Loch - wejście na salę balową

Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

No i chwile robił z siebie głupa trochę nieświadomie chcąc ruszać tyłkiem jak te latynoski w krajach gdzie zwykle latał ze swoją rodziną na wakacje kiedy to od ich małego grona zawitała Rudaw całkiem ładnej, złotej kiecce. ZŁOTEJ?! No nie sondzem, że to przypadek!
- Camellia! Wyglądasz olśniewająco - powiedział z uśmiechem, który nie był zwykle spotykany na jego facjacie ale nadal był w Puchońskim transie przez co był wybitnie miłym człowiekiem. Podszedł nawet do dziewczyny i chwycił za jedno pasmo jej rudych włosów i okręcił je sobie wokół palca cały czas lustrując dziewczynę. A tak serio, to naprawdę było jej ładnie, choć trzeźwy Pers by się do tego nie przyznał.
- Jestem jebanym puchonem i czekam aż ten gówniany napój przestanie działać - powiedział z uśmiechem choć tak naprawdę krzyczał w środku żeby ten koszmar się skończył. On zaraz wyciągnie prawdziwe działa w postaci whisky, którą miał ukrytą pod jedną lożą ale to za chwilę... Teraz usłyszał ten skrzeczący głos Ray i odwrócił się momentalnie w jej kierunku jak ta Szlamiara raczyła się w ogóle odzywać w jego głowie. Nieco bardziej podirytowany ruszył w jej strone...
- Co nie, zwłaszcza, że odgrywam Ciebie w tym momencie - powiedział i stanął tuż przed nią i chwycił ją niespodziewanie za policzek - zepsuje Ci ten wieczór, szlamo, pewnie Ci mokro na mój widok? - wyszeptał w jej usta i wpił się w nie dosyć krótko czekając aż ten czar przestanie działać. Zaraz potem oderwał się i obrócił jak gdyby nigdy nic na pięcie ruszając w kierunku swoich towarzyszy otrzepując się z tego czynu a usta przetarł rękawem. - Zbiera mi się na wymioty, że też musiałem wylosować tego drinka - mruknął i poprawił swoją złotą marynarkę jeszcze na koniec rzucając avadowym wzrokiem w stronę tej nikczemnej Puchonki, jednak ktoś kto sobie właśnie tańczył sam ze sobą zwrócił jego uwagę przez co zmrużył oczy.
- Ej, to nie jest Castellani? - zapytał do swoich współtowarzyszy i ruchem głowy wskazał na Czarną Mambę.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
18
Data:
08 wrz 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Studentka I rok, spec. Łamacz Klątw
Pozycja w quidditchu:
Obrońca
Różdzka:
Buk, łza cerbera, 10 cali, giętka
Zamożność:
Skromna
Stan cywilny:
Panna
Camellia Vixen
Posty: 163
Rejestracja: 29 maja 2023, 16:27

Oczywiście, że to nie przypadek. Aczkolwiek ona się nie przyzna. Ewentualnie Richard może sobie dopowiedzieć, czemu założyła taką, a nie inną kieckę, ale obiecał, że ją nie zdradzi i nie wypowie jej tajemnicy. A przynajmniej mu ufała.
Uśmiechnęła się ciepło, nadal poruszając się w jakichś tańcach, gdy zrobiła wrażenie na Persheusu, chociaż faktycznie dziwnie było go widzieć jako Puchona. To był taki totalny nie Lestrange. Gdy podszedł do niej, przechyliła głowę w bok i spojrzała na niego zdziwiona. Ten eliksir naprawdę zrobił mocne czarymary z Persem. Czy on właśnie chwycił pasmo jej włosów?! Zamrugała zaskoczona oczami. Cieszyła się w duchu, że miała makijaż na twarzy - nieco mocniejszy, jako że miało być balowo! - i że nie rumieni się aż tak łatwo, choć miała wrażenie, że serducho jej przyspieszyło. Uśmiechnęła się do chłopaka i zmrużyła oczy.
- Tak dziwnie widzieć Cię w takim wydaniu, gdzie ten nasz chłodny Król Ravenclawu, co?
Rzuciła, nie mogąc przez moment jeszcze oderwać wzroku od jego oczu, ale w końcu się udało. Odchrząknęła cicho, a gdy puścil jej wlosy, poprawiła delikatnie fryzurę, chcąc po prostu zająć czymś myśli. Widząc, jak się odwraca i po chwili rusza w kierunku królowej dragów, jak to lubiła wołać Mańkę, na jej twarzy pojawił się wyraz mocnego zaskoczenia. A gdy ją pocałował, otworzyła szerzej usta. Co tu się właśnie zadziało? Czy Lestrange sam z siebie podszedł do jakiejś dziewczyny i ją OT TAK POCAŁOWAŁ?! Jej serduszko zakłuło, ale nie dała po sobie nic znać. Jedynie, gdy do nich wrócił, skrzyżowała ręce na piersiach i obróciła łepetynę w bok, patrząc na niego kątem oka.
- Ale że Ty i królowa dragów Mańka? Coś mnie ominęło? No przyznaj się! Od kiedy?
Przez parę sekund lustrowała go spojrzeniem brązowych tęczówek, po czym przesunęła spojrzenie na tańczącego niedaleko małego terriera. Widocznie Suzanne trafiła na ten sam napoj co ona. Nie spuszczając z niej powietrza przysunęła się do Richarda i trąciła go ramieniem. Wskazała na nią głową i uniosła brwi do góry. Jej wzrok mówił jedno - NO IDŹŻE DO NIEJ, WIEM, ŻE CHCESZ.


A butterfly, spreading its wings slightly - let go, let grow, let spread out.
Like a water drop ripple out in waves from here on, the chain begins.
Wiek:
17 lat
Data:
08 sie 2006
Genetyka:
Ćwierć-Wila
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo czarodziejów (I rok)
Pozycja w quidditchu:
Szukająca
Różdzka:
11 cali, biały wiąz, włos wili
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
Pan Gruszka
Stella Stark
Posty: 316
Rejestracja: 26 kwie 2023, 10:28

► Pokaż Spoiler
Gdzie zabawa, tam i oczywiście Stella Stark. Dziś zamierzała się tylko bawić. Nie miała ze sobą aparatu, nie przygotowywała żadnego występu ze szkolną grupą taneczną, a plakietkę prefekta zostawiła w dormitorium. Kiedy wyszła samotnie z wieży Ravenclawu na korytarzach było już pełno uczniów, ubranych w wieczorowe stroje i mieniące się maski na twarzach. Zewsząd dobiegały ją śmiechy i podwyższone głosy, wyrażające ekscytację. W takiej atmosferze można się od razu zatracić. Dołączyła do tłumu ludzi, zmierzających schodami do lochów. To było dopiero wyzwanie... Niejedna dziewczyna zamęczy się samą podróżą w tych niebotycznie niewygodnych butach, które dobrała do swojej kreacji, ale nie Stella, która tańczyła w baletkach odkąd skończyła cztery lata. Paru rówieśników wciągnęło ją do rozmowy o atrakcjach, które może skrywać Złoto-Czarny bal. Byli zaskoczeni, że zimowa impreza odbywała się na zewnątrz, a latem zamykali ich w podziemiach.
- Spróbujcie mieć na sobie wieczorową suknię w 30 stopniowym upale - skwitowała z uśmiechem. Jej akurat taka przewrotność bardzo odpowiadała. Imprezę w strojach kąpielowych zaliczą pewnie podczas wakacyjnego obozu, więc miło było zobaczyć dla odmiany choć raz uczesanego Elijaha Warda.
Gdy weszła do sali, jej zafascynowane spojrzenie pobiegło w stronę złotych klatek, w których pewnie później wyląduje. Niech no się tylko wszyscy napiją... Jeden ze skaczących stolików zaproponował jej czarny kieliszek. Wszyscy je brali i każdy uczeń miał go w rękach, więc z pewną dozą niepewności, ale też go wzięła. Choć miała się bawić to... Była niezwykle przeczulona na punkcie napoi, których butelki nie widziała. Powąchała substancji, która pachniała jej nową książką, papierem z nutką paczuli i drewnem... Kuszące, ale w tym roku poznała już eliksir amorentencji na zajęciach, więc ją nie zaskoczyło. Z ciekawości upiła łyka i niestety nie miała wystarczająco dużo samozaparcia, żeby w porę przestać pić. Czary, a tfu. Drewno to wspaniały materiał, ale zdecydowanie nie na drinka ani herbatę, a mimo wszystko było to rewelacyjne.
Miedziana maska Krukonki przybrała nagle formę futrzanej mordki wydry. Miała jej uszka, wąsiki i... Pisk. Odbiło jej się leciuchno i wydała z siebie przedziwny dźwięk zwierzęcia. W tym samym momencie usłyszała znajomy, niemy krzyk siostry w okolicy. Brzmiał on dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy Carla się zorientowała, że Gloria namalowała jej serduszka na każdym możliwym marginesie w podręcznikach na nowy rok.
Stark podeszła do niej, marszcząc zwierzęcy nosek.
- Też to wypiłaś, co? Chodź, może jak zjemy coś mocno kalorycznego to eliksir prędzej przestanie działać - zagadnęła dziewczynę, obracając ją w kierunku jedzenia. - A tak w ogóle to pięknie wyglądasz, pisk!
Za jej plecami odgrywała się właśnie scenka: Mańka vs Pers i zupełnie tego nie zarejestrowała. Szok.

Wiek:
18
Data:
16 cze 2006
Genetyka:
Metamorfomag
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Wydział Sportowy (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Świerk, 11 cali, łuska trytona
Zamożność:
Bardzo bogata
Stan cywilny:
Singielka
Marianne Ray
Posty: 137
Rejestracja: 02 cze 2023, 19:30

Może i nikt poza Ryszardem i Stellą nie wiedział co się zadziało, ale na pewno dało się wyczuć że ich cierpliwość do siebie nawzajem jest zdecydowanie mniejsza niż kiedykolwiek. Normalnie nawet pod wpływem obelg nie zbliżyliby się do siebie, a na pewno nie na tyle. Zaskoczona Marianne usłyszała ten znienawidzony zblazowany głos za swoimi plecami zdecydowanie bliżej niż się spodziewała, w trakcie obrotu zdołała odpowiedzieć kąśliwie, znowu tylko w jego głowie:
- Jestem doskonałą tancerką, mógłbyś... - by nawet nie dokończyć zdania, bo chwycił jej twarz zbliżając się niebezpiecznie, na co jej zdradzieckie narządy płodne postanowiły zatańczyć kankana. Odpowiedziała mu nienawistnym spojrzeniem, czerpiąc również z niechęci do swojego własnego ciała, ale pod wpływem ulatniającego się powoli efektu drinka którego niedawno wypiła, zamiast odpowiedzieć kąśliwą uwagą, jak zwykle, wypaliła prawdę. Zupełnie niespodziewanie i na głos!
- To jest w stu procentach niedobrowolna reakcja, nic czego terapia nie naprawi - nie mogła jednak rozwinąć się bardziej na temat traumy którą jej sprawił bo skutecznie zamknął te złośliwe puchońskie usta. Oderwał się w tym samym momencie w którym go odepchnęła, ale to czego się nie mógł spodziewać to jej szybkie myślenie. Nie pozwoliłaby żeby wyszedł z tego starcia jak ktoś rozdający karty. Z błyskiem w oku klepnęła go siarczyście w pośladek i podsumowała, wystarczająco głośno żeby ją usłyszał:
- Uczysz się, Lestrange - po czym ze śmiechem sięgnęła po kolejnego drinka usiłując za wszelką cenę wypłukać go ze swoich ust. Akurat zauważyła też Stellę i Carlę przy stole z jedzeniem ruszyła więc w tamtym kierunku.
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 390
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Spojrzawszy przelotnie na swojego ukochanego przyjaciela, Baizen uniósł wymownie jedną brew. On by mógł powiedzieć skąd ta specyficzna niechęć do bezsprzecznego uznania Lestrange'a jako króla, ale jednak nie... Wolał spędzić czas na przyjemnej zabawie a nie zastanawianiu się czy mu zaraz Krukon nie zechce zrobić wykładu, który by podkreślał wagę oraz sens nadania mu samozwańczego tytułu oficjalnie. Miał chwilowo problem z dojrzeniem tego, co Pers miał na sobie, zdecydowanie jednak widząc, że ma subtelne skrzywienie w odcinku lędźwiowym. To pewnie od nonszalanckiego siadania w fotelu na jedną stronę. Pamiętając jednak, co on pokazywał w ich wspólnym dormitorium, sapnął z rozbawieniem i pokręcił głową.
- Wybacz, Persiulek, ale wolę mój czarny szyk z cmentarza. Błoga ciemność księżyca i moje oczy, niczym gwiazdy. - Nie mógł się nie powstrzymać od tej nieco buńczucznej wypowiedzi, gdy Persiątko starał się zasugerować zmianę stylówki Rysia. O nie, no gdzie on, może jeszcze w kudłatym smokingu, bo przecież jest wilkołakiem. On wolał się nie wyróżniać czernią, chociaż, jak się okazało, lepiej by jednak było być wybajerowanym na tym konkretnym balu. Czemu? Bo się jednak ptaki tropików rzucały mniej w oczy, niż on sam. Cyknął cicho językiem o podniebienie i miał się odezwać do swojego frienda, kiedy ten zdecydowanie nie zachowywał się, jak on sam. Richard odsunął się od trzepiącego dupskiem chłopaka, jakby był zarażony trądem, ale gdy pojawiła się obok ruda Krukonka, od razu na nią spojrzał z uznaniem. No, złota ptaszyna wyglądała całkiem-całkiem.
- Jak bym nie wiedział, że nie jesteście razem to bym coś zasugerował. - Stwierdził w stronę Persheusa i Camelli, a skoro ten pierwszy był w tak boskim nastroju, wręcz puchońskim, śmiał pomyśleć, że zaraz się objawi buziak w policzek ich wspólnej koleżanki. - Ja? Widzę Wasze kości. Głowy i kości. Śmieszne. - Wzruszył lekko ramieniem, ale widać było, że wcale zabawnie nie było do końca. Rozglądał się nieporadnie, mimo że wiedział, że tej, za którą łypie nie będzie na balu. Zdążył jeszcze skinąć krótko Parkinsonowi w międzyczasie i tyle było z jego zaciekawienia. Spojrzał z góry na swoje buty, zastanawiając się, po cholerę tu właściwie przyszedł. Nawet niespecjalnie interesował się wymianą zdań między prawdziwą Puchonką a krukonią podróbką, bo gdzieś sobie odszedł myślami i odciął prąd od tego, co się tu działo. Jego eliksir zadziwiająco szybko przestawał działać i nagle Baizen oślepł. Może to przez jego metabolizm, a może nie, ale skrzywił się, nagle nie wiedząc, co się dzieje. Zamrugawszy kilkakrotnie usłyszał coś o Castellani, a potem ton Camelli. A on biedny nawet nie wiedział, gdzie ona niby jest! Przyszła?! Kłamała?! Co za menda...
- Co je... - Kilka mrugnięć więcej i zrobił krok niepewnie wprzód, podnosząc głowę. Światła go oślepiły, ale jakby pozwoliły zmysłowi wzroku na ponowną pracę po eliksirze. Sekundę zajęło mu znalezienie pląsającej Ślizgonki, której sylwetki nie mógłby nie poznać, nawet gdyby była ubrana w worek ziemniaków. Zaparło mu dech w piersiach, gdy zobaczył, jak się porusza, ale zacisnąwszy szczęki, szybko się ogarnął z tego zaaferowania. Ruszył do niej, dosłownie zostawiając przyjaciół i znajomych na pastwę losu i życia. On miał inne sprawy na głowie.
- Kłamałaś. - Mruknął cicho, ale jednocześnie wystarczająco głośno, gdy stanął za dziewczyną, obejmując ją w talii i pochylając się do jej ucha. Wyhamował nieznacznie jej pląsy, ale nie kompletnie. On się ruszać potrafił, ale niekoniecznie o tym mówił. Tym bardziej, że mając przed sobą Suzanne Castellani, myślał jedynie o tym, co jej obiecał wcześniej. Że będzie powoli ją zdobywać, a ta co? - Miałaś się uczyć. - Spojrzał po niej, a odsunąwszy się, złapał jej dłoń i obrócił ją wprawnie by odwróciła si do niego przodem. I teraz mogła zauważyć, że spojrzał po niej z wyraźnym zaskoczeniem. Wyglądała obłędnie, co poradzić.

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
15
Data:
10 maja 2008
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
ścigający
Różdzka:
15, cis, włos z ogona jednorożca, giętka
Zamożność:
skromny
Stan cywilny:
ułan z okienka
Marcello Wright
Posty: 50
Rejestracja: 28 maja 2023, 20:52

Marcelek pospiesznie zbiegł po schodach, coby szybko pojawić się na sali balowej, ale jego w tym boskim satynowym garniaku dorwały dziewczyny z młodszego rocznika i już magiczne selfiki sobie robili, nim weszli do lochów. Parsknął śmiechem, w pewnym momencie zaczynając jedną gilgotać. On miał misję i szybko chciał pojawić się na parkiecie! Naprawdę! Czuł blues'a, jak nigdy wcześniej i nie zamierzał zmarnować chwili więcej na rozmowy. Ciekawski, zastanawiał się czy serio będą jednorożce, o których kilka osób już wspomniało, ale pal to licho - on chciał BYĆ NA PARKIECIE. Już było to napisane? Będzie jeszcze raz.
Chaotycznie przywdział maskę, którą wysłała mu pani Santina. Jakaś stara, używana, ale on swojej nie miał i i tak wykosztował się na satynową czerwień garniaka. Co go wzięło na ten kolor? I jeszcze ta czarna koszula. Diabelski chłopaczek był!
Pojawił się w przedsionku i szczerząc zęby, odebrał drinka od skrzata. Zwolnił od razu, żeby zrobić wejście czerwonego smoka i co? I nikt nie zauważył, że się pojawił. Ludzi było już pełno, a on stracił szansę na bycie królem roku. Wierzył w to, że jeśli zrobi naprawdę fenomenalne wrażenie to uda mu się wyprzedzić Abraxasa i Persheusa, których osobiście brał za swoich przeciwników. Zamiast tego, ktoś już pchnął jego ramię. Gryfon się prawie zagotował. Ruszył w stronę przekąsek, postanawiając w pełni oddać się jedzeniu, żeby zapomnieć o smutku. A co z jego drinkiem? Właśnie wychlał do za szybko i zaczynało mu się kręcić w głowie, a przy okazji słyszał wszystkie dźwięki gdzieś w środku umysłu i zdecydowanie mu się to nie podobało. Uciekł szybko za zasłonkę ze złota i pacnął bezradnie na posadzce. Może zaraz helikopter mu przejdzie.

Marcello powinien dostać szlaban za to, jak ładnie uśmiechnął się w stronę tamtej Puchonki!
Wiek:
15
Data:
13 wrz 2008
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
ścigająca
Różdzka:
Dąb czerwony, Łuska Wywerny, 11 cali, giętka
Zamożność:
Klasa średnia
Stan cywilny:
Panienka
Ollie Drake
Posty: 45
Rejestracja: 25 maja 2023, 9:52

Odkąd zaprosiła Kennetha na bal - co było szczytem jej odwagi i chyba kompletnie tego nie przemyślała! - Ollie nie była w stanie zebrać myśli. Przeciez każda rozmowa zakończy się fiaskiem, ona czuła to w każdej, nawet najmniejszej kosteczce! Do tego jeszcze Marcello... Sowa od niego ją zmartwiła, ale nie mogła za bardzo złapać przyjaciela. Uciekał z Pokoju Wspólnego (Ollie mogła zrozumieć, że pewno starał się unikać Rhinny), w dormitorium też nie przesiadywał, a ona jak głupia czekała na jego wiadomość, nie mogąc go złapać na dłuższą rozmowę. Nawet przed balem nie chciał gadać! No co to za porządki! Obiecała sobie, a wręcz przyrzekła, że na balu go złapie. I nagle to było dla niej ważniejsze, niż próba zdobycia serduszka Kennetha.
W wieczór balu razem z koleżankami z roku ubierała się w dormitorium. Dziewczyny głośno się śmiały, komentowały, która z kim idzie (albo narzekały, że np. Elijah zajęty, że Malfoy na nie nawet nie spojrzy i na inne dziewczyny, które zabrały im facetów sprzed nosa), a ta nie potrafiła uwierzyć, że idzie z Puchonem. Hm. Zarzuciła na siebie słodką, niebieską sukienkę w motyle, założyła błękitne buty na obcasie (ale też nie za wysokim, co by się nie zabić w tańcu) i ułożyła włosy w wysokiego koka. Chwyciła jeszcze maskę, którą przysłał jej ojciec i wyskoczyła jak oparzona z dormitorium, nie czekając nawet na jakąkolwiek koleżankę.
Dotarła do lochów dość szybko. Kenneth już na nią czekał. Uśmiechnęła się, od razu paląc mocnego buraka na twarzy.
- Masz ładny garnitur. Znaczy, wyglądasz w nim świetnie! I ta maska! To jokera? Klowna?
Dopiero teraz zdołała ugryźć się w język, bo zaczęła pieprzyć trzy po trzy. Szybko wsunęła maskę na twarz i po chwili już z nerwów wyżłopała całego drinka na raz... A po chwili jej maska stransmutowała się w głowę ćmy.
- Wooo, co się dzieje? Jak wyglądam? Co to za czary?
Po chwili zaczęła się śmiać, jak jakaś wariatka. W międzyczasie rozglądała się dookoła, szukając spojrzeniem Marcello. Typek musiał już tutaj gdzieś być!

You couldn't save me, but you can't let me go, oh, no - I can crave you, but you don't need to know!
Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Że klaps na jego jędrny tyłek i to jeszcze w wykonaniu nieznośnej Ray?! Tylko zacmokał pod nosem i prychnął rozbawiony jej reakcją. Jeszcze miesiąc temu w życiu ta dwójka by się do siebie nie odezwała a co dopiero zdecydowała na tak osobiste zagrania względem siebie. I coś wisiało w powietrzu a prawdę wiedzieli o tym co zaszło tylko Richard i Stella, choć nie całkowicie, bo wyraźnie oboje chcieli jak najmocniej zatuszować to co się między nimi wydarzyło i dobrze, że sami nie pamiętali wszystkiego... acz flashbacki Pers miał coraz to wyraźniejsze co niestety też sprawiało niepohamowany przyrost objętości w jego kroczu, który nie był kontrolowany. Musiał jak najszybciej wyprzeć jej widok z głowy zajmując się czymś zupełnie innym. I jak bardzo on się cieszył, że już kończy z tą placówką edukacyjną, chociaż prawdopodobnie przeniesie się do skrzydła dla studentów., ale z dala od niej.
- KRÓLOWA DRAGÓW?! - zapytał z wyraźną obrazą majestatu, jak ona w ogóle wypowiadać takie słowa. Królem był on, samozwańczym i bezsprzecznym. - Czyś Ty oszalała? Ja i szlama? Wypluj te słowa, ruda, bo przestanę z Tobą gadać - dodał pokręcił głową na boki z niedowierzaniem...
Richard po oznajmieniu, że Castellani się pojawiła wyglądał jakby walnęła go jakaś strzała i bynajmniej nie była to ta od Fyodorovej, chyba, że ta nagle zaczęła walić we wszystkich strzałami amora i upodobniła sobie tym razem Baizena... No ale typ wziął i poszedł i zostawił Persa i Cam samych. Cóż, złota parka można by rzecz, acz Persiak wiedział, że ta jej suknia to jest jej chyba półroczne kieszonkowe a i tak wleciał model z zeszłego sezonu. Już miał coś ponownie powiedzieć aż tu nagle znana Puchonica ponownie się objawiła chwytając na jego muszę i znowu całując. NO NIE! TO JUŻ BYŁO ZA WIELE. Nawet za bardzo nie zdążył zareagować słownie, bo coś go ciągnęło, żeby ten pocałunek przytrzymać na dłużej ale trybiki mu nie zadziałały tak jak trzeba. Otrzepał się gdy ta już odchodziła i spojrzał na jej tył przekrzywiając nieco głowę.
- Ona ma na moim punkcie chyba obsesję, nie chyba, jestem pewny - rzekł mimowolnie i poprawił swoją przekrzywioną muszę i odwrócił w kierunku Rudej. - To co tam, Camellia, idziemy się czegoś napić, zjeść, bo tańców to chyba już masz dość? - zapytał z uśmiechem wyciągając ramie do dziewczyny. No jak już zostali sami to on będzie dżentelmenem, bo czasami był, jak mu się chciało, maniery jednak miał wpajane przez matkę tyle lat, acz nie tyczyło się to szlam ze złotym włosiem.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
17
Data:
17 lut 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Wydział Sportowy (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
obrońca
Różdzka:
14 CALI, GIĘTKA, SOSNA, WŁÓKNO Z SERCA HIPOGRYFA
Zamożność:
klasa średnia
Stan cywilny:
czelsi patusiara to moja fujara
Kenneth Lambourne
Posty: 129
Rejestracja: 25 kwie 2023, 0:14

Keniuszek, jak to Keniuszek. Piękny rudzielec, stwierdził, że w błękicie mu do twarzy, więc przywdział takowy garnitur, zgodnie z sugestiami Ollie Drake z roku niżej. Jakoś nie miał nic przeciwko pójściu z dziewczyną, która była najgłośniejszą graczką Quidditcha w szkole. O ile Butcher rzucała klątwami pod nosem, chcąc pozbyć się wszystkich wokoło, o tyle Drake mogłaby ogłuszyć całą drużynę piskiem. Trzeba było poznać jej słabe strony, albo może właśnie stać się jedną z nich.
Odpicowany, czekał na swoją partnerkę, a gdy tylko się pojawiła, szarmancko się pochylił, niemalże do swych butów, po czym wyprostował się i ofiarował damesce swoje ramię. Spojrzał na maskę i odparł:
- Arlekin, ale kto by się o to spierał. Może być klauna. - Wprowadził powolnie Ollie do lochu, jakkolwiek by to nie brzmiało, jednocześnie kontynuując swoje filozoficzne wywody. - Wyglądasz uroczo, jak... Koliberek. - Zatrzepotał krótko rzęsami, ale skoro tylko skrzaty zaatakowały ich i od razu pakowały dziwne drinki w dłonie, Puchon się nieco spłoszył.
- No, już, już biorę, piję! Helgo złota... - Spojrzał za nimi, a gdy obrócił się, jego partnerka miała ćmę zamiast twarzy. I to go przeraziło. Poważnie. Krzyknął krótko, aczkolwiek głośno, gromkie AAAAAAAAAAAAAOOAAOAOAOOA a następnie złapał się za serce, chociaż z drugiej strony klatki i pospiesznie siorbnął drinka. Tak, sukienka się zgadzała, rude włosy, ale reszta była przerażająca. Jeszcze gorzej by było, gdyby dziewczyna została przemieniona w żabę. Wtedy krzyżyk na drogę, Lambourne by padł, jak długi, bo absolutnie się obawia płazów.
Drink pachniał chińszczyzną, którą on lubił, ale nie zapraszał do wypicia się nic a nic. Skoro jednak trzeba. Zrobił to. I niczym pewien mugolski aktor w pewnym mugolskim filmie, Kenneth obrócił się dookoła swojej osi i rozejrzał się po kobietkach wokoło. Wszystkich.
Wilae Margarita - W kilka chwil Twój urok osobisty wchodzi na wysokie poziomy i masz... Ochotę porozmawiać z osobą, która Ci się podoba! Natychmiast! Masz dryg do flirtu, niczym rasowa wila. Oby tylko nikt Cię nie zdenerwował, bo emocje masz na dłoni. Minus: na sam koniec działania bardzo emocjonalnie reagujesz na to, co ktoś do Ciebie mówi!
A CO, JEŚLI KTOŚ, KTO WYPIJE TEN TRUNEK... W nikim się nie kocha?
Pokocha wszystkich?
Kenneth obrócił Ollie-ćmę dookoła, po czym uważając by przypadkiem nie dotknąć jej dziwnych czółek, wyminął ją i wpadł na Marianne. I co? I wziął ją w ramiona, niczym zawodowy tancerz-operator-kombinator.
- Mar-amour, mon ami, cherri... - Zagaił, a po chwili zaczął obracać się z nią po parkiecie intensywnie. Szybki zwód, złapanie za rączkę, rotacja, przyciągnięcie, wygięcie jej ciała po jego nodze i wzium do góry. W takim właśnie stylu.

/i został porwany przez manię do stolików

Nie było miejsca dla ciebie - w serduszku Keniuszka Leniuszka...
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 391
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

A ona sobie tańczyła, sama ze sobą, zastanawiając się nad niczym aczkolwiek wiedziała, że będzie musiała zaraz znaleźć Baizena, bo przecież po to tu przyszła. Ale ta muzyka w jej głowie... tak grała... tak wołała... i aż nawet nie wiedziała, kiedy Wilkołak ją odnalazł i objął. Wiedziała, że to on, że się zbliża, bransoletka cały czas dawała jej znać, że gdzieś tu musiał być przy wejściu na bal. Ale on był szybszy, tak jakby sam miał radar związany z Castellani... chociaż przecież on może wywąchał jej perfumy o zapachu pomarańczy i jaśminu wśród innych dziewczyn? Czy naprawdę był sens aż tak nad tym się zastanawiać gdy chodziło tylko o to żeby się odnaleźli? Ślizgonka uśmiechnęła się pod nosem i dała się poprowadzić kiedy ten do niej przylgnął i zaczął szeptać do ucha.
- Nie kłamałam - powiedziała pewnie zaraz przed tym jak ją obrócił tak by mogła na niego spojrzeć. Dalej miała ochotę tańczyć a wolna dłoń wylądowała na jego karku, która powoli zaczęła zsuwać się tak, że zaczepiła o jego rozchyloną koszulę i wystający obojczyk. Spojrzała na niego z góry do dołu i wróciła wzrokiem do jego zdziwionej twarzy. Oboje ubrali się na czarno? Przypadek?
- Chyba już wiem dlaczego mam tą blokadę, ale to powiem Ci później,- mruknęła w odpowiedzi i uniosła jedną brew do góry jednak placami dalej gdzieś tam lawirowała przy jego białej koszuli. Na Salazara jak ona go uwielbiała w koszulach i w garniturze... - jak chcesz, to sobie pójdę - rzekła uroczym tonem trzepocząc rzęsami niewątpliwie się z nim drocząc - a tak naprawdę to - zaczęła i usłyszała jak kilu uczniów zaczęło się drzeć i duża część z tych rzeczy było chyba jakimiś tajemnicami a ona teraz bardzo chciała jedną powiedzieć, eh te magiczne drinki - UGRYZŁ MNIE WILKOŁAK - krzyknęła entuzjastycznie jakby miała naprawdę powód do uciechy i nagle przestała tańczyć ze zdziwieniem patrząc na Richarda - dobrze, że nie powiedziałam co innego - szepnęła w jego stronę i drugą ręką chwyciła jego dłoń i splotła razem palce.
- Chodźmy stąd zanim ktoś zacznie zadawać pytania - mruknęła i pociągnęła go w kierunku baru.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
ODPOWIEDZ

Wróć do „Złoto-czarny Bal VII-rocznych 2023”