Labirynt w polu kukurydzy

Wiek:
18
Data:
16 cze 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testrala
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna!
Montgomery Ray
Posty: 95
Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22

Chyba grubo nie doceniała stopnia zauroczenia ze strony puchona, a dodatkowo także jego skłonności do alienowania się od ludzi, bo ta chatka na klifie w towarzystwie kóz brzmiała fantastycznie. Zamiast jej przerwać, poczekał jednak grzecznie aż skończy i prawie podskakiwał w miejscu słysząc jak podobne są ich pomysły. Jedna rzecz jednak dała mu do myślenia.
- Czyli Rhysand wcale nie był aż tak szalony bo wybrał prawidłową osobę do poniesienia dalej jego historii - nie rozmawiali za wiele na temat tego konkretnego elementu przygody w Irlandii, o samym fakcie ślubu w szczególności, wciąż niepewni na ile to wiążące. Ustalili jedynie że faktycznie oboje mają na tyłku odbitą monetę, co stanowiło dziwaczny rodzaj tatuażu dla pary. Monty jednak nie patrzył na świat jak całkiem normalny człowiek, toteż w jego głowie było to na swój sposób urocze.
- Myślisz że kiedyś ich opiszesz? I dodasz tam coś o naszej przygodzie? - oczyma wyobraźni widział ją pochyloną nad, nie wiedzieć czemu, klekoczącą maszyną do pisania, zawzięcie przeglądającą ostatni rozdział - Ale faktycznie, szukałem w bibliotece magicznych powieści, szczególnie w pierwszych latach kiedy nie wiedziałem nic o tym świecie i wcale tak wiele tego nie ma. Dlatego co roku przyjeżdżam z kufrem pełnym mugolskich książek i potem je oddaję bibliotece, tylko chyba niewiele osób zauważyło że tam są bo bibliotekarka uważa je za śmieci i układa na najmniej widocznej ze wszystkich półce. Tam jest taki załom za schodami, wygląda jakby to była ściana ale tam są jeszcze dwie półki i obczaj, że ona tam wsadziła wszystko co mugolskie i, nie uwierzysz... EZOTERYKĘ - pokręcił głową. Opowiadanie o bibliotece pozwoliło mu jednak zatrzymać nadchodzące propozycje wyjazdów we wszystkie zakątki świata, już teraz. Carla budziła w nim porywczość, z którą nie do końca jeszcze wiedział co robić. Od impulsywności zawsze miał Kenny'ego i Mańkę.
- Jak go znajdziemy, skurczybyk pojawia się przecież kiedy chce - pokiwał jednak głową z zadowoleniem, w końcu kot mu załatwił kolejną randkę - Poszukamy go i faktycznie, zobaczymy do kogo pójdzie i na jaki imię zareaguje - miał trochę nadzieję że jednak będzie to Pankracy, ale z drugiej strony nie chciał żeby Starkówna miała złamane serce z jego powodu. Najlepiej, jakby kot znalazł jakoś dyplomatyczne wyjście z tej sytuacji wybierając ich oboje. Albo nikogo.
W tych wszystkich romansidłach które czytał nikt nigdy nie wspominał o jednym, jak cholernie trudno jest zdobyć się na drugi pocałunek. A kiedy pierwszy odbył się w tak nierealnych i epickich okolicznościach to już w ogóle. Puchon zaprzątał sobie tym głowę właściwie od miesięcy, wciąż tchórząc nawet kiedy dla jakiegoś normalnego chłopaka z kręgosłupem byłoby to zupełnie proste i naturalne. Albo uznawał że ktoś patrzy, albo że może jednak ma nieświeży oddech, albo nawet zaczynał się już pochylać ku krukonce i wtedy coś zrzucał albo upuszczał psując moment. Tym razem po prostu nie użył mózgu w ogóle, nic nie planował i pozwolił swojemu ciału prowadzić, efekt mimo początkowego sukcesu okazał się, z braku lepszego słowa... piorunujący.
Z obitym, a może nawet złamanym nosem i uderzony w najczulsze miejsce z łokcia, miał się właśnie załamać nad swoją niezdarnością gdy los postanowił go zaskoczyć i chyba upokorzyć już ostatecznie. No bo jaki 17-latek nie zareaguje na pocałunki i rękę dziewczyny w TYM miejscu?! Dziękował bogom za ciemność, bo przynajmniej nie było tego widać, a krukonka na szczęście zabrała rękę w ekspresowym tempie. Nie wiedział co może teraz zrobić czy powiedzieć, wręcz sparaliżowało go ze strachu że to jest ten moment w którym piękny sen o Carli się skończy. Najwyraźniej jednak najmłodsza Starkówna miała inne pomysły, bo zanim zrealizował jakikolwiek plan wróciła w jego ramiona i przyciągnęła zaskoczonego Raya do siebie. Przez jakieś pięć sekund trwał jeszcze w konfundacji zanim jego ciało odpowiedziało, ręce objęły drobną talię brunetki i usta odpowiedziały żarliwie. Powoli i nieśmiało, jedna z rąk chłopaka powędrowała w górę pleców by wsunąć się w jej włosy i przyciągnąć ją do siebie obejmując dłonią tył jej głowy. Jedna rzecz niestety wciąż trwała i miała się fantastycznie, można powiedzieć lepiej niż kiedykolwiek, bo krukonka mogła poczuć na udzie nacisk, którego chyba nie brała pod uwagę w swoich planach. Monty też w końcu zdał sobie z tego sprawę, bo w końcu odsunął się odrobinę, oddychając zdecydowanie ciężej niż wcześniej, po czym schował twarz w jej szyi i włosach.
- Cholera jasna, przepraszam - nie wypuszczał jednak dziewczyny z objęć, nie kiedy w końcu po miesiącach bezsensownego planowania znów była w jego ramionach.
Wiek:
17
Data:
04 mar 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętka
Zamożność:
Klasa średnia
Stan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray
Carla Stark
Posty: 127
Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58

Gdy Montgomery przypomniał jej o ich przygodzie w Rock of Cashel, dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie. Pomimo tego, że wydarzyło się to tylko kilka miesięcy temu, Carli wydawało się jakby to wszystko miało miejsce w innym życiu. Pomimo niepokojących wydarzeń, które spotkały ich w irlandzkich ruinach, nie mogła się powstrzymać przez wspominaniem tego czasu z rozczuleniem. Miała zamiar kiedyś faktycznie opisać to co im się przytafilo, nawet nie przez wzgląd na obietnicę, którą złożyli Rhysandowi, ale chociażby po to, aby móc ponownie przenieść się do tamtego czasu spędzonego z Puchonem, nawet jeśli tylko w formie wspomnień w swojej głowie.
Tak, chciałabym. Oczywiście jeśli zgodzisz się być współautorem, w końcu bez Ciebie nie poznalibyśmy tej historii — powiedziała, czerwieniąc się lekko. Perspektywa robienia tego o czym marzyła najbardziej na świecie w jego towarzystwie było spełnieniem jej mokrych snów o Montgomerym.
Kiedy okazało się, że Puchon był benefaktorem ich szkolnej biblioteki, Carla aż złapała się mimowolnie ręką za serce. Był przystojny, inteligentny i do tego zaopatrzał szkolną bibliotekę w swoje książki? I to jeszcze rok rocznie przywoził cały kufer? Gdyby można było się w kimś zakochać dwa razy, to Carla na pewno by to właśnie uczyniła. Już wiedziała, że jutro zajrzy w ten załom za schodami, o którym wspomniał o poszukiwaniu wybranych przez niego dzieł. Pokręciła głową z niedowierzaniem wpatrując się w niego jak w najpiękniejszy obrazek, słysząc, że szkolna bibliotekarka taktuje te książki jak przedmioty drugiej kategorii.
Jutro tam zajrzę — zapewniła go, bo pragnęła, aby wszystko co dotknęło umysłu Montgomery'ego dotknęło także jej umysłu. W jakiś chory sposób to był dla niej odpowiednik spędzania z nim czasu, nawet jeśli polegało to tylko na konsumowaniu treści, które on uważał za interesujące. — I wypożyczę coś, ostatnio nie mam żadnej lektury do poczytania przed snem. Kiedyś zawsze zasypiałam i budziłam się z twarzą w książce, teraz leżę, patrzę w sufit i słuchając pochrapywania mojej współlokatorki... myślę — powiedziała, ledwo powstrzymując się przed tym, aby powiedzieć mu co zaprząta jej wieczorami głowę. A były to zdecydowanie różne odważne obrazy z jego udziałem. Czasami to nawet było lepsze niż lektura.
A jeden z tych obrazów, o których myślała intensywnie w swoim dormitorium, rozgrywał się właśnie między nimi pomiędzy wysoką kukurydzą. W oddali było słychać przytłumione głosy uczniów, ale Krukonka nie zważała już na nic, co działo się dookoła nich. Modliła się w duchu, aby chłopak nie dostrzegł jej braku doświadczenia w tych sprawach. Kiedy przyciągnął ją do siebie przylgnęła blisko do niego, całując go ochoczo, momentami może nawet trochę łapczywie, jakby dorwała się w końcu do źródła wody po tygodniach umierania z pragnienia. W tym wszystkim zapominała momentami nawet złapać oddechu, więc kiedy chłopak odsunął się od niej oddychała równie ciężko co on. Schował twarz w jej szyi i włosach, a ona objęła go obiema rękami, nie chcąc aby ten moment skończył się przedwcześnie. Gdy wydyszał przeprosiny, przez moment nie wiedziała o co chodzi, ale wtedy w swoim zamglonym hormonami umyśle połączyła dwie kropki w postaci jego przeprosin i czegoś twardego, co napierało właśnie na jej udo. Zaśmiała się tylko z ulgą, z wyraźnie słyszalną ulgą zresztą, bo to oznaczało, że chyba jednak mu się podobała. Był to wyraźny i jasny znak, że jednak byli dwójką normalnych nastolatków.
Odsunęła się trochę od niego, nadal uśmiechając się pod nosem. Spojrzała na jego ledwo widoczną w świetle księżyca twarz, potem pocałowała go najpierw w jeden policzek, a potem w drugi. W tym samym czasie odpięła mu dwa guziki od jego munduru policjanta.
Monty? — Zapytała, chcąc odwrócić jego uwagę na siebie. Mimo to, nie patrzyła na niego, patrzyła na to jak jej palce odpinają kolejne guziki, co nie było wcale łatwe w tym słabym świetle. Nie miała jednak zamiaru go tutaj obnażać do naga, nawet ona nie była aż taka odważna. Kiedy jednak udało jej się rozpiąć ten mundur, położyła ręce na jego klatce piersiowej i złożyła nieśmiały pocałunek na jego obojczyku. — Chcesz być moim chłopakiem? — Zapytała niespodziewanie, trochę wstydząc się aby spojrzeć mu w twarz. Nawet będąc z nim tak blisko obawiała się, że może odmówić.
It is the tale, not he who tells it
Obrazek Obrazek
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
Wiek:
18
Data:
16 cze 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testrala
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna!
Montgomery Ray
Posty: 95
Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22

Ostatnie miesiące były najniezwyklejszymi, najwspanialszymi i równocześnie najbardziej niepewnymi w całym życiu młodego Raya. Wciąż nie mógł uwierzyć że taka mądra, interesująca i śliczna dziewczyna mogłaby być zainteresowana taką ciamajdą jak on, ale krukonka wydawała się nie widzieć jakiego ma frajera pod nosem. A może jej nie przeszkadzało? Czy to mogła być prawda? Nie potrafił w to uwierzyć skoro przecież miał oczy i widział swoich kolegów z roku. Serio, czasami jak wchodził do szatni quidditcha czy nawet do sali lekcyjnej to dziwił się że jeszcze nikt nie wyłapała jakie to siedlisko młodocianych modeli. Fantastyczny sposób na kompleksy swoją drogą, prawie codziennie nowe.
- Wystarczy mi dedykacja, ostatecznie wypełnisz naszą obietnicę to dla mnie przysługa - pokręcił głową - Wszystko co napiszesz powinno być tylko twoje - rodzice bardzo zadbali żeby wychować swoje dzieci w duchu równości i można nawet odważnie stwierdzić, feminizmu. Wiedział jedno, cokolwiek by nie napisała, on to będzie czytał z wypiekami na twarzy jako największy fan. Uwielbiał słuchać wszystkiego co miała do powiedzenia, a gdyby do kompletu dostał to w formie pisanej to nic więcej do szczęścia nie trzeba.
- Szczerze, chyba oddzielnej sypialni brakuje mi z domu najbardziej. Nawet nie wiesz jak Kenny głośno chrapie, normalnie przebija przez zaklęcia wyciszające - zaśmiał się pod nosem - Też mam zawsze problem z zasypianiem, wszystko krąży w głowie i czasem aż mam wrażenie że przyspiesza coraz bardziej, a potem patrzę na zegarek i jest trzecia - przez moment prawie wygadał, że większość z tego to analizowanie każdej ich interakcji, uśmiechu który Carla posłała w jego kierunku i marzenia, a może nawet bardziej planowanie w jaki sposób może doprowadzić do kolejnego pocałunku, albo nawet muśnięcia dłoni. Próby rozgrywania scenariuszy znanych mu tylko z książek i filmów, ale z nimi w rolach głównych. No i ewentualne, bardzo krępujące fantazje, zupełnie naturalne dla siedemnastoletniego chłopaka, do których nie przyznałby się nawet torturowany... A przynajmniej jeszcze, chociaż tego nie wiedział.
W tym momencie, w środku pola kukurydzy, ukryci przed wzrokiem słyszalnych gdzieś w oddali uczniów, realizowali jedno z takich marzeń. Ciężar dziewczyny w jego ramionach, jej wąska talia, miękkość piersi, jego udo które nie wiedzieć jak i kiedy znalazło się między jej nogami i te pocałunki. Oboje mieli kompletnie zero doświadczenia, toteż jak mogli cokolwiek porównywać, ale zdecydowanie nadrabiali entuzjazmem bo przez swoją niepewność czekali na ten moment dużo dłużej niż było trzeba. Monty trzymał się nawet w ryzach, świadomy tego że są w miejscu publicznym i przecież nie wypada, żeby tak bałamucił młodszą od siebie Carlę... Do momentu gdy niemal w tym samym momencie uznali że to jeszcze za mało, rozchylili lekko usta i pogłębili pocałunki. To była najfantastyczniejsza rzecz na świecie, całowanie tej dziewczyny. Mógłby to robić przez całe wieki, ale jego ciało zgadzało się z tą opnią nieco zbyt gorliwie. Dopiero to go otrzeźwiło, nawet jeśli jedyne o czym był w stanie teraz myśleć to te słodkie usta znajdujące się tak blisko.
Uśmiechnął się niepewnie, patrząc rozanielonym wzrokiem na śliczną buzię krukonki, jedną dłonią obejmując jej talię, drugą gładząc ją delikatnie po plecach. Najwyraźniej nie była zła ani nawet zawstydzona reakcją jego ciała, radząc sobie zdecydowanie lepiej z tą nową sytuacją. Po chwili jednak zdziwiony zmarszczył lekko brwi gdy zaczęła rozpinać guziki munduru który miał na sobie. Siłą rzeczy jego ciało, które wciąż się nie uspokajało, zareagowało na to z entuzjazmem, który mogła poczuć.
Chcesz być moim chłopakiem?
Ręce na jego skórze, delikatne i drobne, potem lekki pocałunek na obojczyku. Czy ona miała najmniejsze pojęcie w jakim stopniu pozbawiała go ostatków rozumu? Normalnie i tak miał w głowie chaos, ale teraz była to raczej jajecznica. Odchylił głowę do tyłu i westchnął, przecież to było najprostsze pytanie na świecie.
- To nie oczywiste? Już dawno straciłem dla Ciebie głowę - może nie byłby taki bezpośredni gdyby mógł się skupić, ale skutecznie to utrudniała. Uniósł głowę by móc spojrzeć na dziewczynę i wcześniej głodne spojrzenie zmiękło wyraźnie kiedy zobaczył że ta się chowa. Podniósł rękę z jej pleców żeby sięgnąć po jedną z jej dłoni i złożyć na niej delikatny pocałunek.
- Jak mógłbym nie chcieć? Jesteś idealna.
Wiek:
17
Data:
04 mar 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętka
Zamożność:
Klasa średnia
Stan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray
Carla Stark
Posty: 127
Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58

To nie oczywiste? Już dawno straciłem dla Ciebie głowę.
Słysząc te słowa Krukonka oblała się tak intensywnym szkarłatem na twarzy jak jeszcze nigdy dotąd. Mimo faktu, że miała już swoje potwierdzenie, nadal nie potrafiła zebrać się w sobie aby spojrzeć na swojego nowo nabytego chłopaka. Była zaskoczona swoim niespodziewanym przypływem śmiałości i faktem, że w ogóle go o to zapytała. Chodziło jej to po głowie już jakiś czas, szczególnie że to ich situationship trwało aż od połowy lipca, a sytuacja nie rozwiązywała się sama w naturalny sposób. Spojrzała na niego ukradkiem, a potem znowu uciekła wzrokiem, tym razem znajdując azyl na jego szyi, gdzie złożyła nieśmiały pocałunek.
Czyli tak? — Zapytała, zaraz po tym składając kolejny pocałunek, tylko odrobinę dalej od miejsca, w którym zrobiła to wcześniej. Tak gwoli ścisłości, aby formalności stało się zadość. Mimo tego, że bardzo się starała, nie potrafiła powstrzymać tego mimowolnego gestu, które wykonywały jej usta wyginając się w natarczywym uśmiechu. Jej nowo odkryta śmiałość była wynikiem mieszanki nastoletnich hormonów i bliskiej obecności chłopaka, ale przez moment ta zwyczajna, nieśmiała i zawstydzona Carla zaczęła przebijać się na powierzchnię, sprowadzając ją na ziemię. A wtedy znowu odleciała w przestworza kiedy chłopak stwierdził, że jest i d e a l n a. Zakręciło jej się w głowie, dreszcz przeszył jej całe ciało, a ona już wiedziała, że ten moment to będą wyżyny emocjonalne, za którymi będzie gonić całe swoje życie.
Zebrała w sobie wszystkie pokłady odwagi jakie miała i spojrzała Montgomeremu w twarz. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz potem znowu się uśmiechnęła i musiała spojrzeć na moment w bok. Już teraz musiał zauważyć, że wywoływał w niej emocje, których wcześniej nie doświadczała. Pomyślała teraz, że jeśli kiedykolwiek będzie musiała wyczarować patronusa, to właśnie będzie wspomnienie, które będzie przywoływać.
Trochę głupio się przyznać, ale myślałam o tej chwili więcej razy niż odważyłabym się przyznać — powiedziała z lekkim westchnieniem, zawzięcie skupiając się na odpięciu kolejnych guzików w jego mundurze. Taka trochę nerwowa reakcja, ale kiedy udało jej się rozpiąć ostatni guzik i zrzucić górną część jego munduru na ziemię, stres natychmiast ustąpił fali ekscytacji. Otaksowała spojrzeniem jego ramiona, zatrzymując się na nich przez dłuższą chwilę jak zaczarowana. Ten widok sprawił, że ponownie przysunęła się do chłopaka i pocałowała go z jeszcze większą intensywnością niż wcześniej. Jej dłonie błądziły po jego ramionach, a czując jego skórę i zarys mięśni pod swoimi palcami, zapomniała o całym świecie i wszelkich świętościach. To, co działo się obecnie w dolnych partiach ciała chłopaka, znajdowało zupełne odzwierciedlenie w ciele dziewczyny. Dotykanie i całowanie go wysyłało dreszcze w dół jej kręgosłupa oraz sprawiało, że w jej intymnych okolicach ciała rozchodziło się przyjemne ciepło, które towarzyszyło jej czasami kiedy fantazjowała o nim, ale nigdy wcześniej w jego obecności.
Przez jej głowę przechodziły teraz najróżniejsze obrazy z udziałem chłopaka. Miała ochotę rozerwać ten mundur, który miał na sobie, a potem dobrać się do paska, który hardo podtrzymywał jego spodnie. Ciało krzyczało, żeby jej ręce z ramion chłopaka powędrowały niżej, ale było zagłuszane przez wrodzoną powściągliwość Krukonki. Przez moment chciała złapać jego dłonie i położyć je sobie na klatce piersiowej, ale powstrzymała się i tym razem to ona oderwała się od chłopaka, kładąc czoło na jego ramieniu. Zaśmiała się do siebie.
W mojej głowie i moim ciele dzieją się rzeczy, których nie rozumiem — powiedziała ze śmiechem, nadal opierając czoło o jego ramię. Bezpieczna przystań, w której mogła przez moment zebrać myśli. Trwało to kilka chwil, zaśmiała się jeszcze do siebie parę razy, a potem podniosła głowę i złapała jego twarz w dłonie i złożyła na jego ustach niewinnego całusa. — Wybacz mi, trochę mnie poniosło, ale to ta Twoja obecność wyzwala we mnie takie pokłady energii i śmiałości, które kumulowałam w sobie chyba przez całe swoje życie — dodała jeszcze, patrząc na niego z czułością. Mimo tego, że chciałaby aby ta chwila trwała w nieskończoność, nie była gotowa na pójście na całość i to na dodatek jeszcze w polu kukurydzy na środku szkolnych błoni. — Chodźmy coś zjeść i może zatańczyć? Przez to wszystko strasznie zgłodniałam, zjadłabym kukurydzę z masłem — powiedziała jeszcze po czym zaśmiała się znowu. Ta kukurydza będzie jej się śniła po nocach, razem z Montym będzie głównym bohaterem jej snów przez najbliższy tydzień zapewne.
It is the tale, not he who tells it
Obrazek Obrazek
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
Wiek:
18
Data:
16 cze 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testrala
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna!
Montgomery Ray
Posty: 95
Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22

Tyle czasu kręcili się wokół tematu i akurat ten wieczór wybrali na wyjawienie sobie prawdy o uczuciach. Halloween, najromantyczniejsza noc w roku przecież, no jasne! W jakiś sposób pasowało to idealnie, dopiero w przebraniach, w kukurydzianym labiryncie, gdzie nie mieli już nic za czym można się metaforycznie schować, jedno i drugie wydusiło z siebie co czuje. Okazało się to prostą drogą do przeładowania szczęściem, jakiego Monty nie znał. Myślał że miewał momenty w których dosięgnął szczytu, ostatecznie mało co było dla niego niemożliwe, ale widok czerwonych policzków Carli, z delikatnym uśmiechem błądzącym na ustach który starała się ukryć i te niebieskie oczy zerkające na niego równocześnie z nadzieją, zaskoczeniem, niepewnością i później z odbiciem jego własnych uczuć. Wiedział, że niezależnie od tego co zadzieje się w przyszłości, on zapamięta ten moment na zawsze bo dosłownie czuć było magię w powietrzu. Wyczarowałby dziesięć patronusów na raz przy takiej ilości paliwa.
- Tyle razy chciałem to powiedzieć, ale miałem wrażenie że wyrywam się do przodu i albo mnie wyśmiejesz albo się spłoszysz - stuprocentowa szczerość mu nie przeszła, jak na razie nie żałował ale na pewno później uzna że to był oversharing - Stworzyłem z dwadzieścia różnych planów, ale labiryntu z kukurydzy nie brałem pod uwagę - zaśmiał się cicho, gładząc jej policzek wierzchem palców. Dopiero wtedy też, gdy już pozbywała go górnej części garderoby, zdał sobie sprawę z tego co się dzieje. Chwała za to zaklęcie rozgrzewające z wcześniej bo nawet dla chłopaka któremu wiecznie jest gorąco mogłaby to być lekka przesada w ostatni dzień października. Nie miał jednakże głowy do rozważań na temat globalnego ocieplenia i zmian w średnich temperaturach sezonowych gdy jego świeża dziewczyna, a właściwie pierwsza prawdziwa dziewczyna, sunęła dłońmi po skórze klatki piersiowej i ramion. Miał mnóstwo bardzo, bardzo brudnych i niedobrych myśli z tym związanych, do kompletu z tymi które pojawiły się już wcześniej, ale rozsądek wciąż trzymał lejce i najwięcej na co sobie pozwolił to zsunięcie jednej z dłoni na pośladek krukonki, którego miękkość zaczął nieśmiało badać. Do kompletu z jej ustami, językiem i przede wszystkim, smakiem oraz zapachem... Jak on żałował że są w miejscu publicznym! Ale gdzieś w środku wiedział, że choćby to było najprywatniejsze miejsce gdzie nikt nie miałby szans im przeszkodzić, nie czuł się jeszcze gotowy na cokolwiek więcej, ba! Jeszcze godzinę temu by nawet nie brał pod uwagę półnagiego leżenia w zimnej trawie z jej ciałem przyciśniętym do swojego! Pozwalał jej jednak prowadzić, do pewnego stopnia, w ten sposób oceniając na co może sobie pozwolić a potem ograniczając to jeszcze o krok. Powściągliwości puchona na pewno nie sprzyjała jej ochoczość do działania, na szczęście i Carla znalazła swoją granicę, co było równocześnie zawodem i ulgą, bo ocaliła go w ten sposób przed kompromitacją która na podstawie jego personalnych odczuć mogła całkiem niedługo nadejść... dojść. Jak zwał tak zwał. Zaśmiał się ochryple widząc jak dziewczyna ukrywa twarz w jego ramieniu w lustrzanym odbiciu sytuacji sprzed chwili gdy to on szukał otrzeźwienia. Unieśli się do pozycji mniej lub bardziej siedzącej, toteż jego obie ręce wróciły do obejmowania czule drobnej sylwetki najmłodszej Starkówny, delikatnie gładząc jej plecy i boki.
- Żebyś ty wiedziała chociaż ułamek tego co mi robisz - pokręcił głową - Musisz mi dać chwilę, raczej wolałbym nie chodzić po labiryncie... Tak - wykonał nieokreślony gest głową mniej więcej w kierunku bardzo oczywistego i widocznego elementu ciała. Czuł się nieco zawstydzony i odkryty znajdując się w tej sytuacji, ale nie zamierzał udawać że problem nie istnieje skoro jego prowodyr siedział wciąż wtulony w jego ciało. Miał też wrażenie, głównie na podstawie niepewnych reakcji Carli, że ona wciąż nie jest do końca przekonana że on mówi serio. No to proszę, oto dowód.
- Zjem chętnie. Jest tylko jedna sprawa... Jeśli chodzi o taniec to czuj się uprzedzona, że będziesz miała potwornie podeptane stopy - tylko Mańka wiedziała jak tragiczny jest to widok gdy męski potomek Rayów tańczy. Nikt nie zdołał mu pomóc, a wielu nauczycieli tańca próbowało. Nie wypuszczając krukonki z objęć sięgnął po górę swojego munduru i zarzucił ją na ramiona, chociaż wciąż nie zapinał. Podobało mu się uczucie kiedy tak wtulała się w jego odkrytą klatkę piersiową. Wąsy zostawił porzucone tam gdzie były.
Wiek:
17
Data:
04 mar 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętka
Zamożność:
Klasa średnia
Stan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray
Carla Stark
Posty: 127
Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58

Z każdym kolejnym wyznaniem Puchona Carla robiła się coraz bardziej i bardziej czerwona, a jej usta uśmiechały się jeszcze szerzej i czuła, że już straciła nad nimi całkowicie kontrolę. Początkowo próbowała ukryć te mimowolne reakcje przed chłopakiem nie chcąc wyjść na desperatkę, której wystarczy do szczęścia tak niewiele, ale ten pociąg chyba już odjechał. Krukonka dorastała w przekonaniu, że jej nigdy nie przytrafia się nic dobrego, więc nie do końca wiedziała jeszcze jak radzić sobie w momencie, kiedy faktycznie przytrafiało jej się coś dobrego, a nawet bardziej niż dobrego.
Musisz mi dać chwilę, raczej wolałbym nie chodzić po labiryncie... Tak. Zaśmiała się wdzięcznie, a potem uznała, że siedzenie na kolanach chłopaka i obmacywanie go po ramionach raczej nie pomoże mu wcale wyjść z tego stanu, więc grzecznie zsunęła się z jego kolan na ziemię i usiadła tak, aby być skierowana do niego twarzą. Złapała go za jego sporych rozmiarów rękę i potrząsnęła nią lekko.
Tak swoją drogą, nie czekaj znowu kolejnych trzech i pół miesięcy — powiedziała i znowu zaśmiała się lekko. Kto to wie, co się wydarzy jak znowu znajdą się w szkole pełnej uczniów i znowu zaczną analizować czy to odpowiedni moment, czas i miejsce. Wcześniej operowali na założeniu niepewności uczuć drugiej osoby, teraz jednak mieli wszystko wyłożone czarno na białym, no i teraz byli parą. To chyba zobowiązywało, a przynajmniej Krukonka żywiła taką cichą nadzieję. Spojrzała w dół na spodnie chłopaka i uznała, że chyba tak szybko nie wyjdą z tego labiryntu.
W sumie to nie dokończyłam opowiadać Ci mojej strasznej historii o banshee. Myślę, że jak usłyszysz ją do końca to szybko wyjdziemy z tego labiryntu — powiedziała z chytrym uśmieszkiem czającym się na jej ustach. Nadal trzymając jego rękę, złapała ją teraz w obie dłonie i spojrzała na niego znowu z tym złowrogim, halloweenowym wyrazem twarzy. Nieważne jak bardzo lubiła całowanie chłopaka i dotykanie go po wszelkich częściach jego ciała, równie bardzo lubiła halloween i w sumie to miała zamiar powrócić do obchodzenia tego święta.
Opowiedziała mu historię o tym, jak będąc dzieckiem wpadła do studni na jednej z farm otaczających Portmagee — tak, Carla była jednym z tych niefortunnych dzieci, które mały okazję wpaść do studni — a gdy zapadł zmrok, na brzegu studni usiadła ich banshee, ubrana na biało, z długimi, jasnymi włosami, które czesała przez pół nocy srebrnym grzebieniem. Nawet w wieku ośmiu lat wiedziała, z czym wiąże się ujrzenie banshee, ale gdy noc chyliła się ku końcu, na brzegu studni zjawił się czarny kot, który miałczał tak głośno i żałośnie, że przyciągnął uwagę rolnika, który ostatecznie wyciągnął ją ze studni. Banshee zniknęła, a kot oddalił się pobliskiego lasku. Kiedy rolnik niósł ją w stronę swojego domu, Carla widziała w oddali jak czarny kot przemienia się w wielką, człekokształtną istotę i umyka do lasu na czterech łapach.
Nie wiem co było gorsze, banshee czy ten kot? W każdym razie po tej nocy byłam tak przerażona, że nie odzywałam się przez rok. Moi rodzice próbowali zamknąć mnie w Szpitalu Św Munga... Ale ja po prostu nie mogłam się odezwać. Rok później kiedy zaczęłam mówić i opowiedziałam im tę historię, nikt mi już nie uwierzył — powiedziała, wzruszając ramionami na koniec. Pozostawało pytanie czy Monty jej wierzył, czy Carla mówiła prawdę czy zmyśliła to próbując go przestraszyć? Uśmiechnęła się do niego, a potem zapytała: — I co, gotowy na przekąski i tańce? Nie martwię się twoimi umiejętnościami, moje są równie tragiczne albo i gorsze. Stella wyssała w genach wszystkie umiejętności taneczne w tej rodzinie, Gloria jest śpiewaczką, ja i mój ojciec jesteśmy muzykami w naszym domu — powiedziała, po czym zaśmiała się na wspomnienie tego jakie szaleństwa muzyczno-wokalno-taneczne odbywały się czasami w ich domu. Wstała z ziemi i wyciągnęła ręce w jego stronę, chcąc pomóc mu wstać, co może nie było najmądrzejszym pomysłem.
Chodź mój nowy chłopaku — powiedziała do niego, wskazując zachęcająco głową w kierunku, z którego dobiegała muzyka grana w strasznej stodole.
It is the tale, not he who tells it
Obrazek Obrazek
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
Wiek:
18
Data:
16 cze 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Archeologia Magiczna (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
Świerk, 11 cali, włos z ogona testrala
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Carla Stark to moja dziewczyna!
Montgomery Ray
Posty: 95
Rejestracja: 26 kwie 2023, 14:22

Dziękował Heldze że dziewczyna zdecydowała się usiąść obok bo kręciła mu się na tych kolanach, a on biedny wcale nie był temu obojętny. No jasne, jakaś część jego jestestwa była zawiedziona ale nie był aż tak napalony. No i nie trzeba było wiele się zastanawiać żeby dojść do prostej logiki: nie miał wcześniej dziewczyny, jest nieśmiałym nerdem... Zapewne to prawiczek. I to stu procentowa prawda. Szczerze mówiąc nie miał nawet nigdy cycka w ręce. Zdecydowanie bardziej odpowiadało mu wolniejsze tempo rozwoju ich relacji, dając czas na zdobycie tych wszystkich pierwszych doświadczeń i na cieszenie się nimi zamiast pędzić przed siebie. Tak jak dzisiaj, po raz pierwszy go ktoś rozebrał i tak przyjemnie smyrał po ciele. Nie ktoś, Carla konkretnie. Fantastyczne. I całowanie, no bosko! Ma co wspominać na najbliższy okres zanim znowu nadarzy się taka okazja.
- Chyba dotarło że nie ma co tak planować - wyszczerzył zęby w uśmiechu, z czułością obserwując jak dziewczyna bawi się jego wielką łapą - Nie zdziw się jak teraz już nie będziesz mogła się opędzić - uprzedził, a serce lekko mu podskoczyło kiedy znów na jej usta wpłynął uśmiech. Kiedy jeszcze obserwował ją w bibliotece, wydawała się ciągle taka poważna, czasami tylko leciutko unosiła kąciki ust w uśmiechu przy czytaniu. Zawsze sądził że tam kryje się coś więcej i czuł się niesamowicie dumny że ma szansę wywołać u krukonki śmiech.
- Masz moją pełną uwagę - pochylił się lekko w jej kierunku jakby była ogniskiem z którego bije kojące ciepło i słuchał jej historii, z każdym słowem otwierając oczy coraz szerzej. Nie dziwne że zachowała taki spokój w ruinach skoro to nie jej pierwsza styczność z takimi dziwami. Może gdyby nie widział Rhysanda i jego armii patyczaków na własne oczy to by wątpił, może. Ale nie ma co gdybać skoro wypalona moneta na pośladku przypominała o prawdziwości tych zdarzeń za każdym razem jak brał prysznic. Wyciągnął wolną rękę żeby delikatnie odgarnąć jej włosy za ucho i pogłaskać wierzchem dłoni jej policzek.
- Może zawsze miałaś jakieś specjalne połączenie z supernaturalnym - stwierdził w końcu - A co do kota... Animag? Chowaniec? Czytałem gdzieś że wyjątkowo silne wiedźmy miewały chowańce które wcale nie były faktycznymi kotami tylko demonami ale przybierały postać kotów żeby wydawać się niepozorne - nie był w żadnym stopniu patronizujący w tym co robił, po prostu dzielił się przemyśleniami biorąc słowa dziewczyny jako prawdę, albo nawet po prostu to co widziała. Nieważne. Przecież nie zawsze musiało to być jedno i to samo, nie znaczyło to jednak że zmyśla.
- Przekąski... TAK. Tańce? Nie masz pojęcia na co się piszesz - roześmiał się na widok jej wyciągniętych rąk i jednak podjął rozsądną decyzję by wstać samodzielnie. Jeszcze wylądowaliby znowu na trawie i wtedy NIESTETY musiałby znów zacząć ją całować. W sumie... Czemu ma czekać? Pochylił się i złożył na ustach dziewczyny delikatny pocałunek, podtrzymując jej brodę palcami. Była taka drobna i krucha w jego rękach.
- Moja dziewczyno - policzki troszkę mu się zarumieniły na te słowa, ale i tak wyciągnął rękę łapiąc jej małą dłoń w swoją i ściskając lekko. Jakoś mniej przerażony wizją tańca poprowadził ich oboje przez labirynt, często raczej słuchając porad Carli, aż w końcu dotarli do sceny i jedzenia.

/zt x2
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stracho-stodoła Halloween 2023”