wdowa sparks
tego nie miało w ogóle być w życiu lucusia
Lucius, chociaż w zasadzie wyglądający na niewzruszonego, nie mógł uwierzyć, że jego życie przybrało taki obrót. I to tak nagle. Jeszcze niedawno planował pójście na studia i musiał walczyć z ojcem, żeby ten nie wysłał go na kretyńskie uzdrowicielstwo, a tu co? Młody czarodziej, że niby duma swego rodu, miał ożenić się z wdową Sparks, której ilość pieniędzy w banku Gringotta przewyższała jej ilość lat. To był oczywiście wybór jego ojca, który uznał, że pomnażanie majątku i zabezpieczenie rodu są najważniejsze. Lucius był zmuszony do tego małżeństwa, mimo że kobieta nie mogła mieć dzieci od pewnie stu lat. Kto wie, ile ta pomarszczona staruszka miała wiosen na karku? Na pewno nie tyle, żeby w ogóle myśleć o posiadaniu potomków.
Stres towarzyszył ex-Gryfonowi, ale prezentował go jedynie przez kurczowe zaciskanie pięści, te z kolei były schowane w kieszeniach jego wyjątkowo dobrze skrojonych spodni. Georgina dobrze się spisała z poprawkami ślubnymi. Będzie musiał jej jeszcze raz podziękować później. Może chociaż chwilę będzie mógł spędzić z nią nieco czasu, skoro potem będzie zobowiązany do trymowania pazurów starej babie.
A może by tak spierdolić z tej ceremonii?
Wzrok Blacka przesunął się po krzątających się po zapleczu osób. Wszyscy spędzili się do specjalnej sali bankietowej w jednym z najlepszych lokali dla wyższych sfer na Pokątnej. Wnętrze było obrzydliwie wręcz majestatyczne, zdobione misternymi freskami i kryształowymi żyrandolami, które rzucały ciepłe światło na marmurowe podłogi. Stoły pokryte były białymi obrusami haftowanymi złotą nicią, na których stały srebrne zastawy i kieliszki z najczystszego szkła. Na ścianach wisiały portrety dawnych właścicieli, spoglądające z surową aprobatą na zgromadzonych gości. Z przodu pojawiło się miejsce, które miało być ślubnym kobiercem, otoczone świeżymi kwiatami. Przełknąwszy ciężko ślinę, powolnie wyszedł na salę, dumnie unosząc podbródek. Widział uśmiech ojca, który świergolił z kimś z rodziny Sparks, że to świetna unia i na pewno wszyscy będą z tego zadowoleni. Wszyscy, poza jego synem, oczywiście.
Lucius stał na ślubnym kobiercu, czekając na swoją wybrankę, która... się spóźniała. Spojrzał na wygodne krzesła dla gości, wśród których dostrzegł znajomych ze szkoły. Przypadek? Skądże. Ojciec wysłał wszystkim zaproszenia, złośliwie dla syna. Zimny kubeł wody na jego kark, gdy pojawiła się Georgina i Matt, a obok była też Iris, tam gdzieś kolejne osoby. Rhinny jeszcze nie widział, może nie przyjdzie, oby nie. Czuł się jak marionetka w rękach swego ojca, a spojrzenia znajomych tylko potęgowały jego upokorzenie. Przesunął palcami po swojej ogolonej brodzie, po chwili rzucając oskarżycielskie spojrzenie swojemu ojczulkowi. Ottis Black jednak nic sobie z tego nie robił. W krzywym, charakterystycznym dla siebie uśmiechu, zabawiał starszych gości rozmową i teraz spoglądał z daleka w stronę syna. W jego wzroku Lucius był w stanie bezproblemowo odczytać dumę ze swojego „ustawienia” mu życia. Prychnąwszy kpiąco pod nosem, nerwowo rozglądał się za panną młodą, chociaż w kontekście Sparks było to po prostu niedopowiedzenie. Każda minuta oczekiwania zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Luc nie mógł powstrzymać się od myśli, jak wyglądałoby jego życie, gdyby mógł sam wybierać. Studia, jakaś fajna dziewucha przy boku. Odruchowo spojrzał w stronę Edwards. Jednak nie było co gdybać. W tej chwili był uwięziony w złotej klatce oczekiwań swojego rodu, skazany na małżeństwo z kobietą, której jedynym atutem były pieniądze. I na dodatek on wcale nie był zadowolony tym faktem. Rozejrzał się za Clarissą, która miała tu być ze swoim nowym partnerem, rozejrzał za Asharą... Nie mógł już się skupić. Zmarszczył brwi i nim nie wziął jednak nóg za pas, nagle, w końcu drzwi sali otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem. Wszyscy goście zwrócili swoje spojrzenia ku wejściu. Lucius wziął głęboki oddech, widząc starowinkę zbliżającą się do niego w ślubnej sukni z lat... Z dawnych lat. Była uśmiechnięta, zadowolona, a zęby miała z pewnością zrobione magistomatologicznie, bo wręcz odbijały bielą wszelkie światła. Nie ma odwrotu. Nie zmarła przed ślubem, szlag by to.