Iris i Victor - dwa dni przed sylwestrem

Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Parkinson czasami przechodziło przez myśl, jak zachowałaby się, widząc tę drugą stronę medalu. I to nawet nie o ubóstwo chodziło - faktycznie była przyzwyczajona do bogactwa, luksusów i pławienia się we wszystkim, co było kosztowne. Ale nie potrafiła sobie wyobrazić siebie u kogoś chociażby ze średniej klasy. Ciężko jej było poszukać w wyobraźni jak ktos z niższej klasy mógłby mieszkać. Zawsze na salonach, od małego obracała się raczej w wysokich sferach. W przypadku zbicia z rzeczywistością mógłby to być spory problem. Iris sama sobie się dziwiła, jak bardzo była otwarta - kto by pomyślał, że zaprosi do siebie półkrwi kolegę i jeszcze będzie z nim normalnie spędzać czas? Gdzieś przez myśl przeszło jej, że jest w tym momencie dwulicową szują - w szkole bardziej kręciła się w towarzystwie bogatych dzieciaków, czystokrwistych rodzin, a tutaj co? Właśnie rozmawiała, będąc sam na sam z kimś, kto zapewne jeszcze rok czy dwa lata temu mógł od niej usłyszeć kilka przykrych słów. Mimo nie stronienia od przemocy słownej i fizycznej, Parkinson znęcanie się nad gorszymi w mniemaniu dzieciaków zostawiała innymi osobom. Czerpała z tego frajdę, oglądając takie zaczepki, chociaż nie bała się też wziąc w nich udział. Gdy sobie tak nad tym pomyślała chwilę, to było dziwne doświadczenie. Czyżby od czasu świadomego poruszania się po zamku, z dala od rodziców i ich pieczy nad starszą z bliźniaków Iris zgubiła gdzieś swoje prawdziwe ja? A może to nigdy nie była prawdziwa Parkinson? Przymknęła powieki i westchnęła, jakby przez parę sekund pokazując, że chodzi jej coś po głowie, prowadzi jakiś wewnętrzny konflikt. Dla swojego własnego spokoju powinna wyrzucić Victora z domu, stwierdzając, że to pomyłka, że tutaj z nią siedzi, że chciała mu zrobić jakiś przykry dowcip, ale gdzie w tym wszystkim bylaby zabawa? Nie, nie zamierzała tego robić. Powinna, ale nie chciała. Spotkanie to wiele jej dawało, pozwalało spojrzeć nieco inaczej na niektóre tematy. Zapewne po powrocie do szkoły znów będzie tą "czystszą" dziewczyną, bardziej za czystą krwią, chociaż jednego była pewna - niezależnie od pochodzenia Martineza zamierzała jednak traktować go dobrze. Mimo posiadania "brudnej" krwi wydawał się być w porządku. Miała swój umysł i nie musiala posiłkować się zdaniem innych osób. Nawet chociażby Traversa, o którym ostatnimi czasy myślała nieco cieplej. Chciała jednak dalej obserwować, dalej zauważać pewne rzeczy, które mogły być ciekawe i ważne.
Skierowała spojrzenie na swój kieliszek, przez kilkanaście sekund mu się przyglądając. Jeszcze ze dwa, trzy kieliszki i będzie musiała lekko przystopować. Albo chociaż zjeść coś dobrego, by zapełnić żołądek. Z własnego doświadczenia po tych pierwszych kilku kieliszkach powoli traciła trzeźwe spojrzenie. Nie odwracając spojrzenia od szkła z alkoholem w środku, zadała pytanie trochę znikąd:
- Urwał Ci się kiedyś film, tak poważnie? - i nie czekając na odpowiedź dłużej, niż sekundę, mówiła dalej. - Nigdy sobie na to nie pozwoliłam. Lubię mieć kontrolę nad swoimi myślami, swoim ciałem i otoczeniem. Przesadzenie z alkoholem sprawia, że zatracam się, czego nie znoszę. Ale nawet, jeśli już byłam pod wpływem, nigdy nie żałowałam swoich decyzji, swoich czynów. Skoro je zrobiłam, to znaczy, że chciałam i potrzebowałam tego, prawda? - dopiero na koniec przekręciła głowę w jego stronę i zawiesiła na nim wzrok, wbijając ciekawskie, acz intensywne spojrzenie w jego tęczówki. Ciekawiło ją jego zdanie na ten temat, tak samo jak i fakt, czy jemu zdażyło się przesadzić. Mógł oczywiście stwierdzić, że dziewczyna kłamie - wcale by się nie zdziwiła, gdyby tak było. Iris jednak była szczerą dziewczyną i rzadko kiedy kłamała, czy naginała rzeczywistość. Kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw, po co zatem się z nim męczyć na swoich barkach?
Uśmiechnęła się gdy wspomniał o ciekawości dotyczącej jej osoby. Mlasnęła po chwili cicho, przykładając dłoń do swojej brody. Przymknęła powieki i delikatnie wysunęła usta w przysłowiowy dzióbek, pokazując zamyślenie nad jego słowami.
- Nikt nie zna prawdziwej Iris Parkinson. Czasami mam wrażenie, że nawet ja sama jej jeszcze nie poznałam. Jesteśmy w takim wieku, że wszystko się zmienia, wszystkie wydarzenia nas kształtują, pozwalając dojrzeć inne rzeczy, inne zawirowania... A Ty znasz prawdziwego siebie? Jaki jest prawdziwy Victor Martinez? - wyprostowała się, uchylając powieki i przekręcając głowę w jego stronę. Czy był w stanie odpowiedzieć na to pytanie, czy może miał jak ona? Niepewność, może nawet trochę strach przed prawdziwym sobą - a co, jeśli ta prawdziwa strona jest zupełnie inna od tej nabytej? Wyuczonej? Czy aby na pewno chciała się o tym przekonać?
Skinęła powoli głową na słowa o gościach, którzy przewinęli się w tym miejscu. Mógł mieć takie podejście, jak najbardziej. To były raczej osoby z górnej półki, jak to się mówiło, ale jak widać Iris nie przeszkadzało również towarzystwo kogoś niebranego za szlachcica. I mogła całkiem przyzwoicie, ciekawie i przyjemnie prowadzić z nim konwersację. Na wspominkę o historiach i ścianach, machnęła tylko dłonią. - Czy to ważne? Ot, zwykłe historie. Chociaż jak pomyślę, co mogłyby mi powiedzieć o sytuacjach w ktorych byli rodzice... Może dowiedziałabym się czegoś ciekawego o naszym świecie?
Gdy rozmowa przeszła na Quidditcha, w oczach Iris można było zobaczyć powiew świeżości - nie wiązała swojego życia z profesjonalnym Quidditchem, jednak nadal latanie na miotle i gra sprawiała jej frajdę. Dużą, frajdę i zamierzała to ciągnąć, na pewno w szkole. Potem, w zależności od czasu i możliwości w ramach rozrywki co jakiś czas chciała wsiąść na miotłę, polatać. To był jednak zbyt odległy plan, by w tym momencie o nim myśleć.
- Nie boję się namieszać, zdecydowanie. Możliwe, że nie tylko ja, ale wpierw spróbujmy go pokonać w zdrowej rywalizacji. - stwierdzila pewnym i stanowczym głosem, przypominając sobie jak z Traversem rozmawiała o ewentualnym uprzykrzeniu życia Rhysowi. Jeśli plan utarcia nosa Panu Pięknemu na boisku padnie, wtedy będzie się zastanawiała nad innymi sposobami. Na razie jednak był bezpieczny. Miał jeszcze trochę czasu odpoczynku, zanim Iris całkowicie, w pełnej gotowości wejdzie na boisko. Było to na pewno bliżej niż dalej, ale trzeba było jeszcze chwilę poczekać. Jakby z automatu uniosła rękę i zrobiła nią kółeczko, sprawdzając, czy bark już przestał całkowicie boleć - momentami jeszcze dawał się we znaki, choć z każdym dniem coraz mniej. Po treningu owszem, gdzieś zakłuło, pociągnęło - nie chciała jednak się tym bardzo przejmować. Teraz zamierzała dać sobie spokój przez kilka dni i sprawdzić stan zranionego miejsca.
Podczas gdy Victor nalewał jej kolejny kieliszek wina, a temat sam powoli toczył się na inne tory, Iris oparła obydwie dłonie na blacie przy biodrach i gładko zeskoczyła z blatu, cicho lądując na ziemi. Zapewne w większości dzięki skarpetkom, które miała na sobie - ale nauczona była lądować na palcach, co amortyzowało dość dobrze nie tylko upadek, ale było również cichszym rozwiązaniem. Ciekawiła ją jego reakcja na wskazanie malinki na szyi. To było interesujące - jego reakcja na przyłapanie na coś takiego. Niektórzy chłopcy w ich wieku by się tym szczycili, tak jak i dziewczyny. Niektórzy - uciekali wzrokiem i próbowali zmienić temat. Victor zdawał się być idealnie po środku. Iris zaśmiała się cicho na jego słowa.
- Pieprznych nie ma, przynajmniej... Póki co. I biorąc pod uwagę ślad na Twojej szyi... - przełożyła ciężar na prawę stronę ciała, lewą nogę zginając w kolanie i odsuwając ją odrobnę za prawą nogę. Skrzyżowała ręce na piersi, zaraz jednak wyginając lewy nadgarstek w stronę chłopaka i jak gdyby nigdy nic wskazując na niego palcem. Zadarła nieco głowę w górę, uśmiechając się zadziornie. - Kto tu jest większym uwodzicielem, Hiszpański Byczku? Każdy ma swoje małe sekrety, a dzieciaki w naszym wieku mają je na każdym kroku. - słysząc jego słowa o zamknięciu się z nim tutaj i widząc jego uśmiech, jej lewa brew drgnęła. Pochyliła nieco głowę w tył, na moment zahaczając górnymi zębami o dolną wargę, zaraz jednak przybrała nieco pewniejszą postawę ciała, zbliżając się do niego krok i z powrotem przyłożyła dłoń do brody, jakby lustrując i oceniając go wzrokiem. Uśmiechnęła się prawym kącikiem ust, przechylając głowę w bok i przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, szyi, kończąc na górnej części ciala po czym wrócila do oczu. Uśmiech się poszerzył i nachyliła się do przodu, patrząc na niego zawiadiackim spojrzeniem. - Ty mi chodzisz po głowie, w tym momencie. Ale nie ze względu na swoją reputację. - czy musiała mu mówić, że jeśli do czegokolwiek by między nimi doszło, na pewno nie zaszłoby to dalej niż jednorazowa przygoda? Owszem, Victor ją intrygował, może nawet gdy tak o tym pomyślała dałaby mu się co najmniej pocałować, może coś więcej, jednak wiedziała, że prócz tego zainteresowania w tym momencie nie oczekiwała nic innego, poważniejszego. - Czy powinnam się Ciebie bać, Victorze? Czy powinnam żałować, że Cię do siebie zaprosiłam? Daj mi odpowiedź na te pytania. - przysunęła się jeszcze trochę, lada moment a będzie w stanie policzyć jego rzęsy. Uniosła powoli dłoń i przyłożyła opuszki palców do jego talii. Ot, takie małe podparcie, co by się nie przewróciła zaraz. Nie spuszczała jednak z niego wzroku. Czekała spokojnie na odpowiedź, aż chłopak jej powie, co jemu chodzi po głowie. Bo to, że jej w tym momencie chodził on po glowie, było jasne i nie musiała tego kolejny raz powtarzać. I choć aktualnie byli w dziwnej, nieco iskrzącej atmosferze, równie dobrze mogli zaraz wziąc po butelce następnego wina i iść do salonu, przenieść imprezę na parter i wrócić do konwersacji. Wszystkie drogi były otwarte.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Uważnie obserwował dziewczynę, gdy rozważała jego pytanie o swoje prawdziwe ja. Jej zamyślony wyraz twarzy i delikatne wydęcie warg świadczyły o głębi rozmyślań, a może nawet konflikcie. Rozumiał, że dla kogoś takiego jak ona, przyzwyczajonego do pewnego kręgu społecznego i zestawu oczekiwań, spędzanie czasu z nim; kimś o mieszanym pochodzeniu, może nie być prostą decyzją. Zastanawiał się nad implikacjami ich spotkania, zwłaszcza biorąc pod uwagę sztywne struktury społeczne na szczytach elegancji Hogwartu. Jego myśli powędrowały do możliwych plotek, które mogłyby krążyć po Hogwarcie. Wiedział, że ich spotkanie, jeśli zostanie odkryte, może zostać źle zinterpretowane lub wzbudzić sensację. Gdy kontemplowała swój kieliszek, wystrzeliła pytaniem o utratę kontroli, co nieco go zaskoczyło. - Zawsze starałem się zachować równowagę - odpowiedział w zamyśleniu, a jego spojrzenie spotkało się z jej wzrokiem.- Podobnie jak ty, wolę mieć kontrolę, rozumieć swoje działania i ich konsekwencje. Zazwyczaj się to udaje, ale czasem… porwał mnie wiatr. - Przerwał, zastanawiając się nad własnymi doświadczeniami z alkoholem. - Na pewno miałem momenty, w których balansowałem na krawędzi utraty tej kontroli. Zazwyczaj bywam ostrożny, łatwo jest pozwolić mu przejąć kontrolę, stać się kimś, kim się nie jest, a może ujawnić część siebie, która zwykle jest ukryta. Moim zdaniem, to co ukryte nie zawsze powinno zostać pokazane. - Wyraz jego twarzy był szczery, gdy dzielił się swoją perspektywą. Zrozumiał znaczenie jej pytania, uznając, że nie chodzi tylko o alkohol, ale o samoświadomość i wybory dokonywane pod jego wpływem. - Może i masz rację, jeśli podjąłeś decyzję, nawet pod wpływem alkoholu, to jest to część ciebie, pragnienie lub potrzeba, która tam jest. Żałowanie tego nie zmieni; chodzi bardziej o zrozumienie, dlaczego to zrobiłeś i co to dla ciebie oznacza. - Gdy mówił, utrzymywał z nią stały kontakt wzrokowy, zaintrygowało go jej przyznanie, że nigdy nie żałowała swoich czynów, nawet pod wpływem. Kiedy zwróciła się do niego z pytaniem o prawdziwego Victora Martineza, wciągnął powietrze, zastanawiając się nad odpowiedzią. Często sam o tym myślał i wiedział, że to ciężki temat, kiedy zaczął, jego głos zabrzmiał refleksyjnie. - Myślę, że prawdziwy ja jest w ciągłym procesie tworzenia. Tak jak powiedziałaś, jesteśmy w wieku, w którym nieustannie ewoluujemy, kształtowani przez nasze doświadczenia i wybory, których dokonujemy. Możliwe więc, że Victor, który wczoraj zrobił coś, czemu przeciwstawiałby się Victor sprzed roku… dziś jest po prostu prawdziwy. - Odchylił się lekko do tyłu, jego wzrok wciąż był na niej skupiony. - Chciałbym myśleć, że prawdziwy ja to ktoś, kto stara się zrozumieć otaczający go świat, kto ceni sobie uczciwość i stara się być dobrym człowiekiem. Ale jestem też świadomy, że są części mnie, które wciąż się odkrywają… niektóre lubię bardziej, niektóre mniej, ale całość to właśnie ja. - Wyraz jego twarzy wyrażał mieszankę szczerości i wrażliwości. Docenił otwartość ich rozmowy, sposób, w jaki pozwoliła im odkrywać nieznane aspekty ich tożsamości, które często były maskowane przez role, które odgrywają w szkole. Było jasne, że Quidditch był dla niej czymś więcej niż tylko grą; był źródłem prawdziwej radości i pasji. - Podoba mi się Twoje podejście do rywalizacji, zwłaszcza z Rhysem… Nie chodzi tylko o wygrywanie; chodzi o stawianie sobie wyzwań i rozwijanie się...- Gdy z przekonaniem mówiła o tym, że nie boi się popełnić błędu i planuje pokonać Rhysa w zdrowej rywalizacji, skinął głową.- I to jest duch - powiedział zachęcająco, ale, wyraz jego twarzy stał się nieco zaniepokojony, kiedy ta sprawdziła swój bark.- Jak tam ręka? Nie przetrenowałaś się wczoraj? Upewnij się, że jest w pełni wyleczona przed powrotem do gry na pełnych obrotach.- Pochylił się lekko do przodu, przyglądając się i zwracając szczególną uwagę na jej stan. Rozumiał ryzyko utraty zdrowia w sporcie, zwłaszcza w tak wymagającej fizycznie grze, jak Quidditch. Z rozbawieniem spoglądał, jak Iris płynnie zeskakuje z blatu i zbliża się do niego. Jej komentarz na temat malinki na jego szyi nie wywołał nawet lekkiego rumieńca na jego policzkach. Był przyzwyczajony do bycia odbiorcą takich żartobliwych przekomarzanek. - Cóż - zaczął, a na jego ustach pojawił się figlarny uśmieszek - Przypuszczam, że każdy miał chwile... powiedzmy, nie dyskretnej fantazji, które dają o sobie znać, nawet po dłuższym czasu. - Obserwował jej pewną siebie postawę i sposób, w jaki podeszła bliżej, jej język ciała emanował mieszanką wyzwania i ciekawości. Był zaintrygowany tą stroną dziewczyny, która była zarówno odważna, jak i zabawna. - Wygląda na to, że oboje jesteśmy pełni niespodzianek - powiedział niskim, lekko kpiącym głosem. Jego reakcja była mieszanką spokoju i lekkiego oczekiwania. Czuł się swobodnie w rozmowie, ale był podekscytowany, jakby grał w grę. Gdy go oceniała, zachował spokój, jego postawa była zrelaksowana, ale uważna. Podobał mu się ten taniec słów i subtelnych flirtów, gra, która zdawała się ewoluować z każdą chwilą. Przyglądała mu się z mieszaniną ciekawości i rozbawienia w oczach, a jej otwartość była zarówno nieoczekiwana, jak i intrygująca, wywołując w nim poczucie podekscytowania. Pozostał jednak zrelaksowany, jego postawa była otwarta i zachęcająca, ale zachował pewną powściągliwość, subtelnie wskazując, że pozwala jej poprowadzić tę chwilę. - Chodzę po Twojej głowie? I co tam robię…? - odpowiedział, jego głos był niski i spokojny. - Nie sądzę, że powinnaś się mnie obawiać… i jako gość postaram się, żebyś niczego nie żałowała, ale sama musisz mi powiedzieć, co… trzeba zrobić - Gdy przysunęła się bliżej, a ich odległość zmniejszyła się do zaledwie kilku centymetrów, poczuł ciepło jej oddechu. Pozostał nieruchomy, jego wzrok, pewny i penetrujący, przekazywał poczucie spokojnej pewności. Kiedy położyła opuszki palców na jego talii, nie wzdrygnął się ani nie cofnął. Zamiast tego pozwolił tej chwili rozwinąć się naturalnie, usta Victora rozchyliły się lekko, a on delikatnie przygryzł dolną wargę, co było celowym, niemal drażniącym działaniem. Pochylił się na tyle, by jego oddech zmieszał się z jej oddechem, a ich usta niemal się zetknęły. Napięcie między nimi było wyczuwalne, taniec wzajemnej ciekawości i niewypowiedzianych pytań.- Może powinniśmy... - zaczął, jego głos ledwo przekraczał szept. Jego usta lekko zetknęły się z jej ustami, przelotny dotyk, który był bardziej obietnicą niż działaniem, pozostawiając następny ruch całkowicie jej. Chwila zawisła między nimi, naładowana możliwościami. Był zadowolony oraz bardzo zaciekawiony jak skończy się ta gra w cykora. Czy Iris go zaskoczy i wejdzie do gry, czy postanowi wycofać zainwestowany kapitał?
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Na ten moment nie zamierzała się zastanawiać, jakie ewentualnie efekty miałoby przynieść ich spotkanie, jeśli się wyda. Iris nie bardzo się przejmowała tym, co kto sobie pomyśli. To był zbyt dobrze spędzony czas, żeby się teraz zastanawiać i przejmować. A owinięci w przyjemnym, ciepłym świetle w piwniczce alkoholu, w ciemnej piwnicy posiadłości Parkinson mogli sobie pozwolić na wiele. Dlatego gdy tylko złapała się na tym, że jej myśli odchodzą gdzieś dalej, szybko postarała się, by wróciły na odpowiedni tor.
Słuchała uważnie jego słów, gdzieś tam w środku czując, że nie jest jedyną, że Martinez ma podobne wyczucie tego tematu. Uniosła spokojnie kieliszek w jego stronę i uśmiechnęła się, nieco spokojniej, cieplej. Mrugnęła do niego okiem.
- Zatem nie pozwólmy sobie stracić kontroli i pilnujmy się nawzajem. - powiedziała wesoło, po chwili upijając kolejny łyk wina, tym razem jednak mając wbite spojrzenie w chłopaka.
Czyli Victor odczuwał podobnie. Prawdziwe ja to nie wyuczone ja, które miało narzucone zachowania przez rodziców, przez to co wypada, a co nie. Dobrze słyszeć! Ona na pewno nie potrafiłaby teraz stuprocentowo powiedzieć, jaka jest prawdziwa Iris. Zgadzała się ze wszystkim, co wypowiedział chłopak. Niektórych swoich zachowań Parkinson się bała. Albo może nie tyle, co zachowań, a co swoich reakcji na nie. Gdy wróciła wspomnieniem do momentu, kiedy to zrozumiała, że nie musi chociażby zajmować się swoim bratem, jak to zawsze chcieli rodzice - z jednej strony była tym przerażona, bo przecież to było coś innego, nieznana jej myśl, a z drugiej... Poczuła ulgę. Wcale nie musiała do końca wykonywać poleceń rodziców - w końcu ona również miała rozum i mogła kierować samą sobie. Czy spotkała się z aprobatą rodziców w tym momencie? Oczywiście, że nie.
Tak samo było, gdy przecięła żyły w prawym nadgarstku. Ot, z ciekawości. Ledwo ją wyratowali, a rodzice byli na nią wściekli. Nie zrobiła takiej głupoty następnym razem, chociaż już zdarzyło jej się dwa razy oszukać śmierć. Od czasu tego drugiego nie zbliżyła się do gniazda os, na których jad była uczulona. Czasem bała się własnych myśli, które z ciekawości chciały ją pchnąć do pojedynczej osy i sprowokować jej ugryzienie - wiedziała jednak, że to mogło się źle skończyć, a Iris nie była typem samobójcy.
- Tak, nasze prawdziwe ja dopiero się kształtują. Kiedy zauważyłeś, że coś się w Twoim zachowaniu, sposobie bycia czy myślach zmieniło? Pamiętasz ten moment? - to był bardzo interesujący moment i nie mogła sobie darować nie pociągnięcia go, skoro już prowadzili tak głęboką konwersację. Postanowiła jednak zobaczyć, czy chłopak jej odpowie, a nie rzucać się pierwsza z odpowiedzią. Nie mogła mu ot tak, od razu wszystkiego opowiedzieć. Mogło się skończyć, że Victor jednak postanowi milczeć w tym temacie i nie poda jakichkolwiek szczegółów, a ona by się przed nim otworzyła - i co by było? Niby nic. Miała jakieś dziwne odczucie - którego niby nie mogła być pewna, ale... - że Martinez nie będzie chwalił się wszem i wobec, że był w posiadłości Parkinsonów, że prowadził naprawdę głębokie konwersacje z Iris... I inne rzeczy...
Zamrugała nieco zaskoczona oczami, gdy zapytał o rękę. Przez moment jakby łączyła fakty, jego wcześniejszej wypowiedzi, a po chwili usłyszała troskę w jego głosie. Szybko przeniosła zdziwione spojrzenie na swoje ramię.
- Ah, to... - mruknęła cicho, odstawiając kieliszek na blat i prawą dłonią położyła na lewym ramieniu, delikatnie uciskając je i łopatkę - na tyle, na ile sięgała - opuszkami palców. Wyraz jej twarzy wskazywał skupienie, jakby chciała dokładnie sprawdzić, czy jeszcze coś ją boli, czy jest się czym przejmować. Drgnęło jej oko, gdy ucisnęła w jednym miejscu, ale więcej po sobie nie pokazała. Czyżby nie chciała pokazywać swojej słabości? Bo kontuzja była słabością - a na pewno do momentu, kiedy nie wyleczy jej całkowicie. - Nie ma czym się przejmować. Jak będziemy w szkole pójdę do pielęgniarki i poproszę o jakieś maści. Nie sądzę, by była chętna by wymasować mi bark, piguła kręci głową nawet w przypadku najlżejszego zacięcia, które musi wyleczyć... Ale będę żyć. Mamy cel do spełnienia - zmazanie tego uśmieszku Rhysowi z twarzy. Nie ma co się przejmować moim stanem, mogę grać. - a przynajmniej w to wierzyła. Oczywiście, że mogła jeszcze grzać ławę przez jakiś czas, ale już wystarczająco nic nie robiła na boisku. Zaczynało ją to męczyć.
Przypatrując mu się i słysząc o owej niedyskretnej fantazji jej kąciki ust automatycznie poszły w górę. Stała dość blisko niego, zbliżając się na tyle, na ile jej pozwolił. Nie czuła się spięta, zażenowana czy skrępowana - o czym mogło świadczyć jej zachowanie. Iris nadal była bardzo otwartą osobą, nie bojącą się podejść bliżej. Uśmiechnęła się, mrużąc nieco powieki. Podobały jej się jego słowa.
- Jesteś, to wystarczy. Przynajmniej w tej chwili. - powiedziała bez ogródek, bo to już było dużo dla panienki Parkinson, że ktoś zaprzątał jej głowę. Była nim zaciekawiona, a dostawała coraz więcej informacji, o niektóre nawet nie prosiła - co tym bardziej jej się podobało. Oblizała delikatnie wargi, chichocząc cicho pod nosem. - Jesteś wolnym człowiekiem. Możesz robić co chcesz... Najwyżej Cię zastopuję. - powiedziała spokojnym, choć pewnym siebie tonem, pokazującym mu jasno jakie granice mu wyznacza. Albo nawet i ich brak, dopóki mu tego nie przekaże.
Przyuważyła przygryzienie przez niego warg. Poczuła, jak ostry dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Była zdecydowanie za blisko, by nie zwrócić na jego gesty uwagi. Jedną dłoń cały czas trzymała w okolicy jego talii, drugą natomiast uniosła i musnęła delikatnie jego wargi - tuż przed tym, jak szepnął że coś powinni, a ich usta musnęły się nawzajem.
Czy Iris zamierzała się odsunąć? Owszem, przeszło jej to przez myśl - ale to głównie przez to, że nie to było celem spotkania. Chociaż, może można ewentualne zbliżenie, nawet najmniejszy pocałunek dopasować do miło spędzonego czasu? Pokonała ten krótki dystans między nimi, zatapiając swoje wargi w jego i zamruczała głośno, przymykając powieki. Pocałowała go namiętnie, prostując się i przylegając do niego ciałem. Zacisnęła dłonie na jego koszulce - jedną w talii, drugą na ramieniu i przez chwilę, przez dosłownie kilkanaście sekund zapomniała się, czując jak wiruje jej w głowie, aż w końcu... odsunęła się od niego, przygryzając delikatnie jego dolną wargę. Odetchnęła cicho, uchylając po ciągnących się wieczność sekundach powieki i skierowała na niego zaciekawione spojrzenie. Zupełnie tak, jakby mówiła mu "Twój ruch".
Odsunęła się od niego i podeszła do blatu, wyciągając dłoń po kieliszek z winem. Nim jednak się go napiła, spojrzała kątem oka na chłopaka - stojąc do niego bokiem, przechylając ciekawsko głowę w jego stronę. Będą tutaj siedzieć, czy może skierują się gdzieś indziej. Delikatnie, koniuszkiem języka acz bardzo subtelnie oblizała swoje wargi.
- Może powinniśmy co...? - nie mówiła pełnym głosem, tylko pół szeptem będąc przekonaną, że ją zrozumie i usłyszy. - Co takiego chciałeś powiedzieć?
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Martinez szczerze się uśmiechnął na jej propozycję, by mieli na siebie oko. Czy był gest wzajemnego zrozumienia i wsparcia? Może tak, może to była tylko gra. Jednak odwzajemniał jej uśmiech, czując zadowolenie w budującym się poczuciu zaufania, podczas tej krótkiej podróży odkrywania siebie. - Zgoda - powiedział, unosząc lekko szkło w odpowiedzi na jej mrugnięcie. - Będziemy na siebie uważać… - Jego ton był lekki, ale szczery, mimo to gdzieś w jego głowie pojawiało się pytanie, czy to rozsądne… i nie nie martwił się tak naprawdę o siebie, ale ta dziewczyna naprawdę wiele ryzykowała. Gdyby on okazał się typowym Ślizgonem, to takie zaufanie mógłby wykorzystać na wiele sposobów. Gdy zagłębiła się w swoje osobiste doświadczenia i refleksje, Victor milczał, ale obserwował ją uważnie, a jego wyraz twarzy był mieszanką empatii i ciekawości, chciałby mieć możliwość wejścia do jej głowy. - Myślę, że uświadomienie sobie zmian jest stopniowe - podzielił się w zamyśleniu. - Dla mnie była to raczej seria momentów niż jeden. To tak, jakby kawałki puzzli układały się w całość, tworząc jaśniejszy obraz tego, kim jestem. - Napił się wina, dając sobie czas i rozważając jej pytanie. - Jednym z takich “momentów”, które jasno wskazują zmiany, było moje pierwsze przybycie do Hogwartu. To było nowe środowisko, z dala od tego, co znajome. Musiałem poruszać się w innej dynamice… społecznej, uczyć się nowych, obcych i nienaturalnych dla mnie rzeczy, a to popchnęło mnie do rozwoju, do adaptacji. Dzięki temu stałem się bardziej świadomy swoich mocnych i słabych stron. - Wzrok Victora pozostał utkwiony w dziewczynie, pokazując jego szczere zainteresowanie ich rozmową. - Ale… to ciągły proces. Odkrywanie tego, kim jesteśmy, za czym się opowiadamy… - kontynuował. - Czasami to trudne doświadczenia, kształtują nas najbardziej, a czasami chodzi o te małe spontaniczne sprawy, które się dzieją, bo tak postanawiamy bez głębszej analizy. - Dziewczyna zadawała mądre pytania, co mu imponowało, miał o niej inne wyobrażenie; od początku wiedział, że mylne, oparte na tym z kim się zadawała i kim była, ale zgoła inne. - Muszę, odbić piłeczkę… Jak Ty się zmieniasz? Co w sobie lubisz… a może czego nie lubiłaś i już to straciłaś? - Ciężkie pytania to była dobra zabawa. Jednak miał wrażenie, że zaraz będą musieli sięgnął po mocniejszy alkohol i skończą na obopólnej psychoterapii. Jego niepokój pogłębił się, gdy obserwował jej reakcję na pytanie o jej rękę. Próba zbagatelizowania urazu była oczywista, przyglądał się uważnie, jak uciskała swoje ramię, zauważając lekkie drgnięcie w jej oku. - Cieszę się, że sobie radzisz - zakpił, - ale proszę, nie forsuj się zbytnio - poradził łagodniej. - Urazy potrzebują czasu, by się zagoić. Ważne jest, aby słuchać swojego ciała. - Pokiwał głową rozważając jej determinację do powrotu na boisko i stawienia czoła Rhysowi. - Podziwiam twojego ducha i zaangażowanie w sprawy drużyny - kontynuował - ale zdrowie jest najważniejsze. No i sama wiesz, że musisz być w szczytowej formie, żeby być w drużynie. - Oparł się pokusie wyciągnięcia ręki i sprawdzenia jej ramienia samemu. - Lepiej być ostrożnym, jeżeli potrzebujesz pomocy w rozmasowywaniu barku to… - wzruszył ramiona i unosząc dłonie. - Też mam ręce… a są ludzie, którzy bardzo chwalą sobie mój kojący dotyk. - Dodał chichocząc, z szelmowskim uśmiechem. Gdy stanęła blisko niego, jej obecność była zarówno zachęcająca, jak i wyzywająca. Jej pewność siebie była wyczuwalna i intrygowała go. - Jesteś dość bezpośrednia… - powiedział z nutą podziwu w głosie, ale też z szerokim uśmiechem, był już przyzwyczajony do takich zachowań, zwłaszcza w tak intymnych sytuacjach, jednak po niej się tego nie spodziewał. Jej bliskość działała na niego, bardziej niż chciał przyznać. Ciepło jej ciała, miękki dotyk jej dłoni na jego ustach, wszystko to było rozbrajająco intymne. Zaśmiał się cicho na jej komentarz o byciu wolnym człowiekiem. - Wolność to zabawna rzecz - zauważył, a jego oczy spotkały się z jej. - Nie chodzi tylko o robienie tego, co się chce, ale także o dokonywanie wyborów, które mają znaczenie. A teraz, to - wskazał lekko na przestrzeń między nimi - wydaje się czymś, co może mieć znaczenie… ale może też być spontanicznym drobnym działaniem, które zostanie między nami bez głębszej analizy. - Victor był świadomy narastającego między nimi napięcia, magnetycznego przyciągania, któremu trudno było się oprzeć. Jednak tonąca w zupie alkoholu, szczerości i napięcia jego moralniejsza część nakłaniała do ostrożności, przypominając o złożoności ich pochodzenia i potencjalnych konsekwencjach ich działań. Był rozdarty między pragnieniem zbadania tej chwili a potrzebą ochrony zarówno Iris, jak i siebie przed wszelkimi konsekwencjami. Gdy ich usta zetknęły się ze sobą, poczuł dreszcz podniecenia. To był przelotny kontakt, ale pozostawił trwałe wrażenie. Był świadomy jej dłoni na swojej talii, bliskości ich ciał, wspólnego oddechu między nimi. Był to moment bezbronności i połączenia, ciche potwierdzenie ich wzajemnego przyciągania. Jej pewność siebie i bezpośredniość były zarówno kuszące, jak i onieśmielające, pozostawiając go chwilowo niepewnym co do jego następnego ruchu. Gdy Iris się odsunęła, był świadomy napięcia w powietrzu, mieszanki oczekiwania i wahania. Wziął głęboki oddech, próbując zebrać myśli, a jego spojrzenie podążyło za nią, gdy ruszyła w kierunku blatu. - Jesteś pełna niespodzianek - powiedział, a jego głos był mieszanką podziwu i żartobliwego wyzwania. Obserwował, jak popija wino, a jej subtelne ruchy języka nie umknęły jego uwadze. Poświęcił chwilę, by zebrać myśli, a po chwili z figlarnym błyskiem w oczach zdecydował się stawić czoła jej śmiałości. Zmniejszając dystans między nimi, stanął przed nią, wyjął jej kieliszek z dłoni i odłożył go, następnie oparł ręce o blat, zamykając ją w klatce swojego ciała, tym samym sprawiając, że ich twarze były bardzo blisko siebie. - Być może - wyszeptał, a jego głos przepełniony był zarówno figlarnością, jak i pożądaniem - powinniśmy wrócić na bezpieczną ścieżkę i powoli odkrywać nasze karty, budować solidną podstawę… - Zbliżył usta do jej ucha i szeptał prosto w nie, starając się sprawić, by dziewczyna poczuła intensywnie pojawiające się ciarki na jej plecach. - ale może… powinniśmy zboczyć z tego, co mądre i bezpieczne... może warto spróbować nie kalkulować i skręcić… może niech poprowadzi nasz dreszcz zakazanego… i tak stworzymy wspomnienie, które na zawsze zostanie w nas wyryte. - Ona swój ruch wykorzystała, on nie zamierzał oddawać jej pola. Zaczynając bardzo delikatnie, zetknął się z jej ustami, by po chwili tonąć w żarliwym, namiętnym pocałunku. Jego dłonie opuściły blat i spoczęły na jej talii, ich dotyk był delikatny, nie wędrował nimi nigdzie, chciał po prostu wiedzieć i zareagować, jeżeli dziewczyna by postanowiła to zakończyć jakimś niespokojnym ruchem, lub poddać się jej żądaniom pozostania w tej grze.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

W skupieniu słuchała jego słów, gdy mówił o momencie odkrycia i spotkania się ze zmianami. Patrzyła na niego uważnym wzrokiem, jakby chłonąc jego słowa. W przeciwieństwie do niej, u niego było coś konkretnego, co pomogło mu dostrzeć zmianę - musiał się dostosować, inaczej patrzeć na świat. Chociażby jedno takie wydarzenie dużo mogło zmienić w człowieku. Nie spodziewała się niczego innego, niż odbicia piłeczki - zwłaszcza, że chłopak jednak otworzył się w tym temacie i postanowił co nieco uchylić rąbka tajemniczości. Wychodziło na to, że teraz jej kolej. Powolnym ruchem przechyliła głowę w bok, przyglądając mu się uważnie. Teraz w jej spojrzeniu dominałowo zamyślenie - mimo nadal pogodnego, nieco zadziornego uśmiechu na ustach widać było, że dziewczyna pogrążona jest w myślach. Nadal jednak spoglądała niebieskimi tęczówkami w chłopaka. Czy zastanawiała się, czy powinna się odzywać? Nie, Iris nawet zamierzała mu odpowiedzieć. Jej zamyślenie spowodowane było jednak tym, że szukała w swoich wspomnianich wydarzenia, które mogła mu ze stuprocentową pewnością dostrzeżenia zmian opowiedzieć. W końcu przymknęła powieki i westchnęła cicho.
- Nie kojarzę takie wydarzenia. Przynajmniej nie takiego konkretnego, jak Ty - jak pewno zauważyłeś, od zawsze wychowywano mnie w luksusach, na włościach innych rodzin czystokrwistych rodzin... I od zawsze wymagano ode mnie, jako od tego starszego bliźniaka trzymania pieczy nad młodszym. W Hogwarcie ja trafiłam do Slytherinu, Xaviery do Ravenclawu, co już utrudniało mi zadanie. Przez parę pierwszy lat się tak męczyłam, chcąc zadowolić rodziców. To było najważniejsze - ale w końcu doszłam do wniosku, że to mnie nie czyni szczęśliwą. Zaczęłam więc - oczywiście ku niezadowoleniu rodziców przede wszystkim i brata - poszukiwać własnej drogi. To wtedy zrozumiałam, że to ja mam być szczęśliwa, zadowolona z tego, co robię i korzystać z życia, a nie oni. I tu wchodzi chyba to, o co zapytałeś - po czasie patrząc nie lubiłam tej wersji siebie. Ale zmiany nie przyszły od razu. Nawet cały czas przychodzą. - uchyliła powieki, kierując na niego spojrzenie, nieco przepraszające. Miała wrażenie, że odrobinę zabardzo się rozgadała, że nie powinna wyjeżdżać tutaj z taką prywatą. Skrzyżowała dłonie pod piersiami, a jej uśmiech zmienił się na lekko niepewny. Skoro już tak szczerze - przynajmniej dla niej - rozmawiali, chciała mu też powiedzieć o swoich wątpliwościach. Tak po prostu. Nawet nie oczekiwała odniesienia do tego, do jej słów, odpowiedzi na zawieszone w powietrzu pytanie. - Od momentu obserwowania wszystkich i wszystkiego dookoła, mój światopogląd się zmienia. Teraz, właśnie w tym momencie wszystkie moje przekonania i poglądy są poddane próbie, a ja nie czuję się z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie - nie przeszkadza mi nasze spotkanie, jestem Ci wdzięczna za pomoc w treningu... I zaintrygowana. - czy to sprawiało, że była złym człowiekiem?
Po chwili jednak jej uśmiech nabrał znów pewności siebie, gdy temat zaczął się kręcić wokół Quidditcha. Przez sekundę w jej oczach widać było nieco więcej ciepła, kierowanego w stronę Victora. Jego reakcja na jej kontuzję była... Cóż, większość dziewczyn by zapewne stwierdziła, że słodka. Iris nie umiała jej nazwać, chociaż przez chwilę szukała odpowiedniego słowa, ale na pewno była czymś, czego dziewczyna się nie spodziewała usłyszeć, ani zobaczyć. Zachichotała widząc, jak proponuje swoją pomoc - a raczej swoich dłoni - w rozmasowaniu jej barku. Mrugnęła do niego okiem i błysnęła zębami w szczerym, szerszym uśmiechu.
- Jeśli chcesz - zapraszam. Każdy masaż się przyda - zwłaszcza, jeśli ktoś ma kojący dotyk, jak to powiedziałeś. - oczywiście nie musiało być to tu i teraz, chociaż na pewno by go nie powstrzymywała. Ciekawiło ją, czy masaż wykonany przez Martineza całkowicie rozluźni spięty miesięń i miała cichą nadzieję się o tym przekonać.
Stojąc blisko niego uważnie słuchała jego słów. To,co się w tym momencie między nimi działo, zdecydowanie miało znaczenie - pytanie tylko, jak do tego będą podchodzić. I co z tym zrobią. Zaśmiała się nieco gardłowo na jego stwierdzenie o swojej bezpośredności. Uwielbiała być bezpośrednia, nie przepadała za zabawami w kotka i myszkę. Czasami ciężko było za nią nadążyć, zwłaszcza, jeśli dziewczyna robiła coś, czego ktoś się po niej nie spodziewał - na co dzień, jeśli nie przebywała z innymi Ślizgonami czystej krwi, raczej wyglądała na dobrze ułożoną Pannę z dobrego domu. Wśród innych - już nieco bardziej nakierowaną na pochodzenie, obracanie się wśród konkretnych półek społecznych... A gdy była sam na sam z kimś, potrafiła niejednokrotnie zaskoczyć. I musiała powiedzieć, że sobie to chwaliła - lubiła widzieć reakcje ludzi na jej zachowanie. Nietypowe dla innych, zachowanie. Często robiła coś, co po prostu chciała zrobić. Tak jak w tym momencie - i nie żałowała pocałunku. Pozwolił on odrobinę zapanować na myślami, które niebezpiecznie blisko kręciły się wokół Victora Martineza, stojącego w jej piwniczce, razem z nią pijącego alkohol i tak bardzo przyciągającego ją do siebie. Dlatego, gdy się odsunęła od niego, odetchnęła w myślach. Teraz mogła się skupić ponownie, a raczej próbować to robić.
Skinęła głową, chcąc podziękować mu za komplement. Bo tak odczytała i zamierzała przyjąć jego słowa. Nie mniej jednak, to było ciekawe, co takiego miał w głowie, opisując ją w ten sposób. Zanim do niej podszedł jej ciekawość wzięła górę i Parkinson zapytała wprost.
- Pełna niespodzianek? Zrobiłam coś, czego się nie spodziewałeś? - błysk w jej tęczówkach jasno wskazywał na oczekiwanie na odpowiedź.
Jednak po chwili Martinez do niej podszedł. Z ciekawością przyglądała się, co robi, oczekując na jego ruch w tym tajemniczym, pełnym wzajemnego przyciągania się momencie. Bo ona tak się czuła. Nie wiedziała, dlaczego i w jaki sposób, ale Martinez ją do siebie przyciągał. Tym bardziej, jak bez ogródek postanowił zamknąć ją w klatce stworzonej głównie z własnego ciała. Rzuciła jeszcze kątem oka spojrzenie na kieliszek, który jej zabrał, po czym z pełną uwagą i zaciekawieniem wróciła wzrokiem do twarzy Victora. Starała się coś dostrzec w jego spojrzeniu, samej jednocześnie nie za wiele pokazując. Było to ciężkie zadanie, mówiąc szczerze - miała dziwne wrażenie, że jego spojrzenie przeszywa ją na wskroś i chłopak jest w stanie odczytać ją jak otwartą księgę. Nie zamierzała mu jednak ułatwiać - gdy stanął przed nią, tak blisko, że znów mogła poczuć jego ciepły, nieco cięższy po pocałunku oddech, położyła dłonie na jego rękach i przesunęła nimi w górę, muskając jego skórę palcami - jeden po drugim, jakby jej paznokcie szły określoną trasą, zahaczając może odrobinę zbyt pewnie o jego skórę. W końcu jej dłonie wylądował na jego ramionach, dokładnie w momencie, gdy pochylił się do jej ucha i spowodował przyjemne dreszcz na karku Iris. W piwniczce nie było super jasno, można powiedzieć, że bliżej tu było do przytulnego półmroku, jednak dobry wzrok mógł dostrzec, jak na jej karku pojawia się gęsia skórka. Dziewczyna delikatnie odchyliła głowę, przymykając powieki i starając się utrzymać w ryzach, jednak jego słowa i przyjemny oddech na skórze sprawiały, że ciało dziewczyny zachowywało się nieco inaczej, niż ona tego chciała. Gdy ich usta znów się zetknęły, z jej warg w pierwszym momencie wydobył się pomruk zaskoczenia. Odwzajemniając wpierw delikatny pocałunek, przesunęła prawą dłoń z ramienia na jego klatkę piersiową, jakby zastanawiając się, czy powinna odepchnąć od siebie Ślizgona, czy jednak poddać się temu, co się właśnie między nimi działo. Jeśli ktokolwiek się o tym dowie, obydwoje będą mieć przechlapane. Jako czarownica czystej krwi nie powinna najlepiej w ogóle rozmawiać ze szlamami i czarodziejami półkrwi, unikać ich jak ognia a mimo to, właśnie w tym momencie, dopuściła do siebie kogoś o "brudnej" krwi. Zastanawiała się jednak ułamek sekundy - zatraciła się w żarliwych pocałunkach, oddając je z gracją i namiętnością, która zawładnęła jej umysłem w tym momencie. Przesunęła dłoń z jego klatki piersiowej na bok i delikatnym, acz pewnym ruchem wsunęła ją pod koszulką chłopaka. Chciała poczuć fakturę jego skóry, ciepło jego ciała - ostrożnie przesunęła opuszkami palców po jego boku, na koniec kładąc dłoń na jego skórze i wbijając w nią delikatnie paznokcie. Lewa dłoń z ramienia wsunęła się na kark Victora i zatopiła w jego włosach. Czuła, jak jej ciało się do niego przysuwa. Niby nigdy nie rozmyślała o tym, jak Victor Martinez by na nią działał to jednak... Z każdym jego żarliwym i rozpalającym jej zmysły pocałunkiem spychała z głowy wszystkie inne myśli. Mądrość i bezpieczeństwo zeszło na dalszy tor. Możliwe, że potem czekała ich rozmowa - może nawet przed pocałunkiem powinni porozmawiać - jednak to nie było ważne w tym momencie. Już nie.
Wygląda na to, że piwniczka państwo Parkinson jednak będzie miała jakąś pieprzną historię do opowiedzenia, ciekawe tylko, jak bardzo...
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Słuchał jej uważnie, a jego wzrok wyczekująco badał jej mowę ciała, gdy dzieliła się swoimi przemyśleniami. Uderzyła go szczerość w jej głosie, bezbronność, na którą sobie pozwoliła. To była jej strona, której nie spodziewał się zobaczyć. - Myślę, że to odważne - powiedział cicho, a w jego głosie zabrzmiała nuta szczerości. - Kwestionowanie tego, co zawsze wiedziałeś, szukanie własnej ścieżki... to nie jest łatwe. Zwłaszcza gdy jest to sprzeczne z oczekiwaniami. - Chwilę zastanawiał się nad jej słowami o zmianie i o tym, że dla niej także jest to proces ciągły. - Życie nastolatka to niezła… podróż, z jej wzlotami i upadkami. No i wygląda na to, że pokonujesz ją z dużą odwagą. - Wyraz jego twarzy złagodniał, gdy zobaczył niepewność w jej uśmiechu. Chciał ją uspokoić, dać jej do zrozumienia, że jej otwartość nie była nie na miejscu. - Jesteś kimś, kto się bardzo dynamicznie rozwija, uczy o sobie. Taka samoświadomość to coś, co należy podziwiać. - Przygarbił się trochę, wypił resztę zawartości swojego kieliszka, jego ton stał się bardziej osobisty. - Nie każdego dnia znajdujesz kogoś, kto stawia przed tobą wyzwania, zmusza cię do myślenia... i mam na myśli, pozytywny aspekt takich działań. Nie do końca rozumiem, dlaczego wygląda jakbyś wstydziła się tego wszystkiego. - W jego oczach pojawiła się nutka ciekawości, zmieszana z nowo odkrytym ciepłem. - Jesteś intrygująca, Iris Parkinson. -
Poczuł mieszankę rozbawienia jej reakcją na jego propozycję masażu. - Cóż, nie mogę twierdzić, że jestem profesjonalistą, ale zrobię co w mojej mocy - powiedział lekkim, ale szczerym tonem. Pomysł zrobienia jej masażu był zarówno zniechęcający, jak i dziwnie intymny, ale był gotów pomóc, jeśli oznaczało to złagodzenie jej dyskomfortu. W oczach Victora pojawił się figlarny błysk, gdy kontynuował: - Po prostu daj mi znać, kiedy i gdzie. - Był w zasadzie pewien, że jego dotyk rzeczywiście przyniesie jej ulgę i zdawał sobie sprawę z zadowoleniem z potencjalnej bliskości, jaką może przynieść ta sytuacja; nie wiedział, że ich potencjalne zbliżenie, będzie miało się zdarzyć za parę chwil.
Stojąc blisko dziewczyny, poczuł ciekawą mieszankę zaintrygowania i podziwu, a ta na dodatek go pocałowała. Jej śmiech, gardłowy i szczery, współgrał z jego nastawieniem, podkreślając jej bezpośredniość; cechę, którą uważał za coraz bardziej pociągającą. Doceniał jej obecną bezpretensjonalność; było to odświeżające w porównaniu do często zawiłych interakcji, które napotykał w kontakcie z czystokrwistymi… Uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiła się iskierka zamyślenia. - To znaczy, wiedziałem, że jesteś bezpośrednia, ale jest różnica między wiedzą a doświadczeniem tego na własnej skórze. Normalnie można odbierać Cię jako twardą babkę, która nie gryzie się w język… ale ten pocałunek... był niespodziewany, ale nie niepożądany. - Zwolnił, ostrożnie dobierając słowa. - Nie chodzi tylko o to, co robisz, ale jak to robisz. W twoich działaniach jest pewna... nieustraszoność. - Zauważył, że po odsunięciu się od niego zdawała się ponownie kalibrować, jakby potrzebowała chwili na zebranie myśli. - No i - kontynuował, nie spuszczając z niej wzroku - myślę, że chodzi o warstwy, które ujawniasz. Tak jak teraz, w tej piwnicy, jesteś inna niż Iris, którą widuję w szkole. Jesteś bardziej otwarta, bardziej... sobą, może? To jak odkrywanie kolejnych warstw intrygującej historii. Kim jest Iris. Czego chce, czego się boi… czego z pewnością się nie boi… - To była zagadka, którą chciał rozwiązać, nie tylko ze względu na wyzwanie, ale dlatego, że zaczynał czuć z nią prawdziwą więź, która była zarówno ekscytująca, jak i nieco onieśmielająca. Zagadkę było trzeba rozwiązać, więc podszedł do niej i kontynuował rozgrywkę. Pochłonięty tą chwilą, poczuł przypływ radości zmieszanej z nutką lęku. Gdy jej dłonie śledziły ścieżkę wzdłuż jego ramion, był doskonale świadomy każdego dotyku, każdego delikatnego ruchu. Jej palce na jego skórze wywołały kaskadę wrażeń, potęgując i tak już napiętą atmosferę między nimi. Pochylił się bliżej, szepcząc słowa, które zdawały się rozpuszczać pozostały jeszcze dystans. Przyćmione światło piwnicy, rzucające cienie wokół nich, dodawało intymności tej chwili, sprawiając, że na krótki moment odepchnęli zewnętrzny świat. Gdy ich usta ponownie się spotkały, Victor poczuł głęboką satysfakcję. Pocałunek, początkowo delikatny, stawał się coraz bardziej żarliwy i namiętny. Wyczuwał wahanie Iris, lekkie napięcie w jej ciele, gdy zastanawiała się, czy go odepchnąć, czy przyciągnąć bliżej. To był taniec niepewności i chęci, w którym był w pełni zanurzony. Gdy poczuł jej dłoń wsuwającą się pod jego koszulę, jego serce przyspieszyło. Dotyk jej palców na jego skórze był elektryzujący. Czuł, jak jej paznokcie delikatnie wbijają się w niego, co było zarówno ekscytujące, jak i kojące. W tym momencie wszystkie myśli o czystości krwi, o potencjalnych konsekwencjach ich działań, zeszły na dalszy plan. Ten samolot aktualnie szybował bez żadnych silników ani pilota, był to pęd i wiatr nastoletniego pożądania. Piwnica, ze ścianami przesiąkniętymi historią i tajemnicami, zdawała się zamykać wokół nich, tworząc kokon prywatności i namiętności. Ostatnim oddechem, uporczywie łapiąc się krawędzi, jego moralna strona wykrzyczała mu prosto w twarz, że ta chwila może zmienić wszystko. Implikacje, jakie mogą wyniknąć z tego mezaliansu w dłuższej perspektywie… mogły być szalenie problematyczne. Jednak w tej chwili nic z tego nie miało znaczenia. Wszystko, co istniało, to tu i teraz, niezaprzeczalna chemia między nimi i wspólne pożądanie, które zdawało się przyćmiewać wszystko inne. Gdy ona dłońmi rozpalała jego tors, jego usta błądziły już po jej szyi, chcąc rozpalić w niej ogień, który pasował wigorem do jego własnego. Smak jej skóry, mieszanka słodyczy i namiętności, doprowadzała go do szaleństwa. Z chucią, której nie można było powstrzymać, jego ręce ochoczo powędrowały pod koszulkę Iris, szukając ciepła i miękkości. Kierując się nienasyconą żądzą, palce Victora zręcznie rozpięły jej stanik, uwalniając jej kuszące brylanty. Gdy jego dłonie objęły dopiero co uwolnione klejnoty; ciężar i miękkość wypełniły jego dłonie, wysyłając wstrząs pożądania prosto do jego rdzenia. Uczucie jej skóry na jego opuszkach palców było odurzające, symfonia przyjemności, która odbijała się echem w całej jego świadomości. Wtedy spojrzał jej w oczy, hiszpański byczek już prawie przejął stery, ale on jeszcze raz delikatnie pocałował ją w usta i bardzo słodko się uśmiechnął. Nie chciał, żeby to się skończyło, ale dawał jej czas na uruchomienie hamulca bezpieczeństwa w tym pędzącym taborze uniesienia. Tylko po co? Pytał sam siebie.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Gdyby miała się teraz zastanowić, wpadłoby jej do głowy przede wszystkim jedno pytanie. Co się stało z Tobą, Parkinson, że stałaś się tak otwarta przed kimś, z kim dopiero teraz nawiązałaś większy kontakt? Czy to Victor tak na nią działał? Rozwiązywał jej język, wyciągał daleko zakorzenione myśli z jej głowy. Sprawiał, że chciała z nim rozmawiać na różne tematy, a jego obecność napędzała ją do poznawania samej siebie. Nigdy chyba nie przeszłoby jej przez myśl, że ktoś nie z czystokrwistej rodziny czarodziejów będzie tak na nią działać. Mimo, że przed chwilą uśmiechała się niepewnie, odczucie lekkiego dyskomfortu dzięki chłopakowi szybko poszło w niepamięć. Jeśli sam nie czuł się niekomfortowo w jej obecności i mimo jej gadania, to nie zamierzała się tym przejmować. W najmniejszym stopniu tak naprawdę.
Dodatkowo jego słowa sprawiły, że jej pewny i zadziorny wyraz twarzy nieco złagodniał. Przez jakiś czas z jej spojrzenia biło ciepło i podziękowanie. Niby nic wielkiego, ale tej strony Iris jeszcze Victor mógł nie widzieć, a jeśli już miał okazję - nie zwrócić na nią uwagę. A teraz, otuleni ciszą i spokojem, w przyjemnym zaciemnieniu mogli poznawać się od praktycznie zera i przechodzić przez wszystkie emocje, które spotykali na swojej drodze. Jej wyraz twarzy jednak uległ zmianie, gdy nazwał ją intrygującą. Poczuła, jak jakaś lekkość na moment pojawiła się w okolicach żołądka, chłopak miło połechtał jej ego. A dziewczyna to lubiła i to bardzo. Uniosła nieco podbródek wyżej, ukazując mu swoje zadowolenie.
- Obydwoje jesteśmy w trakcie odkrywania siebie. Wiele rzeczy się dzieje w życiu nastolatków, również i takich, których dzieciaki się nie spodziewają... - mruknęła spokojnie, przechylając głowę w bok z wesołym uśmieszkiem na ustach. Nawiązywała do ich spotkania, do tej degustacji, która przybrała dość nieoczekiwane tory - ale czy aby na pewno niechciane?
Postanowione, jeszcze przed powrotem do szkoły poprosi Victora o masaż. Zrobił sobie świetną reklamę i zamierzała sprawdzić ten jego... kojący dotyk. Wiedziała, że nie puści go z domu, dopóki nie poczuje jego dłoni na swoim barku. Zerkając kątem oka na swoje ramię, mruknęła tylko cicho.
- Może jeszcze przed powrotem do zamku, co? Ja bardzo chętnie. - gdyby tylko wiedziała, że jego dłonie zaraz poczuje na swoim ciele i do tego nie tylko na ramieniu...
Iris zamierzała posiedzieć w spokoju z Victorem, popijając dobry alkohol i obgadując zapewne głównie drużynę, może wrócić do rozmów z boiska, kiedy to Victor opowiadal jej o mugolskich sportach - w końcu Parkinson nie zamykała się na dyskusje. Nie spodziewała się jednak, że wytworzy się między nimi chęć poznania się nieco bliżej. Zamierzała jednak poddać się nurtowi tej rzeki, dlatego też Martinez był tak blisko niej. Z nieukrywanym zaciekawieniem słuchała jego słów, uśmiechając się tylko lekko na ustach, unosząc lewy kącik ust. To było ciekawe - być ocenioną w ten sposób przez innego ucznia, zupełnie spoza jej, nazwijmy to poziomu. Jednocześnie zastanawiała się, czy to nie sprawia, że staje się zbyt miękka i nagle dopuści do siebie wszystkich o "złej" krwi. Chwilka zastanowienia się nad tym tematem i szybko porzuciła ten temat. Do tej pory żaden z uczniów nie działał na nią tak bardzo przyciągająco, jak ten tutaj Hiszpan. Chciała być blisko, chciała go dotknąć, chciała trwać w jego obecności. Przymkneła na sekundę powieki, a gdy je uchyliła, rzuciła mu zaciekawione, ale i zadziorne spojrzenie. Uchyliła lekko usta, wpierw zahaczając górnymi zębami o dolną wargę, zanim się odezwała.
- Może pora odkryć odpowiedzi na te pytania rzucone w przestrzeń...? - szepnęła jeszcze zanim zbliżył się do niej, zaczynając szeptać te rozgrzewające jej zmysły i ciało słowa do ucha. Miała wrażenie, że to już całkowicie popchnęło ją do działania, a wahanie, które nastąpiło po tym, było po prostu wyuczonymi zasadami, aby nie zbliżała się do kogoś innego, niż czysta krew.
Można śmiało powiedzieć, że gdy jej dłoń spoczęła pod jego koszulką i delikatnie paznokciami rysowała jego skórę, co jakiś czas chwytając ją opuszkami palców, hamulce w dziewczynie zaczynały puszczać. Już nie chciała go odsuwać. Nie chciała sama się odsuwać od niego. Delikatnie wsuwała dłoń wyżej, badając bardzo dokładnie jego ciało, a gdy zsunął się ustami na jej szyję, nie czekając zbyt długo odchyliła głowę w tył, pragnąć by się nie zatrzymywał, by muskał wargami jej szyję, jej ciało. Poczuła, jak pod wpływem jego ruchów jej ciało delikatnie zadrżało, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Oh nie, to nie był moment, w którym mogłaby go odepchnąć. Już nie. Ten moment uleciał niczym niezauważalny brud, na którego nie zwracasz w pewnym momencie uwagi a on ucieka z linii Twojego wzroku. Zresztą, to była już ostatnia rzecz, która mogła przejść przez jej głowę. Czas na zastanawianie się, co dalej, czy to będzie miało jakikolwiek wpływ na cokolwiek, będzie później.
Nawet nie drgnęła czując, jak chłopak zgrabnym i rozpalającym jeszcze bardziej jej zmysły ruchem rozpina jej stanik. Dopiero uczucie jego dłoni na swoich piersiach spowodowało, że z jej lekko rozchylonych warg uciekł zaskoczony jęk. Niby się tego spodziewała, niby była na to przygotowana - ale samo odczucie było czymś zupełnie innym, niż mogła sobie wyobrazić. Lepszym, jeszcze bardziej wprowadzającym dziewczynę w stan zaintrygowania tego, co się tutaj działo. Przymknęła na moment powieki i przełknęła nieco głośniej ślinę.
Gdy złożyl na jej ustach ten delikatny pocałunek, dziewczyna zamruczała rozmarzona. Pocałunek trwał najwyżej parę sekund, ale był czymś tak zupełnie innym, niż to całe pożądanie wzajemne, że przez moment nie mogła zebrać myśli. Czuła wiele, wiele emocji kotłowało się teraz w panience Parkinson, która do niedawna była święcie przekonana o swoich poglądach, a tutaj szybko rozpłynęły się w powietrzu. Uchylila powieki i skierowała na niego rozpalone spojrzenie, a widząc ten jego słodki uśmiech, miała ochotę spijać tę słodycz z jego ust swoimi.
To był ten moment. Ten moment, kiedy powinni prawdopodobnie się zatrzymać. Dojść zgodnie do wniosku, że z obecnej sytuacji może wyjść wiele niepożądanych konsekwencji, problemów oraz kłopotów, jednak umysł dziewczyny targany pożądaniem i chęcią zbliżenia się do półkrwi ucznia szybko sobie poradził z ewentualnymi niepewnościami. Nie chciała tego stopować. Chciała go całkowicie dopuścić do siebie, obnażyć się przed nim z każdego swojego uczucia i reakcji na jego dotyk, którego tak bardzo w tym momencie pragnęła. Po kilku sekundach jej spojrzenie na chwilę zrobiło się cieplejsze, jednak zaraz wróciła w nim pewność siebie i pożądanie.
- Chcesz się wycofać, zatrzymać...? Czy może.... - przesunęła dłoń spod jego koszulki, wodząc powoli opuszkami po jego skórze w kierunku jego spodni. Jak gdyby nigdy nic zabrała rękę, a po sekundzie dosłownie, patrząc mu cały czas prosto w oczy, przesunęła palcami po jego kroczu w górę, będąc ciekawą jego reakcji na jej - po raz kolejny już - bezpośredniość. Odsunęła dłoń i przyłożyła palec wskazując do swoich ust, delikatnie zahaczając o czubek palca górnymi zębami. Lewą dłoń z kolei zsunęła z jego karku i chwyciła w palce koszulkę chłopaka, unosząc ją w górę. To był bardo jasny przekaz - mam ją zdjąć, czy chcesz w niej zostać? Czuła, jak jej ciało delikatnie drży i tylko wyczekiwała momentu, gdy chłopak znów rozpali ją do czerwoności i będą mogli zatracić się w tej błogiej przyjemności obydwoje.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

To było tak, jakby każda warstwa, którą ujawniała, sprawiała, że była bardziej urzekająca. Nie mógł przestać się zastanawiać, co spowodowało w niej tę zmianę, tę otwartość, która wydawała się tak sprzeczna z Iris Parkinson, o której słyszał, którą przecież trochę znał. Kiedy wspomniała o nieoczekiwanych zwrotach w życiu nastolatków, nie mógł się nie zgodzić. On również był w trakcie odkrywania siebie, nawigując przez zawiłości okresu dojrzewania i pewnie to powodowało, że tak prosto było im znaleźć płaszczyznę porozumienia, wymagało to tylko kilku chwili otwartości z obu stron. Zaczęło się od zwykłej sesji treningowej, szansy na pomoc koleżance z drużyny, ale ewoluowało w coś znacznie bardziej osobistego, bardziej intymnego. Był zaskoczony tym, jak naturalnie czuł się, będąc z nią tutaj, dzieląc te chwile. Sposób, w jaki uniosła podbródek, gdy nazwał ją intrygującą, lekkość w jej głosie, ciepło w jej uśmiechu; wszystkie te drobne szczegóły nie umknęły jego uwadze. Był świadomy subtelnej zmiany w jej zachowaniu, sposobu, w jaki wydawała się zadowolona, a może nawet zaskoczona jego słowami. Znalazł się w stanie głębokiej refleksji, zastanawiając się nad nieoczekiwanymi zwrotami akcji, jakie może przynieść życie. Był tutaj, w piwnicy rezydencji rodziny czystej krwi, z dziewczyną, która do niedawna prawdopodobnie nigdy nie spojrzałaby na niego. A jednak byli tutaj, dzieląc się winem, rozmowami i chwilami, które wydawały się niezwykle autentyczne. - Rzeczywiście, oboje odkrywamy siebie - powiedział w końcu, jego głos był miękki, ale stanowczy. - Czasami to właśnie te nieoczekiwane momenty uczą nas najwięcej o tym, kim jesteśmy... i kim moglibyśmy być. - Jego oczy błyszczały w zamyśleniu, gdy patrzył na nią, doceniając ironię i piękno ich sytuacji. Przypomniał sobie słowa Suzi, które padły podczas ich ostatniego zbliżenia w fontannie. "Tu i teraz," powiedziała, a te słowa pchały go do przodu z dziwną siłą. Zastanawiał się, jak bardzo te chwile spędzone z Iris różniły się od tych z Suzi. "Może S miała rację," pomyślał. "Chodzi o to, co dzieje się tu i teraz. O te nieoczekiwane momenty, które definiują naszą podróż." Pomysł zrobienia Iris masażu, zanim wrócą do zamku, spodobał mu się. To była szansa, by być bliżej niej, by dosłodzić trochę tę nieoczekiwaną więź, na którą się natknęli. Nie mógł zaprzeczyć rosnącemu w nim oczekiwaniu na myśl o jego dłoniach na jej ciele, nawet jeśli miało to być tylko jej ramię. Obserwując ją z lekkim uśmiechem na ustach, poczuł, że przyciąga go jej obecność. Było w niej coś, co różniło ją od wszystkich, których kiedykolwiek spotkał. Była czystej krwi, ale była w niej głębia, ciekawość i otwartość, której się nie spodziewał. Zmusiło go to do ponownego rozważenia własnych uprzedzeń na temat ludzi z różnych środowisk. Był świadomy napięcia między nimi, pragnienia poznania siebie nawzajem. Było to uczucie, którego się nie spodziewał, ale w którym był teraz w pełni zanurzony. Jej bliskość, sposób w jaki na niego patrzyła, wszystko w niej przyciągało go bliżej. Czuł, jak bariery czystości krwi i statusu społecznego zacierają się, stając się mniej znaczące w obliczu ich wzajemnego przyciągania. Gdy zasugerowała odkrycie odpowiedzi na ich niewypowiedziane pytania, poczuł przypływ śmiałości. Rozumiał wewnętrzny konflikt, którego mogła doświadczać, wyuczone zasady dotyczące czystości krwi kolidujące z tym, co czuła w tej chwili. Było coś ekscytującego w kwestionowaniu tych norm, w odkrywaniu tego, co leżało poza nimi. - Być może nadszedł czas - odpowiedział cicho, jego głos ledwo przekraczał szept. Przysunął się bliżej, a jego serce biło z ekscytacji. To było niezbadane terytorium dla nich obojga, podróż w nieznane. Kiedy spojrzał w jej oczy, zobaczył odbicie własnej ciekawości i pożądania. Było to ciche porozumienie, niewypowiedziane zrozumienie, że oboje są gotowi zrobić ten krok, aby odkryć, co leży poza pytaniami i granicami społecznymi. W jego umyśle wirowało mnóstwo wrażeń i emocji, gdy dłoń Iris przesunęła się pod jego koszulę, a opuszki jej palców delikatnie drapały jego skórę. Ostrożna powściągliwość, którą utrzymywał, rozpływała się pod jej dotykiem, a każdy delikatny ruch wysyłał przez niego fale oczekiwania. Był doskonale świadomy każdego punktu kontaktu, każdej subtelnej zmiany w jej dotyku. Gdy zniżył usta do jej szyi, poczuł jej reakcję, sposób, w jaki odchyliła głowę do tyłu, zapraszając go do kontynuowania. Drżenie jej ciała, gęsia skórka na skórze, wszystko to mówiło o pragnieniu, które odzwierciedlało jego własne. W tym momencie wszystkie myśli o ostrożności lub konsekwencjach zdawały się schodzić na dalszy plan. Istniało tylko tu i teraz, eskalująca intensywność ich połączenia. Płynny ruch rozpinania jej stanika był niemal instynktowny, naturalny postęp ich eskalującej intymności. Cichy jęk, który wydobył się z jej ust w odpowiedzi na jego dotyk, sprawił, że w jego oczach pojawiły się niebezpieczne dla nich oboje ogniki. Był to dźwięk, który rezonował z jego płomieniem, podsycając go jeszcze bardziej. Delikatny pocałunek, który po nim nastąpił, był wyraźnym kontrastem do żarliwej pasji, która ich napędzała. Była to chwila słodyczy pośród burzy pożądania, krótka przerwa, która pozwoliła zalać ich oboje powodzią emocji. Victor mógł wyczuć niezliczone uczucia kłębiące się w Iris, przemianę z dziewczyny o niezachwianych poglądach w kogoś obejmującego surową intensywność chwili. To było coś więcej niż tylko fizyczne przyciąganie; to była eksploracja granic, żądz i emocji. Słodki uśmiech na jego ustach był zaproszeniem, cichym wołaniem, by kontynuowała tę podróż z nim, by odkryła, dokąd zaprowadzi ich ta ścieżka namiętności i nowo odkrytej intymności.
Gdy obserwował śmiałe i bezpośrednie ruchy dziewczyny, jej pewność siebie i pożądanie promieniujące z jej całego ciała, zareagował instynktownie, jego własne pragnienia odzwierciedlały jej. Intensywność ich połączenia przytłoczyła wszelkie wątpliwości i obawy, które pozostawały w tyle jego umysłu. Głosem pełnym niecierpliwości odpowiedział - Chcę poczuć każdą część Ciebie - Jego słowa zawisły w powietrzu, deklarując jego poddanie się odurzającemu przyciąganiu między nimi. Oczekiwanie w jego żyłach wzrosło, gdy wycofała dłoń, by powoli przesunąć palcami po jego spodniach. Oddech na chwilę uwiązł mu w gardle, gdy jej śmiałe działania doprowadziły go na kres kontrolowanej jazdy próbnej liniami miły byczek. Jego ciało instynktownie zareagowało na jej śmiałość, a dziewczyna palcami mogła poczuć, rosnącą fizyczną reakcję na jej działania. Z ust Victora wydobył się niski pomruk, a jego oczy powoli były przejmowane przez jego demoniczne ja. Patrzył, jak zahacza palcem o górne zęby, uwodzicielskie zaproszenie, które wywołało dreszcze w jego kręgosłupie. Przekaz był jasny; pragnęła jego dotyku, chciała zatracić się w falach przyjemności, które na nich czekały. Widok drżącego ciała dziewczyny tylko podsycił jego pożądanie. Na początku powoli, pozwolił jej ściągnąć z siebie koszulkę, jednak zaraz po tym jego dłonie poruszane instynktem wyruszyły na swoje polowanie, jedna przesuwała się po jej plecach, absorbując ciepło jej skóry, podczas gdy druga sięgała do rąbka jej koszulki. Jednym ruchem nadgarstka podciągnął ją do góry, odsłaniając jej delikatne krągłości w słabym świetle pokoju. Nie było potrzeby słów, gdy ich ciała orbitowały ku sobie, a ich pragnienia się przeplatały. Usta Victora ześlizgnęły się z jej ust i odnalazły dopiero co wyrwane na powierzchnię skarby. Jej smak, miękkość jej skóry rozpaliły w nim pierwotny głód, który domagał się zaspokojenia. Pokój zdawał się wirować wokół nich… Kierując się nienasyconym pragnieniem, jego ręce poruszały się precyzyjnie, uniósł dziewczynę, by swobodnie posadzić ją na blacie. Jego wypełnione żarem oczy świdrowały jej niebieskie diamenciki, mając nadzieje, że ujrzy w nich nie mniejsze szaleństwo emocji niż swoje. Jego głos, ochrypły z pożądania, wydobył się niskim szeptem. - Poznam każdy centymetr ciebie, a Ty zatracisz się w przyjemności. - To było jak zaklęcie, jego słowa niosły obietnicę, deklarację, że nie zatrzyma się przed niczym, by doprowadzić Iris na skraj ekstazy. Z podnieceniem graniczącym z desperacją, jego ręce poruszały się szybko, ściągając jej spodnie i bieliznę jednym płynnym ruchem. Powietrze trzeszczało z niecierpliwości, gdy jego oczom ukazało się jej delikatne ciało, widok, który wywołał falę gorącej lawy w jego żyłach. Gdy zbliżył się do niej, zapłonął w nim żarliwy głód, a jego usta zbliżyły się do najintymniejszej esencji jej istoty. Ta chwila była naładowana intensywnością, która wykraczała poza fizyczność, otaczając ich kokonem pożądania i eksploracji. Jego ruchy były zarówno pytaniem, jak i odpowiedzią, cichą rozmową prowadzoną językiem dotyku i doznań. W tym tańcu bliskości każdy oddech i szept stał się świadectwem surowych, niewypowiedzianych prawd, które leżały między nimi. Zagubiony w odurzającym tańcu namiętności, jego myśli zostały pochłonięte przez dźwięki jęków i sapnięć Iris, jej smak na jego ustach i przytłaczającą satysfakcję ze świadomości, że doprowadza ją na skraj uwolnienia.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 270
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Ciekawostką pozostawało również to, jak bardzo Iris wróci "do porządku dziennego" w szkole. Miała dziwne wrażenie, że po dzisiejszych chwilach, spędzonych z Victorem czeka ją dużo przemyśleń i zastanawianiu się, która Parkinson była tą prawdziwą. I czy to, co się właśnie działo nie było oznaką słabości. Przeszło jej przez myśl, że miękła. Coś się zmieniło, rozmowa pozwoliła wydobyć z niej głębsze emocje, zapomnieć o wszystkich różnicach między nimi. Gdyby tak dokładnie teraz się przyjrzała - tak naprawdę Victor i ona byli tacy sami. Na urodzenie w danej rodzinie czy stan majątkowy nie miało się wpływu, wszystko zależało od szczęścia. Oczywiście, że nawet gdyby miała taką możliwość, nie zamierzała rezygnować z majątku rodzinnego - ale jednocześnie, czy to był powód do szyderstw z kogokolwiek? Gdy byli młodszymi dzieciakami zdarzyło się przecież śmiać z kogoś, bo miał podręczniki z drugiej ręki, szaty po starszym rodzeństwie... Jednak w takich sytuacjach jak ta, okazywało się, że ktoś z niżej postawionej rodziny może być bardziej interesujący niż z bogatej. A to było naprawdę intrygujące.
To było miłe. Znalezienie wspólnego języka z kimś z innej sfery. Zawsze wyuczona odpowiednich manier, prawidłowego zachowania oraz hierarchii w świecie odkrywała inny świat od zera. Wcześniej nie pozwoliłaby sobie na spotkanie - do tego po kryjomu - z kimś spoza jej sfer. A teraz? Owszem, na początku chodziło tylko o pomoc w treningu. Jednak już wtedy odczuwała jakieś dziwne przyciąganie do Martineza. Czy była to kwestia tylko jego hiszpańskiej natury, którą miała możliwość w tym momencie, za parę minut zbadać i odczuć na sobie? Czy może jednak czegoś innego? Wysłuchała jego słów z uwagą, kiwając głową. To był niewątpliwie jeden z tych nieoczekiwanych momentów. Bo przy zdrowych zmysłach kto mógłby ich jakkolwiek połączyć? I do tego jeszcze z chęcią odkrycia swoich kart przed drugą osobą, chęcią poznania jej myśli, zachowań, reakcji?
Istniało prawdopodobieństwo, że nawet nikt w to nie uwierzy. Ale jedno było pewne - oni będą wiedzieć o tym, co się tutaj działo. Co się zadziało między nimi, w jakiej sytuacji się znaleźli. Noc jeszcze młoda, może, w chwili odpoczynku będą mogli wrócić do szczerej rozmowy. Ale póki co działo się coś, co przekroczyło jakiekolwiek oczekiwania Iris, jeśli w ogóle jakiekolwiek miała w tym momencie wzajmnego pożądania i przyciągania do drugiej osoby.
► Pokaż Spoiler
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Złapany w wir namiętności i pożądania, poczuł może tylko tymczasową, ale na pewno głęboką bliskość z Iris. Każdy jej dotyk, każdy ruch był jak iskra rozpalająca w nim głębszą potrzebę. Był świadomy znaczenia tej chwili, przełamywania barier i eksploracji ich niezbadanych terytoriów intymności i wrażliwości. To były dla niego nowe rejony podróż w głąb pożądania i więzi, których wcześniej z nią nie doświadczył. Sposób, w jaki reagowała na jego dotyk, dreszcze, które czuł pod palcami, wszystko to było niesamowicie realne i intensywne. W chwili, gdy usta dziewczyny rozchyliły się w cichym jęku, Victor zdał sobie sprawę z głębi połączenia, które tworzyli. To było coś więcej niż tylko fizyczne przyciąganie; to był taniec emocji, pragnień i niewypowiedzianego zrozumienia. Był w pełni obecny w tej chwili, zmartwienia i myśli o czystości krwi, szkolnych plotkach i statusie społecznym zniknęły w tle. Liczyło się tylko tu i teraz, więź, którą budowali, odkrywanie swoich pragnień i wzajemne zrozumienie, które rozwijali. Od momentu kiedy, kilka chwil temu prostym gestem zaprosiła go do siebie, poczuł się wyzwolony. Tutaj, w tym momencie, był wolny od etykiet i oczekiwań, które często go definiowały. Nie był już tylko czarodziejem brudnej krwi w świecie czystości; był Victorem, młodym mężczyzną odkrywającym złożoność ludzkich więzi i pożądania. Z każdym pocałunkiem, z każdym dotykiem, czuł rosnącą pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa. Odkrywał nowe aspekty siebie, przyjmując niepewność i ekscytujące możliwości, które przed nim stały. To doświadczenie miało oczywiście swój koszt, zmuszając go do przemyślenia swoich dotychczasowych ograniczeń i otwarcia się na nowe doświadczenia. Gdy kontynuowali odkrywanie siebie nawzajem, był w pełni zanurzony w tym doświadczeniu, puszczając swoje zahamowania i przyjmując tę podróż w głąb siebie.
► Pokaż Spoiler
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”