Wiele nie brakowało do dymienia się z uszu. Moment w którym rozpoznała działanie wypitego drinka i porównała je z tym co chwilę wcześniej działo się z krukonem wskazało jej jedyne logiczne działanie, czyli powtórzenie kroków które on wykonał. I niekoniecznie była zadowolona z tego że w rzeczywistości może odrobinę była zadowolona. W misce z krakersami zaczęło ukazywać się dno po tym jak puchonka zamieniła się w odkurzacz zajadając swój stres i frustrację. W końcu, pomiędzy kolejną garścią a przełknięciem poprzedniej w końcu wydusiła z siebie kilka słów widząc wzrok Stelli, która była gotowa wyrazić swoje zdanie.
- Ani słowa na ten temat bo znajdziesz coś w swoim drinku - zagroziła i wznowiła proces pochłaniania zawartości miski. Wzrokiem pokazała psiapsi na swojego brata, który wciąż nie zauważył nawet że cokolwiek się dzieje, wolała nie ryzykować że jednak kiedyś ogarnie. Nienawidził Lestrange'a może tylko odrobinę mniej niż ona i choć nie podejrzewała go o jakiekolwiek negatywne akcje, raczej starała się uniknąć dyskusji na temat jej nagle istniejącego życia seksualnego niż cokolwiek innego. Odstawiła naczynie, nadal z odrobiną zawartości i dopiero spojrzała na ich towarzystwo. W sumie nigdy się z Carlą nie przywitała, ale ogólnie była typem człowieka który jak ktoś jest swój to po prostu podchodzi i traktuje go jako kumpla który jest na bieżąco z jej chaosem.
- Stella, może byśmy poszły... gdzieś dalej? - oczami przekazywała że ewidentnie musi omówić swój kryzys, albo chociaż zdrowo pokląć na tego nadętego palanta. Zamiast jednak uzyskać odpowiedź, została porwana przez Kennetha do tańca. Niespodzianka jaką było to bezceremonialne pochwycenie i rzucenie w muzykę skutecznie wyrwało ją z amoku, do tego stopnia że wybuchła śmiechem i niewiele myśląc dołączyła do szalonej choreografii. Co jak co ale tańczyć potrafiła i kochała, właśnie teraz cholerny Pers mógłby spojrzeć i zobaczyć jak to się robi. Łamaga. Na szczęście teraz w jej głowie nie było nic innego jak endorfiny i muzyka. I absolutnie chaotyczny uśmiech rudego puchona, ewidentnie się kreował nowy koszmar Monty'ego.
Stoły z przekąskami i pomarańczowym ponczem
-
Wiek:
18Data:
16 cze 2006Genetyka:
MetamorfomagKrew:
MugolskaZdrowie:
100Zawód:
Student: Wydział Sportowy (I ROK)Pozycja w quidditchu:
PałkarzRóżdzka:
Świerk, 11 cali, łuska trytonaZamożność:
Bardzo bogataStan cywilny:
Singielka - Posty: 139
- Rejestracja: 02 cze 2023, 19:30
-
Wiek:
17 latData:
08 sie 2006Genetyka:
Ćwierć-WilaKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Student: Prawo czarodziejów (I rok)Pozycja w quidditchu:
SzukającaRóżdzka:
11 cali, biały wiąz, włos wiliZamożność:
klasa średniaStan cywilny:
Pan Gruszka - Posty: 316
- Rejestracja: 26 kwie 2023, 10:28
Montgomery przez te cztery lata zdziwaczał. A może zawsze taki był, ale jako dziecko zwracała na to mniejszą uwagę? Rozstali się z wielu powodów, ale jednym z nich było na pewno to, że nigdy go nie traktowała w stu procentach poważnie. Tak, spodobał jej się fizycznie na pierwszy rzut oka, ale potem się okazało, że w szkole jest wielu innych przystojniaków, którzy zwracają uwagę na rozwijającą się blondynkę z ćwierćwiastkiem wili. Puchon natomiast zdawał się przejmować bardziej swoimi książkami, niż tym, że ktoś do niej podchodzi na korytarzu, gdy stoi zaraz obok niego. Teraz miała okazję poczuć się tak samo zignorowaną, jak kiedyś wyobrażała sobie, że musiał się czuć chłopak, choć nigdy się do tego nie przyznawał. Tak, to dziecinne zerwanie było przysługą dla ich obojga.
Obserwowała tą niezręczną wymianę uścisków/nie uścisków dłoni, żałując, że szkolne skrzaty stoją na straży ponczu, bo tym razem nie będzie tam za grosz procentów, które pomogłyby jej to przetrwać bez złapania tej dwójki za karki i zrobienie nimi, niczym jej nowymi lalkami - "NOW KISS". Uśmiechnęła się do swoich myśli, ale natychmiast spoważniała, gdy Carla ją zagadnęła. Jej młodsza siostra wydawała się być przejęta nowopoznanym chłopakiem, a Monty nie odwracał od brunetki spojrzenia, odkąd się tu tylko znalazł. To nie było więc ani miejsce, ani czas by roztrząsać ich wspólnej historii sprzed wieków. W końcu cztery lata dla nastolatków to przecież inna epoka.
Wzruszyła jedynie ramionami, odwracając zupełnie swoją uwagę w kierunku Marienne. Przysunęła się do Puchonki i już nabrała powietrza, żeby coś powiedzieć, ale ta ją ubiegła.
Ani słowa na ten temat bo znajdziesz coś w swoim drinku
Prawdopodobnie nie weźmie tu już niczego do picia, ale groźba skutecznie zamieniła usta Starkówny w poziomą linię. Uniosła brwi i dłonie do góry, jakby chciała tym dodać: OK, ale pamiętaj, że chciałam Ci pomóc. Zdecydowanie była jednak gotowa, żeby przystanąć na propozycję przyjaciółki i ruszyć z nią do tańca.
Niestety... Znowu nie było jej dane dojść do słowa. Opuściła bezradnie ręce wzdłuż swojego ciała, obserwując oddalającą się sylwetkę Ray. Jej oczy błagały, żeby jej nie zostawiała z tymi dwoma kujonami. OK, sama też lubiła czytać książki, ale to był kurde bal.
- To ja... Pójdę sobie na to popatrzeć - powiedziała i ruszyła w stronę parkietu, w ślad za rudowłosym wariatem i jego utalentowaną partnerką do tańca.
Obserwowała tą niezręczną wymianę uścisków/nie uścisków dłoni, żałując, że szkolne skrzaty stoją na straży ponczu, bo tym razem nie będzie tam za grosz procentów, które pomogłyby jej to przetrwać bez złapania tej dwójki za karki i zrobienie nimi, niczym jej nowymi lalkami - "NOW KISS". Uśmiechnęła się do swoich myśli, ale natychmiast spoważniała, gdy Carla ją zagadnęła. Jej młodsza siostra wydawała się być przejęta nowopoznanym chłopakiem, a Monty nie odwracał od brunetki spojrzenia, odkąd się tu tylko znalazł. To nie było więc ani miejsce, ani czas by roztrząsać ich wspólnej historii sprzed wieków. W końcu cztery lata dla nastolatków to przecież inna epoka.
Wzruszyła jedynie ramionami, odwracając zupełnie swoją uwagę w kierunku Marienne. Przysunęła się do Puchonki i już nabrała powietrza, żeby coś powiedzieć, ale ta ją ubiegła.
Ani słowa na ten temat bo znajdziesz coś w swoim drinku
Prawdopodobnie nie weźmie tu już niczego do picia, ale groźba skutecznie zamieniła usta Starkówny w poziomą linię. Uniosła brwi i dłonie do góry, jakby chciała tym dodać: OK, ale pamiętaj, że chciałam Ci pomóc. Zdecydowanie była jednak gotowa, żeby przystanąć na propozycję przyjaciółki i ruszyć z nią do tańca.
Niestety... Znowu nie było jej dane dojść do słowa. Opuściła bezradnie ręce wzdłuż swojego ciała, obserwując oddalającą się sylwetkę Ray. Jej oczy błagały, żeby jej nie zostawiała z tymi dwoma kujonami. OK, sama też lubiła czytać książki, ale to był kurde bal.
- To ja... Pójdę sobie na to popatrzeć - powiedziała i ruszyła w stronę parkietu, w ślad za rudowłosym wariatem i jego utalentowaną partnerką do tańca.
-
Wiek:
18Data:
16 cze 2006Genetyka:
CzarodziejKrew:
MugolskaZdrowie:
100Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)Pozycja w quidditchu:
pałkarzRóżdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testralaZamożność:
Bardzo bogatyStan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna! - Posty: 95
- Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22
Monty... Ten sam Monty, z drugiej klasy?
Jakieś dziwne pół jęknięcie a pół chrumknięcie wydobyło się z niego i zawodem przejechał sobie łapą po twarzy. Nie nie ucieknie od tego już nigdy. Człowiek ma dwanaście lat, wejdzie w JEDEN związek, w dodatku mocno platoniczny z dziewczyną do której nigdy faktycznie nie pasował i już do końca świata od tego nie ucieknie. Lubił Stellę, jasne że tak, ale nie jego obiekt romantycznych uczuć, tylko i wyłącznie dobra koleżanka i najlepsza psiapsi jego siostry. Nawet można powiedzieć że ten ostatni punkt naturalnie ją dyskwalifikował na tym etapie, mógł się założyć że wiedziała na jego temat ZBYT wiele i to niekoniecznie dobrego, Mańka lubiła opowiadać o najbardziej krępujących chwilach w jego życiu jakby to były najciekawsze historie z jej dzieciństwa, bo w sumie były. Ostatecznie pierwsze jedenaście lat spędzili tylko we dwójkę.
- Tak, to mój przydomek... Monty z drugiej klasy - nie powstrzymał się od sarkazmu, ale był on bardziej skierowany w kierunku Stelli niż Carli - Minie 30 lat i nigdy nie będę znany z niczego innego jak bycia chłopakiem Stelli Stark przez całe... 5 minut? - oczywiście że trwało to dłużej, jakieś dwa tygodnie do miesiąca, ale w perspektywie całego życia całe gówno. Na szczęście młodsza krukonka zainteresowała się książką, czego w sumie mógł się spodziewać, nie znaczyło to że serce nie zabiło mocniej kiedy poruszyła temat bliski jego zainteresowaniom. Jedną z rzeczy jaką trzeba było jednakże wiedzieć na jego temat to jak niebezpieczne jest wspominanie o czymkolwiek co Ray lubił, jeśli nie było się gotowym na entuzjastyczny wykład. Bardzo entuzjastyczny, pełny machanie rękami, uśmiechów i dreptania w miejscu, jakby brakowało mu tablicy do rozrysowania grafów.
- Zdecydowanie, ale czytałem ostatnio artykuł o kulcie który w tych włoskich ruinach odprawiał czarnomagiczne rytuały i podobno potrafili przywołać patronusy do życia, jako namacalne stworzenia - zmiana o 180 stopni jeśli chodzi o pewność siebie, nawet jego ciamajdowatość na chwilę zniknęła kiedy podjarał się tematem - Mugole uważają że to miejsce gdzie chowali zmarłych, ale według tego co było w artykule i jeszcze kilku innych źródłach, do Pottu Codinu przychodzili czarodzeje ze swoimi patronusami kiedy wiedzieli że umrą i w efekcie rytuału byli od nich oddzielani żeby te nie musiały umierać z nimi - otworzył książkę na odpowiedniej stronie, równocześnie z kieszeni wygrzebując zwinięty w rolkę egzemplarz Magia Archaeologist i wręczając go Carli, nawet nie zwracając uwagi że przed chwilą mówiła coś o jego siostrze i napastowaniu, zbyt skupiony na znajdowaniu odpowiedniego ustępu w opasłym tomie.
- Tyle że to oznaczało natychmiastową eutanazję, dlatego jako taką "ofiarę" dla świętego miejsca chowali ich na miejscu! - odejście Stelli skwitował tylko machnięciem dłonią, pochylając się w kierunku młodszej Starkówny. Dopiero kiedy wydobył z siebie pierwszą fazę ekscytacji zauważył że stoją ramię w ramię, w środku balu pochyleni nad starymi książkami i, dla większości, kosmicznie nudnym tematem. Czując jak ich łokcie lekko się stykają oblał się szkarłatem, na szczęście ukrytym pod maską i zaczął potykać o słowa. A może jej to wcale nie interesuje? Wszyscy zawsze mu mówili że nie może tak wmuszać w ludzi swoich zainteresowań, szczególnie jeśli ma wpaść w słowotok jak teraz.
- Ym... No więc... Irlandzkie runy tak... Ale te rytuały... - nerwowo potargał włosy przy okazji strącając swoją ozdobioną muszlami maskę i usiłując ją złapać strącił tą nieszczęsną miskę z resztką krakersów.
- Przepraszam - rzucił się do zbierania bałaganu jaki zrobił, przy wstawaniu na dodatek uderzając się w głowę o blat stolika. Gładko poszło Ray.
Jakieś dziwne pół jęknięcie a pół chrumknięcie wydobyło się z niego i zawodem przejechał sobie łapą po twarzy. Nie nie ucieknie od tego już nigdy. Człowiek ma dwanaście lat, wejdzie w JEDEN związek, w dodatku mocno platoniczny z dziewczyną do której nigdy faktycznie nie pasował i już do końca świata od tego nie ucieknie. Lubił Stellę, jasne że tak, ale nie jego obiekt romantycznych uczuć, tylko i wyłącznie dobra koleżanka i najlepsza psiapsi jego siostry. Nawet można powiedzieć że ten ostatni punkt naturalnie ją dyskwalifikował na tym etapie, mógł się założyć że wiedziała na jego temat ZBYT wiele i to niekoniecznie dobrego, Mańka lubiła opowiadać o najbardziej krępujących chwilach w jego życiu jakby to były najciekawsze historie z jej dzieciństwa, bo w sumie były. Ostatecznie pierwsze jedenaście lat spędzili tylko we dwójkę.
- Tak, to mój przydomek... Monty z drugiej klasy - nie powstrzymał się od sarkazmu, ale był on bardziej skierowany w kierunku Stelli niż Carli - Minie 30 lat i nigdy nie będę znany z niczego innego jak bycia chłopakiem Stelli Stark przez całe... 5 minut? - oczywiście że trwało to dłużej, jakieś dwa tygodnie do miesiąca, ale w perspektywie całego życia całe gówno. Na szczęście młodsza krukonka zainteresowała się książką, czego w sumie mógł się spodziewać, nie znaczyło to że serce nie zabiło mocniej kiedy poruszyła temat bliski jego zainteresowaniom. Jedną z rzeczy jaką trzeba było jednakże wiedzieć na jego temat to jak niebezpieczne jest wspominanie o czymkolwiek co Ray lubił, jeśli nie było się gotowym na entuzjastyczny wykład. Bardzo entuzjastyczny, pełny machanie rękami, uśmiechów i dreptania w miejscu, jakby brakowało mu tablicy do rozrysowania grafów.
- Zdecydowanie, ale czytałem ostatnio artykuł o kulcie który w tych włoskich ruinach odprawiał czarnomagiczne rytuały i podobno potrafili przywołać patronusy do życia, jako namacalne stworzenia - zmiana o 180 stopni jeśli chodzi o pewność siebie, nawet jego ciamajdowatość na chwilę zniknęła kiedy podjarał się tematem - Mugole uważają że to miejsce gdzie chowali zmarłych, ale według tego co było w artykule i jeszcze kilku innych źródłach, do Pottu Codinu przychodzili czarodzeje ze swoimi patronusami kiedy wiedzieli że umrą i w efekcie rytuału byli od nich oddzielani żeby te nie musiały umierać z nimi - otworzył książkę na odpowiedniej stronie, równocześnie z kieszeni wygrzebując zwinięty w rolkę egzemplarz Magia Archaeologist i wręczając go Carli, nawet nie zwracając uwagi że przed chwilą mówiła coś o jego siostrze i napastowaniu, zbyt skupiony na znajdowaniu odpowiedniego ustępu w opasłym tomie.
- Tyle że to oznaczało natychmiastową eutanazję, dlatego jako taką "ofiarę" dla świętego miejsca chowali ich na miejscu! - odejście Stelli skwitował tylko machnięciem dłonią, pochylając się w kierunku młodszej Starkówny. Dopiero kiedy wydobył z siebie pierwszą fazę ekscytacji zauważył że stoją ramię w ramię, w środku balu pochyleni nad starymi książkami i, dla większości, kosmicznie nudnym tematem. Czując jak ich łokcie lekko się stykają oblał się szkarłatem, na szczęście ukrytym pod maską i zaczął potykać o słowa. A może jej to wcale nie interesuje? Wszyscy zawsze mu mówili że nie może tak wmuszać w ludzi swoich zainteresowań, szczególnie jeśli ma wpaść w słowotok jak teraz.
- Ym... No więc... Irlandzkie runy tak... Ale te rytuały... - nerwowo potargał włosy przy okazji strącając swoją ozdobioną muszlami maskę i usiłując ją złapać strącił tą nieszczęsną miskę z resztką krakersów.
- Przepraszam - rzucił się do zbierania bałaganu jaki zrobił, przy wstawaniu na dodatek uderzając się w głowę o blat stolika. Gładko poszło Ray.
-
Wiek:
17Data:
04 mar 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Klasa VIIPozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętkaZamożność:
Klasa średniaStan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray - Posty: 127
- Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58
Słysząc jego słowa na temat bycia chłopakiem Stelli Stark, Carla miała ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Nareszcie ktoś, kto rozumiał jak to jest być przedłużeniem Stelli. W końcu Carla dorastała w cieniu swojej pięknej i popularnej siostry. Mimo wszechobecnej obecności Stelli w jej życiu, Carla nigdy nie miała tego siostrze za złe i nigdy nie żywiła do niej urazy z tego powodu. Niektórzy ludzie po prostu są skazani na sukces i popularność, i jej siostra zdecydowanie była jedną z tych osób.
- Ha, spróbuj dorastać jako jej młodsza siostra i być znanym tylko z tego - odparła z rozbawieniem. Nie dostrzegała tego, że jej siostra w ich towarzystwie zaczyna się zwyczajnie nudzić, była zbyt zaabsorbowana obecnością Montgomery'ego. Jej zachowanie było może nieco niegrzeczne w stosunku do jej siostry, ale Carla też tego zdawała się nie zauważać. Stella także wydawała się zaabsorbowana wydarzeniami dziejącymi się poza ich grupką, więc pewnie jej wybaczy. Gdy siostra oznajmiła swoje odejście, Carla rzuciła tylko krótkie Pa i machnęła jej ręką na pożegnanie, rzucając krótkie spojrzenie. Gdy zorientowała się, że została sama z Montym, zaczęła się nieco stresować i czuła, że jej żołądek zaciska się ze stresu. Bez obecności innych osób nie mogła oczekiwać, że ktoś ściągnie na siebie całą uwagę... Jak się szybko jednak okazało, chłopak postanowił zająć się mówieniem, zatem ona mogła wrócić do tego co robiła najlepiej: słuchania i obserwowania.
Cała historia na temat kultu i ruin tak bardzo zafascynowała dziewczynę, że przez moment zapomniała o tym, że są w samym środku wydarzenia pełnego ludzi. Nagle jakby cały ten tłum dla niej nie istniał, muzyka była niczym tylko dudnienie gdzieś z tyłu głowy, a ona była pochłonięta zupełnie historią na temat tego co dzieje się we włoskich ruinach, artykułem i kilkoma wybranymi stronami z opasłej księgi.
- To wszystko jest strasznie ciekawe... Wyobraź sobie pojechać do Włoch i zapuścić się tam nocą... Ciekawe czy niektóre z żywych już patronusów pałętają się po okolicy szukając swoich właścicieli, spędzając czas z duchami, od których zapewne się tam roi - rzekła, po czym zorientowała się, że może pozwoliła swojej mrocznej stronie przebić się na powierzchnie nieco zbyt szybko, więc uśmiechnęła się na koniec. - Nigdy nie byłam we Włoszech, ale w takim wypadku dodaję je do listy do odwiedzenia. No wiesz, po zakończeniu szkoły. Właściwie to nigdy nie podróżowałam poza Irlandię i Wyspy Brytyjskie, podróżuję głównie w swojej głowie czytając książki, ale moja lista do odwiedzenia jest już całkiem spora - dodała zakłopotana, nie chcąc wyjść na osobę mało światową, którą w sumie to była. Poza ciekawymi miejscami, o których czytała, Carla właściwie nie była w zbyt wielu miejscach. Zarówno ona jak i jej rodzice byli wielkimi fanami ich własnego krajobrazu, a do tej pory Carla była zbyt młoda aby podróżować sama. Jej siostry zawsze miały jakieś plany ze znajomymi, ona zaś latem przyjaźniła się z mamą i tatą. Już chciała coś dodać, ale Montgomery strącił niezdarnie swoją maskę, a później próbując ją złapać, strącił miskę z krakersami i zaczął szybko zbierać bałagan, jednak przez swój wielki wzrost, przytrąbił głową w stół. Był jak słoń w składzie porcelany. Carla również była niezdarą, dlatego też starała się ograniczać swoje ruchy do minimum.
- No co Ty, nic się nie stało - powiedziała, po czym spostrzegła, że jedna z muszli ozdabiających maskę odpadła i spadła na ziemię. Dziewczyna schyliła się po nią, a gdy już ją podniosła, wyciągnęła ją na otwartej dłoni w jego stronę. Chciała odwrócić jego uwagę od niezręcznych wydarzeń, których był właśnie główną postacią. - Tam gdzie mieszkam, mamy takich masę. Codziennie morze wyrzuca nową porcję - powiedziała. - Jutro, kiedy wrócę do domu, do Portmagee, pójdę z rodzicami na plażę. Robimy tak co roku. A Ty, gdzie wracasz jutro? - Zapytała, zastanawiając się ile kilometrów będzie ich dzielić przez dwa kolejne miesiące. Po czym jednym ruchem ręki odwiązała swoją maskę z tyłu głowy, skoro jego już spadła, aby móc mu spojrzeć w twarz. Maska zgrabnie ukrywała wszystkie rumieńce i tak dalej, ale uznała, że tak będzie chyba bardziej odważnie i personalnie. Przez moment przemknęło jej przez myśl, że może pomyśleć, że jest brzydka, ale ostatecznie nie mogła się przecież ukrywać pod tą śmieszną maską do końca szkoły.
- Ha, spróbuj dorastać jako jej młodsza siostra i być znanym tylko z tego - odparła z rozbawieniem. Nie dostrzegała tego, że jej siostra w ich towarzystwie zaczyna się zwyczajnie nudzić, była zbyt zaabsorbowana obecnością Montgomery'ego. Jej zachowanie było może nieco niegrzeczne w stosunku do jej siostry, ale Carla też tego zdawała się nie zauważać. Stella także wydawała się zaabsorbowana wydarzeniami dziejącymi się poza ich grupką, więc pewnie jej wybaczy. Gdy siostra oznajmiła swoje odejście, Carla rzuciła tylko krótkie Pa i machnęła jej ręką na pożegnanie, rzucając krótkie spojrzenie. Gdy zorientowała się, że została sama z Montym, zaczęła się nieco stresować i czuła, że jej żołądek zaciska się ze stresu. Bez obecności innych osób nie mogła oczekiwać, że ktoś ściągnie na siebie całą uwagę... Jak się szybko jednak okazało, chłopak postanowił zająć się mówieniem, zatem ona mogła wrócić do tego co robiła najlepiej: słuchania i obserwowania.
Cała historia na temat kultu i ruin tak bardzo zafascynowała dziewczynę, że przez moment zapomniała o tym, że są w samym środku wydarzenia pełnego ludzi. Nagle jakby cały ten tłum dla niej nie istniał, muzyka była niczym tylko dudnienie gdzieś z tyłu głowy, a ona była pochłonięta zupełnie historią na temat tego co dzieje się we włoskich ruinach, artykułem i kilkoma wybranymi stronami z opasłej księgi.
- To wszystko jest strasznie ciekawe... Wyobraź sobie pojechać do Włoch i zapuścić się tam nocą... Ciekawe czy niektóre z żywych już patronusów pałętają się po okolicy szukając swoich właścicieli, spędzając czas z duchami, od których zapewne się tam roi - rzekła, po czym zorientowała się, że może pozwoliła swojej mrocznej stronie przebić się na powierzchnie nieco zbyt szybko, więc uśmiechnęła się na koniec. - Nigdy nie byłam we Włoszech, ale w takim wypadku dodaję je do listy do odwiedzenia. No wiesz, po zakończeniu szkoły. Właściwie to nigdy nie podróżowałam poza Irlandię i Wyspy Brytyjskie, podróżuję głównie w swojej głowie czytając książki, ale moja lista do odwiedzenia jest już całkiem spora - dodała zakłopotana, nie chcąc wyjść na osobę mało światową, którą w sumie to była. Poza ciekawymi miejscami, o których czytała, Carla właściwie nie była w zbyt wielu miejscach. Zarówno ona jak i jej rodzice byli wielkimi fanami ich własnego krajobrazu, a do tej pory Carla była zbyt młoda aby podróżować sama. Jej siostry zawsze miały jakieś plany ze znajomymi, ona zaś latem przyjaźniła się z mamą i tatą. Już chciała coś dodać, ale Montgomery strącił niezdarnie swoją maskę, a później próbując ją złapać, strącił miskę z krakersami i zaczął szybko zbierać bałagan, jednak przez swój wielki wzrost, przytrąbił głową w stół. Był jak słoń w składzie porcelany. Carla również była niezdarą, dlatego też starała się ograniczać swoje ruchy do minimum.
- No co Ty, nic się nie stało - powiedziała, po czym spostrzegła, że jedna z muszli ozdabiających maskę odpadła i spadła na ziemię. Dziewczyna schyliła się po nią, a gdy już ją podniosła, wyciągnęła ją na otwartej dłoni w jego stronę. Chciała odwrócić jego uwagę od niezręcznych wydarzeń, których był właśnie główną postacią. - Tam gdzie mieszkam, mamy takich masę. Codziennie morze wyrzuca nową porcję - powiedziała. - Jutro, kiedy wrócę do domu, do Portmagee, pójdę z rodzicami na plażę. Robimy tak co roku. A Ty, gdzie wracasz jutro? - Zapytała, zastanawiając się ile kilometrów będzie ich dzielić przez dwa kolejne miesiące. Po czym jednym ruchem ręki odwiązała swoją maskę z tyłu głowy, skoro jego już spadła, aby móc mu spojrzeć w twarz. Maska zgrabnie ukrywała wszystkie rumieńce i tak dalej, ale uznała, że tak będzie chyba bardziej odważnie i personalnie. Przez moment przemknęło jej przez myśl, że może pomyśleć, że jest brzydka, ale ostatecznie nie mogła się przecież ukrywać pod tą śmieszną maską do końca szkoły.
It is the tale, not he who tells it
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
-
Wiek:
18Data:
16 cze 2006Genetyka:
CzarodziejKrew:
MugolskaZdrowie:
100Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)Pozycja w quidditchu:
pałkarzRóżdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testralaZamożność:
Bardzo bogatyStan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna! - Posty: 95
- Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22
Monty rozumiał to nawet podwójnie, bo przecież do kompletu miał bycie tym cichym bliźniakiem Mańki. Owszem, też rozsiewał wokół siebie chaos i miał niekonwencjonalne pomysły, ale ta puchonka to był zupełnie inny poziom niedostępny dla zwykłych śmiertelników. W odpowiedzi więc uśmiechnął się ze zrozumieniem i pokiwał głową.
- No od tego mam też siostrę, ale nie ukrywam że bycie w cieniu ma też swoje zalety - nigdy nie rozumiał ekstrawertyków ale posiadanie swojego własnego często się przydawało, można wręcz powiedzieć że gdzie Monty nie może tam Mańkę pośle, a ona nie miała nic przeciwko. Funkcjonowali w wygodnej symbiozie, wciąż mając znakomity kontakt i wiedząc o sobie wszystko, a przynajmniej tak myślał, bo przecież nie miał pojęcia o całej akcji z tym palantem Lestrange. Możliwe że tylko popukałby się w głowę nie rozumiejąc co ona w ogóle sobie myśli robiąc coś takiego, ale była też druga opcja, że obudziłyby się jego instynty opiekuńcze i ten kompletny pacyfista poza boiskiem poszedłby typowi po prostu spuścić wpierdol. Krukon nie miałby najmniejszych szans w starciu z dwumetrowym dryblasem który choć na codzień niezgrabny, miał całkiem porządne mięśnie wypracowane na treningach i siłowni, szybko nauczyłby się że od panny Ray ręce trzyma się z dala, nie ważne czy ona tego chce czy nie. Nie było mowy żeby łączyły ją jakieś relacje z tym nadętym czystokrwistym dupkiem który w tym samym oddechu mówił szlama i eksterminacja. No przynajmniej według Monty'ego. Ale nic nie wiedział, być może się nie dowie i nikt nigdy nie zobaczy którą z dwóch opcji by wybrał.
- No właśnie to jest moja teoria! Że one tam nadal są, na pewno blisko, szczególnie że widziałem w internecie że ludzie wciąż spotykają tam zwierzęta które nie mają prawa się pałętać w ogóle na tym samym kontynencie! - w podekscytowaniu zapomniał że dziewczyna zapewne nie wie o czym mówi, ale jedną z zalet jego pochodzenia było właśnie to że nie musiał się ograniczać do jednego medium. Miał dostęp do informacji z obu stron barykady, mógł więc dowolnie je łączyć i wyciągać wnioski. Zaczerwienił się lekko myśląc o tym z jaką łatwością on sam mógł po prostu pojechać do tego miejsca, co prawda tego nie robił ale nie byłby to najmniejszy problem. Przez moment nawet chciał zaproponować, mając nadzieję że przywołałby znów na jej twarz ten podekscytowany uśmiech ale jego własna nieśmiałość wzięła górę, pierwsza prawdziwa rozmowa, nie przeprowadzona w jego głowie i nie może tak po prostu proponować wyjazdu. Jeszcze nie stracił rozumu.
- Marianne co wakacje gdzieś wyjeżdża, ja byłem na razie tylko w Grecji i poza tym to samo, wyspy Brytyjskie. W tym roku myślałem o Irlandii - dodał na koniec, co było częściowo zgodne z prawdą, w rzeczywistości pomyślał o tym TERAZ, jak jakiś chory stalker mając nadzieję że jeśli się znajdzie w odpowiednim kraju to może spotka Carlę i zaproponuje wspólne zwiedzanie ruin. Zupełnie platonicznie, byłaby jego przewodniczką przecież.
Z czerwoną twarzą w końcu podniósł się do pozycji stojącej, z zakłopotania robiło mu się gorąco więc rozpiął marynarkę i podciągnął lekko rękawy odkrywając przedramiona. Praca z jego wzrostem w połączeniu z długimi rękami i nogami na ogół kończyła się właśnie w taki sposób, normalnie uważał zdecydowanie bardziej, ale dodatkowy stres związany z rozmową z TĄ DZIEWCZYNĄ Z BIBLIOTEKI sprawiał że kompletnie nie wiedział co zrobić z dłońmi. Delikatnie, usiłując nie wytrącić muszli z jej dłoni podniósł ją do góry i obejrzał uważnie zanim schował do kieszeni spodni, wiedząc że będzie to teraz jedna z jego najważniejszych pamiątek. Portmagee, wiedział już jedno z miejsc które na pewno musi odwiedzić w Irlandii. Zupełnie przypadkiem, prawda?
- Londyn, rodziców pewnie nie ma a Mańka wybyje gdzieś od razu po weekendzie więc będę siedział sam w bibliotece - kochał swoją rodzinę i pisali do siebie bez przerwy, ale nauczył się już że są indywidualistami nie nauczonymi spędzania wspólnie czasu. Raz na kilka tygodni tylko umawiali się na weekend w swoim towarzystwie. Poza tym mógł robić co chciał i gdzie chciał, byle zabrał ze sobą kogoś z ochrony.
Gdy zdjęła maskę, on wciągnął głęboko powietrze w płuca po raz pierwszy widząc jej twarz z tak bliska. Na ogół chowała ją za kurtyną włosów pochylając się nad jakimś tomem. Nieśmiało przyglądał się linii nosa, ust i w końcu podniósł wzrok by spojrzeć w jej niebieskie oczy, jego własne brązowe tęczówki wypełnione trochę strachem, ale w większości łagodne i onieśmielone.
- Tak lepiej - wyrwało mu się cicho zanim zdołał to powstrzymać. Zestresowany swoją otwartością spuścił wzrok patrząc na rozłożone przed nimi książki i swoje własne niezgrabne dłonie.
- No od tego mam też siostrę, ale nie ukrywam że bycie w cieniu ma też swoje zalety - nigdy nie rozumiał ekstrawertyków ale posiadanie swojego własnego często się przydawało, można wręcz powiedzieć że gdzie Monty nie może tam Mańkę pośle, a ona nie miała nic przeciwko. Funkcjonowali w wygodnej symbiozie, wciąż mając znakomity kontakt i wiedząc o sobie wszystko, a przynajmniej tak myślał, bo przecież nie miał pojęcia o całej akcji z tym palantem Lestrange. Możliwe że tylko popukałby się w głowę nie rozumiejąc co ona w ogóle sobie myśli robiąc coś takiego, ale była też druga opcja, że obudziłyby się jego instynty opiekuńcze i ten kompletny pacyfista poza boiskiem poszedłby typowi po prostu spuścić wpierdol. Krukon nie miałby najmniejszych szans w starciu z dwumetrowym dryblasem który choć na codzień niezgrabny, miał całkiem porządne mięśnie wypracowane na treningach i siłowni, szybko nauczyłby się że od panny Ray ręce trzyma się z dala, nie ważne czy ona tego chce czy nie. Nie było mowy żeby łączyły ją jakieś relacje z tym nadętym czystokrwistym dupkiem który w tym samym oddechu mówił szlama i eksterminacja. No przynajmniej według Monty'ego. Ale nic nie wiedział, być może się nie dowie i nikt nigdy nie zobaczy którą z dwóch opcji by wybrał.
- No właśnie to jest moja teoria! Że one tam nadal są, na pewno blisko, szczególnie że widziałem w internecie że ludzie wciąż spotykają tam zwierzęta które nie mają prawa się pałętać w ogóle na tym samym kontynencie! - w podekscytowaniu zapomniał że dziewczyna zapewne nie wie o czym mówi, ale jedną z zalet jego pochodzenia było właśnie to że nie musiał się ograniczać do jednego medium. Miał dostęp do informacji z obu stron barykady, mógł więc dowolnie je łączyć i wyciągać wnioski. Zaczerwienił się lekko myśląc o tym z jaką łatwością on sam mógł po prostu pojechać do tego miejsca, co prawda tego nie robił ale nie byłby to najmniejszy problem. Przez moment nawet chciał zaproponować, mając nadzieję że przywołałby znów na jej twarz ten podekscytowany uśmiech ale jego własna nieśmiałość wzięła górę, pierwsza prawdziwa rozmowa, nie przeprowadzona w jego głowie i nie może tak po prostu proponować wyjazdu. Jeszcze nie stracił rozumu.
- Marianne co wakacje gdzieś wyjeżdża, ja byłem na razie tylko w Grecji i poza tym to samo, wyspy Brytyjskie. W tym roku myślałem o Irlandii - dodał na koniec, co było częściowo zgodne z prawdą, w rzeczywistości pomyślał o tym TERAZ, jak jakiś chory stalker mając nadzieję że jeśli się znajdzie w odpowiednim kraju to może spotka Carlę i zaproponuje wspólne zwiedzanie ruin. Zupełnie platonicznie, byłaby jego przewodniczką przecież.
Z czerwoną twarzą w końcu podniósł się do pozycji stojącej, z zakłopotania robiło mu się gorąco więc rozpiął marynarkę i podciągnął lekko rękawy odkrywając przedramiona. Praca z jego wzrostem w połączeniu z długimi rękami i nogami na ogół kończyła się właśnie w taki sposób, normalnie uważał zdecydowanie bardziej, ale dodatkowy stres związany z rozmową z TĄ DZIEWCZYNĄ Z BIBLIOTEKI sprawiał że kompletnie nie wiedział co zrobić z dłońmi. Delikatnie, usiłując nie wytrącić muszli z jej dłoni podniósł ją do góry i obejrzał uważnie zanim schował do kieszeni spodni, wiedząc że będzie to teraz jedna z jego najważniejszych pamiątek. Portmagee, wiedział już jedno z miejsc które na pewno musi odwiedzić w Irlandii. Zupełnie przypadkiem, prawda?
- Londyn, rodziców pewnie nie ma a Mańka wybyje gdzieś od razu po weekendzie więc będę siedział sam w bibliotece - kochał swoją rodzinę i pisali do siebie bez przerwy, ale nauczył się już że są indywidualistami nie nauczonymi spędzania wspólnie czasu. Raz na kilka tygodni tylko umawiali się na weekend w swoim towarzystwie. Poza tym mógł robić co chciał i gdzie chciał, byle zabrał ze sobą kogoś z ochrony.
Gdy zdjęła maskę, on wciągnął głęboko powietrze w płuca po raz pierwszy widząc jej twarz z tak bliska. Na ogół chowała ją za kurtyną włosów pochylając się nad jakimś tomem. Nieśmiało przyglądał się linii nosa, ust i w końcu podniósł wzrok by spojrzeć w jej niebieskie oczy, jego własne brązowe tęczówki wypełnione trochę strachem, ale w większości łagodne i onieśmielone.
- Tak lepiej - wyrwało mu się cicho zanim zdołał to powstrzymać. Zestresowany swoją otwartością spuścił wzrok patrząc na rozłożone przed nimi książki i swoje własne niezgrabne dłonie.
-
Wiek:
17Data:
04 mar 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Klasa VIIPozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętkaZamożność:
Klasa średniaStan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray - Posty: 127
- Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58
Zaśmiała się lekko słysząc o tym, że on również dorastał w cieniu siostry. Patrząc na Stellę i Marianne to było w sumie zabawne, dziewczyny doskonale się dobrały, od razu było widać że czują się w swoim towarzystwie świetnie, a do tego ich rodzeństwo czuło się podobnie. Do tego były tak zaabsorbowane swoimi sprawami w tym momencie, że żadna z nich nawet nie spostrzegła, że ich rodzeństwo przeżywało właśnie niezwykłe chwile uniesień.
Wracając jednak do teorii na temat patronusów i włoskich ruin, Carla słuchała Monty'ego z takim zaangażowaniem, że w pewnym momencie złapała się na tym, że stała z lekko otwartą buzią w zdziwieniu. Natychmiast ją zamknęła modląc się, że nikt nie zauważył, a szczególnie on. - W internecie? A gdzie to jest? - Zapytała, zupełnie nieświadoma tego, jak głupie pytanie zadała. Nie chodziła na mugoloznastwo, a jedyna technologia z jaką miała do czynienia to ta która była na widoku w jej miasteczku: widziała samochody, maszynę do lodów, kasę fiskalną w pobliskim sklepiku... Ale to w zasadzie tyle. Raz widziała telewizor kiedy jej przyjaciel z dzieciństwa zaprosił ją do siebie do domu na trochę, ale był akurat zepsuty, więc nie mieli okazji nic oglądać. - To miasto we Włoszech? - Zapytała jeszcze, bo w sumie to miałoby najwięcej sensu. Gdyby tylko wiedziała jaką wariatkę robi z siebie przed nim, zamilknęłaby i nigdy nie zapytała o to. Póki co stała jednak zupełnie nieświadoma tego o co pyta, więc uśmiechała się lekko. Słysząc o Irlandii, podekscytowała się. Poczuła, że w brzuchu jej się coś przewraca z ekscytacji. Irlandia była jednak duża, więc prawdopodobieństwo wpadnięcia na siebie przypadkiem było mikroskopijne. No ale teraz gdy już wspomniała, gdzie mieszka, może było większe. Szybko skarciła się w głowie jednak za myślenie o tym, że chłopak w ogóle zapamiętałby gdzie mieszka a tym bardziej, że chciałby odwiedzić to miejsce.
- O Irlandii? - Zapytała lekko zdziwiona, nie wiedząc co powiedzieć. - Koniecznie musisz dopilnować żeby ten plan doszedł do skutku, Irlandia jest wspaniała... Będziesz z rodzicami? Ach no tak, niemal zapomniałam, przecież Ty jesteś już chyba dorosły, nie potrzebujesz rodziców do tego, aby podróżować po świecie - powiedziała, po czym podrapała się w policzek ze względu na tę niezręczną sytuację, która tutaj panowała. - Koniecznie musisz odwiedzić Kerry, wybrzeże spodoba Ci się, znajdziesz dużo muszelek - dodała, dając mu poniekąd do zrozumienia, że ma nadzieję, że znajdzie na mapie to małe miasteczko na wybrzeżu w hrabstwie Kerry, aczkolwiek nie chciała zapraszać go wprost. Podobnie jak on, nie chciała wyjść na wariatkę.
- Londyn... - powtórzyła po nim trochę jak echo, uśmiechając się lekko. W każde lato jeździła z rodzicami do Londynu, kto wie, może tym razem przy odrobinie szczęścia zobaczy go na ulicy Pokątnej. - W Londynie jest dużo wspaniałych bibliotek... Którą odwiedzasz? - zapytała z ciekawości, bo zaczynała powoli zawężać w głowie krąg lokalizacji, w których będzie mogła go spotkać. Właściwie to nie miała pojęcia, że rodzina Ray miała tyle pieniędzy, że w sumie to mógł mieć swoją prywatną bibliotekę. Słysząc jego ostatnie słowa, Carla oblała się szkarłatnym rumieńcem, a nie miała na sobie nawet makijażu, który mógłby to ukryć. Na szczęście w pomieszczeniu nie było zbyt jasno, więc modliła się w duchu, aby nie było tego widać. Co za słodka, niezręczna para nastolatków oblanych rumieńcem.
Wracając jednak do teorii na temat patronusów i włoskich ruin, Carla słuchała Monty'ego z takim zaangażowaniem, że w pewnym momencie złapała się na tym, że stała z lekko otwartą buzią w zdziwieniu. Natychmiast ją zamknęła modląc się, że nikt nie zauważył, a szczególnie on. - W internecie? A gdzie to jest? - Zapytała, zupełnie nieświadoma tego, jak głupie pytanie zadała. Nie chodziła na mugoloznastwo, a jedyna technologia z jaką miała do czynienia to ta która była na widoku w jej miasteczku: widziała samochody, maszynę do lodów, kasę fiskalną w pobliskim sklepiku... Ale to w zasadzie tyle. Raz widziała telewizor kiedy jej przyjaciel z dzieciństwa zaprosił ją do siebie do domu na trochę, ale był akurat zepsuty, więc nie mieli okazji nic oglądać. - To miasto we Włoszech? - Zapytała jeszcze, bo w sumie to miałoby najwięcej sensu. Gdyby tylko wiedziała jaką wariatkę robi z siebie przed nim, zamilknęłaby i nigdy nie zapytała o to. Póki co stała jednak zupełnie nieświadoma tego o co pyta, więc uśmiechała się lekko. Słysząc o Irlandii, podekscytowała się. Poczuła, że w brzuchu jej się coś przewraca z ekscytacji. Irlandia była jednak duża, więc prawdopodobieństwo wpadnięcia na siebie przypadkiem było mikroskopijne. No ale teraz gdy już wspomniała, gdzie mieszka, może było większe. Szybko skarciła się w głowie jednak za myślenie o tym, że chłopak w ogóle zapamiętałby gdzie mieszka a tym bardziej, że chciałby odwiedzić to miejsce.
- O Irlandii? - Zapytała lekko zdziwiona, nie wiedząc co powiedzieć. - Koniecznie musisz dopilnować żeby ten plan doszedł do skutku, Irlandia jest wspaniała... Będziesz z rodzicami? Ach no tak, niemal zapomniałam, przecież Ty jesteś już chyba dorosły, nie potrzebujesz rodziców do tego, aby podróżować po świecie - powiedziała, po czym podrapała się w policzek ze względu na tę niezręczną sytuację, która tutaj panowała. - Koniecznie musisz odwiedzić Kerry, wybrzeże spodoba Ci się, znajdziesz dużo muszelek - dodała, dając mu poniekąd do zrozumienia, że ma nadzieję, że znajdzie na mapie to małe miasteczko na wybrzeżu w hrabstwie Kerry, aczkolwiek nie chciała zapraszać go wprost. Podobnie jak on, nie chciała wyjść na wariatkę.
- Londyn... - powtórzyła po nim trochę jak echo, uśmiechając się lekko. W każde lato jeździła z rodzicami do Londynu, kto wie, może tym razem przy odrobinie szczęścia zobaczy go na ulicy Pokątnej. - W Londynie jest dużo wspaniałych bibliotek... Którą odwiedzasz? - zapytała z ciekawości, bo zaczynała powoli zawężać w głowie krąg lokalizacji, w których będzie mogła go spotkać. Właściwie to nie miała pojęcia, że rodzina Ray miała tyle pieniędzy, że w sumie to mógł mieć swoją prywatną bibliotekę. Słysząc jego ostatnie słowa, Carla oblała się szkarłatnym rumieńcem, a nie miała na sobie nawet makijażu, który mógłby to ukryć. Na szczęście w pomieszczeniu nie było zbyt jasno, więc modliła się w duchu, aby nie było tego widać. Co za słodka, niezręczna para nastolatków oblanych rumieńcem.
It is the tale, not he who tells it
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
-
Wiek:
18Data:
16 cze 2006Genetyka:
CzarodziejKrew:
MugolskaZdrowie:
100Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)Pozycja w quidditchu:
pałkarzRóżdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testralaZamożność:
Bardzo bogatyStan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna! - Posty: 95
- Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22
No tak, klasycznie musiał palnąć coś i wkopać się w temat którego na ogół unikał. Nie było nic gorszego niż tłumaczenie komuś magicznemu mugolskiej technologii, bo balansowanie na cienkiej linii pomiędzy traktowaniem kogoś jak debila a przemądrzaniem było niesamowicie trudne. Przesunął dłonią po swojej bujnej ciemnej czuprynie i nabrał powoli powietrza.
- Więc tak... To jest taka... mugolska rzecz, powiązana z technologią, tak jak telefon - szło mu tragicznie. Nawet nie bardzo wiedział jak wybrać słowa żeby nie wkopać się w kolejną pułapkę, ale telefon wydawał się bezpiecznym odniesieniem, w końcu istniały już bardzo długo.
- O, kojarzysz że prawie każdy dom czarodziejów ma podłączenie do sieci Fiuu? No to z internetem jest podobnie. Prawie każdy mugol ma do niego dostęp i tak jak sieć Fiuu wymaga kominków, tak oni mają swoje różne narzędzia do tego - wydawało się że trochę wybrnął ze ślepego zaułka - A sam internet mógłbym opisać... - zmarszczył lekko brwi myśląc intensywnie - To trochę jak biblioteka, ale oprócz prawidłowych informacji jest pełna też błędnych i potrzeba zdrowego rozsądku żeby je przesiać. Ale każdy w każdej chwili może coś swojego tam dodać i miliony ludzi robią to w każdej chwili. I wszystko jest na bieżąco aktualne - rozłożył bezradnie ręce nie wiedząc jak to dalej pociągnąć - Nie ukrywam że nie jestem specjalistą od mugoloznastwa, nie mam pojęcia jak lepiej to wyjaśnić.
W międzyczasie przed nimi pojawił się cały półmisek sushi w różnych odsłonach, mimo że nic nie zamawiali. Przez chwilę niepewnie obserwował otoczenie ale wydawało się że kilka innych stolików otrzymało to samo, uspokajając podejrzliwość puchona.
Zakłopotała go tym wspomnieniem o dorosłości, w ogóle tak o sobie nie myślał a faktycznie już prawie miesiąc minął od jego 17 urodzin. Czy to faktycznie oznaczało że mógł pójść gdzie chciał? Niekoniecznie, a na pewno nie sam. Od momentu przekroczenia bram zamku u jego boku zawsze był Paolo, tak samo jak przy Mańce jego starszy brat Mario. Właściwie nigdy nie pytał rodziców ile według nich powinien mieć lat kiedy przestanie potrzebować chrony, o ile w ogóle.
- No niby tak... - w typowy dla siebie sposób w sytuacji gdy nie był pewien co powiedzieć, po prostu wypełniał ciszę niezręcznym wzruszeniem ramionami - Ale Kerry mam już na liście jeśli faktycznie pojawię się w Irlandii - i Portmagee, ale to dodał tylko w myślach. Nie miał na tyle śmiałości by faktycznie spytać, ale w swojej głowie wyobrażał sobie jak razem wędrują po jakiś ruinach, dziewczyna z entuzjazmem opowiada mu ich historię z tym charakterystycznym błyskiem w oku, który był powodem dla którego zaczął ją obserwować. Miał okazję tylko kilka razy zaobserwować to zjawisko, jej uśmiech nawet mniej. A bardzo chciał żeby ta twarz się uśmiechała. Może dlatego kilka razy w bibliotece ukradkiem posyłał na górki książek koło niej tomy które sądził że mogą ją zainteresować, na podstawie tego co zdążył już zaobserwować. Wodziła wtedy nieprzytomnym wzrokiem po otoczeniu, niepewna skąd ta dziwna rekomendacja i czasem jej delikatną twarz rozjaśniał uśmiech. I na to właśnie czekał.
- Byłem kilka razy w Kensington i w bibliotece Muzeum Brytyjskiego ale powiem szczerze wolę własną. Ludzie mnie... - postukał palcami w kostki u drugiej dłoni - Krępują. Nie przywykłem do tłumów ani miasta, nawet jeśli w nim mieszkam od dziecka - na ogół raczej nie wspominali z siostrą że z powodu ich magii i dodatkowo jej metamorfomagii raczej nie opuszczali domu przez pierwsze kilkanaście lat życia. Zestresowany sięgnął po sushi, ale już po pierwszych sekundach poczuł że to nie był dobry plan, zrobiło mu się od tego gorąco. Sięgnął więc w desperacji po drinki z tacy niesionej przez skrzata i wychłeptał kilka łyków z ulgą. Nie zorientował się, ale jego włosy przybrały piękny szafirowy odcień.
- Więc tak... To jest taka... mugolska rzecz, powiązana z technologią, tak jak telefon - szło mu tragicznie. Nawet nie bardzo wiedział jak wybrać słowa żeby nie wkopać się w kolejną pułapkę, ale telefon wydawał się bezpiecznym odniesieniem, w końcu istniały już bardzo długo.
- O, kojarzysz że prawie każdy dom czarodziejów ma podłączenie do sieci Fiuu? No to z internetem jest podobnie. Prawie każdy mugol ma do niego dostęp i tak jak sieć Fiuu wymaga kominków, tak oni mają swoje różne narzędzia do tego - wydawało się że trochę wybrnął ze ślepego zaułka - A sam internet mógłbym opisać... - zmarszczył lekko brwi myśląc intensywnie - To trochę jak biblioteka, ale oprócz prawidłowych informacji jest pełna też błędnych i potrzeba zdrowego rozsądku żeby je przesiać. Ale każdy w każdej chwili może coś swojego tam dodać i miliony ludzi robią to w każdej chwili. I wszystko jest na bieżąco aktualne - rozłożył bezradnie ręce nie wiedząc jak to dalej pociągnąć - Nie ukrywam że nie jestem specjalistą od mugoloznastwa, nie mam pojęcia jak lepiej to wyjaśnić.
W międzyczasie przed nimi pojawił się cały półmisek sushi w różnych odsłonach, mimo że nic nie zamawiali. Przez chwilę niepewnie obserwował otoczenie ale wydawało się że kilka innych stolików otrzymało to samo, uspokajając podejrzliwość puchona.
Zakłopotała go tym wspomnieniem o dorosłości, w ogóle tak o sobie nie myślał a faktycznie już prawie miesiąc minął od jego 17 urodzin. Czy to faktycznie oznaczało że mógł pójść gdzie chciał? Niekoniecznie, a na pewno nie sam. Od momentu przekroczenia bram zamku u jego boku zawsze był Paolo, tak samo jak przy Mańce jego starszy brat Mario. Właściwie nigdy nie pytał rodziców ile według nich powinien mieć lat kiedy przestanie potrzebować chrony, o ile w ogóle.
- No niby tak... - w typowy dla siebie sposób w sytuacji gdy nie był pewien co powiedzieć, po prostu wypełniał ciszę niezręcznym wzruszeniem ramionami - Ale Kerry mam już na liście jeśli faktycznie pojawię się w Irlandii - i Portmagee, ale to dodał tylko w myślach. Nie miał na tyle śmiałości by faktycznie spytać, ale w swojej głowie wyobrażał sobie jak razem wędrują po jakiś ruinach, dziewczyna z entuzjazmem opowiada mu ich historię z tym charakterystycznym błyskiem w oku, który był powodem dla którego zaczął ją obserwować. Miał okazję tylko kilka razy zaobserwować to zjawisko, jej uśmiech nawet mniej. A bardzo chciał żeby ta twarz się uśmiechała. Może dlatego kilka razy w bibliotece ukradkiem posyłał na górki książek koło niej tomy które sądził że mogą ją zainteresować, na podstawie tego co zdążył już zaobserwować. Wodziła wtedy nieprzytomnym wzrokiem po otoczeniu, niepewna skąd ta dziwna rekomendacja i czasem jej delikatną twarz rozjaśniał uśmiech. I na to właśnie czekał.
- Byłem kilka razy w Kensington i w bibliotece Muzeum Brytyjskiego ale powiem szczerze wolę własną. Ludzie mnie... - postukał palcami w kostki u drugiej dłoni - Krępują. Nie przywykłem do tłumów ani miasta, nawet jeśli w nim mieszkam od dziecka - na ogół raczej nie wspominali z siostrą że z powodu ich magii i dodatkowo jej metamorfomagii raczej nie opuszczali domu przez pierwsze kilkanaście lat życia. Zestresowany sięgnął po sushi, ale już po pierwszych sekundach poczuł że to nie był dobry plan, zrobiło mu się od tego gorąco. Sięgnął więc w desperacji po drinki z tacy niesionej przez skrzata i wychłeptał kilka łyków z ulgą. Nie zorientował się, ale jego włosy przybrały piękny szafirowy odcień.
-
Wiek:
17Data:
04 mar 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Klasa VIIPozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętkaZamożność:
Klasa średniaStan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray - Posty: 127
- Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58
Carla bardzo szybko zorientowała się, że palnęła totalną głupotę w kwestii tego całego internetu. Miała ochotę palnąć się otwartą dłonią w czoło kiedy usłyszała, że to nie żadne miejsce tylko mugolska technologia. Miasto we Włoszech, serio? Ale ze mnie głupia gęś - skarciła się w myślach, czując, że robi się jeszcze bardziej czerwona niż wcześniej. Bardzo żałowała teraz, że nigdy nie chodziła na mugoloznastwo. Zawsze uważała to za zbędne, a teraz okazuje się, że bardzo by się jej przydało. Już wiedziała co będzie robić w wakacje: nadrabiać kilka lat zaległości z mugoloznastwa, a być może profesor Giancarlo di Comella pozwoli jej uczęszczać na zajęcia w przyszłym roku. Krukonka była tak skonfundowana kiedy tłumaczył jej czym do cholery jest ten internet i nie rozumiała niczego za bardzo, ale i tak słuchała uważnie każdego jego słowa. Gdy porównał to do telefonu, myślała, że nie będzie tak źle, ale później było tylko gorzej.
- Ach, telefon. Znam telefon - powiedziała, robiąc charakterystyczny gest dzwonienia przez telefon ręką. Tak się składa, że telefony też widywała u mugoli w swoim miasteczku. Krukonka zawsze myślała o tym jak to jest rozmawiać z kimś przez telefon, mówić w jednym miejscu a ktoś słyszał Cię w innym miejscu i wszystko działo się w tym samym czasie. Gdy jednak Montgomery zaczął tłumaczyć dalej i porównywać to do sieci fiuu, panna Stark była strasznie skołowana. Uznała, że doczyta sobie dokładnie w książce o co chodzi. - A Twój dom jest podłączony do tego internetu? Któreś z Twoich rodziców jest mugolem? - Zapytała zaciekawiona, bo jeśli okaże się, że Montgomery jest z mugolskiej rodziny, Carla będzie musiała nadrobić całą masę informacji o mugolach. Nie miała na to czasu, dziewczyna miała już tyle lektur w kolejce na nadchodzące wakacje!
Kiedy pojawił się przed nimi talerz pełen sushi, Carla zmarszczyła trochę nos i przyjrzała się mu uważnie. Nie wiedząc za bardzo co zrobić z rękami, sięgnęła po jeden kawałek i wsadziła go sobie do ust. Smak nie za bardzo jej podszedł, ale przeżuła go powoli i przełknęła z widoczną odrazą. Z początku nie poczuła nic dziwnego. Nadal była zbyt zaabsorbowana rozmową z Puchonem. Słysząc jego kolejne słowa na temat Kerry, a potem Portmagee niemal się zakrztusiła. Całe szczęście, że nie miała już nic w ustach bo jeszcze by się udławiła czy coś.
- Tak, Portmagee. Widzę, że zapadło w pamięć. Może i nawet wpadniemy na siebie, albo może wpadniesz na moją siostrę... - odparła, nie zdając sobie początkowo sprawy z tego, że to ostatnie zasłyszała tylko w myślach chłopaka, a nie zostało to właściwie wypowiedziane na głos. Po chwili jednak zarejestrowała, że jego usta nie poruszyły się. Wyobraziła to sobie? Spanikowała, bo jeśli zaczynała słyszeć głosy w swojej głowie i do tego jeszcze takie a nie inne, to może po prostu zaczynała staczać się w obłęd lub chorobę psychiczną. Podniosła dłoń do swojego ucha i przytkała je na moment, bo ewidentnie słyszała głos chłopaka, ale widziała wyraźnie, że nic w tym momencie nie mówił. Słyszała coś o jakiejś wycieczce w ruinach, o książkach w bibliotece, które mogłyby ją interesować. Jeśli chłopak faktycznie tak myślał, to Carla chyba zemdleje tutaj na środku sali. Bardziej prawdopodobne było chyba to, że zaczynała wariować. Na domiar złego, jego włosy zmieniły nagle kolor na niebieski. Halucynacje słuchowe i wzrokowe? I wtedy zdała sobie sprawę... to sushi, które właśnie zjedli!
- Montgomery... - zaczęła poważnie, łapiąc za pusty srebrny talerz leżący na stole i podsuwając mu go pod nos jak lusterko, aby mógł przejrzeć się w jego odbiciu. - Pomyślisz, ze zwariowałam ale ja chyba słyszę wszystkie Twoje myśli. O wycieczce, o książkach w bibliotece... Pomyśl o czymś szybko - powiedziała wyraźnie skonfundowanym tonem. Jeśli to prawda i jeśli on potrafił słyszeć jej myśli, to miała zamiar wziąć dupę w troki i uciec stąd jak najprędzej, bo nie miała zamiaru dać się przyłapać o tym jak o nim rozmyśla i o tych wszystkich rzeczach, które jej się w nim podobają. Zaczęła intensywnie myśleć o swoim kocie, tak w razie czego. Mimo intencji nie potrafiła odgonić od siebie natarczywych myśli na temat Monty'ego. - Ty też moje słyszysz?! - Zapytała lekko spanikowana, gotowa do ucieczki. Rozejrzała się dookoła. Na balu zaczynało robić się chaotycznie, to chyba przez te naszpikowane jedzenie i picie, ludzie zaczęli robić i mówić jakieś dziwne rzeczy.
- Ach, telefon. Znam telefon - powiedziała, robiąc charakterystyczny gest dzwonienia przez telefon ręką. Tak się składa, że telefony też widywała u mugoli w swoim miasteczku. Krukonka zawsze myślała o tym jak to jest rozmawiać z kimś przez telefon, mówić w jednym miejscu a ktoś słyszał Cię w innym miejscu i wszystko działo się w tym samym czasie. Gdy jednak Montgomery zaczął tłumaczyć dalej i porównywać to do sieci fiuu, panna Stark była strasznie skołowana. Uznała, że doczyta sobie dokładnie w książce o co chodzi. - A Twój dom jest podłączony do tego internetu? Któreś z Twoich rodziców jest mugolem? - Zapytała zaciekawiona, bo jeśli okaże się, że Montgomery jest z mugolskiej rodziny, Carla będzie musiała nadrobić całą masę informacji o mugolach. Nie miała na to czasu, dziewczyna miała już tyle lektur w kolejce na nadchodzące wakacje!
Kiedy pojawił się przed nimi talerz pełen sushi, Carla zmarszczyła trochę nos i przyjrzała się mu uważnie. Nie wiedząc za bardzo co zrobić z rękami, sięgnęła po jeden kawałek i wsadziła go sobie do ust. Smak nie za bardzo jej podszedł, ale przeżuła go powoli i przełknęła z widoczną odrazą. Z początku nie poczuła nic dziwnego. Nadal była zbyt zaabsorbowana rozmową z Puchonem. Słysząc jego kolejne słowa na temat Kerry, a potem Portmagee niemal się zakrztusiła. Całe szczęście, że nie miała już nic w ustach bo jeszcze by się udławiła czy coś.
- Tak, Portmagee. Widzę, że zapadło w pamięć. Może i nawet wpadniemy na siebie, albo może wpadniesz na moją siostrę... - odparła, nie zdając sobie początkowo sprawy z tego, że to ostatnie zasłyszała tylko w myślach chłopaka, a nie zostało to właściwie wypowiedziane na głos. Po chwili jednak zarejestrowała, że jego usta nie poruszyły się. Wyobraziła to sobie? Spanikowała, bo jeśli zaczynała słyszeć głosy w swojej głowie i do tego jeszcze takie a nie inne, to może po prostu zaczynała staczać się w obłęd lub chorobę psychiczną. Podniosła dłoń do swojego ucha i przytkała je na moment, bo ewidentnie słyszała głos chłopaka, ale widziała wyraźnie, że nic w tym momencie nie mówił. Słyszała coś o jakiejś wycieczce w ruinach, o książkach w bibliotece, które mogłyby ją interesować. Jeśli chłopak faktycznie tak myślał, to Carla chyba zemdleje tutaj na środku sali. Bardziej prawdopodobne było chyba to, że zaczynała wariować. Na domiar złego, jego włosy zmieniły nagle kolor na niebieski. Halucynacje słuchowe i wzrokowe? I wtedy zdała sobie sprawę... to sushi, które właśnie zjedli!
- Montgomery... - zaczęła poważnie, łapiąc za pusty srebrny talerz leżący na stole i podsuwając mu go pod nos jak lusterko, aby mógł przejrzeć się w jego odbiciu. - Pomyślisz, ze zwariowałam ale ja chyba słyszę wszystkie Twoje myśli. O wycieczce, o książkach w bibliotece... Pomyśl o czymś szybko - powiedziała wyraźnie skonfundowanym tonem. Jeśli to prawda i jeśli on potrafił słyszeć jej myśli, to miała zamiar wziąć dupę w troki i uciec stąd jak najprędzej, bo nie miała zamiaru dać się przyłapać o tym jak o nim rozmyśla i o tych wszystkich rzeczach, które jej się w nim podobają. Zaczęła intensywnie myśleć o swoim kocie, tak w razie czego. Mimo intencji nie potrafiła odgonić od siebie natarczywych myśli na temat Monty'ego. - Ty też moje słyszysz?! - Zapytała lekko spanikowana, gotowa do ucieczki. Rozejrzała się dookoła. Na balu zaczynało robić się chaotycznie, to chyba przez te naszpikowane jedzenie i picie, ludzie zaczęli robić i mówić jakieś dziwne rzeczy.
It is the tale, not he who tells it
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
-
Wiek:
18Data:
16 cze 2006Genetyka:
CzarodziejKrew:
MugolskaZdrowie:
100Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)Pozycja w quidditchu:
pałkarzRóżdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testralaZamożność:
Bardzo bogatyStan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna! - Posty: 95
- Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22
Nie lubił kiedy temat jego pochodzenia wychodził na wierzch. Nie dlatego że się wstydził swojej rodziny, wręcz przeciwnie, uważał że możliwość korzystania z dobrodziejstw obu stron daje mu przewagę, a dodatkowo wciąż nie znalazł nigdzie potwierdzenia by czystość krwi miała związek z mocą, wręcz przeciwnie przy zbyt intensywnym krzyżowaniu linii potrafili rodzić się słabi czarodzieje i charłacy. Bardziej chodziło o pytania które często po tym następowały, albo ta szybka weryfikacja znajomości gdzie faktycznie widział sporo wspólnego z daną osobą, ale ta nie była zainteresowana dalszą rozmową bo SZLAMA. Niby Stella miała to gdzieś, nie podejrzewał więc Carli o odmienne poglądy, ale jednak zawsze mogła się zdystansować zakładając że przecież pochodzi z innego świata czy inne dziwne pomysły o jakich już słyszał. Spiął się więc lekko i pokiwał głową.
- Cała rodzina. Tylko ja i Mańka jesteśmy magiczni - wzruszył ramionami widząc z ulgą że nie zrobiło to na niej jakiegoś ogromnego wrażenia. Swoją drogą dziwne, był pewien że wszyscy już to o nich wiedzą, szczególnie że trzymał się z Kennym, który też był z mugolskiej rodziny no i wszyscy troje mieli na pieńku z nadętymi dupkami z 28. Ale może akurat się tym nie interesowała, to też bardzo możliwe.
Kiedy tylko odpowiedziała na myśli które miały być tylko w jego głowie w pierwszej myśli założył że powiedział to na głos i zamiast odpowiedzieć po prostu zrobił się czerwony jak pomidor. Kolor nawet zabawnie pojawiał się na jego twarzy idąc od dołu do góry, aż po korzonki włosów. Uznał jednak że nie ma co drążyć i odpowiedział na pytanie o bibliotekach. No a potem to sushi. Wszystko pod jej zestresowanym spojrzeniem którego nie umiał odcyfrować. Czy coś palnął? Nie chciał nic palnąć. Chciał żeby go lubiła. I co teraz? Nawet nie zorientował się że z jego włosami jest coś nie tak, zbyt zajęty krztuszeniem sie i pochłanianiem drinka byle tylko uspokoić podrażnione gardło.
- Co jest - mruknął zdziwiony podziwiając się w odbiciu talerza - Tego nie było w planie... - zaczął się tłumaczyć, ale wtedy usłyszał ciąg dalszy jej wypowiedzi i z czerwonej jego twarz zrobiła się wręcz bordowa. Znowu było mu też gorąco. Jeszcze zanim do jego mózgu dotarła informacja, zdążył co najmniej trzy razy przemyśleć takie rzeczy jak ilość książek w swoich kieszeniach, gdzie się podział jej uśmiech, że ma bardziej niebieskie oczy niż Stella, czy dodał na egzaminie ten fragment o słowiańskich poganach? Jego umysł wiecznie pędził przed siebie, zupełnie bez ładu i składu i teraz wcale nie było inaczej.
- Co masz na myśli... - No tak. Myśli. CHOLERA JASNA. Ona to wszystko słyszała? I to też? Nie myśl o niebieskich słoniach... Nie myśl o niebieskich... królikach? Ma ładną maskę. W ogóle jest ładna. NIE MYŚL O NIEBIESKICH SŁONIACH DEBILU! Czemu tu jest tak gorąco. Jej też jest gorąco? Ma długi rękaw w tej sukience. To gruba sukienka? Na pewno byłoby lepiej... O NIE. Zygfryd III miał 46 lat jak zmarł... Jego córka Lilianna wyszła za mugola i urodziła mu dziesięcioro dzieci... A potem zamieszkała z goblinem?
- Ja nic nie słyszę, tylko to co mówisz... I ogólny hałas - no i jak niby miał uratować twarz jak dziewczyna której się przygląda od miesięcy właśnie słyszy jego myśli? NOSZ KURWA. To też słyszała. Jak to się wyłącza?! Może po prostu powinien rzucić na samego siebie drętwotę czy coś żeby stracić przytomność, ale ktoś może zostać zabity jak dwa metry spadną im na głowę. I co teraz? I teraz jeszcze wie o książkach. I Irlandii. NIE MYŚL O TYCH CHOLERNYCH SŁONIACH MONTY!
- Chyba słyszę jak Mańka mnie woła, do zobaczenia później? - spanikował, nie było innej opcji. Ale zamiast cokolwiek wyjaśnić czy przeprosić czy cokolwiek po prostu zwiał. W swoim stylu więc po drodze potykając się o czyjeś nogi, lądując na kolanach na twardym parkiecie i podnosząc się niezgrabnie, w dodatku kompletnie zapominając o swojej książce, artykule i masce. Po prostu tak jak stał tak zniknął, w głowie mając cały czas NIEBIESKIE SŁONIE przerywane pojedynczymi myślami na temat tego za jakiego głupka na pewno go Carla ma i za chorego psychicznie stalkera. Nadal miał zamiar pojawić się w Irlandii ale nie zdziwi się jeśli dziewczyna powie mu że ma spadać. NIEBIESKIE SŁONIE!
/zt
- Cała rodzina. Tylko ja i Mańka jesteśmy magiczni - wzruszył ramionami widząc z ulgą że nie zrobiło to na niej jakiegoś ogromnego wrażenia. Swoją drogą dziwne, był pewien że wszyscy już to o nich wiedzą, szczególnie że trzymał się z Kennym, który też był z mugolskiej rodziny no i wszyscy troje mieli na pieńku z nadętymi dupkami z 28. Ale może akurat się tym nie interesowała, to też bardzo możliwe.
Kiedy tylko odpowiedziała na myśli które miały być tylko w jego głowie w pierwszej myśli założył że powiedział to na głos i zamiast odpowiedzieć po prostu zrobił się czerwony jak pomidor. Kolor nawet zabawnie pojawiał się na jego twarzy idąc od dołu do góry, aż po korzonki włosów. Uznał jednak że nie ma co drążyć i odpowiedział na pytanie o bibliotekach. No a potem to sushi. Wszystko pod jej zestresowanym spojrzeniem którego nie umiał odcyfrować. Czy coś palnął? Nie chciał nic palnąć. Chciał żeby go lubiła. I co teraz? Nawet nie zorientował się że z jego włosami jest coś nie tak, zbyt zajęty krztuszeniem sie i pochłanianiem drinka byle tylko uspokoić podrażnione gardło.
- Co jest - mruknął zdziwiony podziwiając się w odbiciu talerza - Tego nie było w planie... - zaczął się tłumaczyć, ale wtedy usłyszał ciąg dalszy jej wypowiedzi i z czerwonej jego twarz zrobiła się wręcz bordowa. Znowu było mu też gorąco. Jeszcze zanim do jego mózgu dotarła informacja, zdążył co najmniej trzy razy przemyśleć takie rzeczy jak ilość książek w swoich kieszeniach, gdzie się podział jej uśmiech, że ma bardziej niebieskie oczy niż Stella, czy dodał na egzaminie ten fragment o słowiańskich poganach? Jego umysł wiecznie pędził przed siebie, zupełnie bez ładu i składu i teraz wcale nie było inaczej.
- Co masz na myśli... - No tak. Myśli. CHOLERA JASNA. Ona to wszystko słyszała? I to też? Nie myśl o niebieskich słoniach... Nie myśl o niebieskich... królikach? Ma ładną maskę. W ogóle jest ładna. NIE MYŚL O NIEBIESKICH SŁONIACH DEBILU! Czemu tu jest tak gorąco. Jej też jest gorąco? Ma długi rękaw w tej sukience. To gruba sukienka? Na pewno byłoby lepiej... O NIE. Zygfryd III miał 46 lat jak zmarł... Jego córka Lilianna wyszła za mugola i urodziła mu dziesięcioro dzieci... A potem zamieszkała z goblinem?
- Ja nic nie słyszę, tylko to co mówisz... I ogólny hałas - no i jak niby miał uratować twarz jak dziewczyna której się przygląda od miesięcy właśnie słyszy jego myśli? NOSZ KURWA. To też słyszała. Jak to się wyłącza?! Może po prostu powinien rzucić na samego siebie drętwotę czy coś żeby stracić przytomność, ale ktoś może zostać zabity jak dwa metry spadną im na głowę. I co teraz? I teraz jeszcze wie o książkach. I Irlandii. NIE MYŚL O TYCH CHOLERNYCH SŁONIACH MONTY!
- Chyba słyszę jak Mańka mnie woła, do zobaczenia później? - spanikował, nie było innej opcji. Ale zamiast cokolwiek wyjaśnić czy przeprosić czy cokolwiek po prostu zwiał. W swoim stylu więc po drodze potykając się o czyjeś nogi, lądując na kolanach na twardym parkiecie i podnosząc się niezgrabnie, w dodatku kompletnie zapominając o swojej książce, artykule i masce. Po prostu tak jak stał tak zniknął, w głowie mając cały czas NIEBIESKIE SŁONIE przerywane pojedynczymi myślami na temat tego za jakiego głupka na pewno go Carla ma i za chorego psychicznie stalkera. Nadal miał zamiar pojawić się w Irlandii ale nie zdziwi się jeśli dziewczyna powie mu że ma spadać. NIEBIESKIE SŁONIE!
/zt
-
Wiek:
17Data:
04 mar 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Klasa VIIPozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętkaZamożność:
Klasa średniaStan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray - Posty: 127
- Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58
Carla uśmiechnęła się tylko słysząc o tym, że tylko Montgomery i jego siostra posiadali magię. Nie zrobiło to dla niej żadnej różnicy, no może poza faktem, że terz trochę bardziej interesowały ją mugolskie sprawy. Koniecznie musiała sobie poczytać w wakacje na temat tego całego internetu i innych rzeczy. Dziewczyna nie miała pojęcia o jego pochodzeniu, ale to dlatego, że nie interesowała się zbytnio tym co dzieje się w szkole. Jeszcze do niedawna obchodziła ją tylko ona sama, aż do tego felernego dnia w bibliotece kiedy ujrzała tego dziwnego chłopaka tak naprawdę po raz pierwszy. A wszystko za sprawą dość nudnej lektury, którą wybrała.
Panna Stark nie miała teraz czasu zastanawiać się nad tym jak to się stało, że jego włosy stały się niebieskie. Nie miała za bardzo okazji zastanawiać się nad niczym innym, bo myśli Montgomery'ego odbijały się echem w jej głowie niczym natarczywe głosy w głowie schizofrenika. Umysł dziewczyny był zawsze raczej spokojny, myśli wyważone i niemal wyselekcjonowane do tego, aby zaprzątać jej umysł. Słowotok, który miał miejsce w głowie chłopaka był dla Carli czymś nowym i zupełnie odbierał jej zdolność normalnego myślenia. Carla spojrzała na niego przerażona, słysząc co przelatuje mu przez myśl. Przez moment nawet miała ochotę zatkać sobie uszy, ale to nic by nie dało.
- Nawet o tym nie myśl - powiedziała, słysząc to jak rozważa rzucenie na siebie zaklęcia Drętwota, byle tylko zatrzymać strumień głupot, które przelatywały mu przez głowę. - Jak Ty funkcjonujesz w takim chaosie... - rzuciła tylko, nie mogąc ogarnąć żadnego sensu z jego myśli. Myślał o zupełnych głupotach, niebieskich słoniach, królikach, ale słyszała też, że myśli o niej.
Gdy sprzedał jej wymówkę na temat tego, że woła go siostra i natychmiast odwrócił się na pięcie, Carla zawołała za nim:
- Wiem, że kłamiesz, przecież słyszę Twoje myśli! - Krzyknęła za nim rozkładając ręce, ale on ruszył przez tłum nie odwracając się za siebie. Carla westchnęła, ale postanowiła nie iść za nim. Zobaczyła jeszcze jak potyka się o czyjeś nogi i pokracznie opada na parkiet, a potem podnosi się i idzie dalej. Po chwili zniknął w tłumie uczniów, a panna Stark tupnęła nogą w złości niczym małe dziecko, po czym odwróciła się w stronę stołu i złapała za truskawkę w czekoladzie i wepchnęła ją sobie do ust ze złością. Pierwsza okazja po tylu tygodniach przyglądania się mu w bibliotece i wszystko na marne. Starkówna była przekonana, że Monty musiał uznać ją za jakąś wariatkę. A co jeśli już nigdy się do niej nie odezwie?! Może nie powinna jednak przychodzić na ten bal i pozostać przy obserwacji z daleka. Gdy sięgała po kolejną truskawkę, spostrzegła, że na stole została jego książka, artykuł i maska. Podniosła książkę ze stołu i rozejrzała się dookoła, ale po Monty'm nadal nie było nigdzie ani śladu. Wsadziła artykuł pomiędzy strony książki, książkę wsadziła sobie pod pachę, zabrała ze stołu maskę, a potem ruszyła w stronę tłumu na parkiecie, rozważając opuszczenie balu i udanie się do wieży Ravenclawu.
z/t
- Nawet o tym nie myśl - powiedziała, słysząc to jak rozważa rzucenie na siebie zaklęcia Drętwota, byle tylko zatrzymać strumień głupot, które przelatywały mu przez głowę. - Jak Ty funkcjonujesz w takim chaosie... - rzuciła tylko, nie mogąc ogarnąć żadnego sensu z jego myśli. Myślał o zupełnych głupotach, niebieskich słoniach, królikach, ale słyszała też, że myśli o niej.
Gdy sprzedał jej wymówkę na temat tego, że woła go siostra i natychmiast odwrócił się na pięcie, Carla zawołała za nim:
- Wiem, że kłamiesz, przecież słyszę Twoje myśli! - Krzyknęła za nim rozkładając ręce, ale on ruszył przez tłum nie odwracając się za siebie. Carla westchnęła, ale postanowiła nie iść za nim. Zobaczyła jeszcze jak potyka się o czyjeś nogi i pokracznie opada na parkiet, a potem podnosi się i idzie dalej. Po chwili zniknął w tłumie uczniów, a panna Stark tupnęła nogą w złości niczym małe dziecko, po czym odwróciła się w stronę stołu i złapała za truskawkę w czekoladzie i wepchnęła ją sobie do ust ze złością. Pierwsza okazja po tylu tygodniach przyglądania się mu w bibliotece i wszystko na marne. Starkówna była przekonana, że Monty musiał uznać ją za jakąś wariatkę. A co jeśli już nigdy się do niej nie odezwie?! Może nie powinna jednak przychodzić na ten bal i pozostać przy obserwacji z daleka. Gdy sięgała po kolejną truskawkę, spostrzegła, że na stole została jego książka, artykuł i maska. Podniosła książkę ze stołu i rozejrzała się dookoła, ale po Monty'm nadal nie było nigdzie ani śladu. Wsadziła artykuł pomiędzy strony książki, książkę wsadziła sobie pod pachę, zabrała ze stołu maskę, a potem ruszyła w stronę tłumu na parkiecie, rozważając opuszczenie balu i udanie się do wieży Ravenclawu.
z/t
It is the tale, not he who tells it
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you