Loch - wejście na salę balową

Wiek:
99
Data:
31 paź 1919
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Architekt
Pozycja w quidditchu:
trener
Różdzka:
czarna różdżka
Zamożność:
dementorus totalus
Stan cywilny:
wolny dementor
Architekt Hogwartu
Posty: 802
Rejestracja: 28 mar 2023, 12:43

Obrazek

Obrazek

Nim wejdziecie dalej, obowiązkowo zróbcie sobie kilka fotek na charakterystycznej ściance! Magiczne zdjęcia będą później rozsyłane sowami do osób ujętych na nich!
Wiek:
100
Data:
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
Różdzka:
Zamożność:
Stan cywilny:
Mistrz Gry
Posty: 265
Rejestracja: 03 kwie 2023, 20:48

Cały Hogwart czekał na bal, który zwiastował dosłownie jeden dzień do rozpoczęcia wakacji. Ostatnie miesiące nie prezentowały zbyt wygórowanych możliwości zrelaksowania się. Nie dość, że wszyscy przygotowywali się w jakimś stopniu do egzaminów, to jeszcze felerne wspomnienie wilkołaczego ataku nadal przebrzmiewało w rozmowach uczniów. Ile jeszcze czasu minie, nim wrócimy do swobody i uśmiechu? Ciągłe podejrzewanie siebie nawzajem o współpracę rodziców z poplecznikami Fenrira doprowadziło do pewnych podziałów, których nikt nie chciał i zdecydowanie się nie spodziewał. Kadra wyszła naprzeciw temu, decydując o dodaniu masek do wymaganych kreacji wieczorowych.
Na tę konkretną noc, jeden z lochów został specjalnie zainscenizowany na złoto-czarną salę z parkietem, wieloma dekoracjami i błyskającymi światłami. Multum balonów unosi się przy suficie, wokoło latają wróżki, roznosząc złoty pył i brokat, który znika po kontakcie z Waszymi ciałami. Dyskotekowe kule po dotknięciu obracają się intensywnie i z cichym piskiem uciekają w inne miejsce. Z jednej strony podskakiwały stoliki z przekąskami, dalej były loże, dzięki którym będzie można odpocząć od zgiełku muzyki i śmiechu bawiących się. Biały bar ze skrzatami, które dzielnie kreowały przyjemne drinki i rozlewały poncz, a na środku na podeście widać jednego z uczniów z VII-roku z Hufflepuffu, który bawił się mugolską dj-ką i działa jako specjalny wodzirej tegoż balu. Znają go wszyscy, Ulisses Walsh, uroczy chłopak o azjatyckich korzeniach.

Gdy tylko wchodzicie do przedsionka, dostajecie jeden z czarnych kieliszków z kipiącą zawartością. KAŻDY Z KIELISZKÓW PACHNIE WASZĄ AMORTENCJĄ (i smakuje, jeśli macie jakieś "jedzeniowe" elementy)! Każdy wygląda smakowicie i nikt nie oprze się wypicia zawartości szkła.
Rzucacie kostką TUTAJ na wejście! Kostka sześcienna! Interpretacja luźna!
► Pokaż Spoiler
Pośród uczniów chodzi kilka tajemniczych postaci w takim wydaniu. Czarne cienie, które mijają Was w białych maskach. Co robią? O tym później...
Wiek:
17
Data:
05 maja 2006
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Cedr, Łuska Syreny, 8 i pół cala, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Singiel
Xaviery Parkinson
Posty: 17
Rejestracja: 02 cze 2023, 10:00

To miał być pasjonujący wieczór, w sumie to noc. Ostatnia noc w Hogwarcie, a jutro powrót do Doliny Godryka. Xaviery szykował się na tę noc już dawno. Miał zamiar się wybawić i niczego nie żałować. Nikogo nie zapraszał na bal - no bo po co, w tym momencie nikogo typowo na oku nie miał, a po co komukolwiek robić złudną nadzieję? Parkinson taki nie był. Nie lubił bawić się czyimiś uczuciami. Nie był z tych, którzy najpierw rozkochają, albo sprawią, że ktoś się przywiąże po czym - nara laseczko!
Umówił się z Iris. Sama blondyna też nie miała typowo dla siebie partnera, poza tym - według niego przynajmniej - kto by tam chciał z nią iść na bal. Iris była... Cóż. Był jej bratem, więc był na nią zmuszony, ale to wcale nie oznaczało, że musiał ją kochać na widoku. Raczej na co dzień nie pałali do siebie super wielką miłością, choć gdy trzeba było, potrafili skoczyć za sobą w ogień. Zresztą, on wiedział, kto się podoba siostrze - ale ta osoba była poza zasięgiem. Najlepiej. Znaczy - najgorzej! Biedna Iris!
Ubrany w swój elegancki, niebieski garnitur zszedł do lochów, czekając na siorkę. Gdy ta już się zjawiła, nie wiele myśląc obydwoje bez zbędnych uprzejmości ruszyli w stronę balu. Wchodząc na teren balu, Xaviery zagwizdał.
- Najs. Ciekawe, ile nocy nie przespanych zajęło przygotowanie tego miejsca.
Nie, żeby na serio go to obchodziło, ale... Nie miał czasu zbyt długo się zastanawiać, bo dostał kieliszek w dłoń. Dość szybko pozbył się jego zawartości, a gdy spojrzał na swoją siostrę.. Zamrugał zaskoczony oczami.
- Tyyyy widzę Twoje kości! Jesteś kościotrupem!
Rozejrzał się dookoła, a widząc głowy na kościotrupach, aż szeroki, wariacki uśmiech pojawił się na jego twarzy!
Wiek:
17
Data:
04 mar 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Klasa VII
Pozycja w quidditchu:
Różdzka:
9 I 3/4, wiąz, włos kelpi, giętka
Zamożność:
Klasa średnia
Stan cywilny:
wielka szalona miłość z Montgomery Ray
Carla Stark
Posty: 127
Rejestracja: 05 maja 2023, 13:58

Zazwyczaj spotkanie Carli Stark poza klasą, wieżą Ravenclawu, biblioteką czy miejscówką nad jeziorem należało do rzadkości. Przychodząc na bal wieńczący zakończenie szkoły panna Stark postawiła sobie nie lada wyzwanie dzisiejszego wieczoru, dlatego raz po raz próbowała ocierać spocone dłonie o swoją sukienkę. Pech chciał, że ta zrobiona była raczej z mało absorbującego materiału obszytego różnego rodzaju koralikami i koronkami, toteż Carla skazana była chyba dzisiaj na spocone dłonie. Obrzydliwe... Chociaż z drugiej strony, nikt jej ręki raczej podawać nie zamierzał. Stąpała niepewnie po schodach prowadzących do lochów, w których odbywał się bal. Założenie sukienki, którą w zeszłe lato wybrała dla niej mama i siostra było już przełomowe dla nastolatki, dlatego też zdecydowała się nie dokładać sobie problemu i założyła krzykliwe buty na dość niskim obcasie. Szła sama, bo oczywiście A - nikt nie jej zaprosił, i B - nastolatka nie miała w szkole żadnych znajomych z wyjątkiem swojej siostry, która na bal szła z partnerem. Gdy dotarła do wejścia na sale, w środku był już mały tłum, aczkolwiek widać było na pierwszy rzut oka, że Carla jest raczej jedną z tych wcześniej przybyłych.
Dlaczego właściwie ta zamknięta w sobie nastolatka postanowiła zjawić się na tak socjalnym wydarzeniu? Zazwyczaj w czasie trwania takich spędów Carlę można było spotkać w pustym pokoju wspólnym Ravenclawu, albo na eksploracji zamkowych korytarzy, bo tylko wtedy te bywały puste. Otóż przed egzaminami końcowymi, pewnego razu siedząc w bibliotece, panna Stark zrobiła coś, czego nie robiła niemal nigdy - oderwała wzrok od książek i rozglądała się wokół bez celu, tracąc czas. Wtedy go spostrzegła, dziwnego chłopaka siedzącego przy jednym ze stołów, pochłoniętego w lekturze, z nosem w książkach. Czyżby inni uczniowie także uczyli się w bibliotece? Nigdy go nie widziała, ale nigdy też nie patrzyła, jej mózg jakby wypierał innych uczniów zajmujących przestrzeń w bibliotece. Spędziła na gapieniu się dobry kwadrans, zupełnie zapominając to, o czym czytała. To wydarzenie tak bardzo zapadło jej w pamięć, że postanowiła wybrać się na bal w nadziei, że może tam znowu go spotka i przekona się, czy był on nocną marą czy prawdziwym człowiekiem z krwi i kości.
W zamyśleniu, Carla weszła w końcu do lochu, w którym bardzo dużo się działo. Dekoracje były przytłaczające. Na wejściu od razu wciśnięto jej do ręki czarny kieliszek z parującą substancją. Panna Stark chciała odmówić trunku, ale gdy tylko się spostrzegła, serwujący drinka już się oddalił, a ona została z tym w ręce. Zmarszczyła lekko nos i zbliżyła nań do krawędzi szkła, aby powąchać zawartość obawiając się, że zaserwowano jej alkohol. Bardzo szybko zorientowała się, że to nie alkohol a jakiś dziwny drink, który dawał czadu morską wodą, która pachniała dokładnie tak jak ta obijająca się o portowe mury Portmagee, zapach, który tak dobrze znała. Wyczuwała jeszcze nutkę czekolady i kurzu ze szkolnej biblioteki. Cóż za mieszanka... Chyba tylko wariat by się tego napił. Mimo wszystko Carla nie mogła się powstrzymać i zatopiła dziób w tej ryzykownej mieszance. Smakowała dość nietuzinkowo.
Carla przebrnęła przez tłum aby stanąć niedaleko stołu z jedzeniem, a gdy wreszcie podniosła głowę i uniosła wzrok znad podłogi, zorientowała się, że w pomieszczeniu znajdują się tylko głowy, które trzymały się jakimś cudem na samych szkieletach. Wydała z siebie zduszony krzyk gdy to zobaczyła, zastanawiając się, czy traci rozum, czy została przeklęta?
It is the tale, not he who tells it
Obrazek Obrazek
birds can fly so high and they can shit on your head
they can almost fly into your eye and make you feel so scared
but when you look at them and you see that they're beautiful
that's how I feel about you
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 390
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Na Ryszarda długo nie trzeba było czekać. Zadowolony wybitnie nie był, idąc na bal, ale w duchu powiedział sobie iż mimo, że nie będzie tego wieczora dzielił ze swoją lubą(jeszcze nie znów partnerką) Suzanne to jednak chciałby pobawić się nawet ze swoimi znajomymi. Pośmiać może, sprawdzić, co się będzie działo między różnymi uczniami. Bale nigdy nie kończą się normalnie. Nie w tej szkole.
Zrelaksowany zaliczeniami i egzaminami, był przekonany, że generalnie źle mu nie poszło. Wyszedł zza winkla, rozglądając się na dziewczyny, które na ściance pozowały przed magicznym fotografem. Któraś go wołała go nich, ale pokręcił krótko głową, dziękując za propozycję. Nienawidził zdjęć. Zamiast tego, spojrzał na skrzata, który agresywnie wpakował mu czarny kieliszek z zawartością o boskim zapachu. Boskim, bo dokładnie takim, jak jego amortencja. Nim się jednak napił, pierw stanął na środku, poniżej dj'ki i rozejrzał się niespiesznie po zebranych. Uczniów było coraz więcej, a on... Co on miał zrobić biedny? Rozpiął marynarkę, uznając, że lepiej będzie się czuł w wersji casualowej. Ciesząc się w duchu iż nie wybrał muchy ani krawata, powąchał znów drinka. Skinął głową za mijającą go uczennicą, znajomą z kółka historii magii. Więcej spotkań nie będą mieli razem, bo dziewoja była rok niżej, a on... On za trzy miesiące będzie rozpoczynał studia.
- Kurwa, ale to szybko minęło. - Bąknął pod nosem, zastanawiając się nad tym, że półtora miesiącu temu była pełnia, która nieco agresywnie wdarła się w życia kilku osób. A on co? On teraz wąchał drinka, który przyjemnie trącił cynamonem i słodkim winogronem, skoszoną trawą oraz cierpką goryczką cytryny. I uśmiechnął się sam do siebie. Pokręcił powolnie głową, a zaraz potem wychylił drinka do dna.
Nieco mu się w głowie zakręciło od razu. Chwycił się za skroń, jakby miał kaca, ale stał pewnie. Przeszedł w tym swoim czarnym, dopasowanym garniaku, gdzieś w stronę lóż, ale nie skierował się do siadu. Zamiast tego, obrał jeden z filarów i spoglądał na dziewczynę, która tańczyła w klatce, niczym hybryda jaszczurki i człowieka. Widział jej szkielet i to było absolutnie fascynujące. Głowa jaszczurki, a ciało z RTG. Zerknął na pusty kieliszek krótko, a następnie rzucił swobodnie wzrokiem po parkiecie.

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
19
Data:
16 sty 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Bankowość Magiczna (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, dąb, twarda, łuska smoka
Zamożność:
Obrzydliwie bogaty
Stan cywilny:
Żonaty z Moniką
Persheus Lestrange
Posty: 189
Rejestracja: 05 kwie 2023, 10:58

Nie mogło zabraknąć na balu księcia Rava. Lestrange nasz czigodny objawił się w jednej z najdroższej kreacji jaką miał szytą szczerozłotą nicią i owszem, nieco był wybór perfidny w stronę przytyku do takiej jednej ale zaś z drugiej strony przecież złoty to jego ulubiony kolor, później jest błękitny (bo wiecie, szlachcice podobno mają błękitną krew). Poprawił swoją złotą muchę kiedy drugą dłonią odbierał kieliszek z powitalnym drinkiem i zaciągnął się jego zapachem. Ah, galoeony, wszędzie czuł jego ukochane galoeny, no i peonia trochę też się tam przebijała. Jednak jeszcze nie upił nic ze swojego drinka chcąc najpierw rozejrzeć się po zebranych już tu licznie uczniach, nie, nie czekał na nikogo, bo Lestrange nie miał w zwyczaju kogoś zapraszać, on wolał bawić się w gronie swoich wybranych znajomych w tym z Baizenem, który smutny gdzieś sobie tam stał i paczył w dal. Westchnął krótko i ruszył w jego stronę ciesząc się w duchu, że jego strój idealnie pasował do wystroju sali.
- Co, ostatnia nocka, Bajzel, 7 lat w tym królestwie a mnie dalej oficjalnie nie chcą ochrzcić królem - burknął pod nosem podchodząc do przyjaciela przeczesując swoje ciemne włosy i stając tuż obok cóż, przystojnego acz tak jakoś smutno ubranego Baizena - Ty, stary, mogłeś mi mówić to bym Ci skombinował coś ekstrawaganckiego - rzucił pokazując na siebie jak przecież jego kreacja aż krzyczała "MAM HAJS I NIE ZAWAHAM SIĘ GO UŻYĆ". Ale dobrze wiedział, że blondyn nie był w ogóle sroką co on.
Lestrange spojrzał w końcu na swój kieliszek i wypił do dna czując jak przyjemne ciepło rozlewa się pod jego nosem. I nagle poczuł, że zachciało mu się śpiewać i być uśmiechniętym, nawet zaczął się witać z innymi uczniami, którymi zwykle by zeskanował od dołu do góry.
- Oho, chyba mam ochotę potrząść trochę tyłkiem - rzucił i zaczął udawać jak tweerkuje i jakoś mu to nie wychodziło za specjalnie wybitnie ale wyraźnie miał to w tym momencie gdzieś. I nie, on jeszcze nie zdążył wyciągnąć swoich wspomagaczy, które miał ukryte w kieszeni gdyby wiało stypą. - Zamieniłem się w Puchona, ja jebie - rzucił jeszcze machając przyjaźnie do jakichś gryfonów, pewnie półszlamy.

Obsession is a young man's game, and my only excuse is that I never grew old.
Wiek:
18
Data:
08 wrz 2005
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Studentka I rok, spec. Łamacz Klątw
Pozycja w quidditchu:
Obrońca
Różdzka:
Buk, łza cerbera, 10 cali, giętka
Zamożność:
Skromna
Stan cywilny:
Panna
Camellia Vixen
Posty: 163
Rejestracja: 29 maja 2023, 16:27

Już od jakiegoś czas w głowie Camelii była tylko i wyłącznie ta ostatnia noc w Hogwarcie. Egzaminy napisane, zaraz koniec szkoły - a te 7 lat jednak robiło swoje i musiała zająć czymś innym głowę, bo inaczej... Zaraz się rozklei. Co prawda - plan był na powrót w te mury w przyszlym roku, razem ze znajomymi, ale wiecie, jak to bywa. To już nie jest to samo...
Sukienkę miała od x czasu wybraną. Camellia nie grzeszyła pieniędzmi, ale postanowiła sobie, że ta noc będzie wyjątkowa. Nie była najgorsza z nauki i mogła dawać korepetycje - płatne, a co się będzie pierdzielić - i dzięki temu udało się trochę tej mamony odłożyć na kreację, która miała olśnić... No właśnie. Ciekawe kogo. Ale skoro była złota, to odpowiedź nasuwała się sama.
Z piękną myślą "PERSHEUSZU LESTRANGE, NADCHODZĘ!" w złotej, zwiewnej sukni do samych kostek i butach na obcasie w tym samym kolorze ruszyła korytarzami Hogwartu, samotnie, nie zastanawiając się, czy już ktoś z jej bliższych znajomych jest na balu, czy też jeszcze nie. Cały tłum uczniów z niebieskiego i czerwonego domu już mknął w stronę lochów. Świetnie przyozdobionych lochów, jak się później okazało.
Na wejściu dostała kieliszek z piciem. Spojrzała na niego dość nieufnie, pamiętając co się działo na poprzednim balu, ale zapach, który doszedł do jej nozdrzy łatwo pokonał jej obawy. Czuła, jakby cudowny zapach jabłek, cynamonu i malin ją otulił, więc szybko przylożyła szkło do ust i przechyliła, delektując się tym pięknym smakiem. Zakreciło jej się w głowie, a gdy już napój zaczął działać, z uśmiechem na ustach poczuła jak jej ciało samo zaczyna tańczyć. Nie była typem wielkiej imprezowiczki, chociaż nie siedziała pod ścianą na wwszystkich przyjęciach, to jednak w tańce potrafiła. Często w końcu można było ją znaleźć na błoniach, gdy tańczyła, więc... Trafił jej się idealny napój!
Poruszając ciałem w rytm muzyki, robiąc falę i lekkie wygibasy, rozejrzała się dookoła. Dostrzegła dwóch znajomych z domu Ravenclaw - Króla i jego... pazia? - i ruszyla szybkim krokiem w ich kierunku, robiąc kilka piruetów po drodze. W końcu stanęła przed nimi, chwyciła w dlonie suknię i skłoniła się jak dama, co do niej pasowało, nigdy się za takową nie uważala, ale - dzisiaj miało być szalona noc.
- Persheuszu, Richardzie. Jak miło mi Was zobaczyć w naszą ostatnią noc jako uczniowie.
Wypuściła sukienkę z dłoni, po czym szybkim i zgrabnym ruchem nadgarstka odrzuciła rozpuszczone, rude włosy z ramion i zatrzepotała rzęsami w stronę chłopakow. Widząc zachowanie Persa, zamrugała zaskoczona oczami.
- Juz co jak co, Persheus, ale nie spodziewałam się nigdy zobaczyć Ciebie w takim... zachowaniu. Richard, a jakie Ty masz super moce dzisiaj?
Nawet nie próbowała walczyć z pląsami, które jej ciało samo chciało wykonywać.


A butterfly, spreading its wings slightly - let go, let grow, let spread out.
Like a water drop ripple out in waves from here on, the chain begins.
Wiek:
18
Data:
16 cze 2006
Genetyka:
Metamorfomag
Krew:
Mugolska
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Wydział Sportowy (I ROK)
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Świerk, 11 cali, łuska trytona
Zamożność:
Bardzo bogata
Stan cywilny:
Singielka
Marianne Ray
Posty: 137
Rejestracja: 02 cze 2023, 19:30

Mańka uwielbiała wszelkie bale, szczególnie te maskowe ale jakoś nie miała tym razem weny żeby specjalnie się wczuwać w sytuację. Oczywiście została jej przysłana cała kolekcja sukni, idealnie skrojonych na jej ciało ale wybrała na chybił trafił nawet nie otwierając worka. Przy zakładaniu była mile zaskoczona i już maskę dobrała sama, zamiast czegoś brokatowego i krzykliwego decydując się na tą inspirowaną starożytnym Rzymem, tak jak i elementy jej sukenki, wykonaną z prawdziwego złota. Dzięki kilku sprytnym zaklęciom mogła bez problemu pozbyć się problemu ciężaru i ledwo czuć że ma cokolwiek na twarzy. Nie ma chyba wielu motywów bardziej kojarzących się z bogactwem i przepychem niż cesarze rzymscy, a miała aktualnie jakąś wewnętrzną potrzebę utrzeć nosa pewnemu krukonowi NA KAŻDY temat.
Wiedziała że gdzieś kiedyś w środku ma spotkać Stellę, jedyną żyjącą osobę świadomą jej upadku moralnego, przyszła jednak sama, nawet nie ze swoim bliźniakiem. Normalnie nie potrzebowała żadnych wspomagaczy żeby się świetnie bawić, ale w dormitorium wypaliła już jednego skręta ze współlokatorkami toteż nie podejrzewała że cokolwiek może ją jeszcze zirytować. No, poza jednym. Cholerny Piersieusz oczywiście musiał się zapałętać w jej polu widzenia, no co miała zrobić? W krótkiej pantomimie udała że otwiera lusterko i maluje usta, a jej środkowy palec to szminka, cały czas zabijając go wzrokiem. Po "złożeniu" lusterka sięgnęła po drinka nawet nie patrząc co wzięła. Wychyliła płyn właściwie na raz, przechodząc płynnie z mordowania do witania się ze znajomymi wchodzącymi na bal z szerokim uśmiechem i normalnym dla niej entuzjazmem. A znajomych miała dużo, bo przecież jako królowa imprez i naczelny dostawca zioła znała właściwie wszystkich. Przy może trzeciej osobie zorientowała się że nie mówi na głos, tylko w głowach ludzi. FANTASTYCZNIE! Obróciwszy się znowu w kierunku gdzie ostatnio widziała Lestrange'a znalazła go... twerkującego? Ciężko stwierdzić jaki miał być efekt, ale wyglądało to komicznie.
- Interesujące, to wyjaśnia czemu ja nie miałam żadnej satysfakcji - oznajmiła prosto do jego nadętej głowy. Kto powiedział że nie mogła wykorzystać swojego upadku przeciwko niemu? Sprawdziła czy jej papierośnica razem z różdżką są nadal bezpiecznie przypięte do uda, ale wcale nie była już taka pewna czy powinna po którekolwiek z nich sięgać. Rzuciwszy zaczepkę obróciła się tyłem do swojego nemezis jakby jej się znudził i rozejrzała się za psiapsi, powinna niedługo się pojawić.
Wiek:
17
Data:
05 maja 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Uczeń VI
Pozycja w quidditchu:
Pałkarz
Różdzka:
Włos Północnicy, jabłoń, 9 cali, sztywna
Zamożność:
Bardzo bogaty
Stan cywilny:
Panna
Iris Parkinson
Posty: 268
Rejestracja: 12 cze 2023, 9:32

Po co tak w ogóle pchać się na ten bal? Ostatni był jednym, wielkim niewypałem. No, może oprócz tej cudownej projekcji, która uratowała w pewien sposób zabawę. Ale Iris nie przepadała za takimi imprezami szkolnymi. Bale towarzyskie, na które chodzili z rodzicami to był zupełnie inny poziom, który chciała utrzymywać.
Miała na ku cudowną sukienkę. Czarną, elegancką, świetnie podkreślającą figurę, ale... Xaviery ją odwiódł od założenia jej. Chyba z tydzień do niej pisał, żeby się nie wygłupiała, bo za dużo widać - i o ile to nie jest problem dla niej czy dla uczniów (wiadomo, jakie jest towarzystwo szkolne), tak będzie to problem dla nauczycieli, a po co ściągać na siebie uwagę osób z grona pedagogicznego? A nie daj Roweno jeszcze duchów i taki Irytek np coś wymyśli? Parkison lubiła być w centrum zainteresowania, ale nie jako pośmiewisko, więc musiała przyznać rację młodszego - ha, dobry żart - bratu. Wybrała więc dlugą, białą suknię, może i nieco prześwitującą, ale jednak spokojniejszą. Zdecydowanie, bo długa do ziemi.
Brat już na nią czekał pod lochami. Był jak zwykle za wcześnie, natomiast ona lubiła być punktualna, więc chociaż nie musiał na nią czekać. Z maską w dłoni wyszła z Pokoju Wspólnego i spojrzała na Xaviery'ego.
- Wyglądasz jak błękitne niebo, uszczęśliwiające wszystkich. Dzisiaj nie jesteś cieniem Malfoya? Gdzie Twój przyjaciel?
Parkinson jedynie wzruszył ramionami i wyprzedził siostrę, na co to przewróciła oczami. Temat Abraxasa bywał drażliwy dla Krukona, co ona często wykorzystywała - ale serio uważała, że ta relacja nie jest zdrowa. Poza tym... yuck, Abraxas!
Wchodząc na bal wzięła kieliszek w dłoń i upiła łyczek. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele i dopiero to sprawiło, że faktycznie zastanowiła się, co takiego wypiła. A smakowało i pachniało cudownie! W kilku łyczkach pozbyła się zawartości kieliszka, czując jak kręci jej się w głowie, a w niej pojawia sie... jedna osoba. Nosz kurde.
- Czy Kenneth już się pojawił na balu?
Rzuciła jak gdyby nigdy nic, czując wewnętrzną, ogromną wręcz potrzebę pogadania z nim. Bo widzicie, napój chciał, by w głowie Iris pojawiła się osoba, w której jest zauroczona - i chociaż nie była w nikim zakochana, to jednak gdzieś tam w jej głowie pojawiała się myśl o rudym puchonie. NAJGORZEJ.
~ * ~

~ * ~
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 391
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

Siedziała na łóżku z rozłożonymi dookoła siebie notatkami, rysunkami, książkami z transmutacji i aż wstała na łóżku chcąc z góry przyjrzeć się temu wszystkiemu, bo może wtedy dostrzeże jakieś powiązanie między wydarzeniami a jej blokadą. Suzanne od dwóch tygodni chodziła tylko tam gdzie potrzebowała, czyli rano jakieś bieganie, trening z Kennetem, później biblioteka i wertowanie książek do zaawansowanej transmutacji a w dormitorium jeszcze próbowała sobie wszystko to razem sklecić wspomagając się eliksirami rozluźniającymi. Z dnia na dzień wydawało jej się, że była coraz to bliżej rozwiązania dlaczego jej sokół śpi. Dziewczyny już dawno wyszły na bal a ona nie chciała iść dopóki tego nie zaczai. Miała sukienkę, wisiała w szafie, bo jej matka kiedyś wysłała kilka sztuk a ona nawet nie miała kiedy je przejrzeć. Ale był piątek, a w poniedziałek miała egzamin praktyczny, który decydował o całym jej drugim życiu, który miała w swej pierzastej formie, więc wizja ubrania jednej z jej kreacji schodziła na dalszy plan.
Westchnęła ciężko rzucając wzrokiem po swoich notatkach a w głowie miała tylko jego. Richarda i jego szczenięcy wzrok. I nagle źrenice jej się rozszerzyły, rzuciła się do swoich notatek jakby wpadła właśnie na coś genialnego. Pomieszała kartki układając je w tylko jej znany schemat i chwyciła się rękami za głowę. Przemiana, urodziny, pełnia, sokół, wilk...
- To musi zadziałać... muszę go znaleźć - rzuciła do siebie, bo nikogo w dormitorium już nie było oprócz niej. Nawet nie patrzyła gdzie jej wypociny lądują kiedy to z impetem podniosła się z łóżka i pobiegła w stronę wieszaka na którym wisiała jedna z sukienek...
Ślizgonka skierowała swe kroki na bardzo wysokich obcasach w kierunku miejsca gdzie miał być ten cały bal. Jej czarna sukienka choć bardzo odważna to nieświadomie idealnie wpasowała się w temat przewodni. Włosy miała rozpuszczone, lekko zakręcone delikatnie opadające na jej nagie ramiona, na których pierwszy raz nie było żadnych opatrunków a jej blizny. Nie chciała ich już więcej kryć, to wydarzenie w Zakazanym Lesie na zawsze odznaczy się na jej psychice ale dosyć miała ukrywania się z tym jak poważne obrażenia miała. Jeszcze mocno różowe blizny na jej ramieniu kontrastowały z czernią jej sukni i nieco wybijały się na pierwszy plan, no poza jej dekoltem i odkrytą dość wysoko nogą. Jej pierzasta maska była wybrana celowo, by móc mieć coś ze swojej pierzastej drugiej natury...
Odebrała kieliszek który pachniał jej świerkiem, poranną rosą, jaśminem i lukrem cytrynowym co spowodowało, że uśmiechnęła się pod nosem przywołując miłe wspomnienia. Ludzi było od groma przez co Suzanne zaczęła szukać wzrokiem kogoś kogo dobrze znała mając nadzieję. że jednak pojawi się na ostatnim w jego szkolnej karierze balu. Wypiła cały kieliszek i już zapomniała że miała kogoś znaleźć. Przymknęła oczy i całkowicie oddając się muzyce tańcząc sama ze sobą unosząc ręce i kręcąc ponętnie biodrami cały czas mając zamknięte oczy.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
ODPOWIEDZ

Wróć do „Złoto-czarny Bal VII-rocznych 2023”