Circe Scrimgeour-Doves

ODPOWIEDZ
Wiek:
25
Data:
01 sty 1901
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
Różdzka:
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Circe Doves
Posty: 1
Rejestracja: 12 cze 2024, 15:55

Circe
Scrimgeour-Doves
INFORMACJE PODSTAWOWE

DATA URODZENIA: TU WPISZ

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Hogsmeade

GENETYKA: Jasnowidzka

RÓŻDŻKA: TU WPISZ

ORIENTACJA: TU WPISZ

STAN CYWILNY: TU WPISZ

ZAJECIE: TU WPISZ UCZEŃ/STUDENT/ZAWÓD

DOM W SZKOLE: TU WPISZ

WZROST: 165

KOLOR WŁOSÓW: Ciemny brąz

KOLOR OCZU: Niebieski

WYGLĄD: Sonya Borisova

CHARAKTERYSTYKA POSTACI
TU WPISZ CHARAKTER SWOJEJ POSTACI.
HISTORIA POSTACI
Na samym początku istnienia.


Tajemnica życia nie należy do tych szczególnie dobrze skrywanych. Co i gdzie wsadzić wie każdy i w pewnym wieku już niekoniecznie się z tym kryje (tak, na was patrzę, wy nagrzane nastolatki ze schowka na miotły). Czasami jednak dzieje się tak, że to nie sam akt, a biorący w nim udział są tymi, których personalia są strzeżone lepiej, niż złoto w goblinim banku. I tak, jak goblin przestrzegać musi wszelkich kwestii bezpieczeństwa, tak i kochankowie muszą grać według reguł niemalże tak starych, jak świat. W przeciwieństwie do mężczyzn, to biedne kobiety biorą do grobów nazwiska swoich kochanków, godząc się z upokorzeniem powicia na świat bąbelkiem z łoża nie po prawej, a po lewej. Jednak w tej historii to moja matka czuła, jak wyrzynają się jej rogi. Działo się to, gdy patrzyła na swojego "aż do grobu", który z głupim uśmiechem stał w drzwiach, nie z kwiatami i dobrym winem, a dzieciakiem w każdej łapie. A rąk miał aż dwie. I były to bobasy raczej niecodzienne - bo zrobionym z bułgarską dziwką. Znaczy, wilą.

Wydaje mi się, że to już wtedy mój los został przesądzony i to bez względu, że nie byłam jeszcze nawet poczęta. Z siostrą człowieczą miałabym jakieś szanse; bo mogłaby być zawsze mniej ładna, skończyć jako charłak, albo wpaść w tarapaty, z których ładne oczka już nie ratują. A tym, która miałam, nawet porządnie w mordę dać nie mogłam, bo wyrastały im szpony. Widzieliście kiedyś rozhisteryzowaną pięciolatkę walczącą z harpią? Nie? Powiem tak - wychodziłam z tego bez garści włosów, przeoranym przedramieniem, ale za to z piórem w pięści. I byłam z siebie dumna. Chociaż duma nie była zdolna ukryć tego, że czułam się mniej kochana.

Bo mój ojciec chyba wolał blondynki. I w kobietach, z którymi robił dzieci i we wspomnianych latoroślach. A przynajmniej tak czułam. Matka miała na tyle przyzwoitości, że nosiła talizman, który miał za zadanie chronić ją przez urokiem wili. Tak, żeby być na tyle sprawiedliwą, jak bardzo mogła. Wydaje mi się jednak, że chociaż ojciec zdolny był wybaczyć im wszystko, tak w przypadku mojej mamy niekoniecznie sam medalion działał - po prostu lubiła je na poziomie personalnym odrobinę mniej, niż swoją rodzoną córkę. Czasami wyobrażałam sobie, że nasze życie to jedna z tych sytuacji, kiedy we dwie stawiamy czoła światu. Teraz dorosłam i wiem, że światem była bliźniacza więź, której nie można było porównać do czegokolwiek innego oraz złamane serce kobiety, która tak naprawdę nigdy nie wybaczyła zdrady mężowi.

Wydaje mi się też, że gdyby nie to, co miało miejsce w Bułgarii, tak pewnie uważano by mnie za całkiem ładną, tajemniczą i taką, której obraz wryłby się w głowy młodych chłopców o bardziej poetyckiej naturze. Może nawet jeden z nich popadłby w szaleństwo, bo tak zawróciłabym mu w głowie. Wiecie, tak bez zestawienie obok dwóch półwil, które - bez względu, co można by powiedzieć o ich temperamencie - przyćmiewały pięknem rozgwieżdzone niebo. A jeśli jeszcze nikt się nie domyślił - tak, jestem piekielnie zazdrosna. Do tego stopnia, że kiedyś, jeszcze jako naprawdę małe i nieznające siły słów dziecko, zażyczyłam sobie, by jedna z nich umarła.

* * *


Z pierwszych chwil szkoły nie pamiętam wiele, chociaż powinnam do tej pory dostawać wypieków na twarzy przez ogromną wieczerzę, duchy i czapkę, która na pewno wydawała się być wtedy bardziej przerażająca od harpii. Ważne było coś innego. Bowiem Hogwart był na tyle magiczny, że przerywał niezniszczalną bliźniaczą więź w najbardziej banalny sposób - osobnymi pokojami na tyle daleko, by nie było im po drodze. Wtedy też okazało się, że moje siostry to jednak coś więcej, niż głupie krowy, którym czasami wyrastają pazury i to już boli, a to, co widziałam w domu, nie pokrywało się ze szkolną rzeczywistością. Być może dlatego tak okrutnie lubiłam szkołę, a wizja nadchodzących wakacji sprawiała, że ryczałam jak bóbr. Nie chciałam, aby siostry na nowo zmieniły mi się we wrogów.

Nie miałam problemów. Byłam raczej ciekawym i beztroskim dzieckiem. A potem okolicach trzeciej, może czwartej klasy dostałam pierwszej wizji. To kolejna rzecz, której nie pamiętam - bo kto by pamiętał, co dzieje się z ich ciałem w transie? Doniesiono mi jednak, że podobno stałam na samych paluszkach stóp w pokoju wspólnym, miałam powykręcane dłonie i okrutnie pobladłą twarz. Białka moich oczu skalane były jedynie pajęczyną przekrwionych żyłek, kiedy dziwnym, jakby wstrzymanym na wiecznym wydechu głosem wydusiłam z siebie słowa. Wiem, że podobno ktoś był tym tak wstrząśnięty, że przeniesiony został do skrzydła szpitalnego. Nie wiem tylko, czy przeraził go sam widok, czy może to, co powiedziałam.

Nie mam pojęcia, co wtedy mówiłam. Pamiętam za to, że na śniadanie były smażone jajka. Takie, które po dźgnięciu nożem rozlewało żółtko po całym talerzu. Chyba najlepsze, jakie w życiu jadłam. Była też dziwnie duża przestrzeń pomiędzy mną, a siedzącą obok-a-jednak-daleko osobą. Nie dokończyłam śniadania.

Pamiętam za to, kiedy w szóstej klasie złapałam za ramiona bogu ducha winną dziewczynę. Było to na moment przed walentynkami i chyba każdy wiedział, że była po uszy zakochana. Plotka za to głosiła, że z wzajemnością, ale taką skrywaną, która czekała na specjalny dzień, by się ujawnić. Mój dar nie widział jednak szczęśliwego zakończenia tej krótkiej miłosnej historii. Nie należał też do darów uprzejmych i nie wahał się przed wysyczeniem jej w twarz łamiącej serce wizji. Myślę, że po tym bardziej niż z jasnowidztwem kojarzyłam się ludziom z rzucaniem przypadkowych klątw. Nie, abym czuła szczególny żal. W tych samych kręgach, gdzie bycie wyjątkowym budziło niepokój, moje siostry uchodziły za piękne, ale niebezpieczne - ja zaś za zły omen, który ciągnął się za nimi. Bo przecież nigdy nie miałam nic dobrego do powiedzenia.

Pokornie przyjęłam do siebie to, że nie jestem przyjemną osobą do bycia obok. Ale za to byłam, cholera jasna, najlepsza z wróżbiarstwa.

* * *
CIEKAWOSTKI
TU WPISZ CIEKAWOSTKI NA TEMAT SWOJEJ POSTACI, COŚ O JEJ RODZINIE - MOŻESZ OD MYŚLNIKÓW, PODZIEL JE
ŻEBY ZROBIĆ " ENTER"

DODATKOWE INFORMACJE
- bogin:
- patronus: Sfinks. Kot, nie mityczne stworzenie.
- amortencja: j
- posiadane zwierzę poza sową: Nie.
- ulubiony i najmniej lubiany przedmiot: Wróżbiarstwo kocha, nienawidzi historii magii.
- czego się boisz (poza boginem): czy Twoja postać ma jakieś fobie/nie lubi czegoś wybitnie
- stosunek do rodziny:
- stosunek do mugoli:
- stosunek do czarodziejów z genetykami:
- stosunek do czarnej magii:
- stosunek do mniejszości magicznych:
- czy lubisz się uczyć:
- przestrzeganie zasad: Silne wahania pomiędzy neutralnością, a chaotycznie neutralnym charakterem.

GENETYKA
Circe niekoniecznie zagłębiała się w historie rodzinne, ale gdyby to zrobiła, to wiedziałaby, że w rodzinie jej matki zdarzało się, by kobiety widywały przyszłość. Dar ten szczęśliwie przeskoczył ponad głową mamy, padając wprost na łeb jej rodzonej latorośli. Dziewczynka niekoniecznie zdawała sobie sprawę z tego, że jej umiejętności objawiały się dużo wcześniej, w postaci snów, które wcześniej, czy później spełniały się. Z czasem jasnowidzenie coraz częściej wychodziło pora Morfeuszowe ramiona, objawiając się głównie przeczuciami (nie był to wizje, które objawiały się obrazami, a raczej silne emocjonalne reakcje), by w końcu objawić się jako pełnoprawne, spektakularne i raczej brzydkie do patrzenia z zewnątrz widzenie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kartoteka magicznych urodzeń”