Scena strachu

ODPOWIEDZ
Wiek:
99
Data:
31 paź 1919
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Architekt
Pozycja w quidditchu:
trener
Różdzka:
czarna różdżka
Zamożność:
dementorus totalus
Stan cywilny:
wolny dementor
Architekt Hogwartu
Posty: 802
Rejestracja: 28 mar 2023, 12:43

***

A żeby nie było tak delikatnie to Profesor Saunders myślał o jeszcze kilku dodatkowych elementach, które mogłyby uczynić tę halloweenową potańcówkę bardziej ekscytującą i przerażającą. Zdecydował się na zorganizowanie konkursu na najlepsze straszenie. Uczniowie mieli okazję wystawić swoje umiejętności aktorskie i straszyć innych uczestników. Na specjalnej scenie wyznaczonej na błoniach, uczniowie odgrywali straszne scenki i przygotowane przez siebie krótkie występy. Zwycięzcy zostaliby nagrodzeni słodyczami i chwałą.
Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Halloween, święto ukochane przez społeczność nie tylko czarodziejów ale też mugolów i co zabawne, mugole przebierali się za wiedźmy i czarodziejów a ci drudzy... no właśnie, oni przywdziewali stroje znane z mugolskich historii, bajek czy tam horrorów. I tak też Persheus jako, że ustalił z Alice, że będą piratami, on wpadł na genialny pomysł przebrania się za Kapitana Haka i nawet swoją rękę przetransmutował na hak co było dosyć dziwne w odczuciu, początkowo miał jeszcze zostać kuternogą aczkolwiek mogłoby to nieco utrudnić jego pobyt na tej pożalsięmerlinie imprezie. Nie lubił takich spędów ludzi, wolał sobie przyjarać coś na spokojnie w małym gronie - on i jego odbicie w lustrze, ale miał zamiar być dobrym narzeczonym i pokazać się publicznie po raz pierwszy z Alice. Wyglądał jak morski książę i nawet się do siebie uśmiechnął widząc to co się odbijało w lustrze. Dwa blanty schował w kieszeń długiego zdobnego pirackiego płaszcza a w wolnej dłoni, która nie była zmieniona trzymał bukiet kwiatów przeznaczony właśnie dla ślizgonki. Peonie. Trochę przeklinał to, że jest to jej ulubiony kwiat, bo jemu się kojarzył tylko z jedną osobą, która bezczelnie zerwała z nimi więzi. Ale był silny i nie miał zamiaru myśleć o tej szlamie, która nie raz go nawiedzała w marach nocnych, musiał skupić się na tym co było od niego oczekiwane. Po pierwsze być najlepszym wyborem dla Alice i to udowodnić, po drugie dowiedzieć się coś więcej na temat jego przyszłego szwagra i tym co ten człowiek ukrywa.
- Alice, wyglądasz przepięknie - powiedział kiedy ujrzał dziewczynę wychodzącą z Domu Wspólnego Ślizgonów i nie czekając ujął jej dłoń zimnym hakiem i ucałował palce z czułością. Ci którzy byli w pobliżu musieli to zauważyć, to, że był nienagannie szarmancki i grzeczny. Pan z wyższych sfer czekający na swą lubą by dać wszystkim pokaz jaki zapamiętają na długo.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
17
Data:
10 lis 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Prefekt Naczelny
Pozycja w quidditchu:
Ścigająca
Różdzka:
Wiąz, 12 cali, łza cerbera
Zamożność:
Skromny
Stan cywilny:
Niedostępna
Alice Parkinson
Posty: 140
Rejestracja: 14 lip 2023, 11:25

Normalnie wszelkie imprezy Halloweenowe spędzała w bibliotece, zupełnie niezainteresowana tłumem, hałasem oraz, najgorszą częścią, grupowymi aktywnościami. Na ogół utrzymywanie neutralnych lub pozytywnych kontaktów z większością szkoły nie było takie trudne, wystarczyło raz na jakiś czas zagadać, pamiętać kilka personalnych szczegółów i jakoś to szło. Nie potrzebowała pojawiać się wśród poprzebieranych uczniów w tym celu. No ale w tym roku była prefektem, automatycznie oczekiwano że jej obecność będzie wpływać rygoryzująco na szkolnych łobuzów, nawet jeśli "oficjalnie" nie była na patrolu. No i druga, ważniejsza część, to potrzeba dopieczenia tym irytującym trzpiotkom z jej własnego domu, których długie nosy nie potrafiły omijać jej interesów. Od momentu wyjścia najnowszego wydania Zwierciadła, które ledwo można było nazwać prasą, Parkinsonówna była napięta jak postronek, o ile da się w ogóle uwierzyć że mogła, skoro normalnie i tak była sztywna. Informacje o jej statusie finansowym nie były powodem aż tak, jak irytujące sugestie że jest łasa na czyjekolwiek pieniądze. Jedyne, do których dostęp chciała uzyskać, od dawna powinny należeć do niej, gdyby nie ta przestarzała klauzula dotycząca małżeństwa. I jej ojciec, który nie chciał jej zdjąć i miał głęboko w rzyci że jego jedyna córka może stać się bezdomna jak tylko przestanie otrzymywać alimenty. Kto by pomyślał, że ktoś tak bogaty może być przy tym takim sknerą.
Nie mając faktycznych galeonów na gotowe przebranie, dziewczyna musiała spędzić kilka dobrych godzin z czterema różnymi podręcznikami transmutacji pracując nad zmianą wyglądu kilku starych sztuk ubrań. Nikt jednakże nie mógł jej odmówić pracowitości i ambicji, toteż po ukończeniu mogła stwierdzić, że choć nie jest to efekt dłuższy niż doba, faktycznie przypomina strój pirata i to taki z wyższej półki. Szaloną burzę loczków wyjątkowo zaklęciami zaplotła w drobne warkoczyki, normalnie ledwie muśnięte tuszem oczy podkreśliła ciemną kredką i była gotowa, dobre pół godziny przed przybyciem Persheusa, ale z Pokoju Wspólnego wyszła dokładnie minutę wcześniej. Uśmiech jaki pojawił się na jej twarzy w pierwszej chwili był nieco powściągliwy, ale później poszerzył się by wyglądać naturalnie, jakby nie tylko cieszyła się ze spotkania, co dodatkowo była lekko zawstydzona komplementem.
- Dziękuję, ten hak wygląda wyjątkowo realistycznie - odpowiedziała, a kiedy zbliżył się by ucałować jej dłoń mógł zauważyć, że choć mimika twarzy dziewczyny sprawiała, że wyglądała na zarumienioną i mile połechtaną, jej ciemne oczy w rzeczywistości są chłodne i kalkulujące. Przyjęła kwiaty, ostrożnie je wąchając i przymykając delikatnie powieki na przyjemny zapach peonii, a zaraz potem ruchem dłoni przywołała pierwszoroczną idącą właśnie w kierunku dormitorium.
- Lizzy, zaniesiesz proszę bukiet do mojego dormitorium? Dziękuję pięknie - nawet nie musiała powtarzać, lekko uniesiona brew pani prefekt wystarczyła by młoda ślizgonka pobiegła wykonać zadanie. Alice obróciła się znów w stronę swojego narzeczonego i posłała mu łagodny, wyważony uśmiech.
- Chyba możemy ruszać - oznajmiła po prostu, ujmując Lestrange'a pod ramię - Bardzo dziękuję za kwiaty - uniesiony kącik jej ust zdradzał lekkie rozbawienie. Była osobą, która we wszystkim szukała drugiego dnia i spodziewała się że Persheus wybierze właśnie peonie, chociaż prędzej czerwone oznaczające bogactwo niż różowe, które sugerowały raczej romans. Oczywiście, mógł po prostu zamówić peonie nie przejmując się kompletnie kolorem. Podobała jej się jednak myśl że to prztyczek w nos dla publiki i mały ukłon w stronę ich maskarady wychodzącej poza ramy Halloweenowego przebrania.


Beware the patient woman, cause this much I know
No one calls you honey, when you're sitting on a throne

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Czytał Zwierciadło, wiedział, że wszyscy dowiedzieli się o jej tajemnicy i że nieco przeinaczone zostały fakty. Miał to szczerze gdzieś ale domyślał się, że dziewczyna może nie czuć się z tym dobrze, że to wszystko wyszło w tak szybkim tempie. Cóż. Zawsze tak było gdy coś się działo, szmatławe persony z tych gazetek plotkarskich widząc gorący temat na horyzoncie przeinaczą go tak by był wręcz parzący w ręce podczas czytania go. I tak było w tym wypadku. Wyszło, że dziewczyna leci na jego hajs, lecz on wiedział, że chodziło o jej majątek. Bankowość magiczna dawała mu wgląd do wielu rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego, wiele skrytek w Gringottcie przepełnione były tajemnicami a on musiał je strzec. Niby głupi kierunek, banalny na pierwszy rzut oka a tu się okazało, że był strażnikiem wielu tajemnic.
On w dupie miał znaczenie tych kolorów kwiatów szczerze powiedziawszy, wziął te, które mu się spodobały, początkowo nawet chciał zmienić im kolor na czarny ale uznał, że właśnie już jakieś plotkarskie szmatławce dorobią sobie do tego własną interpretację.
Niczym książę z bajki wyciągnął ramię do swej narzeczonej a drugą dłoń ułożył za swymi plecami i tak zaczął iść w kierunku całej zabawy, która znajdowała się na błoniach. Chciał żeby to wszystko wyszło jak naturalnie ale problem w tym, że tak bliski kontakt z dziewczyną miał tylko z Marienne a nie za bardzo pasowało mu przyszpilenie tej tutaj ślizgonki do ściany i sprawdzenie co ma pod tym strojem. Wręcz skrzywił się, że te myśli w tą stronę uciekły.
- Przedstawienie czas zacząć - szepnął jej nachylając się do jej ucha kiedy to doszli przed scenę strachów i Persheus wymusił zatrzymanie się. Sięgnął do kieszeni na moment transmutuując swój hak w dłoń i sięgnął do kieszeni by wyciągnąć pierścionek i ujął dłoń dziewczyny by wsunąć go na odpowiedni palec zerkając przy tym w jej oczy i szukając reakcji na ten gest. Była narzeczoną więc pierścionek był tu wręcz obowiązkowym elementem. I doskonale zdając sobie sprawę, że kilka osób już zwróciło na nich uwagę ujął dłonią delikatnie jej podbródek starając się mieć przy tym miękki wzrok, jednak tak jak i ona miał ten chłód w oczach, który tylko dawał jej do zrozumienia, że nie był jakimś tam zwykłym chłopcem a ten układ, który mieli musieli utrzymywać jak najdłużej. I tak też właśnie uśmiechnął się szelmowsko znów zbliżając się do jej ucha - nie próbuj go sprzedawać, to replika, na prawdziwy musisz zasłużyć - mówił bardzo miękko, wręcz szeptem a jego ciepły oddech otulał jej ucho. Z boku wydawać by się mogło, że ten tu niegdyś samozwańczy książę Rava szpeta jej najczulsze wyznania a jednak prawda była zgoła inna. Jednak dość tych przyjemności. Musieli omówić poważniejsze rzeczy toteż uśmiechnął się jeszcze w jej kierunku i wskazał dłonią by obejrzeli idiotów, którzy próbowali swych umiejętności w straszeniu publiki.
- Rozmawiałaś może z Atheną? Znów mnie unika. Wiesz może jak sytuacja z jej wybrankiem? - zapytał ostatnie słowo mówiąc z wyraźną odrazą w głosie. Ten temat był dalej niewyjaśniony a Pers już powoli zaczynał się denerwować na samą myśl o tym, że ten typ spod ciemnej gwiazdy miał kiedyś być mężem jego ukochanej, młodszej siostry.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
17
Data:
10 lis 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Prefekt Naczelny
Pozycja w quidditchu:
Ścigająca
Różdzka:
Wiąz, 12 cali, łza cerbera
Zamożność:
Skromny
Stan cywilny:
Niedostępna
Alice Parkinson
Posty: 140
Rejestracja: 14 lip 2023, 11:25

Nie miała problemu z udawaniem prawidłowych reakcji na obecność i dotyk Lestrange'a, w końcu była dobrze wytrenowanym żołnieżem swojej matki, zdecydowanie lepiej niż Pansy w jej wieku. Z wdziękiem dała się prowadzić, w międzyczasie prowadząc luźną rozmowę na temat studiów swojego narzeczonego, wymuszając tym samym wrażenie, że w ogóle się znają. Jej dziennik miał już kilka stron poświęconych informacjom na temat Persheusa, choć część wciąż wymagała weryfikacji.
Gdyby wiedziała, że myśl o pozbawieniu jej chociażby najmniejszego skrawka garderoby pojawiła się w głowie idącego obok studenta, prawdopodobnie byłby już rozpłaszczony na ścianie. Była to chyba jedyna rzecz na którą kompletnie nie czuła się gotowa i zamierzała ją opóźniać ile mogła, nie mówiąc już o ewentualnym posiadaniu dzieci co przyprawiało ją o gęsią skórkę. Znała swój obowiązek, ale nie musiała być tym zachwycona. Zresztą, na to też zaplanowała rozwiązanie, potrzebowała po prostu dobrej chwili żeby je przedstawić.
Nie spodziewała się pierścionka już teraz, mimo nieufnego podejścia jednak od razu zauważyła zalety i zrozumiała ewentualny powód. Cholerny artykuł w Zwierciadle. Zareagowała natychmiast, wymuszając na swojej twarzy słodki, oddany uśmiech i przysuwając się w kierunku dłoni, zamiast od niej, jak podpowiadał jej instynkt. Oddech Persa łaskotał ją lekko w ucho kiedy mówił, ale spowodował też pierwszy prawdziwie rozbawiony grymas na jej ustach. Odpowiedziała równie cicho i wydawałoby się, czule.
- Tak samo jak klątwa paląca wnętrzności, doceniam - wspięła się jeszcze lekko na palce by złożyć na policzku swojego narzeczonego pocałunek, z ulgą stwierdzając że choć nie był dla niej w żadnym stopniu pociągający, to chociaż nie odrzucało jej przy bliższym kontakcie. Mogła z tym pracować. Odsunąwszy się, w końcu miała okazję obejrzeć błyskotkę na palcu, a ta okazała się zaskakująco pasująca. Nie wiedziała czy oryginał był jakimś antykiem, rodzinną pamiątką czy po prostu pierścionkiem który Persheus kupił z okazji zaręczyn, być może nawet Athena mu pomogła. Potrafiła jednak docenić przemyślany gest.
- Rozmawiałam. Niepokojąco się do niego przywiązuje, na pewno chociaż raz widziałam jak wymieniają sowy - zanim odpowiedziała, rzuciła dookoła nich niewerbalne Muffliato - Wypatruje go na korytarzach i w Wielkiej Sali. Cokolwiek mamy na niego znaleźć trzeba to zrobić szybko zanim twoja siostra zrobi coś niemądrego - kiedy na niego spojrzała, miał okazję zobaczyć jak wyglądają jakieś prawdziwe emocje u tej dziewczyny, bo choć jej twarz wciąż utrzymywała mimikę zachwyconej towarzystwem gówniary, to wzrok miała zmartwiony. Westchnąwszy cicho, dotknęła delikatnie łokcia Lestrange'a.
- Jest jeszcze coś co chciałam zaproponować. Twój przyjaciel... Richard, uczy się na prawnika, prawda? Gdyby... Gdyby stworzył umowę, bez udziału naszych rodziców zawierającą nieco inne... warunki niż ta którą oni negocjują i podpisalibyśmy ją wcześniej, czy nie miałaby nadrzędnej mocy? - ryzykowała wiele poruszając ten temat, równie dobrze mogło okazać się że Persheus jest wiernym synem faktycznie w pełni oddanym woli swoich rodziców i poleci prosto do nich zrywać zaręczyny. Miała jednakże przeczucie, plus wiedzę wyciągniętą od przyjaciółki i stawiała wszystko na tym jednym polu ruletki.


Beware the patient woman, cause this much I know
No one calls you honey, when you're sitting on a throne

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

To była taka szopka z tym narzeczeństwem, że ciężko niektórym byłoby tak grać całe życie, jednak nie Persheus, jemu nie było ciężko. Gdyby nie był tak ambitny, tak zakochany w galeonach spokojnie mógłby być aktorem i to dramatycznym. Od dziecka musiał udawać, był szkolony jak się zachowywać w danych sytuacjach, przy odpowiednich osobach. Toteż to co się działo w tym momencie nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Wymuszony uśmiech, spojrzenia w ogóle nie przypominały sztucznych, wręcz przeciwnie, on bez przeszkód by mógł ją chwycić, przyciągnąć do siebie i pokazać wszystkim jak wielkie uczucie w nich płonie. Mógłby, ale na razie nie było to konieczne. A też musiał sprawdzić swoją wybrankę czy aby na pewno dobrze zinterpretuje jego poczynania i nie zakocha się w nim beznadziejnie, bo nie było tu mowy o żadnym uczuciu. Czysty biznes a zysk miały mieć obie strony umowy.
On też był doskonałym obserwatorem więc spokojnie sprawdzał reakcję dziewczyny na pierścionek, który jej zaprezentował. Na jej słowa nie mógł nie zareagować inaczej jak nie parsknięcie krótko śmiechem i pokręceniem głową. Zabawna była ta dziewoja. Już czuł, że mogli się dogadać i ten wybór mimo, że początkowo wydawał mu się dziwny mógł być bardzo trafny.
- Nie dobrze. Zaangażowałem w to Richarda żeby nieco omamił jego siostrę, może będzie skłonna wyjawić co nieco - rzekł ściszonym głosem mimo, że ona i tak rzuciła odpowiednie zaklęcie. Spojrzał w jej oczy, bo lubił to robić próbując odgadnąć co siedzi w jej głowie i wyraźnie widział to zmartwienie sprawą Atheny. Jego siostry była ważna dla ich obu i nie pozwolą by stała jej się jakaś krzywda, zwłaszcza ze strony jej przyszłego mężulka. Musieli dowiedzieć się o co tak naprawdę chodziło i nie dopuścić do tego małżeństwa gdyby zakrawało to o jakieś niecne interesy.
Uśmiechnął się półgębkiem słuchając jej dalszych słów i prośby, którą złożyła. Dobrze wiedział, że dziewczyna nie miała zbyt wiele w sakiewce i to małżeństwo otworzy jej drogę do zdecydowanie lepszego życia i to nie za sprawą jego pieniędzy tylko jej ojca. Uniósł wymownie jedną brew i wolną dłonią chwycił ją w talii i przyciągnął ją do siebie tak by byli siebie naprawdę bardzo blisko. Takie prośby musiały być owiane odpowiednim klimatem. Poza tym ludzie patrzyli a oni są zakochani...
-Alice, najdroższa - wymruczał wręcz taksując jej twarz i dłoń, która znów była zamieniona w hak odgarnęła jej włosy na ramię - Richard to dopiero się uczy i widząc naszą pierwotną umowę chwycił się za głowę. On specjalistą będzie gdzieś za 3 lata więc nawet mu nie zaprzątam głowy takimi prośbami - zaczął a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Specjalistą od biznesów był on z ojcem, w tym momencie - po pierwsze, musisz mieć ukończone 17 lat, żeby móc cokolwiek podpisać, po drugie mam swoje warunki na które musiałabyś przystać, po trzecie - i tu chwycił jej podbródek i nakierował wyżej zimnym hakiem przejeżdżając po jej szyi - chcę wiedzieć jak bardzo Ci zależy na tym majątku i co masz mi do zaoferowania żebym mógł rozważać te Twoje prośby - skończył w końcu jednak nie wypuścił jej z ramion. Przecież ta gra się dopiero zaczęła. Jeżeli wszyscy dookoła mieli uwierzyć w ich uczucie to musieli przecież doskonale wczuwać się w swoją rolę.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
17
Data:
10 lis 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Prefekt Naczelny
Pozycja w quidditchu:
Ścigająca
Różdzka:
Wiąz, 12 cali, łza cerbera
Zamożność:
Skromny
Stan cywilny:
Niedostępna
Alice Parkinson
Posty: 140
Rejestracja: 14 lip 2023, 11:25

Jak na razie wszystko zgadzało się z jej oczekiwaniami. Lestrange był względnie grzeczny, inteligentny i dobrze udawał, czyli właściwie to czego potrzebowała. Jako dodatkowy plus mogła uznać brak znużenia rozmową z nim, czego w duchu się trochę obawiała mając świadomość że jednak będą musieli prowadzić wspólne życie. Nie potrzebowała od niego uczuć, nawet przyjaźni, tylko szacunku i lojalności, nawet jeśli dotyczącej tylko warunków umowy którą podpiszą. To co liczyło się dla Parkinson to pozory i spokój, już po tym jak otrzyma dostęp do swoich pieniędzy. Jako dobry znak wzięła zrozumienie żartu, leżącego nieco na granicy dobrego smaku bo przecież nie powinna mieć pojęcia o tym temacie. Nie skomentował tego jednakże w żaden sposób, mogła więc odetchnąć i chociaż spróbować cieszyć się z kontaktu z inną jednostką na jej poziomie. Spędzała irytująco dużo czasu doradzając młodszym rocznikom i utrzymując znajomości z mdłymi koleżankami z innych domów.
- Siostra to też ciekawy temat. Już w ciągu pierwszego miesiąca doprowadziła w szkole do bójki między Zacharym Bulstrodem a jej bratem. Po pierwsze... Zach to rozsądny chłopak i aż dziwne że wpakowałby się w coś takiego. Po drugie, Cloud wydaje się niesamowicie opiekuńczy wobec Taylor - może i personalnie nie interesowały ją plotki, ale były przydatnym narzędziem toteż zawsze była na bieżąco. Lepiej żeby Baizen miał aktualne informacje skoro zamierza wchodzić między rodzeństwo Rosierów.
Miał zielone oczy, to informacja którą znała już wcześniej, ale jakoś nigdy nie próbowała zwizualizować. Było to dziwne że ta świadomość ją zaskoczyła, jakby zapomniała że jej narzeczony to faktyczna osoba a nie pionek w grze. Gdy przysunął ją bliżej, zauważyła kilka brązowych plamek i cienką otoczkę dookoła źrenicy. Skupienie się na szczegółach pomagało jej opanować odruch ucieczki, który narzucało jej nieprzyzwyczajone do dotyku ciało. Byłoby tak łatwo po prostu go odepchnąć, rzucić jakieś proste zaklęcie i uciec. Ale co jej to da poza naruszeniem dobrych relacji i pewnie w efekcie zerwaniem zaręczyn? Wciągnęła powoli powietrze do płuc, boleśnie świadoma jak blisko siebie się znajdują, w końcu zebrawszy się w sobie odnalazła to naturalne źródło determinacji, które codziennie pchało ją do osiągania sukcesów i zbliżania się tak blisko ideału jak tylko była w stanie.
- Kończę siedemnaście za dwa tygodnie - oznajmiła w końcu, nieco niepewnym głosem, zaraz jednak wymusiła uśmiech na twarzy i wrócił on do normy. Chociaż dotyk metalu na szyi powodował u niej gęsią skórkę, uniosła dumnie brodę, ale z zewnątrz wyglądało to jakby wynikało to z przyjemności i chęci zbliżenia się do narzeczonego. Czuła się trochę jak marionetka, która choć sterowana przez nią samą, wykonuje ruchy zupełnie niezgodne z naturą.
- Spokój, cichego inwestora i przede wszystkim, w przyszłości, pozycję. Dobrze wiesz, że nie mam wiele więcej niż to na co mogę zapracować po szkole - jej dłoń powoli przesunęła się z talii Persheusa, następnie po ramieniu by w końcu spocząć na policzku, lekko jak piórko. Uśmiech na jej ustach był rozmarzony, ale wzrok twardy i konkretny.
- Jakikolwiek inny, dyskretny prawnik w takim razie. Jakie są Twoje warunki? - była faktycznie ciekawa. Bardzo wiele o charakterze i planach Lestrange'a mogło jej to powiedzieć, poza tym likwidowało element niepewności, którego tak nieznosiła w kontaktach z nim. Wolała wiedzieć co może powiedzieć, a z czym się wstrzymać. Chociaż też nie planowała mu tak od razu ufać, ale teraz należało. Zanim zaczął wymieniać, wyrzuciła z siebie to co planowała.
- Dla ułatwienia, żebyś wiedział zanim mi to powiesz... oczekuję właściwie niewiele. Drogi wyjścia bez szkód dla każdej ze stron, zapewnienia nienaruszalności majątku który dostanę i tego, który Ty wniesiesz, w razie wykorzystania tej opcji... I brak konieczności spłodzenia potomka - ostatnie ledwo przeszło jej przez gardło. W pierwszej chwili kiedy zobaczyła pierwotną umowę to miała ochotę ją wyrzucić przez okno. Większość zapisów była przestarzała i traktująca ją bardziej jak bydło rozpłodowe niż samodzielną kobietę. Dodatkowo kompletnie nie interesowało żadnej ze stron jaką przeszkodę w jej karierze stanowiłoby dziecko w nieodpowiednim momencie, a żądali aż dwójki!


Beware the patient woman, cause this much I know
No one calls you honey, when you're sitting on a throne

ODPOWIEDZ

Wróć do „Stracho-stodoła Halloween 2023”