Barb Artherton

Zablokowany
Wiek:
16
Data:
13 cze 2008
Genetyka:
Jasnowidz
Krew:
Półkrwi
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczennica wkrótce VI roku
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
TARNINA, SZPON HIPOGRYFA, DOŚĆ GIĘTKA, 10 CALI
Zamożność:
zamożna
Stan cywilny:
panna
BB Artherton
Posty: 9
Rejestracja: 25 cze 2024, 19:54

Barbara “BB”
Artherton
INFORMACJE PODSTAWOWE

DATA URODZENIA: 13.06.2008

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Norwich

GENETYKA: JASNOWIDZ

RÓŻDŻKA: tarnina, szpon hipogryfa, dość giętka, 10 cali

ORIENTACJA: jeszcze nie wie

STAN CYWILNY: panna

ZAJĘCIE: UCZENNICA (idzie do VI klasy)

DOM W SZKOLE: Hufflepuff

WZROST: 162cm

KOLOR WŁOSÓW: rude

KOLOR OCZU: szare

WYGLĄD: Sophia Lillis

CHARAKTERYSTYKA POSTACI
Odważna, bezczelna, uparta, porywcza. A to tylko kilka z jej wspaniałych zalet. Barbie to otwarta, przyjacielska i przez większość czasu sympatyczna dziewczyna. Lubi kontakt z większością ludzi jest ekstrawertyczna i ma łatwość w nawiązywaniu znajomości. Ma bogate poczucie humoru, lubi się śmiać i bawić. Nie do końca utraciła swoją dziecięcą figlarność, w rezultacie lubi wygłupy i swawolne, beztroskie zachowania. Żarty z pierdzenia? Szczyt komedii. Pranki w rodzaju piór zmieniających się w gumowe kaczki? No, karuzela śmiechu. Inteligentna i zdeterminowana w dążeniu do wyznaczonego celu. Czasem nawet do przesady, co niektórzy nazwaliby już nie wytrwałością, a zwyczajnie upartością. Będzie bronić słabszych i otwarcie przeciwstawiać się niesprawiedliwości, nawet jeżeli będzie to oznaczało przykre konsekwencje dla jej samej. Nie boi się ubrudzić sobie rąk tak dosłownie, jak i w przenośni. Jest w niej jednak bardzo dużo gniewu i nieprzebrane wręcz zastępy buntu. Przeciw czemu się buntuje? Przeciw temu, że dostała po przodkach niewygodny dar, na który jest skazana do końca życia, przeciw temu, że jej los został już przez kogoś wybrany, że miała iść do szkoły w odpowiednim wieku, przeciw temu, że ma w niej spędzić wiele wspaniałych lat swojego życia, że stawia się przed nią ograniczenia i wymagania, na które się nie godziła Czasami BB buntuje się przeciw czemuś, czego sama do końca nie potrafi opisać. Broi, łamie zasady i zachowuje się bez szacunku do innych czasami po prostu dlatego, że nie potrafi inaczej, nie widzi możliwości zachowania się w inny sposób. Często tak właśnie odreagowuje to, co negatywne, co się w niej kumuluje i zwyczajnie w ten sposób znajduje ujście. Barbie opisana w pierwszej części, ta uwielbiająca się głośno śmiać, szturchająca kolegów, wybuchając kolejnymi salwami śmiechu, podająca ręce młodszemu uczniowi, który upadł, ta BB czasami odchodzi gdzieś w kąt, zepchnięta przez humorki, napady złego nastroju. Potrafi wtedy odreagowywać swoją frustrację na tych samych osobach, którym w innej sytuacji pomogłaby, czy spędziła całą przerwę na żartowaniu u kupie czy omawianiu ostatniej gry w Quidditcha ich ulubionej drużyny. Mimo, że dobrze wie, że następnego dnia wyrzuty sumienia nie pozwolą jej spokojnie spać, nie potrafi się pohamować i zawsze daje się ponieść swojemu mrocznemu ja. Pogorszenie jej humoru może pojawić się zarówno sprowokowane jakimś wydarzeniem, lub pozornie zupełnie bez powodu.
PRZESZŁOŚĆ / PRZYSZŁOŚĆ
PRZESZŁOŚĆDZIECIŃSTWO
Od kiedy skończyła dziesięć lat, Dorothy wiedziała, że chce założyć rodzinę i urodzić dzieci. Sama wychowała się w grupie rówieśników, miała wiele rodzeństwa, pełne śmiechu i niekończących się zabaw dzieciństwo uznawała za idealnie. Chciała zapewnić takie życie również swoim dzieciom, dlatego już od wczesnych lat nastoletnich wiedziała, że chce być matką i zajmować się domem. I w porządku, miała do tego zupełne prawo. Inna sprawa to znaleźć mężczyznę, który zgodzi się na taki układ, bycie panem domu i utrzymywanie gromadki rudzielców, które Dorothy zamierzała urodzić. To nie do końca tak, że zupełnie niczego od życia nie wymagała, nie pragnęła. Uwielbiała muzykę i taniec, a także gotowanie. Już od czasów szkolnych była pulchną, acz przyjemną dla oka dziewczyną gęstych, ciemnych, rudych włosach. Lubiła je rozpuszczać luźno na ramiona, a one łaskawie opadały aż do połowy pleców. Być może właśnie w tych włosach, a być może w szerokich, niemalże stworzonych do rodzenia dzieci biodrach zakochał się mieszkający w sąsiedztwie Arthur. Dziewczyna nie czekała długo ze zdradzeniem mu, czego pragnie od życia i jak wyobraża sobie ich wspólną przyszłość. Arthur jako osoba niezwykle uległa i ugodowa, nie oponował. Być może dlatego, że również pragnął czegoś podobnego, a być może dlatego, że nie potrafił wyrazić sprzeciwu przy zdeterminowanej i energicznej Dorothy. Już po trzech miesiącach spotykania się, będąca na szóstym i siódmym roku para ustaliła, co uczynią po zakończeniu Hogwartu. Mieli zamieszkać w domu, który został obiecany Dorothy przez jej babcię, w mieście Norwich. Arthur miał znaleźć dobrze płatną pracę, a ona rodzić dzieci, sprzątać, gotować i zarządzać domem. Trzeba w tej chwili zaznaczyć, że Dorothy zdecydowanie miała smykałkę do zarządzania. Właściwie, za cokolwiek by się nie wzięła, była w tym dobra. Jak wkrótce miało się okazać, niestety nie dotyczyło to absolutnie wszystkiego. Ironicznie. Para szybko wzięła ślub, nie było na co czekać. W końcu wszystko było zaplanowane, ustalone na najbliższych kilkadziesiąt lat. Przeprowadzili się do Norwich i wkrótce potem, Dorothy była już w pierwszej ciąży. Była niezwykle szczęśliwa, w końcu wkrótce miał zacząć spełniać się jej sen o domu pełnym dzieci, a miała dopiero osiemnaście lat! Była zaradna, energiczna i zdrowa, zapowiadała się na świetną, młodą matkę. Co z Arthurem i pracą, którą miał znaleźć? Na jego wielkie szczęście dokładnie w chwili, kiedy zaczął się za nią rozglądać, w Norwich zwolniło się stanowisko sprzedawcy w sklepie ze składnikami eliksirów. Ze względu na presję czasu, właściciel zdecydował się zatrudnić chłopaka, mimo że nie minął nawet rok, od kiedy ten skończył Hogwart. Jego oceny z eliksirów i zaklęć były ponadprzeciętne, postanowił więc zaryzykować. Ojciec Barbie okazał się być cichym, ale bardzo sumiennym i odpowiedzialnym pracownikiem, wobec czego właściciel nigdy nie żałował swojej decyzji. Wszystko było gotowe na przyjęcie dziecka na świat. Dorothy, drżąca z zniecierpliwienia, tak bardzo pragnąca utulić potomka w ramionach, wybierająca imię i Arthur, niepewny i przerażony choć wierzący w swoją młodą żonę. Cała rodzina młodej pary wiedziała o wszystkim od samego początku, czekała i oszczędzała na prezenty, które miał otrzymać nowy członek rodziny Artherton. Los nie był łaskawy dla młodego małżeństwa. Dziecko, któremu nie nadano nawet imienia, urodziło się martwe na dwa miesiące przed spodziewanym terminem. Chłopiec został pochowany na cmentarzu pod imieniem Robert. Imienia tego nie nadali mu jednak rodzice, a któryś z krewnych. Ani Arthur ani Dorothy nie potrafili nadać imienia martwemu chłopcu. Pogrążyli się w cierpieniu na długie miesiące. Niedoszły ojciec odnalazł ukojenie w pracy, a jego żona w zdobywaniu wiedzy na temat ciąży, porodu i połogu. Chciała zrobić wszystko, by kolejna ciąża poszła zgodnie z planem. Już teraz, przed nią, odżywiała się tak zdrowo, jak tylko potrafiła i prowadziła tak zdrowy tryb życia, na jaki tylko była w stanie sobie pozwolić. Dlatego, kiedy zaszła w drugą ciążę, była pełna optymizmu. Miała wtedy już ukończone dziewiętnaście lat i wciąż wierzyła, że ma mnóstwo czasu na rodzenie dzieci. Podeszła do ciąży zupełnie inaczej, dużo spokojniej i dopiero w kiedy wkroczyła w drugi trymestr zaczęła mówić o niej krewnym. Radość w tym wypadku była nie mniejsza niż w poprzednim, otrzymała tyle wsparcia, ile tylko mogła sobie wymarzyć. Dlatego, kiedy po raz kolejny w siódmym miesiącu poczuła, że po jej nogach spływa coś ciepłego, poczuła, że te uginają się pod nią ze strachu. Znowu za wcześnie, przecie nie mogło jej się przydarzyć to samo po raz drugi! Przecież zrobiła wszystko idealnie, była wzorową ciężarną! Mimo obaw, córeczka przeżyła poród i otrzymała imię Eileen, tym razem rzecz jasna wybrane przez samych rodziców. Pozwoliła jednak cieszyć się swoim towarzystwem jedynie przez cztery dni. Po tym jej organizm poddał się, dziecko umarło spokojne,, we śnie. Znów należało odprawić ten łamiący serce jak niewiele innych, pogrzeb. Dorothy nie płakała, kiedy trumna była powoli opuszczana do dołu. Nie płakała, bo wciąż i wciąż na nowo zastanawiała się, co jest z nią nie tak. Nie była w stanie przestać się zadręczać. Czy jest jakaś niekompletna? Dlaczego ją to spotkało, już drugi raz? Pierwsze poronienie mogło być przypadkiem, ale drugie? Budzi już wielkie wątpliwości. I obawy. Mnóstwo obaw. I oczywiście bólu, który rozrywał jej serce. A z oczu wciąż nie zaczęły płynąć łzy. Wobec faktu, że potomstwa wciąż nie było na świecie, Una podjęła pracę najpierw jako kelnerka, a później pierwszy kucharz w jednej z niewielu restauracji w Norwich. I tak toczyło się ich życie, miało tak wyglądać jeszcze przez długie lata. Ich dom, wielki choć pusty, gościł wiele dzieci z bliższej i dalszej rodziny, co do pewnego stopnia było w stanie osłodzić im gorzki ból własnej straty. Być może inna para nie wytrzymałaby takiej sytuacji, rozpadłaby się po utracie dwójki dzieci. W tym przypadku tak nie było i to prawdopodobnie głównie dzięki niezwykle spokojnej i bezkonfliktowej osobowości Arthura. Nigdy nie reagował na zaczepki Dorothy, wszelkie pozbawione sensu kłótnie gasły w zarodku. Dokładnie tak, jak jeszcze czwórka dzieci państwa Artherton. Przez kolejne długie piętnaście lat Una zachodziła w ciążę cztery razy i choć nigdy nie donosiła ich tak długo, jak pierwsze dwie, to kończyły się one równie tragicznie. Mimo niepowodzeń w próbach dorobienia się własnego potomka, rodzice przyszłej Barbary nigdy nie rozważali adopcji. Marzeniem kobiety nie było wychowanie JAKIEGOŚ dziecka, ona pragnęła swoich własnych. Nie chciała dziecka, które będzie wyłącznie substratem czegoś i tylko dlatego, że coś innego się nie udało. Trudno do końca ją zrozumieć, ale tak właśnie czuła. W międzyczasie, do momentu narodzenia właściwej bohaterki tej historii, Dorothy zaproponowano przejęcie własności nad restauracją, w której pracowała, a udało się to dzięki pieniądzom zaoszczędzonym z pracy jej męża, który również awansował. Ich życie, chociaż wciąż niedokładnie takie, jakie sobie wymarzyli, nabrało nieco tempa, kiedy razem stali się właścicielami całego przybytku. Czekało na nich wiele wyzwań, a być może ilość obowiązków i nowych zmartwień sprawiła, że przestali aż tak bardzo skupiać się na tym, by powiększyć rodzinę. I wtedy, tym razem niecelowo, zupełnie z zaskoczenia, Dorothy odkryła, że po raz kolejny jest w ciąży. Nic dziwnego, że była przerażona. Bała się bólu, bała się, że po raz kolejny będą czekały ich wielkie cierpienie i rozczarowanie. Nie była w stanie powiedzieć, dlaczego, ale ten raz był inny. Po prostu coś jej mówiło, że się uda. Zupełnie jakby ktoś obdarzony boską mocą podszedł do niej i powiedział "Nie bój się, tym razem go nie stracisz". I z taką dziwaczną pewnością i spokojem o nieznanym źródle, przeszła przez ciążę. Urodziła, w końcu, po tylu latach starań i marzeń, urodziła córkę. Ta otrzymała imię Barbara, na cześć amerykańskiej aktorki Barbary Rush. Wszystko rzecz jasna się zmieniło, kiedy dziewczynka przeżyła pierwsze dni i tygodnie po narodzinach. Przez pierwsze chwile wszyscy drżeli o jej życie (wszyscy poza jej matką, która z jakiegoś powodu była pewna, że jej córka będzie żyła. Kto wie czy być może nie była to reakcja jej umysłu, obrona i brak zgody na kolejną żałobę) Obawy nie były słuszne bo Barbie przeżyła cały pierwszy rok życia w zdrowiu tak, samo jak z resztą wszystkie kolejne. Pierwsze trzy lata jej dzieciństwa nie różniły się zupełnie od tych, które można nazwać “przeciętnymi”. Szczypana po policzkach, rozpieszczana i kochana, jak prawdopodobnie… wiele innych dzieci na tym świecie. Nie można powiedzieć, żeby po tym, jak dziewczynka po raz pierwszy wygłosiła przepowiednię, wiele się zmieniło. Była przy tym tylko jej matka, a przedmiotem wróżby był wypadek samochodowy, w którym miał zginąć jej dziadek od strony ojca (mugol) wraz z jej babcią, ciotką (siostrą Arthura) i jej dwunastoletnią córką.
W dniu pełnym srebrnej tarczy, Kiedy wiatr przez lasy warczy, Wśród czterech dusz na szlaku, Los przewidzi ich wypadku. Gdy burzliwy zew natury, Przywoła siły z chmury, Stare drzewo, stróż wieczności, Spadnie na ich ścieżkę w złości. Blask księżyca, mroczna gra, Przyszłość w cieniu skrywa zła, Na czterech ścieżkę życia, Przez burzę kres ich bycia.
Czy nie zdziwiło jej, że czterolatka wieszczy z oczyma w słup, dziwnym i zmienionym głosem? Nie, nie zdziwiło zupełnie. Jej własna babcia również była jasnowidzką ale nie sądziła, że los trafi akurat na jej kochaną Barbie, by odziedziczyć ten trudny dar. Nie powiedziała o tym nikomu, nawet własnemu mężowi. Nie wiedziała na początku, kogo dotyczyła przepowiednia, jednak kiedy usłyszała o tragedii wiedziała od razu. To była prawdziwa przepowiednia. Jaką matką może być kobieta, która na swoje pierwsze dziecko czekała piętnaście długich lat? Prawdopodobnie nie istnieje żadna reguła opisująca taką sytuację, jako że częstość występowania podobnych jest z pewnością bliska zera. Na powyższe pytanie nie można udzielić jednoznacznie poprawnej odpowiedzi, można zaś ze szczegółami opowiedzieć jaką matką jest Dorothy. Przede wszystkim: do granic absurdu nadopiekuńczą. Smoczek upadł na ziemię? Przeciętna matka sama weźmie go do ust i wręczy niemowlęciu z powrotem. Ona nie spoczęła, dopóki nie wygotowała dokładnie i nie wysterylizowała zupełnie. To oczywiste, że tą całkowitą czystością posiłków i wszystkiego, co córkę otaczało, chciała działać na jej korzyść, ale nie zawsze tak było. Rzecz jasna ta przesadna obsesja na punkcie zarazków wkrótce minęła, ale zastąpiły ją inne. Jak na przykład obawa przed skrzywdzeniem córeczki przez ludzi. Szczególnie ludzi płci męskiej. Moment, w którym Barbara miała po raz pierwszy jeździć na rowerze wyglądał jak żywcem wyjęty z taniej komedii: wyposażona we wszelkiego rodzaju ochraniacze, kask nie rowerowy, a motocyklowy, siedząca na poduszce przyczepionej do chudych pośladków. Przez lata nadopiekuńczość przybierała różne formy, zawsze wynikała z troski, ale i z potrzeby kontroli. Koleżanki? Tak, ale tylko te zatwierdzone przez matkę. Chłopcy? Absolutnie nie, myślą tylko o jednym, z pewnością ją skrzywdzą w trakcie pierwszej rozmowy. Już wtedy, wieku siedmiu czy ośmiu lat, gdzieś we wnętrzu od zawsze obdarzonej silnym charakterem BB, zaczął rodzić się bunt wywołany takim traktowaniem. Kiedy miała mniej więcej siedem lat, Barbie nalegała na zapisanie jej do lokalnej grupy tanecznej. Mama stanowczo odmówiła, tłumacząc, że to niemoralne i obsceniczne, że dziewczynki muszą uczyć się z chłopcami. Rozumiesz, czytelniku? Trzymanie się za rączki siedmiolatków jest niemoralne. Sama BB płakała kilka dni, a później zapomniała o sprawie, odnalazła swoje spełnienie w czytaniu książek. Spędzała z nimi większość czasu. Bardzo szybko zaczęła również sięgać po tytuły na pozór o wiele bardziej złożone dla swojego wieku. Kolejne wieszczenie, tym razem w zupełnie innej formie, miało miejsce, kiedy dziewczynka miała dziesięć W tamtym czasie po Anglii grasował seryjny morderca. Dziecko bezbłędnie przewidziało nazwy kolejnych miasteczek, w których ten zaatakuje, chociaż jej matka była pewna, że nie miała prawa znać ich nazw, skoro wcześniej ich nie słyszała. Przeraziło to niemłodych rodziców (tym razem byli przy tym oboje) i bardzo szybko po raz kolejny podjęli decyzję (to znaczy, zapewne Dorothy podjęła samodzielnie, a Arthur zmuszony był tylko kiwnąć głową w niemym geście zgody), że to wydarzenie pozostanie ich głęboko skrywaną tajemnicą. Teraz już oboje wiedzieli, że ich córka potrafi (chociaż sama jeszcze tego nie wiedziała), przewidywać przyszłość I to przyszłość dotyczącą wyłącznie makabrycznych wydarzeń. Zdarzyło jej się to jeszcze dwa razy i w każdym przypadku sama zupełnie nie była świadoma, że zrobiła coś ponadprzeciętnego. Po wygłoszeniu takiej przepowiedni skarżyła się tylko na ból głowy, niczego nie pamiętała. W tamtym okresie jej rodzicom było to, można powiedzieć, na rękę. Dopóki tylko oni o tym wiedzą to prawie tak, jakby ten problem nie istniał. Z resztą, kto przejmowałby się tym, że Barbie co kilka lat dziwnym głosem przepowie czyjąś przedwczesną śmierć? Zaczęła wyrastać na dziecko ciche i wycofane. Być może z powodu wszystkich ograniczeń nakładanych na nią przez zaborczą matkę i przez chowanie jej pod kloszem. Wracając do pytania, jaką matką jest Dorothy, Wymagającą. Od zawsze stawiała przed swoją jedyną córką bardzo wysokie poprzeczki, nieustannie dając jej do zrozumienia, że jest niewystarczająca. Że jej matka nie jest z niej zadowolona, że ZAWSZE może starać się bardziej. Mimo, że była dzieckiem dość zdolnym i pracowitym, to nie genialnym. Przy tym wszystkim jej matka była (i dalej jest) przekonana, że swojej córce sprawia wyłącznie przysługi. Że nie robi jej krzywdy, bo jej zdaniem istniał tylko jeden rodzaj przemocy: fizyczna. Że krzyk i wieczne niezadowolenie z dziecka nie robią mu niczego złego. Miała w końcu jej podziękować, za kilka lat uświadomić sobie, że wymagania stawiane jej przez matkę pomogły jej w osiągnięciu doskonałości. W dziwaczny sposób okazywała córce miłość. Oczywiście nie da się zaprzeczyć temu, że ją kocha. Zawsze po podniesieniu na nią głosu, gotowa była przytulić i pogłaskać po głowie. Nie było łatwo podporządkować sobie jej małą, rudowłosą bestyjkę. Dziewczyna zawsze miała siłę i odwagę, by odkrzyknąć i odpowiedzieć matce (co zawsze nazywano uparcie „pyskowaniem”). Barbie nigdy nie podkulała ogona, godząc się na takie traktowanie. W ich domu regularnie wybuchały awantury, sypały się szlabany i wyzwiska. Matka słyszała ją wtedy tylko przez drzwi, kiedy ta brała kąpiel. Obwieściła, tym razem wierszem, że podczas pełni jedenastego miesiąca metalowy ptak pocałuje ziemię i zabierze ze sobą pięćdziesiąt istnień. Ponownie Dorothy nie zrobiła z tą wiedzą zupełnie nic, nie poinformowała nawet Arthura. Dlaczego? Może z przyzwyczajenia. Może wyszła z założenia, że skoro coś zostało przepowiedziane, nie da się niczego z tym zrobić? Stało się dokładnie tak, jak przewidziała jej córka, a okazało się że w swoim wieszczeniu była niezwykle precyzyjna. Zginęło czterdzieści sześć osób z samolotu - pasażerów i załogi, pozostałe cztery to osoby przebywające w chwili uderzenia w budynku, na który spadł samolot. Zaskoczenie i przerażenie Dorothy były mniejsze niż w poprzednim przypadku, między innymi dlatego, że utwierdziła się w przekonaniu, że wie, co dolega jej córce. Trzymała się jednak tego, co kilka lat wcześniej ustaliła z mężem: BB nie musi o tym wiedzieć, ta wiedza w niczym jej nie pomoże, a być może wręcz przeciwnie, zaszkodzi w spokoju i normalności jej życia. Dziewczyna dowie się o swojej przypadłości tym dopiero kilka lat później, kiedy podczas lekcji eliksirów w czwartej klasie przepowie przedwczesną śmierć żony nauczyciela. W każdym razie, znalazła się w Hogwarcie razem z gromadką innych jedenastolatków. Nie była przystosowana do życia na własną rękę, co nie znaczy, że się tego obawiała. Prawdę mówiąc, nie mogła się doczekać czasu bez swoich rodziców. No, w zasadzie to głównie bez matki. Tiara przydziału potrzebowała tylko trzech sekund by zdecydować, gdzie posłać młodą Artherton. Zakryła małą głowę dziewczynki i znad rudych włosów wykrzyknęła "Slytherin!". Nie była w stanie ukryć zaskoczenia tym wyborem, nie sądziła, że według tiary okaże się dość ambitna, przebiegła i pewna siebie, by znaleźć się w tym domu. Ten wybór Tiary traktowała jak ogromny komplement, prawdopodobnie największy, jaki usłyszała do tej pory w życiu, w którym najbliższe otoczenie jest z niej wiecznie niezadowolone. Kilka sekund po usłyszeniu tej wiadomości, broda dziewczynki uniosła się nieco do góry, a drobniutka pierś wypięła nieco do przodu. Czuła w tamtej momencie tak wielką dumę z siebie, że nie spodziewała się, że jest zdolna do podobnego uczucia. Usiadła przy stole Ślizgonów oszołomiona oklaskami, które rozbrzmiały po słowie wykrzykniętym przez tiarę przydziału. Przez pierwszy rok codziennie otrzymywała od matki list przypominający jej, że każda godzina, której nie spędza na nauce jest godziną straconą. Że każda ocena, która nie jest Wybitną, jest porażką i zasługuje na potępienie. Od samego początku ukrywała te listy przed kolegami, uznając, że mogą zostać uznane za śmieszne i naraziłyby ją na wstyd. Od początku jako uczennica należała do tych, sprawiających ogrom problemów. Spóźnienia na lekcje, psikusy, odszczekiwanie się, wymykanie z dormitorium, kiedy było to zabronione. I wiele, wiele innych. Dokuczanie, a nawet bójki i czarodziejskie pojedynki, kiedy już potrafiła. W pewnym momencie na trzecim roku nosiła dumny tytuł najczęściej odrabiającego szlabany ucznia. Mało kto nie słyszał o jej wyczynach. Niezwykle wyjątkowe zdarzenie miało miejsce, kiedy Sinead była w połowie swojego czwartego roku. Dziewczyna nie zdała wtedy ważnego egzaminu semestralnego z zaklęć. Otrzymała wówczas dwa prezenty od swoich rodziców: od matki prawdopodobnie najbardziej obelżywy list jak do tamtego momentu, a od ojca… pięknego szczurka o syjamskim umaszczeniu i kręconej sierści. Był to absolutnie pierwszy wyraz jakiegokolwiek wsparcia, które kiedykolwiek okazał jej ojciec. I pierwszy wyraz jawnego nieposłuszeństwa, które Arthur pokazał żonie. Barbie przez kilka dni nie mogła powstrzymać wzruszenia za każdym razem, kiedy patrzyła na urocze zwierzątko. Przez kilka tygodni był dla niej po prostu Szczurem i bardzo trudno było jej zdecydować się na jedno imię. Następnie przez kilka kolejnych tygodni był dla niej po prostu Wiele Imion. Ogryzek, Żółwik, Ogonek, Pazurek, Szafirek, Dzwonek. Nigdy wcześniej nie była zmuszona do samodzielnego podjęcia takiej decyzji, dlatego coś tak pozornie błahego było dla dziewczyny wielkim wyzwaniem. Ostatecznie szczur otrzymał imię Kaszmir ze względu na niezwykle przyjemne w dotyku futerko. Od czasu do czasu wciąż zdarza jej się myśleć o nim, jako o Wiele Imion, mimo że zwierzak już dawna reaguję na Kaszmir. Czuje do niego ogromne przywiązanie, a szczurek był bardzo często jedyną istotą, o której myślała, że naprawdę ją kocha. Pod koniec wakacji przed piątym rokiem Barbary w Hogwarcie jej matka z jakiegoś powodu uznała, że jest to idealny moment na wyjawienie jej prawdy na temat naszyjnika z sześcioma srebrnymi koralikami, który Dorothy nosi na szyi. Wyznała córce, że każdy z nich reprezentuje jedno dziecko, które utraciła przed jej narodzinami. W pierwszej chwili dziewczyna była przekonana, że się przesłyszała, albo przynajmniej źle coś zrozumiała. Czy to w ogóle możliwe, że przez kilkanaście lat jej życia ukrywano przed nią taką informację? Można powiedzieć, że najważniejszą informację, jaką w ogóle miała jej do przekazania matka. Poczuła, że robi jej się gorąco, zimno i niedobrze jednocześnie. Tego dnia wszystko się zmieniło. Zupełnie. W BB zapłonął gwałtowny ogień buntu, ogień niezgody na to, jak jest traktowana. Kto wie, co jeszcze z tego, co mówiła jej matka jest kłamstwem? Dopiero co dowiedziała się o tym, że jest jasnowidzem, a teraz jeszcze to. Co dalej? Wszyscy chłopcy są źli do szpiku kości? O tym już dawno wiedziała, że to bzdura. Nie czuła się tak, jakby matka czegoś jej nie powiedziała, miała wrażenie, że została po prostu okłamana. Szczególnie, że niedługo później dziewczyna dowiedziała się, że wszyscy dookoła wiedzieli o utraconym rodzeństwie. Tylko nie ona. Będzie łamać wszelkie zasady. Będzie całować się z chłopakami, pić alkohol, palić fajki i bić się z kim popadnie. CZEGO JESZCZE MI NIE MÓWIŁAŚ, MAMO!?
TERAZPRACA
Rodzice wysłali ją na większość lata do dziadków od strony matki, którzy za oszczędzane przez większość życia niedawno kupili w Dolinie Godryka dom z ogrodem i niemałym basenem. Ją to cieszy, a jej matka najwyraźniej nie miała tego lata ochoty na użeranie się ze swoją zbuntowaną do granic możliwości nastoletnią córką. W tej decyzji zapewne niemały udział miał również udział trwający w rodzinnym domu remont. Szuka sposobu na zajęcie sobie jakoś tego czasu i spędzenie go bez czarowania, nie umierając z nudów.
PRZYSZŁOŚĆPLANY
Barbie nie robi planów. Jedyne, o czym marzy i co chce zrealizować, to możliwie jak najszybsze wyprowadzenie się od rodziców i odnalezienie siebie. Dopiero wtedy będzie w stanie myśleć o tym, co chce robić w przyszłości zawodowo i kim właściwie jest.
CIEKAWOSTKI

- nienawidzi swojej matki, która zamienia jej życie w piekło ale nie pokazuje jej tego aż tak dobitnie dlatego, że bardzo kocha ojca i nie chce mu sprawiać przykrości i go ranić
- kocha pływanie, szczególnie w jeziorze, nie przeszkadza jej ani zimno, ani zamach glonów ani ich dotyk pod wodą
- bardzo chciałaby mieć kiedyś konia albo testrala czy hipogryfa, chociaż niewiele o nich wie. Po prostu podoba jej się idea posiadania zwierzęcia, na którym można podróżować
- jest bardzo chuda, mimo że nigdy nie uważa na to co, je i i pije
- wciąż jest w wieku, w którym marzy o rycerzu w lśniącej zbroi, który uwolni ją z niedoli jej życia
- nie cierpi kalafiora
- tak samo dobrze potrafi pisać lewą, jak i prawą ręką

DODATKOWE INFORMACJE
- charakterystyczne cechy wyglądu: brak, chyba że ta chmara piegów się liczy
- alergie: pomarańcze
- bogin: jej własny głos wypowiadający słowa przepowiedni w której ona sama ma zginąć
- patronus: kogut
- amortencja: czekolada
- posiadane zwierzę poza sową: syjamski szczur o kręconej sierści imieniem Kaszmir
- ulubiony i najmniej lubiany przedmiot: nie cierpi w zasadzie wszystkich z wyjątkiem obrony przed czarną magią. Szczególnie mocno nie znosi historii magii.
- jak spędzasz wolny czas: łamie wszelkie zasady, pali papierosy, pije ognistą whisky, dokonuje aktów wandalizmu na obrazach, rozmawia na lekcjach i na wszelkie inne sposoby niszczy swoją przyszłość
- jak rozładowujesz negatywne emocje: w zasadzie jak wyżej, plus dodać krzyczenie na Bogu ducha winnych ludzi, przeklinanie i niszczenie losowych przedmiotów
- co wyprowadza cię z równowagi: jej matka, zakazy ze strony nauczycieli, ograniczanie swobody i wolności
- marzenie/a, które chcesz spełnić: poznać chłopaka który pokocha ją taką, jaka jest i będzie chciał z nią (może nawet dosłownie) konie kraść
- gdzie siebie widzisz za 5 lat: nie myśli o przyszłości, żyje chwilą i skupia się na swoim gniewie i nienawiści do świata
- czego się boisz (poza boginem): własnej matki
- stosunek do rodziny: w zasadzie dość dobrze opisane w historii, relację z matką ma bardzo złożoną i raczej złą, pełną niechęci ze strony Barbie i niespełnionych oczekiwań i braku zrozumienia ze strony matki. Ojca kocha ale nie potrafi nie mieć mu za złe, że nigdy nie sprzeciwił się temu, jak traktuje ją Dorothy
- stosunek do mugoli: ma ich w rodzinie więc pozytywna
- stosunek do czarodziejów z genetykami: sama do nich należy ale nienawidzi swojego daru, więc skomplikowana, ostatecznie raczej neutralna
- stosunek do czarnej magii: zaciekawienie głównie wynikające z tego, że traktuje czarną magię jako kolejny sposób, w jaki mogłaby robić innym na złość i łamać zasady
- stosunek do mniejszości magicznych: neutralny
- czy lubisz się uczyć: tak średnio bym powiedział, tak średnio
- przestrzeganie zasad: ANARCHIA
- muzykalność: całkiem ładnie śpiewa, chociaż nigdy się nie uczyła
- umiejętności plastyczne: czy Twoja postać jest jakoś artystycznie uzdolniona
- umiejętności językowe: brak
- gotowanie: niezbyt, nigdy nie musiała tego do tej pory robić. Może umiałaby ugotować makaron i herbatę.
- sprzątanie: absolutnie nie, jest to jedna z rzeczy przeciw którym się buntuje (jej matka jest pedantką)
- kim jesteś na imprezach: piję driny jak eliksiry

GENETYKA
Urodziła się, jako jasnowidz, a dowiedziała o tym dopiero, mając czternaście lat. Nie czuje z tym faktem żadnej więzi, nienawidzi tej części siebie. W żeńskiej linii jej rodziny cecha ta uwidacznia się co trzy pokolenia (to znaczy w takim schemacie: jest, nie ma, nie ma, jest). Nie znała prababci, a jej matka słyszała tylko pogłoski o talencie swojej krewnej do stawiania świetnego tarota i czytania ze szklanej kuli. Dorothy, matka Barb zupełnie nie przejmowała się tą świadomością, prawdę mówiąc zapewne nie wiedziała, że był to prawdziwy dar jasnowidzenia, aż do momentu kiedy jej córka jako czterolatka przewidziała wierszem śmierć czterech członków rodziny jej męża. I tak od tamtego czasu Barbie co kilka lat zdarza się przepowiedzieć jakieś makabryczne wydarzenia, głównie przedwczesną śmierć ludzi jej bliskich, jak i zupełnie nieznanych. Nie zna treści większości swoich dotychczasowych wieszczeń, chociaż udało jej się wyciągnąć z matki przybliżoną treść pierwszej przepowiedni, tamtej którą wypowiedziała mając cztery lata. Nie wie wiele o swoim darze, o tym jak wykorzystać go na swoją korzyść ani co zrobić, by jakkolwiek łatwiej było jej z tym żyć. Przeraża ją ten fakt, zdarza jej się mieć koszmary, w których po raz kolejny wieszczy w obecności swoich znajomych i przyjaciół. Śni o wieszczeniu o śmierci ojca, o wstydzie którego doświadczyła. O tym nikt rzecz jasna nie wie. Chciałaby dowiedzieć się więcej o swoim przekleństwie ale brakuje w jej życiu zaufanego dorosłego, który mógłby pokierować ją gdzieś dalej, w kierunku rozwoju i opanowywania mocy.
Wiek:
99
Data:
31 paź 1919
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Architekt
Pozycja w quidditchu:
trener
Różdzka:
czarna różdżka
Zamożność:
dementorus totalus
Stan cywilny:
wolny dementor
Architekt Hogwartu
Posty: 803
Rejestracja: 28 mar 2023, 12:43

Obrazek
Zablokowany

Wróć do „Uczniowie”