10.01.2024 Londyn, Knightsbridge

Wiek:
58
Data:
15 kwie 1965
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Bogaty wariat
Pozycja w quidditchu:
właściciel
Różdzka:
35 cm, czarny heban, rdzeń z włosa Nundu, niezwykle sztywna
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
Wdowiec
Gustave De Vries
Posty: 9
Rejestracja: 04 sty 2024, 13:28

Tariq N'Diaye

41 lat, ochroniarz

Pojawił się na stadionie Pustułek z pyknięciem, które rozbrzmiało w pustej przestrzeni. Jego postać imponującej prezencji natychmiast zdominowała otoczenie. Wysoki, o atletycznej budowie ciała i silnej posturze, był postacią, której nie można było przeoczyć. Jego głęboko czarna skóra kontrastowała z otaczającymi go cieniami, a ostre rysy twarzy były wyraźnie zarysowane w słabym świetle. Przenikliwe, ciemne oczy Tariqa wydawały się obserwować i analizować każdy ruch w jego otoczeniu, niczym drapieżnik śledzący swoje terytorium. Jego głowa była wygolona do zera, co nadawało mu wygląd surowości i determinacji. Zadbaną brodę, która dodawała mu dojrzałego wyglądu, teraz delikatnie muskał wiatr. Tariq poruszał się z niezwykłą pewnością siebie, każdy jego krok był przemyślany i celowy. Zbliżał się do umówionego miejsca spotkania ze swoim szefem, Gustavem De Vriesem. Jego wyraz twarzy pozostawał poważny, odzwierciedlając ciężar odpowiedzialności, jaką na sobie dźwigał.


Gustave De Vries przechadzał się po stadionie Pustułek z Knightsbridge z wyrazem zimnego spokoju na twarzy. Ubrany w idealnie skrojony garnitur, którego tkanina miała głęboki odcień granatu, który niemal zlewał się z cieniami opustoszałej areny. Garnitur był idealnie dopasowany do jego sylwetki, podkreślając jego władczą prezencję. Buty wypolerowane na wysoki połysk odbijały nieliczne promienie światła, które przenikały przez mrok stadionu. Każdy element jego stroju został dobrany z precyzją, od spinek do mankietów, które dodawały srebrnego blasku jego nadgarstkom, po zegarek, którego design był tak elegancki i dyskretny, jak sam mężczyzna. Jego kroki odbijały się echem po korytarzach, a jego sylwetka była mieszanką elegancji i niewypowiedzianej groźby. Sposób, w jaki się zachowywał, w połączeniu z jego strojem, jasno dawał do zrozumienia, że był człowiekiem władzy i wpływów, przyzwyczajonym do bycia zarówno szanowanym, jak i budzącym strach. Tylko nieliczne promienie księżyca przebijały się przez szczeliny zachmurzonego nieba, rzucając na betonowe trybuny nieregularne plamy światła. Obok niego kroczył Tariq N'Diaye, jego ochroniarz i prawa ręka. Tariq dopiero co pojawił się na stadionie, a na jego ciemnej koszuli Gustave dostrzegł pojedynczą kroplę krwi. Nie musiał pytać, skąd się wzięła; wiedział, że Tariq właśnie rozwiązał ostatni problem, który stał na drodze do całkowitego przejęcia klubu. - Musiałeś się natrudzić? - zapytał wcale nie zainteresowany, nie patrząc już na ochroniarza. Twarz czarnoskórego mężczyzny pozostała niewzruszona. - To było konieczne. - odpowiedział z lakoniczną precyzją. Gustave zatrzymał się i rozejrzał po stadionie. - To miejsce ma, a raczej będzie miało potencjał - mówił, bardziej do siebie niż do Tariqa. - Ale wymagać to będzie...zmian. - Ochroniarz stanął obok i przytaknął, jego spojrzenie było skupione i czujne, wiedział, że szef lubił osobiście angażować się nawet w tak niszowe projekty. Gustave skrzywił się w nagłym grymasie. - Zbiera mi się na wymioty, kiedy patrzę na ten chlew, na te brudne biedne trybuny, murawę jak z horroru. - Chwilę później znowu zaczął iść, a Tariq podążył za nim, pozostając krok za swoim pracodawcą. Ruszyli na boisko, przechodzili obok starych, zardzewiałych bramek wejściowych, zniszczonych siedzeń. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i zapomnienia. Sama murawa była w podłym stanie, a obręcze ledwo stały. - Wiem, że stadion i ta drużyna to tylko element większej układanki, wiem… ale do cholery, to jest tanie, biedne i OBRZYDLIWE! - W jego ręce pojawiła się różdżką, a on celując w jedną z trybun, zawołał z wściekłością. - BOMBARDA MAXIMA. - z jego różdżki wystrzeliła fala magicznej energii. W jednej chwili powietrze wypełnił ogłuszający ryk, gdy zaklęcie trafiło w cel. Trybuny eksplodowały w spektakularnym pokazie siły, wysyłając w powietrze kawałki betonu i tumany kurzu. Konstrukcja rozpadła się pod wpływem ogromnej mocy zaklęcia, pozostawiając po sobie stertę gruzu. Pomimo chaosu i hałasu, N'Diaye ani drgnął. Stał tam, spokojny i opanowany, jakby eksplozje tej wielkości były na porządku dziennym. Jego oczy śledziły zniszczenia, nie z szokiem czy strachem, ale z wyważonym spojrzeniem, które oceniało sytuację. Pył powoli opadał, ukazując skalę zniszczeń. Struktura, która kiedyś stała, była teraz niczym więcej niż wspomnieniem, świadectwem mocy Gustave'a i jego determinacji, by wszystko, co posiadał, było perfekcyjne i zgodne z jego własnym wielkim projektem. Z różdżką wciąż w dłoni, odwrócił się, nie przyglądał się zniszczeniom, których dokonał. Na jego twarzy nie pojawił się zadowolony uśmiech, a jego wyraz twarzy powrócił do zimnego spokoju. - Zbudujmy tutaj coś godnego. - powiedział Gustave, jego głos był teraz spokojny - to będzie nasza forteca triumfu… a raczej klucz, piękny klucz do tej fortecy.- Tariq skinął głową, a jego stoicka postawa pozostała niezmącona. - Zleciłeś już wszystko o co prosiłem? Będziemy potrzebować najlepszych architektów, najlepszych materiałów... no i ludzi. Te miernoty, które latały w tej drużynie, mogą pozostać jako sprzątacze… - kontynuował Gustave. Głos Tarika był niskim dudnieniem, gdy przemówił: - I dyskrecji, Gustave. Oczy ministerstwa będą na Ciebie patrzeć... - Szef odwrócił się i spojrzał na niego z niebezpiecznym błyskiem w oczach.- W rzeczy samej. Musimy działać ostrożnie, ale zdecydowanie. Dla niektórych świat Quidditcha to tylko gra, ale dla nas to będzie pole bitwy. - Spojrzał na zegarek. - Ma dokładnie dwie i pół minuty… - Powiedział do siebie.
Fortuna rządzi światem, a mądry człowiek wie, jak ją poskromić.

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Persheus pieprzony Lestrange nigdy się nie spóźniał. On był zawsze przed czasem. Dlatego gdy Gustave wypowiedział ostatnie zdanie może pięć, może dziesięć sekund później z głośnym pyknięciem gdzieś kilka metrów przed nim panicz Lestrange pojawił się poprawiając kołnierz swojej koszuli by zaś przejechać dłonią po rozmierzwionych włosach.
- Mam coś... - rzucił nieco głośniejszym tonem i przyspieszył kroku by zaraz stanąć przed dwójką mężczyzn i skinieniem głowy przywitał się z nimi, jednak zanim przeszedł do sedna sprawy rozejrzał się po gruzowisku, które tu powstało i aż zagwizdał z aprobatą - Co za rozpierdol! - rzucił zdumiony widząc jak właśnie jedna z wysokich trybun runęła na ziemię z wielkim hukiem a kurz podniósł się na kilka metrów. Szybko podrapał się po głowie i wrócił wzrokiem do starszych czarodziejów - przepraszam - dodał jeszcze ze skruchą za swoje karygodny komentarz, który kompletnie nie przystoi. Gustave od zawsze był jego idolem, to jaką potęgą był biznesową zawsze sprawiało, że chciał być taki jak on. Matka zawsze miała jakieś problemy z ciśnieniem gdy nazwisko De Vries wypływało z ust Persheusa, bo widać nie za bardzo podobały jej się inwestycje swojego kuzyna. Cóż. Pers gdy tylko osiągnął swoją pełnoletność powoli zaczął odcinać się od skrytki ojca by móc rozwijać swoją własną działalność motywując się tym, że chce być właśnie jak Gustave, nawet gdyby jego ideą było stwierdzenie "po trupach do celu".
- Znam kilka osób, które całkiem nieźle radzą sobie na miotle. W sensie całkiem nieźle oznacza, że naprawdę mają talent i inne drużyny też się zaczynają nimi zainteresować. Pytanie tylko czy krew ma w tym momencie jakieś znaczenie. Myślę, że przez wzgląd na to co się dzieje w Ministerstwie różnorodność byłaby mile widziana, a przynajmniej zostawiłbym tak minimum 30% półkrwi lub szlam żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń - tak, Pers był przygotowany rzucając od razu wartościami, gdy tylko dostał coś nieco zwęszył, że Gustave przejął klub zaczął podpytywać ojca co tam dokładniej dzieje się w samym środku Ministerstwa, cóż, stary Lestrange jako głowa rodziny i członek słynnej 28, miał znajomości, miał gadane i wiedział wiele, a jego jedyny syn był jego oczkiem w głowie toteż Persheus też wiedział więcej niż powinien jak na zwykłego 18-latka.
- No i Gringott, Gobliny zaczynają być bardzo nerwowe, szlachcice powoli wycofują swoje inwestycje w związku z tym co odwala Malfoy i coraz bardziej zagrożoną pozycją Tufta. Zwłaszcza po ucieczce Greybacka i Fyodorovej. Tyle wiem - skończył niemalże na jednym tchu i mimowolnie pomacał się po prawej kieszeni swoich spodni sprawdzając czy skręt dalej tam był, zawsze miał jakiegoś przy sobie, by móc się rozluźnić po ciężkim dni zajęć, a spotkanie z wujaszkiem też wymagało od Persa skupienia.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
58
Data:
15 kwie 1965
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Bogaty wariat
Pozycja w quidditchu:
właściciel
Różdzka:
35 cm, czarny heban, rdzeń z włosa Nundu, niezwykle sztywna
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
Wdowiec
Gustave De Vries
Posty: 9
Rejestracja: 04 sty 2024, 13:28

De Vries przyglądał się Persheusowi Lestrange'owi krytycznym wzrokiem, a jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny. Przybycie młodego mężczyzny, choć punktualne, było pozbawione finezji i decorum, które cenił. Swobodna postawa i rozczochrany wygląd stały w jaskrawym kontraście do skrupulatności, z jaką Gustave się prezentował. Dla mężczyzny było jasne, że chociaż chłopak może mieć entuzjazm młodości i potencjalne wpływy wynikające z nazwiska rodowego, brakowało mu wyrafinowania, którego oczekiwał od swoich współpracowników. - Persheus - zaczął, a jego głos był chłodny. - Twoje informacje mogą być naprawdę cenne. Jednak - przerwał, a jego spojrzenie wyostrzyło się - prezentacja i dyskrecja są równie ważne. - Oczy Gustave'a na chwilę przeniosły się na Tarika, zauważając przelotny uśmieszek na ustach jego ochroniarza. Był to rzadki moment niewypowiedzianego zrozumienia między nimi. Tariq zawsze doskonale wyczuwał myśli i oczekiwania szefa. Odwracając się z powrotem do chłopaka, kontynuował - W naszym świecie to, jak się prezentujesz, mówi wiele, zanim jeszcze wypowiesz słowo. Twoje... zrelaksowane podejście - powiedział, gestykulując niejasno w stronę stroju chłopaka - może wysłać niewłaściwą wiadomość. - Podszedł bliżej chłopaka, jego postawa była dominująca. Pociągnął nosem kilka razy, skrzywił się. Jego twarz mogła przerazić, nawet gdy nie miał złych zamiarów i myśli, a kiedy stał obok kogoś, lustrując, oceniając i będąc niezadowolonym, no cóż, lepiej było mieć krzesło pod ręką. Chwycił rękę chłopaka i przyjrzał się jego dłoni, ślady palenia, nierówno obgryzione paznokcie. W niezadowoleniu dłonią przejechał po jego marynarce, z sukcesem poprawił wygnieciony kołnierz. Wszystko to robił spokojnie, ale było w tym coś przerażającego. Zapał młodego Lestrange'a był oczywisty, ale surowy i niewyrafinowany. Gustave prawie doceniał wewnętrzne informacje, które dostarczył, uznając wartość posiadania kogoś kto wie co w trawie piszczy, zwłaszcza kogoś związanego z ministerstwem i wewnętrznymi kręgami szlacheckich rodów. Jednak wiedział również, że surowe informacje były tak cenne, jak finezja, z jaką zostały wykorzystane. - Persheus - jego ton był stanowczy- zrozumienie politycznego krajobrazu jest kluczowe, ale poruszanie się po nim wymaga czegoś więcej niż tylko wiedzy. Wymaga taktu i pewnej... subtelności, którą chyba dopiero musisz opanować. - Zrobił pauzę, chcąc sprawdzić, czy chłopak zrozumie przesłanie. - Twoja sugestia dotycząca dywersyfikacji zespołu jest strategiczna. Musimy jednak uważać, by nie sprawić wrażenia, że ulegamy aktualnym zachciankom ministerstwa, wysokich rodów czy reszty parweniuszy. Każdy nasz ruch musi być skalkulowany, nie tylko po to, by uniknąć podejrzeń, ale by utrzymać silną pozycję. Tym bardziej, że nie jestem fanatykiem czystej krwi. Krew jest czerwona i ciepła. - Spojrzał mu w oczy, a jego spojrzenie było ostre niczym krawędź wyszlifowanego brylantu. - Cofnął się o krok, jeszcze raz oceniając chłopaka od stóp do głów. - Masz potencjał, a twoje koneksje mogą być nieocenione. Jeśli jednak masz być dla mnie naprawdę użyteczny, musisz nauczyć się prezentować w sposób odpowiedni dla naszej sprawy. Nie gramy tylko w grę; przygotowujemy planszę do znacznie większej rozgrywki. - Jego spojrzenie przeniosło się następnie na zburzone trybuny - Jeśli chodzi o drużynę, pokaż mi listę tych utalentowanych osób. Powiedz kto to i gdzie ich szukać. Później przekaże tę listę odpowiednim… specjalistom. Jeśli są tak dobrzy, jak mówisz, będą u nas grali. Pamiętaj jednak, że muszą to być nie tylko utalentowani gracze. Muszą pasować do mojej wizji Pustułek z Knightsbridge. - Tariq choć niewzruszony rozmową, nie był zadowolony. Jego szef, nie pierwszy i nie dziesiąty raz, złapał nowego bakcyla, sam rozmawia o jakiś graczach i piłeczkach, tak jakby miał zamiar sam trenować drużynę. Nie podobał mu się też ten chłopak, jeżeli i on stanie się nową zabawką szefa, to on Tariq na pewno źle na tym wyjdzie… takie szczyle zawsze niosą za sobą problemy które trzeba sprzątać. Gustave słuchał uważnie, co mówi Persheus, ale jego wyraz twarzy pozostawał nieczytelny. Spostrzeżenia młodego Lestrange'a na temat obecnego stanu rzeczy w Gringocie i Ministerstwie były mu znane, ale i tak uważał je za użyteczne, było to kolejne źródło, które potwierdzało dane. - Twoje zrozumienie obecnej sytuacji jest godne pochwały - powiedział w końcu, jego ton wciąż był zimny, może bardzo optymistyczne ucho wyciągnęło z niego nutę aprobaty. - Jestem gotów rozważyć twój udział w tym projekcie. Twoje nazwisko i wiedza to atuty. Ale - dodał ze stanowczością w głosie - musisz chcieć się dostosować, poznać subtelności naszego świata. Nie chodzi tylko o to, co wiesz lub kogo znasz. Chodzi o to, jak się prezentujesz, jak negocjujesz i jak wywierasz wpływ. - Złączył dłonie za plecami i westchnął. - Chce też, usłyszeć czego Ty chcesz. Nie przyszedłeś tutaj z czystej ciekawości, masz swój cel, chcę wiedzieć czego oczekujesz ode mnie. Tylko nie mów, że chcesz mi pomóc, bo zgadzasz się z moimi poglądami… nie pracuję z ideowcami. - Sięgnął wzrokiem jego oczu, prześwietlał go i lepiej, żeby rozmówca nie próbował konfabulować.
Fortuna rządzi światem, a mądry człowiek wie, jak ją poskromić.

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Kiedyś było lepiej, był grzecznym, ułożonym chłopcem, który chodził zawsze w idealnie wyprasowanej koszuli z misternie zaczesaną grzywką na bok. Był elokwentny, miły i nie bał się rozmawiać ze starszymi od siebie, jednak zawsze przy tym wiedział gdzie było jego miejsce a na szacunek musiał sobie zasłużyć. Teraz natomiast nieco popadł w nastoletnie, a zwłaszcza studenckie życie, które usłane było buntem, złymi decyzjami i oblanych alkoholem akademickimi imprezami. Jeszcze kilka lat temu powiedziałby, że nie ma miejsca na tego typu atrakcje w jego życiu, jednak teraz wiele się zmieniło. On się zmienił. A wujek był tym, który mógłby naprowadzić go na właściwą ścieżkę, bo widać chłopak mocno zboczył.
Przeklinał się w myślach już widząc wzrok Gustava a później łypnął szybko wzrokiem na tego jego ochroniarza. Zjebał. Tak bardzo zjebał. I miał się odezwać, miał już otworzyć usta jednak to jak Gustave poprawiał jego koszulę i pogładził klapę marynarki całkowicie go zmroziło. Spodziewał się, że za swoją postawę oberwie. No dostanie w pysk jak nic. Pierdolony gówniarz, który stawał oko w oko z potęgą. Był marnym kmiotem w obliczu tego wyniosłego czarodzieja.
- Poprawię się, obiecuję - powiedział cicho próbując spojrzeć mu w oczy, jednak jego wzrok był tak ostry, tak nieprzenikniony, że ciężko mu było otrzymać spojrzenie na dłużej niż kilka sekund - następnym razem będzie tak jak powinno - zapewnił choć głos nieco mu się załamał i sam się zaskoczył tym, bo nie zdarzało mu się żeby ktoś na niego był w stanie zrobić takie wrażenie. Zwykle, w swoim studenckim towarzystwie to on uchodził za tego wyniosłego, panicza, niegdysiejszego księcia Rava i do tej pory przydomek książkulka mu pozostał. Ale jak widać był nikim przy De Vries'ie. Jednak uczył się na błędach, cudzych i zwłaszcza swoich, dlatego poprawienie się w postawie było w tym momencie dla niego priorytetem. Wiedział, że jest to jeden z kluczy dzięki któremu może osiągnąć sukces. Tak jak wujek te lata temu.
- Oczywiście, że zrobię listę, wraz z adresami, mam też potencjalnych trenerów, rozmawiałem z kilkoma osobami większość wskazywała Castellaniego, wyprowadził Herpie z ostatnich miejsc w lidze, znam jego córkę, też lata, w Błękitnych, ale ona nie będzie razem z ojcem w jednym teamie. O ile on w ogóle na to pójdzie. W Hogwarcie jest kilka osób, Ray, Lambourne, może nawet Gregorovic, nim też się interesują. - zamilkł na chwilę, wiedział, że to były jakieś jego dywagacje, a wuj potrzebował konkretnych informacji a nie jakichś domysłów. Jeżeli mają stworzyć potęgę, musieli wziąć najlepszych. Miał jeszcze kilka nazwisk w głowie jednak musiał zebrać więcej informacji, nie mógł rzucać zdawkowymi tekstami, musiał być precyzyjny i pewny, bo przecież Gustave tego właśnie od niego oczekiwał.
Twoje zrozumienie obecnej sytuacji jest godne pochwały .Te słowa sprawiły, że Persheus uśmiechnął się w swoich myślach, na zewnątrz zaś tylko przytaknął w podziękowaniu. WUJ GO POCHWALIŁ. To był powód do świętowania, mimo, że z początku zawalił swoje wejście tym jak niepoprawnie się zachował. No i padło to pytanie. Dlaczego Persheus w ogóle się w to zaangażował, co chciał. Przecież mógł żyć własnym życiem, w cieniu swojego ojca i iść ścieżką wytyczoną przez jego buty. Ale on chciał iść swoją drogą, w swoim butach przez chaszcze, być pierwszym za którym pójdą inni. Z pomocą właśnie jego.
- Biznes - zaczął i odchrząknął. Wiedział, że musiał rozwinąć swoje słowa - konkretnie chodzi mi o rozprowadzanie nielegalnych substancji. Coś już począłem w tym kierunku, ostatnie roczniki Hogwartu jak i studenci często korzystają z moich wynalazków płacąc niemało. Stawiam na jakość, wysoki gatunek roślin to podstawa, no i różnorodność w mieszankach. Chcę wprowadzić to dalej, przejąć cały rynek. Chcę by mój towar był wszędzie i przede wszystkim, jedyny na rynku. Śmiem nieskromnie stwierdzić, że talent do roślinek wyssałem z mlekiem matki, nawet uważam, że jestem w tym lepszy. No i przede wszystkim... - znów przerwa i wziął głęboki oddech spoglądając pewnie na wuja -... chcę się odciąć od Lestrange'ów, zwłaszcza, że moja matka wymyśliła, że zaaranżuje moje małżeństwo, chcę tego uniknąć - zakończył pewnie zerkając jeszcze też po Tariqu, był ciekawy reakcji na swoje słowa, swoje plany zarówno ze strony wuja jak i jego prawej ręki. Ich aprobata była ważna dla tego młodzieńca i w skupieniu oczekiwał czegokolwiek, nawet negacji tych jego pomysłów.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
58
Data:
15 kwie 1965
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Bogaty wariat
Pozycja w quidditchu:
właściciel
Różdzka:
35 cm, czarny heban, rdzeń z włosa Nundu, niezwykle sztywna
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
Wdowiec
Gustave De Vries
Posty: 9
Rejestracja: 04 sty 2024, 13:28

Zawsze ceniący dyscyplinę i kontrolę, patrzył na obecny stan Persheusa z mieszanką pogardy, ale i możliwości. Popadnięcie chłopaka w typowe młodzieńcze problemy; bunt, złe decyzje, zakrapiane alkoholem imprezy, kobiety, złe towarzystwo, było jego w oczach marnowaniem jego wrodzonych talentów i rodzinnego dziedzictwa. Było też możliwością przebicia słabości chłopaka w swój zysk. Poprawianie koszuli i marynarki przez Gustave'a nie było gestem uprzejmości, ale demonstracją kontroli, niewerbalną reprymendą za brak samodyscypliny chłopca. Było to przypomnienie o standardach, których wymagał, a których chłopak najwyraźniej nie przestrzegał. W jego umyśle Lestrange był projektem, surowcem, który można było uformować w coś użytecznego. Obecny stan chłopca stanowił wyzwanie, ale nie było to wyzwanie nie do pokonania. Jego spojrzenie było nieugięte, a jego obecność dominująca. Wahanie w głosie, trudność w utrzymaniu kontaktu wzrokowego; wszystko to świadczyło o obecnej słabości i braku pewności siebie chłopca. Ostre, przenikające wszystko spojrzenie Gustave'a nie było zwykłym spojrzeniem; było narzędziem, bronią, której używał, aby potwierdzić swoją dominację i przetestować wytrzymałość otaczających go osób. - Obiecanki kurwa cacanki… - odparł na zapewnienia chłopaka, a jego głos pozbawiony był ciepła. - Prawdziwą walutą są czyny. Mówisz, że będziesz lepszy, ale słowa bez czynów są równie bezwartościowe, co złamana różdżka. - Podszedł bliżej Persheusa, jego obecność była przytłaczająca. - W moim świecie nie ma miejsca na "następnym razem". Albo sprostasz standardom, albo będziesz dla mnie bezużyteczny. Twój tytuł, twoje rodowe nazwisko, nic tu nie znaczą, jeśli nie są poparte treścią. - Słowa były jak lód, zimne i twarde. - Chcesz poprawić swoje nastawienie? To dobrze. Zacznij od zrozumienia, że w kręgach, w których się poruszam, nie ma miejsca na młodzieńcze szaleństwa. Musisz być bystry, zdyscyplinowany i przede wszystkim skuteczny... - Jego palec wystrzelił i wbił się w żebra chłopaka. - I przestaniesz palić te otępiające, śmierdzące, brudne… skręcane chyba z łajna i szczurzych szczyn skuny. - Czuł od chłopaka lekki zapach zioła. Może był to ściskany przez niego skręt, a może Gustave miał niezwykle czuły węch. Przerwał, pozwalając, by jego słowa dotarły.
- Pokaż mi, że możesz być atutem, a nie obciążeniem. - Wysłuchał Persheusa z dystansem i analityczną postawą. Nazwiska i sugestie, które zaproponował, były dla niego jak figurki na szachownicy, z których każda miała potencjalną rolę i wkład w jego wielką wizję Pustułek z Knightsbridge. Nie był jednak osobą, która ulegałaby sugestiom lub na wpół uformowanym pomysłom. Wymagał precyzji, pewności i dokładności we wszystkim, a od chłopaka oczekiwał nie mniej. - Castellani, powiadasz? - Zastanowił się, jego ton był neutralny, ale dociekliwy. - Jego praca z Harpiami jest godna uwagi, ale wyprowadzenie drużyny z ostatniego miejsca to nie to samo, co poprowadzenie jej do zwycięstwa. Nie jesteśmy tu po to, by brać udział; jesteśmy tu po to, by dominować. - Milczał chwilę, rozważając pozostałe sugestie. Zerknął na Tariqa, wiedząc, że jego ochroniarz notuje w myślach wszystkie nazwiska i sam jej sprawdzi. Nie wyraził jednak zdziwienia, gdy ochroniarz, zbliżył się do chłopaka, a jego górująca nad nim postura stanowiła nieme ostrzeżenie. - Sporządź swoją listę. Upewnij się, że to coś więcej niż tylko zbiór nazwisk. Chcę poznać pochodzenie, osiągnięcia, słabości i potencjał. Każdy kandydat musi zostać dokładnie przeanalizowany. - Jego głos był głęboki, a spojrzenie lustrujące. Jeżeli szef pozwoli chłopakowi się bawić w jego piaskownicy, to on nie miał zamiaru wykonywać za niego pracy. Wyraz twarzy Gustave'a pozostał beznamiętny, a jego oczy zimne i wyrachowane. - Zrób to dobrze, a udowodnisz swoją przydatność. Nie uda ci się, a przekonasz się, że moja cierpliwość ma granice. - Tariq jeszcze chwilę wpatrywał się z bliska w oczy chłopaka, a po chwili wrócił na swoje miejsce, znów zastygł, patrząc w przestrzeń.
Gustave słuchał uważnie, jak Persheus przedstawia swoje ambicje, a jego wyraz twarzy pozostawał niewzruszony. Przedsięwzięcie młodego Lestrange'a w nielegalny handel magicznymi substancjami było śmiałym posunięciem, które mogło albo zaznaczyć jego pozycję w ich świecie, albo doprowadzić do jego upadku. Rozważył ryzyko i możliwości takiego przedsięwzięcia. - Biznes, powiadasz - powtórzył, a jego głos pozbawiony był emocji. - Interesujący wybór, zwłaszcza dla kogoś z twoim rodowodem. Zajmowanie się nielegalnym rynkiem to ryzykowne przedsięwzięcie. Wymaga czegoś więcej niż tylko talentu do roślin i eliksirów. Wymaga dyskrecji, przebiegłości i zrozumienia mrocznych nurtów naszego świata. Wymaga też… niespożywania swojej trucizny głupcze. - Jego spojrzenie było przeszywające, gdy kontynuował - Twoje pragnienie zdominowania rynku i odcięcia się od nazwiska Lestrange jest ambitne. Ambicja bez planu strategicznego przypomina rzucanie zaklęć w ciemności. Musisz rozważyć konsekwencje, sojusze, których możesz potrzebować i wrogów, których niewątpliwie sobie narobisz. - Urwał, a jego oczy zwęziły się nieznacznie. - a próby zaaranżowania małżeństwa przez twoją matkę to twoja osobista sprawa. Jeżeli nie chcesz do tego dopuścić to owszem, musisz odciąć się od dziedzictwa rodziców… - Jego ton był stanowczy, niemal ostrzegawczy. - Wciąż jednak nie wiem, czego chcesz ode mnie za swoje usługi. Chcesz zapłaty w złocie? Chcesz, żeby Tariq zabił Ci matkę? - Uśmiechnął się w swoim przeświadczeniu wesoło, jednak dla innych był to przerażający widok. Tariq westchnął niezadowolony. - Żeby wybrana luba zniknęła? Żebym co zrobił dla ciebie? - Jego słowa były testem, wyzwaniem mającym na celu sprawdzenie, czy Persheus naprawdę rozumie skalę swoich ambicji i czy jest w stanie je zrealizować. W świecie Gustave'a nie było miejsca na półśrodki czy niezdecydowanie. Każdy ruch był skalkulowanym krokiem w grze o władzę, a chłopak stawał się teraz graczem, niezależnie od tego, czy był w pełni przygotowany, czy nie.
Fortuna rządzi światem, a mądry człowiek wie, jak ją poskromić.

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Lestrange obiecywał wyjątkowo rzadko, ale jak już to robił to znaczyło, że obietnicy dotrzyma, bo jak mu na czymś zależało to oddawał się temu w 200%. Taki już był, może lekko zboczył z zamierzonego kursu, który sobie wyznaczył lata temu już jako dzieciak ale teraz miał plan wrócić na właściwe tory. A pogardliwe spojrzenie i gesty De Vries'a miały mu w tym pomóc, bezsprzecznie. Chłopak starał się patrzeć mu w oczy, jednak wzrok jego wuja było tak silne, tak przytłaczające, że czuł jak rośnie mu gula w gardle i ciężko mu było się jakkolwiek teraz odezwać. Doskonale wiedział z kim miał do czynienia, kto stał w niedużej odległości przed nim i kto z łatwością mógł go pchnąć na ziemię i zdeptać jak marnego robala. W myślach Prsheus obiecał sobie, że nigdy nie doprowadzi do możliwości by ten w niego wątpił, by go jakkolwiek zawiódł. To był gra warta świeczki, a on mógł się cieszyć, że był jej częścią, mimo swojego wieku i braku doświadczenia. Tak naprawdę to dzięki swojemu nazwisku i dziedzictwo mógł być w te intrygi zamieszany.
- Jestem w stanie złożyć wieczystą przysięgę na dowód moich słów i lojalności, wujku - powiedział to a w jego głosie było słychać, że starał się mówić pewnie, jednak obecność Gustave była wręcz onieśmielająca i ciężko mu było w tym momencie unieść brodę tak jak i on. Na to było za wcześnie, ale się nauczy, przecież szybko się uczył, jako pierwszy trafił nie do Slytherinu a do Ravenclawu i to o czymś świadczyło - Będę bystry, zdyscyplinowany i kurwesko skuteczny - powtórzył po nim, dając mu znać, że go słucha i to bardzo uważnie. Jednak tknięcie go w żebra spowodowało, że zgiął się lekko i zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Wcale to nie było takie gówno jak on twierdził, przecież Persiak by nie palił pierwszego lepszego skuna, tylko wyselekcjonowane, wysokiej jakości blanty, które WCALE NIE WALIŁY, tylko pachniały. Ale już tego na głos nie skomentował, żeby wujka nie podburzać, bo wtedy na bank by dostał po mordzie za to, że śmiał się mu jakkolwiek sprzeciwiać. A on dbał o swoją buzię, która była ładna i nietknięta przez nikogo. Do bójek wysyłał Richarda jak już jakieś miały mieć miejsce. No, sam też miał bodyguarda i to w postaci młodego wilkołaka. HAHA! Tariq, umiesz w kły i pazury?
Wysłuchał dokładnie co wujek miał do skomentowania na temat wysuniętych przez niego nazwisk i przytakiwał grzecznie. Wiedział, że następne dane, które mu przyniesie musiały być dokładniejsze, poparte faktami i liczbami, nie było miejsca tu na domniemania i dywagacje. Tariq też robił na niego wrażenie, ale już nieco mniejsze i jakaś dziwna rywalizacja włączyła się w głowie Lestrange'a. Rywalizacja może właśnie z tą jego prawą ręką a może tak naprawdę z samym sobą. Miał sporo do udowodnienia przed tą dwójką i uczyni wszystko by mu zaufali.
- Ile mam czasu na listę? - zapytał jeszcze pewnie - Zbiorę wszystko co potrzebujecie, dowiem się po ile chodzą najlepsi gracze i jak drużyny zaopatrują się na transfery - dodał i choć nigdy ale to przenigdy nie interesował się Quidditchem tak teraz będzie musiał dowiedzieć się wszystkiego co potrzebne by móc jakkolwiek się wykaraskać z tego zadania. ale jak mus to mus. Zrobi to co będzie musiał i co uzna za konieczne.
- Znam swój towar, wiem, że jest dobry - no i musiał trochę burknąć, bo kurde ale jak miał się odciąć od jarania jak to było coś co go relaksowało i wiele, wieeeleee pomysłów wpadało do jego łba właśnie przez te dobro, które wżerało się w jego głowę - Tak, mam plan 10-letni, idzie bardzo ładnie, akademik już zdominowałem ale chcę wyjść z tym dalej, wiem, że to co robię ma wielki potencjał i znam stawkę - przytaknął, bo akurat poczynił w tym spore rozeznania, ba, nawet ze swoim konurentem, który też działał w tym świecie sypiał od dłuższego czasu więc dlaczego by nie połączyć tego i nie zrobić razem potęgi. Acz o tym też nie raczył wspomnieć, bo by się dowiedział też, że nie może sypiać ze współpracownikami. A KTO NIE SYPIA. No może wujek, bo był stary i pomarszczony, ale on był młody i jurny...
- Nie, ja chcę się uczyć od najlepszych, a Ty jesteś najlepszy - rzekł z lekkim uśmiechem na ustach i lekko ruchem dłoni poprawił swoje okulary na nosie - chcę poznać tajniki, chcę wejść z buta w świat intryg, biznesu, czerpać wiedzę tajemną i ją wykorzystać. A jestem pojętnym uczniem - dodał nieco strosząc piórka, bo cóż, ego Persheusha też szybowało nie raz wysoko, jednak tutaj musiał uważać by za szybko nie spaść.
- Odnośnie tego durnego ślubu, chodzi o spłodzenie dziedzica a ja już mam plan, że tego dziedzica nie będzie, bo sfałszuje wyniki, że jestem bezpłodny, albo stanę się bezpłodny, dziewczyna wie wszystko, traktuje to też jako biznes i nie ma tu miejsca na żadne durne uniesienia, ale różnie może być, kobiety są dosyć... nieprzewidywalne - uniósł jedną brew wymownie i przewrócił oczami. No tak jak jego matka. Była zwykle przewidywalna ale czasami jej odwalało - wiem, że przez swoje czyny, mogę zostać bezpowrotnie wygnany, ale do tego czasu chcę by moje nazwisko było oddzielną historią, a wiem, że nauki od Ciebie mi w tym pomogą. Tylko tyle chcę, albo i aż.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
58
Data:
15 kwie 1965
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Bogaty wariat
Pozycja w quidditchu:
właściciel
Różdzka:
35 cm, czarny heban, rdzeń z włosa Nundu, niezwykle sztywna
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
Wdowiec
Gustave De Vries
Posty: 9
Rejestracja: 04 sty 2024, 13:28

Mężczyzna przewrócił oczami ze zniecierpliwienia, gdy Persheus mówił o przysięgach i lojalności. Uważał, że w takich demonstracjach lojalności często chodzi bardziej o teatr niż o treść. - Nigdy nie składaj tak głupich obietnic, zwłaszcza tych związanych magią - upomniał go tonem, który nie dopuszczał żadnych argumentów. - Twoje słowa i czyny powinny wystarczyć. Nie potrzebuję ani nie pragnę kajdan przysięgi, by zapewnić sobie lojalność. - Próba pewności siebie chłopca, zniweczona przez wyraźne onieśmielenie, jakie odczuwał pod spojrzeniem starszego czarodzieja, nie pozostała niezauważona. Dla mężczyzny było jasne, że pomimo zapału młodego Lestrange'a, wiele musi się jeszcze nauczyć. - Jeśli kiedykolwiek okażesz się nielojalny - kontynuował, jego głos był niski i groźny - wiedz, że to ja osobiście się z tobą rozprawię. Nie potrzebuję przysięgi, by pozbawiła mnie tej... satysfakcji. - Wzrok mężczyzny zatrzymał się na chłopcu jeszcze przez chwilę, oceniając go. Widząc jego determinację, jakkolwiek surową i nieoszlifowaną, odczuwał pewną satysfakcję. - Twoje zapewnienia są umiarkowanie akceptowalne. Pamiętaj, że nie chodzi tylko o bycie mądrym czy zdyscyplinowanym. Chodzi właśnie o bycie skutecznym, o wykonywanie właściwych ruchów we właściwym czasie. -
Gdy Lestrange uchylił się lekko na szturchnięcie, starszy czarodziej obserwował go uważnie, jego spojrzenie było ostre i wyrachowane. Widział w oczach chłopca kłębowisko emocji, burzliwą mieszankę irytacji i skrępowania. To było intrygujące, pomyślał, że chłopak powstrzymywał się od jakichkolwiek ripost czy wyjaśnień. Taka samokontrola, choć nadwyrężona, była obiecującym znakiem dla jego potencjalnego rozwoju. Milczał, jego wyraz twarzy się nie zmieniał, gdy obserwował wewnętrzną walkę młodego mężczyzny. Był to swego rodzaju test, mały, ale wymowny. To, jak ktoś reagował na fizyczny dyskomfort lub zaskoczenie, mogło wiele powiedzieć o jego charakterze i odporności. Gdy myśli i wzrok chłopaka przeniosły się na Tarika, ochroniarz spojrzał mu w oczy twardym wzrokiem. To było tak, jakby Tariq zaglądał w myśli młodego Lestrange'a, rzucając mu wyzwanie bez słowa. Intensywność spojrzenia Tarika mogła wydawać się wtargnięciem, cichą bitwą woli, wyzwaniem na jego prześmiewcze przemyślenia, a może była to tylko nadaktywna wyobraźnia zestresowanego Persheusa. Starszy czarodziej milczał, jego myśli ukryte były za zasłoną stoicyzmu. W pewnym sensie był zadowolony, że chłopak nie zalał go wymówkami czy usprawiedliwieniami. Świadczyło to o poziomie zrozumienia i szacunku dla dynamiki ich rozmowy. Taka świadomość była kluczowa w ich świecie, gdzie władza i wpływy były często skuteczniej wykorzystywane w ciszy niż w mowie. Obserwował, jak chłopak pyta o ramy czasowe dla tego zadania. Jego pytanie, zadane z nowo odkrytą pewnością siebie, wskazywało na gotowość do zagłębienia się w nieznane terytorium analityki Quidditcha. Usta mężczyzny pozostały proste, nie zdradzając żadnych emocji, ale wewnętrznie uznał gotowość chłopca do wyjścia poza swoją strefę komfortu. Tariq, stojący w milczeniu obok swojego pracodawcy, odezwał się - Sam musisz wyznaczyć sobie czas. To część odpowiedzialności. - Jego głos był spokojny i ciężki. Gustave znajdował pewną satysfakcję w subtelnej rywalizacji pojawiającej się między Lestrange'em i Tarikiem. Wiedział, że taka rywalizacja może popchnąć jednostki do przekraczania własnych granic, do sprawdzenia się. Było to użyteczne narzędzie, którym skutecznie posługiwał się już wiele razy. Mężczyzna pozostał jednak niewzruszony, a jego myśli skrywała maska obojętności. Rozważał możliwość, że ta narastająca rywalizacja może eskalować, że pewnego dnia Tariq, z plamą krwi na koszuli, może wrócić z wieściami o zagubieniu się Persheusa. Było to ryzyko, ale takie, które potencjalnie mogło przynieść wysokie zyski. - Upewnij się, że twoje badania są dokładne - powiedział w końcu do chłopca, jego ton był chłodny. - Oczekuję szczegółowej analizy, a nie tylko nazwisk i liczb. Zrozum graczy, ich motywacje i słabości. To właśnie da nam przewagę. -
Wydał z siebie ledwo słyszalny jęk na słowa młodego, jego cierpliwość została wystawiona na próbę. - Znajomość produktu to jedno - powiedział chłodno - ale oddanie się mu to zupełnie co innego. Ten, kto zbyt swobodnie korzysta z własnych zapasów, szybko znajdzie się po złej stronie równania. - Spojrzał na młodego mężczyznę krytycznym wzrokiem. - Twierdzisz, że zdominowałeś swój akademiku, ale co ze światem poza nim? Podboje w akademiku to dziecinna igraszka w porównaniu z prawdziwymi wyzwaniami naszego świata - Głos mężczyzny był ostry, ucinający brawurę chłopaka. - Powiedz mi, jaki jest twój następny ruch? Łatwo jest nakreślić wielkie plany na dekadę, ale prawdziwy test polega na natychmiastowych krokach, które podejmujesz. Jaka jest twoja strategia ekspansji poza obecne granice? Jak zamierzasz poruszać się w zawiłościach świata ze swoim... hobby? - Jego spojrzenie było nieugięte i domagało się konkretnej odpowiedzi. Mężczyzna wiedział aż za dobrze, że wielu młodych czarodziejów i czarownic zbłądziło, dając się porwać urokowi władzy i młodzieńczym rozterkom. Chciał się przekonać, czy młody Lestrange jest na tyle przewidujący i zdyscyplinowany, by wyjść poza zwykłą dominację w dormitorium. - Twój następny krok - kontynuował - powie mi wiele o twoim potencjale. Czy jesteś zwykłym nieudacznikiem, czy też masz predyspozycje, by wznieść się ponad zwykły motłoch? - Postawa mężczyzny była stanowcza, a jego obecność imponująca. Oczekiwał precyzji, a nie mglistych wyobrażeń o wielkości. Odpowiedź chłopaka będzie kluczowa dla określenia, czy jest on wart dalszej inwestycji czasu i zasobów.
Wysłuchał deklaracji intencji, a jego wyraz twarzy pozostał stoicki, nie zdradzając ani cienia aprobaty czy dezaprobaty. Lekki uśmiech na ustach chłopca i swobodne przesunięcie okularów niewiele zmieniły w ocenie starszego czarodzieja. - Pragniesz poznać sekrety naszego świata, zagłębić się w sfery intryg i interesów - powtórzył, a jego głos pozbawiony był ciepła. - Wzniosła ambicja, ale mówiłem już, sama ambicja nie wystarczy. - Zauważył u chłopca lekki pokaz ego, powszechną cechę wśród młodych i ambitnych. Była to cecha, która musiała być łagodzona mądrością i doświadczeniem, cechami, których chłopak jeszcze w pełni nie rozwinął. Nie odwracając się, zadał pytanie: - Tariq, myślisz, że możemy przyjąć tego dżentelmena na czeladnika? - Odpowiedź ochroniarza była natychmiastowa i zwięzła - Nie. - Jednak starszy czarodziej, jakby nie zważając na odpowiedź, kontynuował - Zgadzam się z tobą, przyjmiemy go i zapewnimy mu... szkołę życia. - Jego decyzja nie była poparciem dla obecnych umiejętności chłopca, ale raczej uznaniem potencjalnej wartości, jaką mógłby wnieść, gdyby został odpowiednio ukształtowany. - Aby uczyć się od najlepszych, musisz chcieć zacząć od samego dołu - powiedział, zwracając się bezpośrednio do Persheusa. - To nie jest ścieżka dla osób o słabych nerwach lub łatwo ulegających presji. Zostaniesz poddany próbie i przekonasz się, że moje standardy są surowe. - Postawa mężczyzny była władcza, a jego prezencja nieustannie przypominała o władzy i wpływach, jakie posiadał.
Słuchał z wyrazem pogardy, gdy rozmówca opowiadał o swoich planach dotyczących zaaranżowanego małżeństwa i potencjalnego spadkobiercy. Takie rodzinne uwikłania były dla niego mało interesujące, a wzmianka o fałszowaniu wyników badań medycznych wywołała u niego widoczny grymas dezaprobaty. Uważał takie plany za niesmaczne, niepotrzebna komplikacja w szerszym planie. Podchodząc do młodego mężczyzny, wymierzył mu delikatny, ale stanowczy policzek, ojcowski gest z jasnym przesłaniem. - Idź do matki i powiedz jej, że nie będzie ślubu - poinstruował, a w jego głosie słychać było autorytatywną nutę. - Jeśli chcesz być mężczyzną, przestań ssać stare sutki swojej matki. Przestań być przywiązany do przestarzałych rodzinnych zobowiązań. - Jego słowa były szorstkie, stanowczo nakazujące niezależność. - A kiedy już to zrobisz, kiedy naprawdę się oderwiesz się od cyca… wtedy przyjdź po ewentualne rady rodzinne. - dodał, jego ton był nieugięty. Przenosząc rozmowę z powrotem na bardziej istotne sprawy, zapytał. - Czy jest coś, czego potrzebujesz w tej chwili? Zasobów, kontaktów, czegokolwiek, co mogłoby ci pomóc w twoich zadaniach z drużyną Quidditcha i twoim... zielarskim biznesem? - Oferta mężczyzny nie była zrodzona z życzliwości, ale raczej z pragmatycznego uznania potencjalnej użyteczności przedsięwzięć chłopaka. Rozumiał, że aby kultywować lojalność i skuteczność chłopca, konieczne mogą być pewne inwestycje. Gdy czekał na odpowiedź młodego mężczyzny, jego wyraz twarzy pozostał beznamiętny, nie zdradzając niczego. Był mistrzem w utrzymywaniu fasady zimnego dystansu.
Fortuna rządzi światem, a mądry człowiek wie, jak ją poskromić.

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Tak naprawdę to kamień spadł mu z serca kiedy dowiedział się, że żadnej przysięgi wieczystej nie będzie. W sumie było to po prostu zademonstrowanie lojalności i że był gotowy posunąć się właśnie do związania magią, ale dobrze, że pomysł został odrzucony, a wręcz wyśmiany. Zaś z drugiej strony Pers wiedział z kim się mierzy, a gniew wujka byłaby chyba najgorszym co mogłoby się wydarzyć w jego życiu i równocześni ostatnim, bo zapewne jego sfrustrowany wzrok byłby jego ostatnim wspomnieniem.
- Nie chcę nawet sprawdzać jak wygląda to Twoje rozprawianie się - mruknął jeszcze pod nosem i cicho westchnął sobie by zaraz wyprostować się nagle aż mu kości strzeliły. Musiał być pewniejszy siebie przy nim, bardziej stanowczy z uniesioną brodą. Przecież on na studiach uchodził za tego kujona, a niektórzy mogliby zabić za jego notatki, w dodatku miał najlepszy towar w okolicy, na co dzień był zimnym Paniskiem, który nie chodzi na ustępstwa, a tu... przy Gustave nie miał na tyle odwagi by się tak zachowywać. Szanował go i wiedział, że jakiekolwiek pyskowanie byłoby bardzo nieodpowiednie i zapewne nie otrzymałby tego po co tak naprawdę do niego przyszedł.
A nie dość, że stał tu wujek to jeszcze ten czarnuch, który bawił się chyba w legilimencję albo blefował. Pers momentalnie starał się blokować umysł przed jakimkolwiek nieproszonym wtargnięciem tego dziwnego gościa, jeszcze by zobaczył, że nie dawniej jak kilka godzin temu posuwał swoją ulubioną szlamę, a niekoniecznie chciał by to wspomnienie rozlało się dookoła. Prywata to prywata, on nie miał zamiaru wchodzić z buciorami w czyjeś życie i liczył, że Tariq zrobi to samo. No bo co sobie myślał, że on jest tylko biednym, małym chłopaczkiem? Pfff.. żeby się tym nie zdziwił jak dostanie niespodziewanie kosę w płuco z jakiejś avady czy cos. I dlaczego nagle zapadła cisza? Dlaczego wujek lustruje go i nic się nie odzywa jak przed chwilą odwalił monolog o jego "noszeniu się". No właśnie, może Pers sam musiał się od czasu do czasu przymknąć?
Odchrząknął unosząc brwi do góry kiedy Tariq znów się odezwał odnośnie zadania związanego z zebraniem odpowiednich osób do drużyny. Nie było to aż takie łatwe zadanie jakby się mogło wydawać, zwłaszcza, że Persheus miał z Quidditchem tyle styczności co na pierwszym roku na obowiązkowych zajęciach z latania, które uważał za bezsensowne, bo byle idiota potrafił wsiąść na miotłę i latać. Po czym wsiadł na miotłę i z niej zleciał. Ale to było dawno... choć jego niektóre poglądy w związku z tym sportem były niezmienne.
- Dowiem się wszystkiego, mam znajomości, znam kilka osób, które znają kilka innych osób. Przyjdę ze szczegółowa listą wraz ze statystykami jakimi mają gracze w tym roku - rzucił w odpowiedzi w pełni podejmując się tego zadania, a mało tego, on zrobi jeszcze coś więcej żeby zaskoczyć pozytywnie wujka, ale co, to może kiedy indziej. Jednak zdecydowanie będzie to wyjście poza jego strefę komfortu. Odwali taką robotę, że jeszcze go wezmą na managera tej drużyny. TAK BĘDZIE.
- Ostatnio coraz popularniejsze robią się nielegalne wyścigi mioteł, z tego co wiem, kilka osób zaczyna też inwestować w magiczne motocykle i też chcą zrobić swego rodzaju spoty. Nie jest to zabawa dla biednych dzieciaków, bo żeby wejść w grę trzeba postawić pewną pulę. I o tym myślałem. Ludzie, którzy są głodni adrenaliny zrobią wszystko by podsycić te emocje, które nimi rządzą i tam będę też ja ze swoimi wynalazkami. - zaczął od przedstawiania swojego planu, który już jakiś czas temu urodził się pod zwichrowaną czupryną. Doskonale wiedział, że akademik to była tylko kropla w tym wartkim strumieniu, potrzebne były inne miejsca do rozwinięcia jego małego biznesu, miejsca, które znane są, że sypią się tam galeony - Druga sprawa, słynne spotkania szlachiców, którzy jak wiadomo nie kończą się na drogich wysoko procentowych płynach, dla nich tworzę specjalną linię premium, która nie tylko będzie z najwyższej jakości składników ale także okraszona dodatkami, które mogłyby wzbudzać zainteresowanie, jak kropla veritaserum, albo amortencji. Zabawa dla dorosłych, bogatych panów - dodał jeszcze wspominając o innym kierunku w którym chciał się zaczepić. Miał w głowie jeszcze kilka pomysłów, ale wiedział, że nie mógł się też za bardzo zdradzać ze swoimi planami wyciągając wszystkie swoje karty na stół, chciał kilka smaczków zachować dla siebie. No i wiedział, że nie można zaczynać od wszystkiego na raz. Po kolei, małymi krokami aż przejmie cały Londyn, a może i cały kraj...
Lestrange słysząc słowa wujka czekał w zniecierpliwieniu na jakąs decyzję związaną z wciągnięciem go w jego biznes i możliwość ukazania mu tajników, które pozwolą mu rozwinąć ten swój. Na krótką odpowiedź Tariqa tylko przewrócił oczami. Zdawał sobie sprawę z niechęci tego bodyguarda, ale i tak ostateczne zdanie ma Gustave a to było inne niż tamtego typa.
- Jestem gotowy sięgnąć nawet dna - przyznał szczerze, bo jeżeli to ma mu pomóc potem z odbiciem się i przejściem jego testu, musiał być gotowy. Ale był silny i wiedział, że przetrwa. Że zda ten jego zasrany test czymkolwiek on by nie był. Choć możliwe, że zaraz będzie żałował swoich słów. Może i nie był napakowanym bysior, który by machnięciem ręki zwalił kilku typów, ale nie miał też pstro w głowie. Wielokrotnie gasił swoich przeciwników swoją mądrością, cynizmem i zaklęciami w które umiał. No ale dostał teraz strzała w policzek przez co zmarszczył czoło w niezadowoleniu i potarł dłonią miejsce w które dostał. Cios był konkretny i aż poruszał znacząco szczęką w celu rozluźnienia spiętych mięśni.
- Nie trzymam się jej cyca, bez przesady. Matka od dawna działa mi na nerwy i nie jestem w stanie się z nią porozumieć, mam wrażenie, że od tych oparów trucizn weszło jej na rozum już - rzekł krzywiąc się nawet na wspomnienie swojej matuli, która chciała wydać dwójkę swoich latorośli. On to jeszcze powiedzmy, że miał naprawdę godną kandydatkę, ale jego siostra trafiła na pojebanego typa, który bije ludzi na korytarzach i grozi śmiercią. No wydając córkę za takiego jegomościa nie można być w pełni rozumnym rodzicem - Pomogę tylko tej dziewczynie w odzyskaniu majątku i zrywam zaręczyny - rzekł jeszcze wyjaśniająco, bo niedawno znalazł luki prawne w umowach zawartych lata temu i mogli to wykorzystać, ale jeszcze chwilę musiał pozwodzić niektórych za nos, bo im więcej siedział w tym środowisku tym więcej się dowiadywał. A on lubił dużo wiedzieć.
- W chwili obecnej tylko kontaktów do potencjalnych trenerów. Kogo byś widział na stanowisku. Podpytam w swoich..., a co do mojego biznesu... Wiesz wujku, jestem ciekawy też w jakich mieszankach lubują się ludzie podobni Tobie, mógłbym coś stworzyć dla Ciebie, dla Twoich "znajomych" oczywiście po wstępnych testach. Jednak teraz potrzebuje tylko nieco czasu na wykonanie zadania, które mi powierzyłeś - odpowiedział, bo hajs miał, nie potrzebował wsparcia finansowego ze strony De Vriesa, bo póki miał ten cyc matki pod nosem, to jeszcze go trochę wydoi zanim się całkiem odetnie.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
58
Data:
15 kwie 1965
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Bogaty wariat
Pozycja w quidditchu:
właściciel
Różdzka:
35 cm, czarny heban, rdzeń z włosa Nundu, niezwykle sztywna
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
Wdowiec
Gustave De Vries
Posty: 9
Rejestracja: 04 sty 2024, 13:28

Obserwując reakcję młodego Lestrange'a, starszy czarodziej milczał, nie zmieniając wyrazu twarzy. Ulga, która ogarnęła chłopca po odrzuceniu przysięgi, była oczywista, ale nie wywołała u niego żadnej reakcji. Obserwował, jak mruczy pod nosem, a z jego ust wydobywa się słabe westchnienie, zanim wyprostował się, próbując przybrać bardziej pewną siebie postawę. Oczy mężczyzny, zimne i wyrachowane, śledziły każdą subtelną zmianę w zachowaniu chłopca. Próba asertywności, wyprostowanie kręgosłupa, wysiłek, by zaprezentować się z lepszej strony, wszystko to zostało zauważone, ale nie spotkało się z żadnymi oznakami aprobaty czy dezaprobaty. Na myśl, o karze jaką sprawiłby chłopakowi gdyby ten go zawiódł, w głębi jego oczu na krótko zapłonął błysk czegoś podobnego do rozbawienia, a może szaleństwa. Nie zaoferował jednak żadnych słów zachęty czy krytyki. Jego milczenie było lekcją samą w sobie.
Gdy chłopak wyraził swoje zaangażowanie w zadanie, starszy czarodziej obserwował go z postawą tak nieruchomą i cichą jak cień. Wzmianka chłopca o jego powiązaniach i zapewnienie, że wróci ze szczegółową listą, spotkały się ze spokojnym, wyrachowanym spojrzeniem. Cisza mężczyzny była jak spokój przed burzą. Tariq, stojący obok starszego czarodzieja, odpowiedział z nutą kpiny. - Miejmy nadzieję, że nastąpi to raczej w tym roku - a w jego tonie pobrzmiewało subtelne wyzwanie. Gustave milczał, ukrywając swoje myśli za beznamiętną fasadą. Był jak kobra gotowa do ataku, obserwująca i czekająca. Zapał chłopca do podjęcia się zadania i jego obietnica wyjścia ze swojej strefy komfortu zostały zauważone, ale nie zostały jeszcze udowodnione.
Słuchał ambitnych planów młodego z mieszaniną pobłażania i zniecierpliwienia. Pomysły chłopca dotyczące nielegalnych wyścigów na miotłach i magicznych motocykli, a także jego plany dotyczące linii produktów premium na szlachetne spotkania, były szerokie, ale pozbawione konkretów. - To kolejne ogólniki - zauważył chłodno, a w jego głosie zabrzmiała nutka zniecierpliwienia. - Czy zamierzasz gonić za każdą nadarzającą się okazją? Skupienie jest kluczowe. Jak zamierzasz połączyć te wszystkie przedsięwzięcia? - Pochylił się lekko, jego obecność dominowała, gdy delikatnie nakierowywał młodego mężczyznę na bardziej praktyczne rozwiązanie. - Potrzebujesz centralnego punktu dla swoich działań. Być może ukryte kasyno, które posłuży za podstawy do przyszłego wzrostu. - Spojrzenie mężczyzny było przeszywające, gdy kontynuował: - Zacznij od tego. Zbuduj bazę dla swoich operacji. Ważne jest, aby mieć solidne podstawy przed rozszerzeniem działalności na inne obszary zainteresowania. - Jego słowa były dyrektywą, naciskiem, by myślał strategicznie, zamiast gubić się w wielkich marzeniach. - Powinieneś wpaść na to sam - dodał stanowczym tonem. - Skup się na budowaniu czegoś namacalnego, zamiast rozpraszać się fantazjami o dupach, bogactwie i rozrywce dla dorosłych. - Rada była mieszanką wskazówek i nagany. Droga do władzy i wpływów nie polegała na lekkomyślnej ambicji, ale na obliczonych, strategicznych krokach. Chłopak musiał się jeszcze wiele nauczyć, a on był gotów go poprowadzić, choć twardą ręką.
Zauważył reakcja chłopaka na zwięzłą odmowę Tarika i jego późniejsze przewrócenie oczami. Fakt, że chłopiec jest gotowy "sięgnąć nawet dna", wskazywało na brak zrozumienia prawdziwych głębin, do których może spaść. W odpowiedzi na przyrzeczenie młodzieńca, starszy czarodziej wykonał ciche skinienie głową, raczej potwierdzenie niż aprobatę. Następnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął mały, misternie zaprojektowany przedmiot. Był to sygnet z herbem jego potężnej rodziny. - To - powiedział, wręczając pierścień młodemu Lestrange'owi - nie jest tylko symbol. To narzędzie. Kiedy będę potrzebował twojej obecności, pierścień zacznie wibrować, może też sprawić Ci ból, jeśli będziesz go ignorował. Dotknij go, skup się, a zostaniesz przeniesiony do mojej lokalizacji. Używaj go mądrze i tylko wtedy, gdy zostaniesz wezwany. - Magiczna zdolność pierścienia do teleportowania noszącego na polecenie była wyraźnym wskazaniem poziomu kontroli, jaką starszy czarodziej zamierzał utrzymać nad swoim nowym uczniem. Był to przywilej i łańcuch w równym stopniu. Gdy młodzieniec mówił o swoich rodzinnych problemach i planach pomocy dziewczynie w odzyskaniu jej własności, słuchał z dezaprobatą. - Jeśli twoja matka sprawia ci tyle kłopotów, to może tymczasowe... ubezwłasnowolnienie byłoby bardziej skuteczne. Nie pozwól, by więzy rodzinne hamowały twoje postępy. - Ostrzeżenie było jasne i zimne. - A co do tej dziewczyny bądź ostrożny. Jeśli twój związek z nią w jakikolwiek sposób utrudni ci pracę dla mnie, to ona poniesie tego konsekwencje. Wygląda na to, że masz trudności z dokonywaniem zdecydowanych wyborów. Pamiętaj, że wahanie to luksus, na który nie możesz sobie pozwolić. - Starszy czarodziej potrząsnął lekko głową, gestem wskazującym na dezaprobatę. - Musisz zasłużyć na szacunek, który pozwoli ci wejść do dowolnego kręgu i skontaktować się z kimkolwiek - powiedział stanowczo, a jego głos niósł ciężar autorytetu. - Jeśli jednak napotkasz trudności w dotarciu do potencjalnych kandydatów, zgłoś się do mnie. Ja po prostu, oczekuję tylko tego, co najlepsze. - Gdy chłopak poruszył temat tworzenia specjalnych mieszanek dla niego i jego "przyjaciół", mężczyzna przejechał językiem po zębach, wykonując subtelny, ale wymowny ruch. - Sam nie biorę udziału w takich... rekreacjach - odpowiedział chłodno. - Ale mogę zapewnić ci kontakty. Ocenią twoje produkty. Upewnią się, że spełniają najwyższe standardy. - Jego odpowiedź była pozbawiona ciepła, co wyraźnie wskazywało na to, że choć był gotów ułatwić chłopakowi jego starania, zachowywał wobec nich dystans. Oczekiwania mężczyzny były jasne: doskonałość w każdym przedsięwzięciu, czy to rekrutacji trenerów, czy opracowywaniu nowych produktów. Droga do zdobycia szacunku i ugruntowania swojej pozycji miała być samodzielna, z minimalną interwencją ze strony jego mentora.
Fortuna rządzi światem, a mądry człowiek wie, jak ją poskromić.

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Trochę go wkurzało, że po Gustavie nie było widać co tak naprawdę myśli. Był jak posąg nad którym mugolskie dzieciaki rozpisują referaty na temat mimiki twarzy jegomościa i możliwych życiowych przemyśleń. I Pers z racji swojej wyobraźni na temat przedstawionego świata też zaczął sobie w głowie zadawać mnóstwo pytań związanych z myślami jego własnego wujka. I zwykle jak miał w dupie to co o nim myślą inni tak w tym wypadku miał ogromną potrzebę odgadnięcia tego co tam się kłębi pod siwymi włosami. Choć domyślać się mógł, że pewnie nic co by się mu spodobało, wiec może lepiej, że nie wiedział. Lecz z drugiej strony ta cisza była tak wymowna, że sprawiała małe tortury chłopakowi. Nienawidził niewiedzy, a teraz nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć i miał wrażenie, że zaczynają mu się pocić ręce. No i w tym momencie wielki zasrany Tariq się odezwał nieproszony a Pers w swoich myślach już zaczął przedrzeźniać jego ton "Miejmy nadzieję, że nastąpi to raczej w tym roku"... no żeby się kuźwa zaraz dziad nie zdziwił. Pewnie gdyby był swoim dziadkiem to rzuciłby jakimś mało śmiesznym żartem na temat zbierania bawełny ale że miał trochę oleju w głowie i obracał się w świecie ludzi różnych to do niedawna miał problem tylko jeżeli chodzi o czystość krwi. Ale czasem aż mu się samo na język nasuwało no i pewnie dostałby wtedy Avadą w pysk i tyle by było z tego jego zadania.
- Jeżeli coś mówię, ze zrobię, to zrobię, nie trzeba mi przypominać co dwa miesiące - odburknął jednak. No nie mógł się powstrzymać - ale też nie spodziewaj się, że zrobię to w pięć minut, mam też inne obowiązki, jak studia, kojarzysz coś takiego? - powiedział już znacznie ostrzej a jego postawa z wystraszonego chłopca nagle zmieniła się na kogoś znacznie pewniejszego siebie. Może właśnie to był na niego sposób. Rzucanie mu właśnie takich wyzwań, a Lestrange stanie na wysokości zadania by być najlepszym, przecież w szkole właśnie tak to wyglądało, w dupie miał to czy ktoś go nazywał przemądrzałym czy kujonem gdy robił coś na 150%, to był wyścig a on nie miał zamiaru dawać forom swoim konkurentom na rynku pracy.
No i wujek się odezwał komentując jego plany. W sumie tak, mówił ogólnie, bo też nie chciał się tak zdradzać od razu, po co odkrywać wszystkie karty wiedząc, że ma się same asy w rękawie?
- Zamierzam je połączyć ludźmi, bo Ci na wyścigach zwykle należą do tych powiedzmy szlachetnie urodzonych, a moje nazwisko mimo wszystko też należy do tego grona. I to jeden z pozytywów, które zamierzam bezczelnie wykorzystać jak już je noszę - zaczął nieco bardziej rozwijać o co mu tak naprawdę chodziło z rozszerzeniem swojej działalności poza gówniarskie imprezy na których jego wynalazki brylowały. Choć teraz pomysł wujka o kasynie zapaliło mu lumosa w głowie przypominając sobie o jeszcze jednej rzeczy - Castellani, ten trener Harpii jest właścicielem Złotego Feniksa w Londynie, a tam znajduje się klub gentelmanów, wiem, że grywają tam z różnymi wysokimi stawkami i myślałem czy by się tam właśnie nie wkręcić z moim towarem. Tylko nie wiem czy gość nie jest zbyt prawy na tego typu przedsięwzięcia. Musiałbym to zbadać - myślał na głos acz zbudowanie czegoś swojego było kolejną, ciekawą opcją, którą warto rozważyć - choć zapewne masz rację, dobrze wiedziałem, że powinienem do Ciebie się odezwać w związku z moim przyszłym imperium - no tak, bo tak to sobie nie raz wyobrażał, że będzie kiedyś w niedalekiej miejmy nadzieję przyszłości potęgą narkotykową, a wszyscy będą się zabijać o chociażby małego buszka. Zganienie wujka odebrał dosyć pozytywnie jako cenne wskazówki, które możliwie, że na stałe zmienią mu ten jego plan 10-letni, który sobie gdzieś tam rozmyślał. Zapewne jeszcze go zmieni kilka razy z biegiem czasu, cóż, taka kolej rzeczy.
- Gustownie wykonany, będę o niego dbał - powiedział szczerze odbierając od wujka pierścień i dokładnie zaczął się przyglądać tej cennej błyskotce by zaraz założyć go na jeden z palców i musiał przyznać, że wyglądał imponująco, a że na takich "pierdółkach" się znał to przytaknął głową z aprobatą - będę czekał na wezwanie, tylko proszę, nie jak mam egzaminy - dodał z małą nutką żartu w głosie. No tak, świat się palił ale egzaminy zapewne i tak by się wtedy odbywały. Tak to już jest z tymi uczelniami.
- Nie no, nie, z matką sobie poradzę, serio i wiem, że nie pałacie do siebie sympatią, dlatego też w ogóle jej nie wspominałem, że się z Tobą widzę - rzekł wyjaśniająco, no bo im mniej ta kobieta wie tym lepiej śpi - A co do Alice, ona nie będzie stwarzać problemów, to czysto biznesowa relacja, nie ma w tym ani krztyny romantyzmu - dodał i w tym momencie zaczęły ni stąd, ni zowąd przylatywać sowy nosząc w swoich szponach zwinięte, jeszcze cieplutkie najświeższe numery proroka.
- Dziękuję, ocena Twoich przyjaciół na pewno będzie pomocna w udoskonaleniu moich wyrobów, bo chcę nimi trafić do tych najlepszych, najbogatszych jednostek, które mają znajomości, bo wiem, że... - i tu się zatrzymał kiedy zaczął przeglądać pobieżnie nagłówkach artykułów, które wręcz krzyczały swoimi wytłuszczonymi literami i ruszającymi się obrazkami. Na jednym wyjątkowo długo się skupił i jego ton nieco się zmienił ale chciał dokończyć swoją myśl zanim przejdzie do czegoś mniej przyjemnego -... że poczta pantoflowa działa najszybciej - rzekł i wskazał wujkowi jeden z artykułów, o dziwo akurat nie ten w którym rozpisane są jego plany - Myślę, że problem z moim małżeństwem chyba się właśnie rozwiązał. Matka mojej narzeczone nie żyje... - powiedział a jego ton jednak sugerował, że ta informacja go nieco bardziej zmartwiła niż się sam spodziewał - muszę się dowiedzieć co się stało. Pansy pisała wielokrotnie gorące ploteczki więc mogły się komuś nie spodobać, albo jest ofiarą smoczej ospy - dodał poprawiając swoje okulary i jeszcze raz rzucił okiem na artykuł i kilka poniższych - czy, czy ja mogę już się zwijać? W sensie... chciałbym osobiście sprawdzić co się stało i ustalić na czym stoję - zapytał grzecznym tonem spoglądając po mężczyznach jednak wzrok skupiając bardziej na tym starszym.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”