Ognisko z kiełbaskami

Wiek:
99
Data:
31 paź 1919
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Ród szlachecki
Zdrowie:
100
Zawód:
Architekt
Pozycja w quidditchu:
trener
Różdzka:
czarna różdżka
Zamożność:
dementorus totalus
Stan cywilny:
wolny dementor
Architekt Hogwartu
Posty: 803
Rejestracja: 28 mar 2023, 12:43

***

Na jednym z niewielkich wzgórz zorganizował ognisko. Uczniowie mogli ogrzać się przy ognisku, opowiadać straszne historie, a nawet piec kiełbaski na patyku. Była to doskonała okazja do relaksu i cieszenia się towarzystwem przyjaciół w atmosferze Halloween.
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 393
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Richard w przebraniu superbohatera, przemierzał tłum imprezowiczów na hucznie wyprawionej imprezie halloweenowej. Jego spojrzenie mijało kolejne postacie w strasznych kostiumach, ale on i tak tylko czekał na Suzanne. Umówili się listownie, że na imprezę przyjdą oboje w przebraniu, ale Richard nie był pewien, w jakim dokładnie. Czemu? Bo ta baba oczywiście musi narzekać, jak wygląda. Jak to jak? Najlepiej. Nie był jednak przekonany czy dziewczyna nagle naprawdę nie zmieni planu i nie pojawi się w dziwnym prześcieradle, jak wspomniała w jednej z sów.
W miarę jak przemieszczał się między ludźmi, Richard dostrzegł znajomego z zajęć - Toma, w kostiumie najbardziej klasycznego wampira z wysoką stójką peleryny. Obrócił się na pięcie i podszedł swobodnie do typa, żeby ewentualnie porozmawiać z nim chwilę. Nieopodal było ognisko z kiełbaskami i pewnie tam się kierował kumpel, bo trzymał kilka pętek w dłoniach.
- Tom! A mówiłeś, parchu jeden, że nie przyjdziesz. Twój kostium jest świetny! Gdzie masz jakąś ofiarę? - przywitał się Richard, a Tom, śmiejąc się wesoło odpowiedział mu coś o tym, że jakaś lisica z innego wydziału go tu ściągnęła.
Po krótkiej rozmowie z Tomem, Richard ponownie ruszył w wybranym kierunku w poszukiwaniu Suzki. Rozglądał się między dziwacznymi albo strasznymi przebraniami. Nim się zorientował, jakiś szkielet wręczył mu dwa długie patyki z kiełbaskami, już nadzianymi. O dziwo, kiełby były jedna czarna, jedna zielona.
- Aż się boję pytać, z czego są. - Mruknął do siebie, po czym znów... Szuka czarnowłosej Ślizgonki!

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 391
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

Całe przedpołudnie schowana była w łazience prefektów i wymiotowała śniadaniem sprzed dwóch dni, bo był to jej ostatni normalny posiłek, chyba. A tak to pochłaniała jakieś gówno przekąski, które miała schowane w dormitorium. Był halloween, nie dość, że wieczorem była impreza na błoniach to jeszcze Richard miał urodziny. Wiedziała, że on tak za bardzo za tym swoim świętem nie przepada ale ona tak i nie chciała żeby mimo wszystko ten dzień spędzał sam. Postara się uspokoić swój żołądek i hormony na tyle żeby pokazać się wśród ludzi.
Skończyła pić drugą fiolkę eliksiru przeciwwymiotnego i stanęła przed lustrem poprawiając swój obcisły strój. Że też musiała podpatrzeć w te jego komiksy i wybrać sobie kobietę kot. Ale ona wtedy jeszcze nie wiedziała, że w jej brzuchu rosną dwa małe szatany. Castellani oglądała się dokładnie z każdej strony i wydawało jej się, że widać, że już brzuch urósł! Oczywiście wpajała to sobie bo co najwyżej to ją lekko wydęło. No cóż. Obiecała, że przyjdzie i nie może się z tego wycofać. Ślizgonka dorobiła sobie jeszcze czarny ogon jednym z bardziej skomplikowanych zaklęć transmutacyjnych i zaczęła nim machać na boki. Na głowę założyła jeszcze uszy, które też jakby wtopiły się w jej włosy i wyglądało jakby były prawdziwe.
Zabierając jeszcze zapakowany prezent pod pachę, czyli czarne pudełko owinięte granatową wstążką ruszyła w kierunku umówionego miejsca.
Długo nie musiała się rozglądać za Krukonem, stał akurat tyłem do niej w tym swoim stroju superbohatera, bardzo obcisłym stroju, który doskonale uwydatniał jego pośladki i umięśnione ramiona. Damn. Dobra dupa z niego była. I ciszaczem podeszła do studenta stając krok za nim a ogonem machnęła tak, że uderzył w jego pośladki z wyraźnym dźwiękiem.
- Nie mogłam się oprzeć, rzeczywiście masz dopasowany ten kostium - zarechotała zadowolona z siebie i spojrzała na to co trzymał w ręku przez co się momentalnie skrzywiła, bo czując zapach kiełbasy znowu ją cofnęło - O nie nie, weź to ode mnie, wypiłam dwie fiolki eliksiru i nie chcę go zaraz zwrócić - mruknęła i pomachała ręką przed tymi kiełbaskami żeby ten zapach od siebie odmuchać.
- Wszystkiego Najlepszego! - powiedziała wręczając mu urodzinowy prezent.

► Pokaż Spoiler

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 393
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Nim się w ogóle zorientował, że jest już namierzony przez kobiecy radar, skupił wzrok na każdej czarnuli wokoło. Żadna nie była jego. Strzał w tyłek jednak nie dość, że usłyszał to i poczuł. Parsknął cicho śmiechem, obracając się momentalnie. Szeroko wyszczerzony, pokiwał głową, zgadzając się ze słowami swojej lasi-kici.
- Hej kocico, coooo? Ano. Aż myślałem, czy peleryny sobie nie założyć jeszcze. - Tego mu brakowało w tym superbohaterskim stroju, ale i ona nie miała takowej i on, lepiej to wyglądało jednak bez. Bardziej spójnie. Chciał odnieść się do tego, co ona miała na sobie, ale nim się odezwał, ona już mówiła o kiełbaskowym zapachu. Ryszard kompletnie nie pomyślał o tym, że może to był kłopotliwe dla niej, więc pospiesznie rozejrzawszy się, szybko oddał to, co trzymał, przechodzącemu szkieletorowi.
- Już, nie ma, nie będzie. Czyli głodna nie jesteś, tak? - Odparł, w zasadzie nie czując wybitnej potrzeby, żeby się teraz raczyć czymś na ząb. Nie tak dawno była kolacja, a on i tak po drodze jeszcze zajął się ponczem dyniowym. Wytrzyma, z głodu nie umrze.
Uniósł nagle pytająco brwi, gdy dostał prezent. Rysiu to kompletnie zapomniał o tym, że on ma urodziny, mimo że ona pytała o to, co chce na nie dostać. Może zapomniał w ogóle o tym, że się starzeje, ale teraz uśmiechnął się ciepło, momentalnie rozczulony jej pamięcią. Westchnął, spoglądając po pudełku i potem po Suzce. Przysunął się do niej i pierw cmoknął ją w usta, a potem w czoło.
- Dziękuję, skarbie. Nie musiałaś, naprawdę... - Sądził, że wspomnienie wcześniej "na odwal się", że wystarczy mu szalik wystarczy, A tu proszę. Castellani, jak zwykle, kompletnie go wzięła bez uniesionej gardy i Baizen nie mógł przestać się jej teraz przyglądać z uczuciem. Znów zbliżył się, objął ją wolnym ramieniem i powolnie skierował w kierunku jednej z dalszych ławeczek, ustawionych z magicznie lewitujących kości. Chciał zerknąć do pudełka, ale wolał na spokojnie. Cholera wie, co ona wymyśliła i co tam było w środku.
Przycupnąwszy z ciemnowłosą Ślizgonką, zerknął na nią kontrolnie, śmiejąc się bezgłośnie.
- Jak mnie coś zaatakuje to dostaniesz w czerep, maluchu. - Specjalnie ją zadziornie zagadał, ale gdy tylko zerknął do pudełka, z rozbawieniem wyciągnął cynamonowe grzechotniki. - I CO, PRZYTYJĘ, A MÓWIŁAŚ, ŻE TAK DOBRZE JUŻ WYGLĄDAM...! - Sapnął, zerkając dalej i czytając, na co ma zaproszenie. Oczy zrobił, jak galeony. - No nie. Nooooo nie! Skąd wiedziałaś, że chciałem spróbować magicznych motocykli?! - Wprawdzie miał już mugolski motor, ale bardzo marzyło się mu przerobić go na magiczny. Suzka absolutnie trafiła w dziesiątkę z tym prezentem. Podobnie zresztą było z szalikiem, który sprawił, że Ryś wprawnie pokazał maślane oczy, przytykając materiał do swojego policzka. I przyszła kolej na knigę, którą wyciągnął, chowając jednocześnie to, co wcześniej oglądał. To, jaki konkretny egzemplarz tak ważnej książki zdobyła panna animagiczna, sprawiło, że jej chłopak spoważniał, nieco szybciej oddychając. Zaaferował się, przesuwając palcami po czarnej skórze, jakby co najmniej miał w dłoniach kamień filozoficzny. Złota czcionka połyskiwała magicznie. Baizen się wzruszył. Pociągnął krótko nosem, spoglądając krótko na Suzkę, a potem otworzył książkę i przeczytał dedykację. Poruszając żuchwą nieco na boki, rozejrzał się powolnie wokoło, starając się nie rozkleić kompletnie. Dziewczyna chyba nawet nie zdawała sobie sprawę, jak wyjątkowy prezent mu dała i jak bardzo pokazała, że go zna. I że zależy jej na tym, co jest jego pasją. Rich oparł się plecami o kościste oparcie ławki, przełykając ciężką gulę, jaka pojawiła się mu w gardle. Pociągnął znów nosem i po chwili przesunął wolną ręką pod nosem. Zamknąwszy w końcu ten wyszukany prezent, wychylił się do Su jednoznacznie. Pocałował ją, gdy tylko się zbliżyli do siebie, a następnie wymamrotał gdzieś do jej ucha.
- To miało być Halloween, a nie sprawienie, że się rozkleję na środku zabawy. Jesteś niemożliwa, Suzie. To... - Cofnął się powolnie i z uczuciem oraz szacunkiem, zaczął pakować prezent, żeby wygodniej było mu go nieść. Zostawił na zewnątrz paczkę cynamonowych grzechotników. - To... Ja chyba nigdy się tak nie wzruszyłem prezentem. Naprawdę. Dziękuję. Nawet nie wiesz, jaką mi zrobiłaś przyjemność tym, co wybrałaś. A na motocykle magiczne to mam nadzieję, że skoczymy razem. - Zerknął na nią krótko, jeszcze mając zawilgotniałe oczy.

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 391
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

Prawda była taka, że uwielbiała go w każdej wersji, czy to w obcisłym stroju superbohatera czy w fartuszku kuchennym kiedy w wakacje przygotowywał jej obiad, albo w tych szarych spodniach dresowych, które uwielbiał. Więc w czymkolwiek by nie wyszedł nie ona jedyna by się za nim oglądała. Ale tylko ona jedyna rościła sobie prawo do tego jego szczenięcego wzroku i ust.
- Nie mogę nic jeść ostatnio, żyje na eliksirach wzmacniających i tych drugich - westchnęła ciężko, bo naprawdę stan ciąży w jej wypadku jakoś źle na nią wpływał właśnie i czuła to nawet na miotle, że nie miała takiej siły jak kiedyś, oczywiście przed drużyną tłumaczyła to problemem z ręką i tylko jedyna Monika mogła się domyślać, że prawda była zgoła inna.
Uśmiechnęła się do niego ciepło widząc jego zaaferowanie prezentem. Lubiła robić mu niespodzianki i patrzeć jak jego oczy się cieszą a to jej wystarczało by być szczęśliwą. Ona lubiła urodziny, ojciec wtedy zawsze dawał jej mnóstwo prezentów i to był jeden z tych dni gdzie on naprawdę przy niej był, więc zawsze z utęsknieniem wyczekiwała tej daty wiedząc, że on się zjawi. I już nie chodziło o same prezenty tak naprawdę tylko o to, że był.
Tegoroczne jej urodziny niestety ale spędziła w mungu i nie był to szczęśliwy dzień ale chciała by chociaż Richard swoje zapamiętał dobrze.
- Dwie paczki, jedna dla mnie! - wyszczerzyła się wesoło widząc co pierwsze mu się rzuciło w oczy kiedy odpakował prezent. Początkowo myślała czy nie zrobić mu psikusa ale odpuściła chcąc żeby właśnie dobrze ten dzień zapamiętał, a przynajmniej początek i żeby kojarzyło mu się z czymś miłym. Spoglądała na niego z podekscytowaniem kiedy rozpakowywał dalszą cześć majtając nogami a jedną dłonią bawiła się swoim warkoczykiem, ogon za to wesoło podrygiwał na ławce.
- Gadałeś przez sen o tym kiedyś i tak pomyślałam, że może Ci się spodoba - odpowiedziała szczerze, bo zwykle po pełniach kiedy był wykończony to właśnie zdarzało mu się gadać coś przez sen i nigdy o tym nie wiedziała dopóki właśnie nie zamieszkała z nim w wakacje. Ale to właśnie zdarzało się sporadycznie więc nawet nie za bardzo o tym wspominała, no chyba, że miałaby się dowiedzieć czegoś co nie powinna.
Doskonale widziała jego wzruszenie i ten widok całkowicie ją rozbroił a sama czuła jak w oczach już tworzyły jej się małe kałuże przez co musiała odwrócić wzrok i spojrzeć przed siebie cicho wzdychając by zaraz przybliżyć się do chłopaka odwzajemniając ten jego czuły pocałunek. Serce jej się radowało, że tak mu się wszystko spodobało co dla niego przygotowała i to jak na nią patrzył z miłością było wszystkim co teraz potrzebowała.
- Oj dobra, przestań bo zaraz sama się rozkleję - sapnęła i przetarła dłonią szybko pod oczami i zaraz tą samą wyciągnęła do jego policzka i pogładziła czule - cieszę się, że Ci się wszystko spodobało, ale co do motocykli, to wolałabym żebyś wziął jakiegoś kumpla, albo swojego tatę? Albo mojego? Wiesz, że kocham adrenalinę i latanie a to dosyć mocne połączenie i czuje, że mogłabym się w to wciągnąć bardziej niż powinnam więc po prostu będę czekać na Twoją relację - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem i wzięła rękę z Biazenowego policzka zgarniając paczkę z grzechotnikami od razu ją otwierając. Już wystarczy, że latała na miotle i grała w Quidditcha, to jej zdecydowanie wystarczało by karmić jej głód związany z ciągłą potrzebą podbijania adrenaliny.
- W ogóle to napisałam do Anthonego że go rozszarpie szponami jak tylko piśnie słowo, oczywiście że mnie obraził więc możesz go pokiereszować w następną pełnie, a i dorobiłam mu świński ryj a jest to zaklęcie z tych zaawansowanych więc pewnie nie ogarnie jak go cofnąć - dodała z bardzo ślizgońskim uśmiechem dając pokaz właśnie, że nadal była tą żmijką wredną i to jej złagodnienie było tylko pozorne. Ktoś jej nadepnął na odcisk? Castellani wyciągała wtedy największe działa.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 393
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Nie był zadowolony z jej odpowiedzi. To nie było w ogóle zdrowe, żeby jedynie żywić się eliksirami. Zmartwił się, ale postarał się, żeby jego mina nie wyrażała kompletnego zaaferowania. Zamiast tego, pokiwał ze zrozumieniem głową. W planach jednak miał już zabranie jej do Munga szybciej, niż chcieli. Nie chciał czekać z tym, co nieuniknione, skoro dziewczyna tak się męczyła. Im dalej w las tym będzie przecież ciężej, tak przynajmniej Rysiu sądził.

Trafiła, jak nikt inny. Od rodziców dostał też fajne rzeczy, Persheus był zajęty, Anthony pewnie nie pamiętał, ale ona tak. Nie mógł się nie wzruszyć, chociaż starał się bardzo mocno. Wiedział, że ostatnio zrobił się dziwnie emocjonalny, pobudliwy, wściekły nie raz i nie dwa bez powodu. Wszystko zrzucał na chaotyczne pełnie oraz stres, ale gdy okazało się, że Suzka jest w ciąży, cóż, wyjaśnienie ojca jednak miało sens. Absolutnie skupił się wszystkimi zmysłami na Suzanne i tym, że ją należy chronić. Tu jednak, rozbroiła go prezentami. Baizen zaśmiał się bezgłośnie, nie potrafiąc pojąć tego, czemu tak łatwo łapie jej emocje i kopiuje je bezczelnie. Jakby absolutnie ciągle miał ją wspierać. Pufnął cicho powietrzem pod nosem, zerkając na Suzie.
- No, no, próbuję właśnie się ogarnąć. - Kłapnął szybko zębami w powietrzu, jakby miało mu to pomóc, ale dopiero jej dłoń sprawiła, że miał suche policzki. Więcej łez nie leciało, chociaż oczy miał jeszcze mokre. - Dobrze, zobaczę, może któryś będzie chciał. A jak nie to wezmę ojca, on kocha motocykle. Każde. - Pokiwał głową, zgadzając się z tym, co mówiła. Że to jednak nie dla niej. Ona była miotlarską zwierzyną.
Richard zamknął prezent i magią zmniejszył go, żeby schować sobie w kieszeni spodni, którą bardzo chciał mieć i chwała Persheusowi, że mu ją dorobił jakimś transmutującym zaklęciem. Zerknął na Castellani pytająco, zastanawiając się po co ona miałaby do Wilsona pisać. Parsknął krótko śmiechem, słysząc, jakie przebranie będzie nosić Antoś. - Cóż, przynajmniej wybrałaś pasujące zwierzę. A co do pełni to... Nie będzie nieświadomy. - Uniósł jedną brew zawadiacko. - Założyłem się z nim. Wykorzystałem, że jest ludzkim niuchaczem. Zaoferowałem mu galeony za wypicie tojadu i poleciał na to lepiej, niż memortki do nektaru z kaczoróż. Także, możliwe, że to będzie normalna pełnia z Wilsonem w tle. - Sam nie wiedział, że to mówi, ale naprawdę wierzył w to, że tak będzie.

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 391
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

A jej serce się radowało widząc jego reakcje na prezenty. Za każdym razem bała się, że coś może mu się nie spodobać, że jednak nie trafi w jego gusta, jednak starała się go poznać, jego pasje, jego pragnienia i uszczęśliwić. Zbyt dużo złych chwil było w ich krótkim dosyć związku i jeszcze przed nimi była kolejna bardzo trudna decyzja do podjęcia ale nie chciała się nad tym teraz skupiać mimo, że jej zmysły pracowały na zwiększonych obrotach i tak do końca nie wiedziała czy to ciąża czy po prostu sobie za dużo już zaczyna wkręcać.
Castellani miała wrażenie, że oboje nieco się zmienili przy sobie, jakby bardziej zmiękli? Bo przecież nigdy wcześniej ona dla nikogo się tak nie starała a on też przecież był uznawany długo za tego zimnego i wyrachowanego Krukona teraz się wzruszał, bo dostał od niej prezent. I ona się cieszyła strasznie ale nie była typem co to będzie skakać pod niebiosa. Ciepły uśmiech i ręka na policzku delikatnie go gładząca mówiła chyba wszystko.
A kiedy tylko schował prezent Ślizgonka ni stąd ni zowąd wdrapała mu się na kolana i usiadła bokiem obejmując go jedną ręką za karkiem i poczęła powolne mizianki jego włosów. Niech paczo i zazdroszczom tym gołąbeczkom. O.
- Antoni na tojadzie, no to dopiero będzie widowisko, ja to muszę widzieć i nawet mi nie zabraniaj, nie odpuszczę! - dodała marszcząc nos i wolną ręką sięgnęła do torebki z jego ulubionymi słodyczami i wpakowała mu jedną do buzi. Była upartym osłem i on zdawał sobie sprawę, że ciężko jej będzie zabronić - będę ostrożna, obiecuje - dodała jeszcze uśmiechając się ciepło do niego wpatrując się w te jego niebieskie oczyska. No i nagle jej się coś przypomniało, coś co usłyszała gdzieś na korytarzu.
- A właśnie, podobno szlajasz się z jakąś rudą po błoniach? To Camellia czy masz jakąś nową koleżankę, którą mam spetryfikować gdy ją spotkam na korytarzu? - zapytała przekrzywiając nieco głowę próbując wyczytać z jego mimiki wszystko. Był tak beznadziejnym kłamcą, że niech no tylko spróbuje coś kręcić, Suzka zacznie swoje własne dochodzenie odnośnie tajemniczej rywalki, która niech tylko spróbuje położyć łapska na tym wilkołaku, morderczy sokół jeszcze nie zdążył się w tym roku odpalić.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 393
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Nie potrafiłby się chyba nie ucieszyć. Ona zawsze potrafiła go zaskoczyć i wywołać mocniejsze zaaferowanie w wilczym sercu. Nikt go tak nie doprowadzał do wrażliwego smarkania, jak ona! Nigdy nikt! Gdyby spytać go jeszcze rok temu czy się popłacze, jak dostanie prezent to by pytającego zmierzył solidnie chłodnym wzrokiem i, ignorując go, odszedł w swoim kierunku. Taki był z niego zimny drań, a co. Ale był. Już nie jest. Już nie umiał, a przynajmniej nie do Castellani, która głaskała go po policzku, a on, gdyby mógł, nadstawiałby jej teraz głowę, niczym ukochany pupil. Tym bardziej, gdy wygodnie usiadła mu na kolanach i objęła go ramieniem.
Przyglądając się Su, Richard uniósł wyżej brwi, kiwając głową w zrozumieniu. I on nie potrafił sobie tego wyobrazić, że Anthony będzie świadomy. Już pal licho częściowo, ale w pełni?! Zdecydowanie coś będzie inaczej tej konkretnej nocy. Chciał jej jednak zabronić, ale widząc spojrzenie, które nie będzie się dało złamać, wywrócił jedynie oczami, mówiąc:
- Ale bezpiecznie. Żadnego latania między konarami drzew. Wysoko. Z daleka. A jeśli cokolwiek by się nie miało dziać, uciekasz i wołasz pomoc. Nic więcej. Żadnego pakowania się tam czy pikowania. - Nie chciał powtórki z rozrywki. Nie chciał już nigdy widzieć jej, skąpanej we krwi. Serce by mu pękło.
Słysząc o jakiejś rudowłosej dziewoi, z którą się ponoć widywał, przez moment obserwował bez większego wyrazu twarz swojej Ślizgonki. Zastanawiał się, jak bardzo powinien wyjść z informacjami do niej i uznawszy, że on kłamać nie umie, odezwał się bardzo szczerze. Pers rwałby sobie już pewnie włosy z głowy.
- Petryfikować jeszcze nie, ale syczeć na nią możesz. Taylor Rosier, Krukonka. I nie jest to spowodowane tym, że jest sympatyczna. To misja. I wdrożę Cię w nią, bo wiem, że mi wierzysz. - Wymownie uniósł obie brwi, po czym przyklepał swoje słowa pocałunkiem w jej ramię. Cofnąwszy się, kontynuował to, co chciała z pewnością wiedzieć. Ale... Może się nie spodziewała.
- Persheus jest niezadowolony z tego, że jego siostra została oddana bratu tej rudowłosej. Podobno Rosierowie są podejrzanymi typami i ten cały braciszek wcale dobrym człowiekiem nie jest. Moja misja jest prosta. Zaskarbić sobie jej przychylność i zweryfikować, czemu zostali wydaleni z Beauxbatons. Chyba... Że Ty chcesz mi w tym pomóc i stwierdzisz, że dowiesz się tego szybciej. - Nie widział problemu, żeby ewentualnie skorzystać z pomocy tej tutaj młodej animażki. O ile będzie bezpieczna.

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
18
Data:
27 sie 2005
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
70
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
heban, włos z ogona testrala, 12 cali
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
wolny
Brandon Tayth
Posty: 253
Rejestracja: 07 wrz 2023, 18:23

Tayth co prawda miał czekać na resztę imprezowiczów na błoniach, lecz niefortunnie zdarzyło się tak, że zdążył już podpić sobie trochę alkoholu w dormitorium i nie spodziewał się, że tak szybko go sponiewiera i jednocześnie wyłączy niektóre procesy wymagające myślenia. No cóż, dawno nie pił, ale nadszedł najwyższy czas, aby się zresetować. Zresztą był przekonany, że zarówno Antek jak i Vittoria bez problemu go odnajdą, jeżeli tylko zechcą dotrzymać mu towarzystwa.
Nieszczęśliwy, bez halloweenowego przebrania, z szlugami w kieszeni i flaszką ognistej za pazuchą pojawił się przy ognisku. Wokół przewijało się kilka znajomych twarzy, w oddali dostrzegł Suzanne szczebioczącą wesoło z Baizenem, ale jakoś nie czuł się na siłach, żeby wchodzić im w paradę swoją skromną osobą, więc postanowił po prostu usadowić się na jednej z bardziej kameralnych i jeszcze przez nikogo niezajętych ławeczek, po czym bezceremonialnie wyjął flachę i pociągnął solidny łyk. Teraz wyglądał jak typowy kuzyn Wilsona, podpity z miną kombinatora, któremu do szczęścia brakowało chyba jedynie jakiejś ostrej balangi.
Jedyna rzecz, która w tym momencie go niepokoiła to fakt, że w każdej chwili mogła tu zjawić się Monika ze swoją miłością życia u boku, a tego widoku bardzo by sobie nie życzył. Nie dziś. Dlatego siedział nieco spięty na tej nieszczęsnej ławeczce niczym goblin i wodził nerwowo wzrokiem po otoczeniu, choć tak naprawdę sam nie wiedział, dlaczego nadal nie ma tej dziewczyny w nosie.
Obrazek

I don't want to wait for your love
I need you to save me now
They got me and I'll never give up
But I need you to save me now
Well they feed upon the poor
My head is banging on the floor
Yes it's over, yes it's over
They're lying
Wiek:
17
Data:
05 mar 2006
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
16 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, WŁOS KELPI, ORZECH BIAŁY
Zamożność:
BIEDA AŻ PISZCZY
Stan cywilny:
Samotnik
Anthony Wilson
Posty: 133
Rejestracja: 04 maja 2023, 13:53

Zanim Anthony dostał sowę od Brandona to nawet nie planował pojawiać się na nadchodzącej imprezie Halloweenowej. Po pierwsze nie był fanem przebieranych potańcówek, a po drugie kompletnie nie miał nastroju na towarzystwo nabzdryngolonych uczniów. A po dość mocno zakrapianych wakacjach obiecywał sobie, że tym razem już naprawdę weźmie się w garść i przestanie pić raz na zawsze. Jak zwykle, w tym przypadku, jego ambicje przewyższały możliwości, bo może i chciał zdać do kolejnej klasy, ale jak na razie wszystko zaczynało i kończyło się właśnie na tych chęciach.
Tym razem Wilson zdecydowanie nie miał głowy do wymyślania jakiekolwiek stroju, dlatego ubrał na siebie jedynie długą, czarną, postrzępiona na końcu szatę i w ten sposób starał się wmieszać w tłum roześmianych nastolatków. Jemu za to w zupełności nie było do śmiechu czując, że to co robi w swoim życiu jest kwintesencją jego bezmyślności. Począwszy od zdradzenia Lauren, a skończywszy na zauroczeniu się w byłej dziewczynie swojego kuzyna. Brawo, Wilson, dostajesz order największej kurwy tej szkoły. Pomyślał wychodząc na spowite już w ciemnościami błonia, przy okazji rozglądając się za Brandonem z którym umówił się tuż przy wejściu. Po dłuższej chwili przyglądania się wszystkim napotkanym uczniom stwierdził, że nikt z tych przebierańców nie przypomina jego kuzyna i ruszył więc w kierunku ogniska, wzrokiem wciąż błądząc w poszukiwaniu towarzysza swojej dzisiejszej niedoli. Dopiero gdy doszedł do celu, zauważył znajomą postać dzierżącą w dłoni butelkę Ognistej Whisky, siedzącą na ławce z miną zbitego psa. Nagle Tony poczuł jakieś dziwne ukłucie w miejscu gdzie powinno być serce i ze świstem nabrał powietrze w płuca, starając się odgonić od siebie wszystkie popaprane myśli. Czyżby wyrzuty sumienia atakowały pana, panie Wilson?
-Wyglądasz conajmniej jakby ktoś cię przeżuł, wypluł a na końcu jeszcze zdeptał…- mruknął podchodząc do Włocha i usiadłszy na ławce obok, zabrał od niego butelkę upijając kilka łyków alkoholu. O dziwo, wykrzywił się delikatnie conajmniej jakby pił coś takiego po raz pierwszy. I może szedł tu z zamiarem abstynencji, ale jak widać silna wola nie była jego najmocniejszą stroną. - Kurwa, ale piecze. Na pewno nic tu nie dosypałeś?- Anthony przyłożył nos do gwinta butelki chcąc wyczuć czy przypadkiem kuzyn nie chce się zabawić dzisiaj nieco bardziej niż zazwyczaj, jednak kiedy stwierdził, że musiał się po prostu odzwyczaić od cierpkiego smaku alkoholu, wziął kolejnego łyka, a ten przeszedł przez jego gardło znacznie łagodniej. - Odpowiedz mi proszę, jakim pierdolonym cudem żaden z nas nie ma pary?- westchnął rozglądając się wkoło nich i kiedy natknął się wzrokiem na Suz i Richarda zaklął cicho pod nosem. Wiedział, że obiecał przyjacielowi tą jedna, jedyną pełnię w całkowitej świadomości, ale kiedy od tego dzieliła go zaledwie doba, zaczął czuć, że w sumie to on wcale tego nie chce. Było to nie tylko niezgodne z jego zasadami, ale też trochę przerażające i nowe, a nie od dzisiaj wiadomo, że to co nieznane budzi największe obawy. Chociaż w tym momencie o wiele łatwie było mu myśleć o nadchodzącej pełni niż o tym jak powinien zachowywać się w obecności Brandona.

She could make hell feel just like home...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stracho-stodoła Halloween 2023”