Miodowe Królestwo, Listopad 2023 - Hannah i Lauren [ZAKOŃCZONA]

ODPOWIEDZ
Wiek:
20
Data:
04 lip 2004
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Młodszy Uzdrowiciel
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
JESION, 12 I PÓŁ CALA, PIÓRO FENIKSA, SZTYWNA
Zamożność:
Biedna
Stan cywilny:
Konkubent Aaron Matluck
Hannah Wilson
Posty: 115
Rejestracja: 07 sie 2023, 23:22

Ostatni weekend listopada 2023
Miodowe Królestwo


W ostatni weekend listopada Hannah wybrała się do magicznej wioski aby nabyć kilka niezbędnych rzeczy, o które poprosiło ją jej młodsze rodzeństwo. Charles potrzebował jak zwykle nowe zwoje pergaminu i komplet nowych piór, zupełnie jakby pisał w tej szkole jakieś epopeje wymagające kilometrów pergaminu, zaś Leslie ku jej najnowszej wiedzy, przepaliła w dnie swojego kociołka kolejną dziurę. Jak? Tego nie wiedzieli nawet najstarsi górale.
Kiedy miała już zwoje pergaminu, pióra oraz inne małe drobiazgi, które nabyła w Magicznczej Rzepie na obrzeżach wioski, postanowiła zakończyć swój dzień zakupowy w Miodowym Królestwie. Z kociołkiem przewieszonym na przedramieniu z tymi skromnymi zakupami, weszła do sklepu ze słodyczami. Sklep był pełen młodszych i starszych uczniów Hogwartu, którzy czynili tutaj swoje słodkie zakupy i wydawali pieniądze przysłane im od rodziców. Postanowiła, że razem z zakupionymi przyborami podrzuci swojej ulubionej dwójce rodzeństwa także jakieś słodycze. Kręciła się pomiędzy półkami, spoglądając na asortyment sklepowy. Ślimaki-gumiaki, nietopiące się lody, karmelowe pajęczyny... Same pyszności. Zastanawiała się tak co wybrać, gdy nagle usłyszała pisk któregoś z dzieciaków i uniosła głowę znad półki. Ku swojemu zdziwieniu, wśród zakupowiczów ujrzała intensywnie rudą głowę, która przyciągnęła natychmiast jej uwagę. Z początku myślała, że może to być któraś z jej sióstr, ale po chwili okazało się, że to Lauren Sharp, była narzeczona jej brata.
Merlinie na rowerze... — zaklęła pod nosem, próbując skryć się za niskim regałem ze słodyczami, udając, że jest bardzo zajęta nakładaniem sobie ślimaków-gumiaków do papierowej torebki. Od czasu felernego zerwania jej brata z Lauren nie stawiła dziewczynie jeszcze czoła, chociaż właściwie to nie miała z tym nic wspólnego, ale wizja tego, że będzie musiała po raz kolejny świecić oczami ze wstydu przez kogoś ze swojego rodzeństwa, napawał ją stresem. Zerkała znad regału na dziewczynę i była już przekonana, że ta musiała dostrzec także i ją, dlatego nie miała wyjścia, musiała się ujawnić. Wyprostowała się nagle kiedy Lauren przechodziła nieopodal i odezwała się entuzjastycznie: — Lauren! Nie zauważyłam Cię! — Powitała ją, poprawiając nowy kociołek wiszący na zgięciu jej łokcia. — Też zakupy? — Zapytała jak ostatnia kretynka, bo przecież do Miodowego Królestwa przychodziło się tylko i wyłącznie w jednym celu.
Wiek:
17
Data:
03 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
Nie uznaje tego sportu
Różdzka:
Zamożność:
Bardzo Bogaty
Stan cywilny:
-
Lauren Sharp
Posty: 43
Rejestracja: 26 lut 2023, 16:56

Gdyby nie fakt, że jej również skończyły się pergaminy — zupełnie, jak Charlesowi, nie wyszłaby z zamku. Miała do napisania referat na rozszerzenie z obrony użytkowej, a pech chciał, że wszystko, co zostało w jej zapasach, poszło na esej odnośnie do antidotów, które auror powinien mieć przy sobie. Materiał był żmudny, nieco nudnawy, jednak doskonale rozumiała zamysł i potrzebę, przecież wszystko zależało od podstaw. Pogoda o dziwo nie była zła, chociaż podmuchy wiatru usilnie próbowały przykleić kosmyki jej włosów do pokrytych bezbarwną pomadką ust i czasem wywoływały rumieniec na jasnych policzkach. Im bliżej wioski była, tym entuzjastyczniej reagowała na spacer, pozwalając swoim myślom chaotycznie i nieco leniwie kołysać się w te zakamarki umysłu, które zwykle jej wadziły. Zachwyciła się przelatującą chmarą niewielkich ptaków, których skrzydła błyszczały na tle pokrytych śniegiem gałęzi drzew zakazanego lasu, co z kolei doprowadziło do ciche westchnienia i nieodpartej chęci porzucenia wszystkiego, byle tylko wykorzystać formę swojego zwierzęcego opiekunka i czmychnąć pomiędzy świerki. Ładna była też nowa wystawa w sklepie zielarskim, do którego najpierw weszła, aby kupić kilka fiolek eliksirów na pobudzenie. Upajała się zapachem nowych pergaminów i kałamarzy, kupiła nawet nowe pióro i już miała wracać, ale widok kolorowej witryny Miodowego Królestwa sprawił, że z nutą powątpiewania we własny rozsądek, zdecydowała się wejść po kulki z musem truskawkowym w środku — malinowym właściwie, ale tymi pierwszymi również nie gardziła. Darowała sobie kociołek, kierując się pomiędzy alejkami, dobrze znaną sobie ścieżką i gdy dotarła w odpowiednie miejsce, zgarnęła paczkę tych i paczkę tych, a do tego strzelające, kwaśne żelki.
I wtedy właśnie wyrosła przed nią lub też obok niej Hannah Wilson. Przekręciła głowę na bok, świdrując ją wzrokiem — trudno stwierdzić, czy bardziej zaskoczonym, niezadowolonym czy może emanującym niezręcznością. Tylko po co? Nie miała nic wspólnego z historią, która tkwiła pomiędzy nią, a Anthonym. Lauren zawsze miała bardzo dobre zdanie o rudowłosej Puchonce, troszczącej się o swoje rodzeństwo, niczym wilcza matka o szczeniaki. Myśl o wilkołactwie przeszła jednak tak prędko, jak się pojawił i Sharp westchnęła bezgłośnie, posyłając jej krótki, aczkolwiek dość serdeczny uśmiech. Z Wilsonami było tak, że każde z nich miało diametralnie inny charakter, nieco inną twarz i okazjonalnie — różne włosy, ale sposób, w który spoglądali na drugiego człowieka.. Fala dreszczy przemknęła przez jej wnętrze, rozsypując się po skórze pod postacią gęsiej skórki. - Hannah, miło Cię widzieć. Mhm, naszło mnie na malinowe kulki. Są też nowe żelki, widziałaś? - uniosła nieco wyżej trzymaną paczkę, przenosząc na chwilę wzrok na kolorowe nadruki. Długo to jednak nie trwało, bo znów wbiła w nią spojrzenie. Nie bardzo wiedziała, na czym polegają i jakie są ich relacje, co właściwie widziała i czy nie widziała w niej powodu jakiegoś względnie powierzchniowego nieszczęścia u Tonyego. A siostra zawsze broni brata, wiedziała o tym z autopsji. Przystąpiła z nogi na nogę, wolną dłonią zgarniając wijące się pasemko za ucho i poprawiając kremowy szalik, który otulał jej szyję, nieco ciemniejszy niż płaszcz, który nosiła. - Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakby coś się stało? Mam nadzieję, że młodsze Wilsony nie dają Ci znów popalić. A nawet jeśli, poradzisz sobie. - dodała zupełnie szczerze, tonem spokojnym i dość łagodnym, jak na Lauren, która zwykle wypowiadała się niejako z chłodem i obojętnością.
Wiek:
20
Data:
04 lip 2004
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Młodszy Uzdrowiciel
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
JESION, 12 I PÓŁ CALA, PIÓRO FENIKSA, SZTYWNA
Zamożność:
Biedna
Stan cywilny:
Konkubent Aaron Matluck
Hannah Wilson
Posty: 115
Rejestracja: 07 sie 2023, 23:22

Gdy tylko Lauren się odezwała, Hannah odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się blado w stronę byłej Ślizgonki. Rozważała jeszcze ewentualność, w której Lauren zwyczajnie zbyłaby ją lub powiedziała wprost, że nie ma ochoty z nią rozmawiać. Merlin tylko jeden wiedział, co zrobił jej brat i jak zakończył znajomość z dziewczyną. Najstarsza z Wilsonów co prawda nie miała z tym nic wspólnego, a jej relacje z panną Sharp były zawsze poprawne i można nawet powiedzieć, że w pewnym stopniu pozytywne, ale kto wie jakie nastroje panowały po zakończeniu relacji z jej bratem.
Nie widziałam jeszcze, w sumie to dopiero przyszłam, nie miałam jeszcze okazji się rozejrzeć. Ale zerknę potem — odparła, wkładając torebkę ślimaków-gumiaków, którą nadal ściskała w ręce, do kociołka przewieszonego na swoim przedramieniu. Słysząc jej kolejne słowa, zdziwiła się nieco i pokręciła głową. — Wszystko w porządku, albo raczej lepsze wyrażenie to będzie, że wszystko po staremu. Moje młodsze rodzeństwo któregoś dnia mnie wpędzi przedwcześnie do trumny, ale to też nic nowego właściwie. Nie wiem, po prostu jakoś... nie wpadłyśmy na siebie od dłuższego czasu i bałam się, że może być nieco niezręcznie. No wiesz, z powodu mojego brata — powiedziała, a potem natychmiast pożałowała, że wspomniała o tym. Ona i panna Sharp nie były nigdy bliskimi koleżankami, ale Hanka nie mogła pozbyć się uczucia tego jak bardzo żałowała, że ona i jej brat jednak nie stanęli na ślubnym kobiercu. Jako najstarsza siostra zawsze chciała dla swojego rodzeństwa jak najlepiej i kiedy jej brat był z Lauren, cieszyła się, że dokonał dobrego wyboru. Bystra, ładna, z dobrego domu, do tego uprzejma i sympatyczna. Przecież ona nawet wyglądała jak oni, czego Hanka mogła chcieć więcej dla swojego brata?
I popatrz, sama sprawiłam, że jest niezręcznie — zaśmiała się nerwowo, a potem westchnęła i postanowiła chociaż trochę zmienić temat. — Powiedz mi, co u Ciebie? Jak studia, odnajdujesz się? Pierwszy rok może być ciężki, wiem po sobie — Zapytała, wiedząc, że Lauren ma za sobą już niemalże pierwszy semestr na studiach. Jej zostało już niedużo do zakończenia studiów i właściwie to Hannah nie mogła się doczekać aż wyjdzie w końcu za próg Akademii Albusa Dumbledore'a jako wolny i wykształcony człowiek.
Obrazek

When the snows fall and the white winds blow
the lone wolf dies but the pack survives
Wiek:
17
Data:
03 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
Nie uznaje tego sportu
Różdzka:
Zamożność:
Bardzo Bogaty
Stan cywilny:
-
Lauren Sharp
Posty: 43
Rejestracja: 26 lut 2023, 16:56

Może gdyby była bardziej dramatyczna, żywiołowa czy Merlin wie, jak inaczej określić siłę reakcji na zrywanie bądź nawiązywanie relacji, było inaczej? Nie widziała żadnego powodu, dla którego kogokolwiek z rodziny Wilson miałaby traktować źle, nawet Anthonyego. Pielęgnowanie w sobie złości, podsycanie iskry pretensji lub żalu prowadziły tylko do nienawiści, a ta z kolei nigdy nie przyniosła niczego dobrego. Nie miała też na to czasu, rozumiejąc, że niezależnie od małych lub dużych dramatów ludzi zamieszkujących świat, ten się kręcił we własnym tempie, ciągle do przodu. Nie spoglądał na to, jak zamieszkującym go istotom mogło być ciężko. Nie miało to żadnego znaczenia dla ogółu. Zresztą, ludzie byli skonstruowani do wstawania po upadku, nikt jak oni przecież nie podnosił się z kolan, nie wychodził z beznadziei sytuacji. Lubiła Hankę. Jej rude włosy, bystre oczy i sposób, w jaki zachowywała się względem swojej rodziny, która zdawała się dla niej — podobnie, jak dla Lauren, jedną z największych wartości.
- Polecała je Samantha z drugiego roku Aurorstwa, próbowałam strzelająco-kwaśnej jagody na zajęciach, była przyjemnie orzeźwiająca, chociaż jeśli nie jesteś koneserką tego odczucia smakowego, nie powinnaś próbować. Mogą wykręcić, jak trafisz na cytrynę lub limonkę. - wyjaśniła jeszcze na temat żelek, chyba tylko dlatego, żeby powstrzymać niezobowiązującą rozmowę. Najzabawniejsze było to, że Lauren nigdy takowych nie lubiła, uważając je za marnowanie czasu. W ostatnich tygodniach jednak wszystkie tematy i kierowane do niej pytania sprowadzały się do Wilsona lub korepetycji i o ile to drugie nie stanowiło problemu, pierwsze mogło być męczące.
- Taki urok młodszego rodzeństwa, Conrad mówił to samo. - wzruszyła ramionami, jakby odrobinę chcąc obronić niesforną sforę na czele z bliźniakami. Charles wydawał się dość odpowiedzialny, ale nie znała go wcale, aby w jakikolwiek sposób oceniać jego sposób bycia. Milczała chwilę, podświadomie wiedząc, że rozmowa i tak sprowadzi się do bruneta. Jak mogło być inaczej? Na kilka dłuższych sekund wbiła spojrzenie w kolorowy asortyment sklepu, zaciskając palce na trzymanych opakowaniach od słodyczy, jakby zastanawiała się, co i czy w ogóle powinna jej odpowiedzieć. Stojąca naprzeciw studentka wydawała się jednak przejęta.
- Nie przejmuj się, to nic złego i nic niezręcznego. Nie jestem zła na Anthonyego, nie można chcieć kogoś lub też chcieć pomocy na siłę. Życzę mu jak najlepiej, żeby jego wybory doprowadziły go tam, gdzie tak uparcie chciał dotrzeć. - wyjaśniła w końcu, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, który miał utwierdzić Hankę w przekonaniu, że była szczera. Bo była. Nie mogłaby się na nim mścić, nie była już nawet na niego zła. Zresztą, potrzeba było więcej niż Antka, żeby ja złamać, a złamania zawsze można przecież naprawić. - Hmmm.. Za mało praktyki? Podoba mi się ułożenie zajęć na kierunku, ale dużo muszę robić na własną rękę, jeśli chcę faktycznie dostać dobre wyniki i potem staż pod okiem sensownego aurora. A jak u Ciebie z nauką, wszystko okej? - przesunęła spojrzeniem po jej twarzy, zainteresowania wrażeniami starszej koleżanki. Była też trochę ciekawa, czy zdecydowała się na konkretny fach po Akademii. W końcu kierunek aż tak nie zobowiązywał, a zakres przerabianych materiałów dawał możliwość wyboru z wiele zawodów. - Jeśli masz ochotę, możemy skończyć zakupy i iść na kremowe piwo.
Wiek:
20
Data:
04 lip 2004
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Młodszy Uzdrowiciel
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
JESION, 12 I PÓŁ CALA, PIÓRO FENIKSA, SZTYWNA
Zamożność:
Biedna
Stan cywilny:
Konkubent Aaron Matluck
Hannah Wilson
Posty: 115
Rejestracja: 07 sie 2023, 23:22

Gdy temat zszedł na jej brata, przynajmniej mogły zakończyć ten taniec służący podtrzymywaniu uprzejmej rozmowy o słodyczach. Hannah lubiła to, co oferowała Miodowe Królestwo, ale w żadnym wypadku nie była koneserem ichniejszych wyrobów i nie byłaby w stanie zbyt długo rozprawiać na temat magicznych słodyczy w ofercie. Polecenie nowych słodyczy skwitowała tylko porozumiewawczym uśmiechem i z wyraźną ulgą podjęła kolejny temat.
A co u Twojego brata? Mają w Biurze Aurorów pewnie pełne ręce roboty jak zwykle? — Zapytała, częściowo faktycznie zainteresowana tym co działo się u rodziny Sharp, a częściowo po prostu chciała wybadać, czy Lauren ma jakieś uprzywilejowane informacji z Biura Aurorów z racji tego, że o ile dobrze pamiętała, tam pracował jej brat. Pomimo faktu, że jej była najlepsza przyjaciółka pozostawała za kratkami Azkabanu, Hannah próbowała trzymać rękę na pulsie na tyle, na ile potrafiła i na ile miała znajomości.
Słysząc rozważania Lauren na temat jej brata oraz tego, że nie trzyma wobec niego urazy i życzy mu dobrze, Hannah była pod wrażeniem dojrzałości tej młodej dziewczyny. Pokiwała głową na znak, że rozumie, chociaż w sumie sama nie tak dawno była w podobnym położeniu i przyjęła to o wiele gorzej niż panna Sharp. Może to temperament spowodowany jej likantropią, może po prostu fakt, że wychowywała się praktycznie sama i musiała sama nauczyć się tych wszystkich reakcji. Nie miała matki czy starszej siostry, która poprowadziłaby ją przez te wszystkie bolesne doświadczenia, dając jej rady jak powinna się zachowywać.
Wow, jesteś chyba lepszą osobą, niż ja — odparła pod wyraźnym wrażeniem. — Sama byłam w takiej sytuacji jak Ty jeszcze może z półtora roku temu... I byłam taka zła i wściekła, że nie masz pojęcia jakie rzeczy miałam ochotę zrobić swojemu wtedy byłemu chłopakowi. Czasami się dziwię, że wszyscy uszli w tej sytuacji z życiem. A potem miałam największy dół swojego życia. Gdybym tylko wtedy miała takie usposobienie jak Ty, zapewne wszystkim byłoby łatwiej — powiedziała, niespodziewanie otwierając się przed Lauren odnośnie swoich doświadczeń z przeszłości. Nie żeby ona potrzebowała jej perspektywy, ale Hannah widziała po prostu tak mocne podobieństwa w tych obu sytuacjach, że nie sposób aby o tym nie wspomnieć. Taka nić porozumienia pomiędzy tymi dwiema diametralnie różnymi dziewczętami.
Och tak, nauka to jest akurat to, co mi zawsze wychodzi. Zostało mi właściwie jeszcze tylko pół roku, a potem chyba zacznę pracę w szpitalu Św Munga. Zobaczymy co się dla mnie znajdzie co mogłoby połączyć oba moje kierunki studiów — powiedziała, a gdy Lauren zaproponowała skończenie zakupów i udanie się do Trzech Mioteł na kremowe piwo, Hanka zgodziła się z entuzjazmem. Obie studentki podeszły do lady, zapłaciły za zakupy i po chwili szły już ramię w ramię główną ulicą Hogsmeade w stronę popularnego pubu. Gdy znalazły się w środku, Hanka zamówiła kremowe piwo i gdy obie miały już swoje zamówienia, zajęły jeden z wolnych stolików. Była Puchonka nie miała zbyt wielu koleżanek, dlatego tak bardzo ceniła sobie chwile spędzane z rówieśnikami, którzy nie byli jej rodziną.
Ostatni raz kiedy byłam w Trzech Miotłach skończyłam na wzgórzu Hogsmeade na czworakach szukając drogi do domu. Nie jestem z tego dumna! Zazwyczaj nie piję aż tak dużo — powiedziała unosząc lekko dłonie w obronnym geście. — Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, do domu dotarłam bezpiecznie i nawet udało mi się zakopać topór wojenny ze swoim wieloletnim wrogiem. Jak to mówią złe decyzje kształtują dobre historie— rzekła, a potem uniosła swój kufelek z kremowym piwem i stuknęła nim lekko w szklankę panny Sharp. Na zdrowie.
Obrazek

When the snows fall and the white winds blow
the lone wolf dies but the pack survives
Wiek:
17
Data:
03 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
Nie uznaje tego sportu
Różdzka:
Zamożność:
Bardzo Bogaty
Stan cywilny:
-
Lauren Sharp
Posty: 43
Rejestracja: 26 lut 2023, 16:56

Lauren większości słodyczy nie lubiła, miała te kilka wybranych i raczej uparcie się ich trzymała, bez większych chęci do testowania nowości, bo magiczne przysmaki znane były z nietypowego łączenia smaków. Nawet jeśli rozmowa o Anthonym nie była łatwa, prędzej czy później i tak by do niej doszło, nie było sensu robić uników lub od tematu uciekać. Dużo prościej było stawić czemuś czoła na własnych warunkach.
- Mam nadzieję, że jest pijany ze szczęścia i z miłości. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion na myśl o Conradzie, którego obraz przemknął jej przed oczami. On zawsze wiedział, co robić i jaki wybór był dla niego właściwy, dlatego też ruda nigdy tego nie kwestionowała. Jeśli on uznał Lidię za swoją osobę, to bez względu na pierwsze opinie rodziców, ona to po prostu zaakceptowała. Jej rodzina owszem, miała niesamowite koneksje w magicznym świecie — zarówno w wydziale Przestrzegania Prawa, jak i Aurorskim, a Lauren bez problemu mogłaby się czegoś dowiedzieć, ale w całym swoim krótkim życiu skorzystała z tego tylko raz, gdy przyszła i zapytała o Tonyego. Bo się martwiła, bo chciała wiedzieć, czy jest bezpieczny. Częściowo też charakter studentki nie pozwalał na wykorzystywanie tego typu przywilejów, była zwolenniczką sukcesu poprzez ciężką pracę, a nie wstawienie się i plecy u ludzi na wysokich stanowiskach.
Oh, to nie było tak. Przeżyła to okropne, wiele etapów mnęło, zanim doszła do momentu pogodzenia się z rzeczywistością i uznała, że trzymanie w sobie złości lub złe życzenie komukolwiek nie przyniesie nic pożytecznego. Energia poświęcana na nienawiść i złość była energią źle spożytkowaną. Zawsze była dojrzała i rozsądna, tak ją wychowali, co pomimo tych kilku zalet — głównie umiejętności adaptacji do danej sytuacji i wyciszanie emocji w towarzystwie, miało znacznie więcej wad. Dużo czasu zajęło jej dotarcie do momentu, gdzie sama uznawała siebie za swoją przyjaciółkę i myślała o własnej przyszłości. Gorąca krew, którą miały wilkołaki pewnie byłaby jej zmorą. Gdyby zapytać jednak Sharp o Hannah, określiłaby ją mianem zaradnej i rozsądnej, nie mogąc jej sobie wyobrazić w sytuacji, gdzie nie radzi sobie z walącym się na ramiona i głowę sufitem. Może przez to, że miała tyle rodzeństwa i tak sprawnie je ogarniała?
- Nie jestem, naprawdę. - mruknęła z westchnieniem, pozwalając sobie na kilka dłuższych sekund przesunąć spojrzenie gdzieś na bok, jakby autentycznie jej słowa sprawiły, że poczuła się głupio. To była tylko gra pozorów, system obronny, umiejętność wyciszania pewnych rzeczy. A przynajmniej tak sobie Lauren powtarzała. Gdy Puchonka kontynuowała wypowiedź, wróciła do niej wzrokiem i przekręciła głowę na bok, nieco zaskoczona wylewnością, ale i padającymi z jej strony słowami. - Nigdy nie powiedziałam, że nie było momentu, że nie miałam ochoty go zabić. Kalkulując jednak za i przeciw dał mi naprawdę wiele, wiesz? Skupiłam się po prostu na tych dobrych wspomnieniach. W życiu czeka nas jeszcze wiele rozczarowań i prawdopodobnie jeszcze kilka razy złamane serce. - dodała nieco ciszej, chociaż pierwsza część jej wypowiedzi, nieco bardziej żartobliwa, uwieńczona była perskim oczkiem. Tosiek był wartością dodatnią jej życia, nawet jeśli doprowadził ją do stanu, w którym nigdy więcej nie chciała się znaleźć.
- Chcesz się skupić na białej magii i uzdrawianiu? - jej ton głosu był pełen podziwu, zawsze chyliła czoło przed ludźmi decydującymi się na prace związane z leczeniem, bo wydawały się jej wyjątkowo niewdzięczne. Nie miałaby chyba cierpliwości, zbyt głęboko wchodziłaby w dany przypadek.
Pójście na piwo i rozmowa przy kuflu były lepsze, niż tkwienie w zatłoczonym sklepie, chociaż produkty z koszyka wybrane przez Sharp, kołysały się leniwie w pasiastej torbie, którą dostała przy kasie. Czekoladowe kulki zawsze były dobre przy nauce. O dziwo pub nie był tak zatłoczony, jak zwykle i z łatwością dostały stolik. Wnętrze było ciepłe, emanowało charakterystycznym poczuciem bezpieczeństwa, które miało się zwykle w domu. Słodki aromat mieszał się z goryczą mocniejszych trunków i dymu fajek lub też magicznych papierosów, chociaż ten szybko wciągały porozstawiane na stole świece. Po odwieszeniu płaszcza na oparciu krzesła poprawiła rękawy czarnej bluzki i usiadła wygodnie, zaciskając palce na szklanym kuflu z pianą na szczycie. Ciepłym, bo w Listopadzie takie smakowało najlepiej. Podniosła wzrok na Hankę, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. Może jej też to dobrze zrobi? Nawet jeśli nie była mistrzynią rozmówek.
- Hmmm, wieloletnim wrogiem? Alkohol łączy ludzi, to prawda. - zaczęła nieco zaintrygowana, badającym spojrzeniem lustrując śliczną twarz studentki naprzeciwko. Jej piegi i karnacja pięknie łączyły się z kolorem oczu, a otulona rudymi pasmami twarz sprawiała, że mimowolnie myślała o świętach. Dlaczego? - Wydaje mi się, że każda historia jest na swój sposób dobra! Opowiedz mi o tym więcej. Naprawdę, nie mogę wyobrazić sobie Ciebie nietrzeźwej. - zachęciła ją ze szczerym zainteresowaniem, a gdy stuknęły się kuflami, upiła łyka, następnie pozbywając się słodkiej pianki z ust.
Wiek:
20
Data:
04 lip 2004
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Młodszy Uzdrowiciel
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
JESION, 12 I PÓŁ CALA, PIÓRO FENIKSA, SZTYWNA
Zamożność:
Biedna
Stan cywilny:
Konkubent Aaron Matluck
Hannah Wilson
Posty: 115
Rejestracja: 07 sie 2023, 23:22

Hannah słuchała odpowiedzi Lauren dotyczącej tego, jak faktycznie to było z tym przeżywaniem rozstania z jej bratem. Miała lekki dysonans poznawczy jeśli chodziło o Anthony'ego, bo dla niej był to tylko młodszy brat, ona jako siostra nie widziała w nim zbyt wiele rzeczy, które mogłyby powalać na kolana, a jednak wpływ jaki miał na dziewczęta w Hogwarcie był zadziwiający. Kiedy oświadczył się Lauren, Hanka myślała, że to koniec podbojów, że się chłopak wyszalał i o dziwo Lauren była wyborem, który Wilsonówna akceptowała. Kiedy zaręczyny zostały zerwane, wszystko wróciło jednak do normy i teraz ona siedziała w Trzech Miotłach z niedoszłą szwagierką kontemplując na temat tego, co by było gdyby. Pokiwała głową słysząc słowa na temat tego, że czeka ich jeszcze wiele rozczarowań i złamanych serc.
Czyli ludzkie odruchy masz zachowane, ale to że nie pielęgnujesz urazy i tak jest godne podziwu. Ja czasami jednak się na tym łapie, że bardzo długo zajmuje mi przebaczanie i zapominanie, jakby część mnie w środku nie chciała zapomnieć o doznanych krzywdach, jakby one były paliwem napędowym do działania w życiu. Postanowienie na przyszły rok chyba w takim razie to będzie aby łatwiej odpuszczać — powiedziała, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie i unosząc lekko swój kufelek kremowego piwa sygnalizując, że pije za jej zdrowie.
Myślę, że tak. Moją pasją od zawsze były właściwie eliksiry i alchemia, ale nie chcę spędzić życia warząc miesiąc w miesiąc tych samych eliksirów za marne kilka galeonów. Z drugiej strony gonitwa za kolejnym wynalazkiem i nowymi eliksirami jest tym, co w sumie doprowadziło do śmierci moich rodziców, nieważne jak bardzo szlachetne były ich pobudki — powiedziała, machnąwszy ręką. Wynalazcy eliksirów i alchemicy mieli niebezpieczną robotę, często nie zdawali sobie nawet z tego sprawy. Ich autorskie mieszanki zabijały albo ich, albo podmioty ich testów. — Siedzenie w pomieszczeniu sam na sam z kociołkiem jest bardzo relaksujące, ale nie chcę aby to był mój sposób na życie. Uzdrowicielstwo ma w sobie wszystko czego szukam: łączy moje pasje, umiejętności i chęć pracy z ludźmi. Idealne połączenie. A Ty gdzie widzisz się po studiach? — rzuciła jeszcze gwoli wyjaśnienia, następnie zadając pytanie Lauren.
Gdy temat padł na jej pamiętną noc nietrzeźwości w Trzech Miotłach Hannah zaśmiała się krótko pod nosem i zaczerwieniła ze wstydu. Sama wolałaby zapomnieć o tej eskapadzie, która przyprawiła ją swego czasu o niezły ból głowy. Ale skoro Lauren chciała usłyszeć tę historię, postanowiła jej ją opowiedzieć, choć nie było to najbardziej ekscytujące wydarzenie na świecie.
Zdziwiłabyś się, ale swojego czasu widok mnie nietrzeźwej to nie była wcale rzadkość! Wiesz pewnie, że w szkole przyjaźniłam się z Fyodorovą? Kiedy nagle zrobiło się głośno o tej całej sytuacji z morderstwem i tak dalej, kiedy zamknęli ją w Azkabanie, popadłam trochę w lekki dół. Jakiś czas wcześniej rozstałam się z Aaronem, moi inni przyjaciele rozeszli się po wszystkich stronach świata, generalnie sytuacja patowa, wszyscy którzy byli dookoła mnie znikali z powierzchni ziemi — powiedziała, nie żaląc się, a próbując zobrazować jej sytuację i tło wydarzeń sprzed kilku miesięcy. — Przychodziłam wtedy do Trzech Mioteł, ale któregoś dnia zabalowałam tak ostro, że nie wiedząc jak, ale nad ranem znalazłam się na szycie wzgórza w Hogsmeade, w najgorszym stanie w jakim byłam od dwudziestu lat jak żyje. I wtedy kto pojawia się na horyzoncie? Mój śmiertelny wróg od dnia w którym moje oczy spoczęły na jego twarzy: Logan Bianchi. No ale w stanie byłam opłakanym, więc po krótkiej bójce musiałam przełknąć dumę i poprosić o pomoc w dotarciu do domu. Od tego czasu to mój przyjaciel — dodała, wzruszając ramionami. — Swoją drogą jeśli będzie Cię próbował podrywać na uczelni, a uwierz mi, na pewno będzie próbował, miej się na baczności, to znany kobieciarz — dodała jeszcze ku przestrodze, chociaż właściwie może by się Lauren przydała taka odskocznia w postaci niezobowiązującej zabawy.
Obrazek

When the snows fall and the white winds blow
the lone wolf dies but the pack survives
Wiek:
17
Data:
03 mar 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Aurorstwo (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
Nie uznaje tego sportu
Różdzka:
Zamożność:
Bardzo Bogaty
Stan cywilny:
-
Lauren Sharp
Posty: 43
Rejestracja: 26 lut 2023, 16:56

Rozumiała, że nie mogła dostrzec we własnym bracie cech i zachowań, które inne przedstawicielki płci pięknej mogły łapać za serce. Taki był po prostu jego styl bycia, uzależnienie od emocji, bodźców i adrenaliny. I chyba taki poniekąd był urok bruneta, nawet jeśli przynosił sobą tak wiele bólu i cierpienia innym. Lauren nie była ani pierwszą, ani ostatnią. W przeciwieństwie do Tośka ona zawsze wiedziała, czego chce. Obdarzyła rudą krótkim, słodko-gorzkim uśmiechem.
- Dla niektórych to może być paliwem, ale skupianie się na przeszłości i na bólu, który ona przyniosła, nie sprawi, że będziesz silniejsza. Nie przyniesie niczego dobra. Zgorzkniejesz, a świat wypełniony goryczą jest naprawdę paskudny. - odparła z delikatnym wzruszeniem ramion. Prawda była taka, że wiele rzeczy trzymała głęboko w sobie, uśpionych, powtarzając sobie codziennie pewne mantry, które w końcu okazywały się prawdziwe. Nie była to może złota metoda, nie była to najbezpieczniejsza metoda, ale u Lauren się sprawdzała. Wciąż miewała gorsze momenty, maskując je jednak przed światem. I nie dotyczyły one tylko Anthonyego, ogólnie wyciszanie i maskowanie emocji bywało wyczerpujące. Pozytywnym aspektem takiego działania było jednak odstraszanie ludzi, bo Lauren nie była dobra w angażowanie się. Kiwnęła głową w podziękowaniu, również unosząc kufel i sugerując jej, że ona znów pije za Hankę i za to, aby chociaż ten Wilson umiał odpuścić i poradzić sobie z demonami przeszłości. Nie mogły mieć przecież aż takiego wpływu na ich teraźniejszość. A kremowe piwo z pianką było naprawdę przepyszne, wywołało u studentki ciche mruknięcie zadowolenia.
Lubiła słuchać Hanki. Mówiła sensownie i logicznie, doszukiwała się najlepszego dla siebie rozwiązania, czego nie mogła znaleźć u Tośka. Uśmiechnęła się pod nosem, kiwając głową ze zrozumieniem, ale i odrobiną współczucia w związku z rodzicami. Nigdy nie było łatwo bez nich w pojedynkę, a co dopiero mając tyle rodzeństwa o takiej palecie osobowości.
- Wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie. Jeśli praca z ludźmi Ci nie przeszkadza, to możesz robić wszystko to, co Cię interesuje. Zresztą, gdybyś się zdecydowała, będziesz miała bezpieczne warunki i duże zasoby do pracy nad własną recepturą lub sposobem opracowywania składników pochodzenia zwierzęcego, lub roślinnego. Będę trzymała za Ciebie kciuki, pasuje Ci ten Mung. - zaczęła w końcu, robiąc kolejny łyk kremowego piwa. Zawsze ceniła sobie osoby zdecydowane, które doskonale wiedziały, do czego dążą i nie marnowały czasu na szukanie. - Zrobisz karierę. Ja? Chciałabym zostać głową departamentu aurorów, ale nie skupiałabym się docelowo na pracy biurowej. Interesuje mnie teren, może działanie międzynarodowe? Chciałabym też mieć dostęp do ksiąg i artefaktów, lepiej zagłębić arkany magii, tej użytkowej, typowo defensywnej czy ofensywnej.
Miała wiele planów. Począwszy od dopracowania magii niewerbalnej na poziom zaawansowany i rozszerzony, poprzez pełne opanowanie magii bezróźdzkowej. Chciała również lepiej poznać tajniki czarnej magii, ale o tym nie można było nikomu powiedzieć. Jak lepiej zrozumieć działania białomagiczne bez szerokiego rozeznania w tym, co zakazane? Sama teoria to było zbyt mało. Może i czasy nie były tak niebezpieczne, jak kiedyś, ale nigdy nie wiadomo, co mogło nadejść.
Widząc jej rumieńce, zwilżyła zaczepnie usta i poruszyła brwiami w oczekiwaniu na historię. Ona sama nie miała zbyt wiele przygód tego typu, unikała alkoholu i używek innych, niż kawa lub eliksiry pobudzające, chociaż czasem i wpadał jej w palce papieros. Nie miała bogatego doświadczenia, jeśli chodzi o szalone życie studentów, czy też jak to było z Hogwartem — uczniów.
- To najgorsze, co może spotkać człowieka. Gdy nagle nie masz nikogo, nawet żeby razem milczeć. - przyznała szczerze, przenosząc na chwilę spojrzenie za okno. Nie chciała mówić na głos o tym, że Anthony mógł skończyć w ten sam sposób, gdy będzie tak biegł, jak szalony na przód i nie patrzył za siebie. Niech sobie skacze z kwiatka na kwiatek, przeżywa romanse i przygody, ale nie powinien odrzucać ludzi, którym na nim zależy. Wróciła wzrokiem do Puchonki, chociaż przed oczami zatańczyła jej Elektra. To była faktycznie głośna sprawa. Sprawnym ruchem palców zgarnęła rude pasmo za ucho, trącając o kolczyk.
- Życie bywa przewrotne, co? Czasem najgorszy wróg, najbardziej niespodziewana osoba będzie we właściwym miejscu i nagle okaże się, że nie jest taka zła. Ciesze się, że wróciłaś bezpiecznie do zamku i znalazłaś nowego przyjaciela. - kontynuowała, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. Kolejne słowa sprawiły, że zaśmiała się, kręcąc głową. - Nie będzie, nie jestem specjalnie popularna i ludzie mnie raczej unikają, co właściwie nie jest takie złe. Zastanawiam się jednak czasem Hannah, czy nie powinnam zmienić strategii i trochę jednak się zabawić. Potem będę stara i zajęta lub umrę młodo w pracy. - stuknęła w zamyśleniu palcami we własne wargi, aby zaraz pokręcić głową. Uniosła kufel. - Powinnyśmy wypić za niespodziewane przyjaźnie, Moja Droga.
Wiek:
20
Data:
04 lip 2004
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Młodszy Uzdrowiciel
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
JESION, 12 I PÓŁ CALA, PIÓRO FENIKSA, SZTYWNA
Zamożność:
Biedna
Stan cywilny:
Konkubent Aaron Matluck
Hannah Wilson
Posty: 115
Rejestracja: 07 sie 2023, 23:22

Hannah miała naprawdę dobre zdanie na temat panny Sharp, a ta rozmowa utwierdzała ją tylko w przekonaniu, że jeśli chodzi o naukę i karierę mają bardzo podobne poglądy na sprawy. Może powodem dlaczego tak bardzo lubiła Lauren i tak bardzo kibicowała jej i jej bratu było to, że widziała w dziewczynie trochę swojego charakteru i podobieństwa w osobowości. Dzisiejszy dzień tylko potwierdził, że doskonale dogadywałaby się z niedoszłą szwagierką.
Głowa departamentu? Ambitne, ale myślę, że osiągalne dla Ciebie w swoim czasie. Kto wie, może kiedyś siądziemy tutaj za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat i porozmawiamy jak głowa deparamentu z głową oddziału — powiedziała z uśmiechem, biorąc kolejny łyk swojego kremowego piwa. Słuchając o planach zawodowych byłej Ślizgonki, Hance nie pozostawało nic innego jak kiwać głową z aprobatą i podziwem. Kto by pomyślał, że tak młoda osoba mogła być już tak dobrze ukierunkowana przyszłościowo i to dopiero na pierwszym roku studiów! — Dawaj mi znać jak Ci idzie z tą wymarzoną karierą, chociaż jestem pewna, że nie raz na siebie wpadniemy w Londynie - w szpitalu albo w Ministerstwie — powiedziała posyłając jej kolejny uśmiech. Hannah nie mogła się już doczekać końca studiów i rozpoczęcia pracy w Szpitalu św Munga, nie tylko ze względów zawodowych, ale także finansowych. Praca jako uzdrowiciel na pewno sprawi, że jej rodzina będzie żyła na lepszym poziomie, dodatkowo ona stanie się pełnoprawnym i szanowanym członkiem społeczności czarodziejskiej.
Na jej kolejne, poważne słowa na temat przewrotnego życia Hannah pokiwała głową w zrozumieniu z nieco nieobecnym i nostalgicznym wyrazem twarzy. W życiu nie przypuszczała, że znajdzie się w świecie gdzie Logan to jeden z jej dobrych przyjaciół, a Elektra to osoba niepożądana numer jeden w jej życiu. Lauren miała racje, życie było przewrotne i nie oszczędzało nikogo z nich.
Ty nie jesteś popularna? A w życiu, nie wierzę to. Powinnaś się zabawić, moja droga i nie szczędzić sobie. Jak tylko usłyszę o jakimś socjalnym wydarzeniu w Akademii to dam Ci znać — powiedziała, a po tych słowach zamówiła sobie i Lauren ognistą whiskey. Siedziały w Trzech Miotłach jeszcze z jakieś dwie godziny rozmawiając o życiu na uniwersytecie, chłopakach i innych błahostkach, które miały miejsce w ich życiu. Kiedy opuszczały pub i szły w stronę Hogwartu, przynajmniej Hanka była już trochę wstawiona i w doborowym humorze, zaśmiewając się do rozpuku na wszystko, co usłyszała.

2xZT
Obrazek

When the snows fall and the white winds blow
the lone wolf dies but the pack survives
ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”