Wystawa Rzeźb Lodowych

Od 1 stycznia 2024 na obrzeżach magicznej wioski Hogsmeade odbywać się będzie jarmark zimowy. Jarmark jest otwarty codziennie od południa do północy. Wstęp na teren jarmarku jest wolny.
ODPOWIEDZ
Wiek:
99
Data:
31 paź 1919
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Architekt
Pozycja w quidditchu:
trener
Różdzka:
czarna różdżka
Zamożność:
dementorus totalus
Stan cywilny:
wolny dementor
Architekt Hogwartu
Posty: 805
Rejestracja: 28 mar 2023, 12:43

Obrazek

Na obrzeżu jarmarku znajduje się imponująca wystawa przeróżnych rzeźb lodowych przedstawiających najważniejsze sceny z historii czarodziejów, magiczne stworzenia oraz inne motywy świąteczno-zimowe. Wszystkie rzeźby lodowe są oświetlone i chronione zaklęciami zamrażającymi.
Wiek:
17
Data:
03 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
Nie uznaje tego sportu
Różdzka:
Zamożność:
Bardzo Bogaty
Stan cywilny:
-
Lauren Sharp
Posty: 43
Rejestracja: 26 lut 2023, 16:56

Nie spodziewała się wiadomości od Anthonyego. Nie było tak, że przestali się do siebie odzywać i udawali, że drugie nie istnieje, ale Lauren starała się trzymać bezpieczny i zdrowy dystans. Fakt, że nie życzyła mu źle, wcale nie zmieniał tego, że nie była w stanie wyobrazić sobie jak niby miałaby przebiegać pomiędzy nimi normalna rozmowa. I nie chodziło wcale o to, że nie ufała sobie - wierzyła, sądziła, myślała, że ma to już za sobą. Ba, była tego absolutnie pewna. Ślizgon natomiast był wybuchowy, był szkolnym królem dram i romansów, nie umiała przewidzieć, co mógłby powiedzieć lub zrobić, a utrata kontroli nie była czymś komfortowym. Słyszała jednak o wypadku, a jego wiadomość brzmiała na tyle niepokojąco, że zdecydowała się porzucić swoje notatki oraz księgi, na którymi spędzała ostatnie kilka godzin. Pracowała właśnie nad utrzymaniem kontroli nad magią bez użycia różdżki, ale stanowiło to nie lada wyzwanie. Może spacer i odpoczynek sprawią, że później pójdzie jej lepiej?
Na dworze było dość chłodno, szczelniej opatuliła się białym szalikiem, gdy podmuch powietrza uderzył w jej buzię, wywołując rumieniec na polikach. Zawiązała też szczelniej pasek od karmelowego płaszcza, zapinanego na dwa rzędy guzików i dopasowanego do drobnej sylwetki. Był ciepły, nawet jeśli odrobinę poważny i przesadnie elegancki na tle obecnie panującej mody. Mieli spotkać się na jarmarku, co było samo w sobie dziwnym wyborem, zważywszy na okoliczności. Spacer pomiędzy lodowymi rzeźbami, które - jeśli wierzyć plotkom - pięknie oddawały obrazy przeszłości był jednak czymś, co rudą interesowało. Trzymała dłonie splecione na wysokości piersi, zaciskając palce na rękawach miękkiego materiału. Przyszła nieco wcześniej, jak zwykle. Spotkała po drodze kilku znajomych uczniów, nie wdając się jednak w zbędne konwersację, których nigdy nie była mistrzynią. Niebo nad głowami ciemniało,, drzewa kołysały się leniwie, jakby uśpione. Cały świat zdawał się czekać na wiosnę, świat budzący się do życia, a dla wielu ludzi znak na nowy początek. To było jak z postanowieniami noworocznymi, większość obiecywała sobie nowy start czegoś na wiosnę - relacji, kariery, przygotować do egzaminów. Zwykle jednak zapał ten nie trwał dłużej, niż dwa tygodnie. Studentka uśmiechnęła się pod nosem, przymykając na chwilę oczy, aby zaraz jednak obrócił głowę i spojrzeć w lewo, skąd dochodził dźwięk zbliżających się kroków. Przez ułamek sekundy ogarnęła ją fala niepokoju, jednak ostatecznie - pomimo krótkiego uścisku w żołądku, podniosła wzrok na znajomą sylwetkę, która wywołała stłumione westchnienie. - Cześć Wilson.
Miała wrażenie, że wypowiadane na głos nazwisko do Tonyego po tak długim czasie, brzmiało nieco nienaturalnie. Zupełnie, jakby przez krótki błysk byli znów na szkolnych błoniach, gdzie załatwiała mu fajki. Zanim to wszystko, co ich łączyło, się zaczęło. Jak zwykle pakował się w kłopoty, pewne rzeczy po prostu pozostawały niezmienne.
Wiek:
17
Data:
05 mar 2006
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
16 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, WŁOS KELPI, ORZECH BIAŁY
Zamożność:
BIEDA AŻ PISZCZY
Stan cywilny:
Samotnik
Anthony Wilson
Posty: 143
Rejestracja: 04 maja 2023, 13:53

To nie był dobry miesiąc dla Anthony’ego Wilsona. I o ile całe jego nastoletnie życie było przeplatanką dramatów i porażek, tak teraz z podziurawioną pamięcią żyło mu się znacznie gorzej niż uprzednio. Co prawda uzdrowiciele cały czas powtarzali mu, że pamięć kiedyś wróci, ale pomimo, że minęły już tygodnie żadne wspomnienie zimowych miesięcy nie trafiło z powrotem do jego pokiereszowanych myśli. Nadal w jego głowie trwało ciepłe lato spędzone w Edynburgu, a wszystkie zawiłe relacje o których opowiedziała mu Antonija były niczym wyrwany rozdział z jakiejś durnej książki, która na pewno nigdy nie trafiłaby w jego ręce. Czuł się tak bardzo samotny i przytłoczony nadmiarem informacji, że po wyjściu ze szpitala większość czasu spędzał w swoim dormitorium, w którym na każdym kroku mógł znaleźć masę zapisków, szkiców czy sów udowadniających tym samym, że ostatnie pół roku faktycznie miało miejsce, a strata pamięci to nie wymysł lekarzy, a fakt z którym codziennie musiał się mierzyć.
Anthony długo nosił się z zamiarem napisania do jednej z nielicznych osób, które mogły chociaż przez chwilę sprawić, że poczuje się tak, jak gdyby ten czas wymazany z jego pamięci w ogóle nie minął. Bo szczerze powiedziawszy w tym momencie nie marzył o niczym innym niż to, by chociaż przez chwilę żyć tak, jak gdyby nic się nie stało. Potrzebował jakieś stałej, coś w rodzaju kotwicy, która pozwoli zatrzymać się na chwilę jego pędzącym myślom, a w tym momencie Lauren była jedyną z tych osób, która mogła mu przynieść chociaż chwilowe ukojenie.
Kiedy tylko przekroczył bramę prowadzącą na jarmark świąteczny przełknął głośno ślinę, czując jak wielka gula w okolicach gardła blokuje mu dopływ świeżego powietrza. Sam nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo się stresuje, ale im bliżej był miejsca umówionego spotkania, tym bardziej kompletnie nie wiedział jak mógłby zacząć rozmowę z kimś, kogo nawet nie pamiętał, że zdradził. Zimne powietrze smagało jego policzki i chłopak sam już nie wiedział czy drży przez chłodny wiatr, czy przez zdenerwowanie ogarniające jego ciało. Włożył więc zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki, chcąc cały ten stres przekierować na zaciśnięte pięści, jednak w prawej kieszeni czarnej ramoneski znalazł coś, co najwidoczniej było tam od momentu świąt. Widok zmiętego do granic możliwości ruchomego zdjęcia, przedstawiającego Monikę, która wychodzi ze szkolnej bramy uśmiechając się przy tym perliście sprawiło, że dreszcz złości przeszył na wskroś jego plecy, bowiem nigdy wcześniej nie poczuł się przez nikogo aż tak olany jak właśnie przez dziewczynę widniejącą na fotografii. Po wyjaśnieniach Antoniji gdzieś w głębi duszy wierzył, że ktoś z kim teoretycznie spotykał się przez ostatnie miesiące, nie mówiąc już o wieloletniej przyjaźni, zainteresuje się jego losem. Jednak nic takiego się nie stało, a Monika Kruger nie raczyła nawet wysłać mu jakiejkolwiek sowy, nie wspominając już o odwiedzinach, a to dosadnie dało mu do zrozumienia, że dla niej ta cała ich relacja była nic nie wartym przelotnym romansem. Wilson ponownie zmiął zdjęcie i cisnął nim przed siebie, dokładnie tak jak gdyby w tym momencie zamykał pewien rozdział swojego życia. I tak jak jeszcze przed chwilą ubolewał nad brakiem pewnych wspomnień, tak teraz wiedział, że być może ten wypadek uchroni go to przed kolejną emocjonalną katastrofą w jego życiu.
Zanim zdążył na dobre skupić się na swoich myślach dostrzegł znajoma mu postać, która stała przodem do jednej z lodowych rzeźb i bez zastanowienia podszedł do niej na chwilę kładąc rękę na jej ramieniu. Cześć Wilson. Jej słowa brzmiały tak chłodno, że Anthony automatycznie cofnął dłoń, chowając ją z powrotem do kieszeni kurtki. Niby nie spodziewał się innego przywitania, jednak gdzieś tam po cichu liczył, że ich spotkanie będzie o wiele łatwiejsze, ale widok jej obojętnego spojrzenia szybko uświadomił go jak bardzo się mylił.
-Lauren…- zatrzymał się na moment, przez chwilę nie mając pojęcia od czego powinien zacząć.- Nie wiem co ci zrobiłem i nawet nie mam pojęcia jak bardzo powinienem cię przepraszać, ale chcę żebyś wiedział, że zdaję sobie sprawę jakim dupkiem dla ciebie byłem.- dopiero po wypowiedzeniu tych słów na głos, uświadomił sobie jak bardzo chaotyczna była jego wypowiedz. Westchnął więc krótko i kontynuował:- Straciłem pamięć i jedyne co pamiętam to Ty i nasz związek, więc wybacz mi, że jesteś jedyną stałą w moim życiu. Nie oczekuję od ciebie ratunku, bo sam sprowadzam na siebie te wszystkie katastrofy i wiem, że proszę o dużo, ale czy przez moment moglibyśmy poudawać, że ostatnie pół roku nie miało miejsca i po prostu przejść się po jarmarku jak dwójka przyjaciół oglądających te pierdolone rzeźby z lodu?- spytał i zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć zrobil krok do przodu przybliżając się do niej na zaledwie kilka cali, tak jakby bał się, że rudowłosa zaraz zacznie uciekać, a on będzie musiał siłą zatrzymać ją przy sobie. I tak naprawdę był już na to gotowy by zatrzymać ją tu siłą, a jego pełne desperacji spojrzenie nawet na chwilę nie przestało wbijać się w jej karmelowe tęczówki.

She could make hell feel just like home...
Wiek:
17
Data:
03 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
Nie uznaje tego sportu
Różdzka:
Zamożność:
Bardzo Bogaty
Stan cywilny:
-
Lauren Sharp
Posty: 43
Rejestracja: 26 lut 2023, 16:56

Widok Anthonyego sprawił, że coś ścisnęło jej serce. Pomimo przystojnej twarzy, wyglądał blado i na zmęczonego, jakby nie radził sobie z codziennością. Był to widok przykry. Przecież Wilson zawsze był wulkanem energii, człowiekiem dość pewnie kroczącym na przód i biorącym na siebie wszystkie konsekwencje z większym lub mniejszym reagowaniem emocjonalnie. Być może nie byli długo razem, ale zdążyła się go trochę nauczyć. Lauren stłumiła westchnienie, przenosząc spojrzenie z jego sylwetki na twarz, niesforne kosmyki włosów wciąż opadały mu na czoło, kontrastując z zielenią oczu. Zawsze lubiła i chyba będzie lubiła jego oczy, pewne rzeczy się nie zmieniają. Słyszała o wypadku, ale nie znała rozmiaru tego, co mu przyniósł. Słyszała też plotki, Wilson jak zwykle był na językach — on i jego wszystkie komedie dramatyczno-romantyczne, które zdawały się dla niego paliwem napędowym do życia. Ucieczką od tego, z czym sobie nie radził. Chciała coś powiedzieć, ale słysząc swoje imię, przekręciła tylko głowę na bok i wbiła w niego spojrzenie, pozwalając, aby spomiędzy warg uciekło jej ciche "hmm?", poniekąd domyślając się, co chciał jej powiedzieć. Tylko po co? Ręka jej drgnęła, powstrzymała z trudem chęć uniesienia palca i przyłożenia mu do ust, żeby się po prostu zamknął. Nie chciała tego słuchać, rozgrzebywać, nie chciała wracać do wspomnień. Nie ma wpływu na przyszłość, a teraźniejszość nie zapowiadała żadnych zmian, więc po co miała kolejny raz sobie pozwolić na analizowanie, szukanie przyczyny lub nie daj Merlinie, poczucie tęsknoty.
- Skończ. Przestań Tony. Nie ma sensu do tego wracać. To, co się stało, już się i tak nie odstanie, a ja nie chcę tracić życia na pretensje do Ciebie lub energii na nienawiść. Zawsze będziesz dla mnie ważny, nieważne jak wiele razy miałam chęć Cię udusić. Odgrzebywanie tego, rozmowa na ten temat.. Nie jest to nam potrzebne. Podjąłeś swoje decyzje, jesteś mężczyzną, więc się ich trzymaj. Dałeś mi dużo dobrego, jestem Ci za to wdzięczna. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, pozwalając sobie na krótkie uniesienie kącików ust ku górze. Nie uciekała od niego wzrokiem, chociaż bardzo łatwo było zagubić się w zielonych oczach. Nie drgnęła, gdy się przysunął, czując wdzierający się do nozdrzy aromat jego perfum i tytoniu. Była dobra w kontrolowaniu emocji, wyciszaniu jakiejkolwiek burzy wewnątrz i sprowadzaniu swojego umysłu do tafli na jeziorze, pozbawionej wzburzenia. Mając kontrolę, było jej łatwiej. Nie jest dobrze pokazywać słabego serca, zwłaszcza jeśli nie chciało się go znać. Jak zawsze, wwiercał się w nią spojrzeniem. Dziewczyna westchnęła.
- Wygląda na to, że nie mam wyboru... - zaczęła, rozluźniając dłonie, które wcześniej tkwiły jakoś spięte, chwytając ukradkiem w palce materiał płaszcza. Jedną z rąk uniosła, przysuwając do jego czoła, pstrykając w nie delikatnie. - Nie dramatyzuj tak, nie ma sensu udawać, że nie miało miejsca. Gdybyśmy udawali, nie mogłabym się zgodzić, nie? Bo wtedy nie miałoby to dla mnie i dla Ciebie żadnego znaczenia. Chodź, obejrzymy te rzeźby. Podobno mają tu grzane wino i to bez alkoholu. - dodała zadziornie, cofając się pół kroku, a potem posłała mu jeszcze krótkie spojrzenie i minęła go, robiąc kilka kroków w przód, chowając za siebie ręce i splątując dłonie. Jakie miała wyjście? Nie mogła go przecież tak zostawić, niezależnie, jak mocno ją skrzywdził. Pierwsza miłość zawsze będzie słabym punktem, nawet jeśli będzie próbowała karmić się kłamstwami, że jest inaczej. Po chwili obróciła głowę, patrząc na niego przez ramię. - Jak się będziesz tak guzdrał, to wszystko wykupią.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jarmark Zimowy 2024”