Na ślubnym kobiercu - ożenek młodego Luciusa Blacka ze starą babą z Nokturnu z hajsem w skrytkach Gringotta

Wiek:
18
Data:
29 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
berberys, 15 cali, sztywna, róg unilamy
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
niedostępny
Lucius Black
Posty: 258
Rejestracja: 19 wrz 2023, 15:09

Lucius ledwo zdążył wypowiedzieć mało zainteresowane i jakże przesadnie udawane sakramentalne "tak", gdy nagle Matt wykrzyczał z tłumu "CO KURWA?!". Młody Black już miał przekląć w duchu i spojrzeć w kierunku Sneddona, kiedy jego świeżo poślubiona żona, pani Sparks-Black, padła, jak długa, tuż przed nim. I pal licho, że padła, ale... Wyglądała na martwą.
Przez chwilę czas zdawał się zatrzymać. Sala, pełna przed momentem szeptów i cichego rechotu, zamarła w absolutnej ciszy. Luc, z szokiem wymalowanym na twarzy, wpatrywał się w leżącą przed nim, nieruszającą się kobietę. Jej ciało bezwładnie spoczywało na marmurowej posadzce, a wokół jej głowy zaczynała się rozlewać szkarłatna plama. Goście wstrzymali oddech. Lucius poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Z trudem przełknął ślinę, starając się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło i co powinien zrobić. Zdębiał! Kompletnie! Spojrzał bezradnie w kierunku ojca, którego triumfalny uśmiech zniknął momentalnie, zastąpiony mieszaniną gniewu i niedowierzania. Ottis Black, choć nigdy nie okazywał emocji, tym razem wyglądał na oszołomionego. Piękny widok. Tylko nieco mniej piękny powód, prawda?
Niewiele myśląc, Luc upadł na kolana obok mimo wszystko swojej żony, próbując jej pomóc, chociaż wiedział, że to na nic. Złapał jej rękę, dziwnie zimną, a po chwili stęknął bezradnie w stronę seniora rodu:
- T-tato? - w głowie miał mętlik, jakiego wcześniej nie miał nigdy w życiu. Czy naprawdę umarła? Właśnie teraz? Jego serce biło jak szalone, a w uszach dudnił mu głos Sneddona. To samo miał ochotę momentalnie powiedzieć, co Matt. Co kurwa?
Goście zaczęli się poruszać, a wśród nich rozległy się szepty i okrzyki przerażenia. Ktoś zemdlał. Lucius czuł na sobie ich spojrzenia - pełne litości, szoku, a może nawet oburzenia. Przypadkowe "Georgino" w przysiędze teraz wydawało się błahe w porównaniu z tym, co się wydarzyło w chwilę później. Mistrz ceremonii, zbladły jak ściana, nie wiedział, co robić. Pochylił się nad ciałem pani Sparks, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki życia. Uniósł wyżej brwi, podejrzewając dziwne konszachty. Lucius czuł, że krew jemu odpływa z twarzy równie miarowo, co z głowy pani Sparks. Jego życie, już wcześniej skomplikowane, teraz stało się jeszcze bardziej chaotyczne. I nie do przewidzenia.
W jego głowie kłębiły się myśli - co teraz? Czy to koniec jego koszmaru, czy może początek czegoś jeszcze gorszego? Wiedział jedno - to, co się stało, na zawsze zmieni jego życie. Z tłumu wyłonił się w końcu uzdrowiciel, wezwany przez jednego z gości. Black odsunął się nieco, pozwalając mu zbadać ciało Sparks. Uzdrowiciel pracował w milczeniu, podczas gdy goście szeptali między sobą. W końcu uniósł wzrok, spoglądając na Luciusa z powagą w oczach.
- Przykro mi - powiedział cicho. - Ona nie żyje – Ottis Black rzucił się w stronę mistrza ceremonii, warcząc coś, że NA PEWNO ŚLUB SIĘ ODBYŁ, ale Luc poczuł jednocześnie, jak kolana się pod nim uginają. Stało się coś, czego nie mógł przewidzieć. Ani on, ani jego ojciec. Nie wiedział, czy ma się cieszyć czy niekoniecznie właśnie. I nim ta myśl skończyła wirować w jego umyśle, ktoś z tłumu wyszedł przed gości, mówiąc:
- Lucius Black, jesteś zatrzymany za zabójstwo swojej żony – trzech rosłych aurorów ruszyło do Blacka i nim się jego ojciec zdążył obruszyć mocniej... Luc był wyprowadzany w magicznych kajdankach i nagle, z cichym trzaskiem, deportowano go z sali.

zt. xD

Play a good boy, Black.
Wiek:
18
Data:
31 paź 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
Szukający
Różdzka:
Olcha, 12 cali, pióro feniksa, giętka
Zamożność:
Zamożny
Stan cywilny:
Kawaler
Mortimer Barnbrook
Posty: 162
Rejestracja: 18 maja 2023, 14:58

Bardzo dostojna i pompatyczna ceremonia ślubna trwała w najlepsze, przez długi czas nie działo się nic specjalnego i były Gryfon zaczął się już powoli nudzić. Przysiągłby, że bywał na bardziej rozrywkowych pogrzebach w swoim życiu. Po kilkunastu minutach nawet widok rozkładającej się panny młodej przestał szokować, szepty ucichły i jedyną rozrywką były ukradkowe spojrzenia jakie wymieniali z Matty'm z trudem powstrzymując przy tym śmiech. Mortimer czuł się znowu jak dziecko kiedy wraz ze swoim kuzynem musieli ukrywać swoje czerwone od śmiechu twarze podczas ceremonii pogrzebowych prowadzonych w zakładzie jego rodziców, bo jeden z gości wydał z siebie śmiesznie brzmiące kaszlnięcie czy coś podobnego.
No i wtedy się doczekał rozrywki. Ja Lucius biorę sobie Ciebie Georgino... Ożywił się natychmiast, posłał szybkie spojrzenie to na pana młodego, to na pannę Edwards, to na młodego Sneddona, to znowu na pana młodego. A potem wszystko co nastąpiło po tym zaczęło dziać się szybko i chaotycznie. Pierwszy krzyknął Matt, ale inni krzyczeli w ślad za nim (zapewne oburzona skandalem rodzina panny młodej), panna młoda padła trupem na ołtarzu, zduszone okrzyki w tłumie odbijały się echem w jego głowie i nim się obejrzał, w jego myślach już grało crescendo z uwertury 1812 Czajkowskiego. Jakaś dziewczyna zemdlała dramatycznie niczym zwiędnięty kwiatuszek wprost w jego ramiona, a ten złapał ją w ostatniej chwili.
Merlinie dopomóż — mruknął tylko do siebie z trudem utrzymując omdlałe dziewczę, układając bezwiedną kobietę na ławeczce obok. Gdy ta już była bezpieczna, dostrzegł jak aurorzy zakuwają Luciusa w kajdany.
Przecież on nic nie zrobił, stał tutaj cały czas, wszyscy widzieliśmy! — Żachnął się w stronę aurorów ale wiedział, że nie ma tutaj zbyt dużej siły przebicia jako jeden z mało znaczących gości. Mortimer wyszedł ze swojego rzędu aby znaleźć się nieco bliżej tych chaotycznych wydarzeń, ale aurorzy wraz z Luciusem deportowali się już z miejsca zaślubin. — Co za kalumnie i bezpodstawne aresztowanie! — Żachnął się rozgorączkowany, a potem zwrócił się do Matta i Georginy. — Co tutaj w ogóle robili aurorzy na służbie? To przecież prywatne zaślubiny. Chyba że ktoś go wrabia — powiedział do nich przyciszonym głosem.
Obrazek Obrazek
I surrender
My breath and my unease
Wiek:
25
Data:
14 sie 1998
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
Nielot
Różdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, Sztywna
Zamożność:
Bogata
Stan cywilny:
Panna
Clarissa Black
Posty: 103
Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13

To był bardzo dziwny ślub. Nie tylko ze względu na to, kto z kim stał na ślubnym kobiercu, bo to samo w sobie mogło być już zaskakujące i zdecydowanie dziwne. I Clarissie się to w ogóle nie podobało, ale ciężko było jej coś więcej zrobić, niż okazać tylko swoje niezadowolenie i spróbować jeszcze porozmawiać z ojcem o losie swojego młodszego brata. Szlag by to wziął, była wściekła na siebie. A Ashara jeszcze bardziej podnosiła jej ciśnienie swoim bezczelnym i bezmyślnym zachowaniem. Chwyciła mocniej jej rękę pod łokciem i zacisnęła na niej palce.
- Ashara, błagam Cię. Nie pogarszaj naszej sytuacji, a zwłaszcza Luciusa. Ten ślub i tak dojdzie do skutku, pytanie tylko czy z Tobą w czarnym worku, czy przy nas. - syknęła, przysuwając się do siostry i kminąc, co powinna ze sobą zrobić. Czy powinna zanegować, czy spróbować pomóc bratu.. Choć jak usłyszała wypowiadaną przysięgę, już wiedziała, że wszystko stracone... Do momentu, gdy małżonka Luciusa nie padła trupem na posadzkę. Clarissa spojrzała na nią zszokowana. Nic nie rozumiała, nie była w stanie przez parę chwil wypowiedzieć z siebie słowa. Przeskoczyła tylko spojrzeniem na swojego ojca, który najwyraźniej miał ciekawsze rzeczy do roboty niż zająć się leżącą starszą kobietą.
A w następnym momencie działo się tylko rzeczy, że jedyne co Clar zarejestrowała, to jak jej młodszy brat został aresztowany.
- Ojcze! - skierowała szybko spojrzenie na Ottisa, który najwidoczniej miał w nosie to, że jego syn właśnie zniknął w towarzystwie aurorów. Była wściekła na starszego Blacka, dla którego chyba najbardziej ważną rzeczą w tym momencie był majątek starszej pani, leżącej martwej kobiety. Spojrzała na Asharę. - Idziemy do Ministerstwa, nie zostawię tak tego. A Ty idziesz ze mną! - rzuciła szybko, kierują się w stronę wyjścia z kościoła, po czym razem z Asharą, którą trzymała za rękę, deportowała się z miejsca zaślubin.

/zt Clarissa i Ashara

Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.
Wiek:
18
Data:
27 sie 2005
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
70
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
heban, włos z ogona testrala, 12 cali
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
wolny
Brandon Tayth
Posty: 277
Rejestracja: 07 wrz 2023, 18:23

Brandon nie do końca był pewny, jak znalazł się na tym ślubie, ale w zasadzie mało się tym przejmował. Pamiętał jedynie jak przyłapał Iris na wysmarowywaniu jakiegoś wyjca, a potem już tak skutecznie rozproszyła go swoim pokaźnym biustem, że nie bardzo skupiał się na jej wyjaśnieniach. Zarejestrował jednak fakt, że zgodził się pójść z koleżanką z Domu Węża na ślub jakiegoś Gryfona, którego ledwie kojarzył.
Tak więc w tym jakże ważnym dniu wystroił się jak Wilson na otwarcie kanału, zaczesał starannie burzę czarnych jak smoła włosów i udał się z Iris, licząc na solidną imprezę.
Poprowadzony przez towarzyszkę do jednej z kościelnych ławek zauważył, że zajęli miejsce tuż obok Georginy. Tayth pomachał do niej wesoło, zadowolony, że już kolejna znajoma twarz była obecna. Wtem Iris wyszeptała do niego coś o sianiu zamętu i Włoch pokiwał ochoczo głową, jak zawsze zwarty i gotowy, by odstawić jakiś numer.
- No jasne, co masz na myśli? - odparł cicho, pochylając się w jej kierunku, lecz jego wzrok znów spoczął na nieprzyzwoicie intrygującym biuście panny Parkinson. Tayth zamrugał intensywnie i niechętnie odwrócił spojrzenie, by rozejrzeć się po kościele. Zdecydowanie nie znał nagromadzonych ludzi, ale w końcu skupił się na tym, co zaczęło dziać się przy ołtarzu. Pan Młody czekał na wybrankę serca, która ku wielkiemu zdziwieniu Włocha okazała się być jakąś staruchą, która jedną nogą była już w grobie.
- O ja pierdolę... - szepnął cicho pod nosem z niedowierzaniem. Ale dopiero to, co zaczęło dziać się chwilę później, naprawdę zrobiło na nim spore wrażenie. Lucius pomylił się w przysiędze, wypowiadając imię Georginy, na co Tayth ryknął głośnym śmiechem. Nagle jakiś chłopiec, najprawdopodobniej będący aktualnym chłopakiem panny Edwards, zaczął rzucać kurwami, co również doprowadzało Włocha do śmiechu. Istny cyrk, zaczął się czuć tutaj coraz swobodniej, gdyż atmosfera przypominała mu stare dobre Klepisko.
I nagle Panna "Młoda" runęła na ziemię jak długa i wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko - okazało się, że jest martwa, jacyś faceci wparowali i w ekspresowym tempie aresztowali Pana Młodego, zgromadzeni goście wydawali zduszone okrzyki, a on... On stał sobie jak gdyby nigdy nic i obserwował to zamieszanie. W końcu spojrzał skonsternowany w kierunku Iris i Georginy.
- Kurwa, ale chyba jakaś impreza się odbędzie, co? Specjalnie nic nie jadłem, żeby się nażreć na weselu. - Włoch zaśmiał się kolejny już raz i znów zupełnie niechcący zahaczył wzrokiem o Największe Cyce Hogwartu. Ups.
Obrazek

I don't want to wait for your love
I need you to save me now
They got me and I'll never give up
But I need you to save me now
Well they feed upon the poor
My head is banging on the floor
Yes it's over, yes it's over
They're lying
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”