Dzień przed świętami Rhinna razem z Nevanem pojawili się w Londynie. Było późne popołudnie, słońce już dawno zaszło a ulice oświetliły lampy. Hamilton nie była super rozmowna przez całą podróż do domu, raczej podróżując gdzieś w swoim świecie. Parę razy się na tym złapała i przepraszała Nevana za swoją nieobecność. Stresowała się, tak konkretnie.
Kilkadziesiąt metrów przed domem zatrzymała się i westchnęła. Ścisnęła mocniej dłoń Nevana i spojrzała na niego, poprawiając nieco biały szalik drugą ręką.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. A co, jeśli on faktycznie znów wróci do tematu, bym została w domu? W Hogsmeade ledwo go przekonałam, ja chyba nie potrafię z nim rozmawiać. Może powinniśmy się wycofać i stąd zniknąć? - stresowała się, było po niej widać. Po paru sekundach jednak przymknęła powieki i westchnęła cicho. Uśmiechnęła się lekko, choć niepewnie. - Dobra, wiem, że to nie rozwiązanie. Poza tym, obiecałam, że przyjdziemy. Może Ty mu przemówisz do rozumu, jeśli ja nie będę potrafiła.
Nieco pewniejszym krokiem ruszyła przed siebie, szukając spojrzeniem swojego domu. Nie był to wielki budynek - jednopiętrowy, nie wyróżniający się w sumie niczym szczególnie wśród innych na ulicy. Podeszła do drzwi, otwierając je kluczami i weszła do środka, nie zamykając za sobą, by i Nevan mógł spokojnie wejść do środka.
- Tato? Jesteśmy! - powiedziała dość donośnym głosem, rozglądając się dookoła z przedpokoju. Z początku odpowiedziała jej jednak cisza. Hamilton westchnęła, a chwilę potem pojawił się przed nią mały skrzat domowy, niezbyt urodziwy. Rhinna szybko zdjęła płaszcz i resztę ubioru wierzchniego, wieszając go w przedpokoju i skierowała na niego spojrzenie. - Gremlinku, jest tata? Myślałam, że o tej godzinie już skończył pracę i będzie na nas czekał...
- Pan Hamilton jest jeszcze w pracy, powiedział, że przyjdzie późno. Prosił, byście się nie przejmowali, na pewno się pojawi. - rzucił wysokim głosikiem skrzat i zniknął z powrotem w domu.
Rhinna rzuciła zmartwione spojrzenie przez ramię Nevanowi i westchnęła cicho. Gdy już obydwoje się rozebrali, poprowadziła chłopaka w kierunku kuchni.
- Usiądź, rozgość się. Chcesz się czegoś napić? Coś przekąsić? - zapytała cicho, rozglądając się dookoła i przygotowując kubki, by zrobić coś ciepłego do picia. W końcu była zima, na zewnątrz wcale nie było upałów i należało napić się czegoś na rozgrzanie.
James Hamilton, Rhinna i Nevan - święta
-
Wiek:
17Data:
15 cze 2006Genetyka:
AnimagKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
Student (I rok)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
Włos z ogona jednorożca, akacja, 10”, giętkaZamożność:
klasa średniaStan cywilny:
Moim Romeo Nevan - Posty: 624
- Rejestracja: 26 lut 2023, 17:14
-
Wiek:
17Data:
22 wrz 2005Genetyka:
MetamorfomagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
10 I 3/4 cala Mahoń, Kieł Wampira, sztywnaZamożność:
bogatyStan cywilny:
w związku z Rhinną Hamilton - Posty: 150
- Rejestracja: 08 maja 2023, 13:45
Pomysł na święta z ojcem Rhi był czymś, co kiedyś musiało w końcu nastąpić i Nevan nie bronił się przed tym. Tego dnia postanowił ubrać się elegancko, ale nie przesadnie, przecież nie jada na bal do stetryczałej ciotki, tylko na rodzinne święta. Droga zeszła im w ciszy, Nevan również czul stres. Dziwne, że nie bal się aż tak bardzo boginów i innych stworów jak perspektywy spotkania z przyszłym teściem. Zwłaszcza, że temu ostatnio przypomniało się o ojcostwie i próbował narzucać Rhi swoje zdanie. Nevan mial nadzieje, że cala kolacja przebiegnie w spokoju i pozytywnej atmosferze.
Zatrzymany nagle spojrzał na Rhi pytająco obracając się w jej stronę.
- Kiedyś to musi nastąpić, Rhi. A podejrzewam, że ten temat może się pojawić. - Nevan zmarszczył brwi. - Zniknąć? Raczej by tylko wywołali tym gorsze efekty niż ewentualna kłótnia. - Nie, Rhi. Myślę, że jeśli się nie zjawimy, twój ojciec ruszy na poszukiwania. Mogliśmy go zaprosić do moich rodziców... Może na neutralnym terenie byłoby spokojniej.
Ścisnął delikatnie palce Rhi, jakby chciał dodac jej otuchy. Nawet jeśli dojdzie do sprzeczki, to mial zamiar stanąć po stronie Gryfonki. Przeanalizował wszelkie ewentualności i nawet przygotował się na pojedynek, jeśli musiałby pokazać ojcu Rhi, że taki z niego obrońca, jak z Lunabali niebezpieczny zwierz.
- Postaram się. Ale jeśli zacznie się robić zbyt źle, wyjdźmy, ok? - Nevan może i był spokojny i opanowany, ale cos czul, że dzisiaj ten jego legendarny spokój może go zawieźć. Ruszył za Rhi wchodząc za nią do budynku. Cisza jaka ich przywitała sprawiła, że Nevan rozejrzał się po pomieszczeniu i zerknął na Rhi zdziwiony. No ładnie, już się zaczyna. Po chwili jednak pojawił się skrzat i wyjaśnił sytuację, lecz to wcale nie poprawiło nastroju Frasera. Chłopak rownież ściągnął płaszcz i buty. Ruszył za Rhi poprawiając zawiązany pod swetrem krawat.
- Może być kawa, dzięki. - Mruknął zajmując miejsce za stołem. Spojrzał przez okno i po chwili skupił się na zakłopotanej Rhinnie. Czul frustracje i irytację zaistniałą sytuacją, widział że dziewczynie jest przykro, że ojciec tak ją potraktował i teraz w sumie musiała jeszcze bardziej się stresować. Oparł brodę na dłoni hamując jednak jakiekolwiek komentarze.
Zatrzymany nagle spojrzał na Rhi pytająco obracając się w jej stronę.
- Kiedyś to musi nastąpić, Rhi. A podejrzewam, że ten temat może się pojawić. - Nevan zmarszczył brwi. - Zniknąć? Raczej by tylko wywołali tym gorsze efekty niż ewentualna kłótnia. - Nie, Rhi. Myślę, że jeśli się nie zjawimy, twój ojciec ruszy na poszukiwania. Mogliśmy go zaprosić do moich rodziców... Może na neutralnym terenie byłoby spokojniej.
Ścisnął delikatnie palce Rhi, jakby chciał dodac jej otuchy. Nawet jeśli dojdzie do sprzeczki, to mial zamiar stanąć po stronie Gryfonki. Przeanalizował wszelkie ewentualności i nawet przygotował się na pojedynek, jeśli musiałby pokazać ojcu Rhi, że taki z niego obrońca, jak z Lunabali niebezpieczny zwierz.
- Postaram się. Ale jeśli zacznie się robić zbyt źle, wyjdźmy, ok? - Nevan może i był spokojny i opanowany, ale cos czul, że dzisiaj ten jego legendarny spokój może go zawieźć. Ruszył za Rhi wchodząc za nią do budynku. Cisza jaka ich przywitała sprawiła, że Nevan rozejrzał się po pomieszczeniu i zerknął na Rhi zdziwiony. No ładnie, już się zaczyna. Po chwili jednak pojawił się skrzat i wyjaśnił sytuację, lecz to wcale nie poprawiło nastroju Frasera. Chłopak rownież ściągnął płaszcz i buty. Ruszył za Rhi poprawiając zawiązany pod swetrem krawat.
- Może być kawa, dzięki. - Mruknął zajmując miejsce za stołem. Spojrzał przez okno i po chwili skupił się na zakłopotanej Rhinnie. Czul frustracje i irytację zaistniałą sytuacją, widział że dziewczynie jest przykro, że ojciec tak ją potraktował i teraz w sumie musiała jeszcze bardziej się stresować. Oparł brodę na dłoni hamując jednak jakiekolwiek komentarze.
-
Wiek:
17Data:
15 cze 2006Genetyka:
AnimagKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
Student (I rok)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
Włos z ogona jednorożca, akacja, 10”, giętkaZamożność:
klasa średniaStan cywilny:
Moim Romeo Nevan - Posty: 624
- Rejestracja: 26 lut 2023, 17:14
Gdyby to zależało od Rhi, ona najchętniej by się nie pojawiła na świętach w ogóle. Zwłaszcza, że wiedziała o nieobecności jej brata, który z reguły ratował siostrę przed ojcem. Teraz trochę się zmieniło i gdyby nie to, że Nevan przy niej będzie - zapewne by stchórzyła. Gdzieś tam w środku jednak czuła, że to nie byłoby odpowiednie rozwiązanie i ciężko byłoby to jednak nadrobić - a ojciec na pewno próbowałby ją ściągnąć z powrotem. To było więcej niż pewne.
Dziewczyna westchnęła, słysząc słowa Frasera. Skinęła jednak powoli głową, zgadzając się z nim. Ojciec postawiłby Ministerstwo w stan gotowości, gdyby nie zjawiła się jak obiecała.
- Masz rację, to byłoby najgorsze z możliwych rozwiązań... - rzuciła spokojnie, ruszając z chłopakiem dalej chodnikiem. Uśmiechnęła się po chwili kącikami ust, bo chociaż sytuacja nie wyglądała kolorowo, tak hasło o wyjściu z domu ją odrobinę rozchmurzyło. Dobrze wiedzieć, że nie ona sama brała to pod uwagę. Rzuciła chłopakowi szybkie spojrzenie i skinęła głową, zgadzając się z nim. Miała zdecydowanie mniej cierpliwości od Frasera, więc to ona będzie zapewne tą pierwszą, co postanowi wyjść.
Stojąc w kuchni, czekając aż woda się ugotuje, poprawiła szybko sukienkę, którą miała na sobie i westchnęła cicho. Wiedziała, że Nevan jej się przygląda, ale nie mogła do końca opanować stresu i jakiejś dziwnej melancholii, która ją owładnęła. Po kilku minutach podeszła do stołu, podając Fraserowi kawę i sama usiadła obok niego, trzymając w dłoniach ciepły kubek herbaty. Miała wrażenie, że kawa mogłaby jej w tym momencie tylko zaszkodzić. Wbiła spojrzenie w picie przed sobą, spinając się na moment. Po chwili jednak przymknęła powieki i wypuściła głośno potwietrze z ust. Przechyliła się lekko w bok, kładąc głowę na ramieniu Nevana.
- Wierzę, że to będzie spokojna rozmowa. Przynajmniej, chcę w to wierzyć i nie nastawiać się na coś złego, przykrego... - podniosła w dłoniach kubek i upiła odrobinę herbaty. Uchyliła powieki i przeniosła spojrzenie na Nevana. - Też w to, że spędzimy ten czas potem spokojnie i będziemy mogli nacieszyć się sobą.
Nie pozostawało im nic innego jak czekać na ojca.
Dziewczyna westchnęła, słysząc słowa Frasera. Skinęła jednak powoli głową, zgadzając się z nim. Ojciec postawiłby Ministerstwo w stan gotowości, gdyby nie zjawiła się jak obiecała.
- Masz rację, to byłoby najgorsze z możliwych rozwiązań... - rzuciła spokojnie, ruszając z chłopakiem dalej chodnikiem. Uśmiechnęła się po chwili kącikami ust, bo chociaż sytuacja nie wyglądała kolorowo, tak hasło o wyjściu z domu ją odrobinę rozchmurzyło. Dobrze wiedzieć, że nie ona sama brała to pod uwagę. Rzuciła chłopakowi szybkie spojrzenie i skinęła głową, zgadzając się z nim. Miała zdecydowanie mniej cierpliwości od Frasera, więc to ona będzie zapewne tą pierwszą, co postanowi wyjść.
Stojąc w kuchni, czekając aż woda się ugotuje, poprawiła szybko sukienkę, którą miała na sobie i westchnęła cicho. Wiedziała, że Nevan jej się przygląda, ale nie mogła do końca opanować stresu i jakiejś dziwnej melancholii, która ją owładnęła. Po kilku minutach podeszła do stołu, podając Fraserowi kawę i sama usiadła obok niego, trzymając w dłoniach ciepły kubek herbaty. Miała wrażenie, że kawa mogłaby jej w tym momencie tylko zaszkodzić. Wbiła spojrzenie w picie przed sobą, spinając się na moment. Po chwili jednak przymknęła powieki i wypuściła głośno potwietrze z ust. Przechyliła się lekko w bok, kładąc głowę na ramieniu Nevana.
- Wierzę, że to będzie spokojna rozmowa. Przynajmniej, chcę w to wierzyć i nie nastawiać się na coś złego, przykrego... - podniosła w dłoniach kubek i upiła odrobinę herbaty. Uchyliła powieki i przeniosła spojrzenie na Nevana. - Też w to, że spędzimy ten czas potem spokojnie i będziemy mogli nacieszyć się sobą.
Nie pozostawało im nic innego jak czekać na ojca.
-
Wiek:
99Data:
Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Różdzka:
Zamożność:
Stan cywilny:
- Posty: 176
- Rejestracja: 03 kwie 2023, 20:53
Nie musieli czekać jednak tak długo, jak sądził skrzat. Wprawdzie pojawienie się pana domu było późniejsze, niż zwykle, szczególnie w świątecznej otoczce, ale James wszedł do domu z lekkim uśmiechem na twarzy. Chociaż zmęczony po ciężkiej zmianie w pracy, radował się na myśl że święta będą tak przyjemne, jak dawno nie były. Pojawienie się Nevana miało być dla niego czymś nowym, ale nie nastawiał się źle do chłopaka swojej córci. Gorzej było mu tylko z tym faktem, że Prince postanowił na święta pojawić się dopiero na sam koniec, w drugi dzień, no i pewnie na wieczór, na kolację. Powód był trywialny. Coś się mu posypało w ocenach i nie chciał słuchać biadolenia ojca, a cóż... Pewnie by takowe było.
Zrzucił z siebie płaszcz i stary kapelusz, a teczkę z papierami z Ministerstwa oparł pod wielkie lustro.
- Dzieeeeci, jestem! - wszedł dalej, a gdy pojawił się w kuchni, jego serce rozpromieniło się momentalnie, kiedy zobaczył Rhi i Nevana przy stoli. Szczególnie ją. Podszedł i czy chciała czy nie, dosłownie porwał ją w ramiona, tuląc się do niej, jak nigdy. Jeszcze się do końca nie podniosła z miejsca, a on niemalże utopił ją w tuleniu.
- Cześć, kochanie - przywitał się nad wyraz serdecznie, po chwili skupiając wzrok na wybranku serca Rhinny. Złapał silnie dłoń studenta, zaraz jednak przyciągając go do siebie w niedźwiedzim uścisku. - Dobrze Cię widzieć, Nevan. Miło mi zobaczyć, że moja córka ma niebagatelny gust. - powiedział z serdecznym uśmiechem, odsuwając się nieco, ale tak, że właściwie byli blisko. - Nie mówiłaś, że to tak krzepki chłopak! - sapnął wesoło, po chwili śmiejąc się pod nosem, jakby to był najlepszy dowcip świata.
- Jeny, mówcie mi szybko, jak się macie? Jak minął wasz dzień? Podróż? Czy w szkole wszystko w porządku? - spojrzał pierw na Frasera, a potem na tę jasnowłosą dziewczynę, którą pamiętał w śmiesznych kituszkach za dzieciństwa. Ależ wyrosła!
- Jak studia? Rhinna wspominała, że zostałeś przy Hogwarcie - nie wiedział wiele o nim, bo córa nie kwapiła się opowiadać o miłości w wybitnie kwiecisty sposób. Skrzaty krzątały się wokoło, bo zjawienie się pana domu oznaczało szybkie przygotowania do kolacji. Uwijały się, jakby były nad nimi baty, a przecież takowe tu nie istniały. James patrzył na córkę z ciepłem w oczach, czując dumę z jej dorosłej postawy i wyboru partnera. Nie mógł oprzeć się natrętnemu pytaniu o jej szkołę i jego studia - to było jakieś jego ojcowskie automatyzmy.
- A co dalej? Czy w Hogwarcie wprowadzili wszelkie kroki, żeby zapobiec kolejnym atakom na szkołę? - zapytał, czekając na odpowiedź z ciekawością i troską. Ciągle żył tym, że w szkole nie jest bezpiecznie, a choć czasami nadopiekuńczy, to teraz starał się, jak nigdy, być obecny i być wsparciem dla córki, zwłaszcza w tak ważnych chwilach jak te. Przed studiami, przed wejściem ostatecznie w dojrzałe życie. - Rhinna, Nevan, czy rozmawialiście już co dalej z... Z Wami? Konsultowałem się ze znajomymi z pracy, którzy mają dzieci w waszym wieku, no i w sumie wyszło, że ja... Ja powinienem to wszystko zaakceptować, bez dwóch zdań. Myślę, że ślub po szkole, tuż tuż, to nic złego. Jeśli oczywiście będziecie tego chcieli - pan Hamilton wziął sobie do serca to, że ponoć jest zbyt roztaczający klatkę nad Rhinną. Starał się, na swój sposób, pokazać się teraz ze strony... Nowoczesnego ojca.
- Czy Twoi rodzice, Nevan, czy ja powinienem do nich wystąpić o spotkanie? Jak to widzicie? - spoglądał po obu zainteresowanych, wyciągając nagle różdżkę. Acciował bez słów aktówkę i szybko wyszukał w niej notatnik oraz pióro. Zaczął skrobać, mówiąc dalej. - Bo jeśli trzeba to ja to w przyszłym miesiącu wyślę anons małżeński do Proroka. A co, niech wiedzą inni!
Zrzucił z siebie płaszcz i stary kapelusz, a teczkę z papierami z Ministerstwa oparł pod wielkie lustro.
- Dzieeeeci, jestem! - wszedł dalej, a gdy pojawił się w kuchni, jego serce rozpromieniło się momentalnie, kiedy zobaczył Rhi i Nevana przy stoli. Szczególnie ją. Podszedł i czy chciała czy nie, dosłownie porwał ją w ramiona, tuląc się do niej, jak nigdy. Jeszcze się do końca nie podniosła z miejsca, a on niemalże utopił ją w tuleniu.
- Cześć, kochanie - przywitał się nad wyraz serdecznie, po chwili skupiając wzrok na wybranku serca Rhinny. Złapał silnie dłoń studenta, zaraz jednak przyciągając go do siebie w niedźwiedzim uścisku. - Dobrze Cię widzieć, Nevan. Miło mi zobaczyć, że moja córka ma niebagatelny gust. - powiedział z serdecznym uśmiechem, odsuwając się nieco, ale tak, że właściwie byli blisko. - Nie mówiłaś, że to tak krzepki chłopak! - sapnął wesoło, po chwili śmiejąc się pod nosem, jakby to był najlepszy dowcip świata.
- Jeny, mówcie mi szybko, jak się macie? Jak minął wasz dzień? Podróż? Czy w szkole wszystko w porządku? - spojrzał pierw na Frasera, a potem na tę jasnowłosą dziewczynę, którą pamiętał w śmiesznych kituszkach za dzieciństwa. Ależ wyrosła!
- Jak studia? Rhinna wspominała, że zostałeś przy Hogwarcie - nie wiedział wiele o nim, bo córa nie kwapiła się opowiadać o miłości w wybitnie kwiecisty sposób. Skrzaty krzątały się wokoło, bo zjawienie się pana domu oznaczało szybkie przygotowania do kolacji. Uwijały się, jakby były nad nimi baty, a przecież takowe tu nie istniały. James patrzył na córkę z ciepłem w oczach, czując dumę z jej dorosłej postawy i wyboru partnera. Nie mógł oprzeć się natrętnemu pytaniu o jej szkołę i jego studia - to było jakieś jego ojcowskie automatyzmy.
- A co dalej? Czy w Hogwarcie wprowadzili wszelkie kroki, żeby zapobiec kolejnym atakom na szkołę? - zapytał, czekając na odpowiedź z ciekawością i troską. Ciągle żył tym, że w szkole nie jest bezpiecznie, a choć czasami nadopiekuńczy, to teraz starał się, jak nigdy, być obecny i być wsparciem dla córki, zwłaszcza w tak ważnych chwilach jak te. Przed studiami, przed wejściem ostatecznie w dojrzałe życie. - Rhinna, Nevan, czy rozmawialiście już co dalej z... Z Wami? Konsultowałem się ze znajomymi z pracy, którzy mają dzieci w waszym wieku, no i w sumie wyszło, że ja... Ja powinienem to wszystko zaakceptować, bez dwóch zdań. Myślę, że ślub po szkole, tuż tuż, to nic złego. Jeśli oczywiście będziecie tego chcieli - pan Hamilton wziął sobie do serca to, że ponoć jest zbyt roztaczający klatkę nad Rhinną. Starał się, na swój sposób, pokazać się teraz ze strony... Nowoczesnego ojca.
- Czy Twoi rodzice, Nevan, czy ja powinienem do nich wystąpić o spotkanie? Jak to widzicie? - spoglądał po obu zainteresowanych, wyciągając nagle różdżkę. Acciował bez słów aktówkę i szybko wyszukał w niej notatnik oraz pióro. Zaczął skrobać, mówiąc dalej. - Bo jeśli trzeba to ja to w przyszłym miesiącu wyślę anons małżeński do Proroka. A co, niech wiedzą inni!
-
Wiek:
17Data:
22 wrz 2005Genetyka:
MetamorfomagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
10 I 3/4 cala Mahoń, Kieł Wampira, sztywnaZamożność:
bogatyStan cywilny:
w związku z Rhinną Hamilton - Posty: 150
- Rejestracja: 08 maja 2023, 13:45
Jeszcze nie doszło do spotkania, a Nevan czul się skrępowany i jakby nie na miejscu. Nie wiedział totalnie, czego się może spodziewać po ojcu Rhi, bo nawet nie do końca mial świadomość tego, co o nim pan Hamilton myśli. Starał się jakoś negatywnie nie nastawiać do niego, lecz to co czasami słyszał od Rhi wcale nie napawało go pozytywnymi odczuciami. Teraz czekali w kuchni. Nevan popijał kawę, a kiedy Rhi oparła się o jego ramie zerknął na nią i poklepał po głowie.
Po chwili dosłownie dało się słyszeć, że ktoś wchodzi do domu. Nevan momentalnie się spiął i czul jak serce zaczęło mu dudnić w piersi a w uszach szumieć. No to nadszedł ten moment, teraz stanie oko w oko z ojcem Rhi. I nim zdążył zareagować, cisze przerwał radosny okrzyk ojca a zaraz potem Rhi już nie było obok niego, a w ramionach ojca. Chłopak musiał się wysilić, by pochwycić z dłoni Gryfonki kubek gorącej herbaty i odstawić go na blat, nim wyleje gorąca zawartość na nich wszystkich. Własny kubek również odłożył na blat i wstał, gotowy przywitać się z gospodarzem.
- Dzień do... ugh... - Ledwo zdążył unieść dłoń, a już został pociągnięty i porwany w niedźwiedzi uścisk. Jego tężyzna fizyczna może i nie była aż tak potężna, lecz nie był cherlakiem i jakoś przetrwał uścisk czując jedynie odrobinę problem z nabraniem powietrza. Komentarz na swój temat sprawił, że zatkało go i poczuł się raczej jak na wystawie, będąc obiektem oceny. A niby się liczył z tym, że będzie oceniany, ale i tak to go zaskoczyło.
- Em... tak, wszystko dobrze. - Z zaskoczenia wyrwały go kolejne pytania i to, że pan Hamilton wpatrywał się w niego. - Tak, zostałem. Dobrze, to dopiero pierwszy rok. - Kiwnął głową unosząc dłoń do blond czupryny i podrapał się za uchem.
Potem pojawiły się kolejne pytania i nim zdążył cokolwiek powiedzieć o bezpieczeństwie w szkole James wypalił o ich planach na przyszłość i potem to wszystko w umyśle Nevana zlało się w paplaninę o ślubie i tak dalej. Fraser poczuł jak krew odpływa mu z twarzy i chyba łapała go lekka panika. Co? Jakie papiery? Jaki ślub po szkole? Prorok?!
- Pa... Panie Hamilton... - Zająknął się i na chwile zamilkł, musiał pozbierać myśli. - Myślę, że czas na rozmowę, akurat na ten temat, przyjdzie jak Rhi ukończy szkołę... - Zebrał się w sobie, żeby zabrzmieć jak najbardziej poważnie i stanowczo w tej sytuacji. - Chcemy być razem, tak. Tyle czasu jesteśmy razem i nie widzę powodu, żeby miało się cos zmienić. Na formalności przyjdzie czas...
Po chwili dosłownie dało się słyszeć, że ktoś wchodzi do domu. Nevan momentalnie się spiął i czul jak serce zaczęło mu dudnić w piersi a w uszach szumieć. No to nadszedł ten moment, teraz stanie oko w oko z ojcem Rhi. I nim zdążył zareagować, cisze przerwał radosny okrzyk ojca a zaraz potem Rhi już nie było obok niego, a w ramionach ojca. Chłopak musiał się wysilić, by pochwycić z dłoni Gryfonki kubek gorącej herbaty i odstawić go na blat, nim wyleje gorąca zawartość na nich wszystkich. Własny kubek również odłożył na blat i wstał, gotowy przywitać się z gospodarzem.
- Dzień do... ugh... - Ledwo zdążył unieść dłoń, a już został pociągnięty i porwany w niedźwiedzi uścisk. Jego tężyzna fizyczna może i nie była aż tak potężna, lecz nie był cherlakiem i jakoś przetrwał uścisk czując jedynie odrobinę problem z nabraniem powietrza. Komentarz na swój temat sprawił, że zatkało go i poczuł się raczej jak na wystawie, będąc obiektem oceny. A niby się liczył z tym, że będzie oceniany, ale i tak to go zaskoczyło.
- Em... tak, wszystko dobrze. - Z zaskoczenia wyrwały go kolejne pytania i to, że pan Hamilton wpatrywał się w niego. - Tak, zostałem. Dobrze, to dopiero pierwszy rok. - Kiwnął głową unosząc dłoń do blond czupryny i podrapał się za uchem.
Potem pojawiły się kolejne pytania i nim zdążył cokolwiek powiedzieć o bezpieczeństwie w szkole James wypalił o ich planach na przyszłość i potem to wszystko w umyśle Nevana zlało się w paplaninę o ślubie i tak dalej. Fraser poczuł jak krew odpływa mu z twarzy i chyba łapała go lekka panika. Co? Jakie papiery? Jaki ślub po szkole? Prorok?!
- Pa... Panie Hamilton... - Zająknął się i na chwile zamilkł, musiał pozbierać myśli. - Myślę, że czas na rozmowę, akurat na ten temat, przyjdzie jak Rhi ukończy szkołę... - Zebrał się w sobie, żeby zabrzmieć jak najbardziej poważnie i stanowczo w tej sytuacji. - Chcemy być razem, tak. Tyle czasu jesteśmy razem i nie widzę powodu, żeby miało się cos zmienić. Na formalności przyjdzie czas...
-
Wiek:
17Data:
15 cze 2006Genetyka:
AnimagKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
Student (I rok)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
Włos z ogona jednorożca, akacja, 10”, giętkaZamożność:
klasa średniaStan cywilny:
Moim Romeo Nevan - Posty: 624
- Rejestracja: 26 lut 2023, 17:14
I w momencie, gdy usłyszała jak ojciec wchodzi do domu - jeszcze zanim krzyknął - Rhi wiedziała, że to będzie ciężka przeprawa. Nevan mógł poczuć, jak drgnęła, gdy usłyszała otwierane drzwi. Już milion myśli przeszło jej przez głowę - czy może powinna stać i czekać pod drzwiami, odsunąć się od chłopaka, czy coś jeszcze innego, ale nie zdążyła tak naprawdę zareagować dostatecznie szybko. Gdy krzyknął oznajmiając swoje przybycie, Rhi chciała wstać, by przywitać się z ojcem, jednak ten nie dał jej nawet się wyprostować. Ledwo co utrzymała kubek z gorącą herbatą, który po chwili zniknął z jej dłoni dzięki Nevanowi. Dobrze, nie chciałaby nikogo oblać gorącym płynem, zrobiłoby się tylko zamieszanie.
- Cześć, cześć, ale daj mi wstać chociaż! - mruknęła, starając się przekręcić tak, by stać przodem do ojca i by nie musiała być na wpół niewygodnie zgięta. Ale ojciec zaraz ją puścił i zajął się Fraserem. Cóż, może nawet odetchnęła, stając wyprostowaną, ale zaraz poczuła jak stres zaczyna ją zjadać. A po słowach ojca... Cóż, na twarzy Hamilton pojawiło się zaskoczenie, a po chwili jej policzki stały się różowe. Niebagatelny gust? No, James Hamilton, to żeś rzucił...
Zaraz jednak wzięła głębszy wdech, próbując się uspokoić. Jak zacznie się denerwować, nic nie wyjdzie z żadnej rozmowy, a już zwłaszcza z normalnej, na którą się nastawiała. Odchrząknęła cicho.
- Podróż spokojnie, bez problemów i stresów. Przyjechaliśmy pociągiem. Byliśmy niedawno u cioci Priscilli, przed świętami chciałam ją odwiedzić. - wiedziała, że ojciec jakoś super przyjacielsko nie traktował ciotki, była bardziej przyjaciółką jej mamy, jednak wiedział o tym, że zawsze może na nią liczyć, w razie co.
Mimo, że gdzieś tam w środku przeszło jej przez myśl, by odpowiadać też na pytanie dotyczące Nevana - głównie dlatego, że jej ojciec chciał wiedzieć dużo za dużo i najlepiej od razu - to jednak poczekała aż chłopak odpowie. Nie byłoby zapewne w tym nic złego, wolała trzymać rękę na pulsie. Zwłaszcza, że ojciec coraz bardziej rozkręcał i już czuła, że zaraz to będzie przejażdżka bez trzymanki...
Poczuła jak chłodny dreszcz przechodzi po jej kręgosłupie. Wspomniała automatycznie ich ostatnią rozmowę, zakończoną - na szczęście może? - przedwcześnie, gdy ojciec otrzymał sowę z Ministerstwa i musiał wracać do Londynu szybciej. A teraz znów zadawał pytania dotyczące bezpieczeństwa w Hogwarcie. Rhinna przełknęła szybko ślinę.
- Hogwart jest bezpieczny jak zawsze. Jest tam spokojnie, nic się takiego nie dzieje. - mruknęła cicho, nie chcąc mu mówić, że w sumie to się nic nie zmieniło tak dokładnie, bo ojciec zaraz by wyskoczył z drążeniem znów tego tematu.
A tak przerzucił się na inny i... Nie był to temat, którego Rhi spodziewała się szybko w tym domu. Zaraz, chwila, moment, co tu się tak właściwie zadziało? Rhinna zamrugała zaskoczona oczami czując, jak pali ją twarz. Jej policzki momentalnie stały się całe czerwone, szybko uniosła dłonie i przysłoniła nimi skórę na twarzy. Czemu ojciec wypalił tak nagle o ślubie? Co ma w tym momencie akceptować? Nim jednak zdążyła sama odpowiedzieć, Nevan szybciej zebrał się w sobie.
A jego słowa spowodowały jeszcze szybsze bicie serca u dziewczyny. No niby nic, na razie się wstrzymajmy, jest za wcześnie... To jednak świadomość, że taki temat jednak gdzieś się - no kurde, za niedługo już! - może pojawić, wcale jej nie uspokajało. W sumie, tak dużo się działo ostatnio w jej życiu, w ich życiu, że rzadko kiedy rozmawiali na temat ich zwiazku. Więc takie głośne stwierdzenie Nevana, że chcą być razem gdzieś spowodowało te tak zwane motyle w brzuchu u dziewczyny. Zaraz jednak doszła do wniosku, że to nadal jest za wcześnie na takie rozmowy i musi przystopować ojca. A co, jak się rozpędzi i już nie przystopuje jego zapędów? Szybko odsunęła dłonie od twarzy, nadal paląc na niej buraka i odchrząknęła, starając się zebrać w sobie.
- T-tato, to chyba trochę... Za wcześnie, na takie rozmowy. Tak.. Tak jak Nevan mówi, ja jeszcze nie skończyłam szkoły, więc planowanie ślubu wydaje mi się być trochę za wczesne? Wiem, że Nevan jest już na studiach, ale obydwoje na razie mamy inne rzeczy na głowie, ja skończenie szkoły, Nevan studia i nie sądzę, by ślub w tym momencie był dobrym pomysłem. A już tym bardziej nie musimy oświadczać tego całemu światu, prawda? Jak przyjdzie odpowiednia chwila, to możemy tak zrobić, ale... Ale na razie chyba jesteśmy na to za młodzi. Dużym zaskoczeniem dla wszystkich dookoła był sam nasz związek, więc... Ślub teraz to trochę za.. za dużo...- gadała i gadała, bez ładu i składu, ale na szybko przeszło jej przez myśl, że mogła w tym momencie dawać też jasno do zrozumienia, że ona wcale ślubem nie jest zainteresowana i nie chce aż tak się wiązać z Fraserem. Problem polega na tym, że Rhinna w nerwach, tak dużych jak teraz i w stresie rzadko kiedy myślała o tym, co mówi, i tak... - Oczywiście, że chcę! - rzuciła szybkie spojrzenie na Frasera kątem oka, gdy doszło do niej, co tak właściwie teraz powiedziała. Czując jak zapada się powoli ze wstydu, jak odpalił jej się słowotok, szybko wbiła spojrzenie w ziemię i splotła palce dłoni przed sobą, zaciskając je delikatnie w nerwach. Odchrząknęła i przygryzła się w język, nie chcąc więcej mówić. To tylko błędne koło. Spróbowała więc zmienić nieco temat.
- Chcesz herbaty, kawy? - szybko się odwróciła, zawstydzona swoim zachowaniem i podeszła do blatu kuchennego, wyciągając z szafki kubek z zamiarem zrobienia czegoś ciepłego do picia. W uszach dudniało jej bicie serca, miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi i tyle będzie. Albo zemdleje. A może powinna?
- Cześć, cześć, ale daj mi wstać chociaż! - mruknęła, starając się przekręcić tak, by stać przodem do ojca i by nie musiała być na wpół niewygodnie zgięta. Ale ojciec zaraz ją puścił i zajął się Fraserem. Cóż, może nawet odetchnęła, stając wyprostowaną, ale zaraz poczuła jak stres zaczyna ją zjadać. A po słowach ojca... Cóż, na twarzy Hamilton pojawiło się zaskoczenie, a po chwili jej policzki stały się różowe. Niebagatelny gust? No, James Hamilton, to żeś rzucił...
Zaraz jednak wzięła głębszy wdech, próbując się uspokoić. Jak zacznie się denerwować, nic nie wyjdzie z żadnej rozmowy, a już zwłaszcza z normalnej, na którą się nastawiała. Odchrząknęła cicho.
- Podróż spokojnie, bez problemów i stresów. Przyjechaliśmy pociągiem. Byliśmy niedawno u cioci Priscilli, przed świętami chciałam ją odwiedzić. - wiedziała, że ojciec jakoś super przyjacielsko nie traktował ciotki, była bardziej przyjaciółką jej mamy, jednak wiedział o tym, że zawsze może na nią liczyć, w razie co.
Mimo, że gdzieś tam w środku przeszło jej przez myśl, by odpowiadać też na pytanie dotyczące Nevana - głównie dlatego, że jej ojciec chciał wiedzieć dużo za dużo i najlepiej od razu - to jednak poczekała aż chłopak odpowie. Nie byłoby zapewne w tym nic złego, wolała trzymać rękę na pulsie. Zwłaszcza, że ojciec coraz bardziej rozkręcał i już czuła, że zaraz to będzie przejażdżka bez trzymanki...
Poczuła jak chłodny dreszcz przechodzi po jej kręgosłupie. Wspomniała automatycznie ich ostatnią rozmowę, zakończoną - na szczęście może? - przedwcześnie, gdy ojciec otrzymał sowę z Ministerstwa i musiał wracać do Londynu szybciej. A teraz znów zadawał pytania dotyczące bezpieczeństwa w Hogwarcie. Rhinna przełknęła szybko ślinę.
- Hogwart jest bezpieczny jak zawsze. Jest tam spokojnie, nic się takiego nie dzieje. - mruknęła cicho, nie chcąc mu mówić, że w sumie to się nic nie zmieniło tak dokładnie, bo ojciec zaraz by wyskoczył z drążeniem znów tego tematu.
A tak przerzucił się na inny i... Nie był to temat, którego Rhi spodziewała się szybko w tym domu. Zaraz, chwila, moment, co tu się tak właściwie zadziało? Rhinna zamrugała zaskoczona oczami czując, jak pali ją twarz. Jej policzki momentalnie stały się całe czerwone, szybko uniosła dłonie i przysłoniła nimi skórę na twarzy. Czemu ojciec wypalił tak nagle o ślubie? Co ma w tym momencie akceptować? Nim jednak zdążyła sama odpowiedzieć, Nevan szybciej zebrał się w sobie.
A jego słowa spowodowały jeszcze szybsze bicie serca u dziewczyny. No niby nic, na razie się wstrzymajmy, jest za wcześnie... To jednak świadomość, że taki temat jednak gdzieś się - no kurde, za niedługo już! - może pojawić, wcale jej nie uspokajało. W sumie, tak dużo się działo ostatnio w jej życiu, w ich życiu, że rzadko kiedy rozmawiali na temat ich zwiazku. Więc takie głośne stwierdzenie Nevana, że chcą być razem gdzieś spowodowało te tak zwane motyle w brzuchu u dziewczyny. Zaraz jednak doszła do wniosku, że to nadal jest za wcześnie na takie rozmowy i musi przystopować ojca. A co, jak się rozpędzi i już nie przystopuje jego zapędów? Szybko odsunęła dłonie od twarzy, nadal paląc na niej buraka i odchrząknęła, starając się zebrać w sobie.
- T-tato, to chyba trochę... Za wcześnie, na takie rozmowy. Tak.. Tak jak Nevan mówi, ja jeszcze nie skończyłam szkoły, więc planowanie ślubu wydaje mi się być trochę za wczesne? Wiem, że Nevan jest już na studiach, ale obydwoje na razie mamy inne rzeczy na głowie, ja skończenie szkoły, Nevan studia i nie sądzę, by ślub w tym momencie był dobrym pomysłem. A już tym bardziej nie musimy oświadczać tego całemu światu, prawda? Jak przyjdzie odpowiednia chwila, to możemy tak zrobić, ale... Ale na razie chyba jesteśmy na to za młodzi. Dużym zaskoczeniem dla wszystkich dookoła był sam nasz związek, więc... Ślub teraz to trochę za.. za dużo...- gadała i gadała, bez ładu i składu, ale na szybko przeszło jej przez myśl, że mogła w tym momencie dawać też jasno do zrozumienia, że ona wcale ślubem nie jest zainteresowana i nie chce aż tak się wiązać z Fraserem. Problem polega na tym, że Rhinna w nerwach, tak dużych jak teraz i w stresie rzadko kiedy myślała o tym, co mówi, i tak... - Oczywiście, że chcę! - rzuciła szybkie spojrzenie na Frasera kątem oka, gdy doszło do niej, co tak właściwie teraz powiedziała. Czując jak zapada się powoli ze wstydu, jak odpalił jej się słowotok, szybko wbiła spojrzenie w ziemię i splotła palce dłoni przed sobą, zaciskając je delikatnie w nerwach. Odchrząknęła i przygryzła się w język, nie chcąc więcej mówić. To tylko błędne koło. Spróbowała więc zmienić nieco temat.
- Chcesz herbaty, kawy? - szybko się odwróciła, zawstydzona swoim zachowaniem i podeszła do blatu kuchennego, wyciągając z szafki kubek z zamiarem zrobienia czegoś ciepłego do picia. W uszach dudniało jej bicie serca, miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi i tyle będzie. Albo zemdleje. A może powinna?
-
Wiek:
99Data:
Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Różdzka:
Zamożność:
Stan cywilny:
- Posty: 176
- Rejestracja: 03 kwie 2023, 20:53
Ciężki temat, ciężki orzech do zgryzienia. Sam James Hamilton nie do końca wiedział, co należy myśleć o wybranku serca swojej JEDYNEJ córeczki. Świadomość tego, jak ciężkie czasy nadeszły w świecie magicznych nie pomagała mu podejść do spotkania, jak do niczym niewzruszonego spędu rodzinnego. Musiał się dowiedzieć co nieco o Fraserze, a tak przynajmniej podpowiedziały mu jego znajome z pracy. I trzymał się wycyrklowanego w głowie scenariusza, który mówił mu jasno: najpierw trzeba się normalnie przywitać i podpytać, jak nieco mniej krępujące rzeczy mają miejsce. Czy rozpoczęcie rozmowy od tego, że Hogwart winien był podbić swoje mury ochronnymi zaklęciami albo czy może konkubinat nie powinien zostać przeniesiony na prawnie sensowny związek to były tematy, które można podciągnąć pod mało frasujące? Wątpliwe, ale pewność Jamesa zwiastowała jedno. Odpowiedzi będzie wymagał.
Zaskoczenie młodych kompletnie nie sprowadziło rodzica Rhinny na ziemię. Ani nawet kolor jej policzków nie sprawił, że pan Hamilton pomyślałby ponownie, że może koleżanki z pracy zrozumiały go kompletnie na opak i tu jeszcze nie jest tak jednoznacznie celujący w zamążpójście związek. Nie teraz, oczywiście. Zerknął z Nevana na Rhi i znów na jej lubego, unosząc brwi wyżej. Nie pojmował, czemu się tak nagle niby zaaferowali tematami przez niego poruszanymi. Jeszcze nie pytał o potomków i wychowanie...
- Co? Jakie za wcześnie? - pufnął pod nosem, wzdrygając się jednocześnie. Pochylił się do stołu, gdy jeszcze Rhinna była obok, więc i ona i Nevcio mogli słyszeć, co zdradza pan domu. Tajemnice niemalże narodowe Ministerstwa Magii. Chwała jednak była taka, że nie musiał akurat tego zatrzymywać, bo większość informacji była w Proroku. - Zobaczycie, że poplecznicy Zakonu Bazyliszka będą jeszcze współpracować z goblinami. Będą i zrobią nam problem. I wtedy dopiero będziecie się zastanawiać, czy to już odpowiedni moment na ślub czy nie, gdy uzdrowiciele nie będą chcieli wam o sobie mówić, o waszym zdrowiu. Ja wszystko to wiem. Tak będzie. Ja umrę i nie będę na ślubie - zarekomendował to, co słyszał już wielokrotnie, a czego nie podpowiedział ani córce ani synowi. Że ktoś mu wywróżył rychłą śmierć, a chociaż nie był nigdy przesądny to ból, jaki rozlał się mu wtedy w klatce był tak znaczący, że zrobił na nim wrażenie. Piorunujące wrażenie, bo dnia następnego miał badania w Mungu (czego Rhi też nie wie).
- Ale dobrze... Może na Proroka za wcześnie... - cmoknął z niezadowoleniem i cofnął się pospiesznie na oparcie krzesła. Gdy jasnowłosa dziewoja z domu lwa ruszyła do kuchni, zerknął za nią, mówiąc swobodnie:
- Meliskę, słonko - na uspokojenie może się mu przydałby jakiś eliksir rozweselający, a młodym veritaserum by dodał. Żeby przypadkiem nikt nie kłamał przy nim! Gdy dziewoja odeszła już dalej, szybko machnął różdżką, mamrocząc: - Muffliato... - ciche szepty zmieniły się w uszach Rhi w brzęczenie, a skrzaty nagle nieco głośniej zdawały się pracować, przez co słyszeć rozmów nie mogła, jakie miały chwilowo miejsce w salonie czy jadalni. James Hamilton, obróciwszy się przodem do Nevana, uniósł nieco wyżej brwi i przestał się uśmiechać.
- Jakie masz zamiary względem mojej córki, młody człowieku? Czy pilnujesz jej w tej parszywej szkole? Atak wilkołaków nie jest jedynym, co wzburza tymi murami... Wierz mi na słowo, miej ją na oku! I Travers. Czy ten warchlak w końcu dał jej spokój? Nevan, młodzieńcze, proszę mieć w pogotowiu wszelkie dostępności, jakie masz, żeby mojej córce włos... Powtarzam... Włos z głowy jej spaść nie może - pochylił się do studenta, a w oczach błysła mu poważna nadopiekuńczość, która podsycona była tym, jak Prince, brat Rhinny, odsunął się od rodziny. - Wolałbym, żeby wróciła do domu. Na pewno masz wpływ na to, jakie podejmuje decyzje. Może byś coś jej podpowiedział? Teraz jeszcze... Widząc Ciebie czuję się nieco lepiej z tym, że jest tak daleko ode mnie, ale... Jeśli cokolwiek się stanie na skalę ponad lokalną, Nevan, ja naprawdę jestem skory zabrać ją z zamku siłą. I potem najwyżej będę zbierał baty bycia okropnym ojcem, ale... - nagle mężczyzna pociągnął nosem, jakby miał poważnie rozkleić się emocjonalnie. Tu jednak jego krótkie, niemocne zaklęcie wyciszające rozmowę opadło, a Rhinna wróciła bliżej. James zdążył więc powiedzieć:
- No i co z Twoimi rodzicami? Czy będzie mi dane ich poznać? Kiedy? Mogę sam się teleportować i kupię specjalnie zdobione ikrą kelpi przekąski - zarekomendował rarytasy na miarę spotkania z przyszłymi teściami Rhinny.
Zaskoczenie młodych kompletnie nie sprowadziło rodzica Rhinny na ziemię. Ani nawet kolor jej policzków nie sprawił, że pan Hamilton pomyślałby ponownie, że może koleżanki z pracy zrozumiały go kompletnie na opak i tu jeszcze nie jest tak jednoznacznie celujący w zamążpójście związek. Nie teraz, oczywiście. Zerknął z Nevana na Rhi i znów na jej lubego, unosząc brwi wyżej. Nie pojmował, czemu się tak nagle niby zaaferowali tematami przez niego poruszanymi. Jeszcze nie pytał o potomków i wychowanie...
- Co? Jakie za wcześnie? - pufnął pod nosem, wzdrygając się jednocześnie. Pochylił się do stołu, gdy jeszcze Rhinna była obok, więc i ona i Nevcio mogli słyszeć, co zdradza pan domu. Tajemnice niemalże narodowe Ministerstwa Magii. Chwała jednak była taka, że nie musiał akurat tego zatrzymywać, bo większość informacji była w Proroku. - Zobaczycie, że poplecznicy Zakonu Bazyliszka będą jeszcze współpracować z goblinami. Będą i zrobią nam problem. I wtedy dopiero będziecie się zastanawiać, czy to już odpowiedni moment na ślub czy nie, gdy uzdrowiciele nie będą chcieli wam o sobie mówić, o waszym zdrowiu. Ja wszystko to wiem. Tak będzie. Ja umrę i nie będę na ślubie - zarekomendował to, co słyszał już wielokrotnie, a czego nie podpowiedział ani córce ani synowi. Że ktoś mu wywróżył rychłą śmierć, a chociaż nie był nigdy przesądny to ból, jaki rozlał się mu wtedy w klatce był tak znaczący, że zrobił na nim wrażenie. Piorunujące wrażenie, bo dnia następnego miał badania w Mungu (czego Rhi też nie wie).
- Ale dobrze... Może na Proroka za wcześnie... - cmoknął z niezadowoleniem i cofnął się pospiesznie na oparcie krzesła. Gdy jasnowłosa dziewoja z domu lwa ruszyła do kuchni, zerknął za nią, mówiąc swobodnie:
- Meliskę, słonko - na uspokojenie może się mu przydałby jakiś eliksir rozweselający, a młodym veritaserum by dodał. Żeby przypadkiem nikt nie kłamał przy nim! Gdy dziewoja odeszła już dalej, szybko machnął różdżką, mamrocząc: - Muffliato... - ciche szepty zmieniły się w uszach Rhi w brzęczenie, a skrzaty nagle nieco głośniej zdawały się pracować, przez co słyszeć rozmów nie mogła, jakie miały chwilowo miejsce w salonie czy jadalni. James Hamilton, obróciwszy się przodem do Nevana, uniósł nieco wyżej brwi i przestał się uśmiechać.
- Jakie masz zamiary względem mojej córki, młody człowieku? Czy pilnujesz jej w tej parszywej szkole? Atak wilkołaków nie jest jedynym, co wzburza tymi murami... Wierz mi na słowo, miej ją na oku! I Travers. Czy ten warchlak w końcu dał jej spokój? Nevan, młodzieńcze, proszę mieć w pogotowiu wszelkie dostępności, jakie masz, żeby mojej córce włos... Powtarzam... Włos z głowy jej spaść nie może - pochylił się do studenta, a w oczach błysła mu poważna nadopiekuńczość, która podsycona była tym, jak Prince, brat Rhinny, odsunął się od rodziny. - Wolałbym, żeby wróciła do domu. Na pewno masz wpływ na to, jakie podejmuje decyzje. Może byś coś jej podpowiedział? Teraz jeszcze... Widząc Ciebie czuję się nieco lepiej z tym, że jest tak daleko ode mnie, ale... Jeśli cokolwiek się stanie na skalę ponad lokalną, Nevan, ja naprawdę jestem skory zabrać ją z zamku siłą. I potem najwyżej będę zbierał baty bycia okropnym ojcem, ale... - nagle mężczyzna pociągnął nosem, jakby miał poważnie rozkleić się emocjonalnie. Tu jednak jego krótkie, niemocne zaklęcie wyciszające rozmowę opadło, a Rhinna wróciła bliżej. James zdążył więc powiedzieć:
- No i co z Twoimi rodzicami? Czy będzie mi dane ich poznać? Kiedy? Mogę sam się teleportować i kupię specjalnie zdobione ikrą kelpi przekąski - zarekomendował rarytasy na miarę spotkania z przyszłymi teściami Rhinny.
-
Wiek:
17Data:
22 wrz 2005Genetyka:
MetamorfomagKrew:
CzystaZdrowie:
100Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
10 I 3/4 cala Mahoń, Kieł Wampira, sztywnaZamożność:
bogatyStan cywilny:
w związku z Rhinną Hamilton - Posty: 150
- Rejestracja: 08 maja 2023, 13:45
Pojawienie się ojca Rhi i powitanie były bardzo intensywne. Nevan czuł odrobinę, jak go cała ta sytuacja przytłacza, lecz musiał zacisnąć zęby i poczekać, aż pan Hamilton się uspokoi. O ile w ogóle miał zamiar. A to było trudne, od razu padły ciężkie tematy i pytania. Razem z Rhi nie spodziewali się od razu deklaracji na temat tego, co planują w przyszłości razem, chociaż jakby to dla nich było oczywiste że będą razem, a w okół jest jeszcze wiele innych ważnych tematów. Chociażby edukacja i przyszła praca, Nevan może i mógł sobie pozwolić na ślub na studiach i tak dalej, ale jakoś nie czuł się na tyle samodzielny i dojrzały, żeby od razu układać sobie życie. Poza tym mieszkał w akademiku a Rhi w dormitorium szkolnym, to byłaby dziwna sytuacja, gdyby byli po ślubie.
Rhi poparła go i przyznała rację, że jest jeszcze za wcześnie na to wszystko. Ledwo przeszli magiczną granicę dorosłości, a już ich zaganiano do odhaczania pełnej listy dorosłych spraw. Lecz za chwilę pan Hamilton zaczął wyskakiwać z tematami kryzysu i niebezpieczeństw jakie mogą przeszkodzić ich planom, Nevan zmarszczył brwi.
- Przepraszam, ale jaki to ma związek z nami? - Bąknął wyraźnie zbity z tropu teoriami, które właśnie usłyszał.
Później jednak Rhi postanowiła pójść do kuchni i przygotować ojcu coś do picia. A po chwili nastąpiło coś, czego Nevan się totalnie nie spodziewał. Pan Hamilton spoważniał i rzucił zaklęcie, aby jego córka nie słyszała ich rozmowy. Całe skrępowanie jakby wyparowało i w to miejsce pojawiło się czyste zdumienie i irytacja. Ojciec Rhi posunął się do obrzydliwego kroku, by przeciwko niej nagabywać jej chłopaka. A dopiero co zaczęli spotkanie, dopiero się poznali, pięknie. Nevan siedział przed paplającym Hamiltonem poważny i chmurny. Na dodatek jeszcze poczuł groźbę w powietrzu.
- Panie Hamilton. - Zaczął chłodnym tonem. Na szczęście rodzice nie raz i nie dwa mieli okazję nauczyć Nevana, że w poważnych sytuacjach należy zachować spokój i powagę. Głos chłopaka nawet nie drgnął. - Moje zamiary względem pana córki są jak najbardziej życzliwe i nie mam zamiaru robić niczego przeciwko niej i jej woli. Szkoła jest bezpieczna i nic nie ma się prawa tam stać Rhinnie ani innemu uczniowi. Przy mnie Rhi jest bezpieczna, szkolę się na aurora i pomagam jej z treningami zaklęć bojowych i samoobrony. Poza tym, zechciałbym przypomnieć, że Rhi spędziła większość czasu swojego porwania właśnie w Londynie. Przykro mi, ale nie zgadzam się z panem. Rhinna jest dorosła i sama decyduje o sobie, chce ukończyć szkołę i iść na studia, rozwijać się i kształcić. Więc nie wiem, jak pan chce ja siłą zabrać ze szkoły. Chce ją w takim wypadku zamknąć, tutaj? - Nevan śmiało wątpił, że ojciec Rhi jest w stanie uchronić ją przed kimkolwiek. Na pewno nie przed wielkim zagrożeniem. - Pod kluczem? Odciąć od świata? W jakim celu?
Stan, w jakim był ojciec Rhinny wcale się nie podobał chłopakowi. Może Rhi powinna zasugerować ojcu, by udał się do psychologa czy coś. Bo to co mówił było bardzo nie na miejscu i godziło w osobę jego własnej córki. Kiedy Rhi wróciła, na pewno od razu dostrzegła, że Nevan jest mocno wytrącony z równowagi. Siedział blady przed jej ojcem z wojowniczym spojrzeniem.
- Oczywiście, nie mogą się doczekać, aż pana poznają. - Zmiana tematu nie sprawiła, aby Nevan pozwolił się rozproszyć a kultura wymagała odpowiedzi. - Najbliższy weekend brzmi idealnie. Moja rodzina wróci do tego czasu do Wielkiej Brytanii.
Rhi poparła go i przyznała rację, że jest jeszcze za wcześnie na to wszystko. Ledwo przeszli magiczną granicę dorosłości, a już ich zaganiano do odhaczania pełnej listy dorosłych spraw. Lecz za chwilę pan Hamilton zaczął wyskakiwać z tematami kryzysu i niebezpieczeństw jakie mogą przeszkodzić ich planom, Nevan zmarszczył brwi.
- Przepraszam, ale jaki to ma związek z nami? - Bąknął wyraźnie zbity z tropu teoriami, które właśnie usłyszał.
Później jednak Rhi postanowiła pójść do kuchni i przygotować ojcu coś do picia. A po chwili nastąpiło coś, czego Nevan się totalnie nie spodziewał. Pan Hamilton spoważniał i rzucił zaklęcie, aby jego córka nie słyszała ich rozmowy. Całe skrępowanie jakby wyparowało i w to miejsce pojawiło się czyste zdumienie i irytacja. Ojciec Rhi posunął się do obrzydliwego kroku, by przeciwko niej nagabywać jej chłopaka. A dopiero co zaczęli spotkanie, dopiero się poznali, pięknie. Nevan siedział przed paplającym Hamiltonem poważny i chmurny. Na dodatek jeszcze poczuł groźbę w powietrzu.
- Panie Hamilton. - Zaczął chłodnym tonem. Na szczęście rodzice nie raz i nie dwa mieli okazję nauczyć Nevana, że w poważnych sytuacjach należy zachować spokój i powagę. Głos chłopaka nawet nie drgnął. - Moje zamiary względem pana córki są jak najbardziej życzliwe i nie mam zamiaru robić niczego przeciwko niej i jej woli. Szkoła jest bezpieczna i nic nie ma się prawa tam stać Rhinnie ani innemu uczniowi. Przy mnie Rhi jest bezpieczna, szkolę się na aurora i pomagam jej z treningami zaklęć bojowych i samoobrony. Poza tym, zechciałbym przypomnieć, że Rhi spędziła większość czasu swojego porwania właśnie w Londynie. Przykro mi, ale nie zgadzam się z panem. Rhinna jest dorosła i sama decyduje o sobie, chce ukończyć szkołę i iść na studia, rozwijać się i kształcić. Więc nie wiem, jak pan chce ja siłą zabrać ze szkoły. Chce ją w takim wypadku zamknąć, tutaj? - Nevan śmiało wątpił, że ojciec Rhi jest w stanie uchronić ją przed kimkolwiek. Na pewno nie przed wielkim zagrożeniem. - Pod kluczem? Odciąć od świata? W jakim celu?
Stan, w jakim był ojciec Rhinny wcale się nie podobał chłopakowi. Może Rhi powinna zasugerować ojcu, by udał się do psychologa czy coś. Bo to co mówił było bardzo nie na miejscu i godziło w osobę jego własnej córki. Kiedy Rhi wróciła, na pewno od razu dostrzegła, że Nevan jest mocno wytrącony z równowagi. Siedział blady przed jej ojcem z wojowniczym spojrzeniem.
- Oczywiście, nie mogą się doczekać, aż pana poznają. - Zmiana tematu nie sprawiła, aby Nevan pozwolił się rozproszyć a kultura wymagała odpowiedzi. - Najbliższy weekend brzmi idealnie. Moja rodzina wróci do tego czasu do Wielkiej Brytanii.
-
Wiek:
17Data:
15 cze 2006Genetyka:
AnimagKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
Student (I rok)Pozycja w quidditchu:
ŚcigającyRóżdzka:
Włos z ogona jednorożca, akacja, 10”, giętkaZamożność:
klasa średniaStan cywilny:
Moim Romeo Nevan - Posty: 624
- Rejestracja: 26 lut 2023, 17:14
Wiadome było, że prędzej czy później temat ślubu, formalności pojawi się między Nevanem a Rhi. Fakt, Rhinna w głowie czasami zastanawiała się, jak to będzie być Panią Fraser, jednak była święcie przekonana, że jest na to za wcześnie, a ewentualne rozmowy na ten temat pojawią się może na studiach? Dlatego ojciec ją tak zaskoczył i jak dobrze widziała, nie tylko ją. Nevan dodatkowo musiał być mocno zestresowany, bo nie dość, że to tak naprawdę pierwsze spotkanie z jej ojcem, to ten jeszcze wyskoczył z grubej rury! Zdecydowanie ZA grubej. Już się zastanawiała, czy nie powinna ojcu zacząć suszyć głowy za takie zrzucenie na młodych bomby, ale ten zaczął coś gadać o goblinach i Zakonie.
Może powinna teraz zmienić już temat? Postanowiła jednak wpierw zrobić coś do picia ojcu, a potem po prostu usiąść przy stole i obgadać naprawdę ważne tematy. Nie to, że uważała temat związku za błahy, oczywiście, że nie, jednak biorąc pod uwagę to, co się działo na świecie...
Gdy znalazła się w kuchni przez parę sekund nie zwróciła uwagi na brzęczenie w uszach, choć zaczęło się to robić denerwujące. Zerknęła w pewnym momencie w stronę ojca i Nevana, a widząc, że rozmawiają, przeszło jej przez myśl, że albo jednak nie ma tak dobrego słuchu jak jej się wydawało, albo... Albo ojciec postarał się, by ona nic nie słyszała. A jeśli to było to drugie... Hamilton westchnęła. Te całe pierwsze 15 minut spotkania było tak absurdalne...
- Melisę, dobrze, zrobię Ci potrójną, żebyś się uspokoił, ugh... - mruknęła pod nosem, wkurzając się jeszcze bardziej na brzęczenie w uszach. Miała wyczulony słuch, tym bardziej ją to denerwowało. A gdy melisa - podwójna, żeby nie było by uśpić ojca czy coś - była gotowa, nie zwlekając wróciła do salonu.
Na tyle dobrze znała Frasera, by wiedzieć z marszu, że wcale nie jest najlepiej. Może jeszcze nie najgorzej, bo panował chociażby nad metamorfomagią, ale na pewno nie jest dobrze. Spojrzała na niego i stając na moment za ojcem, gdy ten na nią nie patrzył, samej patrząc na swojego chłopaka, wskazała palcem na swoje uszy, unosząc do góry brwi. Podejrzewała, że ojciec mógł rzucić na nią zaklęcie i ciekawiło ją, czy to tylko jej wymysły, czy może jednak szczera prawda. Niezależnie od reakcji Nevana, czy chłopak ją w ogóle dojrzał, bo w nerwach to różnie mogło być i nie zamierzała mieć najmniejszych pretensji widząc wytrącenie z równowagi ukochanego - postawiła przed ojcem melisę, samej nie siadając, a kierując się za blondyna. Stanęła na Nevanem, kładąc mu łagodnie ręce na ramionach i korzystając, że była wyższa - skoro on siedział, a ona stała - schyliła się i dała chłopakowi całusa w czubek głowy. Delikatnie zacisnęła palce na jego ciele, chcąc w pewien sposób dodać mu otuchy. Tematy były naprawdę kiepskie i zamierzała teraz je nieco zmienić (wpierw dopowiadając do tematu ewentualnego spotkania ojca z rodzicami Nevana...) - sama ledwo co wytrzymywała, nadal była zarumieniona na policzkach cały czas. Swoją drogą, gdyby tylko wiedziała, że ojciec sugeruje się tym, co powiedziały mu koleżanki w pracy... Zapewne by inaczej na to patrzyła, a na pewno starała się ojca nakierować na odpowiednią rozmowę.
- Przyszły weekend? Będziemy chyba jeszcze u Twoich rodziców, prawda? - nachyliła się nieco, kierując spojrzenie na Nevana przez jego ramię. Czy chciała zostawić rodziców chłopaka sam na sam ze swoim nadopiekuńczym ojcem? Co prawda nie wiedziała tak dokładnie jeszcze, jakie mają plany na Sylwestra, a to przecież miało być tuż przed, ale nieważne - nie zamierzała pozwolić, by ojciec spotkał się sam na sam z państem Fraser. Po prostu nie i już, wolała być przy tym, bo jak ojciec zaraz zacznie gadać o ślubie, a ona dowie się o tym później - nie pokaże się na oczy rodzicom Nevana przez rok co najmniej.
Nie odsuwając się od chłopaka, cały czas trzymając mu dłonie na ramionach i opierając się delikatnie ciałem o jego plecy, skierowała nieco poważniejsze spojrzenie na ojca. Odchrząknęła cicho, dając jasno do zrozumienia, że przechodzi na nieco inne tematy - a przynajmniej na takie by chciała przejść.
- Czemu mówisz, że umrzesz i nie będziesz na ślubie? Coś się stało, o czym nie wiem? - jej wzrok zrobił się nieco bardziej podejrzliwy. Brała pod uwagę takie okoliczności, mówiąc szczerze. Że ojciec zataja przed nią istotne informacje i to nawet nie tylko takie, które dotyczą jego pracy. Pod tym kątem była pewna, że po prostu nie mógł jej wszystkiego powiedzieć. Nie mniej nie powstrzymywało jej to od pytania. - I o co chodzi z Zakonem Bazyliszka i Goblinami? Po ucieczce Greybacka z Azkabanu... - w tym momencie dziewczyna lekko drgnęła, a łagodny ucisk jej dłoni na ramionach chłopaka na ułamek sekundy się stał się mocniejszy. - ...pisali o nich w Proroku. Tato, co tak właściwie się dzieje w świecie goblińskim? I naszym?
Może powinna teraz zmienić już temat? Postanowiła jednak wpierw zrobić coś do picia ojcu, a potem po prostu usiąść przy stole i obgadać naprawdę ważne tematy. Nie to, że uważała temat związku za błahy, oczywiście, że nie, jednak biorąc pod uwagę to, co się działo na świecie...
Gdy znalazła się w kuchni przez parę sekund nie zwróciła uwagi na brzęczenie w uszach, choć zaczęło się to robić denerwujące. Zerknęła w pewnym momencie w stronę ojca i Nevana, a widząc, że rozmawiają, przeszło jej przez myśl, że albo jednak nie ma tak dobrego słuchu jak jej się wydawało, albo... Albo ojciec postarał się, by ona nic nie słyszała. A jeśli to było to drugie... Hamilton westchnęła. Te całe pierwsze 15 minut spotkania było tak absurdalne...
- Melisę, dobrze, zrobię Ci potrójną, żebyś się uspokoił, ugh... - mruknęła pod nosem, wkurzając się jeszcze bardziej na brzęczenie w uszach. Miała wyczulony słuch, tym bardziej ją to denerwowało. A gdy melisa - podwójna, żeby nie było by uśpić ojca czy coś - była gotowa, nie zwlekając wróciła do salonu.
Na tyle dobrze znała Frasera, by wiedzieć z marszu, że wcale nie jest najlepiej. Może jeszcze nie najgorzej, bo panował chociażby nad metamorfomagią, ale na pewno nie jest dobrze. Spojrzała na niego i stając na moment za ojcem, gdy ten na nią nie patrzył, samej patrząc na swojego chłopaka, wskazała palcem na swoje uszy, unosząc do góry brwi. Podejrzewała, że ojciec mógł rzucić na nią zaklęcie i ciekawiło ją, czy to tylko jej wymysły, czy może jednak szczera prawda. Niezależnie od reakcji Nevana, czy chłopak ją w ogóle dojrzał, bo w nerwach to różnie mogło być i nie zamierzała mieć najmniejszych pretensji widząc wytrącenie z równowagi ukochanego - postawiła przed ojcem melisę, samej nie siadając, a kierując się za blondyna. Stanęła na Nevanem, kładąc mu łagodnie ręce na ramionach i korzystając, że była wyższa - skoro on siedział, a ona stała - schyliła się i dała chłopakowi całusa w czubek głowy. Delikatnie zacisnęła palce na jego ciele, chcąc w pewien sposób dodać mu otuchy. Tematy były naprawdę kiepskie i zamierzała teraz je nieco zmienić (wpierw dopowiadając do tematu ewentualnego spotkania ojca z rodzicami Nevana...) - sama ledwo co wytrzymywała, nadal była zarumieniona na policzkach cały czas. Swoją drogą, gdyby tylko wiedziała, że ojciec sugeruje się tym, co powiedziały mu koleżanki w pracy... Zapewne by inaczej na to patrzyła, a na pewno starała się ojca nakierować na odpowiednią rozmowę.
- Przyszły weekend? Będziemy chyba jeszcze u Twoich rodziców, prawda? - nachyliła się nieco, kierując spojrzenie na Nevana przez jego ramię. Czy chciała zostawić rodziców chłopaka sam na sam ze swoim nadopiekuńczym ojcem? Co prawda nie wiedziała tak dokładnie jeszcze, jakie mają plany na Sylwestra, a to przecież miało być tuż przed, ale nieważne - nie zamierzała pozwolić, by ojciec spotkał się sam na sam z państem Fraser. Po prostu nie i już, wolała być przy tym, bo jak ojciec zaraz zacznie gadać o ślubie, a ona dowie się o tym później - nie pokaże się na oczy rodzicom Nevana przez rok co najmniej.
Nie odsuwając się od chłopaka, cały czas trzymając mu dłonie na ramionach i opierając się delikatnie ciałem o jego plecy, skierowała nieco poważniejsze spojrzenie na ojca. Odchrząknęła cicho, dając jasno do zrozumienia, że przechodzi na nieco inne tematy - a przynajmniej na takie by chciała przejść.
- Czemu mówisz, że umrzesz i nie będziesz na ślubie? Coś się stało, o czym nie wiem? - jej wzrok zrobił się nieco bardziej podejrzliwy. Brała pod uwagę takie okoliczności, mówiąc szczerze. Że ojciec zataja przed nią istotne informacje i to nawet nie tylko takie, które dotyczą jego pracy. Pod tym kątem była pewna, że po prostu nie mógł jej wszystkiego powiedzieć. Nie mniej nie powstrzymywało jej to od pytania. - I o co chodzi z Zakonem Bazyliszka i Goblinami? Po ucieczce Greybacka z Azkabanu... - w tym momencie dziewczyna lekko drgnęła, a łagodny ucisk jej dłoni na ramionach chłopaka na ułamek sekundy się stał się mocniejszy. - ...pisali o nich w Proroku. Tato, co tak właściwie się dzieje w świecie goblińskim? I naszym?
-
Wiek:
99Data:
Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
CzarodziejPozycja w quidditchu:
Różdzka:
Zamożność:
Stan cywilny:
- Posty: 176
- Rejestracja: 03 kwie 2023, 20:53
PRZYTŁACZA! JAKIE PRZYTŁACZA! On dopiero będzie przytłoczony, jak kiedyś okaże się, że Rhinna jest w ciąży, a wtedy on, James Hamilton The Second, będzie dziadkiem! HA! Wyprawkę będą mieć, chcą czy nie chcą, w gryfońskich kolorach, niemalże oczekując dziedzica lub... Dziedziców?! Chwilami bardzo nadopiekuńczy umysł ojca dziewczyny wił sobie scenariusze, które możliwe, że nigdy się nie spełnią, ale po prawdzie, był przygotowany na wiele możliwości.
Wydawało się, że pytanie Nevana było, jak policzek dla ojca jego partnerki. Pan Hamilton sapnął nieporadnie, naburmuszył się nieco i rozejrzał wokoło, jakby potrzebował pomocy albo tlenu, bo mu słabo. Na szczęście jednak przeszli do dalszej rozmowy, bo tu nie ma co się rozdrabniać. Chłodny i wyważony ton Frasera sprawił, że James nieco baczniej przyglądał się mu, ciekawy tej stonowanej wersji konkubenta swojej córy. Przynajmniej z początku, bo rzeczywiście - przemowa blondyna sprawiła, że pierw mężczyzna kiwał lekko głową, zadowolony z tego, co robią w szkole, co on robi, jaką ma ścieżkę kariery wybraną. Nawet mruknął pod nosem "dobrze, dobrze", jak wspomniał o byciu aurorem. I przeszło dalej na siłą zabranie córki ze szkoły. Zarost Hamiltona zaczął drżeć i całkiem możliwe, że gdyby nie pojawienie się Rhinny oraz meliska, jaka została postawiona przez jej ojczulem to ten by uderzył pięścią w stół, zaczynając mówić swoje teorie, niekoniecznie mongolskie.
Przeszli do kwestii spotkania z rodzicami drugiej strony, a pan domu miał wbite spojrzenie w Nevana, jakby ten zdecydowanie powiedział o trzy słowa za dużo. Powolnie opuścił wzrok na kubek przed sobą i mocniej zacisnął palce na nim, mimo że herbata nie była letnia. Kostki mu zbielały, a on westchnął ciężko. Nie odzywał się chwilę. Skrzaty w międzyczasie zdążyły naprawdę dużo przygotować przy stole, niemalże bezproblemowo wpychając się swoimi rączkami tam, gdzie trzeba, żeby całość wyglądała bardzo uroczyście. Jedzenie zaczynało podrygiwać, wokoło przyjemnie pachniało.
- Jedzmy, smacznego... - stwierdził pan Hamilton, chociaż sam przez najbliższe naście minut skusił się jedynie niechętnie na jakiś kawałek pieczeni. Odsuwał od siebie mówienie o tym, co się dzieje wokoło, ani nie chcąc do końca klarować Fraserowi, czemu chciał mieć Rhi na oku albo właśnie pod kloszem, ani też nie mówiąc nic odnośnie pytań samej córy. O dziwo (dla niektórych), skrzaty miały także swoje miejsca przy stole. I jadły wraz z nimi.
Jak już się część pomocników magicznych zebrała od stołu i zabrała też swoje nakrycia, James upił melisy, unosząc nieco wyżej brwi.
- Gobliny wyczuwają nadchodzące zło. Zaczęły przenosić swoje dobra, zamykają nieaktywne skrytki w Gringocie i jest tam taki ruch, że spodziewać się trzeba poważnych problemów z pieniędzmi. Nie będzie można się do nich dostać, po prostu - uniósł wzrok na córę, a potem na Nevana. Nie był zły, raczej widocznie znów umęczony pracą i tym, co czasem mógł powiedzieć, a czego mu nie wolno było. - Powiedz proszę swoim rodzicom, żeby część depozytu już wyciągali, ot dla siebie na najbliższe miesiące. Niedługo będzie paraliż, jakiego dawno nie widzieliśmy. Wojna z trytonami jest zaogniona, a coś, czego nie mówią wszem i wobec, nawet w Proroku, to to, że to wszystko ma wspólny mianownik. Trytony nigdy nie były tak agresywne, a jak w pewnym momencie nagle odpuściły... To goblińska duma urazy nie zapomni. Nie ma możliwości na zniwelowanie eskalacji problemu. W kwestii Zakonu Bazyliszka, wiemy, że tworzą się mniejsze oddziały w Europie, nawet u nas na wyspach - uniósł obie ręce, zacisnął je na głowie, którą pokręcił z niedowierzaniem. - I Ministerstwo nie wie, co zrobić. Poszukiwania, przesłuchania... Już można upiornego zakażenia krwi dostać od tego, co się dzieje w pracy. I stąd - wskazał ruchem na Rhinnę. - Tak się o nią boję, Nevan. A teraz, mimo że jesteś starszy, także o Ciebie - James bezradnie spojrzał po stole, który teraz jeszcze był właściwie pełny. Ale jak długo będzie miał możliwości, żeby karmić dzieci? Skrzaty? Inne stworzenia? Wyczuwał, że kryzys będzie bliżej, niż dalej, ba, wiedział to. Ale co on mógł?
Wydawało się, że pytanie Nevana było, jak policzek dla ojca jego partnerki. Pan Hamilton sapnął nieporadnie, naburmuszył się nieco i rozejrzał wokoło, jakby potrzebował pomocy albo tlenu, bo mu słabo. Na szczęście jednak przeszli do dalszej rozmowy, bo tu nie ma co się rozdrabniać. Chłodny i wyważony ton Frasera sprawił, że James nieco baczniej przyglądał się mu, ciekawy tej stonowanej wersji konkubenta swojej córy. Przynajmniej z początku, bo rzeczywiście - przemowa blondyna sprawiła, że pierw mężczyzna kiwał lekko głową, zadowolony z tego, co robią w szkole, co on robi, jaką ma ścieżkę kariery wybraną. Nawet mruknął pod nosem "dobrze, dobrze", jak wspomniał o byciu aurorem. I przeszło dalej na siłą zabranie córki ze szkoły. Zarost Hamiltona zaczął drżeć i całkiem możliwe, że gdyby nie pojawienie się Rhinny oraz meliska, jaka została postawiona przez jej ojczulem to ten by uderzył pięścią w stół, zaczynając mówić swoje teorie, niekoniecznie mongolskie.
Przeszli do kwestii spotkania z rodzicami drugiej strony, a pan domu miał wbite spojrzenie w Nevana, jakby ten zdecydowanie powiedział o trzy słowa za dużo. Powolnie opuścił wzrok na kubek przed sobą i mocniej zacisnął palce na nim, mimo że herbata nie była letnia. Kostki mu zbielały, a on westchnął ciężko. Nie odzywał się chwilę. Skrzaty w międzyczasie zdążyły naprawdę dużo przygotować przy stole, niemalże bezproblemowo wpychając się swoimi rączkami tam, gdzie trzeba, żeby całość wyglądała bardzo uroczyście. Jedzenie zaczynało podrygiwać, wokoło przyjemnie pachniało.
- Jedzmy, smacznego... - stwierdził pan Hamilton, chociaż sam przez najbliższe naście minut skusił się jedynie niechętnie na jakiś kawałek pieczeni. Odsuwał od siebie mówienie o tym, co się dzieje wokoło, ani nie chcąc do końca klarować Fraserowi, czemu chciał mieć Rhi na oku albo właśnie pod kloszem, ani też nie mówiąc nic odnośnie pytań samej córy. O dziwo (dla niektórych), skrzaty miały także swoje miejsca przy stole. I jadły wraz z nimi.
Jak już się część pomocników magicznych zebrała od stołu i zabrała też swoje nakrycia, James upił melisy, unosząc nieco wyżej brwi.
- Gobliny wyczuwają nadchodzące zło. Zaczęły przenosić swoje dobra, zamykają nieaktywne skrytki w Gringocie i jest tam taki ruch, że spodziewać się trzeba poważnych problemów z pieniędzmi. Nie będzie można się do nich dostać, po prostu - uniósł wzrok na córę, a potem na Nevana. Nie był zły, raczej widocznie znów umęczony pracą i tym, co czasem mógł powiedzieć, a czego mu nie wolno było. - Powiedz proszę swoim rodzicom, żeby część depozytu już wyciągali, ot dla siebie na najbliższe miesiące. Niedługo będzie paraliż, jakiego dawno nie widzieliśmy. Wojna z trytonami jest zaogniona, a coś, czego nie mówią wszem i wobec, nawet w Proroku, to to, że to wszystko ma wspólny mianownik. Trytony nigdy nie były tak agresywne, a jak w pewnym momencie nagle odpuściły... To goblińska duma urazy nie zapomni. Nie ma możliwości na zniwelowanie eskalacji problemu. W kwestii Zakonu Bazyliszka, wiemy, że tworzą się mniejsze oddziały w Europie, nawet u nas na wyspach - uniósł obie ręce, zacisnął je na głowie, którą pokręcił z niedowierzaniem. - I Ministerstwo nie wie, co zrobić. Poszukiwania, przesłuchania... Już można upiornego zakażenia krwi dostać od tego, co się dzieje w pracy. I stąd - wskazał ruchem na Rhinnę. - Tak się o nią boję, Nevan. A teraz, mimo że jesteś starszy, także o Ciebie - James bezradnie spojrzał po stole, który teraz jeszcze był właściwie pełny. Ale jak długo będzie miał możliwości, żeby karmić dzieci? Skrzaty? Inne stworzenia? Wyczuwał, że kryzys będzie bliżej, niż dalej, ba, wiedział to. Ale co on mógł?