Strona 1 z 1
Zach i Cloud gdzies na początku lipca. Londyn.
: 11 sie 2024, 12:54
autor: Cloud Rosier
Ostatnie miesiącu w zamknięciu pozwoliło Cloudowi tworzyć w swojej głowie scenariusze, które w teorii nigdy nie powinny się wydarzyć, a jednak dzisiejszy dzień był kwintesencją tego, że w słowniki Clouda nie istniało coś takiego jak „awykonalne”. Zwłaszcza jeśli chodziło o zemstę. To był jeden z tych dni, które w zupełności nie zapowiadały tego co zaraz miało mieć miejsce w tej jednej z Londyńskich kamienic. Ciepłe, lipcowe promienie słońca przebijały się przez masywne zasłony w mieszkaniu, w którym aktualnie przebywał Cloud, budząc go tym samym do życia i chłopak wiedział już, że jest wystarczająco przygotowany, by zrealizować to, o czym myślał już od dawna. Zanim zdążył wziąć prysznic, za sprawą prostego zaklęcia napisał list, podrabiając tym samym pismo swojej siostry, w treści zawierając desperacką prośbę o spotkanie w wyznaczonym miejscu. Wybór padł na dość oczywiste miejsce- jego mieszkanie, a tak właściwie miał na myśli całą kamienicę, która należała do jego ojca, a zapomniana przez całą rodzinę od lat stała pusta. Stojąc pod prysznicem przymknął na chwilę oczy analizując przy tym każdy swój kolejny krok i napełniając swoją chorą głowę wizjami, które już za chwilę mogły stać wręcz namacalne. Miał dwie godziny do wyznaczonego spotkania i szczerze? Nie specjalnie przejmował się nad jakimkolwiek możliwym niepowodzeniem, bo miał wrażenie, że przez ostatnie miesiące przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze. Ubrał na siebie czarny T-shirt i spodnie w tym samym kolorze, po czym usiadł na fotelu w ciemnym kącie przedpokoju, prostując się przy tym nienaturalnie. Cierpliwość nie była mocną stroną młodego Rosiera, robił się wtedy niespokojny i nieuważny, ale tym razem nie mógł sobie pozwolić na błąd. Nawet ten najmniejszy.
Nie miał pewności czy Zachary w ogóle się pojawi w progu jego domu, ale jego przeczucie podpowiadało mu coś zupełnie innego. Czekał więc w ciszy i kładąc sobie różdżkę na kolanach, wpatrywał się intensywnie w lekko uchylone drzwi wejściowe. Sam tak naprawdę nie wiedział ile siedzi już w tym starym, zakurzonym fotelu- godzinę, dwie, trzy? Dopiero odgłos starego zegara uświadomił mu, że jeśli Zachary ma się pojawić to właśnie teraz. I tak też było- kroki chłopaka niosące się po starej kamienicy odbijały się echem po całym mieszkaniu i Cloud już wiedział, że musi to być on. Kiedy tylko krukon pchnął duże, drewniane drzwi wchodząc tym samym do środka, te zatrzasnęły się za nim z hukiem, zamykając się na cztery spusty pod wpływem uprzedniego założonego zaklęcia.
-Ognista lina.- szepnął cicho, strzelając z różdżki jak z bicza, zanim Zach zdążył w ogóle zareagować. Dwie liny obwiązały się wokół nóg i rąk chłopaka, krępując jego ruchu na tyle skutecznie, że ten padł jak długi na marmurową posadzkę. Cloud nie miał zamiaru kneblować mu ust, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Wstając z fotela, wychylił się w reszcie z cienia i podszedł do leżącego krukona, popychając jego ciało w swoją stronę. Na twarzy Rosiera malowała się dzika, wręcz chora satysfakcja, a czerń jego źrenic zalała tęczówkę na tyle, że ciężko było określić już jej kolor.
-Nie krzycz. Nic ci to nie da.- ostrzegł go, dając tym samym jasno do zrozumienia chłopakowi, że mieszkanie jak i cała kamienica jest dobrze zabezpieczone i wygłuszone. No cóż...jeszcze kilka tygodniu temu ojciec Clouda pokładał swoje rodzicielskie nadzieje w tym, że po incydencie z matką uda mu się w pełni zresocjalizować syna zatrudniając tabuny uzdrowicieli, ale czy dało uratować się kogoś, kto nigdy o ratunek nie prosił? Tak naprawdę dzięki czasowi spędzonemu w izolacji chłopak miał okazję przeanalizować swoje błędy i nauczony poprzednią porażką wiedział już, co powinien zrobić tym razem, a czego jednak unikać. I w tym przypadku nie było aspektu, o który postanowił nie zadbać, a wychodząc ze swojego domu z Francji, spakował artefakty, które gromadził przez ostatnie miesiące. Rosier pochylił się nad Zachem i wyciągnąwszy różdżkę chłopaka z kieszeni jego płaszcza, schował ją w tylną kieszeń swoich ciemnych jeansów.
-Jeśli będziesz grzeczny, zabije cię szybko- jeśli nie, spędzisz tu długie tygodnie. Twoje cierpienie jest w twoich rękach, Bulstrode.- głos chłopaka brzmiał nad wyraz spokojnie. Dokładnie tak jak gdyby był w miejscu, w którym zawsze chciał być, a obrazek, który miał przed sobą był satysfakcją w najczystszej postaci. Zanim leżący na podłodze chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, Cloud wyciągnął malutką fiolkę z bezbarwnym płynem i ściskając mu usta drugą, wolną ręką wepchnął wprost do jego gardła kilka niewielkich kropel eliksiru.
-A teraz wszystko mi opowiesz, Zachy. Wiesz przecież, że lubię takie opowieści…- francuz kucnął przy twarzy krukona i uśmiechnął się do niego karykaturalnie, co w ogóle nie pasowało do danej sytuacji.- Powiedz mi proszę… co cię łączy z Taylor? Ruchałeś ją? Dobra jest, co?- jego własne pytania sprawiały, że krew w jego żyłach zaczęła płynąć znacznie szybciej i już w tym momencie wiedział, że jakakolwiek odpowiedź nie wyszłaby z ust chłopaka to i tak nie było już szansy, by wyszedł stąd żywy…
Re: Zach i Cloud gdzies na początku lipca. Londyn.
: 12 sie 2024, 20:45
autor: Zachary Bulstrode
Koniec roku był dla niego ciężki. Ilekroć próbował zebrać się w sobie, żeby w pełni wyklarować sprawy z siostrą, okazywało się, że coś kompletnie innego jest ważniejsze, albo bardziej naglące. Nie potrafił pojąć podejścia swoich rodziców, którzy dziwnym trafem znajdowali mu milion innych rzeczy do roboty, byle by tylko odciąć do od Ursuli. W ryzach trzymały go jedynie spotkania z Taylor, a w ostatnim czasie listy. Oboje byli znów zajęci i nie było możliwości, żeby spotkali się szybko. Stąd też, pojawienie się od niej wiadomości, z której jawnie klarowała się możliwość schadzki, chociaż na chwilę, była zbawienna dla głowy Krukona. Musiał się z nią spotkać, porozmawiać, przytulić się, wymienić wszelkimi informacjami ze swojego i jej życia. Och… Jak się pomylił.
Zachary leżał na zimnej, marmurowej podłodze, zaskoczony i ogłuszony, czując, jak lina boleśnie zaciska się na jego nadgarstkach i kostkach. Serce biło mu teraz w piersi jak oszalałe, a jego myśli próbowały złapać się jakiegokolwiek sensownego wyjaśnienia tej sytuacji. Przez pierwsze kilka sekund nie wierzył, że to naprawdę się dzieje. Głos jednak był na tyle charakterystyczny, że nie sposób byłoby nie poznać Clouda. I chociaż nie podejrzewał, że w chwilę potem padną bardzo specyficzne słowa, kiedy zobaczył jego oczy, te szaleńczo ciemne źrenice, cóż… Bulstrode zdał sobie sprawę, że coś poszło bardzo, bardzo źle i na pewno nie powinien był pojawiać się w tej felernej kamienicy. Szarpnął się pierw nieudolnie, po chwili warknął ze złością, próbując testować siłą więzy ognistej liny. Bezskutecznie.
Słowa brata Tay odbijały się echem w jego głowie. „Jeśli będziesz grzeczny, zabije cię szybko” - powtarzał je w myślach, próbując zrozumieć, jak doszło do tego momentu. Zacisnął zęby, walcząc z narastającą paniką. I jak wcześniej miał jako takie wrażenie, że Rosier jest w pełni władz umysłowych tak teraz… Zaczynało to jednak zachodzić ciężką mgłą. Gdzieś pod skórą czuł okropne przeświadczenie, że Cloud nie żartuje, do diaska. Że to, co się dzieje, jest przemyślane, chłodne i bezlitosne. I że nie ma stąd wyjścia. Zachary starał się nie panikować, ale dziwna fala chaotycznych myśli przebiegała mu przez głowę z prędkością szybszą, niż śmierć od Avady.
Kiedy ciemnowłosy Krukon podszedł do niego bliżej i wcisnął mu fiolkę do ust, Zachary próbował się opierać, ale bezskutecznie. Znał ten eliksir — Veritaserum, eliksir prawdy. Wraz z rozejściem się płynu w jego gardle, poczuł okropny, lodowaty dreszcz. Wiedział, że za chwilę wszystko, co skrywał, wyjdzie na jaw. Myśl o tym, że zdradzi wszystkie swoje sekrety, była nie była jednak nawet minimalnie straszna, a z pewnością nie tak przerażająca, jak wizja tego, co Rosier planował zrobić później. Słysząc pytania o Taylor, Zach, jak jego gardło zaciska się w bólu. „Ruchałeś ją?” — te obrzydliwe słowa były niczym ostrze noża, wbite prosto w jego serce. To, co łączyło go z Taylor, było czymś więcej niż tylko fizycznym związkiem, pieprzeniem się po kątach i udawaniem, że jest fajnie. To było prawdziwe uczucie, ba, odwzajemnione. Coś, czego nie spodziewał się znaleźć w szkole, a teraz miało zostać zbrukane i zniszczone, oczernione i skazane na raptowny koniec. Czy Taylor dowie się, że nie żyję? Zamrugał żywiej, czując, że krew odpływa mu z twarzy raptownie. Eliksir zaczął działać. Zach poczuł, jak jego wola powoli rozpuszcza się, ustępując miejsca nieuniknionej szczerości. Potrzebował powiedzieć prawdę i tylko prawdę. Jego oczy zaszły mgłą, a on sam nie miał już siły walczyć. W końcu, z ciężkim westchnieniem, otworzył usta. Słowa wypłynęły z niego jak rwąca rzeka, której nie mógł już zatrzymać.
- Kocham ją – Wyszeptał pewnym tonem. - To nie była tylko... Przygoda. Ona... Ona jest dla mnie wszystkim, Cloud. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić tym, ale... Taylor to coś więcej niż to, co myślisz. Proszę... Błagam cię... - jego głos załamał się, ale na ułamek sekundy, bo eliksir wymagał dalszych odpowiedzi. – Jest najlepsza. Nie do podrobienia. Jest idealna. Kochaliśmy się nie raz. W szkole, po szkole, a najczęściej, gdy ciebie nie było w Hogwarcie – nie był w stanie kłamać. Zach starał się ogarnąć to, co mówił, ale wydawało się, że w jego umyśle nie istnieją żadne bariery, żadne mury. Mógłby powiedzieć Rosierowi, co tylko by chciał, włącznie z detalami na swój temat, swojej rodziny, siostry. Wszystkich i wszystkiego, co tylko znał.
Re: Zach i Cloud gdzies na początku lipca. Londyn.
: 13 sie 2024, 12:48
autor: Cloud Rosier
Cloud stracił panowanie nad soba gdy ciało chłopaka runęło na zimną, marmurową posadzkę i nawet nie było sensu by w jego czarnym, szaleńczym spojrzeniu szukać przebłysku normalności. Jeśli kiedykolwiek Zach miał Rosiera za człowieka przy zdrowych zmysłach, tak teraz musiał być pewny, że nie ma w tym człowieku ani jednej normalnej komórki, a każdy atom, z którego zbudowany jest Francuz jest zepsuty i tylko jego pozbawiona emocji twarz kontrastowała z tym co działo się między nimi. Cloud podniósł się bez zbędnego pośiechu i patrzył na Zacha przysłuchując temu emocjonalnemu monologowi, który wypływał z jego ust, po chwili wywracając oczami, dając tym samym chłopakowi jasno do zrozumienia, że zaczyna być już nieco znudzony jego ckliwymi wyznaniami.
-Nie musisz się aż tak uwewnętrzniać, Zachy. Bo chyba mogę tak do ciebie mówić prawda? Myślę, że po tym spotkaniu nasza znajomość wejdzie na inny poziom…- Cloud wyciągnął z kieszeni spodni swoją różdżkę i wycelował ją prosto w twarz chłopaka. - pobawimy się trochę. Co ty na to?- mruknął.- nie lubię jak ludzie robią ze mnie debila, a Ty jednak próbowałeś…myślisz, że twoja śmierć będzie wystarczającą karą dla Taylor?- jego pytania należały raczej do tych retorycznych, rzucanych w eter i tak naprawdę nie miał zamiaru słuchać tego co krukon ma mu do powiedzenia. Nic już nie miało znaczenia. Nic nie mogło sprawić, by Rosier zmienił swoje zdanie. To była mania, a plan dzisiejszego popołudnia staranie układany był w jego głowie przez ostatnie miesiące. - Cruciatus!- szepnął, wstrzeliwując z różdżki czerwoną stróżkę, którą trafiając wprost w twarz chłopaka, spowodowała, że jęk szaleńczego bólu poniósł się po pustych ścianach kamienicy. Młody Rosier przychylił głowę na bok wpatrując się jak rysy twarzy Zacha zmieniała się pod wpływem przeraźliwego bólu i zanim ściągnął z niego zaklęcie czekał do momentu, aż ten pozostawał na granicy szaleństwa. Odwrócił się na pięcie i spokojny krokiem podszedł do stolika, na którym leżał długi, ostry sztylet i wrócił do zwiniętego w kłębek Zachary'ego i kucając przy nim, pogładził chłopaka wierzchem dłoni po czole, cmokając przy tym z lekką dezaprobatą.
-Myślałem, że jesteś twardszy Bulstrode. Zawiodłeś mnie, zawiodłeś Taylor, myślę, że swoją rodzinę również.- mruknął, obracając przy tym nożem w ręce i sprawiał wrażenie, że jest dzieckiem bawiącym się w najlepsze swoją nową zabawką. - patrz na mnie. Chcę być ostatnią osobą, która zobaczysz przed śmiercią.- Cloud złapał chłopaka za twarz, zmuszając go tym samym, by na niego spojrzał i wycelował nóż prosto w jego klatkę piersiową, po czym z całej siły pchnął ostrzem w głąb jego torsu. Patrząc mu głęboko w oczy, obserwował jak ból wypełnia jego nastoletnie ciało, a później wyciągnął sztylet tylko po to, by po raz kolejny go dźgnąć. I kolejny…a później już sam nie wiedział ile pchnięć w kierunku Zacha wykonał, ale było ich wystarczająco dużo by krew zalała mu całe dłonie, by na końcu wypełnić białą, marmurową posadzkę szkarłatnym kolorem. Ekscytacja mieszała się z niezdrowym podnieceniem podczas gdy ciepła maź wypływała z ciała już martwego chłopaka, a Cloud z każdy kolejnym pchnięciem czuł jak ogarnia go… spokój. I właśnie ten spokój, który w tym momencie wypełniał jego głowę był niczym katharsis, a wraz z wszechogarniającym go spokojem była cisza. Żadnych głosów, żadnych niespokojnych myśli. W końcu był sam.
// żegnaj zach. będziemy za tobą tęsknić [*]
Re: Zach i Cloud gdzies na początku lipca. Londyn.
: 13 sie 2024, 13:46
autor: Zachary Bulstrode
Nie potrafił pojąć, skąd w Rosierze taka potrzeba sprawiania komukolwiek bólu. Nie rozumiał tego i chyba nawet tłumaczenie oprawcy byłoby bezsensowne. Ani mu to nie wyklarowałoby nic z nagłego i niespodziewanego spotkania z nim, ani nie pomogło w sytuacji, w jakiej się znalazł. Zamglonymi oczami patrzył na Clouda, starając się zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. Gdzie popełnił błąd? Kiedy ten koszmar stał się rzeczywistością? Smak Veritaserum sprawiał, że było mu niedobrze, a wyrzucenie z siebie własnej prawdy jedynie prowokowało obawy przed kolejnymi pytaniami. Te jednak nie padły i to było coś, czego Bulstrode się nie spodziewał. Myślał, że znalazł się w tym niepokornym położeniu z powodu czegoś, co wiedział, albo co mógł dostarczyć porywaczowi. A okazało się inaczej.
- Kocham ją - mruknął niespokojnie, poruszając się bezradnie w objęciach lin. Zły był teraz na siebie i na cały świat wokoło, że nie uczył się lepiej magii bezróżdżkowej. A nuż byłaby to opcja, która mogłaby mu pomóc. Teraz to jednak było bezsensowne gdybanie. Wraz z okrutnym Cruccio, świadomość uciekała mu jak woda między palcami. Czuł jedynie przeraźliwy ból, a umysł zalewała mu nieustannie jedynie czarna wizja tego, co było nieuchronne. Cloud wyglądał maniakalnie, a ledwo dostrzegalne spojrzenie Zacha, który w spazmach wyginał się nienaturalnie, zdradzało jego słabość. Serce biło mu słabiej z każdym kolejnym uderzeniem, jakby w zwolnionym tempie, a ból rozchodził się po jego ciele w coraz mniejszych falach, przechodząc w dziwne odrętwienie. Nadal jednak było to coś, czego wcześniej Krukon nie doświadczył. Czuł, jak krew, jego własna krew, wsiąka w ubranie, a potem rozlewa się po marmurowej podłodze, ciepła, lepka... Ważna. Czuł, jak życie ucieka z niego z każdym kolejnym oddechem, który stawał się coraz płytszy, coraz bardziej urywany.
Miał przecież jeszcze tyle do zrobienia, tyle słów do powiedzenia Taylor, tyle marzeń do spełnienia. Przecież mieli plany, wspólne życie przed nimi. Mieli być szczęśliwi. Czy Taylor kiedykolwiek się dowie? Czy w ogóle będzie miała szansę pożegnać się z nim, choćby tylko w myślach? Myśl o tym, że zostawia ją samą, z nim, była najgorsza. To dla niej starał się jeszcze walczyć, choć wiedział, że to walka z góry przegrana. W całości swojej bezradności miał jedną jedyną możliwość na zadziałanie swoim kradzionym od siostry darem jasnowidzenia. Skupienie nie pojawiło się na jego zmęczonej twarzy, ale umysłowo starał się skupić na swojej rudowłosej miłości, jak tylko mógł. Krótkie pożegnanie, życzenie szczęścia i znalezienia miłości, uśmiech, wspólna wizja przyszłości, która powolnie rozmywała się, drastycznie przerwana przez krwistą plamę... Taylor mogła zobaczyć to w tym samym momencie, albo jako sen, albo nagła mara, albo po prostu jako dziwne deja vu, którego wcześniej jednak nie doświadczyła. Ich wspólna nić pękała, a Zach chciał jej pokazać, że chce, żeby była szczęśliwa. Bez niego.
Ciosy nożem przerwały jego jasnowidzące działania, a każde kolejne pchnięcie wydawało się już Zachary'emu jakby oddalone, jakby już nie dotyczyło jego ciała. Rosier trzymał go za twarz, zmuszał, by patrzył na niego, ale on ledwo mógł skupić wzrok. Gdzieś, w głębi siebie, pragnął jeszcze choć raz spojrzeć mu prosto w oczy. Nie z nienawiścią, nie z przerażeniem, ale ze zrozumieniem. Wiedział, że nic już nie zmieni tego, co się dzieje. Cloud osiągnął swój cel. A on, Zach, miał tylko jedno życzenie — by Taylor była bezpieczna, by nigdy nie musiała stawić czoła tej samej przerażającej rzeczywistości, która właśnie jego pochłaniała. I miał nadzieję, że choć Rosierowie to dziwne rodzeństwo, że jednak się ona od brata uwolni. Tak albo inaczej.
Z każdym kolejnym pchnięciem nóż wnikał głębiej, ale Zach czuł już tylko zimno. Zimno, które przejmowało jego ciało, które rozprzestrzeniało się w jego wnętrzu jak ciemność, otaczając wszystko, co znał i kochał. Ostatnie słowa, które chciałby wypowiedzieć, już nie miały szansy przejść przez jego usta, ale w jego umyśle wciąż rozbrzmiewały: "Kocham cię, Taylor… Przepraszam…"
Oczy nagle zaszły mgłą, a jego oddech, już tak płytki, że prawie niewyczuwalny, w końcu ustał. Ból zniknął, a wraz z nim wszystko inne. Zimno, ciemność, cisza. Zachary Bulstrode już nie czuł, nie myślał, nie istniał.
/rip