***
Profesor Saunders i Richelieu, wydając się nie do poznania w swoich przebraniach, stanęli na błoniach Hogwartu w wigilijną noc Halloween. Wydźwięk tego wieczoru miał być pełen magii i tajemnicy, więc wydawało się, że profesorowie byli dokładnie na właściwym miejscu i czasie, by przywitać uczniów.
Zapewnieni o zabawie, czekali na to, co kadra właśnie stworzy. A działy się niebagatelne rzeczy na ich oczach. Niewzruszony i normalnie wybitnie poważny nauczyciel eliksirów wyglądał, niczym żywo wyjęta mumia, prosto z książkowych podań. Jasnowłosy nauczyciel numerologii, który trząsł portkami nawet tych uczniów, którzy nie uczęszczali na jego zajęcia, miał z kolei czerwone rogi i transmutowany ogon, a skóra jego skrzyła się diabelską czerwienią. Zaczęli czarować, a potężne inkantacje dosłownie stawiały na oczach uczniów i studentów wielkie pomieszczenie.
Stracho-stodoła wyrosła z wszelkich zebranych tu wcześniej przedmiotów, materiałów, ton strzechy.
Drzewa uginały się od dyń, a wyryte w nich uśmiechy poruszały się, próbując straszyć kolejnych uczniów. Podczas gdy nauczyciele dalej czarowali, dyrektor Sprout, ubrana w dość przyciasny strój hipogryficy, rozłożyła ręce-skrzydła, zapraszając wszystkich do środka.
Magiczna stodoła strachów, w której uczniowie Hogwartu mieli spędzić noc duchów, była zachwycającym miejscem pełnym niezwykłych detali i niesamowitego uroku. Gdy wkroczyli do wnętrza, zobaczyli bogato zdobione, przestronne pomieszczenie. Stodoła była zdolna pomieścić ogromną ilość ludzi, choć z zewnątrz mogła być nieco niepozorna, a jednocześnie zachowała swój rustykalny urok.
Na ścianach wisiały zardzewiałe latarnie, które w magiczny sposób ożywiały się, rzucając mglisty, złoty blask na drewniane deski. Zdobiły je także obrazy duchów i upiorów, które co jakiś czas zmieniały swoje położenie i zachowanie.
Wzdłuż boków stodoły ustawione były stoły z przekąskami. Na nich i nad nimi lewitowały tace z różnorodnymi smakołykami, takimi jak chrupiąco-wybuchające paluszki z kurczaka, mini-tartaletki z kwaśnym kremem cytrynowym (powodującym chwilowe rozmowy w stylu przebrania, które uczeń miał na sobie) i drożdżowe bułeczki z kawałkami karmelu (unoszące uczniów na dwa-trzy centymetry nad ziemię, gdy jedli). Napoje, takie jak przesmaczny kociołkowy sok dyniowy i gazowana woda mieniąca się różnymi kolorami (smakowa, szybko powodująca krótkie buchnięcie pary z nosa i ust ucznia), kolor pary zależny od koloru napoju), stały na osobnych stołach, a kubki z kolorowymi słomkami lewitowały wokół nich, czekając, aż zostaną napełnione.
W powietrzu unosił się magiczny zapach cynamonu i pieczonego chleba, tworząc niezwykły klimat. Muzyka grana przez nieziemski orkiestrion z duchów witała uczniów, zachęcając ich do tańczenia na drewnianym parkiecie, który zdawał się płynąć pod ich stopami. Boicie się wejść? Niepotrzebnie. Jeden krok ku parkietowym deskom, a pod stopami pojawiał się bezpieczny stopień.
W rogu stodoły stał duży kominek, a nad nim zawisły starożytne rzeźby smoków i czarodziejów, które zmieniały kształt i kolor, tworząc nieustannie zmieniający się widowiskowy efekt wizualny. Mocne czerwone i złote ognie skakały w kominku, dając uczniom uczucie przytulności i ciepła.
Cała stodoła była oświetlona jasnymi dyniami, które lewitowały w powietrzu, tworząc niemalże dyniowe konstelacje i sprawiając, że wnętrze migotało w pomarańczach i ognistych błyskach.
Wracając jednak do Profesora Saundersa, który nagle pojawił się w środku...
Jego przebranie było tak perfekcyjne, że niepostrzeżenie przemieszczał się między uczniami, kiedy przybywali na potańcówkę. Wszyscy mieli na sobie różne przebrania – od duchów po wampiry, wilkołaki po czarownice. Profesorowi udało się zachować powagę i zrozumienie, nawet kiedy nie rozpoznawał swoich własnych uczniów.
Głównym punktem wieczoru była potańcówka w środku stracho-stodoły, ale nie tylko. Profesor Saunders wprowadził chętnych dalej na błonia, gdzie rozciągały się nieskończone pola kukurydzy. Tam zorganizowano labirynt, który uczniowie mieli szansę odkryć podczas wieczornych zabaw. Labirynt wydawał się pełen tajemnic i niespodzianek, co było idealne na Halloween.
W oddali znajdowała się nawiedzona studnia, z której dobiegały przerażające dźwięki. Wielka zapuszczona kobieta w pelerynie z długimi, rozpuszczonymi włosami wynurzała z niej raz na jakiś czas, strasząc uczniów.
Obok stodoły rozpościerało się pumpkin patch, gdzie można było wybrać swoją własną dynię do wydrążenia na Halloween. Towarzyszyła wszystkim zacna pani profesor Kinnighan, nauczycielka zielarstwa, ubrana w swoje najbardziej startoświeckie przebranie czarownicy, jakie znalazła w szafie. Pomagała uczniom wybierać stosowne zaklęcia do tworzenia swoich kreacji dyniowych. Profesor Saunders cieszył się widokiem dzieci i młodzieży, które z entuzjazmem wybierały swoje dynie i rozmyślały, jakie przerażające wzory wydrążyć na ich skórach.
W innym zakątku błoni znajdował się tymczasowy dom strachów. Wchodzenie do niego wymagało odwagi, bo ukryte tam były różnego rodzaju przerażające atrakcje i niespodzianki. Profesor sprawdzał, czy uczniowie wychodzą z wnętrza uśmiechnięci, ale pełni adrenaliny. Tuż obok odbywały się zawody w łowieniu jabłek. Toczyły się one przy dużej kadzi wypełnionej wodą, a uczestnicy próbowali w gęstym mroku złapać jabłka zębami. Było to zabawne i delikatnie przerażające zarazem.
Wszystko to działo się na dworze, co sprawiało, że wieczór był jeszcze bardziej niezwykły i tajemniczy. Wokół uczniów krążyły zaczarowane kościotrupy, które rozdawały halloweenowe napoje, do złudzenia przypominające gęstą krew. Były to napoje o smaku czekoladowym i wiśniowym, ale wyglądały na naprawdę przerażające. Na dodatek sprawiały, że usta i zęby chętnych uczniów były czerwone! Niczym tuż po świeżym, krwistym posiłku.
Profesor Saunders cieszył się, obserwując, jak uczniowie bawią się i czerpią radość z tej wyjątkowej nocy Halloween na błoniach Hogwartu. To była noc, którą wszyscy zapamiętają na długo. Jak normalnie nie wydawał się zbyt zainteresowany życiem wokoło, tutaj... Cóż, okazało się, że poważny profesor uwielbia to święto!
A żeby nie było tak delikatnie to Profesor Saunders myślał o jeszcze kilku dodatkowych elementach, które mogłyby uczynić tę halloweenową potańcówkę bardziej ekscytującą i przerażającą. Zdecydował się na zorganizowanie konkursu na najlepsze straszenie. Uczniowie mieli okazję wystawić swoje umiejętności aktorskie i straszyć innych uczestników. Na specjalnej scenie wyznaczonej na błoniach, uczniowie odgrywali straszne scenki i przygotowane przez siebie krótkie występy. Zwycięzcy zostaliby nagrodzeni słodyczami i chwałą.
Co odważniejsi mają możliwość spotkać się oko w oko ze swoim boginem (DO CZEGO WSZYSTKICH NAMAWIAMY W ODPOWIEDNIM TEMACIE!) i spróbować wyczarować Patronusa pod okiem profesor Fessonhay, kobiety urodzonej do nauczania obrony przed czarną magią.
Na jednym z niewielkich wzgórz zorganizował ognisko. Uczniowie mogli ogrzać się przy ognisku, opowiadać straszne historie, a nawet piec kiełbaski na patyku. Była to doskonała okazja do relaksu i cieszenia się towarzystwem przyjaciół w atmosferze Halloween.
Na koniec wieczoru profesor Saunders zaplanował pokaz fajerwerków. Ogromne, kolorowe wybuchy na nocnym niebie dodawały dodatkowego uroku i magii tej wyjątkowej nocy.
Profesor czuł, że udało mu się stworzyć niezapomnianą potańcówkę Halloween, która miała dostarczyć uczniom mnóstwo rozrywki i niezapomnianych przeżyć. Dla nich ta noc na błoniach Hogwartu miała być czymś wyjątkowym i magicznym, wypełnionym radością, strachem i tajemnicą – dokładnie tak, jak powinno być na Halloween.
Z pewnością będzie oczekiwał informacji, czy jego działania były pozytywnie przyjęte przez adeptów magii.
Profesor Saunders i Richelieu, wydając się nie do poznania w swoich przebraniach, stanęli na błoniach Hogwartu w wigilijną noc Halloween. Wydźwięk tego wieczoru miał być pełen magii i tajemnicy, więc wydawało się, że profesorowie byli dokładnie na właściwym miejscu i czasie, by przywitać uczniów.
Zapewnieni o zabawie, czekali na to, co kadra właśnie stworzy. A działy się niebagatelne rzeczy na ich oczach. Niewzruszony i normalnie wybitnie poważny nauczyciel eliksirów wyglądał, niczym żywo wyjęta mumia, prosto z książkowych podań. Jasnowłosy nauczyciel numerologii, który trząsł portkami nawet tych uczniów, którzy nie uczęszczali na jego zajęcia, miał z kolei czerwone rogi i transmutowany ogon, a skóra jego skrzyła się diabelską czerwienią. Zaczęli czarować, a potężne inkantacje dosłownie stawiały na oczach uczniów i studentów wielkie pomieszczenie.
Stracho-stodoła wyrosła z wszelkich zebranych tu wcześniej przedmiotów, materiałów, ton strzechy.
Drzewa uginały się od dyń, a wyryte w nich uśmiechy poruszały się, próbując straszyć kolejnych uczniów. Podczas gdy nauczyciele dalej czarowali, dyrektor Sprout, ubrana w dość przyciasny strój hipogryficy, rozłożyła ręce-skrzydła, zapraszając wszystkich do środka.
Magiczna stodoła strachów, w której uczniowie Hogwartu mieli spędzić noc duchów, była zachwycającym miejscem pełnym niezwykłych detali i niesamowitego uroku. Gdy wkroczyli do wnętrza, zobaczyli bogato zdobione, przestronne pomieszczenie. Stodoła była zdolna pomieścić ogromną ilość ludzi, choć z zewnątrz mogła być nieco niepozorna, a jednocześnie zachowała swój rustykalny urok.
Na ścianach wisiały zardzewiałe latarnie, które w magiczny sposób ożywiały się, rzucając mglisty, złoty blask na drewniane deski. Zdobiły je także obrazy duchów i upiorów, które co jakiś czas zmieniały swoje położenie i zachowanie.
Wzdłuż boków stodoły ustawione były stoły z przekąskami. Na nich i nad nimi lewitowały tace z różnorodnymi smakołykami, takimi jak chrupiąco-wybuchające paluszki z kurczaka, mini-tartaletki z kwaśnym kremem cytrynowym (powodującym chwilowe rozmowy w stylu przebrania, które uczeń miał na sobie) i drożdżowe bułeczki z kawałkami karmelu (unoszące uczniów na dwa-trzy centymetry nad ziemię, gdy jedli). Napoje, takie jak przesmaczny kociołkowy sok dyniowy i gazowana woda mieniąca się różnymi kolorami (smakowa, szybko powodująca krótkie buchnięcie pary z nosa i ust ucznia), kolor pary zależny od koloru napoju), stały na osobnych stołach, a kubki z kolorowymi słomkami lewitowały wokół nich, czekając, aż zostaną napełnione.
W powietrzu unosił się magiczny zapach cynamonu i pieczonego chleba, tworząc niezwykły klimat. Muzyka grana przez nieziemski orkiestrion z duchów witała uczniów, zachęcając ich do tańczenia na drewnianym parkiecie, który zdawał się płynąć pod ich stopami. Boicie się wejść? Niepotrzebnie. Jeden krok ku parkietowym deskom, a pod stopami pojawiał się bezpieczny stopień.
W rogu stodoły stał duży kominek, a nad nim zawisły starożytne rzeźby smoków i czarodziejów, które zmieniały kształt i kolor, tworząc nieustannie zmieniający się widowiskowy efekt wizualny. Mocne czerwone i złote ognie skakały w kominku, dając uczniom uczucie przytulności i ciepła.
Cała stodoła była oświetlona jasnymi dyniami, które lewitowały w powietrzu, tworząc niemalże dyniowe konstelacje i sprawiając, że wnętrze migotało w pomarańczach i ognistych błyskach.
Wracając jednak do Profesora Saundersa, który nagle pojawił się w środku...
Jego przebranie było tak perfekcyjne, że niepostrzeżenie przemieszczał się między uczniami, kiedy przybywali na potańcówkę. Wszyscy mieli na sobie różne przebrania – od duchów po wampiry, wilkołaki po czarownice. Profesorowi udało się zachować powagę i zrozumienie, nawet kiedy nie rozpoznawał swoich własnych uczniów.
Głównym punktem wieczoru była potańcówka w środku stracho-stodoły, ale nie tylko. Profesor Saunders wprowadził chętnych dalej na błonia, gdzie rozciągały się nieskończone pola kukurydzy. Tam zorganizowano labirynt, który uczniowie mieli szansę odkryć podczas wieczornych zabaw. Labirynt wydawał się pełen tajemnic i niespodzianek, co było idealne na Halloween.
W oddali znajdowała się nawiedzona studnia, z której dobiegały przerażające dźwięki. Wielka zapuszczona kobieta w pelerynie z długimi, rozpuszczonymi włosami wynurzała z niej raz na jakiś czas, strasząc uczniów.
Obok stodoły rozpościerało się pumpkin patch, gdzie można było wybrać swoją własną dynię do wydrążenia na Halloween. Towarzyszyła wszystkim zacna pani profesor Kinnighan, nauczycielka zielarstwa, ubrana w swoje najbardziej startoświeckie przebranie czarownicy, jakie znalazła w szafie. Pomagała uczniom wybierać stosowne zaklęcia do tworzenia swoich kreacji dyniowych. Profesor Saunders cieszył się widokiem dzieci i młodzieży, które z entuzjazmem wybierały swoje dynie i rozmyślały, jakie przerażające wzory wydrążyć na ich skórach.
W innym zakątku błoni znajdował się tymczasowy dom strachów. Wchodzenie do niego wymagało odwagi, bo ukryte tam były różnego rodzaju przerażające atrakcje i niespodzianki. Profesor sprawdzał, czy uczniowie wychodzą z wnętrza uśmiechnięci, ale pełni adrenaliny. Tuż obok odbywały się zawody w łowieniu jabłek. Toczyły się one przy dużej kadzi wypełnionej wodą, a uczestnicy próbowali w gęstym mroku złapać jabłka zębami. Było to zabawne i delikatnie przerażające zarazem.
Wszystko to działo się na dworze, co sprawiało, że wieczór był jeszcze bardziej niezwykły i tajemniczy. Wokół uczniów krążyły zaczarowane kościotrupy, które rozdawały halloweenowe napoje, do złudzenia przypominające gęstą krew. Były to napoje o smaku czekoladowym i wiśniowym, ale wyglądały na naprawdę przerażające. Na dodatek sprawiały, że usta i zęby chętnych uczniów były czerwone! Niczym tuż po świeżym, krwistym posiłku.
Profesor Saunders cieszył się, obserwując, jak uczniowie bawią się i czerpią radość z tej wyjątkowej nocy Halloween na błoniach Hogwartu. To była noc, którą wszyscy zapamiętają na długo. Jak normalnie nie wydawał się zbyt zainteresowany życiem wokoło, tutaj... Cóż, okazało się, że poważny profesor uwielbia to święto!
A żeby nie było tak delikatnie to Profesor Saunders myślał o jeszcze kilku dodatkowych elementach, które mogłyby uczynić tę halloweenową potańcówkę bardziej ekscytującą i przerażającą. Zdecydował się na zorganizowanie konkursu na najlepsze straszenie. Uczniowie mieli okazję wystawić swoje umiejętności aktorskie i straszyć innych uczestników. Na specjalnej scenie wyznaczonej na błoniach, uczniowie odgrywali straszne scenki i przygotowane przez siebie krótkie występy. Zwycięzcy zostaliby nagrodzeni słodyczami i chwałą.
Co odważniejsi mają możliwość spotkać się oko w oko ze swoim boginem (DO CZEGO WSZYSTKICH NAMAWIAMY W ODPOWIEDNIM TEMACIE!) i spróbować wyczarować Patronusa pod okiem profesor Fessonhay, kobiety urodzonej do nauczania obrony przed czarną magią.
Na jednym z niewielkich wzgórz zorganizował ognisko. Uczniowie mogli ogrzać się przy ognisku, opowiadać straszne historie, a nawet piec kiełbaski na patyku. Była to doskonała okazja do relaksu i cieszenia się towarzystwem przyjaciół w atmosferze Halloween.
Na koniec wieczoru profesor Saunders zaplanował pokaz fajerwerków. Ogromne, kolorowe wybuchy na nocnym niebie dodawały dodatkowego uroku i magii tej wyjątkowej nocy.
Profesor czuł, że udało mu się stworzyć niezapomnianą potańcówkę Halloween, która miała dostarczyć uczniom mnóstwo rozrywki i niezapomnianych przeżyć. Dla nich ta noc na błoniach Hogwartu miała być czymś wyjątkowym i magicznym, wypełnionym radością, strachem i tajemnicą – dokładnie tak, jak powinno być na Halloween.
Z pewnością będzie oczekiwał informacji, czy jego działania były pozytywnie przyjęte przez adeptów magii.