Re: Złota sala parkietowa
: 03 lip 2023, 16:55
Bo był. Jako pełnoprawny mugolski dudek, który miał więcej nasrane na swoją osobę przez rodziców i rodzeństwo, co takiego strasznego mogłoby mu zrobić słowo, jakie powie jakiś types czy maniura, z którym nic go nie łączy? Absolutnie-kurwa-nic. Puchon miał dystans do siebie oraz wszystkiego i wszystkich wokoło. Nic nie definiuje go tak dobrze, jak jego własne myśli i osądy. Stąd tak szybko zgodził się na zaproszenie Drake na bal. Bo co mu szkodzi? Chciała, poszli, bawili się chwilkę, a że porwał w taniec inne paniury, cóż, nie obiecywał swojej osoby na cały wieczór. Pewnie by się nią potem znów zainteresował i pokręcił się w tańcu, ale już widział, że siedzi z Wrightem. Wiedział, że są papużkami przyjacielskimi to po co im przeszkadzać? Rudy sobie radę da.
Zrobił lekko zaskoczoną minę, unosząc wymownie jedną brew. Czyżby nieletnia dziewoja chciała wszystkich omamić swoim ślizgońskim czarem?
- Gdyby była tu ruda raszpla od transmutacji to wszystkie byście miały zmienione kiecki na długie szaty z XVIII wieku. Przepasane białym fartuszkiem. - W końcu ona chodziła w najstarszych, ciemnych szatach, pełnych mroku i absolutnie zakrywających wszystko, co mogłoby być narażone na widok oczu ludzkich. Nawet szyję miała pod brodę niemalże zakrytą. Biorąc pod uwagę niektóre kiecki, jakie Lambourne widział na balu, ta szkoła powinna zmienić nazwę na Hookerdor. Obrzucił Ślizgonkę szybkim spojrzeniem. CO ONA MIAŁA DO ŻÓŁTEGO, PINDA JEDNA. Ale nie skomentował już tego.
- Tylko mi nie mów, że masz coś i do żółtego i do błękitnego. - Uniósł obie brwi, parskając krótko śmiechem. - Tak, z Ollie Drake tu przyszedłem, ale niech sobie gada z Wrightem. Ruda mnie zaprosiła to co, będę dyskryminował kogoś z powodu koloru włosów? - Jednoznacznie krótkim ruchem wskazał na swoją głowę, bo on też jest rudy. Marchewa power. - Jest głośna, ale potrafi być zabawna. - Wzruszył ramionami byle jako, po chwili spoglądając znów na blondynkę. - Trzeba było zgiąć swoją szyję i zejść z piedestału Ślizgonów, zaprosić mnie. To bym miał do wyboru Czerwoną albo Zieloną. - Jakoś on nie miał nic przeciwko braku towarzystwa swojej partnerki. Naprawdę było mu ambiwalentne, co kto z kim, chociaż obserwując salę, widział, że wiele par wciągało się w dość jednoznacznie mizianki. Łypnął kontrolnie na Parkinsonównę.
- O, no dokładnie, wyglądasz zdecydowanie przystępniej, mniej jak dementor. - Poruszył brwiami góra-dół. - Jak byś mnie zagadała z takim uśmiechem to pewnie bym się nawet skusił na wspólny wypad do Hogsmeade. A teraz będziesz musiała więdnąć i czekać na me boskie ciało do września. - Wyszczerzył się swobodnie.
Zrobił lekko zaskoczoną minę, unosząc wymownie jedną brew. Czyżby nieletnia dziewoja chciała wszystkich omamić swoim ślizgońskim czarem?
- Gdyby była tu ruda raszpla od transmutacji to wszystkie byście miały zmienione kiecki na długie szaty z XVIII wieku. Przepasane białym fartuszkiem. - W końcu ona chodziła w najstarszych, ciemnych szatach, pełnych mroku i absolutnie zakrywających wszystko, co mogłoby być narażone na widok oczu ludzkich. Nawet szyję miała pod brodę niemalże zakrytą. Biorąc pod uwagę niektóre kiecki, jakie Lambourne widział na balu, ta szkoła powinna zmienić nazwę na Hookerdor. Obrzucił Ślizgonkę szybkim spojrzeniem. CO ONA MIAŁA DO ŻÓŁTEGO, PINDA JEDNA. Ale nie skomentował już tego.
- Tylko mi nie mów, że masz coś i do żółtego i do błękitnego. - Uniósł obie brwi, parskając krótko śmiechem. - Tak, z Ollie Drake tu przyszedłem, ale niech sobie gada z Wrightem. Ruda mnie zaprosiła to co, będę dyskryminował kogoś z powodu koloru włosów? - Jednoznacznie krótkim ruchem wskazał na swoją głowę, bo on też jest rudy. Marchewa power. - Jest głośna, ale potrafi być zabawna. - Wzruszył ramionami byle jako, po chwili spoglądając znów na blondynkę. - Trzeba było zgiąć swoją szyję i zejść z piedestału Ślizgonów, zaprosić mnie. To bym miał do wyboru Czerwoną albo Zieloną. - Jakoś on nie miał nic przeciwko braku towarzystwa swojej partnerki. Naprawdę było mu ambiwalentne, co kto z kim, chociaż obserwując salę, widział, że wiele par wciągało się w dość jednoznacznie mizianki. Łypnął kontrolnie na Parkinsonównę.
- O, no dokładnie, wyglądasz zdecydowanie przystępniej, mniej jak dementor. - Poruszył brwiami góra-dół. - Jak byś mnie zagadała z takim uśmiechem to pewnie bym się nawet skusił na wspólny wypad do Hogsmeade. A teraz będziesz musiała więdnąć i czekać na me boskie ciało do września. - Wyszczerzył się swobodnie.