Strona 2 z 2

Lodowisko

: 28 gru 2023, 22:12
autor: Architekt Hogwartu
Obrazek

W centralnym punkcie jarmarku znajduje się okrągłe, uroczo oświetlone lodowisko oraz wypożyczalnia łyżew.
Cena ślizgawki: 5 sykli/godzina.
Cena wypożyczenia łyżew: 10 knutów/godzina.

Re: Lodowisko

: 02 lut 2024, 17:35
autor: Brandon Tayth
- Oj, do rycerza na białym testralu to mi daleko - odpowiedział, drapiąc się po głowie z lekkim zakłopotaniem. Blondynka wyglądała na naprawdę miłą dziewczynę. A konkretniej na jedną z tego rodzaju dziewcząt, z którymi zazwyczaj się nie zadawał. Ostatnią panienką, którą mógłby określić mianem miłej, była Antonija - ale i ona nie pozostawała bez wad. Jej największą wadą był ten gnój, Wilson... No cóż, Brandonowi nie dane było zaznać szczęścia u boku sympatycznej przedstawicielki płci przeciwnej. A siedząca właśnie obok niego niewiasta najwyraźniej była co najwyżej zmieszana, może odrobinę wdzięczna, lecz na próżno szukał w jej oczach choćby maleńkiej iskierki zainteresowania.
- Talon? Nie idź tą drogą, nieznajoma - odrzekł wesoło. - Jeszcze poproszę o coś zbereźnego i co wtedy?
Uśmiechnął się do niej szeroko i machnął ręką, jakoby chcąc tym gestem dać jej do zrozumienia, że po prostu zażartował. Wtem nagle zauważył ranę, z której sączyła się krew. Zacmokał cicho z nieudawaną troską i odruchowo sięgnął po różdżkę. Z zaklęć uzdrawiających był całkiem dobry i już nie raz naprawiał u siebie, bądź u swoich kolegów (tak, miał kolegów jeszcze przed rokiem) różnego rodzaju skaleczenia. Poza tym jako nieszczególnie przestrzegający szkolnego regulaminu animag niejednokrotnie wracał z Zakazanego Lasu poobijany i po latach wiedział już, jakiego zaklęcia używać na opuchlizny, zaś które będzie skuteczniejsze przy małych krwotokach.
- Vulnus - mruknął, machnąwszy różdżką krótko, po czym dodał jeszcze: - Ferula.
Gdy krwawienie ustało, a na zranieniu pojawiły się opatrunki, Brandon schował różdżkę, mogąc teraz skupić się na samej rozmówczyni. Kiedy ta oświeciła go i postanowiła wyjawić mu, że doskonale wie, z kim na do czynienia, mina nieco mu zrzedła. Wspaniale. Zatem z korzystnej autoreklamy nieco naginającej rzeczywistość nici. Posłał jej blady uśmiech, wzruszając niewinnie ramionami. Co mógł poradzić na to, że nieustannie był na językach całej szkoły, nie do końca zamierzenie zresztą. Prawdę mówiąc, ostatnio zaczynało go to już irytować, bo ileż można wysłuchiwać bredni na swój temat. Nie zamierzał jednak wyprowadzać jej z błędu, bo akurat grzecznym chłopcem to on na pewno nie był.
- Mądra z ciebie dziewczyna, trzeba słuchać mamy - odparł rezolutnie, wyjmując z kieszeni papierosa. Jeszcze nie zdobył się na to, żeby rzucić palenie, choć miał poważne zamiary to zrobić. Kiedyś.
- Jesteś z Ravenclawu, co? Na Gryfonkę mi nie wyglądasz, to raczej same mięśniary, gdybyś była Puchonką to pewnie musiałbym ci teraz podawać tonę chusteczek po tym wypadku. A gdybym wziął na ręce Ślizgonkę to dostałbym w pysk. Mam rację, Krukonka? - Wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu, jednocześnie zaciągając się papierosem. Choć miał na tyle przyzwoitości, żeby pójść jej z pomocą to niestety zabrakło mu na tyle taktu, żeby zapytać, czy aby na pewno papieros jej nie przeszkadza. Teraz jednak, gdy okazało się, że dziewczyna dobrze wie, kim jest nieszczęsny Brandon Tayth, jakoś przestało mu aż tak zależeć, by zrobić na niej dobre wrażenie. Zresztą, nie oszukujmy się, nigdy nie był w tym mistrzem.
Zerkał raz po raz w kierunku lodowiska, ciekaw, czy może Leslie nadal tam jest, lecz od kilku chwil jego wzrok nie wyłapał rudej grzywy.
- Nie chcę dłużej zabierać ci czasu. Mam nadzieję, że z nogą wszystko w porządku - powiedział zdawkowym tonem do Hope, dając jej delikatnie do zrozumienia, że nie pogniewa się, jeśli ta nie będzie chciała dłużej z nim tu przesiadywać.

Re: Lodowisko

: 02 lut 2024, 21:02
autor: Hope Fawley
Hope nie należała do dziewczyn, które opierały się tylko i wyłącznie na zdaniu innych. Dlatego, choć bardzo dobrze wiedziała z czego słynie chłopak stojący tuż przed nią, nie miała zamiaru na wstępie przyklejać mu łatki. Wolała sama oszacować czy jakakolwiek osoba z którą przebywa jest godna jej zainteresowania. A on? On był dla niej miły i w tym wypadku to zdecydowanie wystarczyło, by posłać mu ponownie, pełen wdzięczności uśmiech.
-Skoro mówisz, że do rycerza jest ci daleko to w takim razie do kogo ci bliżej?-spytała unosząc swoją głowę do góry, by lepiej mu się przyjrzeć. Chwilowa krępacja jego osobą minęła i teraz, kiedy mogla mu się przyglądać bez poczucia wstydu czy zażenowania, doszła do wniosku, że jego oczy bardzo ładnie wyglądają w odbiciu tych wszystkich lampionów, które wisiały nad ich głowami.
-Nieznajoma?- prychnęła udając oburzoną.- Przed chwilą uratowałeś moje życie, nie sądzę by jakąkolwiek prośbą mogłaby być zbyt zbereźna w tym wypadku.- zaśmiała się krótko i zanim ślizgon zaczął naprawiać jej zepsutą nogę uniosła dłoń, by się przedstawić.- Jestem Hope. Ta „nieznajoma” z Twoich ust brzmi za bardzo oficjalnie.- a kiedy chłopak uścisnął jej rękę, dziewczyna z powrotem złapała kubek w dwie dłonie czując, że siedząc tak w bezruchu zaczyna poważnie marznąć, a jej ciało całkowicie mimowolnie lekko zadrżało.
Kiedy Brandon zaczął majstrować przy jej ranie, dziewczyna spojrzała w dół, błagając w duchu, by w ten piękny, styczniowy wieczór nie skończyła z amputowaną kończyną. Kiedy jednak wszystko skończyło się dobrze, Hope wypuściła powietrze z płuc przyglądając się teraz temu jak Brandon odpala papierosa i zaciągającą się pozostawia między nimi potężną chmurę dymu. Przez chwilę zaczęła się nawet zastanawiać jaki mają smak i dlaczego tyle uczniów w tej szkole pali coś, co śmierdzi jak kupa śmieci. Jednak z zamyślenia wyrwał ją Brandon, który z uporem maniaka starał się zgadnąć do którego domu należy.
-Rozpracowywanie dziewczyn to Twoja super moc?- spytała rozbawiona, kiedy tak raz za razem opisywał każdą ewentualność, która mogła go spotkać, gdyby złapał dziewczynę z innego domu. W sumie miał w tym dużo racji, chociaż ona nigdy tak na to nie patrzyła, to pewne cechy wspólne były nieuniknione skoro było się w danym domu.
Kiedy chłopak się odwrócił i powiedział, że w sumie dobrze by było gdyby zostawiła go w spokoju, Hope zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Najwyraźniej było tak, jak jeszcze przed chwilą myślała- ktoś taki jak on, nigdy nie zainteresowałby się dziewczyna taka jak ona. I właśnie ta myśl sprawiła, że ciśnienie w jej żyłach wzrosło, a złość zmieniła rysy jej twarzy nie do poznania. Hope odłożyła kubek z herbatą na ławkę obok siebie i zebrała z ziemi sporo ilość śniegu, tylko po to by uformować z niej kulkę i rzucić nią prosto w tył głowy ślizgona, po czym zrobiła to ponownie. Tak dla pewności, żeby odczuł to wystarczająco boleśnie.
-A ty co? Będziesz stać przy tej barierce jak psychol przez następne kilkanaście minut?- no cóż, może należała do dziewczy na pozór miłych i grzecznych, ale jak widać, łatwo wpadała w złość. Zwłaszcza w momencie, jak ktoś olewa ją w tak niegrzeczny sposób jak robił to Tayth w tym momencie.

Re: Lodowisko

: 04 lut 2024, 20:35
autor: Brandon Tayth
A więc miała na imię Hope. Z pewnością łatwo będzie mu je zapamiętać, gdyż nie znał nikogo o takim imieniu. Poza tym była naprawdę miła i najwyraźniej nie rozmawiała z nim przez grzeczność, jak mu się z początku wydawało. Nie sprawiło to jednak, że Brandon zrezygnował z rezerwy w swym zachowaniu. Nie sądził, aby dobrym pomysłem było podrywanie tak ułożonej niewiasty, która w jego mniemaniu z pewnością po kilku tygodniach sama doszłaby do wniosku, że obcowanie z takim chłopakiem raczej nie kończy się dobrze. I pewnie miałaby rację.
Dlatego oparł się o barierki, odwracając się do niej plecami i wpatrywał się niemym wzrokiem w taflę lodowiska, gdy nagle oberwał kulką śniegu prosto w swój pusty sagan. Natychmiast odwrócił się zdezorientowany i druga kulka trafiła go w twarz. Starł dłonią śnieg i jego oczom ukazała się rozwścieczona mina dotąd niespotykanie uprzejmej Krukonki, którą najwyraźniej zdołał bez większego wysiłku porządnie rozjuszyć.
- Hej, dlaczego od razu psychol?! - zawołał lekko wyprowadzony z równowagi. - Tak chcesz się bawić?
Nie czekając na odpowiedź, prędko uformował kulkę śniegu i sam rzucił w kierunku Hope, lecz chybił zaledwie o cal. Mimowolnie parsknął śmiechem i rozłożył ręce w geście kapitulacji.
- Słuchaj, wcale nie umiem rozpracowywać dziewczyn. Jak widać zresztą. Po prostu założyłem, że taka laska nie ma zamiaru zaprzątać sobie głowy gościem, który jest na językach całej szkoły od niemal roku.
Zrobił kilka kroków w jej kierunku, już nie spoglądając w stronę lodowiska. Zawiesił na niej uważne spojrzenie, niejako zastanawiając się, co teraz sobie mogła myśleć. Może naprawdę źle ją ocenił i wcale nie była dziewczyną, która zawierza plotkom. I choć część z nich z pewnością zawierała w sobie ziarno niewygodnej prawdy, to większość była po prostu stekiem bzdur powielanych tak dużą ilość razy, że historie zaczęły żyć własnym życiem, zyskując nowe zdarzenia i kilku dodatkowych bohaterów.
- W gruncie rzeczy jestem naprawdę równy gość - rzekł zdawkowym tonem, podchodząc jeszcze bliżej. - Niektórzy mówią, że ze mnie niezły wariat, ale to chyba przesada.
I nagle, bez zbędnych ceregieli, złapał ją w pasie i razem z nią runął do najbliższej śnieżnej zaspy. Zaśmiał się przy tym głośno, po czym przewrócił się na plecy i, leżąc tuż obok dziewczyny, zaczął robić orła w śniegu. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił, ale pierwszy raz od dawna zaznał odrobiny radości z tak prozaicznej czynności jak dziecinne wygłupy.
- Hope, słuchaj tylko mamusi. Mamy zawsze mają rację - zawołał rozweselony w jej stronę, leżąc beztrosko na plecach i wpatrując się w niebo.