Na ślubnym kobiercu - ożenek młodego Luciusa Blacka ze starą babą z Nokturnu z hajsem w skrytkach Gringotta

Wiek:
17
Data:
29 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
85
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
berberys, 15 cali, sztywna, róg unilamy
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
niedostępny
Lucius Black
Posty: 236
Rejestracja: 19 wrz 2023, 15:09

wdowa sparks
tego nie miało w ogóle być w życiu lucusia

Lucius, chociaż w zasadzie wyglądający na niewzruszonego, nie mógł uwierzyć, że jego życie przybrało taki obrót. I to tak nagle. Jeszcze niedawno planował pójście na studia i musiał walczyć z ojcem, żeby ten nie wysłał go na kretyńskie uzdrowicielstwo, a tu co? Młody czarodziej, że niby duma swego rodu, miał ożenić się z wdową Sparks, której ilość pieniędzy w banku Gringotta przewyższała jej ilość lat. To był oczywiście wybór jego ojca, który uznał, że pomnażanie majątku i zabezpieczenie rodu są najważniejsze. Lucius był zmuszony do tego małżeństwa, mimo że kobieta nie mogła mieć dzieci od pewnie stu lat. Kto wie, ile ta pomarszczona staruszka miała wiosen na karku? Na pewno nie tyle, żeby w ogóle myśleć o posiadaniu potomków.
Stres towarzyszył ex-Gryfonowi, ale prezentował go jedynie przez kurczowe zaciskanie pięści, te z kolei były schowane w kieszeniach jego wyjątkowo dobrze skrojonych spodni. Georgina dobrze się spisała z poprawkami ślubnymi. Będzie musiał jej jeszcze raz podziękować później. Może chociaż chwilę będzie mógł spędzić z nią nieco czasu, skoro potem będzie zobowiązany do trymowania pazurów starej babie.
A może by tak spierdolić z tej ceremonii?
Wzrok Blacka przesunął się po krzątających się po zapleczu osób. Wszyscy spędzili się do specjalnej sali bankietowej w jednym z najlepszych lokali dla wyższych sfer na Pokątnej. Wnętrze było obrzydliwie wręcz majestatyczne, zdobione misternymi freskami i kryształowymi żyrandolami, które rzucały ciepłe światło na marmurowe podłogi. Stoły pokryte były białymi obrusami haftowanymi złotą nicią, na których stały srebrne zastawy i kieliszki z najczystszego szkła. Na ścianach wisiały portrety dawnych właścicieli, spoglądające z surową aprobatą na zgromadzonych gości. Z przodu pojawiło się miejsce, które miało być ślubnym kobiercem, otoczone świeżymi kwiatami. Przełknąwszy ciężko ślinę, powolnie wyszedł na salę, dumnie unosząc podbródek. Widział uśmiech ojca, który świergolił z kimś z rodziny Sparks, że to świetna unia i na pewno wszyscy będą z tego zadowoleni. Wszyscy, poza jego synem, oczywiście.
Lucius stał na ślubnym kobiercu, czekając na swoją wybrankę, która... się spóźniała. Spojrzał na wygodne krzesła dla gości, wśród których dostrzegł znajomych ze szkoły. Przypadek? Skądże. Ojciec wysłał wszystkim zaproszenia, złośliwie dla syna. Zimny kubeł wody na jego kark, gdy pojawiła się Georgina i Matt, a obok była też Iris, tam gdzieś kolejne osoby. Rhinny jeszcze nie widział, może nie przyjdzie, oby nie. Czuł się jak marionetka w rękach swego ojca, a spojrzenia znajomych tylko potęgowały jego upokorzenie. Przesunął palcami po swojej ogolonej brodzie, po chwili rzucając oskarżycielskie spojrzenie swojemu ojczulkowi. Ottis Black jednak nic sobie z tego nie robił. W krzywym, charakterystycznym dla siebie uśmiechu, zabawiał starszych gości rozmową i teraz spoglądał z daleka w stronę syna. W jego wzroku Lucius był w stanie bezproblemowo odczytać dumę ze swojego „ustawienia” mu życia. Prychnąwszy kpiąco pod nosem, nerwowo rozglądał się za panną młodą, chociaż w kontekście Sparks było to po prostu niedopowiedzenie. Każda minuta oczekiwania zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Luc nie mógł powstrzymać się od myśli, jak wyglądałoby jego życie, gdyby mógł sam wybierać. Studia, jakaś fajna dziewucha przy boku. Odruchowo spojrzał w stronę Edwards. Jednak nie było co gdybać. W tej chwili był uwięziony w złotej klatce oczekiwań swojego rodu, skazany na małżeństwo z kobietą, której jedynym atutem były pieniądze. I na dodatek on wcale nie był zadowolony tym faktem. Rozejrzał się za Clarissą, która miała tu być ze swoim nowym partnerem, rozejrzał za Asharą... Nie mógł już się skupić. Zmarszczył brwi i nim nie wziął jednak nóg za pas, nagle, w końcu drzwi sali otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem. Wszyscy goście zwrócili swoje spojrzenia ku wejściu. Lucius wziął głęboki oddech, widząc starowinkę zbliżającą się do niego w ślubnej sukni z lat... Z dawnych lat. Była uśmiechnięta, zadowolona, a zęby miała z pewnością zrobione magistomatologicznie, bo wręcz odbijały bielą wszelkie światła. Nie ma odwrotu. Nie zmarła przed ślubem, szlag by to.

You are the one to blame. My love is not your toy. You better be careful girl.
Wiek:
15
Data:
27 sty 2008
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
-
Różdzka:
Zamożność:
Stan cywilny:
panna
Ashara Black
Posty: 112
Rejestracja: 17 paź 2023, 17:44

Prawdą było, że gdyby nie to, że Lucius był jej bratem czy to przyrodnim, czy nie nie byłoby jej tutaj. Poza tym, musiała go zobaczyć ten jeden ostatni raz. Miała swoje plany i cele, nikt nie miał możliwości jej odebrać możliwości działania. Nikt. Nawet jej Ojciec, nie miał prawa do decydowania za nią...(no dobra, miał prawo, ale cieszmy się głupią nadzieją do końca jasne...)Ashara długo wahała się czy pojawić się na ślubie brata, czy może odhaczyć go tak, by nikt jej nie widział. Ostatecznie jednak postanowiła zrobić to, co zwariowana Ash potrafiła robić najlepiej...wbić w momencie, w którym nikt się nie będzie spodziewał. Stała w cieniu obserwując niezadowoloną minę brata i ewidentnie szukającego kogoś w tłumie. NIE ZNOSIŁA TŁUMÓW. Wolała kameralne spotkania, bez niepotrzebnego natłoku. Wiedziała, że Ottis Black, będzie tutaj w końcu to jego syn z krwi i kości właśnie miał poślubić jakąś babę. Wdowę? Ashara jakoś nigdy nie interesowała się wdowami, czy wdowcami. Dla niej samotność stała się ostatnio jedyną wybawicielką, samotność jak i skupienie się na swoim celu. Zawiodła się na podejściu Ezry. Bolało ją to, jak potraktował ją mimo, że robiła wszystko by dupka chronić. Od tamtego czasu postanowiła, że więcej nie będzie wchodziła mu w paradę. Odetnie się od niego, skoro była mu kolcem w oku. Tym czasem z niesmakiem obserwowała zgromadzenie. I już była gotowa podejść do brata by dopytać go o jego wybrankę...a nie wróć, wybrankę ich ojca...ale w tym samym momencie dostrzegła kroczącą siwą babę, w sukni równie starej jak ona sama. Na twarzy Ashary pojawiło się niedowierzanie. Czy ich ojciec ogłupiał? Ubrana w czerń stwierdziła, że doskonale dobrała strój kolorystycznie bo to co miała przed sobą było ciosem poniżej pasa. Szok, był na tyle duży że w pierwszym przebłysku nie wiedziała nawet jak się zachować. Ale nie trwało to za długo bo dotarło do niej, że przecież jej brat ma poślubić jakąś starą rurę! Odczekała cierpliwie aż wdowa doczłapała się do jej brata i wtedy zrobiła wejście smoka. Jakby nigdy nic. Pojawiła się tuż za "panną młodą" wwiercając się niemal wzrokiem w jej plecy jakby chciała wywiercić w nich dziurę. Najgorsze było to, że nie dostrzegła nigdzie ojca. W sumie nic dziwnego. Nie miała okazji spotkać go więcej niż raz...jeden jedyny raz, gdzie zagroził jej konsekwencjami spotykania się z Ezrą i nie tylko. Więc nic dziwnego, że nawet gdyby w tym tłumie dostrzegła jego rozpoznawalną twarz nie poznałaby go w końcu wszyscy panowie byli ubrani w najdroższe smokingi.
- Braciszku, nie sądzisz, że to nie czas i miejsce na takie ekscesy? Jeszcze zmusiłeś mnie do tego...
Skrzywiła się z niesmakiem przenosząc jednocześnie wzrok na "pannę młodą". Zlekceważyła kobiecinkę w ogóle się nią nie przejmując. Jakby jej nawet nie zauważyła. Różdżka umiejscowiona w gorsecie sukni tak, że nawet widać jej nie było nieco uwierała ją, ale nigdy się z nią nie rozstawała. A czuła, że dzisiaj będzie jej ona potrzebna. Oj będzie. Wpatrywała się w Blacka, zastanawiając się czemu ten nadal nie postawił się ojcu. Przecież miał poślubić jakieś stare babsko, tracąc własną szansę na przyszłość u boku kogoś, kto naprawdę go kocha. Wiedziała, że gdyby jej matka żyła, nie byłoby jej tutaj w tym miejscu również. Spędzałaby czas u jej boku śmiejąc się i dalej brnąc przed siebie. A ojciec...on nigdy by się o niej nie dowiedział. Wyrwała się z rozmyślań wpatrując się w jak stwierdziła, całkiem cholernie przystojnego brata.
- Oj Lucek...gdybyś nie był moim bratem, sama bym się koło Ciebie zakręciła.
Wyszczerzyła się zadziornie jakby nigdy nic, nie robiąc sobie nawet żadnego ale ze stojącej babulinki. Dopiero po chwili postanowiła nieco odwrócić się w jej stronę i zrobić swoją grającą minę. Tą, która mówiła jak bardzo jest wrogo nastawiona do wybranki ich ojca.
- Oj wybaczy Pani, nie zauważyłam. Ta biel aż oślepia.
Uśmiechnęła się niewinnie a potem nieco przymrużyła oczy jakby chciała przyjrzeć się bardziej kobiecie.
- Oj przepraszam, ale braciszku, chyba coś Ci się pomyliło...
Przeniosła wzrok na Luciusa nie bacząc, na towarzystwo innych osób dookoła. Zapraszanie jej na ślub...to był błąd zdecydowanie. Zresztą, przyszłaby nawet bez zaproszenia z tym, że wówczas byłaby bardziej rozjuszona. A tak, po prostu stwierdziła, że ta cała szopka jest niepotrzebna...w końcu Lucius był młodym mężczyzną, mógł mieć nie jedną pannicę, z którą gruchałby do upojnych owocnych nocy by za rok niespełna dreptały małe Lucki ale nie...jakimś dziwnym trafem zgodził się na ślub z...chodzącym trupem?
Wiek:
18
Data:
31 paź 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
Szukający
Różdzka:
Olcha, 12 cali, pióro feniksa, giętka
Zamożność:
Zamożny
Stan cywilny:
Kawaler
Mortimer Barnbrook
Posty: 150
Rejestracja: 18 maja 2023, 14:58

Gdy Mortimer otrzymał zaproszenie od Luciusa Blacka na jego rychłe zaślubiny, nie zastanawiał się zbyt długo i natychmiast je przyjął. Z ulgą przyjął fakt, że zapowiadało się na to, że nawet po zakończeniu szkoły miał utrzymywać kontakt z kumplami z Gryffindoru. Odkurzył swój odświętny strój, czarny frak z białą koszulą, kamizelką i muszką, które były szczytem elegancji w wykonaniu panicza Barnbrooka. Niestety, na uroczystości zaślubin pojawił się sam, bo pomimo trwających wakacji, nadal nie udało mu się znaleźć żadnej dziewczyny.
Przybył na miejsce ślubu z odpowiednim wyprzedzeniem, wymienił kilka uprzejmości z kolegami ze szkoły, którzy także się tutaj zjawili. Uciął sobie kilka pogawędek to tu, to tam, poinformował niedoinformowanych kolegów z Gryffindoru o swoim wyborze szkoły aurorskiej i gdy nadszedł czas aby zająć miejsca, udał się na swoje miejsce, siadając obok Matta i Georginy. Z powagą obserwował odbywającą się ceremonię, a zdziwienie na widok panny młodej choć było ogromne, to stłumił je w sobie. Posłał Sneddonowi tylko ukradkowe, porozumiewawcze spojrzenie, ale w żaden sposób nie skomentował tego kontrowersyjnego wyboru i obserwował ceremonię zaślubin.
Obrazek Obrazek
I surrender
My breath and my unease
Wiek:
17
Data:
15 cze 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Student (I rok)
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
Włos z ogona jednorożca, akacja, 10”, giętka
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Moim Romeo Nevan
Rhinna Hamilton
Posty: 609
Rejestracja: 26 lut 2023, 17:14

- Naprawdę nie sądzę, by to było konieczne... Cała ta ceremonia w sensie. - Rhinna rzuciła pod nosem, zerkając w stronę budynku, pod ktorym już w sumie stała u boku Nevana.
Nie była wcale przekonana, czy aby na pewno to jest dobry pomysł, by tu przychodzić. Nie była też przekonana, czy Lucius w ogóle CHCIAŁ, by ona się tutaj zjawiła, ale z drugiej strony... Co miała zrobić? Black był jej przyjacielem, traktowała go praktycznie jak swojego brata, więc nie mogła go ot tak zostawić w takim momencie. Nadal nie rozumiała, jak można było w ten sposób potraktować własnego syna. To było dla niej coś nie do pomyślenia, mówiąc szczerze. Przez ostatnich parę miesięcy było kilka takich ogłoszeń dotyczących ludzi ze szkoły, jej rówieśników, ale żeby być w takiej sytuacji jak Lucius? Totalna abstrakcja.
Spojrzała w spokoju na Nevana i przez chwilę mu się przyglądała. Zaczęła się zastanawiać, czy może takie aranżowanie ślubów było normalne w życiu tych... Czystokrwistych czarodziejów? I to po prostu ona, jako półkrwi czarownica nie była tego świadoma. Chwyciła Frasera za dłoń i przechyliła głowę w bok.
- Twoi rodzice nie planują znaleźć Ci żony, prawda? - co prawda znała Państwa Fraser i wiedziała, że na szczęście ją lubią, dodatkowo nie słyszała żadnych negatywnych opinii dotyczących ich związku, to jednak... Nevan był czystokrwistym czarodziejem i biorąc pod uwagę to, co się działo... Ot, postanowiła zapytać. Mimo iż - a przynajmniej tak podejrzewała - znała odpowiedź na to pytanie.
Chwilę przed wejściem poprawiła sukienkę, którą miała na sobie i nie chcąc zbyt długo przedłużać, po prostu weszła do środka, trzymając Nevana za dłoń. Nie pchała się na przód, nie wiadomo po co. Stanęli tak mniej więcej po środku sali, z boku, bo Rhinna serio nie była pewna, czy Black ucieszy się na jej widok. Zdawał się być zawstydzony jak ostatnio jej mówił, co go czeka - dlatego brała pod uwagę, że nie do końca mógłby się ucieszyć na jej widok. Rozejrzała się dookoła, zauważając poszczególne osoby, które przyszły na to wyjątkowe wydarzenie i westchnęła cicho. Co prawda szukała w głowie jakiegoś rozwiązania tej dziwnej sytuacji, jednak tak nic nie wchodziło jej do głowy. Dlatego musiała jedynie zagryźć zęby i patrzeć, jak jej przyjaciel się męczy.
Who cares if you’re a bit different
You don’t need to change for someone else


Sketch it out like drawing a pretty painting
Fill the world with your favorite colors
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 266
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Wybor Iris na partnera na ślub jej byłego faceta mógł na pewno niektórych dziwić. Zwłaszcza, iż na co dzień Parkinson nie spędzała zbytnio czasu z Brandonem Taythem. Owszem, znali się, byli z tego samego domu, wymieniali ze sobą różne poglądy czy spojrzenia - ale Brandon zawsze był Moniki, co Iris również szanowała i nie chciała dla tej dwójki kłopotów.
Poza tym, trochę zadziałała tutaj sytuacja - można śmiało powiedzieć, że Brandon znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie - był świadkiem tego, jak Lucius i Iris wymieniali sowy (i wyjce) i w krótkiej rozmowie, w ktorej to Iris nie omieszkała powiedzieć parę, a nawet i parenaście niecenzuralnych słów pod adresem Ottisa. I tak oto postanowili pójść na ten ślub razem.
Parkinson w pierwszym momencie chciała zrobić szał. Ubrać coś mocno prowokującego, koniec końców jednak stwierdziła, że jest to bezcelowe. To, że ubierze się wyzywająco niczego nie zmieni, a mówiąc całkowicie szczerze obawiała się tylko zaszkodzić Luciusowi. Jej wiadomości do Ottisa też mogłby nie być zbyt... kulturalne (bo nie były) i nie do końca udało jej się przekonać mężczyznę, żeby zmienił swoje plany w stosunku co do swojego syna i nawet trochę się bała, że uprzykrzyła nieco mocniej życie Blackowi. Tak więc na ślub założyła kulturalną suknię, ale poprowadziła Brandona do jednego z lepszych rzędów, by usiąść tuż obok Georginy i Matthew. Czy podejrzewała, że będzie się działo? Na pewno. Nawet sama kminiła, czy czegoś... nie zbroić.
- Myślisz, że możemy wprowadzić nieco... zamętu tutaj? - nachyliła się do Brandona i szepnęła cicho do niego, nie chcąc nikomu innemu zdradzać, że może uda im się wprowadzić trochę chaosu. Lucius był czystokrwistym czarodziejem, których szanowała (zwłaszcza), poza tym bardzo go lubiła i wiedziała, że tym ślubem zniszczy sobie jedynie życie.
Przypatrywała się z ciekawością, co też takiego ogarnia właśnie Ashara, której najwidoczniej spieszno było na drugą stronę - czekała tylko, aż jej ojczulek weźmie ją za kłaki i postanowi odciągnąć od ołtarza, zanim narobi jeszcze większego rabanu.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
25
Data:
14 sie 1998
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
Nielot
Różdzka:
Cis, 10 3/4 cala, Łuska Trytona, Sztywna
Zamożność:
Bogata
Stan cywilny:
Panna
Clarissa Black
Posty: 101
Rejestracja: 05 maja 2023, 22:13

Dla Clarissy Black podejście jej ojca do sprawy ożenku jej młodszego brata było niepojęte. Dobrze, może na niej się skupiał ostatnimi czasy, tak jednak w tym momencie dał jasno do zrozumienia, jak widzi swojego najmłodszego syna. Ot, maszynka do pieniędzy, dosłownie. Starała się z nim delikatnie porozmawiać na ten temat, ale oczywiście to, że Ottis Black postanowił wydać Luciusa jakiejś starej babie było JEJ winą. Dlatego Clarissa przestała w końcu się do niego odzywać w tej sprawie, a najlepiej w ogóle. Miała jasno wskazany cel na ceremonię. Ubrać się schludnie jak na rodzinę Black przystalo, uśmiechać się i być miłą i pomocną siostrą. To wszystko.
Clar jednak od dawna nie była potulną córeczką. Może nie ubrała się tak, jak Ashara na ślub, jednak nadal sukienka, którą założyła nie wpasowywała się w ramy grzecznej i ułożonej córki. Dlatego gdy ojciec ją zobaczył poczuła na sobie jego władcze spojrzenie, ale wzruszyła tylko ramionami. Nie zamierzała na siłę pokazywać, jak to grzeczna i spokojna jest. Nie miała co prawda pomysłu, jak uratować brata, prócz ewentualnej ucieczki ze ślubnego kobierca, ale na pewno nie będzie stała potulnie w kącie. Dodatkowo jeszcze przyszła sama, bez partnera, co też nie spodobało się do końca jej ojcu, bo wysłał jej listę potencjalnych osób, które widziałby u jej boku na ślubie brata. Jego niedoczekanie, o.
Przyuważyła kątem oka swoją młodszą siostrę, ale było za późno - Ashara już postanowiła robić raban. Clarissa przymknęła oczy i westchnęła cicho. Wiedziała, że zachowanie najmłodszej Blackówny może przyprowadzić im wszystkim tylko nieszczęścia, zwłaszcza w taki dzień jak dzisiaj, dlatego nie zamierzała jej na to pozwolić. Zanim zdołała naprawdę uprzykrzyć wszystkim życie, Clarissa podeszła do siostry i chwyciła ją mocno pod łokciem.
- Chodź, Ash, to nie Ty masz błyszczeć, tylko para młoda. - dało się wysłyszeć jak jej głos zadrżał na słowach "para młoda" i drgnęła jej brew, tak jednak w ogólnym zachowaniu nic po sobie nie pokazywała. Siłą odciągnęła siostrę na bok, rzucając tylko pogardliwe spojrzenie staruszce, a zaraz potem ojcu, którego wzrok czuła na sobie bardzo dokładnie. Nie puściła młodszej dziewczyny nawet, jak już stanęły przy reszcie rodziny.
- Opanuj się, bo nie wyjdziesz stąd żywa. Mnie się to też nie podoba, ale musimy coś innego wymyślić, aniżeli powodować jeszcze większe niebezpieczeństwo dla Luciusa i dla nas. - Clarissa mogła brzmieć na przestraszoną, ale zarówno Ashara jak i Lucius mogli wiedzieć, że trybiki w jej głowie chodzą na 150%, jeśli nie więcej i naprawde próbuję znaleźć jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji.

Everybody teaching me, gotta do this and that, always interfering.
I don’t wanna be somebody. Just wanna be me.
Wiek:
17
Data:
29 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
85
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
berberys, 15 cali, sztywna, róg unilamy
Zamożność:
bardzo bogaty
Stan cywilny:
niedostępny
Lucius Black
Posty: 236
Rejestracja: 19 wrz 2023, 15:09

Wszyscy goście, mniej lub bardziej efektownie ubrani, sprawiali, że młody Black nie czuł się „lepiej”. Czuł się, jak po prostu zwykłe pośmiewisko. Widział tez Sneddona gdzieś w tłumie i naprawdę starał się odnaleźć wzrokiem Georginę, ale pierw dopadła go Ashara. Komentarze siostry nie były czymś, czego on potrzebował w tym momencie. Sam przecież sobie tego losu nie zgotował. Wdzięczny Clarissie za zabranie młodszego pokolenia rodu Black, Lucius wyprostował się i z niemalże grobową miną oczekiwał pojawienia się jego „nie wybranki”. Czuł, jak jego serce bije szybciej, a krew pulsuje w skroniach, kiedy drzwi sali otworzyły się i w jego stronę nieuchronnie zbliżała się Pani Sparks. Z każdą kolejną sekundą, którą wdowa spędzała na zbliżeniu się do niego, Luc czuł, jak narasta w nim panika. Nie zmarła przed ślubem, ja pierdolę. To było jego ostatnią nadzieją na uniknięcie tego koszmaru. W głowie kłębiły się myśli o ucieczce. Rozmowa z Edwards, gadki ze strony jego przyjaciół i inne takie, o tym, jak mógłby rzucić wszystko i zniknąć. Wszystko to było, jak jad, który zalewał mu ostatnie szare komórki, ale wiedział, że ojciec nigdy mu tego nie daruje. Nie miał odwagi, by sprzeciwić się Ottisowi w tej chwili, chociaż cała jego dusza buntowała się przeciwko temu, co miało się za chwilę wydarzyć.
Gdy Sparks w końcu dotarła do ślubnego kobierca, Lucius z trudem zmusił się do uśmiechu. Krzywy, nieszczery, z pewnością idealnie rozumiany przez jego znajomych w kolejnych rzędach wygodnych krzeseł. Z boku dostrzegł ruch – Ashara w swoim nieodłącznym stylu, próbująca zrobić zamieszanie. Jej słowa i zachowanie były jak powiew świeżego powietrza w tej dusznej atmosferze, ale Lucius wiedział, że to tylko pogorszy sytuację. Clarissa szybko wkroczyła do akcji, odciągając siostrę na bok, próbując załagodzić słowa małolatki i chwała jej, bo Ottis Black już kroczył w stronę ślubnego kobierca. Zatrzymał się jednak nagle i silnie, po czym skinął starszej córce wymownie głową. Dobrze zrobiła.
Lucius czuł spojrzenia na sobie – nie tylko ojca, który promieniał z tego czegoś, co czuł na widok syna ze starą kobietą, ale także znajomych z Gryffindoru i innych domów, którzy przyszli zobaczyć, jak jego życie zostaje zniszczone. Matt i Georgina, Mortimer, Iris z Brandonem, Rhinna z Nevanem – wszyscy oni byli świadkami tej farsy. Co on miał zrobić? Zawinąć się? Znajdą go przecież wszędzie. Kiedy ceremonia zaczęła się na dobre, Lucius stał obok Sparks, trzymając ją za rękę, czując, jak jego palce drżą. Nie był w stanie tego powstrzymać, a przecież umiał grać na zawołanie. Nie tym razem. Próbował nie myśleć o przyszłości, która go czekała, ale każda myśl wracała do tego samego punktu – do złotej klatki, w którą został zamknięty przez przedziwne, staroświeckie ambicje swojego ojca.
Z ust czarodzieja prowadzącego ceremonię padały kolejne słowa, ale Lucius ledwo je słyszał. Był jak w transie, mechanicznie wykonując to, co od niego oczekiwano. W momencie, gdy nadszedł czas na przysięgę, spojrzał na Sparks i zobaczył w jej oczach błysk triumfu. Nie znał jej właściwie. Widział ją drugi raz i zdecydowanie nie rozumiał, jak to wszystko się jej i jego ojcu udało. Powoli, z trudem wypowiedział słowa, które miały go związać z tą kobietą na resztę jego życia.
- Ja, Lucius Black, przyrzekam ci, Georgino, być ci wiernym, wspierać cię w zdrowiu i chorobie, bogactwie i biedzie, aż do końca naszych dni - słowa te brzmiały pusto, jakby były wyjęte z jakiegoś starego, zapomnianego scenariusza. Lucius czuł, jakby to nie on je wypowiadał, ale ktoś inny, ktoś, kto był tylko marionetką w rękach swojego ojca. I kompletnie nie zrozumiał tego, jakie imię przypadkowo padło na tej znaczącej ceremonii. Nie panny młodej, a jeden z panienek, które były zaproszone na zaślubiny. Wdowa jednak wydawała się niewzruszona i twardym wzrokiem wymusiła na mistrzu ceremonii kontynuację zaślubin. Kiedy nadszedł czas na wymianę pierścieni, spojrzał na ojca, który spoglądał na niego z wyraźnym tryumfem. Ottis Black osiągnął swój cel – zabezpieczył przyszłość rodu, nie zważając na szczęście swojego syna. Lucowi pozostało tylko jedno – przetrwać ten dzień, a potem... Potem może znaleźć sposób, by odzyskać swoje życie. Z ciężkim sercem wsunął wielki pierścień z rubinem na palec Sparks, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. Ceremonia dobiegała końca, a on miał żonę, o której trudno będzie mówić, że jest wymarzona.

You are the one to blame. My love is not your toy. You better be careful girl.
Wiek:
15
Data:
27 sty 2008
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
-
Różdzka:
Zamożność:
Stan cywilny:
panna
Ashara Black
Posty: 112
Rejestracja: 17 paź 2023, 17:44

Miała nadzieję, że rozdupczy ten cały galimatias, jaki zafundował ich ojciec Luckowi. Był jej bratem, nawet jeśli w głębi serca nie chciała tego przyznać, jakoś wewnątrz siebie go pokochała. Był nadopiekuńczy to fakt, potrafił ją wkurzyć niemiłosiernie ale jednak. On jedyny (oczywiście nie licząc Clarissy) troszczył się o nią po śmierci matki, gdy tylko trafiła do tego burdelu zwanego szkołą. Wiadomość o zaślubinach sprawiła, że Ashara po ucieczce ze szkoły nie mogła skupić się na niczym innym. Jak to w ogóle możliwe, że po tym wszystkim nadal gra tak jak on im każe?! Jak można być aż tak strachliwym przed Ottisem? Nie znała go to prawda, nigdy nawet o nim nie słyszała dzięki trosce ukochanej matki, poniekąd to jej zasługa, że Ash była w tak wielkiej niewiedzy. Jednak krzywdząc Luciusa, Ottis nie wiedział (a może i się domyślał), że najmłodsza z dzieci nie odpuści i zrobi wszystko by temu zapobiec, nawet kosztem własnego życia. Jednak nim zdołała w ogóle coś zrobić Clarissa odciągnęła ją od "Pary młodej" na co Ashara dosłownie warknęła na siostrę.
- Chyba nie pozwolisz by ta stara prukwa poślubiła naszego brata. To jest cios poniżej pasa!
Syknęła wściekła mierząc właśnie wzrokiem Ottisa, który skinął dumnie głową Clarissie. Ashara nie spuściła go nawet na chwilę z oczu mrożąc go wściekle. Wszystko co ostatnio miało miejsce i teraz jeszcze to...wszystko dolało oliwy do ognia. Rozwścieczona Ash nie miała wyjścia jak siedzieć cicho i mamrotać przekleństwa pod nosem złorzecząc ojcu. Wykorzystałaby jedno z zaklęć jakich się nauczyła, ale nie mogła ryzykować w takim tłumie. Podczas przysięgi miała zamiar wyjść, opuścić to cholerne miejsce ale Clarissa blokowała jej wyjście. Musiała wyjść, musiała ulotnić się z tego miejsca nim zrobi coś głupiego. Znowu.
Wiek:
16
Data:
10 sty 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Prefekt Slytherin
Pozycja w quidditchu:
Wierny kibic
Różdzka:
9 I 3/4 CALA, SOSNA, ŁZA CERBERA, SZTYWNA
Zamożność:
Zamożny
Stan cywilny:
Bardzo skomplikowane
Georgina Edwards
Posty: 69
Rejestracja: 22 wrz 2023, 21:59

Bardzo długo zastanawiała się czy w ogóle pojawić się na tym ślubie. Jej ostatnia rozmowa z Luciusem zakończyła się mocno niezręcznie i naprawdę nie chciała teraz stawać z nim twarzą w twarz. Jednak gdyby zaczęła wymyślać jakieś wymówki, zapewne ktoś zacząłby drążyć o co tak naprawdę chodziło, a mimo, że żadna granica nie została przekroczona to jednak czuła się dziwnie z tym wszystkim. Jednak z drugiej strony, zawsze mogła się ukryć wśród znajomych, ściskać mocno rękę Matta i po prostu odbębnić ten durny aranżowany ślub.
- Nienawidzę takich szopek - szepnęła w kierunku swojego chłopaka kiedy przekroczyli próg sali w której miała odbyć się ta żałosna ceremonia. Spojrzała po zebranych i już zaczęła przeklinać swoją czerwoną sukienkę, bo mimo iż nie była bardzo zdobna to jednak i tak kolorem wyróżniała się w tłumie tych wszystkich pastelowych sukienek... W ręku trzymała czarny wachlarz i co jakiś czas machała go sobie przed twarzą chcąc dodać sobie nieco ochłody przy tych temperaturach. Trzymając Matta cały czas za rękę pociągnęła go gdzieś w kierunku wolnej ławki omijając przy tym witanie się z całą familią Blacka oraz tej panny młodej.
- W ogóle to nie wiem czy wiecie, ale moja ciotka i Sparks były w tym samym roczniku w Hogwarcie, a sama nie wiem ile Malkin ma lat, ale obstawiam, że koło setki - mruknęła w kierunku Mortimera kiedy ten dosiadł się do nich, jednak tak by Matt też to usłyszał. Jej ciotka też tu gdzieś była, w końcu przecież chyba brała udział w tworzeniu spektakularnej sukni "panny młodej". Do niej i dwójki byłych Gryfonów dołączyła właśnie też Iris i Brandon? No tego zestawienia się kompletnie nie spodziewała... Uśmiechnęła się w kierunku dziewczyny i obrzuciła Brandona nieco wrogim spojrzeniem, no cóż, przecież kumplowała się z Moniką a solidarność jajników była najważniejsza!
Gdy ceremonia się zaczęła a stara Sparks zaczęła kroczyć korytarzem, G parsknęła cicho pod nosem. Jak można w ogóle coś takiego wymyślić jak ożenek z tak starą prukwą. Te całe czystokrwiste rody co to należą do tej słynnej 28 miały całkiem nierówno pod sufitem i G dziękowała w duchu, że ją takie cyrki ominą. Wolała już szyć garnitury dla tych bogaczy niż należeć do tej zgrai zadufanych w sobie ludzi.
- Daje 5 galeonów, że Sparks zejdzie na zawał albo Black ucieknie- szepnęła kryjąc się za wachlarzem gdy ceremonia się właśnie zaczynała. Bardziej obstawiała w sumie tą drugą wersję wiedząc jak bardzo Lucius był zadowolony z tego zamążpójścia, ale znowu takim zagraniem sam by się właśnie wydziedziczył. Jednak z minuty na minutę całość nabierała coraz większej powagi i mimo narastającego napięcia wymalowanego na twarzy Pana Młodego, nie było widać żeby nagle miał się rzucać do ucieczki, zwłaszcza gdy czas przyszedł do wypowiedzenia przysięgi...
Ja, Lucius Black, przyrzekam ci, Georgino... - co? Czy ona się właśnie przesłyszała? Czy on powiedział Georgino?! Edwards wybałuszyła oczy i czuła jak krew odpływa jej z twarzy, tym samym jeszcze mocniej ścisnęła rękę Sneddona a sama zakryła już całkiem swoją twarz by ukryć to co się mogło na niej malować, czy to było zawstydzenie, szok, zażenowanie? Chyba wszystko na raz. Czuła też jak jej znajomi momentalnie skupiają wzrok na niej a nie na tym co się działo z przodu sali. Co ciekawe, Black chyba nawet się nie zorientował co powiedział, bo kontynuował jakby nic się nie stało.... Za to Georgina miała ochotę zapaść się pod ziemię....

I don't follow rules, I make them. And when necessary, I break them.
Wiek:
17
Data:
13 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Wydział sportowy (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
ścigający/ KAPITAN
Różdzka:
cis, 12 cali, łuska smoczego serca
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
"To skomplikowane" z Georginą
Matthew Sneddon
Posty: 57
Rejestracja: 01 wrz 2023, 9:18

Jeśli ktoś zapytałby go o zdanie, to Matt całkiem szczerze odpowiedziałby, że nie ma najmniejszej ochoty na uczestniczenie w ceremonii zaślubin osoby, za którą nie do końca przepadał. Samo zaproszenie było już wystarczającym zaskoczeniem, ale Sneddon wcale by się nie obraził, gdyby go w ogóle nie otrzymał. Śluby oznaczały wydawanie pieniędzy, a Matt miał ważniejsze wydatki niż garnitur, fryzjer i najważniejsze — prezent. I to dla kogo! Dla Blacka? Blacka, przez którego prawie się przekręcił na drugą stronę, bo zachciało mu się honorowej walki w świetle księżyca?
Robił to jednak WYŁĄCZNIE ze względu na Georginę, która z jakiegoś niezrozumiałego Mattowi powodu obiecała Luciusowi, że na ten ślub przybędą. W dodatku obecność Mortimera gwarantowała dobrą zabawę, kilka całkiem uszczypliwych spostrzeżeń wymienionych między sobą i okazję do tego, by się razem napić.
Westchnął teatralnie, dając do zrozumienia pannie Edwards jak bardzo się nudził. Całym ciałem okazywał jasno, że nie chciał tu być. Odpowiedział na znaczące spojrzenie Morta dokładnie takim samym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na sklepienie kościoła, w którym odbywała się uroczystość.
To, że Black poślubiał jakąś starą wiedźmę było promyczkiem w ponurej egzystencji dnia dzisiejszego Matthewa Sneddona. OCZYWIŚCIE, że to dmuchało w jego ego jak ciepłe powietrze w balon unoszący się w powietrzu. To Matthew stał tu z Georginą, a nie Black. To Matthew miał zamiar się jej kiedyś oświadczyć, nie Black. To Matthew miał w perspektywie szczęśliwe życie z gromadką dzieci, a nie Black. Zaśmiał się pod nosem słysząc słowa swojej dziewczyny, dywagującej na temat wieku panny nie tak za bardzo młodej.
G., przyprowadziłaś mnie tu bez odpowiedniego przygotowania się? — zażartował półgębkiem, by jego słowa dotarł jedynie do pożądanych uszu dziewczyny. Sam także obstawiał, że wiek przyszłej żony Blacka to już liczba trzycyfrowa. — Już chyba wolałbym zmienić tożsamość i do końca życia poić się wielosokowym, niż być na jego miejscu.
Siedzenia w tym kościele mogłyby być wygodniejsze. Matthew wiercił się w miejscu modląc się w duchu, by jak najszybciej przenieść się do domu weselnego, gdzie przynajmniej będzie mógł zatopić zęby w czymś smacznym. Miał zamiar wypić dziś za zdrowie panny młodej minimum trzy razy. Niech będzie zdrowa i niech im żyje jak najdłużej — ku zgryzocie Blacka, który pewnie liczy na to, że jej dni tak właściwie są już policzone.
Dokładam kolejne pięć — szepnął w stronę dziewczyny. — Że Lucius uciek...— Przerwał, bo jego uszu dobiegły nagle słowa przysięgi, dobiegające z przodu kościoła. Spojrzał na Mortimera, upewniając się, że on także to słyszał, choć w głowie Matta pojawiło się nagle wiele wątpliwości. Czyżby z nudów przysnął i mu się to przyśniło? Twarz przyjaciela wyrażała jednak głębokie zdziwienie, sprawiając, że chłopak wiedział, że to co się właśnie wydarzyło, wydarzyło się naprawdę.
Spojrzał na Georginę niedowierzając.
Co kurwa? — powiedział najpierw do niej, po czym niewiele myśląc wstał i powtórzył to samo na głos, a echo pomieszczenia poniosło jego słowa aż do miejsca, w którym stał Lucius Black i jego piękna żona. — CO KURWA?!

***
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”