Iris i Victor - dwa dni przed sylwestrem

ODPOWIEDZ
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Miejsce: Posiadłość Parkinson


Po otrzymaniu odpowiedzi na swoją sowę, Iris umówiła się z Victorem na spotkanie w Pokoju Wspólnym. Nie było zbyt dużej ilości uczniów w zamku, toteż i domy świeciły w większości pustkami, przez co Iris chwilkę przed umówionym spotkaniem zasiadła w pustym pomieszczeniu. Przy sobie miała małą torbę, w której miała jakieś drobiazgi, nic super ważnego. Raczej rzeczy, które chciała zostawić u siebie w pokoju. Czekała na Martineza, który pojawił się praktycznie idealnie o czasie. Parkinson uśmiechnęła się.
Od razu po ich treningu podskoczyła do nauczycieli, prosząc o załatwienia transportu do Doliny Godryka. A najlepiej bezpośrednio pod bramę swojego domu, bo po co się nadwyrężać? Przywitała się uśmiechem z chłopakiem i nie zwlekając od razu ruszyła w miejsce, gdzie miał czekać na nich świstoklik. Niestety, obydwoje nie byli pełnoletni, przez co nie mogli się teleportować. A to jest coś, na co Iris czekała z niecierpliwością, co nawet powiedziała głośno - bardzo chciała nauczyć się szybko przemieszczać, nie przejmując się niczym i nikim!
Tak czy siak, może pół godziny później, przy pomocy świstoklika o wyglądzie starej donicy ogrodowej, zostali przeniesieni pod bramę posiadłości Parkinson. Iris poprawiła długi do połowy ud butelkowozielony płaszcz. Nie było super zimno, jednak nadal temperatura była dość niska, a śnieg utrzymywał się na ziemi, przez co jej dom - zamiast w pięknie zazielenionym terenie przebywał aktualnie w bieli.
- Jak na biegunie północnym... - mruknęła rozbawiona, po czym spojrzała na chłopaka. - Chodźmy. W środku na pewno jest ciepło.
Ruszyła przed siebie, zerkając czy Victor jej dotrzymuje kroku. Chciała być już w środku, zrzucić z siebie to ciepłe ubranie i zająć się ciekawszymi rzeczami.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Gdy podążał za Iris przez bramę posiadłości Parkinsonów, nie mógł oprzeć się wrażeniu wspaniałości tego miejsca i niepokojącym uczuciu, że bardzo, ale to bardzo tu nie pasuje. Duży, imponujący dom stał majestatycznie pośród zadbanych trawników i ogrodów, wyraźnie utrzymywanych przez wykwalifikowane magiczne ręce. Całe otoczenie mówiło o bogactwie i uroku tak zwanego starego świata, typowym dla rodzin czarodziejów czystej krwi. Victor, całkowicie źle ubrany, dreptał obok Iris, miał na sobie wysłużone dżinsy, lekko postrzępione na krawędziach i zwykły, wyblakły t-shirt, który widział lepsze dni. Na to narzucił zapinaną na zamek bluzę z kapturem, na ramieniu miał swój plecak, wypchany niezbędnikiem młodego mężczyzny i małą ilością ubrań na zmianę. Rozejrzał się po pokrytej śniegiem posiadłości z lekko wymuszonym uśmiechem, powtarzając wcześniejszą uwagę dziewczyny. - Czuję się, jakbyśmy wkroczyli do zimowej krainy z bajki… - powiedział z lekkim podziwem zmieszanym z nutą niepokoju w głosie. Pomimo piękna tego miejsca, nie mógł otrząsnąć się z lekkiego poczucia bycia nie na miejscu, brudna krew pośród splendoru domu czarodzieja czystej krwi. Zaśmiał się lekko, próbując rozładować lekkie napięcie, które czuł. - Spodziewam się zobaczyć ekipę skrzatów domowych w czapkach Mikołaja wyskakujących zza drzew - zażartował, zerkając na nią, by ocenić jej reakcję. Jego próba poczucia humoru była również sposobem na rozluźnienie nastroju, aby odepchnąć poczucie bycia outsiderem w tym bogatym otoczeniu. Jego wizyta nie miała skupiać się tylko na degustacji alkoholi z baru Parkinsonów, dla niego była to również okazja, aby lepiej zrozumieć Iris, zobaczyć świat, z którego pochodziła.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Gdzieś w myślach nastolatki pojawiła się myśl, że jej towarzysz może poczuć się nie na miejscu. Jakby byli jej rodzice - tak. Na pewno mieli by coś przeciwko temu. Na pewno wyrzuciliby chłopaka z domu, nie przejmują się niczym - nawet tym, czy zdążyłby założyć na siebie coś ciepłego w momencie ujemnych temperatur. Sama nie zwracała na to uwagi. Coś w Victorze było, co ją zaintrygowało i stąd też padła propozycja następnego spotkania. A że nie miała za bardzo co robić w wolnym czasie... Postanowiła kuć żelazo póki gorące.
Parsknęła przyjemnym dla ucha śmiechem na jego żart o skrzatach domowych. Szybko wyobraziła sobie ich skrzaty domowe w czerwono białych czapeczkach na głowie. Oh, to musiałoby wyglądać zabawnie. Aż przez chwilę przeszło jej przez myśl, by kupić im czapki i poprosić o założenie - ale nie, przecież nie zrobi tego. Skrzaty domowe owszem, kręciły się po domu, ale raczej starały się nie zwracać na siebie uwagi jego mieszkańców.
- Mielibyśmy armię pomocników Mikołaja w domu. To mogłoby zabawnie wyglądać. - skierowała na Martineza spojrzenie kątem oka, przywdziewając lekki, choć zaciekawiony uśmieszek na twarzy. To było dziwne - uczucie takiej... swobody przy kimś, z kim jeszcze te dwa, trzy lata temu raczej by nie utrzymywała kontaktów.
Dom był otwarty. Najwidoczniej Iris dała znać skrzatom, że zamierza wrócić do domu na dzień/dwa i nie musiała borykać się z zamkniętymi drzwiami. Niczym nie zrażona otworzyła drzwi, wchodząc do środka. Przytrzymała je, by Victor mógł spokojnie wejść za nią. Zrzuciła z siebie ubranie wierzchnie, wydychając z ulga powietrze i zawiesiła je w dość dużej garderobie. Zdjęła zimowe kozaki z nóg i jak gdyby nigdy nic, na boso, zabierając do ręki swoją torebkę przeszła dalej, do salonu.
- Jeśli masz ochotę chodzić w kapciach, w drugiej szufladzie po lewej stronie szafy są buty dla gości. Rozgość się. Skoczę tylko na chwilę do swojego pokoju i zaraz do Ciebie wrócę. Muszę zostawić kilka rzeczy. - powiedziała spokojnie, wbiegając z gracją po schodach, pokonując ich po dwa naraz i na dosłownie dwie minuty zniknęła na piętrze. Może później pokaże Victorowi swój pokoj, swoje małe królestwo, jednak na razie cała impreza i ich spotkanie miało dziać się na parterze. Nie przesądzała jednak sprawy, że mogą się później przenieść na górę.
Po tych dwóch minutach wróciła, już bez torebki, ubrana w czarne, eleganckie spodnie, lekko przylegające do jej ciała i luźny, biały sweter, z nieco większym dekoltem. Włosy miała spięte w luźną, wysoką kitkę, z której kilka kosmków postanowiło już uciec i znaleźć się po bokach jej twarzy. Poprawiła długie rękawy, uśmiechając się do Martineza i wchodząc do kuchni.
- Napijesz się czegoś? Wody, herbaty, kawy? Czy może od razu chcesz zacząć degustację? - zapytała z lekkim uśmieszkiem na ustach, podchodząc do jednej z szafek i wspinając się na palce, może nieco za bardzo wyginając ciało wyjęła na zaś dwie czyste, wysokie szklanki. Jedną z nich podsunęła pod zlew i nalała do niej czystej wody. Odwróciła się przodem do chłopaka, opierając się plecami o blat w kuchni i upiła łyczek wody, czekając na jego odpowiedź.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Victor wszedł za Iris do wielkiego domu Parkinsonów, a jego niedopasowany strój wydawał się jeszcze bardziej nie na miejscu pośród luksusowego wnętrza. Jednak zrelaksowana postawa dziewczyny i ich wspólny humor na temat domowych skrzatów złagodziły jego dyskomfort. Uśmiechnął się na jej komentarz o armii pomocników Świętego Mikołaja. Gdy Iris otworzyła mu drzwi, wszedł do środka i natychmiast został uderzony ciepłem i bogactwem domu. Obserwował, jak dziewczyna bez wysiłku zrzuca z siebie odzież wierzchnią i buty, poruszając się ze swobodną gracją. - Dzięki, skorzystam z oferty kapci - powiedział, zdejmując swoje buty i umieszczając je starannie w przestronnej szafie, tym samym wybierając jakieś kapcie. Czuł się, delikatnie mówiąc wyobcowany, ale docenił gościnność, czując się nieco swobodniej. Poczekał w na nią w holu, gdy pobiegła na górę, poświęcając chwilę na rozejrzenie się. Był elegancko umeblowany, a jednocześnie sprawiał wrażenie zamieszkałego, a nie muzealnego co czyniło go przyjaznym. Podświadomie zaczął dotykać mebli i ścian, czując historię, które musiały kryć. Kiedy Iris wróciła, Victor zauważył zmianę w jej stroju. Eleganckie czarne spodnie i luźny biały sweter pasowały do niej, a swobodne upięcie włosów dodało jej zrelaksowanego, ale wyrafinowanego wyglądu, widać, że była u siebie. Poszedł za nią do kuchni. - Zacznę od wody, dzięki - odpowiedział, patrząc jak, napełnia szklankę, lekko przechylił głowę, wodząc wzrokiem za wyginającym się ciałem dziewczyny. Przełknął ślinę, zanim odpowiedział - Zdecydowanie… na degustację… jestem gotowy zawsze. No ciekawe, co masz w zanadrzu, czym najbardziej lubisz się znieczulać i zabawiać. - Zrobiło mu się ciepło. Ściągnął bluzę przez głowę, tym samym przypadkowo całkowicie pozostając bez górnego okrycia. Trwało to jednak tylko chwilę, bo szybko poprawił koszulkę, jednak opierając się o blat, lekko się napiął, poczuł rosnące oczekiwanie na nadchodzący wieczór. Niezobowiązujące otoczenie i swobodna natura Iris sprawiły, że nie mógł się doczekać… wszystkich możliwości, jakie pojawiły się przed nim. - Twój dom to naprawdę coś - skomentował, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. - Ma swój niepowtarzalny klimat… i aktualnie mieszkasz tutaj sama?
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Ona zdecydowanie bardziej preferowała poruszanie się na boso. Biegała tak po domu od małego, będąc bardzo niezadowoloną, gdy ktokolwiek nakazywał jej zakładać buty po domu. Nieważne, czy biegała na nagich stopach, czy w skarpetkach, jak teraz - czuła się zdecydowanie swobodniej. Jednocześnie szanowała to, że ktoś może mieć zupełnie odmienne zdanie w tym temacie. To były takie drobiazgi, ale zwracała na nie uwagę.
Stojąc tak przodem do chłopaka, wbijając w niego zaciekawione spojrzenie, miała nawet niezły widok. Mogła zerkać na jego zachowanie, na jego mimikę i na jego działania. Gdy wspomniał, czego by się napił, jeszcze parę chwil na niego zerkała. Widząc, jak zdejmuje bluzę i przez te pare sekund zostaje bez koszulki, uniosła lewą brew w geście zaciekawienia. Szybko omiotła spojrzeniem jego nagi tors, ale nie pokazując kompletnie nic po sobie. Trzymając szklankę przy ustach, zahaczyła górnymi zębami o szkło i uśmiechnęła się nieco szerzej.
Przez moment jeszcze tak trwala, przygladając się Victorowi jak gdyby nigdy nic, jednak po chwili stwierdziła, że należało dobrze obsłużyć gościa, skoro zdecydował się na rozpoczęcie imprezy od wody. Sama przecież właśnie piła. Odstawiła swoją wodę, po czym pewnym ruchem złapała drugą szklankę, napełniła ją wodą. Podeszła do chłopaka, podając mu w połowie zapełnione naczynie. Przechyliła głowę w bok, nie odwracając spojrzenia od jego ciemnych tęczówek. Delikatny, acz lekko zadziorny uśmiech majaczył lekko na jej twarzy. Sama była ciekawa tego wieczoru.
- Proszę. Czysta. Są tutaj wyjątkowo czyste źródła wodne. - gdy już odebrał od niej szklankę, cofnęła się po swoją, odwracając się do chłopaka plecami. Chwyciła w palce swój napój, przykładając go do ust, po czym wypiła za jednym razem. Odstawiła naczynie na blat, może odrobinę zbyt mocno o czym mógł świadczyć brzdęk szkła, ale nie przejęła się tym. Odwróciła się szybkim, nieco tanecznym można rzec nawet ruchem z powrotem do Victora. Skinęła głową i uśmiechnęła się do niego spokojnie.
- Dzięki. Tak, od połowy wakacji. Oczywiście tylko w momentach, gdy mogę się ruszyć ze szkoły - raz na jakiś czas się to zdarza, jako że rodzice skontaktowali się ze szkołą i ze względu na naszą sytuację raz na miesiąc, dwa mogę się tutaj pojawić. Na co dzień mieszkają tutaj skrzaty, rodzice również pozwalają tutaj spać chociażby ogrodnikom i innym osobom pracującym przy domu. Nie wnikam. Raczej na siebie nie trafiamy. - odpowiadając na jego pytanie ruszyła w jego stronę. Minęła go, delikatnie ocierając ramieniem o jego rękę, nieświadomie i ruszyła w stronę schodów do piwnicy. Zatrzymała się u ich szczytu i spojrzała przez ramię na Martineza. - Chodź.
Zeskakując gładko ze stopnia na stopień zaprowadziła Victora do czeluści piwniczych. Było tutaj ciemno, parę pomieszczeń zionęło nieprzyjemną ciemnością, jednak Iris wiedziała dokładnie, gdzie ma się kierować. Niczym nie zrażona ruszyła przed siebie długim korytarzem.
- Trzymaj się mnie, bo jeszcze się zgubisz. Jako dzieciak nie mogłam się tutaj bawić, nawet nie wiem, co jest w większości tych pomieszczeń... Ale wiem dokladnie, gdzie mamy zamiar się skierować. - dosłownie na moment odwracając głowę w tył, w jego kierunku błysnęła niebieskimi tęczówkami i po chwili weszła do jednego z pomieszczeń. Zapaliła światło i wykonała gest powitania. - Witaj w barze rodziny Parkinson. Wybieraj, co chcesz. Na górze po lewo w skrzynkach masz wina, bliżej ściany wytrawne, środka - słodsze. Na dole whiskey i inne trunki. Za szybą są też szklanki dopasowane do alkoholu... Chyba, że nie przeszkadzają Ci zwykłe kieliszki do wina, to możemy wziąć je z kuchni. - podeszła do ściany i oparła się o nią plecami, zginając prawą nogę w kolanie i opierając ją rownież o cegły za sobą. Skrzyżowała ręce na piersiach, dając jakby jasny znak, że to on wybiera alkohol. Przynajmniej w tym momencie.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Gdy podała mu szklankę wody, zauważył subtelny, ale pewny sposób, w jaki się poruszała. Jej ciekawość była widoczna w jej spojrzeniu, a on sam był zaintrygowany sposobem, w jaki zdawała się go obserwować, nie będąc przy tym natrętną. - Dziękuję - powiedział, przyjmując szklankę. Wziął łyk, doceniając rześki, czysty smak wody. - Jest… orzeźwiająca - skomentował, zauważając dumę w jej głosie, gdy wspomniała o źródłach czystej wody w posiadłości. Ciągle czuł się lekko przygaszony tym miejscem. Gdy mówiła o swoich okazjonalnych pobytach w domu i ustaleniach ze szkołą, pokiwał ze zrozumieniem. - Musi być miło od czasu do czasu zmienić scenerię - zauważył. - Przerwa od rutyny szkolnego życia... no i trochę luksusu nikomu nie zaszkodzi, szczególnie jak się jest do niego przyzwyczajonym. - Jej wzmianka o rzadkich spotkaniach z innymi ludźmi, którzy pracowali i przebywali w domu, stworzyła w jego umyśle obraz dużego, żyjącego domu, w którym jednak wydawała się zachowywać własną przestrzeń i niezależność. Podążył wzrokiem za jej ramieniem, kiedy delikatnie go trąciła, uśmiechnął się szelmowsko i ruszając za nią, zszedł po schodach do piwnicy. Jego wzrok chwilę przystosowywał się do słabo oświetlonego korytarza. Położył dłoń, na jej ramieniu nie chcąc jej zgubić, ale szybko ją ściągnął, kiedy tylko weszła do pomieszczenia. Gdy przeszli przez drzwi piwniczki, a dziewczyna zapaliła światło, od razu uderzył go widok obszernej kolekcja alkoholi. Dobrze zorganizowane półki, z pieczołowicie ułożonymi winami i alkoholami, świadczyły o bardzo niesprecyzowanych gustach, ale na pewno była to rodzina, która ceniła sobie w życiu najlepsze rzeczy, w dużych ilościach. Do tej pory uważał, że zbiory jego ojca są bardzo duże, jednak skala była tutaj całkowicie inna. - To imponujące - zauważył, przyglądając się szerokiemu wyborowi. Wzrok Victora błądził po bogatej kolekcji alkoholi, aż w końcu jego uwagę przykuła butelka wina, która wydawała się idealna na tę okazję. Było to lekkie, włoskie Pinot Grigio, znane ze swojego rześkiego i orzeźwiającego smaku. Etykieta wskazywała, że pochodzi z małej, rodzinnej winnicy w regionie Veneto, co sugerowało osobisty charakter tego trunku. - To wygląda interesująco… jeżeli to ma być degustacja, to zachowajmy… pozory profesjonalizmu - powiedział, chichocząc, podnosząc butelkę, by dziewczyna mogła ją zobaczyć. - Pinot Grigio z Włoch. Jest lekkie i powinno być dość orzeźwiające. Nie za ciężkie, idealne na początek. - Wybrał odpowiednie kieliszki i ostrożnie otworzył butelkę, a dźwięk korka zwiększył oczekiwanie na pierwszy łyk. Nalewając wino do kieliszków, zwrócił uwagę na jego blado, słomkowy kolor i świeży, owocowy aromat, który unosił się w powietrzu. - Szczerze mówiąc, nie przepadam za francuskimi winami - przyznał z lekkim uśmiechem. Pokazując, na dużą część win w tej kolekcji. - Ale włoskie wina mają pewien urok… no i są prawie tak smaczne, jak hiszpańskie. - Był Hiszpanem, wiadomo, że hiszpańskie wina miały u niego zawsze pierwsze miejsce, nawet jeżeli gdzieś w środku wiedział, że to Włochy wiodą prym w tej dziedzinie. - Podał kieliszek Iris, a delikatny brzęk ich kieliszków oznaczał początek sesji degustacyjnej. - Za nowe doświadczenia i dobre towarzystwo - wzniósł toast, biorąc łyk wina. Smak był lekki i rześki, z nutami zielonego jabłka i cytrusów, co czyniło go doskonałym wyborem na ich niezobowiązujące spotkanie.
- Więc to tutaj uciekasz od świata? - zapytał Victor, ciekawy jej w związku z tym szczególnym miejscem w jej domu. - Nie powiem, zazdroszczę… - Jego oczy spotkały się z jej spojrzeniem, szukał głębszego zrozumienia. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, ale w jego oczach błysnęła iskierka ciekawości, odzwierciedlająca jego pragnienie zrozumienia prawdziwego powodu jej zaproszenia. Wziął swobodny łyk wina, utrzymując kontakt wzrokowy, pozwalając ciszy zbudować most niewypowiedzianej komunikacji między nimi.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Z jednej strony można rzec, że Iris starała się zachowywać tak, by Victor nie czuł się nie na miejscu. Z drugiej strony, ciężko było powiedzieć, jaka dziewczyna była naprawdę - zazwyczaj spokojna, ciężko było wyprowadzić ją z równowagi, zdarzało jej się jednak czerpać przyjemność z droczenia się z drugą osobą, zwłaszcza, jeśli to ona była tą górującą osobą. Teraz jednak, nastawiona na spokojne spotkanie i miło spędzony czas, raczej nie skupiała się na różnicach, które między nimi panowały. Chłopak zaintrygował ją na tyle, że odsunęła swoje poglądy na tyle, na ile mogła to zrobić i po prostu chciała go poznać. Jak bardzo? Tutaj nie stawiała granicy, przynajmniej na razie.
Zastanowiła się chwilę nad jego stwierdzeniem. Ciężko było jej ot tak odpowiedzieć z marszu na słowa o luksusie. Zamruczała w zastanowieniu.
- Hmmm, może tak? Lubię siedzeć w Hogwarcie, dobrze się czuję w zamku. Tutaj... Jest trochę inaczej. Może faktycznie nieco bardziej luksusowo. Jednak w szkole chyba czuję się lepiej. - powiedziała całkowicie szczerze, rozglądając się po pomieszeniu uważnie. Od pewnego czasu faktycznie wolała siedzieć w zamku. Tutaj czuła się momentami przytłoczona, zwłaszcza, gdy siedziała sama. Wielka posiadłość i bycie jedyną osobą w tym miejscu nie było miłym doświadczeniem. Raz, drugi - okej, było fajnie, inaczej, mogłeś zrobić co tylko chciałeś, ale po czasie... Przestało ją to bawić.
Gdy byli już w piwnicy i poczuła jego dłoń na ramieniu, nie dała po sobie poznać, ani odczytać swojej reakcji. Na jej twarzy jednak pojawił się większy uśmiech. Zastanawiała się, czy nie powinna chwycić chłopaka za rękę, ale mimo swojego podejścia - nie chciała zrobić czegoś, co chłopak mógłby odczytać na opak. A bo to mało ludzi miało problemy z jakimś dotykaniem? Nie strząsnęła jego dłoni z ramienia, spokojnie prowadząc go przez czeluści swojej piwnicy. A gdy już światło się zapaliło i Martinez mógł zobaczyć barek Parkinsonów, a którym wspomniała mu wcześniej, uśmiechnęła się szerzej.
Stojąc z boku, przyglądała się z lekko przechyloną głową, jak chłopak z rozwagą i uwagą przygląda się wszystkim butelkom. Widząc jego zachowanie i zainteresowanie stwierdziła, że nie zna się aż tak dobrze na alkoholach. A biorąc pod uwagę, że Victor wyciągnął butelkę z przekonaniem, że trunek będzie odpowiedni na start - co jej się spodobało - wiedziała, że może być to owocne spotkanie. Nawet, gdyby mieli zaszyć się całą noc w piwnicy i wypić kilka butelek alkoholu. Zawsze to jakieś oderwanie się od codziennego świata.
Delikatnie chwyciła kieliszek, który jej podał i zanim upiła łyczek, podsunęła szkło do twarzy. Wzięła głębszy wdech i uniosła kąciki ust w górę. Sam zapach wina przyjemnie zawirował jej w nozdrzach. Dopiero po dwóch czy trzech sekundach przyłożyła kieliszek do ust i upiła dwa łyki, na moment zatrzymując płyn w buzi. Przełknęła spokojnie wino i zamruczała, przymykając powieki. Uczucie orzeźwienia ją dość mocno uderzyło. Sama zapewne by nie wybrała tego trunku, dlatego cieszyła się, że był tu z nią ktoś, kto - przynajmniej w większym stopniu niż ona - zna się na rzeczy. Uchyliła powieki i skierowała na niego spojrzenie.
- Świetny wybór. Znasz się na rzeczy. Owocowy posmak jest jednym z moich ulubionach - dodaje zupełnie innego odczucia przy piciu alkoholu. Polepsza smak dużej ilości trunków, przynajmniej tak to widzę. - nie mówiła nigdy o tym otwarcie, ale kochała owoce. Najbliższy jej sercu był zapach owoców leśnych w połączeniu z miętą. Zawsze miękły jej nogi w kolanach na tak owocowe nuty. Na szczęście nikt o tym nie wiedział. Skierowała spojrzenie na kieliszek, nim upiła kolejny łyk, delektując się uczuciem świeżości na języku. Po każdym kolejnym łyku pojawiał się uśmiech na jej twarzy. W końcu skierowała spojrzenie na Victora, podchodząc do blatu, na który odłożyła kieliszek. - Uciekam od świata i skrywam się w czeluściach piwnicy. Ciekawie to brzmi. Ale tak, to prawda. Zwłaszcza, że ojciec nie robi nigdy inwentaryzacji swoich alkoholi, więc jestem bezpieczna. - w końcu była niepełnoletnia, i chociaż rodzice niejednokrotnie częstowali ją alkoholem podczas wspólnych obiadów, nadal nie powinna się niewiadomo jak bardzo upijać. Ta zasada jednak momentami nie działała i była dość często łamana przez dziewczynę. Przechyliła głowę w bok i przyjrzała się chłopakowi, może nieco bardziej natrętnie, niż w kuchni. Po chwili zaśmiała się cicho i pochyliła w przód. - Jest to jakaś forma ucieczki, oczywiście. Gdy czujesz się mocno przytłoczony, masz ochotę uciec od świata. Dzisiaj jednak to nie jest ucieczka. To chęć spędzenia miło czasu z interesującą osobą. - wyprostowała się powoli, wsuwając palce we włosy i poprawiając nieco fryzurę, by pozbyć się wszystkich kosmków, które wpadły na jej twarz. Wbijała odważnie spojrzenie niebieskich tęczówek w ciemne oczy chłopaka. - Już na treningu zauważyłam, że jesteś osobą bardzo elokwentną, ze świetnym doborem słów. Mam wrażenie, że ciężko Cię złamać. - jej spojrzenie na chwilę skierowało się na miejsce, gdzie pokazywał jej bliznę. Po kilku sekundach wróciła spojrzeniem do jego oczu. - Zatem.. Za znakomite towarzystwo i miły wieczór. Noc jeszcze młoda. - uśmiechnęła się, biorąc znów kieliszek w palce i z gracją przechyliła go, czując jak rześki napój spływa po jej podniebieniu. Wino tak bardzo jej smakowało, że nie było pewna, czy aby na pewno słowo degustacja będzie tutaj odpowiednie...
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

- Mogę to zrozumieć - odpowiedział w zamyśleniu. - Hogwart sprawia, że każdy czuje się jak u siebie, prawda? Myślę, że chodzi bardziej o ludzi i doświadczenia niż o samo miejsce. - Słuchając uważnie, jak dziewczyna dzieli się swoimi przemyśleniami, był zaskoczony jej szczerością. - Mimo wszystko, chyba miło jest mieć możliwość… zmiany scenerii - dodał z uśmiechem. Fakt, że jako uczennica miała dla siebie cały dworek, do którego mogła swobodnie podróżować w wolnych chwilach, pokazywał mu różnicę między nimi. Co szlachecki ród… to szlachecki ród. Gdy podążał za Iris przez słabo oświetloną piwnicę, wyczuł jej subtelną reakcję na jego dłoń spoczywającą przez chwilę na jej ramieniu. Później dostrzegł, jak jej uśmiech się poszerzył, co podpowiadało mu się, że czuła się komfortowo z tym gestem. Zdawał sobie sprawę, że każda osoba ma swój własny poziom komfortu związanego z dotykiem i szanował to… zazwyczaj, czasem się nie powstrzymywał, ale starał się z tego “wyrosnąć”. Miał pewne obawy, czy ich degustacja nie będzie zbyt stymulująca dla jego frywolnych czasem dłoni... i jakby co to, oby tylko dłoni. Jednak koniec końców był tylko chłopaczkiem, który właśnie został wpuszczony do fabryki czekolady. Nawet niedawna bardzo impulsywna i ważna dla niego noc z Suzi nie była dla niego ogranicznikiem. “...ja nie szukam związku, żeby była jasność, tu i teraz, pamiętasz…”. Czyżby te słowa kłuły go, bardziej niż powinny? Wypłynęły mu teraz na sam czubek myśli, wprost z pijackich wspomnień, z głębokiej świadomość. Na jego twarzy pojawił się grymas, ale powrócił do rzeczywistości, która była mu aktualnie bardzo miła. Wybrał i podał jej wino, aby następnie obserwować, jak Iris delektuje się winem, zauważając, jak jej wyraz twarzy łagodnieje z każdym łykiem. Jej uznanie dla owocowych nut wina i szczere przyznanie się do zamiłowania do owocowych smaków było bardzo budujące. To właśnie takie małe detale sprawiają, że spotkania stają się bardziej intrygujące, oferując wgląd w osobiste preferencje i gusta. - Cieszę się, że ci smakuje - odpowiedział z uśmiechem, zadowolony, że jego wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. - Wygląda na to, że znalazłaś tu swoje małe sanktuarium - powiedział lekkim, ale pełnym zrozumienia tonem. - To ważne, by mieć miejsce, w którym można być po prostu sobą, z dala od oczekiwań i zasad. Szczególnie teraz dla nas… to znaczy dla ludzi w naszym wieku. - Victor wziął kolejny łyk wina, delektując się smakiem i chwilą. Piwnica, z jej ukrytymi skarbami i zrelaksowaną postawą Iris, wydawała się światem oddzielonym od reszty domu, a nawet od reszty świata. - Miło jest zobaczyć tę stronę ciebie... Z dala od Hogwartu i zwykłej rutyny. Wydaje mi się, że to bardziej... osobiste. Umiem doceniać takie wpuszczanie obcych za kurtynę. - Dzień zapowiadał się na przyjemne i wnikliwe doświadczenie, dalekie od formalności szkolnego życia. Był ciekawy, jak bardzo dziewczyna się otworzy i pokaże mu siebie, bez szkolnej maski, którą przybierali wszyscy, on też. Czuł intensywniejsze spojrzenie i nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Jej śmiech był lekki i szczery, dodając swobodnej atmosfery do ich rozmowy. - Miło to słyszeć - odpowiedział Victor, a jego ton był szczery. - I miło mi, że jestem uważany za wystarczająco interesującego, by spędzać tu z tobą czas… ale jestem ciekawy, ile innych ślizgonów już tutaj imprezowało. - Obserwował, jak poprawia włosy, jej ruchy były pełne gracji i pewności siebie. Jej komentarz na temat jego elokwencji i odporności sprawił, że zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się nad tym, jak prezentował się innym. Prawdą było, że często ostrożnie dobierał słowa, nawyk wypracowany przez lata poczucia, że musi udowodnić swoją wartość w świecie, w którym jego pochodzenie było często analizowane. - Chyba każdy z nas ma swoje sposoby na radzenie sobie… z samym sobą. Szczerze, to nie sądziłem, że będziemy jakoś bardzo się dogadywać. Postanowiłem Ci pomóc, bo uważam, że z drużyny powinni zniknąć niektórzy ludzie… ale - powiedział w zamyśleniu. - Ale dziś po prostu cieszę się rozmową z Tobą… i alkoholem… i chwilą. - Victor uniósł swój kieliszek w odpowiedzi na jej toast, a jego oczy spotkały się z jej. - Za świetne towarzystwo i wciąż młodą noc - powtórzył, biorąc kolejny łyk wina. Smak wydawał się wzmacniać przyjemność spotkania, czyniąc je bardziej luźnym i naturalnym. Godzina była rzeczywiście młoda, a Victor poczuł przyjemność z oczekiwania na to, co może przynieść reszta wieczoru. Ich rozmowa, wino i intymne otoczenie piwnicy stworzyły atmosferę swobody. Była to mile widziana sytuacja… Wyczuwając zmianę nastroju, postanowił zaryzykować pytanie, nieco odważne, ale w ramach konwencji żartobliwej rozmowy dwójki znajomków. Pochylając się nieco bliżej, z nutą figlarności w oczach, zaczął swobodnie. - Wiesz, Iris - zaczął niskim i lekko kpiącym głosem - to otoczenie, wino... to wszystko wydaje się dość... uwodzicielskie. Czy kiedykolwiek znalazłaś się tutaj w sytuacji, która była czymś więcej niż tylko degustacją wina? - Jego ton był lekki, zabarwiony ciekawością, ale pytanie zadał, aby ocenić jej reakcję na bardziej prowokujący temat, pozostawiając jej miejsce na zaangażowanie się w zalotną naturę pytania lub skierowanie rozmowy w innym kierunku.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Dla niej posiadanie takiego dworku, takiego swojego miejsca było naturalna i normalne. Każdy miał swoje miejsce, taki domek - czy to dom nad morzem, w Dolinie Godryka czy jakieś mniejsze mieszkanie. Wcześniej nigdy nie zastanawiała się nad tym, jakby nie dochodziło do niej, że ktoś może nie mieć czegoś takiego jak ona. Tak dużej, bezpiecznej przystani - mierzyła wszystkich swoją miarą. Biorąc pod uwagę jej wychowanie i przekonania, było to normalne. Dopiero chyba w momencie, gdy doszła do niej sytuacja chociażby Alice, która kryła się za maską i nie pokazywała swojej prawdziwej sytuacji, zaczęło do niej dochodzić, jak bardzo niektórzy mają odmienne życie? To wtedy nauczyła się obserwować i wyciągać wiele informacji z ludzi dookoła.
Iris nie przeszkadzał ogólnie dotyk, a czasem był bardzo miłym dodatkiem do niektórych sytuacji. Nie odczytała jakoś negatywnie tego konkretnego czynu ze strony chłopaka, ale też nie zamierzała całkowicie udawać, że nie zwróciła na niego uwagi. Nie nawiązała jednak do niego w żaden sposób słownie, popzostawiając jakby jej odczucia w słodkiej tajemnicy. Obydwoje byli nastolatkami, tak naprawdę w ich wieku nigdy nie można było być pewnym, jak się potoczy dana rozmowa - zwłaszcza w połączeniu z alkoholem, który dość mocno rozwiązywał język i działał na odwagę, sprawiając, że niektóre rzeczy stawały się ciekawsze i na wyciągnięcie ręki. Czy Iris zrobiła kiedykolwiek coś, czego żałowała po alkoholu? Przynajmniej sobie tego nie przypominała - robiła głupie rzeczy, ale nie pamiętała, by coś działało na nią negatywnie, albo żeby popadła w nostalgię, w rozmyślania i inne tego typu rzeczy. Raczej radziła sobie z tym, jak zachowywała się po alkoholu i co robiła, mówiła - na szczęście dla siebie miała dość mocną głowę, choć jeśli piła z kimś, kogo aż tak dobrze nie zna - nigdy nie mogła mieć pewności, jak na alkohol zareaguje druga osoba. Czy Martinez dotrzyma jej towarzystwa, czy może podda się procentom szybciej od niej? To była dla niej dość ciekawa zagadka, na którą, miała nadzieję, dostać w dość niedługim czasie odpowiedź.
Iris aktualnie tkwiła w pewnej przestrzeni. Bezpiecznej, można rzec. Nie była w żadnym związku - owszem, była kimś zainteresowana. W jakimś stopniu. Mogło to zabrzmieć dziwnie, ale w jej głowie co jakiś czas pojawiał się Ezra. Czy chciała się wiązać? Nie wiedziała sama. Nie było takiego sensu, jeśli druga osoba nie chciała - w najprostszym scenariuszu obydwie zainteresowane osoby chciały być ze sobą. To był idealny scenariusz. Czasami jednak tak nie było i trzeba było podjąć decyzję. Iris na szczęście na razie nie stała przed takim dylematem. Owszem, Travers lada dzień wróci do Hogwartu, ale póki co... Była tu i teraz, z Victorem, w piwnicy pełnej dobrego alkoholu, prowadząc ciekawą i intrygującą rozmowę ze Ślizgonem. Dopiła kieliszek wina prawie do końca, delektując się jego smakiem z przymkniętymi oczami i delikatnym uśmiechem na ustach. W końcu uchyliła powieki i skierowała spojrzenie na Martineza.
- Bardzo. - położyła na blacie kieliszek, drugą, wolną rękę podnosząc i ocierając opuszką palca wskazującego usta po tej przyjemności. Słysząc jego słowa stanęła bokiem do niego a przodem do lady i przymknęła oczy. Zaśmiała się nieco gardłowo, pochylając głowę w dół. - Nie wiem, czy przebywanie w piwniczce pełnej alkoholu i robienie z tego miejsca swojego sanktuarium brzmi odpowiednio dla kogokolwiek, a zwłaszcza dla szesnastolatki... - zaśmiała się ponownie, przekręcając głowę w jego stronę. Skierowała na niego spojrzenie spod lekko przymkniętych powiek i kładąc dłonie na blacie, zapukała w niego starannie pomalowanymi paznokciami na bordowo. - Nie wpuszczam tutaj nie wiadomo kogo. Tym bardziej nie dopuszczam do siebie.
Przymknęła z powrotem powieki, przestępując z nogi na nogę. Oderwała wolnym ruchem prawą dłoń od blatu i chwyciła między kciuk a palec wskazujący kosmyk włosów. Zamykając oczy okręciła go kilka razy wokół palca, po czym wczesała w resztę włosów. Uśmiechnęła się szerzej.
- Za dużo myślisz. Nie uwierzę, że masz niską samoocenę, Victorze. Mówisz tak, jakbyś nie do końca wierzył, że jesteś interesującym chłopakiem. To pokazuje pewną lukę, którą niektóre osoby mogą chcieć wykorzystać przeciwko Tobie. - w życiu, w szkole Parkinson nie pozwoliłaby sobie na komentarz tego typu. Natomiast na zawieszone w powietrzu pytanie o ślizgonów w tym domu, uniosła wysoko brwi i otworzyła oczy. Znów się roześmiała głośnym, perlistym śmiechem, przysłaniając prawą dłonią szeroko otwarte w uśmiechu usta. Odwróciła się szybko tyłem do blatu, po czym - zapierając się dłońmi na nim - wsunęła się z elegancją wyżej i już po chwili siedziała na blacie. Starała się nie rozlać niczego, niczego nie stłuc - chociaż szybkie reparo w tym temacie by załatwiło sprawę, to skupiała się na innych rzeczach. Pochyliła się w przód, opierając łokcie na swoich kolanach. - Nie dużo. Xaviery raczej przyprowadzał znajomych z Ravenclawu, Malfoy często u nas bywał, jak jeszcze żył... Mnie się zdarzyło przyprowadzić Blacka z Gryffindoru... - to takie ważniejsze osoby, które wpadały jej do głowy. Chłopaków - nie licząc kuzyna (z reguły nie z własnej ochoty) i Luciusa Blacka, w tym momencie już jej ex-chłopaka - nie przyprowadzała nikogo do domu. Ha, nawet i koleżanki nie miały za bardzo możliwości przyjść tutaj do niej. Owszem, parę osób się przewinęło, jednak Iris z reguły nie dawała poznać swojego prawdziwego oblicza. Po chwili wyprostowała się, nieświadomie odchylając się w tył i założyła nogę na nogę.
- Przyznaj się, chcesz, by Rhys zniknął z drużyny? Pan Piękniś? - położyła lewą dłoń na kolanie i przechyliła w bok głowę, nie spuszczając z niego spojrzenia. Uśmiechnęła się nieco szerzej, ukazując rządek zębów. - Nie wiem, co wszyscy w nim widzą. Może i potrafi grać, ale do sportowego zachowania mu daleko. Ale jeszcze pokażę mu, na co mnie stać. Czuję, że z Twoją pomocą zrobię to szybciej niż później. - Parkinson była gotowa nawet przypadkiem skierować ku niemu tłuczka. Ewentualnie pałkę. Była dziewczyną, ale to nie oznaczało, że stroniła całkowicie od fizycznej przemocy - o czym też mało osób wiedziało. Wiedziała jednak, że Suzanne zależało na tym sportowym duchu i zdrowej rywalizacji w drużynie. Ciekawiło ją w sumie, czy Rhys cokolwiek od niej usłyszał za jego - umówmy się, mało sportowe - zachowanie. Będzie musiała o tym z nią porozmawiać. Przymknęła powieki, wypuszczając spokojnie powietrze długim wydechem przez nos. - Nie byłam pewna jak potoczy się nasze spotkanie. Czy znajdziemy jakiś wspólny język... Ale jak widać po załączonym obrazku - chyba jest całkiem nieźle. - na jego wzniesienie kieliszków podniosła swój z resztką pierwszej lampki i szybko dopiła go do końca. Położyła go z powrotem na blat i podsunęła w jego stronę z delikatnym uśmiechem, prosząc o dolewkę.
Niczym nie zrażona podciągnęła prawą nogę do klatki piersiowej, pochylając się i opierając o kolano rękę. Drugą podpierała się o blat, nie chcąc nagle przewrócić się plecami na ścianę za sobą. Widząc, jak Martinez pochyla się w jej kierunku, uśmiechnęła się wesoło i sama nachyliła lekko w jego stronę. Jego pytanie ją rozbawiło. Przymknęła powieki i zamyśliła się.
- Uwodzicielskie mówisz... Heh. Odpowiadając na Twoje pytanie - tutaj raczej nikt ze mną nie schodził. A na pewno nie w innym celu, niż degustacja wina. - odpowiedziała, dość uważnie dobierając słowa, ale z zainteresowaniem na twarzy przyglądając się jego mimice. Skąd mu się nagle ten temat wziął - cóż, mogła się spodziewać, ale oddała mu pałeczkę w prowadzeniu rozmowy. Może chciał osiągnąć coś konkretnego? Była ciekawa, w jakim kierunku pójdzie ten wieczór.
Nie wiedziała, czy chłopak spodziewał się po niej czegeoś konkretnego. Nie mniej jednak, zsunęła nogę z blatu, siadając już normalnie i nachyliła się bardziej w stronę Victora. Wolnym ruchem dłonie przysunęła ją do jego brody, przykładając do niej palec od spodu - po czym delikatnym, acz pewnym ruchem naparła nim na jego głowę, by odrobinę przekręcił szyję. Jej spojrzenie padło na miejsce, gdzie wczoraj przyuważyła malinkę. Była przekonana, że o tym wiedział, że zauważyła tę małą oznakę przyjemności - kto tutaj zatem był uwodzicielem? Uśmiechnęła się do niego nieco flirciarsko, powoli odsuwając od niego dłoń.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Obserwując Iris w zaciszu jej wielkiego domu, zastanawiał się nad wyraźnymi różnicami w ich pochodzeniu. Dla niej luksus posiadania rezydencji był normą, czymś oczywistym, dla niego, którego życie było dalekie od takiego bogactwa, był to wgląd na świat, o którym niewiele wiedział. Rozumiał, że każdy ma własną wersję "normalności", ukształtowaną przez wychowanie i środowisko. Swobodna akceptacja luksusowego otoczenia przez dziewczynę była świadectwem jej osobistych doświadczeń życiowych, rozumiał to i akceptował, jednak wciąż było to dla niego obce uczucie. Jego myśli zwróciły się ku tematowi czystości krwi, koncepcji, o której wiedział, że jest głęboko zakorzeniona w wielu rodzinach. Zastanawiał się, jak bardzo wpłynęło to na jej światopogląd. Czy postrzegała go inaczej, znając jego “brudne” dziedzictwo? A może czas spędzony w Hogwarcie i doświadczenia kontaktów z innymi uczniami zaczęły zacierać te granice? Wiedział, że należała raczej to tych, którzy z góry patrzą na innych, tym bardziej na szlamy. Dlaczego więc w ogóle postanowił spędzić z nią czas? W szkole już od dawna nie marnował czasu na takie pogardy godne stworzenia jak Ezra, który jemu już raczej dawał spokój, wiedząc, że najzwyczajniej może mu wpierdolić, ale ogólnie był kawałem nietolerancyjnego ksenofobicznego niedorozwiniętego emocjonalnie... chujka. Gdzieś głęboko, w jego głowie kłębiła się też myśl, że to wszystko sprytnie zaplanowany dowcip, a w odpowiednim czasie zjawi się tu elita arystokracji i będą mieli z niego bekę. Istniała też możliwość, że szlachcianka chciała poczuć zew przygody, zwabiając tu parweniusza, chcąc zaliczyć mezalians. Na razie jednak starał się odrzucać negatywne możliwości, bo nic na to nie wskazywało. Patrząc na dziewczynę sączącą wino, zaczął zastanawiać się nad rolą alkoholu w rozluźnianiu zahamowań i ujawnianiu ukrytych aspektów osobowości. Zawsze był ostrożny w spożywaniu alkoholu, świadomy jego potencjału do zmiany osądu i zachowania. Zastanawiał się nad doświadczeniami Iris z alkoholem, czy kiedykolwiek przekroczyła swoje granice lub znalazła się w sytuacjach, których później żałowała.
Gdy uzupełniła swój kieliszek i delektowała się winem, obserwował jej zamknięte oczy i delikatny uśmiech, który zagościł na jej ustach. Nalał sobie solidną porcję alkoholu i przez chwilę zadumał się nad samym alkoholem, który szybko znikał z naczynia. To była chwila czystej przyjemności, prosta przyjemność podczas ich coraz głębszej rozmowy. Kiedy otworzyła oczy i napotkała jego wzrok, zobaczył iskierkę szczerości i otwartości. Zaśmiał się cicho na jej komentarz o stosowności znalezienia przez nastolatkę schronienia w piwnicy pełnej alkoholu. - Cóż, przypuszczam, że wszystko zależy od tego, jak wykorzystasz przestrzeń, prawda? - odpowiedział, jego ton był lekki. - Nie chodzi mi nawet tylko o alkohol. Chodzi o posiadanie miejsca, w którym możesz być sobą, z dala od wszystkiego innego… konwenansów i masek. Jestem ciekawy, jaka jesteś bez maski, co myślisz… czego chcesz… gdy nikt nie patrzy. - Obserwował, jak odwróciła się do lady, a jej śmiech był gardłowy i szczery. Jej komentarz o tym, że nie wpuszcza nieznanych osób do swojego sanktuarium, uderzył w niego. Uświadomił sobie poziom zaufania, jakim go obdarzyła, zapraszając go do tej osobistej przestrzeni; oczywiście, jeżeli nie kłamała. On sam kłamał bez większych problemów, od młodych lat, za kłamstwem i maską ukrywał swoje małe przewinienia, prawdziwe myśli… osobowość. Teraz jednak, odpowiadając na jej wyczuwalną szczerość, raczej się otwierał. Może oboje wpuszczali się wzajemnie w zaplanowane podświadomie pułapki? - To chyba wiele znaczy… że uważasz mnie za kogoś, kogo możesz wpuścić. - Fizyczna reakcja Victora była subtelna, ale szczera. Zachował pełen szacunku dystans, ale jego język ciała wyrażał zainteresowanie i zaangażowanie w rozmowę. Jego oczy pozostały skupione na niej, analizując i prześwietlając jej mowę ciała. Jej komentarz o tym, że za dużo myśli i potencjalnie ma niską samoocenę, sprawił, że zakrztusił się, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Możesz mieć rację - przyznał, jego ton był lekki, ale zamyślony. - Chyba mam tendencję do przesadnego przekminiwania rzeczy. Ale bardziej chodzi o bycie ostrożnym, zwłaszcza w świecie, w którym wizerunek może wiele znaczyć. - Docenił jej szczerość, uznając ją za oznakę wysokiego poziomu komfortu, jaki osiągnęli. Gdy roześmiała się i bez wysiłku usiadła na blacie, podążył za nią wzrokiem, a wzmianka o poprzednich gościach, wzbudziła jego zainteresowanie. Była to rzadka możliwość zerknięcia w jej świat towarzyski, który wydawał się dość ekskluzywny, jak i starannie wyselekcjonowany. - Wygląda na to, że to miejsce było więc świadkiem kilku bardzo poważnych spotkań, poważnych szlachetnie urodzonych ludzi… - skomentował, odchylając się lekko do tyłu i ze złośliwym uśmiechem dodał - Mogę sobie tylko wyobrazić historie, które te ściany mogą opowiedzieć... - Zauważył jej zrelaksowaną postawę, sposób, w jaki odchyliła się do tyłu i skrzyżowała nogi. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu na jej bezpośredniość i sposób, w jaki wyraziła swoje uczucia wobec “kolegi” z drużyny. - Szczerze mówiąc, myślę, że drużyna poradziłaby sobie bez pierdolonego Rhysa - przyznał, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia. - Bez wątpienia jest utalentowany, ale masz rację co do jego braku sportowej postawy. - Uderzył palcem w kieliszek ze zniecierpliwienia. - Nie chodzi tylko o to, by grać dobrze; chodzi o to, by grać fair, zespołowo i zgodnie z duchem rywalizacji. - Przemyślenia Victora na temat Rhysa były jasne; postrzegał go jako zadufanego w sobie typa, kogoś, kto być może zbytnio polegał na swoim naturalnym talencie i uroku, często kosztem dynamiki zespołu. Zwłaszcza jeśli chodzi o Suzanne, czuł, że postawa Rhysa może być szkodliwa. Gdy mówiła o swojej gotowości do zmierzenia się z Rhysem i wierze w poprawę z jego pomocą, poczuł, że i jego determinacja zwyżkuje. - Nie mam wątpliwości, że pokażesz mu, na co cię stać - powiedział zachęcająco. - Z przyjemnością ci pomogę. Zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto nie boi się trochę namieszać. - Znów dopił wino do końca i znów sobie nalał. Kiedy wspomniała o swojej niepewności co do przebiegu ich spotkania, skinął głową ze zrozumieniem. - Cieszę się, że to zrobiliśmy. Powiedziałbym, że to coś więcej niż tylko "całkiem nieźle". - Wzniósł kieliszek do góry ze śmiechem. Gdy podsunęła mu swój kieliszek, dolał do pełna. Jego oczy łapały jej wzrok, pokazując jego szczere zainteresowanie ich rozmową. Z ciekawością obserwował, jak dziewczyna zmienia pozycję. Jej odpowiedź na jego pytanie, w połączeniu z żartobliwym przechyleniem głowy i wesołym uśmiechem, zaintrygowała go. Był rozbawiony jej ostrożnym doborem słów, ale jej zachowanie sugerowało mieszankę otwartości i tajemniczości. - Oczywiście że uwodzicielska - powtórzył, a w jego głosie zabrzmiała nutka żartobliwości. - Więc brak jeszcze pieprznych opowieści na kartach historii… to nie szkodzi… - Gdy zbliżyła się do niego, poczuł się wciągnięty w tę chwilę. Jej dotyk na jego podbródku był nieoczekiwany, ale nie odsunął się. Zamiast tego pozwolił jej poprowadzić swój wzrok w kierunku miejsca, w którym zauważyła malinkę. Victor był świadomy tego śladu, przypomnienia niedawnego spotkania, które teraz wydawało się dodawać kolejny haczyk do ich interakcji. Odpowiedział na jej zalotny uśmiech swoim własnym, z mieszanką ciekawości i rozbawienia w oczach. - Wygląda na to, że oboje mamy swoje małe sekrety - zauważył cicho. - Ja ze swoimi się nie bardzo kryję, zapewne doskonale znasz moją… reputację. Mimo to postanowiłaś… tylko ze mną, ukryć się tutaj na jakiś czas przed światem. - Nie cofnął się, a jedynie uwolnił swój specjalny miażdżący serca i kolana uśmiech, “Toro español”. - Co się kryje w Twojej głowie Iris? Nikt nie widzi, nikt nie słucha…
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”