Re: Na ślubnym kobiercu - ożenek młodego Luciusa Blacka ze starą babą z Nokturnu z hajsem w skrytkach Gringotta
: 06 sie 2024, 13:27
Lucius ledwo zdążył wypowiedzieć mało zainteresowane i jakże przesadnie udawane sakramentalne "tak", gdy nagle Matt wykrzyczał z tłumu "CO KURWA?!". Młody Black już miał przekląć w duchu i spojrzeć w kierunku Sneddona, kiedy jego świeżo poślubiona żona, pani Sparks-Black, padła, jak długa, tuż przed nim. I pal licho, że padła, ale... Wyglądała na martwą.
Przez chwilę czas zdawał się zatrzymać. Sala, pełna przed momentem szeptów i cichego rechotu, zamarła w absolutnej ciszy. Luc, z szokiem wymalowanym na twarzy, wpatrywał się w leżącą przed nim, nieruszającą się kobietę. Jej ciało bezwładnie spoczywało na marmurowej posadzce, a wokół jej głowy zaczynała się rozlewać szkarłatna plama. Goście wstrzymali oddech. Lucius poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Z trudem przełknął ślinę, starając się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło i co powinien zrobić. Zdębiał! Kompletnie! Spojrzał bezradnie w kierunku ojca, którego triumfalny uśmiech zniknął momentalnie, zastąpiony mieszaniną gniewu i niedowierzania. Ottis Black, choć nigdy nie okazywał emocji, tym razem wyglądał na oszołomionego. Piękny widok. Tylko nieco mniej piękny powód, prawda?
Niewiele myśląc, Luc upadł na kolana obok mimo wszystko swojej żony, próbując jej pomóc, chociaż wiedział, że to na nic. Złapał jej rękę, dziwnie zimną, a po chwili stęknął bezradnie w stronę seniora rodu:
- T-tato? - w głowie miał mętlik, jakiego wcześniej nie miał nigdy w życiu. Czy naprawdę umarła? Właśnie teraz? Jego serce biło jak szalone, a w uszach dudnił mu głos Sneddona. To samo miał ochotę momentalnie powiedzieć, co Matt. Co kurwa?
Goście zaczęli się poruszać, a wśród nich rozległy się szepty i okrzyki przerażenia. Ktoś zemdlał. Lucius czuł na sobie ich spojrzenia - pełne litości, szoku, a może nawet oburzenia. Przypadkowe "Georgino" w przysiędze teraz wydawało się błahe w porównaniu z tym, co się wydarzyło w chwilę później. Mistrz ceremonii, zbladły jak ściana, nie wiedział, co robić. Pochylił się nad ciałem pani Sparks, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki życia. Uniósł wyżej brwi, podejrzewając dziwne konszachty. Lucius czuł, że krew jemu odpływa z twarzy równie miarowo, co z głowy pani Sparks. Jego życie, już wcześniej skomplikowane, teraz stało się jeszcze bardziej chaotyczne. I nie do przewidzenia.
W jego głowie kłębiły się myśli - co teraz? Czy to koniec jego koszmaru, czy może początek czegoś jeszcze gorszego? Wiedział jedno - to, co się stało, na zawsze zmieni jego życie. Z tłumu wyłonił się w końcu uzdrowiciel, wezwany przez jednego z gości. Black odsunął się nieco, pozwalając mu zbadać ciało Sparks. Uzdrowiciel pracował w milczeniu, podczas gdy goście szeptali między sobą. W końcu uniósł wzrok, spoglądając na Luciusa z powagą w oczach.
- Przykro mi - powiedział cicho. - Ona nie żyje – Ottis Black rzucił się w stronę mistrza ceremonii, warcząc coś, że NA PEWNO ŚLUB SIĘ ODBYŁ, ale Luc poczuł jednocześnie, jak kolana się pod nim uginają. Stało się coś, czego nie mógł przewidzieć. Ani on, ani jego ojciec. Nie wiedział, czy ma się cieszyć czy niekoniecznie właśnie. I nim ta myśl skończyła wirować w jego umyśle, ktoś z tłumu wyszedł przed gości, mówiąc:
- Lucius Black, jesteś zatrzymany za zabójstwo swojej żony – trzech rosłych aurorów ruszyło do Blacka i nim się jego ojciec zdążył obruszyć mocniej... Luc był wyprowadzany w magicznych kajdankach i nagle, z cichym trzaskiem, deportowano go z sali.
zt. xD
Przez chwilę czas zdawał się zatrzymać. Sala, pełna przed momentem szeptów i cichego rechotu, zamarła w absolutnej ciszy. Luc, z szokiem wymalowanym na twarzy, wpatrywał się w leżącą przed nim, nieruszającą się kobietę. Jej ciało bezwładnie spoczywało na marmurowej posadzce, a wokół jej głowy zaczynała się rozlewać szkarłatna plama. Goście wstrzymali oddech. Lucius poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Z trudem przełknął ślinę, starając się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło i co powinien zrobić. Zdębiał! Kompletnie! Spojrzał bezradnie w kierunku ojca, którego triumfalny uśmiech zniknął momentalnie, zastąpiony mieszaniną gniewu i niedowierzania. Ottis Black, choć nigdy nie okazywał emocji, tym razem wyglądał na oszołomionego. Piękny widok. Tylko nieco mniej piękny powód, prawda?
Niewiele myśląc, Luc upadł na kolana obok mimo wszystko swojej żony, próbując jej pomóc, chociaż wiedział, że to na nic. Złapał jej rękę, dziwnie zimną, a po chwili stęknął bezradnie w stronę seniora rodu:
- T-tato? - w głowie miał mętlik, jakiego wcześniej nie miał nigdy w życiu. Czy naprawdę umarła? Właśnie teraz? Jego serce biło jak szalone, a w uszach dudnił mu głos Sneddona. To samo miał ochotę momentalnie powiedzieć, co Matt. Co kurwa?
Goście zaczęli się poruszać, a wśród nich rozległy się szepty i okrzyki przerażenia. Ktoś zemdlał. Lucius czuł na sobie ich spojrzenia - pełne litości, szoku, a może nawet oburzenia. Przypadkowe "Georgino" w przysiędze teraz wydawało się błahe w porównaniu z tym, co się wydarzyło w chwilę później. Mistrz ceremonii, zbladły jak ściana, nie wiedział, co robić. Pochylił się nad ciałem pani Sparks, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki życia. Uniósł wyżej brwi, podejrzewając dziwne konszachty. Lucius czuł, że krew jemu odpływa z twarzy równie miarowo, co z głowy pani Sparks. Jego życie, już wcześniej skomplikowane, teraz stało się jeszcze bardziej chaotyczne. I nie do przewidzenia.
W jego głowie kłębiły się myśli - co teraz? Czy to koniec jego koszmaru, czy może początek czegoś jeszcze gorszego? Wiedział jedno - to, co się stało, na zawsze zmieni jego życie. Z tłumu wyłonił się w końcu uzdrowiciel, wezwany przez jednego z gości. Black odsunął się nieco, pozwalając mu zbadać ciało Sparks. Uzdrowiciel pracował w milczeniu, podczas gdy goście szeptali między sobą. W końcu uniósł wzrok, spoglądając na Luciusa z powagą w oczach.
- Przykro mi - powiedział cicho. - Ona nie żyje – Ottis Black rzucił się w stronę mistrza ceremonii, warcząc coś, że NA PEWNO ŚLUB SIĘ ODBYŁ, ale Luc poczuł jednocześnie, jak kolana się pod nim uginają. Stało się coś, czego nie mógł przewidzieć. Ani on, ani jego ojciec. Nie wiedział, czy ma się cieszyć czy niekoniecznie właśnie. I nim ta myśl skończyła wirować w jego umyśle, ktoś z tłumu wyszedł przed gości, mówiąc:
- Lucius Black, jesteś zatrzymany za zabójstwo swojej żony – trzech rosłych aurorów ruszyło do Blacka i nim się jego ojciec zdążył obruszyć mocniej... Luc był wyprowadzany w magicznych kajdankach i nagle, z cichym trzaskiem, deportowano go z sali.
zt. xD