoncentrował się na niej, na tym, co mówiła, na jej frustracji i rozpaczy. Po chwili zrozumiał, że nie chodziło tylko o Quidditcha. Chodziło o całe jej życie, presję, jaką na siebie wywierała, by być idealną, zarówno jako sportowiec, jak i kapitan drużyny. Kiedy podszedł do niej, i ją objął, nie próbował wykorzystać tej chwili. Chciał tylko sprawić, by poczuła się lepiej, choćby na chwilę. Kiedy nie przyjęła tego gestu i oparła się o ścianę, Victor nie poruszył się, stał tam i patrzył na nią z troską.
Gdy dziewczyna zaczęła mówić o swoich problemach, Victor nie mógł nie zrozumieć, że była na skraju wyczerpania. Była osamotniona w swoich zmaganiach, próbując utrzymać fasadę silnej i niezłomnej kobiety. Widział, że była wypalona, zmęczona i potrzebowała wsparcia. No i zerwała z Richardem. To go uderzyło, jego oczy na chwilę się rozszerzyły, a Hiszpański byk w jego głowie głośno tupnął. - Suzanne, posłuchaj - zaczął, próbując znaleźć właściwe słowa. - Wiem, że to wszystko jest przerażające i przytłaczające. Ale jesteś silniejsza, niż ci się wydaje. Nie musisz być idealna dla nikogo poza sobą. Każdy ma swoje słabości i chwile zwątpienia. Nie jesteś sama. Jesteśmy w tym razem, jako zespół, jako przyjaciele. Ustalmy, że nie jesteś wolniejsza, po prostu potrzebujesz czasu, aby znaleźć drogę przez to wszystko. - Miał młodsze siostry, stan Suzi sprawił, że obudził się w nim brat.
Victor w końcu się poruszył i podszedł do niej, delikatnie ujął jej dłoń i spojrzał jej głęboko w oczy. - A jeśli chodzi o OWUTemy - powiedział spokojnie - dla mnie nie jesteś tylko kapitanem, jesteś niesamowicie inteligentną i zdolną osobą. Wiem, że dasz radę. - Zdawał sobie sprawę, że nie jest to cudowna odpowiedź na jej obawy, ale chciał, aby czuła się wspierana i rozumiana. - Nie jesteś sama, Suzi. Jesteśmy w tym razem. Jeśli potrzebujesz kogoś do wysłuchania lub pomocy, jestem tu dla Ciebie - obiecał, patrząc na nią z determinacją. Był gotowy wspierać ją w potrzebie… a byk w jego głowie zaczął powoli truchtać, wprost na płachtę z twarzą Suzi, która na razie tylko delikatnie powiewała. - A Richard... to już było na poważnie, prawda?
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 390
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

Castellani nie była w ogóle typem narzekacza, potrafiła nie raz zacisnąć zęby i przeć do przodu nie zważając na przeciwności losu, tak przecież było po ataku wilkołaków kiedy niemalże straciła rękę, a teraz? Wystarczył dodatkowy ochraniacz i nawet z tej lewej ręki nauczyła się ładnie cisnąć kaflami, a przecież na początku mówili, że może nawet nie wsiąść już nigdy na miotłę. Teraz jednak było nieco inaczej, za dużo rzeczy się nawarstwiło i to wszystko co w niej eskalowało w końcu musiało mieć jakiejś ujście i tym właśnie świadkiem był Martinez. A jakiej reakcji oczekiwała od niego to sama nawet nie wiedziała. Nie spodziewała się że chłopak jakkolwiek się przejmie i jego późniejsza reakcja na jej wyznanie mocno ją zdziwiła i to bardzo pozytywnie przez co zamrugała kilkukrotnie długimi rzęsami. Słuchała z uwagą jego słów o tym, że jest silna i że nie jest sama. No właśnie taka się czuła, mocno osamotniona w tych swoich problemach, a nie chciała obarczać innych nimi, bo wiedziała, że oni mają też swoje. Florka i sytuacja z Elektrą siedzącą w Azkabanie, a Monika i ta trójka amantów za nią goniąca i problem z wybraniem właściwego, pasującego bolca. Suza i jej rozterki życiowo-sercowe to było po prostu za dużo. Dlatego wybrała samotne biczowanie się ze swoimi własnymi myślami, które z dnia na dzień stawały się coraz to bardziej uporczywe i nie mogła sobie z tym poradzić.
- Nie wiem czy mam wystarczająco dużo czasu, Vic, nie mogą mnie wywalić z Błękitnych, nie mogę być wolna, muszę wrócić do sprawności, zrobić coś żeby przestać tyle myśleć, oczyścić jakoś głowę. Przydałby mi się amnezjator - mruknęła odwracając głowę i spoglądając na rząd kabin prysznicowych. Gdyby można było załatwić to w taki sposób jak właśnie tam, wchodzisz, puszczasz wodę i wszystko z ciebie się zmywa, a człowiek wychodzi z czystą głową i nie musi się przejmować niczym, zaczyna nowy dzień z nową siłą a to co było złe zostaje wpuszczone w kanał. Gdyby tylko to było takie proste...
Wróciła do niego wzrokiem kiedy chwycił ją za dłoń i tym razem się nie wyrwała, pozwoliła mu na ten gest nieco już zrezygnowana w tej swojej bezsilności. Spojrzała mu w oczy przeskakując to z jednej źrenicy na drugą. Skąd się wzięła chęć wspierania jej jak przecież ona była wielokrotnie tak nieprzyjemna czy to na treningach czy później w Pokoju Wspólnym. Czy ona oślepła mając w głowie tylko Baizena i nie widząc jak inni na nią patrzą? Bardzo prawdopodobne. I czy przypadkiem właśnie zauważyła sposób na wykorzystanie tego jak patrzył do próby zapomnienia? Szkoda, że właśnie temat studenta wypłynął na wierzch przez co poczuła znajome ukłucie w sercu.
- Tak, wydaje mi się, że tak, nawet mieszkaliśmy razem przez wakacje, a teraz on idzie na wesele ze Stellą-jestem-wilą-Stark co bardziej pasuje do społeczeństwa wilkołaków niż pospolity animag - prychnęła i przymknęła oczy cały czas głowę opierając o ścianę. Była z nim przez moment w ciąży i nawet mocno wkręciła się w chęć posiadania rodziny jakiej nigdy nie doświadczyła, gdy samotnie wychowywał ją ojciec, który sam nie raz zachowywał się jak rozjuszony nastolatek. Ale to wszystko przepadło i musiała na nowo przekierować swoje marzenia na Quidditch - powinnam ruszyć do przodu, on ewidentnie już ruszył...

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Victor słuchał słów Suzanne, starając się zrozumieć ciężar jej obowiązków i presję, jaką odczuwała jako członek profesjonalnej drużyny quidditcha. Jej pragnienie prostego rozwiązania, takiego jak amnezjator, który wymazałby jej kłopoty, uderzyło w niego. Nie mógł powstrzymać się od poczucia winy, wiedząc, że przyczynił się do jej niedawnej frustracji swoimi komentarzami na temat jej wyników. - Suzi - powiedział cicho, jego głos był pełen zrozumienia - Wiem, że to, co powiem nie jest, tak proste, jak użycie amnezjatora, ale sama wiesz, że życie nie działa w ten sposób. To, co musisz to zaufać ludziom, oprzeć się na swoich przyjaciołach i kolegach z drużyny, otwórz się na innych, daj sobie pomóc, a przede wszystkim musisz dać sobie pozwolenie na spokojne oddychanie. - Zagryzł wargi. Coś ściskało go w żołądku, myślał, że pokrzyczą na siebie i się rozejdą jak zawsze, a tutaj coś się rodziło, coś, o czym kilka razy fantazjował. Robił jednak malutkie kroczki, lekko zamoczył palec w tym stawie emocji, co nie było jego normalnym działaniem. Normalnie już by rzucił się na swoją ofiarę, zalewając ją zapewnieniami o miłości i pocałunkami.
Serce Victora podskoczyło, gdy opowiedziała więcej o swoim przeszłym związku z Richardem i obecnej sytuacji. Czuł ciężar jej emocji, poczucie straty i niepewność co do przyszłości. To było tak, jakby lodowa forteca wokół serca Suzanne powoli topniała, ujawniając wrażliwość, którą tak długo ukrywała. Victor nie mógł powstrzymać się od lekkiego uczucia zazdrości, kiedy widział jej twarz mówiącej o byłym. To była emocja, której się nie spodziewał. Zawsze widział Suzanne jako silnego i zaciekłego kapitana, a jednak w tej chwili wydawała się krucha i ludzka. Jej bezbronność szarpnęła go za serce i zdał sobie sprawę, że jego uczucia do niej od dawna wykraczają poza zwykły podziw.
Victor zbliżył się jeszcze bardziej do Suzanne, wciąż trzymając jej dłoń. Czuł ciepło jej dłoni na swojej, a więź między nimi była niezaprzeczalna. Nie mógł przestać się zastanawiać, czy ona teraz też czuje, to coś, co cały czas gotowało się pod powierzchnią. - Suzi - zaczął, a jego głos był miękki - A nie myślisz, że wciąż jesteś młodą kobietą, i powinnaś zrzucić z siebie, choć na chwilę ciężar, który postanowiłaś nosić? Nie mówię nawet o sporcie, ale… - Przełknął ślinę. - Czy Ty dałaś sobie czas na pomyłki życia nastolatki? Czy od razu na głęboką wodę, mieszkanie, rodzina? - Świdrował ją wzrokiem. - Obowiązki, zobowiązania, przysięgi. To ważne, ale kiedy nie dajesz sobie czasu, żeby spróbować… innych możliwości, to czy to nie jest tylko ułuda? - Milimetr do przodu. - Podziwiałem cię przez długi czas, nie tylko jako kapitana czy koleżankę z drużyny, ale jako osobę. Jesteś silna, pełna pasji i masz w sobie ten niesamowity ogień, który teraz mocno przygasł… - Gdy wypowiedział te słowa, serce Victora przyspieszyło. Zaryzykował, obnażając swoje uczucia przed Suzanne. Zawsze był prostolinijną osobą i nie mógł dłużej ukrywać swoich emocji. Zdał sobie sprawę, że przez miesiące, które spędzili razem w drużynie quidditcha, nabrał do niej silnych uczuć. Podziwiał jej siłę, determinację i ognistego ducha. Teraz gdy spoglądał jej w oczy, zdał sobie sprawę, że chyba w grę wchodzi coś głębszego, coś, czego nie mógł zignorować. Byk w jego głowie galopował, i już nie mógł się zatrzymać. - … powinnaś ruszyć do przodu … - Delikatnie przytakiwał głową i ciągle się do niej zbliżał. Nie chciał jej jednak przyszpilić do ściany, dawał jedynie znak, że jest tu, że jest teraz. Jest gotowy na poradzenie sobie z jej bagażem. Chciał jej powiedzieć, że chce ją pocałować, chciał jej powiedzieć, że terapia zabawą, to coś, co jej pomoże. On jednak pierwszy raz w życiu, postanowił nie zadziałać, może trochę się przestraszył co ona, mu zrobi, jak się za bardzo pospieszy.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 390
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

Ona była kapitanem i cała drużyna właśnie tak ją traktowała, a nie jako koleżankę, przyjaciółkę. I to była też jej wina tak naprawdę, bo nauczona od lat, że nie można mieć zbyt wiele przyjaciół w tym sporcie sprawiało, że przerzucała to swoje naleciałości właśnie nawet na Hogwarcką drużynę. Dlatego też nie patrzyła na Martineza inaczej niż właśnie jako gracza, którym ona dyryguje i od czasu do czasu na niego krzyknie, pouczy, czy wysłucha. A tu teraz jego sposób mówienia, to jak był spokojny i wyrozumiały dla niej było czymś zupełnie nowym, czymś czego się po nim w ogóle nie spodziewała. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami czując jak się zbliża z każdym słowem, z każdą sekundą, czuła jego oddech a to jego przeszywające spojrzenia niemal ją hipnotyzowało. Nie odsunęła się, nie uciekła choćby mogła. Była tak bardzo przytłoczona wszystkim co się dookoła niej działo, że potrzebowała ulgi, chwilowej ulgi i zapomnienia... czuła i miała wrażenie, że on jej właśnie to mógłby dać. Bo właśnie tego chciała... zapomnieć o nim, wymazać z głowy, bo myślenie o Richardzie bolało jak diabli, a z każdą kolejną myślą czuła jakby była torturowana. Podobno czas leczy rany, jednak tu miała wrażenie, że cały czas to się wszystko nawarstwiało i nie było opcji żeby puściło.
Słuchała go dalej gdy mówił. Nawet nie wiedziała co ma odpowiedzieć, jak ma odpowiedzieć. Miał rację, cholera. Przecież była nastolatką, dopiero kończy szkołę, miała prawo popełniać błędy, smakować życie, brać je całymi garściami a nie zamykać się w czterech ścianach...
Znów zamrugała zaskoczona gdy mówił o swoich uczuciach, to jak on ją widział przez ten cały czas. To ją uderzyło. Jej oddech zaczął dziwnie przyśpieszać gdy tak na niego patrzyła i słuchała wszystkiego co ma do powiedzenia. Czy powinna się temu poddać? Temu urokowi, który rozsiewał dookoła. Czuła jego ciepłą dłoń na swojej, czuła jak ją delikatnie pociera, a jego twarz była coraz bliżej i bliżej. Ciepło z jego ciała uderzało w lodową Castellani przyćmiewając wszystko dookoła. Uczucia jej wobec byłego Krukona były niesamowicie silne, ale to, że on tak lodowato na nią reagował przy ostatnim jej spotkaniu sprawiało, że to co robił ten Ślizgon było wręcz ekscytujące i świeże. Coś czego jej brakowało, ale zaś z drugiej strony czuła, że chyba robi źle nie reagując odepchnięciem chłopaka. Jednak, w głowie miała też jedną myśl "On poszedł z wilą, Suzka, z wilą..."
- Powinnam popełniać błędy - wyszeptała a jej oddech już był zdecydowanie cięższy. Buzowało w niej od emocji a tak bardzo potrzebowała żeby to wszystko z niej teraz uszło. A teraz nadarzyła się taka okazja jak ten Hiszpan niemal nagi stojący tak blisko. Czy to będzie jej życiowy błąd gdy zrobi to co miała teraz ochotę? Oblizała szybko usta i słysząc jego ostatnie słowa wolną dłonią sięgnęła do jego karku i przyciągnęła go do siebie złączając ich usta w pocałunku. Przylgnęła do niego mocno cały czas opierając się plecami o chłodny kawałek ściany. Ich języki pierwszy raz spotkały się ze sobą w dziwnym, hormonalnym tańcu, a Castellani miała w głowie tylko jedno - zapomnieć. Po kilkunastu sekundach oderwała się od chłopaka i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Jak tylko komuś o tym powiesz, to poćwiczę na Tobie zaklęcia niewybaczalne - szepnęła bardzo poważnie i znów go przyciągnęła do siebie tym razem oparła się na jego barkach i podniosła oplatając go nogami.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

W przestrzeni szatni, gdzie echo treningu i zmęczenia wciąż wibrowało w powietrzu, Suzanne i Victor stali na granicy dwóch światów – świata codziennych obowiązków i świata głębokich, surowych emocji. W ich wzajemnym pociągu, który narastał powoli, ale nieuchronnie, rozgrywała się gra między siłą a kruchością, pomiędzy kontrolą a bezbrzeżną swobodą. W oczach Suzanne pełnych zmęczenia i niewypowiedzianej bólu, Victor dostrzegał tęsknotę za czymś więcej niż tylko zwycięstwem w quidditchu. To było pragnienie ucieczki od ciężaru odpowiedzialności, od ciągłego bycia perfekcyjną. Miał nadzieje, że ona zobaczy w nim odzwierciedlenie własnych niewyrażonych pragnień - zrozumienia, bliskości, być może nawet nieodkrytej miłości. Victor, z napięciem wpatrywał się w nią, dostrzegał w Suzanne kobietę o wielu warstwach, kobietę, która walczyła nie tylko z przeciwnikami na boisku, ale także z własnymi demonami. Widział w niej coś więcej niż tylko kapitana – widział kobietę pełną pasji, inteligencji i zranionej duszy, która wciąż szukała swojego miejsca w świecie.
Kiedy ich usta złączyły się w pocałunku, to nie była tylko fizyczna potrzeba czy pożądanie. Był to akt buntu przeciwko oczekiwaniom, które na siebie nakładali, przeciwko światu, który nieustannie wymagał od nich więcej. W tym pocałunku, pełnym desperacji i głębokiej tęsknoty, Suzanne i Victor odkrywali nowy wymiar swojego istnienia. Nic nie odpowiedział na jej zapewnienia o jego tragicznej śmierci, gdyby to się wydało. Niech się wyda, będzie to tego warte. Kiedy Suzanne, oplatając go nogami, pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia, na chwilę, w której mogła być po prostu uczennicą, a nie tylko kapitanem drużyny, przylgnął do niej, chciał, żeby czuła się bezpieczna, a jednocześnie, żeby była niebezpiecznie blisko przekroczenia wszelkich granic. Victor, czując jej ciało przyciśnięte do swojego, pozwalał sobie na odrobinę słabości, na chwilę, kiedy mógł być dla niej kimś więcej niż tylko pałkarzem. W jej objęciach czuł, że może być kimś, kto daje poczucie bezpieczeństwa, kimś, kto może pomóc w zagojeniu ran.
W tej szatni, odcięci od świata, Suzanne i Victor pozwolili sobie na chwilę, kiedy mogli być sobą, bez maski doskonałości. Był to moment surowy, prawdziwy i pełen napięcia, który nie dawał odpowiedzi, ale stawiał nowe pytania. Był to moment, w którym przeszłość i przyszłość przestały mieć znaczenie, a liczyło się tylko teraz.
Gdy usta Victora spotkały się z ustami Suzanne w żarliwym pocałunku, czas zdawał się tracić swój wpływ na otoczenie. Ich uścisk pogłębił się, a świat wokół nich stał się nieistotny. W sferze ich pragnień każdy ruch był przemyślany, każdy dotyk był eksploracją przyjemności. Z mieszanką czułości i wewnętrznego pragnienia działania, ręce Victora znalazły drogę do ubrania Suzanne. Drżącymi z niecierpliwości palcami zaczął ją rozbierać, delektując się każdą chwilą, gdy warstwy materiału opadały. Jego dotyk był delikatny, pieścił jej skórę z szacunkiem, odsłaniając piękno, które kryło się pod spodem. Był to powolny, kuszący taniec, jakby delektowanie się każdą chwilą oczekiwania sprawiało, że odsłonięcie było jeszcze bardziej wykwintne.
Usta Victora, niczym delikatny szept letniej bryzy, pozostawiały ślad pierzastych pocałunków wzdłuż szyi i obojczyka Suzanne. Jego dotyk był delikatną pieszczotą, wywołującą kaskadę dreszczy, które tańczyły po jej skórze. Gdy jego usta opadły, zatrzymał się, by podziwiać krągłości jej piersi, a jego opuszki palców śledziły ich kontury czułym dotykiem.
Czas zdawał się zwalniać, gdy Victor badał każdy centymetr ciała Suzanne, a jego pocałunki drażniły i zatrzymywały się w najbardziej wrażliwych miejscach. Rozkoszował się smakiem i fakturą jej skóry, delektując się odurzającą mieszanką słodyczy i pożądania, która wypełniała jego zmysły. Jej smak i dotyk doprowadzały go do szaleństwa, rozpalając w nim głód, którego nie można było powstrzymać. Dyszał. - Que nuestros cuerpos se conviertan en el lienzo donde la pasión pinta una obra maestra de éxtasis.
► Pokaż Spoiler
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 390
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

► Pokaż Spoiler

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Namiętne spotkanie Suzanne i Victora osiągnęło punkt kulminacyjny, przynajmniej dla niej. On był trochę zdezorientowany, bo owszem jęk rozkoszy, którego się spodziewał, nastąpił i był niczym miód na jego serce, ale też nie często zdarzało mu się usłyszeć nie swoje mię w najważniejszym momencie. Westchnął, kiedy dziewczyna rozpoczęła taktyczny odwrót z tego pola walki, ale nic nie mówił. Patrzył. Była piękna. Zaśmiał się niekontrolowanie, kiedy mu podziękowała. - miło było... To znaczy … wpadaj częściej… - To jedyne co przyszło mu do głowy, ciągle głupio się uśmiechał. Mimo wszystko Victor był zarówno zadowolony, jak i wciąż podniecony, a jego erekcja była świadectwem szczerej pasji, którą się z nią podzielili. Nagłe odejście dziewczyny pozostawiło go z pytaniami bez odpowiedzi, może gdzieś głęboko czuł żal do dziewczyny. Pomimo mieszanych emocji, Victor nie mógł zaprzeczyć satysfakcji, jaką czuł, wiedząc, że ich spotkanie było chwilą czystej rozkoszy, nawet jeśli pozostawiło mu to słodko-gorzki smak w ustach. Stał tam, a jego ciało skąpane było w mieszaninie potu i pożądania, pragnąc, by jej obecność trwała jeszcze trochę dłużej. Ogarnęło go poczucie tęsknoty, przeplatające się z nutą żalu i niepewności.
- Może naprawdę to wszystko było zbyt wiele, zbyt wcześnie. - Mruknął do siebie. Zebrał rzeczy z podłogi i poszedł pod prysznic. Gdy umysł Victora wirował od myśli i pragnień, znalazł ukojenie w chwilach, które dzielili. To rozmyślanie nie trwało specjalnie długo i zrozumiał, że ich spotkanie było chwilową ucieczką od ograniczeń codziennego życia. Tęsknił za czymś więcej, ale dostrzegał też piękno w ulotnej naturze minetki na podłodze szatni.
Z szatni wychodził z uśmiechem na ustach i wiedział, że ich drogi skrzyżowały się z jakiegoś powodu, nawet jeśli był to tylko jednorazowy krótki, intensywny moment, to będzie pielęgnował wspomnienie dotyku Suzanne, smaku jej ust i sposobu, w jaki ich ciała splotły się w tańcu pożądania. No i zrobi wiele, żeby to się powtórzyło, a miał wewnętrzną pewność, że dziewczyna, której wyznał uczucia, jeszcze go pozytywnie zaskoczy.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”