Iris i Victor - dwa dni przed sylwestrem

Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 266
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Słysząc jego pytanie skierowała na niego spojrzenie i zatrzymała się, ze składnikami w rękach. To było bardzo dobre pytanie. Na które już wcześniej starała się znaleźć odpowiedź, ale nie do końca potrafiła. Wysunęła usta w przód, nieco na lewą stronę i pokręciła głową. Zamierzała odpowiedzieć mu szczerze, niezależnie, czy odpowiedź będzie się podobać, czy nie.
- Ciężko. To jest coś, co znam, co miałam od urodzenia. Na pierwszym roku zamek wydawał mi się mało wygodny i... luksusowy. - wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic. Odwróciła się i zaczęła dalej przeszukiwać spiżarnię. - Do zamku się szybko przyzwyczaiłam, a co do innych... Widzisz, nie będzie pewno dla Ciebie zaskoczeniem, że do tej pory nie miałam za bardzo styczności z innym światem. Ciężko jest mi sobie wyobrazić coś innego. A do dzisiaj nawet nie poświęcałam chwili, by to zrobić. Dopiero teraz... - wyprostowała się i westchnęła. Jak to bylo możliwe, że wszystko się tak diametralnie zmieniło? W pierwszym momencie poczuła się jak w potrzasku. Szybko jednak przymknęła powieki i podeszła do Victora, kierując na niego bardzo spokojne spojrzenie. Po chwili uśmiechnęła się łagodnie. - Nie wiem, czy dałabym sobie radę, ale... Ciekawi mnie, jak wygląda inne życie. Może... może kiedyś pokażesz mi swoje...? - zapytała, choć jej ton głosu był odrobinę mniej pewny niż przed momentem. Dziwnie się czuła, wychodząc tak bardzo w takim krótkim czasie ze swojej strefy komfortu, który do tej pory był jej oazą i bezpieczeństwem. Nie mniej, nie okłamała go - chciała się kiedyś przekonać, jak mieszkają i jakie życie prowadzą inni, urodzeni w mniej ustawionych rodzinach.
Poinstruowana dokładnie, co ma robić, jak ciąć nożem składniki do potrawy, którą miał gotować chłopak, starała się - naprawdę się starała - robić to dobrze. No, umówmy się, na wystawę składniki się nie nadawały, tu nieco grubiej, tu za chudo, ale udało jej się to jakoś ogarnąć. Parę razy by przycięła sobie palca - ale dała radę ogarnąć bez jakichś większych błędów.
- Ile razy ktoś przypadkowo zrobił sobie krzywdę nożem kuchennym? Nie wygląda to na bezpieczne działanie... - z lekkim śmiechem na ustach odłożyła nóż, gdy już wszystko bylo pokrojone. Korzystając z chwili wytchnienia uniosła prawą dłoń i przesunęła opuszką drugiego i trzeciego palca po bliźnie na nadgarstku. Na chwilę jakby zamknęła się we własnych myślach, ale szybko wróciła do obecnej sytuacji i całkowicie skupiła się na chłopaku i na tym, co robił. Po chwili już znalazła się w jego ramionach, co przyjęła z ciepłym uśmiechem na ustach. Spojrzała na niego i zaśmiała się na jego słowa. - Może kiedyś...? Na razie jednak obawiam się, że zwłaszcza znajomi mogli by połączyć kropki. A to mogłoby być mało bezpieczne. Dla nas obydwojga. - skubnęła żartobliwie zębami czubek jego nosa, po chwili jednak zatracając się w pocałunku. Dobrze, że Victor miał głowę na karku i w porę się odsunął, by nie spalić kuchni. I jedzenia, bo nie mieliby co jeść. Zamruczała, gdy się od niej odsunął i chwilę wracała na ziemię, będąc instruowaną przez Victora, co ma robić. Wysuwając lekko język i przygryzając go przednimi zębami, uważnie wykonywała polecenia, gdy czegoś nie wiedziała zaraz się dopytywała, nie chcąc jednak czegoś spartaczyć pod jego okiem.
Gdy już gotowanie zmierzało ku końcowi, a Victor stał przy kuchni i smażył, wsunęła się na blat, siadając w bezpiecznej odległości od ognia. Pochyliła się w przód, chwytając dłońmi blat i przypatrywała się Martinezowi, który jak gdyby nigdy nic stał prawie cały w negliżu w jej kuchni i robił im posiłek. Jakie to wszystko potrafiło być zaskakujące, to byla magia. Widząc jak olej prysnął na jego tors uniosła brwi w górę. Po reakcji chłopaka stwierdziła jednak, że to nic takiego, a na jego słowa - i zdjęcie z siebie ręcznika, by wytrzeć goracy olej z torsu - zareagowała wesołym śmiechem. - Myślę, że zdarzyło się gorsze złamanie przepisów... - mrugnęła do niego okiem. Tak intensywne spędzenie czasu wśród szkła, lub na schodach, gdy każdy mógł chociażby potknąć się i z nich spaść było bardziej niebezpieczne... Ale dodawało nieco pikantnych szczegółów. - Widzę, że Twoje dłonie i nadgarstki są sprawne również i na innych polach. Dobrze wiedzieć.
Gdy tortilla była już przygotowana, zsunęła się z blatu i naszykowała talerze przy stole w kuchni. Nie chciala iść do jadalni. Zaraz by miała skojarzenia z jakimiś wystawnymi obiadami w rodzinnym gronie, a tutaj mogła całą uwagę poświęcić chłopakowi, co też zamierzała zrobić. Gdy już usiedli, nie mogąc się doczekać skosztowania dania spod rąk Victora, szybko wsunęła kawałek do ust. Pierwszą reakcją było zaciśnięcie oczu i wachlowanie dłonią twarzy. Z wesołym uśmiechem na ustach spojrzała na niego, otwierając oczy. - Gorąceeeee! - mruknęła tylko cicho, a gdy już się przyzwyczaiła do temperatury, mogła skupić się na faktycznym smaku tej hiszpańskiej tortilli. Przez chwilę skupiła się na jedzeniu, przymykając powieki, a gdy już przełknęła to, co miała w ustach, zamruczała głośno. Uchyliła powieki i uniosła brwi, kierując na niego zaskoczone, acz uśmiechnięte spojrzenie. - Salazarze, jakie to dobre! Matko. - widocznie była całkowicie zaskoczona tym nieziemskim smakiem, który poczuła w ustach. Niewiele myśląc wsunęła drugi kawałek do ust, wzdychając cicho. - Zapiszę na liście win do kupienia. Następnym razem możemy zjeść to i popić tym konkretnym winem. - w sumie, to mogło być dziwne, jeśli miałaby poprosić ojca o kupno czegoś konkretnego z alkoholi, ale nie myślała o tym w tej chwili. Były ciekawsze rzeczy do zastanawiania się.
Po świetnym posiłku, który zaspokoił całkowicie potrzebę głodu a i ucieszył jej podniebienie, odetchnęła. Skierowała na niego spojrzenie kątem oka, powoli wstając z krzesła.
- To co, gdzie chcesz teraz iść? Salon, biblioteka, czy może... jakiś inny pokój? Czas skosztować brandy! - czekała na jego odpowiedź, nie wiedząc dokładnie gdzie ma się kierować. Rzuci hasłem, zaprowadzi chłopaka do konkretnego miejsca. Mógł być nawet i jej pokój...
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Kiedy mówiła o swoim wychowaniu i luksusowym stylu życia, do którego była przyzwyczajona, nie mógł powstrzymać się od uczucia kontrastu z własnym życiem. Pomysł, by Hogwart był dla kogoś niewygodny i niezbyt luksusowy, był dla niego całkowicie nową perspektywą. Zawsze postrzegał zamek jako ucieczkę, miejsce wolności i nauki, z dala od ograniczeń zwykłego świata. Po chwili ciszy odezwał się, a w jego głosie słychać było empatię. - Wiesz, myślę o tym, jak różne są nasze światy - zaczął, opierając się o blat kuchenny. - Dla mnie Hogwart zawsze był jak wakacje all-inclusive. To odskocznia od codzienności, szansa na bycie częścią czegoś innego. - Przerwał, podnosząc ziemniaka i zaczynając go ostrożnie kroić. - Nie mogę sobie wyobrazić bycia na twoim miejscu, życia w takiej... złotej klatce…? - Nie mówił tego, by ją urazić. - Ja zawsze miałem mnóstwo wolności, szwendałem się tu i tam ze zgrają znajomych, często poznawaliśmy ludzi z różnych miejsc, bo Barcelona ma mnóstwo turystów. To dało mi myślę… szerszą perspektywę na świat. - Uśmiechnął się delikatnie na jej sugestię, by pewnego dnia pokazać jej swój świat. Myśl o przedstawieniu jej swojej rodziny i życia w Barcelonie była zarówno ekscytująca, jak i onieśmielająca. Wiedział, że będzie to dla niej znacząca zmiana, zanurzenie się w świecie tak różnym od tego, który znała. Odpowiedział z namysłem - Myślę, że do zrobienia, ale może to być dla Ciebie szok - Zaśmiał się. - Barcelona tętni życiem i różnorodnością. Moja rodzina jest bardzo żywiołowa. Moje siostry pewnie by Cię polubiły… Ale to inny świat niż ten, do którego jesteś przyzwyczajona, bywa surowy i prawdziwy. - Przerwał na chwilę, po czym dodał z nutą humoru - Po prostu przygotuj się na lekki szok kulturowy. I może kilka głośnych rodzinnych obiadków. Nie jesteśmy zbyt cichą zgrają. - Kuchnia wypełniła się aromatem gotowania i ciepłem opowieści. To była prosta, ale przyjemna chwila, która wypełniła lukę między ich światami. - Tak naprawdę to moja rodzina to niezła banda - zaczął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Kiedyś, podczas corocznego festiwalu La Mercè. To ogromny festiwal uliczny z muzyką, tańcami i fajerwerkami. Całe miasto ożywa. - Przerwał, by skończyć krojenie, jego ruchy były wyćwiczone i płynne. - Byłem tam, miałem jakieś 9 lat, zagubiony w tłumie. Oddaliłem się od rodziny, całkowicie zahipnotyzowany przez "Castellers". To takie ludzkie wieże, ludzie stojący sobie na ramionach, osiągający niewiarygodne wysokości. To jak oglądanie żywej, oddychającej rzeźby. - Zaśmiał się, kręcąc głową. - Byłem tak zaabsorbowany, że nie zauważyłem mojej siostry, Mercedes, skradającej się za mną. Stuknęła mnie w ramię, a kiedy się odwróciłem, rzuciła mi prosto w twarz "coca de llardons". To takie słodkie ciasto, specjalność festiwalu. - Victor roześmiał się serdecznie na to wspomnienie. - Byłem pokryty ciastem i wyglądałem jak klaun. Ale zamiast się wściekać, po prostu wybuchnąłem śmiechem. Skończyło się na tym, że włóczyliśmy się po festiwalu, mimo że wyglądałem jak deserowa katastrofa, ale świetnie się bawiłem. - Zerknął na Iris, jego oczy błyszczały z rozbawienia. - Taka jest właśnie moja rodzina i Barcelona. Chodzi o życie chwilą, ogarnięcie chaosu i znalezienie radości w nieoczekiwanym. Jest głośno, jest bałagan, ale jest pełen życia.
Obserwując jej ostrożne próby krojenia składników, nie mógł powstrzymać się od delikatnego chichotu. - Wiesz, pewnie niezliczoną ilość razy - odpowiedział z rozbawieniem w głosie, obserwując jak ze skupieniem i obawą posługuje się nożem. - W tej chwili, gdzieś na świecie, ktoś prawdopodobnie właśnie skaleczył się w palec podczas krojenia ziemniaków. Ale to nas nie powstrzyma przed naszą małą przygodą w kuchni? - Jego oczy śledziły każdy jej ruch, a gdy zatrzymała się, by dotknąć blizny na nadgarstku, pojawiła się w nich nutka niepokoju, postanowił nie wnikać, szanując jej prywatność. Zamiast tego skupił się na prowadzeniu jej przez proces gotowania, oferując wskazówki i zachętę. - Świetnie sobie radzisz - zapewnił ją, a jego ton był ciepły i wspierający. - Wszystko zależy od praktyki. I uwierz mi, kilka nierównych plasterków nigdy nie zrujnowało dobrego posiłku. To nie apteka. - Jego uśmiech był szczery i miał na celu uspokojenie jej. Gdy poruszał się po kuchni, jego ruchy były płynne i pewne siebie, co stanowiło wyraźny kontrast z jej niepewnymi ruchami. Od czasu do czasu wyciągał rękę, by poprawić jej chwyt noża lub zademonstrować technikę, a jego dotyk był lekki i pełen szacunku.
Gdy wtuliła się w niego, poczuł ciepło i zadowolenie. Jej śmiech był muzyką dla jego uszu, a jej figlarne skubnięcie jego nosa tylko dodało uroku tej chwili. Odwzajemnił pocałunek z równym zapałem, na chwilę zatracając się w tej chwili, zanim rzeczywistość ich gotowania przywróciła go na ziemię. Kiedy wspomniała o potencjalnym ryzyku, że jej przyjaciele połączą kropki ich znajomości, zastygł, a jego spojrzenie spotkało się z jej i wypełnione było niezrozumieniem. - Dlaczego ja miałbym się bać? - zapytał, jego głos był spokojny.- Tak, mogą pojawić się spojrzenia, szepty, może nawet jakieś reakcje. Ale ja się ich nie boję. W Twoim świecie stawka jest o wiele wyższa niż w moim… dlatego nie martw się, nasza tajemnica będzie bezpieczna. - Nie podobała mu się myśl, że on miałby się bać, jakichś gnojków ze szkoły, tylko dlatego, że nie ma czystej krwi. Był facetem z krwi i kości, gdyby do czegoś doszło, po prostu zacząłby wielki festiwal krzywienia nosów paniczyków jednak dla jej spokojnego snu, nie zamierzał się ujawniać z sympatią do niej. Przyglądał się jej, gdy usiadła na blacie, w bezpiecznej odległości od gorącej kuchenki. Widok jej siedzącej tam, tak zrelaksowanej, a jednocześnie uważnej, wywołał uśmiech na jego twarzy. - Tak przy okazji, świetnie sobie radzisz - powiedział, pracując przy patelni. - I kto wie, może mimo wszystko pewnego dnia zaskoczysz swoich przyjaciół swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Ale na razie cieszmy się tą chwilą, tylko we dwoje. - W jego oczach kryła się iskierka złośliwości, nie dla niej, ale do świata.
Kiedy pochyliła się do przodu, a jej spojrzenie skupiło się na nim, nie mógł powstrzymać się od poczucia dumy. Żartobliwe przekomarzanie się między nimi było rozkosznym tańcem słów, a on czerpał z tego przyjemność. - Jestem za tym, byśmy złamali jeszcze kilka przepisów… - odpowiedział z lubieżnym uśmiechem. Przyciągnął jej wzrok, gdy zręcznie manewrował po kuchni, jego ruchy były płynne i pewne siebie. - Te ręce - powiedział, spoglądając w dół na swoje nadgarstki i lekko je zginając - są stworzone i wytrenowane, nie tylko do gotowania i nie tylko dla sportu. - W jego głosie słychać było nutkę żartobliwości. Wyczuł jej rozbawienie i zainteresowanie. - A jeśli oznacza to złamanie kilku zasad po drodze, to niech tak będzie. - Mrugnął do niej.
Obserwując jej reakcję na gorącą tortillę, nie mógł powstrzymać się od chichotu. Jej entuzjazm i sposób, w jaki wachlowała twarz, były ujmujące. Odchylił się na krześle, a na jego ustach pojawił się zadowolony uśmiech, gdy obserwował, jak delektuje się daniem. Kiedy wyraziła swój zachwyt smakiem, jego uśmiech poszerzył się. - Cieszę się, że ci smakuje - powiedział, a jego oczy zabłysły mieszanką dumy i rozbawienia. - Gotowanie dla kogoś innego zawsze jest trochę ryzykowne, ale wygląda na to, że razem wygraliśmy tę rundę. - Słuchał uważnie, samemu kosztując posiłku, gdy wspomniała o dodaniu wina do listy na następny raz. - Polecam naprawdę… - zgodził się, kiwając głową. - Spróbuj tego połączenia, kiedy za mną zatęsknisz, a nie będzie mnie w pobliżu. - Jego ton był lekki, ale w jego słowach była nuta czegoś głębszego. Wziął kęs swojej porcji, delektując się smakiem. - Jedzenie zawsze smakuje lepiej w dobrym towarzystwie. I muszę przyznać, że to jeden z najlepszych posiłków, jakie jadłem od dłuższego czasu. -
Kiedy podniosła się z krzesła, nie mógł nie zauważyć subtelnego zaproszenia w jej oczach. Wstał, czując przyjemne ciepło posiłku i jej towarzystwa. Delikatnie ujął jej dłoń, przyciągając ją do siebie z figlarnym, acz intencjonalnym wyrazem twarzy. - Po udanym posiłku należy się deser… - mruknął, jego głos był niski i lekko drażniący. Pochylił się, chwytając jej usta w pocałunku, który był zarówno czuły, jak i wypełniony obietnicą czegoś więcej. Jego dłoń znalazła się w jej włosach, a palce delikatnie wplotły się w kosmyki. - Gdziekolwiek uważasz, że najlepiej będzie wylądować. Ty jesteś pilotem… - powiedział z uśmiechem. Sugestia odwiedzenia jej pokoju pozostała między nimi niewypowiedziana, ale oczekiwanie było wyraźne w jego spojrzeniu.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 266
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Parkinson zaczęła się zastanawiać, czy aby przypadkiem różnica między ich światami nie jest z kolei zbyt duża. Ona wpuściła go do swojego, pokazując wszelkie dogodności, które tutaj panowały i jak wygląda jej codzienne życie. Oczywiście, że to tylko namiastka tego, jak to wyglądało. Była też strona, której nie mogła mu pokazać, a przynajmniej nie w tym momencie i nawet nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie mogła.
- Złotej klatce...? - powtórzyła cicho po nim, faktycznie się nad tym zastanawiając. Słuchała o jego dotychczasowym życiu, wolności i możliwości poznawania innego świata, wydawało się to być odległe, ale bardzo interesujące. O tym znalezieniu się w jego świecie rzuciła z niepewnością, nie będąc pewną, czy nie narzuca się za bardzo chłopakowi. W końcu wcale nie musiał tego robić, nie musiał nic jej pokazywać, tak naprawdę mogli całkowicie się rozejść po tym spotkaniu. W pierwszym momencie podejrzewała, że tak będzie. Jednak odpowiedź Victora, musiała to przyznać, ją ucieszyła. Odetchnęła w myślach, mając nadzieję, że nie będzie czuł się w obowiązku czegokolwiek w jej stronę. Ożywiła się nieco jednak, kierując na niego zaciekawione spojrzenie. - Masz siostry? Jakie są? - miała brata, a tak naprawdę zawsze chciała mieć siostrę. Oczywiście nigdy tego nie powiedziała głośno, nie widziała potrzeby przyznawać się do tego typu rzeczy nikomu - ale zastanawiała się, czy jego siostry są podobne do niego. - Podejrzewam, że będzie to ogromny szok dla mnie... - zaraz jednak wsłuchała się w jego opowieść, chłonąć każde słowo wypowiedziane przez Martineza. Nie do końca zrozumiała stwierdzenie "banda" o rodzinie, ale nie pytała, nie chcąc mu przerywać. Lubiła, gdy chłopak opowiadał jej historie. Starała się sobie wyobrazić wszystko to, o czym słyszała. Ciężko jej to przychodziło, mówiąc szczerze, bo nigdy nie widziała nic podobnego. Jedyne, co ewentualnie mogło być zbliżone, to bale Halloween, jednak nadal było to trudne. Spoglądała na niego zaciekawiona, z delikatnym uśmiechem na ustach. Gdy skończył, przymknęła oczy. - Życie chwilą, znalezienie radości w nieoczekiwanym... Głośno i bałagan... Brzmi jak coś zupełnie innego, co znam. - odwróciła od niego spojrzenie, przypatrując się chwilę półkom w spiżarni. W końcu przymknęła oczy i westchnęła cicho. - U nas nie mogło być głośno i nie mógł panować bałagan. Wszystko musiało być zawsze pod kontrolą, nigdy nie mogliśmy robić tego, co chcieliśmy. Tak byliśmy wychowani. Owszem, bawienie się z dziećmi z okolicy było radosne i działo się dużo nieoczekiwanych rzeczy, jednak zawsze wychowywali nas w przeświadczeniu, że jesteśmy kimś lepszym od zwykłych dzieciaków. Nawet wśród czystokrwistych czarodziejów. Te całe rody szlacheckie... Rodzice często zabierali nas na bale, na jakieś spotkania, gdzie omawiali biznesy. Zawsze elegancko ubrani, z idealnie wyuczonymi manierami... Z młodszym bratem na głowie, bo rodzice nie mieli czasu się nami zachowywać. Wszystko musiało być idealne. - powiedziała cicho, coraz bardziej odczuwając tę przepaść między ich światami. Westchnęła cicho i skierowała na niego spojrzenie. - Nawet w domu, gdy do rodziców ktoś przychodził załatwiać interesy, nie mogłeś zachowywać się tak, jak chciałeś. Trzeba było pokazać, że rodzice Cię dobrze wychowali, że potrafisz się zachować w towarzystwie... Nigdy na to nie patrzyłam w ten sposób. To zawsze było normalne, a inne zachowania były traktowane jak najgorsza rzecz, którą mogłeś zrobić. Co prawda rodzice nigdy nie podnieśli na nas ręki, jednak niejednokrotnie byli niezadowoleni. Ah, szkoda gadać. Nic ciekawego. - machnęła w pewnym momencie dłonią i pokręciła głową. Na sekundę w jej oczach pojawiła się nostalgia, ale szybko ją ukryła, wychodząc ze spiżarni i zamykając ją, a zajmując się wspólnym gotowaniem.
To całe stanie w kuchni, krojenie uważnie składników, by nie zrobić sobie krzywdy było odskocznią. Bardzo dobrą zresztą, bo Iris całą swoją uwagę skupiła na tym, by sobie nie zrobić krzywdy. - Na szczęście to nie jestem ja! - odpowiedziała na jego słowa, że ktoś w tym właśnie momencie skaleczył się podczas krojenia ziemniaków. Ale nie ona! Ona dała radę pokroić wszystko i nie splamić swoją krwią składników. To już był spory wyczyn, musiała sama przed sobą to przyznać. Każdą jego uwagę przyjmowała z zainteresowaniem i chęcią poprawy swoich zdolności kuchennych. Na razie były na znikomym poziomie, ale gdy twierdził, że świetnie sobie radzi, oczywiście obrastała w piórka i uśmiechała się pewniej, wypinając pierś z dumą do przodu.
Schowana w jego ramionach czuła się cudownie. Spokojnie, ciepło, bezpiecznie. Pocałunek ją rozgrzał, spowodował miłe mrowienie w jej ciele. Spojrzała na niego, przypatrując mu się w momencie, gdy mówił o ich tajemnicy. Znów na jej policzkach pojawił się rumieniec. Przymknęła powieki i pokręciła głową powoli. Po paru sekundach ciszy wróciła do niego spojrzeniem, przykładając dłoń do jego policzka. Przesunęła powoli parę razy po jego skórze. - Wiem, że się nie boisz. Jednak nie chciałabym, by coś Ci się stało... Cokolwiek. Podejrzewam, że nie dasz sobie w kaszę dmuchać, ale to jest inny świat. Przynajmniej... Przynajmniej na razie. Nie myślmy o tym. - miała dziwne wrażenie, że wchodzenie teraz na takie tematy, gdy nie do końca wiedzieli, dokąd zmierza ich spotkanie i co będzie potem, jest bez sensu. Psuje tylko nastrój. A ona nie chciała tego. Było jej za dobrze w obecnej sytuacji. - Może kiedyś im pokażę. Wszystko jest możliwe w końcu, a może nauczysz mnie czegoś jeszcze do tego czasu? - uśmiechała się radośnie widząc, jak wzrokiem wskazuje na swoje nadgarstki i je zachwala. Zaśmiała się głośno, kiwając głową. - Wiem. Twoje dłonie są niezwykle wyćwiczone. Dodatkowo... Złammy zasady. - mrugnęła do niego okiem, posyłając mu flirciarskie spojrzenie.
Rozkoszując się w intensywnym, ale przyjemnym dla podniebienia smakiem tortilli, pokręciła głową. Wskazała na niego palcem, wbijając w niego rozbawione spojrzenie. - Ty, wygrałeś. To Ty gotowałeś. Ja tylko przygotowywałam składniki, do tego dość nieudolnie. Ale z każdym następnym razem będzie lepiej! - już w głowie układała plan, żeby przy siedzeniu samemu w domu chociaż raz na jakiś czas sobie samej przyrządzić coś do jedzenia. A gdy się spotkają u niej następnym razem - co biorąc pod uwagę ogólne zasady w szkole zapewne nastąpi nieprędko - jeszcze go zaskoczy! Na jego słowa się zarumieniła. Nie wyglądała na zawstydzoną, choć bardzo jej się podobało to, co słyszała z ust chłopaka. To było przyjemne, wiedzieć, że ktoś cieszy się z Twojego towarzystwa.
Jakby z lekkim ociąganiem dała mu się przyciągnąć do siebie. Tak, jakby specjalnie chciała wprowadzić go w stan oczekiwania? Zamruczała czując pocałunek na swoich ustach, który odwzajemniła ciepło, nie spiesząc się nigdzie i ciesząc się tą chwilą bliskości. Świat w jej głowie znów zawirował a po ciele rozeszło się uczucie ciepła i radości. Spojrzała na niego, gdy mianował ją pilotem. Splotła swoje palce z jego i uśmiechnęła się nieco zadziornie, jednak lekko rozmarzona. Przysunęła usta do jego ucha. - Zatem nasz lot startuje... - szepnęła cicho, z delikatnym chichotem odsuwając się od niego. Zostawiając wszystkie naczynia pociągnęła go w stronę schodów. Prowadziła go powoli, ale pewnie kierując się na pierwsze piętro. Stanęła przed jednymi z drzwi i popchnęła je dłonią, po chwili wchodząc do swojego pokoju. Delikatne światło zapaliło się w pokoju, otaczając całe pomieszczenie ciepłą atmosferą. Rzuciła spojrzenie na okno, do połowy przysłonięte żaluzją rzymską. Odwróciła się przodem do chłopaka i poprowadziła go w głąb pomieszczenia, idąc tyłem z radosnym uśmiechem na ustach. Zatrzymała się przy łóżku i popchnęła go na pościel, po chwili znajdując się nad nim. Przesunęła chłodną dłonią po jego torsie, wpatrując się uważnie w jego twarz. - Tym razem nasz samolot zaliczył dość miękkie lądowanie... - zaśmiała się cicho, nachylając się i składając bardzo delikatnie pocałunek na jego ustach. Z każdą sekundą nadawała mu nieco mocniejszego, bardziej namiętnego charakteru, czując jak jej serce zaczyna nieco szybciej bić. Nie mogła robić niewiadomo czego, nie była pewna czy nie musi im się wpierw ułożyć w brzuchach, jednak mogła zatracić się w jego obecności, nawet w najdelikatniejszych pocałunkach.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

- Klatka z oczekiwań, tradycji i zobowiązań… wypełniona luksusem i komfortem. - Wyciągnął rękę, lekko dotykając jej dłoni, gestem zrozumienia i więzi. - Nie mówię, że jeden sposób życia jest lepszy od drugiego. Są po prostu różne. I być może, nawet istnieje środek, w którym oba mogą się spotkać. - Gdy zapytała o jego siostry, oparł się o ladę, opowiadał o swoich siostrach z widocznym uczuciem i dumą. - Paloma, najmłodsza, ale najtwardsza z nas. Ma dziesięć lat, pełna jest przygód i odwagi... Wiem, że niecierpliwie czeka na list z Hogwartu. Leticia, czternastolatka, jest córeczką tatusia. Spędza całe dnie z ojcem w księgarni. Marzy o tym, by zostać botanikiem i założyć własną winnicę. A Mercedes, piętnastolatka, to prawdziwa gwiazda naszej rodziny. Wszyscy chłopcy z Barcelony biją się o jej uwagę - powiedział, a z jego ust wydobył się chichot. Uśmiechał się przy każdej wzmiance o swoich siostrach. Jego słowa były pełne ciepła, a w jego oczach można było dostrzec błysk, który pojawiał się za każdym razem, gdy wspominał o rodzinie. Było oczywiste, że choć Victor mógł być czasem porywczy i nieokiełznany, rodzina była dla niego ważną częścią życia, miejscem, gdzie mógł być sobą bez obaw. Słuchał uważnie, jak opisywała swoje wychowanie, surowość i oczekiwania. Nie spuszczał z niej wzroku, a w jego oczach widać było zrozumienie. - Wygląda na to, że miałaś dużą presję, by być idealną... by sprostać jakiemuś ideałowi - powiedział łagodnie, podchodząc do niej bliżej. - Ale wiesz, Iris, życie to coś więcej niż perfekcja i kontrola. Piękno tkwi w chaosie, w nieoczekiwanych momentach. - Wyciągnął rękę, odgarniając jej włosy za ucho, a jego dotyk był lekki i uspokajający. - Może pewnego dnia doświadczysz radości z życia chwilą, bez martwienia się o bycie idealną lub właściwą. - Gdy skończyła swoją opowieść i ruszyła zamknąć spiżarnię, podążył za nią wzrokiem. - Nie mów, że to nic ciekawego. Twoje doświadczenia, twoje historie; one mają znaczenie. Sprawiają, że jesteś tym, kim jesteś - powiedział szczerze, przykuwając jej spojrzenie do swojego. Pochylił się, składając delikatny, zachęcający pocałunek na jej czole. - A to, kim jesteś, Iris, jest warte poznania, poza balami i doskonałymi manierami. Tam jest cały świat, który czeka, aż go odkryjesz i znajdziesz swoją własną ścieżkę. - Jego słowa nie były tylko wypowiedziane; były odczuwalne, były szczerym wyrazem jego wiary w nią i potencjał do uwolnienia się ze złotej klatki, którą opisała.
Gdy patrzył, jak pewnie posługuje się nożem kuchennym, przepełniało go poczucie dumy i rozbawienia. Jej determinacja, by się nie skaleczyć, w połączeniu z żartobliwymi przekomarzaniami, wprowadziła do kuchni lekkość. - na szczęście - zaśmiał się, a jego oczy błyszczały z rozbawienia. - Naprawdę świetnie sobie radzisz. - Dodał z mrugnięciem, zachęcając jej ducha przygody. Mógł poczuć ciepło promieniujące od niej, jej ciało idealnie pasujące do jego. Słuchał uważnie, gdy mówiła o swoich obawach o jego bezpieczeństwo, a jej słowa poruszyły w nim głębszą strunę. - Naprawdę doceniam twoją troskę - powiedział cicho, delikatnie pieszcząc dłonią jej plecy. - Nie martw się o mnie. Poruszałem się po trudniejszych wodach… Ale masz rację nie chcemy teraz o tym rozmawiać. - Dodał z figlarnym uśmiechem. Wzmianka o łamaniu zasad wywołała na jego twarzy łobuzerski uśmiech. - Łamanie zasad, to język, który dobrze rozumiem - powiedział niskim i kpiącym głosem. - Jest wiele rzeczy, które mógłbym Ci pokazać, zarówno w kuchni, jak i poza nią… - wyszeptał, jego oddech był ciepły przy jej uchu. Jego śmiech wypełnił kuchnię, był zadowolony z tej chwili, z nią, w świecie, który wydawał się zatrzymać tylko dla nich.
Jego oczy zalśniły mieszanką dumy i rozbawienia, gdy wskazała na niego, uznając jego kulinarne zwycięstwo. - To naprawdę praca zespołowa - powiedział z ciepłym uśmiechem. - Każde wspaniałe danie potrzebuje kogoś, kto przygotuje składniki, tak samo, jak ktoś, kto je ugotuje. A ty, moja droga, byłaś doskonałym sous-chefem. - Jego słowa były przepełnione szczerym uznaniem, doceniając jej wysiłki i wkład w ich wspaniały posiłek.
Żartobliwa niechęć w jej ruchach tylko potęgowała jego oczekiwanie, taniec flirtu, który oboje zdawali się lubić. Gdy ich usta spotkały się w czułym pocałunku, poczuł przypływ ciepła i zadowolenia. Jej obecność, jej dotyk, jej istota zdawały się wypełniać go poczuciem radości i podniecenia. Słuchał jej szeptu, z nutą figlarności w głosie, i poczuł, jak przechodzi go dreszcz. - Ach, lot startuje, a silniki już się rozgrzewają - szepnął, a jego głos lekko zadrżał z niecierpliwości. Gdy poprowadziła go w stronę schodów, chętnie podążył za nią, a jego kroki były lekkie i pełne oczekiwania. Piec pożądania w jego wnętrzu żarzył się, czekając żeby zapłonąć z intensywnością, którą mogła przynieść tylko jej bliska obecność. - Wygląda na to, że czeka nas gładki start - zażartował, a jego śmiech odbił się echem w korytarzu, gdy żartobliwie gonił za nią, gotowy na jakąkolwiek przygodę, która ich czekała.
Gdy wprowadziła go do delikatnie oświetlonego pokoju, ogarnęło go ciepło atmosfery, tworzącej mały skrawek azylu z daleka od świata. Przyglądał się jej pokojowi. Na wpół zasłonięte okno rzucało delikatny blask, dodając spokojnej aury. Kiedy pchnęła go na łóżko, w jego oczach zapaliła się iskierka zaskoczenia i podekscytowania. Wylądował miękko na pościeli, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Gdy ułożyła się nad nim, poczuł chłodny dotyk jej dłoni na swoim torsie, wywołując przyjemny dreszcz w jego ciele. Jej słowa, żartobliwe i lekkie, wywołały u niego chichot. - Rzeczywiście, bardzo delikatne lądowanie - odpowiedział, jego głos był niski. Kiedy pochyliła się, by go pocałować, chętnie odwzajemnił pocałunek, a ich usta połączyły się w namiętnym tańcu. Jego język tańczył z jej, delektując się smakiem jej pożądania. Ciepło ich połączenia nasiliło się, ich oddechy przeplatały się w symfonii pragnień. Jego serce biło w harmonii z jej, adrenalina krążyła w jego żyłach. Napięcie między nimi było wyczuwalne, namacalna siła, która podsycała ich rosnący głód. Jego dłonie, kierowane instynktem, znalazły drogę do jej piersi, pieszcząc je delikatnym dotykiem, który stopniowo się nasilał. Rozkoszował się miękkością jej ciała, sposobem, w jaki jej skóra poddawała się jego dotykowi. Jego ruchy stawały się coraz śmielsze, a dotyk coraz bardziej agresywny, w miarę eskalacji namiętności między nimi. Poczuł przypływ podniecenia, a jego ciało zareagowało na jej dotyk. Jego męskość rosła, napierając na materiał ręcznika jak byk gotowy do szarży. Pierwotne instynkty rozpaliły się w nim, zachęcając go do uwolnienia swoich pragnień. - Pilot wykonał świetną robotę, ale teraz nadszedł czas, aby wahadłowiec dotarł na miejsce postojowe - szeptał między pocałunkami, a jego głos był mieszaniną rozbawienia i pożądania. Jego dłonie kontynuowały eksplorację, reagując na każdy jej ruch, każde westchnienie. - Proszę operować bezpiecznie, ale pewnie pani kapitan... - Uśmiechał się spod przymkniętych powiek, czekając na jej działania.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 266
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Aż miło było widzieć, jak Victor opowiadał o swoich siostrach. Biło od niego wręcz uczucie ciepła, dumy i Parkinson po prostu czuła, że rodzina jest dla niego ważna. Przymknęła na moment powieki, słuchając jego słów, na sam koniec prostując się i uśmiechając się do niego radośnie.
- Kochasz swoją rodzinę, co? Wypowiadasz się o siostrach w tak ciepły sposób... Ah... - spuściła na moment spojrzenie, podchodząc do niego powoli. Naprawdę, miło się słuchało tych wszystkich słów Victora. Widać było, że dla niego rodzina to coś więcej, niż osoby, z którymi dzieliłeś w jakiś sposób życie. Wróciła do niego spojrzeniem i uśmiechnęła się szerzej, po paru sekundach przymykając powieki. - Twoja przyszła wybranka będzie miała ogromne szczęście, mając Ciebie za męża. Rzadko kiedy słyszałam tyle uczucia, gdy ktoś mówił o swoich najbliższych. To super, że macie taką więź, nie strać jej. - mówiła szczerze, bez żadnych zbędnych emocji w głowie. Może gdzieś w środku zazdrościła? Chyba nie potrafiłaby aż tak ciepło wypowiadać o swojej rodzinie. O niektórych osobach ze swojego otoczenia też. Zaraz jednak zajęła się opowiadaniem tego, jak to u niej wyglądało. Naprawdę wydawało jej się to nie być interesujące w porównaniu z tym, co powiedział Martinez. Słysząc jednak jego słowa po swojej wypowiedzi, zamyśliła się na parę chwil, cicho przyjmując jego każdy gest z lekkim uśmiechem na ustach i przy pocałunku w czoło przymykając powieki. - Musiałam być idealna bardzo często. Zawsze się uśmiechać, być na zawołanie rodziców za każdym razem... Na pewno w jakiś sposób mnie to ukształtowało. Nie wiem tylko, na ile prawdziwie. - mruknęła cicho, zastanawiając się dość poważnie nad jego słowami. Po chwili przymknęła powieki i pokręciła głową. - Dzisiaj pokazujesz mi nieco inny świat, nie mieszczący się w ramach mojego ideału. Ale nie czuję się z tym źle. Jest tak, jak mówisz - to te nieoczekiwane momenty przynoszą ze sobą coś pięknego. A przynajmniej ten nieoczekiwany moment. - zaśmiała się cicho, uchylając powieki i kierując na niego nieco rozbawione spojrzenie.
Nie chciała ciągnąć tematu bezpieczeństwa, ich obydwojga tak naprawdę. Cofnąć czasu się nie dało, albo chociaż ona nie potrafiła. A nawet jeśli, to nie zamierzała tego robić - zbyt dobrze jej było, by chciała to zrobić. A zaszli już za daleko, by udawać, że nic między nimi się nie stało. Doszło do niej jednak, że chciała czerpać przyjemność i pielęgnować każdą chwilę między nimi, nawet te najdrobniejsze szczegóły ich spotkania. Zatem dość gadania o tym, co będzie później. Potem będzie kminić, czy wszystko jest w porządku i jak się zachowywać w danym momencie. Zamruczała jednak na jego ciepły szept przy uchu i mrucząc, przygryzła wargę, odchylając niego głowę w tył. - Czekam zatem, aż mi je pokażesz... Każdą, czy to w kuchni czy... gdzieś indziej. - rzuciła mu figlarne spojrzenie, gdzieś jednak w jej oczach przez chwilę błąkała się ta iskra pożądania, którą na moment stłamsiła, zajmując się posiłkiem. Słysząc pochwały, z każdym słowem obrastała w przysłowiowe piórka, rzuicając mu rozbawione spojrzenie, mówiące jednak bardzo dokładnie, jak to jest świadoma, że jego słowa są czystą prawdą i że faktycznie chłopak dobrze mówił.
► Pokaż Spoiler
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

- Tak, rodzina znaczy dla mnie bardzo wiele - odpowiedział z nutą sentymentu w głosie. - Są moją kotwicą, moją stałą w świecie, która nigdy się nie zmienia. - Jego oczy wyrażały głębię uczuć, które mówiły wiele o jego więzi z rodziną. Zaśmiał się lekko na jej komentarz dotyczący jego przyszłej małżonki. - Cóż, nie jestem pewien co do bycia czyimkolwiek mężem - powiedział z zawadiackim uśmiechem. - Być może jestem zbyt wolnym duchem. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość? - Jego ton był lekki, ale pod powierzchnią kryła się nutka powagi. Gdy mówiła o swoich doświadczeniach, słuchał jej ze zrozumieniem i empatią. - Wygląda na to, że musiałaś sprostać wielu oczekiwaniom - zauważył łagodnie. - Ale pamiętaj, doskonałość jest przereklamowana. To niedoskonałości czynią nas tym, kim jesteśmy i sprawiają, że życie jest interesujące. - Uśmiechnął się ciepło na jej słowa o nowym świecie, który jej pokazywał. - Cieszę się, że mogę pokazać ci inną stronę życia… lubię odnajdywać radości w małych rzeczach. - Jego oczy błyszczały figlarnie, pocałował ją krótko. - Dzisiaj niech chodzi tylko o odkrywanie i cieszenie się chwilą - kontynuował, wyciągając rękę, by delikatnie dotknąć jej ramienia. - Nie martwmy się na razie o resztę świata. Po prostu bądźmy tutaj… razem. - Przytulił ją.
Oczy Victora błyszczały mieszanką optymizmu i podekscytowania, gdy chłonął jej żartobliwe wyzwanie. - Ohoho, mam Ci wiele do pokazania - powiedział z psotnym uśmiechem, a jego spojrzenie zatrzymało się na niej z intensywnością, która wskazywała na niezliczone doświadczenia, którymi chciał się podzielić. Jego język ciała odzwierciedlał jego słowa, pochylając się bliżej niej, sprawił, że powietrze między nimi było naładowane oczekiwaniem. Za każdym razem, gdy przygryzała wargę lub rzucała mu spojrzenie pełne figlarnego pożądania, czuł przypływ radości, dreszcz emocji, który zdawał się rosnąć z każdą mijającą chwilą. - Nie zawiedziesz się - zapewnił ją, a jego ton przepełniony był obietnicą przygód.
► Pokaż Spoiler
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 266
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Parkinson wzruszyła ramionami z rozbawionym uśmiechem na ustach. W tym momencie byli młodzi i faktycznie myślenie o małżeństwie, o ile nie miało się żadnego zaaranżowanego narzeczeństwa były... durne, mówiąc szczerze.
- Teraz. Ale może za parę lat Ci się zmieni, kto wie. W końcu nie zawsze będziemy tymi samymi ludźmi, co jesteśmy teraz. - a ona była niezłym dowodem na potwierdzenie swoich słów. Może Martinez stwierdzi kiedyś, że dość tych przygód i będzie chciał się... Nie, ustatkować to takie złe słowo w jego przypadku. Ale coś w ten deseń - mogło się wszystko zadziać. - Ooo! Dokładnie o tym mówię! Nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. A może któregoś razu stwierdzisz, że ta Iris to jednak nie taka zła partia na żonę. - zaśmiała się cicho na samo wypowiedzenie tych słów, jednak jej śmiech po dwoch sekundach stał się głośny i wyraźny. Przysłoniła prawą dłonią usta. Zaraz jednak się uspokoiła, odrzucając żarty na bok i skinęła parę razy spokojnie głową. - To co mówisz.. jest tak bardzo różne od tego, co było mi wpajane, że zaczynam mieć mętlik w głowie. A jednocześnie czuję, że te słowa, które od Ciebie słyszę, mogą mieć w sobie garstkę prawdy. To dużo. Ale tak, zróbmy jak mówisz. Korzystajmy z tej chwili we dwoje. - objęła go delikatnie dłońmi, wzdychając cicho. Tyle myśli już kłębiło się w jej głowie, że dziwiła się, że jest jeszcze w stanie normalnie myśleć i funkcjonować.
Gdy się nad nią nachylił, z pewnością siebie i oczekiwaniem w oczach przypatrywała mu się, dość intensywnie. W końcu uśmiechnęła się, unosząc lewy kącik ust i błysnęła na moment zębami. Przymknęła powieki i odchrząknęła.
- Pozwól, że ja to ocenię... Ale muszę powiedzieć, że poprzeczka jest ustawiona wysoko... Na pewno jej sprostasz? - szepnęła cicho, gdy był na tyle blisko, by mogła go usłyszeć. Oczekiwała tych przygód z jego strony, Oh, nie mogła się ich wręcz doczekać.
► Pokaż Spoiler
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Patrzył na nią z figlarnym błyskiem w oczach, a jego usta wygięły się w psotnym uśmiechu. Wzmianka o małżeństwie, zwykle odległym i nieco abstrakcyjnym dla niego pojęciu, nagle wywołała przebłysk ciekawości w jego zwykle niezaangażowanym sercu. - Kto wie - odpowiedział, a w jego głosie zabrzmiała nutka rozbawienia, która tańczyła w jego słowach niczym figlarna bryza. - Ludzie się zmieniają i być może pewnego dnia będę tęsknił za czymś... bardziej stabilnym. Ale na razie rozkoszuję się nieprzewidywalnością i przygodami, które życie szczodrze rzuca mi pod nogi. - Jego spojrzenie zatrzymało się na niej, doceniając sposób, w jaki jej oczy błyszczały mieszanką rozbawienia i wyzwania. - Żebyś nie myślała... - kontynuował, zatrzymując się na chwilę, by starannie dobrać słowa - wierzę, że jesteś idealną kandydatką na żonę, tyle że ja absolutnie nie jestem na męża. - W jego głosie brzmiała nuta szczerości, przebłysk jego bardziej refleksyjnej strony. Jej śmiech, jasny i nieskrywany, wypełnił przestrzeń między nimi, a on poczuł się nieodparcie wciągnięty w jego melodię. - Masz rację - zgodził się, a jego ton był pełen szczerości, co stanowiło wyraźny kontrast z jego zwykłymi żartobliwymi przekomarzaniami. - Skupmy się na tu i teraz, na tej chwili, którą dzielimy.
Gdy go objęła, owinął ramiona wokół niej w geście, który był zarówno tarczą ochronną, jak i przyznaniem się do jego sympatii. Czuł ciepło jej ciała przy swoim, a stanowczość jej uścisku mówiła o jej pewności siebie i oczekiwaniu. Powietrze wokół nich zdawało się szumieć wyczuwalną energią, świadczącą o ich wzajemnym przyciąganiu i zrozumieniu.
Jej wyzwanie, pytanie, czy sprosta wysoko postawionej poprzeczce, rozpalało w nim ogień. - Wyzwanie? - Jego głos obniżył się do niskiego, kpiącego tonu, przepełnionego determinacją. - Zawsze byłem dumny z przekraczania oczekiwań, zwłaszcza własnych. Zobaczmy, czy uda mi się sprostać i temu… - Jego dłonie delikatnie pieściły jej plecy, każdy dotyk był delikatną równowagą łagodności i intencji, cichą obietnicą czegoś więcej. Powietrze między nimi trzeszczało z niecierpliwości i oczekiwania, każda chwila budowała się na poprzedniej, tkając gobelin wspólnych doświadczeń i niewypowiedzianego zrozumienia.
► Pokaż Spoiler
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 266
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Parkinson zaśmiała się cicho. Przymknęła powieki i wypuściła powietrze, zastanawiając się przez chwilę co ma powiedzieć. W końcu uniosła kąciki ust w górę i otworzyła oczy, szybko odnajdując oczy Victora, w które wbiła spojrzenie.
- Ludzie się zmieniają... Ale myślę, że póki co przynajmniej też nie jestem idealną kandydatką na żonę, także... Jest nas dwoje. - znów się zaśmiała, wysuwając nieco język z ust i przygryzając go z figlarną miną. Małżeństwo było tak odległym tematem, że nawet nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
Objęta przez niego zamruczała cicho, wtulając twarz w jego tors. W tym momencie cieszyla się z jego bliskości i zrozumienia, z których czerpała niemałą radość. Jednak z tą poprzeczką nie żartowała. Tak naprawdę sam sobie ustawił ją w większości, ona tylko trochę jeszcze ją podwyższyła. Ot, taki mały kopniaczek na zachętę. Odsunęła twarz od jego torsu i spojrzała na niego, rozbawionym spojrzeniem.
- Będę trzymać kciuki... Jeśli dam radę. - uniosła nieco nos, marszcząc go i zaśmiała się cicho. Oczywiście, była prawie pewna, że chłopak sobie poradzi i jeszcze ją zaskoczy, natomiast nie zamierzała mu tego mówić wprost. Gdzie byłaby tu zabawa...?
► Pokaż Spoiler
~ * ~

~ * ~
Wiek:
16
Data:
30 kwie 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Drzwo oliwne - włos z ogona testrala - około 21 cm, niezwykle giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Kawaler
Victor Martinez
Posty: 71
Rejestracja: 30 lis 2023, 22:03

Oczy Victora błyszczały z rozbawienia, gdy słuchał jej śmiechu, który wydawał mu się coraz bardziej rozkoszny. Jej żartobliwa postawa i sposób, w jaki zabawnie przygryzała język, tylko dodawały jej uroku. Docenił jej beztroskie podejście do tematu małżeństwa, rozumiejąc, że jest to dla nich obojga odległa i abstrakcyjna koncepcja w tym momencie ich życia. Otulony jej ramionami, poczuł głębokie poczucie komfortu. Jej mruczenie i sposób, w jaki wtulała się w niego, spowodowały, że zrobiło mu się cieplej, był poruszony jej radością, czując rzadkie poczucie bezbronności i bliskości, na które nieczęsto sobie pozwalał. Przytulił ją mocniej, a jego ręka pogładziła jej głowę wbitą w jego tors. Jej żartobliwe wyzwanie i sposób, w jaki podniosła nos, marszcząc go z rozbawieniem, tylko bardziej go zmotywowały. Był zdeterminowany, aby przekroczyć jej oczekiwania i zaskoczyć ją, ciesząc się figlarną przekomarzanką, która rozwinęła się między nimi. - Challenge accepted - powiedział z pewnym siebie uśmiechem. Victor był nią zaintrygowany, pociągał go jej duch i jej zdolność do dopasowania się do jego energii. Chciał zobaczyć, dokąd zaprowadzi ich ta podróż, gotowy na wszelkie przygody z nią u boku.
► Pokaż Spoiler
Rozejrzał się po pokoju, jego wzrok zatrzymał się na różnych przedmiotach, które tworzyły jej osobistą przestrzeń. - Możesz przywołać moje rzeczy? Zostawiłem je w łazience - zapytał swobodnym tonem. Gdy wspomniała o drinku, skinął głową, z figlarnym błyskiem w oku. - Drink brzmi idealnie. Ale jeśli za bardzo się upijemy, to może być ciężko przespać całą noc… i nie chodzi mi ból głowy… - Jego głos ucichł sugestywnie, pozostawiając otwartą możliwość na wszystko, co przyniesie noc.
Obrazek



you wanna fuck me like an animal
you like to burn me on the inside
you like to think i'm a perfect drug
just know that nothing you do
will bring you closer to me
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”