Skrawek jeziora, który na czas imprezy został magicznie zablokowany przez pływaniem. Unosi się nad nim czarny dym.
Czarne jezioro
-
Wiek:
99Data:
31 paź 1919Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
ArchitektPozycja w quidditchu:
trenerRóżdzka:
czarna różdżkaZamożność:
dementorus totalusStan cywilny:
wolny dementor - Posty: 805
- Rejestracja: 28 mar 2023, 12:43
-
Wiek:
17Data:
08 gru 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
11 cali, cis, włos z głowy wiliZamożność:
skromnyStan cywilny:
- Posty: 70
- Rejestracja: 06 lip 2023, 19:44
Coś tak żałosnego jak impreza Halloweenowa nigdy nie leżało w kręgu zainteresowań Borisa Romanova. Był człowiekiem, który przedkładał inteligencję ponad zabawę dla mas i zwykle na czas przeróżnych bali i potańcówek skrywał się w bibliotece, gdzie mógł oddać się rzeczom większym i lepszym — na przykład grze w szachy.
A jednak, choć gardził świętem duchów stał właśnie przed lustrem w swoim dormitorium i z powątpiewaniem wpatrywał się w swoje odbicie. Czy wyglądał… dobrze? Czy jego przebranie było odpowiednie? Wszak nie zastanawiał się nad nim długo, a sam pomysł na kostium podsunęła mu sama Mia Kruger — od razu wiedział, że przebierze się za inferiusa. Już gdy tylko wpadł na ten niedorzeczny pomysł zaproszenia dziewczyny na to cholerne Halloween, oczami wyobraźni widział siebie w dokładnie tym przebraniu. Miał nadzieję, że dziewczyna doceni żart. I wysiłek, jaki włożył w stworzenie i zaczarowanie kostiumu.
Lepiej nie będzie, pomyślał, po czym przeczesał dłonią włosy i wyszedł z Pokoju Wspólnego, by zgodnie z deklaracją pojawić się o szóstej wieczorem w lochach. Jeszcze tylko zgarnął małą, czarną różę, którą przygotował sobie na tę okazję i już kilka chwil później zbiegał z wieży krukonów, mijając innych uczniów przebranych za przeróżne postaci.
Nie poznawał sam siebie. Nie dość, że w ogóle zaprosił Mię na tę imprezę, to w dodatku zrobił to przez gazetkę PLOTKARSKĄ. Nic takiego wcześniej nie przyszłoby mu do głowy! Potem żałował tego przeokropne, ale było już za późno. Nie mógł już cofnąć sowy wysłanej do Carli Stark, dlatego zagryzł zęby i przebolał swój śmiesznie romantyczny gest. Tak czy inaczej chciał iść dziś na tę zabawę. Coś mówiło mu, że będzie się dobrze bawił, a towarzystwo Mii tylko uprzyjemni ten wieczór. Czuł, że nie robi z siebie idioty a jednak czekając na pannę Kruger w lochach, czuł się trochę nieswojo.
— Jezioro wydaje się najmniej zatłoczonym miejscem — powiedział, gdy zdążyli już przywitać się, obdarzyć zakłopotanymi usmiechami, a sam Boris wręczył dziewczynie tę nieszczęsną różę. Dotąd niechętny wszelkim romansom, dziś czuł się jak niedoświadczona łajza, która nie wie co zrobić, czy powiedzieć.
— Podejrzewam, że jesteś zdziwiona, że cię tu dziś zaprosiłem.
A jednak, choć gardził świętem duchów stał właśnie przed lustrem w swoim dormitorium i z powątpiewaniem wpatrywał się w swoje odbicie. Czy wyglądał… dobrze? Czy jego przebranie było odpowiednie? Wszak nie zastanawiał się nad nim długo, a sam pomysł na kostium podsunęła mu sama Mia Kruger — od razu wiedział, że przebierze się za inferiusa. Już gdy tylko wpadł na ten niedorzeczny pomysł zaproszenia dziewczyny na to cholerne Halloween, oczami wyobraźni widział siebie w dokładnie tym przebraniu. Miał nadzieję, że dziewczyna doceni żart. I wysiłek, jaki włożył w stworzenie i zaczarowanie kostiumu.
Lepiej nie będzie, pomyślał, po czym przeczesał dłonią włosy i wyszedł z Pokoju Wspólnego, by zgodnie z deklaracją pojawić się o szóstej wieczorem w lochach. Jeszcze tylko zgarnął małą, czarną różę, którą przygotował sobie na tę okazję i już kilka chwil później zbiegał z wieży krukonów, mijając innych uczniów przebranych za przeróżne postaci.
Nie poznawał sam siebie. Nie dość, że w ogóle zaprosił Mię na tę imprezę, to w dodatku zrobił to przez gazetkę PLOTKARSKĄ. Nic takiego wcześniej nie przyszłoby mu do głowy! Potem żałował tego przeokropne, ale było już za późno. Nie mógł już cofnąć sowy wysłanej do Carli Stark, dlatego zagryzł zęby i przebolał swój śmiesznie romantyczny gest. Tak czy inaczej chciał iść dziś na tę zabawę. Coś mówiło mu, że będzie się dobrze bawił, a towarzystwo Mii tylko uprzyjemni ten wieczór. Czuł, że nie robi z siebie idioty a jednak czekając na pannę Kruger w lochach, czuł się trochę nieswojo.
— Jezioro wydaje się najmniej zatłoczonym miejscem — powiedział, gdy zdążyli już przywitać się, obdarzyć zakłopotanymi usmiechami, a sam Boris wręczył dziewczynie tę nieszczęsną różę. Dotąd niechętny wszelkim romansom, dziś czuł się jak niedoświadczona łajza, która nie wie co zrobić, czy powiedzieć.
— Podejrzewam, że jesteś zdziwiona, że cię tu dziś zaprosiłem.
-
Wiek:
17Data:
05 kwie 2007Genetyka:
Pół-WilaKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
włos z głowy wili, orzech, 9 cali, bardzo giętkaZamożność:
bardzo bogatyStan cywilny:
to skomplikowane - Posty: 144
- Rejestracja: 08 sie 2023, 0:34
Nie wiedziała, że list do redakcji zatytułowany "Do MK" jest tak naprawdę zatytułowany do niej. Oferta spotkania towarzyskiego pod spodem idealnie pasowała do tej znanej wszystkim w zamku MK, która tę oto gazetkę także współtworzyła. Mia tylko wywróciła oczami, widząc tę wspaniałą propozycję, albowiem była przekonana, że BR to nikt inny, tylko BRandon, ale ten człowiek dzieli jeden mózg ze swoim kuzynem Wilsonem, więc zapomniał jak się stawia kolejne literki. Każdy, kto poznał ten duet Ślizgonów mógł dojść do podobnego wniosku. Pewnie nawet sama Monika miała już stosowny strój na spotkanie z BRandonem. Mia zaś planowała odpuścić sobie tegoroczne Halloween. Miała wrażenie, że podsyci to tylko nieprzychylne plotki na jej temat, które tak sumiennie dystrybuowała Zezowata. Najgorsze było to, że Zezowata miała rację. Krugerówna już się nie kontrolowała tak dobrze jak kiedyś i pozwoliła swojej wilowatości wypłynąć na powierzchnię. Inaczej nie potrafiła wyjaśnić faktu, że bawiła się młodym Rosierem jak zabawką, a potem płakała cały dzień w dormitorium na wieść, że jej zabawka to tak naprawdę ma właściciela i musi ją oddać. I też była pewna, że wila na powierzchni była odpowiedzialna za fakt, że Boris Romanov odnotował jej istnienie na kuli ziemskiej i to w dodatku na tyle, żeby ją prawie pocałować. Do dzisiaj wspominała dotyk jego kciuka na swojej wardze i na samo wspomnienie już ją mrowiło... wszędzie. Po jednej dość poważnej rozmowie z Moniką okazało się, że ona już ma randkę na Halloween i że pan Zabini ma szansę na trzeci tydzień na tej rajskiej wyspie, jaką było randkowanie z młodszą Kruger. BRandon też jakoś się nie wyrywał, bo wiedział, że od wejścia dostanie kosza. Może więc to ona była rzeczoną MK?
Uznała, że w tej sytuacji należy się przebrać. Cokolwiek się nie stanie, najwyżej pójdzie na potańcówkę sama, żeby stać w kącie. Nie tańczyła publicznie, odkąd jej matka przyznała, że po szesnastym roku życia jej taniec ma większe znaczenie, niż jej się wydaje i może się zrobić dym. A nie chciała dymu. Chciała spokojnie skończyć podstawową edukację magiczną, a później... później tym później się będzie martwić. Na razie priorytetem był strój. Nie wiedzieć dlaczego, ale przebrała się za elfa, który miał nawet imię- Legolas. Uznała, że jest to odpowiednie przebranie na tę jedną noc i wyprostowała nawet starannie swoje jasne włosy, żeby bardziej pasowały. Pozwoliła bardziej ogarniętej koleżance przetransmutować swoje uszy w te elfie, zabrała łuk i po raz pierwszy od dawna założyła spodnie. Wszystko było na miejscu. Nawet minę miała marsową, przekonana, że bierze udział w jakiejś farsie szanownego BR.
Wyszła z Pokoju Wspólnego równo o szóstej i jej jasne brwi powędrowały do góry na widok Borisa Romanova. BR. Nagle wszystko zaczęło sklejać się w spójną całość. Przyjęła od niego czarną różę, podziękowała i kiwnęła głową, słysząc, że chce się udać nad jezioro. Dobrze, nie miała nic przeciwko. Lubiła jezioro. Szkoda, że nie wolno było w nim teraz pływać.
- Nie wiem, co bardziej dziwi. Zaproszenie czy forma... - przyznała szczerze i uśmiechnęła się nieswojo. Zaraz jednak dodała szybko, żeby nie miał żadnych wątpliwości: - Ale jest mi bardzo miło, Boris. Naprawdę. Może nawet zbyt miło... bo ja... czy ja Ci się podobam tak w ogóle? - zapytała wprost, czując, jak zaczyna się czerwienić bardziej, niż wypadałoby osobie podejrzewanej o plecenie miłosnych wianków.
Uznała, że w tej sytuacji należy się przebrać. Cokolwiek się nie stanie, najwyżej pójdzie na potańcówkę sama, żeby stać w kącie. Nie tańczyła publicznie, odkąd jej matka przyznała, że po szesnastym roku życia jej taniec ma większe znaczenie, niż jej się wydaje i może się zrobić dym. A nie chciała dymu. Chciała spokojnie skończyć podstawową edukację magiczną, a później... później tym później się będzie martwić. Na razie priorytetem był strój. Nie wiedzieć dlaczego, ale przebrała się za elfa, który miał nawet imię- Legolas. Uznała, że jest to odpowiednie przebranie na tę jedną noc i wyprostowała nawet starannie swoje jasne włosy, żeby bardziej pasowały. Pozwoliła bardziej ogarniętej koleżance przetransmutować swoje uszy w te elfie, zabrała łuk i po raz pierwszy od dawna założyła spodnie. Wszystko było na miejscu. Nawet minę miała marsową, przekonana, że bierze udział w jakiejś farsie szanownego BR.
Wyszła z Pokoju Wspólnego równo o szóstej i jej jasne brwi powędrowały do góry na widok Borisa Romanova. BR. Nagle wszystko zaczęło sklejać się w spójną całość. Przyjęła od niego czarną różę, podziękowała i kiwnęła głową, słysząc, że chce się udać nad jezioro. Dobrze, nie miała nic przeciwko. Lubiła jezioro. Szkoda, że nie wolno było w nim teraz pływać.
- Nie wiem, co bardziej dziwi. Zaproszenie czy forma... - przyznała szczerze i uśmiechnęła się nieswojo. Zaraz jednak dodała szybko, żeby nie miał żadnych wątpliwości: - Ale jest mi bardzo miło, Boris. Naprawdę. Może nawet zbyt miło... bo ja... czy ja Ci się podobam tak w ogóle? - zapytała wprost, czując, jak zaczyna się czerwienić bardziej, niż wypadałoby osobie podejrzewanej o plecenie miłosnych wianków.
You wanna guess the color of my underwear
You wanna know what I got goin' on down there
Is it pretty in pink or all see-through?
-
Wiek:
17Data:
08 gru 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
11 cali, cis, włos z głowy wiliZamożność:
skromnyStan cywilny:
- Posty: 70
- Rejestracja: 06 lip 2023, 19:44
Oczywiście nie umknęło jego uwadze to, jak przez ułamek sekundy w oczach dziewczyny błysnęło zdziwienie na jego widok. Kogo spodziewała się zobaczyć? Czyżby w zamku istniał jakikolwiek inny BR, który mógłby wysłać jej zaproszenie na imprezę w Noc Duchów? Czy była zawiedziona widokiem Borisa? A może to zupełnie coś innego? Może po prostu zdziwił ją jego strój?
— Za kogo ty się przebrałaś? — zapytał, bo jako, że nie był fanem mugolskiej kinematografii, niezupełnie orientował się także w tym jak bardzo ponosiła ich fantazja gdy przychodziło do wyobrażania sobie jak mógłby wyglądać magiczny świat ich mniemaniem. Zlustrował wzrokiem jej szpiczaste uszy, wyprostowane blond włosy, po czym zszedł niżej i na moment zawiesił się na jej spodniach. No i ten łuk. Jakaś dziwna hybryda centaura z… czymkolwiek? Boris nie miał zielonego pojęcia, co nie zmieniało wcale faktu, że Mia wyglądała świetnie. Gdy tak przemierzali drogę by dostać się nad czarne jezioro, Romanov zorientował się nawet, że panna Kruger jest prawdopodobnie jedyną dziewczyną, która nie zdecydowała się na założenie sukienki tego wieczoru. W swojej głowie pomyślał nawet, że to co myślał o Mii wcześniej, właśnie się potwierdzało — ślizgonka w żaden sposób nie starała się przypodobać ani jemu, ani nikomu innemu w tym zamku. Była sobą i Boris niesamowicie to szanował.
Gdy dotarli nad jezioro, krukon stwierdził, że idealnym miejscem na spędzenie kilku wspólnych chwil będzie pomost. Tam właśnie skierował swoje kroki, a by upewnić się, że Mia podąży tam za nim, chwycił ją mimowolnie za rękę. Przystanął mniej więcej w połowie jego długości, usiadł na krawędzi i spuścił nogi w dół, po czym utkwił wzrok w unoszącym się nad wodą czarnym dymie.
Nastrój był iście upiorny, ale o dziwo, nie było przeraźliwie zimno. To właśnie na pomoście zadał jej to pytanie, na które odpowiedziała całkiem szczerze.
— Najpierw chciałem iść do twojej siostry, zapytać, czy w ogóle umieszczą moje zaproszenie w gazetce, ale ilekroć ją widziałem, była w towarzystwie jeśli nie twoim, to tego swojego chłopaka mięśniaka. W ogóle nie wiem co mi przyszło do głowy, ale wtedy wydawało mi się to całkiem dobrym pomysłem… stwierdziłem więc, że wyślę sowę Carli. A jak już ją wysłałem, to nie mogłem jej zawrócić. Nie jestem dobry w te klocki, na ogół nie umawiam się z dziewczynami — przyznał. — Nie zrozum mnie źle, nie uważam dziewczyn za głupie, ani nic z tych rzeczy. Po prostu jakoś do tej pory nie leżało to w kręgu moich zainteresowań…
Do tej pory. No właśnie — co się zmieniło? Jakiej magii użyła Mia Kruger sprawiając, że Boris naginając swoje własne niepisane zasady siedział z nią tutaj i jedyne o czym myślał, to żeby w końcu dowiedzieć się jak smakują jej usta? I tak całkiem dobrze się kontrolował, a jego twarz nawet w najmniejszym stopniu nie zdradzała, że od czasu ich ostatniego spotkania zastanawiał się dlaczego jej wtedy nie pocałował, tylko uciekł jak ten ostatni tchórz. Postanowił, że tego wieczoru już nie popełni tego błędu.
Na zadane przez nią pytanie nie miał jednoznacznej odpowiedzi. Spojrzał jednak na nią akurat w momencie, w którym jej policzki zaczęła pokrywać czerwień, świadcząca i zakłopotaniu. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
— Nie wiem, Mio. Nie wiem o co chodzi. Ale wiem, że jednego dnia mnie irytujesz, a następnego ciągle zastanawiam się gdzie jesteś i co robisz. Podejrzewałem nawet, że napoiłaś mnie amortencją, ale wiem, że nie. Byłem w skrzydle szpitalnym, żeby się upewnić.
— Za kogo ty się przebrałaś? — zapytał, bo jako, że nie był fanem mugolskiej kinematografii, niezupełnie orientował się także w tym jak bardzo ponosiła ich fantazja gdy przychodziło do wyobrażania sobie jak mógłby wyglądać magiczny świat ich mniemaniem. Zlustrował wzrokiem jej szpiczaste uszy, wyprostowane blond włosy, po czym zszedł niżej i na moment zawiesił się na jej spodniach. No i ten łuk. Jakaś dziwna hybryda centaura z… czymkolwiek? Boris nie miał zielonego pojęcia, co nie zmieniało wcale faktu, że Mia wyglądała świetnie. Gdy tak przemierzali drogę by dostać się nad czarne jezioro, Romanov zorientował się nawet, że panna Kruger jest prawdopodobnie jedyną dziewczyną, która nie zdecydowała się na założenie sukienki tego wieczoru. W swojej głowie pomyślał nawet, że to co myślał o Mii wcześniej, właśnie się potwierdzało — ślizgonka w żaden sposób nie starała się przypodobać ani jemu, ani nikomu innemu w tym zamku. Była sobą i Boris niesamowicie to szanował.
Gdy dotarli nad jezioro, krukon stwierdził, że idealnym miejscem na spędzenie kilku wspólnych chwil będzie pomost. Tam właśnie skierował swoje kroki, a by upewnić się, że Mia podąży tam za nim, chwycił ją mimowolnie za rękę. Przystanął mniej więcej w połowie jego długości, usiadł na krawędzi i spuścił nogi w dół, po czym utkwił wzrok w unoszącym się nad wodą czarnym dymie.
Nastrój był iście upiorny, ale o dziwo, nie było przeraźliwie zimno. To właśnie na pomoście zadał jej to pytanie, na które odpowiedziała całkiem szczerze.
— Najpierw chciałem iść do twojej siostry, zapytać, czy w ogóle umieszczą moje zaproszenie w gazetce, ale ilekroć ją widziałem, była w towarzystwie jeśli nie twoim, to tego swojego chłopaka mięśniaka. W ogóle nie wiem co mi przyszło do głowy, ale wtedy wydawało mi się to całkiem dobrym pomysłem… stwierdziłem więc, że wyślę sowę Carli. A jak już ją wysłałem, to nie mogłem jej zawrócić. Nie jestem dobry w te klocki, na ogół nie umawiam się z dziewczynami — przyznał. — Nie zrozum mnie źle, nie uważam dziewczyn za głupie, ani nic z tych rzeczy. Po prostu jakoś do tej pory nie leżało to w kręgu moich zainteresowań…
Do tej pory. No właśnie — co się zmieniło? Jakiej magii użyła Mia Kruger sprawiając, że Boris naginając swoje własne niepisane zasady siedział z nią tutaj i jedyne o czym myślał, to żeby w końcu dowiedzieć się jak smakują jej usta? I tak całkiem dobrze się kontrolował, a jego twarz nawet w najmniejszym stopniu nie zdradzała, że od czasu ich ostatniego spotkania zastanawiał się dlaczego jej wtedy nie pocałował, tylko uciekł jak ten ostatni tchórz. Postanowił, że tego wieczoru już nie popełni tego błędu.
Na zadane przez nią pytanie nie miał jednoznacznej odpowiedzi. Spojrzał jednak na nią akurat w momencie, w którym jej policzki zaczęła pokrywać czerwień, świadcząca i zakłopotaniu. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
— Nie wiem, Mio. Nie wiem o co chodzi. Ale wiem, że jednego dnia mnie irytujesz, a następnego ciągle zastanawiam się gdzie jesteś i co robisz. Podejrzewałem nawet, że napoiłaś mnie amortencją, ale wiem, że nie. Byłem w skrzydle szpitalnym, żeby się upewnić.
-
Wiek:
17Data:
05 kwie 2007Genetyka:
Pół-WilaKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
włos z głowy wili, orzech, 9 cali, bardzo giętkaZamożność:
bardzo bogatyStan cywilny:
to skomplikowane - Posty: 144
- Rejestracja: 08 sie 2023, 0:34
Za kogo ty się przebrałaś?
Spojrzała w dół na swoje szmaty rodem ze średniowiecza, a raczej wprost ze Śródziemia i uśmiechnęła się do niego lekko.
- Za Legolasa - odpowiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dopiero po ewidentnej konsternacji na jego twarzy postanowiła minimalnie odkryć przed nim karty z kategorii: prywatne.
- Moja mama miała przez pewien okres czasu męża mugola i on strasznie lubił oglądać mugolskie filmy o tym jak mugole wyobrażają sobie świat magii. Jednym z bohaterów tych filmów był elf o imieniu Legolas, który wyglądał... no tak i strzelał z łuku. I uznałam, że pasuje, bo też strzelam z łuku i mam blond włosy - w nerwowym geście schowała kosmyk wspomnianych blond włosów za ucho i znów się uśmiechnęła. Z perspektywy czasu Mia nie potrafiła określić dokładnie, który to był mąż, za to wiedziała, że jeden z pierwszych. Chyba dwójka. A może trójka? Na pewno był jedynym mugolem, którego Amanda uwiodła. Dzięki temu jej córka bez większego problemu zaliczyła mugoloznastwo, bo do dzisiaj pamięta, jak działa telewizor. Kompletnie zbędne urządzenie, jeśli ktoś miałby ją zapytać o zdanie. Może lepiej jednak, że nie pyta, bo ewidentnie była zestresowana tą całą sytuacją i mimowolnie wpadała w uroczy, aczkolwiek zbędny, słowotok.
Czując jego dłoń na swojej dłoni, drgnęła, ale nie wyrwała ręki, tylko dała zaprowadzić się na pomost. Usiadła obok niego i utkwiła spojrzenie w jeziorze przed nimi, uważnie wsłuchując się w jego słowa. Całą masę słów. Najwidoczniej on też wpadł w ten sam słowotok. Spąsowiała na twarzy, podczas gdy w jej głowie walczyły dwa światy. Jeden, ten ludzki, mówił wprost- to właśnie chciała usłyszeć od chłopaka, który jej się podoba. Mogłaby słuchać godzinami jak bardzo o niej myśli. Z drugiej zaś strony stała nader pewna siebie wila, która mówiła: to czary- jest nasz, tylko dlatego, że ja go do nas sprowadziłam. I niestety, ta druga była na prowadzeniu w obecnym układzie sił. Dlatego słuchała uważnie jego słów, zastanawiając się, czy da się oszukać rzeczywistość. Czy da się go nie czarować? Czy można sprawić, żeby polubił ją, Mię, za to jaką jest osobą pod tą całą ładną otoczką?
- A co do tej pory leżało w kręgu Twoich zainteresowań? - zapytała, chcąc kupić sobie odrobinę czasu na podjęcie decyzji. Jedyne co łączyło obie te Mie w całość to pierwiastek egoizmu i obie chciały go dla siebie. Każda z innych pobudek. Więc na chwilę obecną wygrywa egoizm. Spędzi z nim idealny wieczór, będą się całować po kątach, a może nawet pozwoli mu zmacać swój tyłek, a potem... potem mu powie. Powie mu jasno i grzecznie, że to nie amortencja, tylko inny rodzaj magii- taki bardziej... mimowolny. A potem zamknie się na wieki wieków amen w swoim dormitorium. Plan jest jasny!
- Czyli Ci się podobam - wyszczerzyła zęby w pełnym zadowolenia uśmiechu. Oto słowa, które chciała usłyszeć od niego odkąd... odkąd zorientowała się, że nie przypomina w niczym wszystkich pozostałych chłopców w ich wieku. Czyli jak mieli po jedenaście lat i za duże szaty, bo przecież dzieci w tym wieku rosną tak szybko, że żaden rodzic nie kupuje dopasowanych.
- Też mi się podobasz, Romanov - stwierdziła po krótkiej chwili ciszy i przestała się już tak szczerzyć. Znienacka zrobiło się tak... poważnie. Może nawet zbyt poważnie. Dlatego tknęła go palcem w pierś, dochodząc do wniosku, że nie skomentowała jego przebrania:
- Nie posmarowałeś się dzisiaj kremikiem, inferiusie - zauważyła żartobliwie, chcąc zmienić nastrój na mniej patetyczny.
Spojrzała w dół na swoje szmaty rodem ze średniowiecza, a raczej wprost ze Śródziemia i uśmiechnęła się do niego lekko.
- Za Legolasa - odpowiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dopiero po ewidentnej konsternacji na jego twarzy postanowiła minimalnie odkryć przed nim karty z kategorii: prywatne.
- Moja mama miała przez pewien okres czasu męża mugola i on strasznie lubił oglądać mugolskie filmy o tym jak mugole wyobrażają sobie świat magii. Jednym z bohaterów tych filmów był elf o imieniu Legolas, który wyglądał... no tak i strzelał z łuku. I uznałam, że pasuje, bo też strzelam z łuku i mam blond włosy - w nerwowym geście schowała kosmyk wspomnianych blond włosów za ucho i znów się uśmiechnęła. Z perspektywy czasu Mia nie potrafiła określić dokładnie, który to był mąż, za to wiedziała, że jeden z pierwszych. Chyba dwójka. A może trójka? Na pewno był jedynym mugolem, którego Amanda uwiodła. Dzięki temu jej córka bez większego problemu zaliczyła mugoloznastwo, bo do dzisiaj pamięta, jak działa telewizor. Kompletnie zbędne urządzenie, jeśli ktoś miałby ją zapytać o zdanie. Może lepiej jednak, że nie pyta, bo ewidentnie była zestresowana tą całą sytuacją i mimowolnie wpadała w uroczy, aczkolwiek zbędny, słowotok.
Czując jego dłoń na swojej dłoni, drgnęła, ale nie wyrwała ręki, tylko dała zaprowadzić się na pomost. Usiadła obok niego i utkwiła spojrzenie w jeziorze przed nimi, uważnie wsłuchując się w jego słowa. Całą masę słów. Najwidoczniej on też wpadł w ten sam słowotok. Spąsowiała na twarzy, podczas gdy w jej głowie walczyły dwa światy. Jeden, ten ludzki, mówił wprost- to właśnie chciała usłyszeć od chłopaka, który jej się podoba. Mogłaby słuchać godzinami jak bardzo o niej myśli. Z drugiej zaś strony stała nader pewna siebie wila, która mówiła: to czary- jest nasz, tylko dlatego, że ja go do nas sprowadziłam. I niestety, ta druga była na prowadzeniu w obecnym układzie sił. Dlatego słuchała uważnie jego słów, zastanawiając się, czy da się oszukać rzeczywistość. Czy da się go nie czarować? Czy można sprawić, żeby polubił ją, Mię, za to jaką jest osobą pod tą całą ładną otoczką?
- A co do tej pory leżało w kręgu Twoich zainteresowań? - zapytała, chcąc kupić sobie odrobinę czasu na podjęcie decyzji. Jedyne co łączyło obie te Mie w całość to pierwiastek egoizmu i obie chciały go dla siebie. Każda z innych pobudek. Więc na chwilę obecną wygrywa egoizm. Spędzi z nim idealny wieczór, będą się całować po kątach, a może nawet pozwoli mu zmacać swój tyłek, a potem... potem mu powie. Powie mu jasno i grzecznie, że to nie amortencja, tylko inny rodzaj magii- taki bardziej... mimowolny. A potem zamknie się na wieki wieków amen w swoim dormitorium. Plan jest jasny!
- Czyli Ci się podobam - wyszczerzyła zęby w pełnym zadowolenia uśmiechu. Oto słowa, które chciała usłyszeć od niego odkąd... odkąd zorientowała się, że nie przypomina w niczym wszystkich pozostałych chłopców w ich wieku. Czyli jak mieli po jedenaście lat i za duże szaty, bo przecież dzieci w tym wieku rosną tak szybko, że żaden rodzic nie kupuje dopasowanych.
- Też mi się podobasz, Romanov - stwierdziła po krótkiej chwili ciszy i przestała się już tak szczerzyć. Znienacka zrobiło się tak... poważnie. Może nawet zbyt poważnie. Dlatego tknęła go palcem w pierś, dochodząc do wniosku, że nie skomentowała jego przebrania:
- Nie posmarowałeś się dzisiaj kremikiem, inferiusie - zauważyła żartobliwie, chcąc zmienić nastrój na mniej patetyczny.
You wanna guess the color of my underwear
You wanna know what I got goin' on down there
Is it pretty in pink or all see-through?
-
Wiek:
17Data:
08 gru 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
11 cali, cis, włos z głowy wiliZamożność:
skromnyStan cywilny:
- Posty: 70
- Rejestracja: 06 lip 2023, 19:44
— Chyba coś tam kojarzę. Obiło mi się o uszy… Coś z jakimiś pierścieniami, tak? — zapytał, gdy Mia wytłumaczyła mu znaczenie swojego stroju. Wciąż uważał, że wyglądała ładnie, nawet jeśli przebrana była za kogoś z filmu dla mugoli. Sam nawet spojrzał w dół na swój strój inferiusa, który wyglądał dość blado przy tym, jak wyglądała Mia Kruger. Może powinien wrócić do zamku i wyczarować sobie coś bardziej kreatywnego? Może mógłby przebrać się za tego mugolskiego wampira, który obsypany brokatem świecił w świetle dnia?
Borys naprawdę próbował rozłożyć na czynniki pierwsze swoją nagłą zmianę nastawienia wobec blondynki. Chciał nawet zapytać o to Grishę, ale po krótkim namyśle stwierdził, że doskonale wie, co jego brat bliźniak mógłby na to odpowiedzieć. Dla Grishy to było normalne — zauroczenie się dziewczyną. Nic nadzwyczajnego. Przecież każdy nastolatek przez to przechodził, niezależnie od domu, statusu krwi, czy wielkości skrytki w Gringotcie. No, chyba że się było Tomem Riddlem, a Boris przecież chyba nie był Tomem Riddlem? Co prawda miał naprawdę ogromne ambicje, ale jego planem nie było władanie światem czarodziejów. On po prostu chciał w życiu wiele osiągnąć i w swojej głowie utwierdził się w przekonaniu, że bieganie za spódniczkami tylko mu w tym przeszkodzi. Nie chciał tracić na to czasu, dlatego ignorował wszelkie tęskne spojrzenia posyłane mu przez uczennice Hogwartu. Ignorował pergamixy i sowy wysyłane mu w dniu zakochanych. Ignorował zaproszenia na wszelkiej maści bale, obdarzał dziewczyny pełnym politowania spojrzeniem i żyło mu się z tym stanem rzeczy nad wyraz dobrze, dopóki nie poznał bliżej jednej ze sławnych w Hogwarcie panien noszących to swoje przesadnie niemieckie nazwisko.
Spojrzał na dziewczynę, zastanawiając się jak odpowiedzieć na jej pytanie. Irytowało go to, że czuł się nagle bezsilny wobec swoich myśli. Nigdy wcześniej nie musiał przywoływać się do porządku. Nigdy wcześniej nie pragnął czyjejś obecności tak bardzo. Nigdy się nawet nie denerwował gdy przychodziło do zwyczajnej rozmowy. A dziś?
— Zdobywanie bogactwa — odpowiedział szczerze, bo stwierdził, że w zasadzie z takimi zainteresowaniami, nie miał się czego wstydzić. — Moja rodzina była kiedyś wielka. Każdy drżał wypowiadając nasze nazwisko. Nie rozumiem komu się to nie podobało. Nie rozumiem jak mojemu ojcu może wystarczyć grabienie smoczej skóry…
Pokręcił głową z niedowierzaniem, znów zawieszając wzrok na wodnej tafli czarnego jeziora. Kompletnie nie pojmował jak jego dziadkowie mogli tak po prostu roztrwonić cały ich majątek, nie zabezpieczając przyszłości przyszłym pokoleniom.
— Twoja rodzina jest pod tym względem o wiele mądrzejsza. Szanuję to.</br> Gdy podsumowała jego szczerą wypowiedzieć stwierdzeniem, że mu się podoba, znów na nią spojrzał. Nie podobało mu się, że tak zwyczajnie pozbawiła go jego warstwy ochronnej i wywlekła na wierzch coś, co co prawda było oczywiste, ale wcale nie musiało zostać nazwane. Podniósł dłoń i dotknął jej jedwabiście miękkich włosów, które mieniły się gdzieniegdzie złotem, mimo ponurej atmosfery i kompletnego braku słońca. Mia była piękna. Zauważył to już w pralni. Ale nie o wygląd tu tak naprawdę chodziło.
— Podoba mi się twój cięty język. I to, że nie jesteś oczywista. I to, że nie patrzysz na mnie jakbym był ósmym cudem świata, bo nie jestem. — Boris stwierdził, że czekał już wystarczająco długo. Przecież nie po to wysyłał to cholerne zaproszenie przez szkolną gazetkę, tylko po to, by tu sobie z Mią rozmawiać o pogodzie. Przysunął się bliżej. Kompletnie nie myślał o tym, że to będzie jego pierwszy poważny pocałunek, bo przecież całował się już w swoim życiu wystarczającą ilość razy, jednak nigdy z kimś, kto interesował go w nawet najmniejszym stopniu. Uśmiechnął się, słysząc wyznanie dziewczyny. Dotknął jej policzka, opuszkiem kciuka dotykając jej dolnej wargi. Tym razem jednak nie ucieknie, tak jak to miało miejsce ostatnim razem w zagrodzie dla zwierząt. Tym razem pochyli się i wpije w jej wargi, pozbawiając oddechu ich oboje. Ale zanim to zrobi, wyszepta prosto w jej usta:
— Mia, nie wiem co ze mną robisz i nie podoba mi się to, ale nie mogę przestać…
Borys naprawdę próbował rozłożyć na czynniki pierwsze swoją nagłą zmianę nastawienia wobec blondynki. Chciał nawet zapytać o to Grishę, ale po krótkim namyśle stwierdził, że doskonale wie, co jego brat bliźniak mógłby na to odpowiedzieć. Dla Grishy to było normalne — zauroczenie się dziewczyną. Nic nadzwyczajnego. Przecież każdy nastolatek przez to przechodził, niezależnie od domu, statusu krwi, czy wielkości skrytki w Gringotcie. No, chyba że się było Tomem Riddlem, a Boris przecież chyba nie był Tomem Riddlem? Co prawda miał naprawdę ogromne ambicje, ale jego planem nie było władanie światem czarodziejów. On po prostu chciał w życiu wiele osiągnąć i w swojej głowie utwierdził się w przekonaniu, że bieganie za spódniczkami tylko mu w tym przeszkodzi. Nie chciał tracić na to czasu, dlatego ignorował wszelkie tęskne spojrzenia posyłane mu przez uczennice Hogwartu. Ignorował pergamixy i sowy wysyłane mu w dniu zakochanych. Ignorował zaproszenia na wszelkiej maści bale, obdarzał dziewczyny pełnym politowania spojrzeniem i żyło mu się z tym stanem rzeczy nad wyraz dobrze, dopóki nie poznał bliżej jednej ze sławnych w Hogwarcie panien noszących to swoje przesadnie niemieckie nazwisko.
Spojrzał na dziewczynę, zastanawiając się jak odpowiedzieć na jej pytanie. Irytowało go to, że czuł się nagle bezsilny wobec swoich myśli. Nigdy wcześniej nie musiał przywoływać się do porządku. Nigdy wcześniej nie pragnął czyjejś obecności tak bardzo. Nigdy się nawet nie denerwował gdy przychodziło do zwyczajnej rozmowy. A dziś?
— Zdobywanie bogactwa — odpowiedział szczerze, bo stwierdził, że w zasadzie z takimi zainteresowaniami, nie miał się czego wstydzić. — Moja rodzina była kiedyś wielka. Każdy drżał wypowiadając nasze nazwisko. Nie rozumiem komu się to nie podobało. Nie rozumiem jak mojemu ojcu może wystarczyć grabienie smoczej skóry…
Pokręcił głową z niedowierzaniem, znów zawieszając wzrok na wodnej tafli czarnego jeziora. Kompletnie nie pojmował jak jego dziadkowie mogli tak po prostu roztrwonić cały ich majątek, nie zabezpieczając przyszłości przyszłym pokoleniom.
— Twoja rodzina jest pod tym względem o wiele mądrzejsza. Szanuję to.</br> Gdy podsumowała jego szczerą wypowiedzieć stwierdzeniem, że mu się podoba, znów na nią spojrzał. Nie podobało mu się, że tak zwyczajnie pozbawiła go jego warstwy ochronnej i wywlekła na wierzch coś, co co prawda było oczywiste, ale wcale nie musiało zostać nazwane. Podniósł dłoń i dotknął jej jedwabiście miękkich włosów, które mieniły się gdzieniegdzie złotem, mimo ponurej atmosfery i kompletnego braku słońca. Mia była piękna. Zauważył to już w pralni. Ale nie o wygląd tu tak naprawdę chodziło.
— Podoba mi się twój cięty język. I to, że nie jesteś oczywista. I to, że nie patrzysz na mnie jakbym był ósmym cudem świata, bo nie jestem. — Boris stwierdził, że czekał już wystarczająco długo. Przecież nie po to wysyłał to cholerne zaproszenie przez szkolną gazetkę, tylko po to, by tu sobie z Mią rozmawiać o pogodzie. Przysunął się bliżej. Kompletnie nie myślał o tym, że to będzie jego pierwszy poważny pocałunek, bo przecież całował się już w swoim życiu wystarczającą ilość razy, jednak nigdy z kimś, kto interesował go w nawet najmniejszym stopniu. Uśmiechnął się, słysząc wyznanie dziewczyny. Dotknął jej policzka, opuszkiem kciuka dotykając jej dolnej wargi. Tym razem jednak nie ucieknie, tak jak to miało miejsce ostatnim razem w zagrodzie dla zwierząt. Tym razem pochyli się i wpije w jej wargi, pozbawiając oddechu ich oboje. Ale zanim to zrobi, wyszepta prosto w jej usta:
— Mia, nie wiem co ze mną robisz i nie podoba mi się to, ale nie mogę przestać…
-
Wiek:
17Data:
05 kwie 2007Genetyka:
Pół-WilaKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
włos z głowy wili, orzech, 9 cali, bardzo giętkaZamożność:
bardzo bogatyStan cywilny:
to skomplikowane - Posty: 144
- Rejestracja: 08 sie 2023, 0:34
Pokiwała głową twierdząco, kiedy wspomniał o "tym czymś z pierścieniami". Rzeczywiście był tam jeden pierścień, który mieszał w całym uniwersum, ale całość tego dzieła mugolskiej kinematografii była tak długa i tak zawiła, że Mia nie potrafiła na tak długo utrzymać swojej uwagi, żeby obejrzeć całość od początku do końca, a w dodatku we wszystkich częściach. Zapamiętała jednak Legolasa, bo jak na przedstawione realia wydawał się być najatrakcyjniejszym elementem tamtejszego świata. A ona chciała być atrakcyjna na... randce. Bo to była randka, prawda?
Zdobywanie bogactwa
Z zaciekawieniem przechyliła lekko głowę, bo, prawdę mówiąc, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Z góry założyła, że z nazwiskiem, które znajduje się w każdym podręczniku od historii i to nie tylko tej czarodziejskiej, ale również mugolskiej, ich skrytka w Gringottcie wypełniona jest od podłogi po sufit w galeonach. Tymczasem jego zainteresowania w pełni pokrywały się z zainteresowaniami... jej matki. Amanda uwielbiała galeony, odkąd zrozumiała istotę ich istnienia. Kiedy weszła w świat śmiertelników, od wejścia ogarnęła ją żądza pieniądza i znalazła sposób na ich pomnażanie w każdym kolejnym uwiedzionym mężczyźnie. Bawiło ją, jak łatwo tracą dla niej rozum i czerpała z tego całymi garściami. Mia była niemym świadkiem kolejnych ślubów i rozwodów, a na każde wakacje trafiała do nowego, coraz to większego, domu. Dlatego, że matka o to zadbała, jej sakiewka była zawsze pełna i nigdy nie zrozumiała, jak to jest nie mieć. Nigdy nie zaznała ubóstwa, bo kiedy wychowywano ją w lesie z innymi wilami ona nie wiedziała, że można chcieć i potrzebować czegokolwiek. Kiedy dorosła... niczego jej nie zabrakło. Była rozpuszczona do granic możliwości i chyba tylko Monika w pełni zdawała sobie sprawę ile galeonów Mia była w stanie wyłudzić od ojczymów i przewalić w sklepie wysyłkowym Madame Maklin.
- To nie jest takie proste, jak się wydaje, ale tak... nie muszę zdobywać bogactwa - przyznała cicho, ale nie zamierzała rozwodzić się nad tym, że wstydzi się szarej moralności swojej rodzicielki i sposobu zdobywania hajsu. Gdyby to zrobiła, musiałaby przyznać wprost, że ma z wilami więcej wspólnego niż może się wydawać i choć było to dość widoczne, to i tak nie mówiła o tym głośno, pozostawiając to w strefie domysłów.
Podoba mi się twój cięty język. I to, że nie jesteś oczywista. I to, że nie patrzysz na mnie jakbym był ósmym cudem świata, bo nie jestem.
Mimowolnie się uśmiechnęła, bo właśnie takiej odpowiedzi oczekiwała jej człowiecza strona. Każdy jego komplement był przemyślany, był tak bardzo w jego stylu i wcale nie odnosił się do jej złotych włosów, brzoskwiniowej cery czy długich nóg. Czyż to nie idealny wieczór? Może byłoby idealniej gdyby on nie przypominał ludzkich zwłok w rozkładzie, a ona elfa ze szpiczastymi uszami. Nie zamierzała jednak wybrzydzać. Jej serce wpadło w nierówny rytm, a powietrze wyraźnie zgęstniało. Drgnęła, kiedy dotknął jej policzka, a kiedy znów opuszkiem palca przejechał po jej wardze, czuła jak motyle w jej brzuchu desperacko chcą wydostać się na zewnątrz. Wszystko było tak, jak powinno być. Zbliżył się na tyle, żeby czuła już, że dokładnie przygotował się do tej chwili, bo miał miętowy oddech. Jego wargi były tak blisko jej warg, kiedy zdecydował się powiedzieć coś, co całkowicie zatrzymało libido jej człowieczej strony. I cały nastrój prysł. Cofnęła głowę, patrząc na niego z niedowierzaniem. Jej palec wskazujący znalazł się na jego wargach, żeby zatrzymać go w tym samym miejscu, w którym się już znajdował, zanim zdążył ją pocałować.
- Nie podoba Ci się, co? - zapytała, czując, jak jej serce dudni w klatce piersiowej, a duże oczy wypełniają się łzami. Nie tak miało być. Przecież było już tak dobrze. Tak naprawdę dobrze.
- Oświeć mnie, co podejrzewasz, że z Tobą robię - powiedziała, a w jej głosie nie było słychać złości, tylko... smutek. Przecież miało być inaczej. Nie chciała go nigdy zaczarować i omamić. Sama do końca nie zdawała sobie sprawy z potęgi swoich genów, więc chciała wiedzieć, co czuje. Chciała, żeby sytuacja była jasna i klarowna. I ta chęć jasnej sytuacji wygrała z chęcią wpicia się w jego wargi i migdalenia się z nim... w każdej możliwej sekwencji.
Zdobywanie bogactwa
Z zaciekawieniem przechyliła lekko głowę, bo, prawdę mówiąc, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Z góry założyła, że z nazwiskiem, które znajduje się w każdym podręczniku od historii i to nie tylko tej czarodziejskiej, ale również mugolskiej, ich skrytka w Gringottcie wypełniona jest od podłogi po sufit w galeonach. Tymczasem jego zainteresowania w pełni pokrywały się z zainteresowaniami... jej matki. Amanda uwielbiała galeony, odkąd zrozumiała istotę ich istnienia. Kiedy weszła w świat śmiertelników, od wejścia ogarnęła ją żądza pieniądza i znalazła sposób na ich pomnażanie w każdym kolejnym uwiedzionym mężczyźnie. Bawiło ją, jak łatwo tracą dla niej rozum i czerpała z tego całymi garściami. Mia była niemym świadkiem kolejnych ślubów i rozwodów, a na każde wakacje trafiała do nowego, coraz to większego, domu. Dlatego, że matka o to zadbała, jej sakiewka była zawsze pełna i nigdy nie zrozumiała, jak to jest nie mieć. Nigdy nie zaznała ubóstwa, bo kiedy wychowywano ją w lesie z innymi wilami ona nie wiedziała, że można chcieć i potrzebować czegokolwiek. Kiedy dorosła... niczego jej nie zabrakło. Była rozpuszczona do granic możliwości i chyba tylko Monika w pełni zdawała sobie sprawę ile galeonów Mia była w stanie wyłudzić od ojczymów i przewalić w sklepie wysyłkowym Madame Maklin.
- To nie jest takie proste, jak się wydaje, ale tak... nie muszę zdobywać bogactwa - przyznała cicho, ale nie zamierzała rozwodzić się nad tym, że wstydzi się szarej moralności swojej rodzicielki i sposobu zdobywania hajsu. Gdyby to zrobiła, musiałaby przyznać wprost, że ma z wilami więcej wspólnego niż może się wydawać i choć było to dość widoczne, to i tak nie mówiła o tym głośno, pozostawiając to w strefie domysłów.
Podoba mi się twój cięty język. I to, że nie jesteś oczywista. I to, że nie patrzysz na mnie jakbym był ósmym cudem świata, bo nie jestem.
Mimowolnie się uśmiechnęła, bo właśnie takiej odpowiedzi oczekiwała jej człowiecza strona. Każdy jego komplement był przemyślany, był tak bardzo w jego stylu i wcale nie odnosił się do jej złotych włosów, brzoskwiniowej cery czy długich nóg. Czyż to nie idealny wieczór? Może byłoby idealniej gdyby on nie przypominał ludzkich zwłok w rozkładzie, a ona elfa ze szpiczastymi uszami. Nie zamierzała jednak wybrzydzać. Jej serce wpadło w nierówny rytm, a powietrze wyraźnie zgęstniało. Drgnęła, kiedy dotknął jej policzka, a kiedy znów opuszkiem palca przejechał po jej wardze, czuła jak motyle w jej brzuchu desperacko chcą wydostać się na zewnątrz. Wszystko było tak, jak powinno być. Zbliżył się na tyle, żeby czuła już, że dokładnie przygotował się do tej chwili, bo miał miętowy oddech. Jego wargi były tak blisko jej warg, kiedy zdecydował się powiedzieć coś, co całkowicie zatrzymało libido jej człowieczej strony. I cały nastrój prysł. Cofnęła głowę, patrząc na niego z niedowierzaniem. Jej palec wskazujący znalazł się na jego wargach, żeby zatrzymać go w tym samym miejscu, w którym się już znajdował, zanim zdążył ją pocałować.
- Nie podoba Ci się, co? - zapytała, czując, jak jej serce dudni w klatce piersiowej, a duże oczy wypełniają się łzami. Nie tak miało być. Przecież było już tak dobrze. Tak naprawdę dobrze.
- Oświeć mnie, co podejrzewasz, że z Tobą robię - powiedziała, a w jej głosie nie było słychać złości, tylko... smutek. Przecież miało być inaczej. Nie chciała go nigdy zaczarować i omamić. Sama do końca nie zdawała sobie sprawy z potęgi swoich genów, więc chciała wiedzieć, co czuje. Chciała, żeby sytuacja była jasna i klarowna. I ta chęć jasnej sytuacji wygrała z chęcią wpicia się w jego wargi i migdalenia się z nim... w każdej możliwej sekwencji.
You wanna guess the color of my underwear
You wanna know what I got goin' on down there
Is it pretty in pink or all see-through?
-
Wiek:
17Data:
08 gru 2007Genetyka:
CzarodziejKrew:
Ród szlacheckiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
11 cali, cis, włos z głowy wiliZamożność:
skromnyStan cywilny:
- Posty: 70
- Rejestracja: 06 lip 2023, 19:44
Widział zaciekawienie wymalowane na jej twarzy, gdy wyrzucił z siebie tę informację o pragnieniu zdobywania bogactwa. Czy powinno go to dziwić? Raczej tak — w końcu typowy siedemnastolatek zazwyczaj interesuje się Quidditchem, dziewczynami, rzucaniem w siebie głupich zaklęć, dziewczynami, robieniem kawałów, dziewczynami i ewentualnie jeszcze dziewczynami. Boris za to interesował się szachami i obmyślaniem planu na lepsze jutro. Taki był. Jak widać nie mógł jednak zbyt długo opierać się nastoletnim hormonom, w końcu dopadło i jego. Choć zgrywał niedostępnego i tajemniczego, od środka zjadało go pytanie: czy Mia go lubi? Czy lubi go w sposób, w który Boris chciałby, żeby go lubiła? Czy myśli o nim przed snem, tak jak on myśli o niej? Nie mógł porozmawiać o tym z Grishką. Porozmawia za to z Zachem przy najbliższej okazji, bo przecież ktoś musi powiedzieć mu, że wcale nie zwariował i że to co czuł to nie chora obsesja, tylko zwyczajne pierwsze szkolne zauroczenie, które mogłoby przerodzić się w coś pięknego, gdyby tylko mocno się postarał.
— Po prostu chcę coś w życiu osiągnąć — skwitował w sumie, bo czuł, że rozwodzenie się nad niezbyt imponującą zawartością ich rodzinnej skrytki to nie coś, co powinno się poruszać na pierwszej randce. Nie z kimś takim jak Mia Kruger.
Mia Kruger, na której twarzy po chwili dostrzegł chyba delikatny rumieniec, a może mu się tylko zdawało, bo przecież było szaro, ponuro, a on chyba czuł się delikatnie pijany jej obecnością, zapachem jej szamponu do włosów i uśmiechem jaki mu posyłała. I naprawdę był gotowy ją pocałować. Marzył o tej chwili jak nienormalny, od kiedy tylko opuścił tę przeklętą zagrodę nie myślał o niczym innym jak tylko wpić się w jej pełne usta i zapomnieć o całym otaczającym go świecie. Ewidentnie jednak unikanie tego typu zbliżeń nie przyniosło mu wcale korzyści, bo nie przemyślał co się w takich chwilach mówi.
Mógł powiedzieć coś w stylu jesteś taka piękna, albo czy bolało jak spadałaś z nieba?, albo w nocy będzie dziś czyste niebo, bo wszystkie gwiazdy schowały się w Twoich oczach, a już zdecydowanie lepszym tekstem byłoby Jesteś z kosmosu czy nosisz bieliznę dla kosmonautów? Bo masz tyłek nie z tej Ziemi!, niż to, co wydostało się z jego ust przed chwilą. Dlaczego, ach dlaczego on palnął coś tak głupiego! Co mu się nie podobało? Wszystko mu się podobało! Wszystko! Wpatrując się w jej oczy widział jednak, że chyba pogrzebał swoje szanse na jakiekolwiek zbadanie jej migdałków swoim językiem, no chyba, że nagle zaczęłaby się dusić i musiałby ją ratować metodą usta usta.
Spanikował. Był w tym kompletnie fatalny. W panikowaniu znaczy. A widząc smutek w oczach dziewczyny miał ochotę po prostu wsadzić sobie różdżkę w oko.
Zaśmiał się nerwowo, ale po chwili stwierdził, że to nie może tak wyglądać. Nie może uśmiechać się nerwowo i panikować jak jakiś trzecioklasista, którym dawno już nie był. Był cholernym Borisem Romanovem, który doskonale wiedział, czego chce od życia, a teraz chciał Mię i jeśli tak będzie trzeba, to sam ją sobie weźmie.
— Nie wiem co robisz — powiedział zgodnie z prawdą. — Ale cokolwiek to jest, nie przestawaj. — I wpił się w jej wargi tak stęskniony, jakby nigdy w życiu jej jeszcze nie całował. Ach, no tak. Przecież nie całował.
— Po prostu chcę coś w życiu osiągnąć — skwitował w sumie, bo czuł, że rozwodzenie się nad niezbyt imponującą zawartością ich rodzinnej skrytki to nie coś, co powinno się poruszać na pierwszej randce. Nie z kimś takim jak Mia Kruger.
Mia Kruger, na której twarzy po chwili dostrzegł chyba delikatny rumieniec, a może mu się tylko zdawało, bo przecież było szaro, ponuro, a on chyba czuł się delikatnie pijany jej obecnością, zapachem jej szamponu do włosów i uśmiechem jaki mu posyłała. I naprawdę był gotowy ją pocałować. Marzył o tej chwili jak nienormalny, od kiedy tylko opuścił tę przeklętą zagrodę nie myślał o niczym innym jak tylko wpić się w jej pełne usta i zapomnieć o całym otaczającym go świecie. Ewidentnie jednak unikanie tego typu zbliżeń nie przyniosło mu wcale korzyści, bo nie przemyślał co się w takich chwilach mówi.
Mógł powiedzieć coś w stylu jesteś taka piękna, albo czy bolało jak spadałaś z nieba?, albo w nocy będzie dziś czyste niebo, bo wszystkie gwiazdy schowały się w Twoich oczach, a już zdecydowanie lepszym tekstem byłoby Jesteś z kosmosu czy nosisz bieliznę dla kosmonautów? Bo masz tyłek nie z tej Ziemi!, niż to, co wydostało się z jego ust przed chwilą. Dlaczego, ach dlaczego on palnął coś tak głupiego! Co mu się nie podobało? Wszystko mu się podobało! Wszystko! Wpatrując się w jej oczy widział jednak, że chyba pogrzebał swoje szanse na jakiekolwiek zbadanie jej migdałków swoim językiem, no chyba, że nagle zaczęłaby się dusić i musiałby ją ratować metodą usta usta.
Spanikował. Był w tym kompletnie fatalny. W panikowaniu znaczy. A widząc smutek w oczach dziewczyny miał ochotę po prostu wsadzić sobie różdżkę w oko.
Zaśmiał się nerwowo, ale po chwili stwierdził, że to nie może tak wyglądać. Nie może uśmiechać się nerwowo i panikować jak jakiś trzecioklasista, którym dawno już nie był. Był cholernym Borisem Romanovem, który doskonale wiedział, czego chce od życia, a teraz chciał Mię i jeśli tak będzie trzeba, to sam ją sobie weźmie.
— Nie wiem co robisz — powiedział zgodnie z prawdą. — Ale cokolwiek to jest, nie przestawaj. — I wpił się w jej wargi tak stęskniony, jakby nigdy w życiu jej jeszcze nie całował. Ach, no tak. Przecież nie całował.
-
Wiek:
17Data:
05 kwie 2007Genetyka:
Pół-WilaKrew:
PółkrwiZdrowie:
100Zawód:
VII rokPozycja w quidditchu:
nielotRóżdzka:
włos z głowy wili, orzech, 9 cali, bardzo giętkaZamożność:
bardzo bogatyStan cywilny:
to skomplikowane - Posty: 144
- Rejestracja: 08 sie 2023, 0:34
Tak naprawdę panna Kruger nie była do końca pewna, czym interesują się typowi siedemnastolatkowie, bo robiła wszystko, co w swojej mocy, żeby znaleźć się jak najdalej od nich. Kiedy jakiś zdecydował się z nią porozmawiać, zazwyczaj dostawał całą serią nieprzyjemnych komentarzy, które sprawiały, że nie podejmował więcej karkołomnej próby poderwania Mii Kruger. Była dziewczyną z zasadami, a w zasadzie z jedną zasadą: trzymać się z dala od chłopców, bo chłopcy to kłopoty. Mogła codziennie z fotelu pasażera obserwować życie uczuciowe swojej siostry Moniki i dochodziła do wniosku, że nie jest zainteresowana przejażdżką na tym roller-costerze. Przynajmniej tak utrzymywała głośno, za każdym razem, kiedy ktoś poprosił ją o opinię na ten temat. Gdzieś tam głęboko w serduszku miała jednak wykupione bilety na przejażdżkę z (albo raczej na) Borisem Romanovem. Bez względu na jego zainteresowania i poglądy. Liczyło się tylko to chłodne spojrzenie, które jej serwował na korytarzu albo na zajęciach z transmutacji. Zasobność jego skrytki nie miała najmniejszego znaczenia, nazwisko, które rozliczyła już historia też nie. Jedyne co było dla niej istotne to jego spojrzenie. Fakt, że przy okazji był piękny, jakby mu sam Michał Anioł gębę dłutem haratał, był dodatkowym atutem. Matka natura była tak dumna ze swojego dzieła kreacji, że dała światu aż dwóch chłopców o takiej samej twarzy. Grisha jednak się nie liczył, bo nie miał tego spojrzenia pełnego lodu, które budziło w niej najprawdziwszą szatańską pożogę.
Szatańską pożogę, którą teraz mimowolnie ugasił. Słyszała zdenerwowanie w jego głosie, chęć uspokojenia sytuacji, którą nieświadomie zepsuł. Nie mógł jednak już nic zrobić, bo jej durna duma została urażona, a ona sama czuła się oszukana. Zabrała swoją rękę z jego ust i pokręciła przecząco głową. Nie będzie się więc z nim migdalić w stroju elfa. Czy w jakimkolwiek innym stroju. Obecnie, niesiona dramaturgią, którą tak strasznie uwielbiała jej wilowata część, doszła do wniosku, że nigdy nie będzie się z nim migdalić- dla jego własnego bezpieczeństwa. W końcu wile to samo zło więc ona była w połowie złem. I tak zbyt dużo zła, żeby wpuszczać je w życie Borysa Romanova.
- Przestanę, bo Ci się to nie podoba - powiedziała cicho, ze zrezygnowaniem zamykając na chwilę oczy. I wtedy poczuła jego wargi na swoich. Był tak chętny i tak stęskniony, że wręcz poczuła w tym ruchu desperację. Desperacja nigdy nie smakowała dobrze. Nawet nie przystała komuś z arystokratycznej rodziny. Nie chciała, żeby później czuł wyrzuty sumienia, dlatego po całych siedmiu sekundach cofnęła się, żeby ze smutkiem w głosie powiedzieć:
- Dobranoc Boris. Dzięki za zaproszenie, sama trafię do zamku - i szybko podniosła się, by zgodnie z zapowiedzią ruszyć w kierunku zamku, po drodze dławiąc się własnymi łzami i całą ilością zażenowania, które czuła względem swojej własnej osoby. Bo przecież miało być tak pięknie, a ona jak zwykle to zepsuła!
[oboje z/t]
Szatańską pożogę, którą teraz mimowolnie ugasił. Słyszała zdenerwowanie w jego głosie, chęć uspokojenia sytuacji, którą nieświadomie zepsuł. Nie mógł jednak już nic zrobić, bo jej durna duma została urażona, a ona sama czuła się oszukana. Zabrała swoją rękę z jego ust i pokręciła przecząco głową. Nie będzie się więc z nim migdalić w stroju elfa. Czy w jakimkolwiek innym stroju. Obecnie, niesiona dramaturgią, którą tak strasznie uwielbiała jej wilowata część, doszła do wniosku, że nigdy nie będzie się z nim migdalić- dla jego własnego bezpieczeństwa. W końcu wile to samo zło więc ona była w połowie złem. I tak zbyt dużo zła, żeby wpuszczać je w życie Borysa Romanova.
- Przestanę, bo Ci się to nie podoba - powiedziała cicho, ze zrezygnowaniem zamykając na chwilę oczy. I wtedy poczuła jego wargi na swoich. Był tak chętny i tak stęskniony, że wręcz poczuła w tym ruchu desperację. Desperacja nigdy nie smakowała dobrze. Nawet nie przystała komuś z arystokratycznej rodziny. Nie chciała, żeby później czuł wyrzuty sumienia, dlatego po całych siedmiu sekundach cofnęła się, żeby ze smutkiem w głosie powiedzieć:
- Dobranoc Boris. Dzięki za zaproszenie, sama trafię do zamku - i szybko podniosła się, by zgodnie z zapowiedzią ruszyć w kierunku zamku, po drodze dławiąc się własnymi łzami i całą ilością zażenowania, które czuła względem swojej własnej osoby. Bo przecież miało być tak pięknie, a ona jak zwykle to zepsuła!
[oboje z/t]
You wanna guess the color of my underwear
You wanna know what I got goin' on down there
Is it pretty in pink or all see-through?