Ognisko z kiełbaskami

Wiek:
16
Data:
31 gru 2009
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
uczennica VI roku
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
cyprys, 9 cali, giętka, WŁOS SFINKSA
Zamożność:
zamożna
Stan cywilny:
panna z wyboru
Vittoria Tayth
Posty: 63
Rejestracja: 25 paź 2023, 20:04

Vittoria pojawiła się na Halloweenowej imprezie, otoczona mglistym blaskiem, który promieniował wokół jej różowego wróżkowego kostiumu. Jej różowe skrzydełka migotały delikatnie w powietrzu, a na głowie miała małą różową koronkę. W ręce trzymała różową różdżkę, która wydawała się być głównym źródłem jej magicznego uroku. Rozsiewała wokoło siebie różową mgiełkę.
Wtargnęła na parkiet, a boski eliksir miłości - amortencja, którego aroma była perfekcyjnie wpleciona była w jej perfumy, unosił się wokół niej w nutach kwiatowych, słodkich i wyjątkowo hipnotyzujących. Wszyscy w pobliżu zaczęli wydawać zachwycone westchnienia, a niektórzy zaczęli gapić się na nią z rozmarzonymi oczami. Przypadek? Nie sądzę.
Najpierw Vittoria podbiegła do swojego brata, Brandona, rozbłyskując uroczym uśmiechem. Gdy tylko zbliżyła się do niego, uniosła różową różdżkę i rozsypała w jego kierunku delikatną mgiełkę Amortencji. Vittoria śmiała się diabolicznie, obracając się w miejscu i puszczając mu powietrzny buziak, zanim obróciła się w stronę Anthony'ego. I on został obdarowany tą mgiełką wyjątkowości magicznej.
- Paaaaanowie, wróżka-Amortuszka, do usług. Na Was oczywiście szalenie to nie zadziała, ale mogę Wam ładnie pachnieć. - wyszczerzyła swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu, nim rozejrzała się za swoją kolejną ofiarą. - A par nie macie... - cofnęła ciemne tęczówki na obu mężczyzn, których uwielbiała. - Bo bawicie się jedną i tą samą dziewuchą. Zaczęlibyście się rozglądać za innymi, a nie tylko Monika-Monika, albo Lauren-Antonija... - Vitt zaczęła ich przedrzeźniać.

Raising the bar, one roar at a time. Raising the voice, so all will be mine.
Wiek:
18
Data:
27 sie 2005
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
70
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
heban, włos z ogona testrala, 12 cali
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
wolny
Brandon Tayth
Posty: 253
Rejestracja: 07 wrz 2023, 18:23

Brandoś wpatrywał się tępo w ogniskowe płomienie, paląc szluga i intensywnie rozmyślając o tym, co ciekawego może teraz porabiać Monika ze swoją nową zdobyczą. Zatruwało go to od wewnątrz i im dłużej poświęcał tym myślom uwagę, tym gorzej się czuł. Naprawdę jeszcze kilka dni temu sądził, że zaczynał już stawać na nogi i robić pierwsze kroki ku wyleczeniu się z tej dziewczyny, jednak wymiana zdań w Pokoju Wspólnym jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że nic z tego. Mógł nadal oszukiwać samego siebie, ale najzwyczajniej nie był już w stanie. Nie potrafił.
I wtedy pojawił się jego kuzyn, który oklapnął na ławce tuż obok niego i dokładnie podsumował to jak panicz Tayth wyglądał i jak się czuł.
- O, w końcu jesteś - Brandon mimowolnie uśmiechnął się pod nosem na jego widok, chyba desperacko potrzebował towarzystwa dzisiejszego wieczoru. - Stary, a ty jak czułbyś się na moim miejscu? Mam dość. Dobrze o tym wiesz.
Włoch westchnął ciężko i również tuż po Wilsonie upił solidny łyk ze swojej flaszki. Alkohol powoli przestawał dawać mu ukojenie, a zaczynał wyzwalać w nim dziwaczną ochotę do zwierzeń. Od miesięcy nikomu się nie żalił ani nie spowiadał z tego, co go trapi, dziś najwyraźniej miał taką potrzebę. I choć gdzieś z tyłu głowy nadal uwierała go wiedza o tym, że Antek być może nie był godny zaufania, ale jednocześnie chciał wierzyć, że między nim i Moniką faktycznie do niczego nie doszło.
- Nie mamy pary, bo jesteśmy debilami. Zostawiliśmy naprawdę fajne dziewczyny... - Włoch skrył twarz w dłoniach na kilka sekund, próbując zebrać myśli. - Ale nie rozumiem, jak Monika mogła tak szybko sobie kogoś znaleźć? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Ja nie jestem w stanie spojrzeń na inną kobietę, a ona przebiera w facetach jak nienormalna. Dlaczego, Antek? Wytłumacz mi to. - Włoch wyrzucił peta do ogniska i utkwił spojrzenie w kuzynie. Był w tym momencie tak żałośnie niepocieszony, że jeśli ktokolwiek znał Brandona nieco dłużej, z pewnością jeszcze nie widział go w takim stanie.
Nim jednak zdążyli na dobre pogrążyć się w rozmowie, pojawiła się jego ukochana siostrzyczka. Kiedy Brandon zobaczył Vittorię, jego oczy zrobiły się wielkie jak galeony, a on sam zaś momentalnie podniósł się z ławki i stanął na baczność.
- Vittoria! - krzyknął poirytowany i podszedł do siostry. - Jak ty wyglądasz? Coś ty na siebie włożyła?!
Brandon otaksował ją spojrzeniem z góry na dół i teraz naprawdę zaczynało mu się kręcić w głowie. Jeszcze tego brakowało, żeby jego kochana siostrzyczka latała po błoniach z dupskiem na wierzchu i podrywała na jego oczach śliniących się na jej widok gówniarzy.
- Słuchaj, dziewczyno - warknął rozeźlony, odpalając kolejnego papierosa. - Tu jest impreza dla dorosłych, wyjazd do dormitorium, albo wyślę wyjca do mamy i powiem jej, co tu wyprawiasz!
Pociągnął kolejny łyk ognistej i szturchnął kuzyna w bok.
- Młoda ma rację, musimy ogarnąć jakieś dupy - wymamrotał, sądząc, że mówi na tyle cicho, aby usłyszał go tylko Antek. - Jak dzisiaj nie zaliczę kogoś, kto nie jest Moniką, to możesz mnie utopić w jeziorze.
Obrazek

I don't want to wait for your love
I need you to save me now
They got me and I'll never give up
But I need you to save me now
Well they feed upon the poor
My head is banging on the floor
Yes it's over, yes it's over
They're lying
Wiek:
17
Data:
05 mar 2006
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
16 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, WŁOS KELPI, ORZECH BIAŁY
Zamożność:
BIEDA AŻ PISZCZY
Stan cywilny:
Samotnik
Anthony Wilson
Posty: 133
Rejestracja: 04 maja 2023, 13:53

Anthony spodziewał się wszystkiego- począwszy od zwyzywania go przez Brandona, a skończywszy na bijatyce, która mogła skończyć się wylądowaniem jego twarzy w ognisku. Ale na pewno nie podejrzewał, że kuzyn stwierdzi, że Wilson jest dobrym powiernikiem jego żali i problemów. I chociaż bardzo starał się zrozumieć jaki proces myślowy zaszedł w głowie Włocha, to tylko on wiedział jak bardzo nietrafiony był to wybór. Szczerze powiedziawszy Tony naprawdę uważał, że wszystko co było między Brandonem a Moniką to przeszłość, coś do czego oboje nie chcą wracać. Ale z każdym nowym słowem wypływającym z ust kuzyna uświadamiał sobie, że ten rozdział najwyraźniej nie został jeszcze zamknięty. Kurwa, KURWA, KURWA!!! Myśli Wilsona wręcz krzyczały mu w głowie, a on nie potrafił znaleźć słów żeby w jakikolwiek sposób odpowiedzieć mu na te wszystkie gorzkie żale, które wychodziły spomiędzy jego warg. Bo tak naprawdę co miał mówić? Że czuję podobnie? Że kiedy tylko Monika pojawia się w jego otoczeniu też miękną mu nogi? I że najchętniej patrzyłby jak Zabini kona w męczarniach na środku pokoju wspólnego? Z resztą, bardzo dobrze widział w jakim stanie w tym momencie jest jego kuzyn i dokładanie mu zmartwień poprzez przyznanie się do tego co zaszło między nim a Moniką na pewno by nie pomogło.
-Przecież nic was już nie łączy...- zaczął i choć bardzo się starał to trudno mu było ukryć zdenerwowanie.- naprawdę myślałeś, że po tym wszystkim co między wami zaszło ona będzie na ciebie czekać?- odwrócił głowę w jego stronę, kontynuując: - liczyłeś na to, że taka dziewczyna jak Monika będzie za tobą latać?- prychnął czując jak znikąd narasta w nim dziwna, niepohamowana złość.- jesteś debilem, że ją zostawiłeś, Tayth i jeszcze większym kretynem skoro pozwoliłeś jej zakochać się w kimś innym.- Anthony nie miał zamiaru zdradzać tajemnicy Moniki, chociaż bardzo dobrze wiedział, że cały jej związek z Zenem to jedna, wielka mistyfikacja. Patrzył jak jego rozmówca chowa twarz w dłonie i nie czekając na jego odpowiedź, wziął od niego butelkę wypijając jedną trzecią zawartości. Musiał jak najszybciej zagłuszyć wszystkie emocje, by nie wstać i nie przywalić kuzynowi prosto w twarz. Był zły nie tylko dlatego, że mógł widzieć w Brandonie potencjalnego rywala, ale też dlatego, że jego własny kuzyn tak fatalnie potraktował dziewczynę na której mu zależało- i nie tylko w ten romantyczny sposób, bo ta ślizgonka była też jego najlepszą przyjaciółką i ten rodzaj relacji Anthony stawiał na pierwszym miejscu.
Na całe szczęście przy ognisku zjawiła się siostra Brandona, która cała w skowronkach wręcz lewitowała nad ziemią, a zapach który rozpylała wkoło był tak hipnotyzujący, że Anthony na krótką chwilę zapomniał o co przed chwilą tak bardzo się zezłościł.
-Wyglądasz ślicznie…- zaczął w kierunku dziewczyny, jednak widząc zdenerwowanego Włocha wywrócił wymownie oczami.- Zostaw ją, niech przynajmniej ona dobrze się bawi.- mruknął i sam wyciągnął z kieszeni szaty papierosa którego odpalił za pomocą różdżki. Zaciągnął się potężnie patrząc jak Brandon przepycha się z Vittoria i nawet przez chwilę jego wargi wykrzywił uśmiech, przypominając sobie ich wieczne kłótnie na klepisku.
- Ja, moja droga, jestem wolnym człowiekiem, a dzisiejszego wieczoru mam zamiar uchlać się prze potężnie i pływać nago w jeziorze, chcesz dołączyć?- przez chwilę patrzył na kuzynkę z uśmiechem, po czym odwrócił twarz w kierunku chłopaka, który spowrotem klapnął tuż obok niego.- zaliczyć kogoś innego?- powtórzyły, ponownie rozglądając się dookoła, tak jakby wzrokiem poszukiwał potencjalnej kandydatki dla zdesperowanego kuzyna.- pytanie brzmi czy kiedykolwiek miałeś inną dziewczynę niż Monika? I czy Twój kutas reaguje tylko na nazwisko Kruger?

She could make hell feel just like home...
Wiek:
16
Data:
31 gru 2009
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
uczennica VI roku
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
cyprys, 9 cali, giętka, WŁOS SFINKSA
Zamożność:
zamożna
Stan cywilny:
panna z wyboru
Vittoria Tayth
Posty: 63
Rejestracja: 25 paź 2023, 20:04

Ciemnowłosa wzdrygnęła się żywo na wrzask Brandona. Spojrzała na niego, jak na jakiś okaz rodem z goblińskiego czasopisma, krzywiąc się wymownie.
- Jak to co? Przebranie, wariacie. - obróciła się w miejscu, szczerząc zawadiacko ząbki, a zaraz potem zmarszczyła brwi, słysząc o wyjcu. Zwróciła się do Antka, przysuwając się od niego i poszukującym obrony wzrokiem spojrzała po jego twarzy.
- Dziękuję, Tony. - łasa na milutkie słowa, cofnęła wzrok wymownie na brata. - Widzisz, tak się reaguje na cudowny wygląd swojej siostry, a nie darciem mordy, jak ruchana bachanka. - wytknęła język w stronę Taytha. - Oczywiście, że dołączam! - szybko obróciła głowę do Wilsona i złapała go pod ramię. Na krótko, bo puściła go, gdy kolejne osoby mijały ich gadającą trójkę. Teraz jednak nie chichotała, a z widoczną premedytacją machała różowym pyłkiem nad osobami, które nie były parami. Tworzyła swoisty chaos, zadowolona ze swojego jakże mrocznego, choć różowego pomysłu.
- Nie, nie reaguje. Widziałam, jak się za nią ciągle patrzy. Jak zbity pies. - wywróciła oczami, obracając głowę w kierunku Ślizgonów. Zrotowała się w miejscu, a różowe skrzydełka głośno zatrzepotały. Dziewczyna złapała się po bokach, zadzierając zawadiacko podbródek. - A mówiłam wiele raz, Brandon. Jesteś przystojny, bierz się za jakieś wolne dziewuchy, a nie tylko jęczysz o Moni po nocach. Bo jęczał. W wakacje wszystko słyszałam. - pufnęła, oburzona tym, że jej brat nieustannie był zapatrzony w jej przyjaciółkę. Okej, śliczna dziewczyna, ale jemu też nic nie brakowało. Ile można?!
- Też bym kogoś zaliczyła. - mruknęła bardziej pod nosem, napierając ramieniem na Antosia. Spojrzała na niego sarnimi ślepiami, powolnie mrugając. - Nie rozumiem, Wilson, czemu jesteśmy kuzynostwem. Tyle by było zabawy! - nie raz i nie dwa mówiła mu, że jej się podoba, ot co. IDEAŁ.

Raising the bar, one roar at a time. Raising the voice, so all will be mine.
Wiek:
16
Data:
10 sty 2007
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Prefekt Slytherin
Pozycja w quidditchu:
Wierny kibic
Różdzka:
9 I 3/4 CALA, SOSNA, ŁZA CERBERA, SZTYWNA
Zamożność:
Zamożny
Stan cywilny:
Bardzo skomplikowane
Georgina Edwards
Posty: 71
Rejestracja: 22 wrz 2023, 21:59

Przebieranki i malowanki to coś co ta żmija lubiła najbardziej i nawet gdyby zachorowała na smoczą ospę to by przyszła na ten bal na którym miało się dziać wszystko. Bo po tym co się działo w Pokoju Wspólny Ślizgonów zapowiadał się niezły chaos a Edwards lubiła być bardzo blisko takich wydarzeń. Toteż ubrana w swoją misternie uszytą sukienkę, której dół specjalnie przetransmutowała tak żeby przypominał żar albo gorącą lawę, nawet używając specjalnych eliksirów za nią roztaczał się siwy dym, który nie pachniał ogniskiem lecz przyjemnie letnimi kwiatami. Włosy lekko falami opadały jej na ramiona i tak to przechadzała się po terenie oceniająco spoglądając na zebranych uczniów. Dopiero gdy zbliżała się do ogniska zauważyła dwóch gagatków, którzy chyba zapomnieli co to za impreza no i biegającą wokół nich Vittorię. Jednak gdyby nie jeden szczegół, który Brandon trzymał w ręce to Georgina pewnie by do nich nie podeszła, jednak ta butelka była bardzo kusząca.
- Tayth, Wilson, liczyłam na większą kreatywność z Waszej strony - zacmokała podchodząc do nich z szelmowskim uśmieszkiem wypisanym na swych karminowych wargach by zaraz wzrok skierować na dziewczynę - Za to Ty Vittoria, wyglądasz bosko - rzekła z uznaniem i dłonią sięgnęła do kosmyka jej włosów, który gdzieś się zawieruszył na ramieniu i nie mogła przestać wyjść z podziwu - i do tego pachniesz przesłodko - dodała z uśmiechem i puściła kosmyk taksując wzrokiem jeszcze pozostałych zebranych, no tak Castellani z Baizenem migdalący się na ławce to widok naprawdę przyprawiający o mdłości.
- A i jeżeli czekacie na Kruger to musze Was zmartwić, przed chwilą minęła mnie jak wracała z Zabinim do zamku - powiedziała unosząc brew do góry i uśmiechnęła się jak na żmije przystało obserwując ich reakcji. Czekała na ten chaos i szkoda, że jednak Monika nie zawitała ze swym nowym wybrankiem serca na balu, byłoby bardzo zabawnie, a tak to musiała się zabawić inaczej.
- Nudzi mi się a bardzo ale to bardzo nie chciałabym tego spalić sama - rzekła tajemniczo sięgając do swojego dekoltu i wyciągnęła zawiniętego skręta z wiadomo jaką substancją w środku - podzielę się z Wami jak Wy się podzielicie tym co macie w butelce - dodała kryjąc blanta w dłoni, bo akurat jakieś młodsze roczniki z Pucholandi ich mijały, a szkoda by było gdyby ktoś na nich doniósł.

I don't follow rules, I make them. And when necessary, I break them.
Wiek:
18
Data:
27 sie 2005
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
70
Zawód:
Student: Aurorstwo (I rok)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
heban, włos z ogona testrala, 12 cali
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
wolny
Brandon Tayth
Posty: 253
Rejestracja: 07 wrz 2023, 18:23

Brandon wzruszył ramionami bezradnie na wzmiankę kuzyna o tym, że sam pozwolił na to, by Monika zakochała się w kimś innym. Cóż, taka była prawda, a on nie miał siły z tym faktem polemizować. Jedyne, co to nieco zdziwiło w ich wymianie zdań, to zirytowanie Anthony’ego, które niespecjalnie do niego pasowało. Brandon nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo cała jego uwaga skupiła się na Vittorii, która zaczęła wygadywać rzeczy, które z pewnością kompromitowały jej brata.
- Sama jesteś jak zbity pies! - Brandon zazwyczaj nie odzywał się do siostrzyczki takim tonem, ale dziewczyna niestety nie trafiła na odpowiedni moment. A gdy zaczęła paplać o jego nocnych majakach, jednym susem doskoczył do niej i zatkał jej buzię ręką. Był już trochę podpity, co sprawiło, że oboje zachwiali się niebezpiecznie, będąc zaledwie kilka stóp od buchającego wesoło ogniska. Brandon puścił siostrę i zaśmiał się jak wariat. Alkohol (a może też nutka amortencji) sprawił, że Włoch zaczynał odczuwać coś w rodzaju… euforii przemieszanej z chęcią rozwalenia czegoś.
- EJ! - ryknął nagle, gdy do jego uszu dotarło, co Vittoria powiedziała do Antka. - Łapy precz od niego, to twój kuzyn! Chyba, że chcecie usmażyć się w ogniu zamiast kiełbasek.
Brandon zachichotał, po czym z właściwą sobie nonszalancją przechylił kilka łyków z butelki. Oj, jak dobrze, że Antoś nie miał pojęcia, co w zamierzchłych czasach Tayth wyrabiał z jego siostrą. I wtedy, nim jego myśli na dobre powędrowały ku płomiennorudej zboczonej Leslie, pojawiła się Georgina. Trzeba bylo przyznać, że wyglądała oszałamiająco i zrobiła na nim niemałe wrażenie, co oczywiście odwzorował wyraz jego twarzy, gdy zjawiła się tuż obok nich i bezceremonialnie wytknęła mu brak stroju.
- Georgina, odstawiłaś się za nas obu - rzekł wesoło, lecz po chwili jego szeroki uśmiech nieco przygasł, gdy Ślizgonka oznajmiła, że Monika i Zen właśnie udali się do zamku. A więc jednak nadal hasali sobie zadowoleni i szczęśliwi. Tayth postanowił przybrać obojętny wyraz i wzruszył ramionami, po czym sięgnął po butelkę.
- Oj. Skończyła się - mruknął zrezygnowany, po czym rzucił flachę na trawę i wyjął różdżkę.
- Jakoś tu nudno się zrobiło - zawołał, po czym skierował dłoń w kierunku ogniska i ryknął: - Relashio!
Płomienie do tej pory tlącego się spokojnie ogniska wystrzeliły ku górze, tworząc teraz potężny słup wysoki na kilkadziesiąt metrów. Brandon zaczął rechotać, odpalając papieroska. Nagle spojrzenie szarych oczu - teraz żarzących się równie niebezpiecznie co ogień - skierował wprost na kuzyna.
- To co? Czas wsadzić ci łeb do ognia za wyrywanie Moniki. - Chłopak nadal się uśmiechał, choć trudno było odgadnąć, czy w tym momencie żartuje, czy mówi serio. Złapał Antka od tyłu tuż pod pachami i udawał, że pcha go w kierunku płomieni. - Chyba, że przyniosłeś te flachę, o której pisaliśmy! Trzeba poczęstować Georginę!
Najwyższy czas, aby tego wieczoru zakończyć rozdział pod tytułem „Monika Kruger”. Tak przynajmniej teraz spontanicznie postanowił, będąc już dobrze narąbanym i roześmianym jak klaun. Uwolnił Wilsona i puścił oczko do nowo przybyłej koleżanki, dając jej do zrozumienia, że z wielką ochotą zapali z nią, co ona tylko zechce. Był coraz bardziej rozochocony i gotowy na figle - chyba stał zdecydowanie za blisko swojej zamortencjowanej siostry.
Obrazek

I don't want to wait for your love
I need you to save me now
They got me and I'll never give up
But I need you to save me now
Well they feed upon the poor
My head is banging on the floor
Yes it's over, yes it's over
They're lying
Wiek:
17
Data:
15 maja 2006
Genetyka:
Animag
Krew:
Czysta
Zdrowie:
90
Zawód:
VII rok, ścigający Błękitnych
Pozycja w quidditchu:
Ścigający
Różdzka:
10 cali, cis, ogon testrala, sztywna
Zamożność:
zamożny
Stan cywilny:
Skomplikowane z zazdrosnym Goldenem
Suzanne Castellani
Posty: 391
Rejestracja: 13 mar 2023, 11:13

A Suzka uwielbiała go zaskakiwać i patrzeć jak się cieszy i wzrusza, to sprawiało, że ciepło jej się robiło na serduszku a jej wilkołak, niby taki groźny i zły był tak naprawdę potulnym misiakiem, którego trzeba pomiziać za uszkiem od czasu do czasu. Ale zaś czasem właśnie wolała jakby ją tak przycisnął do ściany albo gdzieś porwał do schowka na miotły dobierając się do niej bezczelnie. Tak, dwa wilki siedzą w Suzce... prawdopodobnie dosłownie.
Wywróciła bardzo wymownie oczami jak ten już zaczął ją strofować odnośnie pojawienia się Suzki w pełnie.
- No przecież będę bezpieczna, ale nie daruję sobie tego, muszę zobaczyć zaskoczoną minę tego dzbana jak będzie na tojadzie, no muszę. Chyba, że się będę źle czuła, bo ostatnio ze zmęczenia szybko zasypiam a jak trenuje to już w ogóle - wytłumaczyła się kiziając go po karku dłonią z lekkim uśmiechem nie odrywając od swojego lubego wzroku tylko co jakiś czas pakowała sobie cynamonowego grzechotnika do buzi. Oprócz śniadań to tak naprawdę jedyne co Suzka jadła. Niezbyt zdrowo ale lepiej cokolwiek niż nic.
Jednak temat tajemniczej rudowłosej był dużo bardziej interesujący nią, bo jednak Castellani należała do tych zazdrosnych i on doskonale to wiedział. Więc teraz mówiąc to co mówił igrał z ogniem, który teraz odbijał się w czarnych jak węgiel źrenicach Suzki.
- Czekaj... co? Rosier? Ty oszalałeś? Wiesz, że ten jej brat jest podobno pierdolnięty? Ostatnio całowała się z Bulstrodem a ten mu rozkwasił twarz na posadzce. Nos złamany, żuchwa pewnie też, ja się dziwię, że typ jakiejś grubej kary za to nie dostał. On jest dziwny więc wolałabym żebyś się za bardzo do tego tematu nie zbliżał, Rich. Serio. Już pomijając fakt, że smolisz bajere mając... - i tu ściszyła głos żeby przypadkiem nikt oprócz niego nie słyszał - ...ciężarną dziewczynę - powiedziała unosząc brwi wysoko i westchnęła kręcąc głową na boki. Ufała mu, oczywiście, że tak, ale ta laska też nie wyglądała na jakąś normalną więc licho ją wie czy sobie nie wymyśli jakiegoś eliksiru by zmienić preferencje Baizena z niskiej, ciemnowłosej ślizgonki na płomienną Krukonicę. Zwłaszcza, że coś niebezpiecznie zawsze sporo rudych było w życiu tego studenta. Bardzo, bardzo podejrzane.
- Pers to następny przyjaciel widzę, który chce Cię wpakować w kłopoty, nie masz normalnych znajomych? - zapytała i odwróciła nagle głowę w stronę ogniska słysząc znajome głosy, które często jej się przewijały w Pokoju Wspólnym. Widząc Anthonego bez świńskiego ryja aż jęknęła, bo jednak liczyła na to, że przyjdzie w swojej prawdziwej odsłonie.
- Patrz, o wilku mowa. Tony widzę już się szykuje na tą pełnie chlejąc z Taythem. Wyczuwam kaca rano. Idziemy do nich czy gdzieś indziej? - zapytała wracając wzrokiem do swojego chłopaka i potarła swoim chłodnym nosem o jego zdecydowanie cieplejszy.

Can see it from the way you looking at me You don't think I'm worth your time
Don't care about the person that I might be Offended that I walk the line
Wiek:
18
Data:
01 paź 2005
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Student: Prawo Magiczne (II ROK)
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
15 cali, twarda, wiąz, włos z ogona testrala
Zamożność:
bogaty
Stan cywilny:
golden i pani sokół
Richard Baizen
Posty: 393
Rejestracja: 15 mar 2023, 11:29

Przyglądał się jej z czułością, nie chcąc zburzyć jej nastroju. Naprawdę chciał, żeby jej stan, jakkolwiek krótki w czasie, był po prostu delikatny i jak najmniej problematyczny. Nie chciała kiełbasek? Nie ma ich. Chciała masażu stóp? Zrobi. Owoce goji z rana? Znajdzie. Tak też myślał o jej bezpieczeństwie i już się chłopaczyna brał za analizy, w jaki sposób zabezpieczyć maksymalnie swoją lubą w pełnię. Bo wiedział, że chociaż by mu mówiła, że będzie grzeczna.. To nie będzie. To jak wierzyć diabłu, że jest grzecznym aniołem.
- Ale Bulstrode nie jest wilkołakiem. - odparł swobodnie, jak gdyby nigdy nic, kompletnie nie mając nic przeciwko starciu z bratem niejakiej Taylor. Poznał już dziewczynę i dobrze im się rozmawiało. A nuż szybciej wyciągnie z niej jakieś informacji, niż się w ogóle jej brat zorientuje, że ktoś taki, jak on, kręci się koło niej z nietypową motywacją w głowie.
- Jesteś niemożliwa. - błysnął kłami, słysząc o dziewczynie w ciąży. No oczywiście, że o tym pamiętał, ale widząc pochmurne chwilowo czoło i spojrzenie swojej Ślizgonki, nie mógł wytknąć jej tej momentalnej zazdrości. Załapał ją w bok zawadiacko, lekko podszczypując.
- Nie denerwuj się, piękna. Mogę Ci meldować wszystko, co tylko chcesz. Sowy będę Ci codziennie słał, jeśli to Cię uspokoi. - słysząc jednak to, co zaraz powiedziała o Persheusu, zaśmiał się głośno, trzymając się za brzuch. Zerknął w kierunku, o którym wspomniała. Widząc Wilsona z dystansu, machnął mu porozumiewawczo ręką. Przywitał się skromnie, ale nie miał nastroju na chlanie. Nie tego dnia. Nie bez powodu nie był jakoś specjalnie podchmielony. Następnego dnia miał zaliczenie, a studia nie znają słów "byłem na imprezie". Czując chłód nosa Su na swoim, spojrzał w jej ciemne tęczówki.
- Wiem, gdzie Ciebie jeszcze nie było, czarnulo. Chodź. Pokażę Ci mój pokój w akademiku. - jakimś cudem, dziewczynie udało się przez ostatnie dwa miesiące tak unikać swojego lubego, że nie była u niego na dłużej, niż kilka minut i to przed drzwiami. Rich postanowił to zmienić tej nocy. I odeszli, zostawiając za sobą znajomych. Oni i tak się do siebie uśmiechali urokliwie.

ztx2

loving you's a good problеm to have. even if it only hurt me back.
Wiek:
17
Data:
05 mar 2006
Genetyka:
Wilkołak
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
Czarodziej
Pozycja w quidditchu:
pałkarz
Różdzka:
16 CALI, DOŚĆ SZTYWNA, WŁOS KELPI, ORZECH BIAŁY
Zamożność:
BIEDA AŻ PISZCZY
Stan cywilny:
Samotnik
Anthony Wilson
Posty: 133
Rejestracja: 04 maja 2023, 13:53

Brak podjęcia tematu przez Brandona odnośnie Moniki trochę go uspokoił, a nowoprzybyli pozwolili mu przynajmniej na chwilę okiełznać emocje. Tak chyba wygląda złamane serce i rekonwalescencja po słowach odrzucenia, prawda? Wychodzenie do ludzi to przecież pierwszy krok do stabilizacji i Anthony Wilson postawił sobie za cel dzisiejszego wieczoru dobrze się zabawić.
Obecność roześmianej Vittori z minuty na minutę poprawiała mu humor i nie wiedział czy dlatego, że rozpyla w okół siebie amortencje czy może po prostu jej uśmiech przyjemnie kontrastuje z naburmuszoną twarzą kuzyna.
-Viki, błagam, nie bądź dla brata aż tak okrutna. Cieszmy się, że z tej rozpaczy nie moczy się w łóżku. Chociaż….Brandon, chodź raz bądź szczery i powiedz proszę czy masz jeszcze nocne polucje? Wiesz, pytam, bo jeśli tak to mam jeszcze okazję zmienić dormitorium... - tak, według Wilsona najlepiej będzie w tym momencie unikać tematu panienki Kruger i w sumie przez chwilę całkiem nie źle mu to szło, kiedy nagle do ogniska podeszła Georgina z informacjami, których szczerze powiedziawszy mogła im oszczędzić. I chociaż starał się wyglądać na niewzruszonego to jego mina mówiła całkowicie coś innego, lecz zanim zaczął na dobre rozkładać na czynniki pierwsze relacje Krugerówny z Zabinimi, poczuł szarpnięcie, by już po chwili, za sprawą pijanego kuzyna być zdecydowanie za blisko ogniska. Na wzmiankę o wyrywaniu jego eks dziewczyny, Anthony westchnął przeciągle czując już powoli zmęczenie tym tematem. Zwłaszcza, że przy ich ostatnim spotkaniu, Monika dala jasno do zrozumienia, że chłopak ma trzymać język za zębami i ze wszystkich sił starał się by tak właśnie pozostało. Może traktowała to jako pomyłkę i tym samym nie chciała przekreślać swojej relacji z Brandonem? Może po prostu się nim zabawiała i to właśnie on był tym cholernym plastrem zapomnienia? Ta myśl zagrzała go znacznie bardziej niż bliskość płomieni i przez chwilę miał zamiar powiedzieć kuzynowi wszystko, wyrzygać każdą poszczególną emocję, jednak kiedy otworzył usta, doszedł do wniosku, że musi uszanować wybór Moniki, a przede wszystkim jej prośby.
-Przyjaźń, Brandon, znasz takie określenie?- zaśmiał się krótko, bo chociaż jednym ruchem ręki mógł sprawić, by to kuzyn wylądował w ognisku, wykorzystując do tego swoją wilkołaczą siłę, to tym razem po prostu odpuścił- dokładnie tak jak robił to rodzic dający berbeciowi ten jeden jedyny raz wygrać. Gdy tylko Włoch poluzował swój uścisk, Anthony wyprostował się i sięgnął do kieszeni po różdżkę, by przywołać do siebie butelkę ognistej, którą trzymał na dnie swojego kufra właśnie na takie okazje.
-Nie możemy koleżance pozwolić skonać z pragnienia, zwłaszcza, że przyniosła ze sobą TAKIE dary losu.- Anthony podszedł do brunetki, przyglądając się temu co przyniosła i w ostatniej chwili złapał butelkę, która po drodze zahaczyła o głowę Brandona. Specjalnie? Ciężko było to nazwać przypadkiem, jednak nie dając nic po sobie poznać, Wilson uśmiechnął się delikatnie w stronę chłopaka.- oj…nie chciałem…- mruknął jedynie i odwróciwszy się spowrotem w kierunku slizgonki wepchnął jej flaszkę z trunkiem do rąk. - mocna masz głowę, czy po jednym łyku będę musiał transportować cie do pokoju wspólnego?- przez chwilę patrzył jej wyzywająco w oczy, dokładnie tak jak gdyby postawił przed nią jakieś zadanie, by po chwili przenieść swój wzrok na Vittorie.- młoda, chodź tu na chwile…- a kiedy gryfonka podeszła, Anthony objął ją ramieniem przysuwając mocno do swojego ciała.- pijesz, prawda?- szepnął starając się, by jego słowa trafiły tylko do uszu kuzynki.- nie słuchaj go, to nudziarz… zapalimy, napijemy się i potańczymy w świetle księżyca.- Anthony czuł jak procenty powoli uderzają mu do głowy, a biorąc po uwagę jego kilkumiesięczną abstynencję wiedział, że nie potrzebuje zbyt dużo by poczuć się pijanym.

She could make hell feel just like home...
Wiek:
16
Data:
31 gru 2009
Genetyka:
Czarodziej
Krew:
Czysta
Zdrowie:
100
Zawód:
uczennica VI roku
Pozycja w quidditchu:
nielot
Różdzka:
cyprys, 9 cali, giętka, WŁOS SFINKSA
Zamożność:
zamożna
Stan cywilny:
panna z wyboru
Vittoria Tayth
Posty: 63
Rejestracja: 25 paź 2023, 20:04

Wymemłała kilka słów wprost w rękę Brandona, gdy ten do niej doskoczył, a następnie dźgnęła go różdżką w bok, żeby ją został, cham podły. Ona tylko prawdę mówiła!
- WIDZISZ, WIDZISZ, TRACISZ PANOWANIE NAD SOBĄ, BO JESTEŚ ZA-ZDRO-SNY. - Przesylabowała słowo specjalnie, kręcąc głową na boki w manierze ironii.
- Kuzyn, nie kuzyn, jest przystojny. - bąknęła z niezadowoleniem, chociaż oczywiście przyznawała bratu rację, że biedny Anthony był poza jej zasięgiem. Tym fizycznym, bo zakochana nadal w nim była w sposób ściśle wzdychający do niego. Ot dziecięce zauroczenie.
Musnęła powietrze pocałunkami, które były skierowane w stronę boskiej Edwards. Jej kreatywne działania zawsze sprawiały, że Gryfonka się zachwycała nią! Dobrze im się gadało, mimo iż były z drastycznie odmiennych domów. A może to właśnie wpływ Brandonka w zielonym domu sprawiał, że Vittoria miała po prostu chody u wężowych. Możliwe, owszem, ale ona i tak była niczym promyk słońca i zawadiacko odnosiła się do każdego ponuraka. Ciężko jej było nie lubić, bo dogadałaby się i z ponurakiem i z kujonem. Tak czy siak, potrząsnąwszy włosami, zaśmiała się perliście.
- Georgina, rozpyliłam amortencję w perfumach i jeszcze mam ją w proszku. Piękna sprawa, polecam! - wzruszyła subtelnie ramieniem, a słysząc, że Monika i Zen wracali wspólnie do zamku, uniosła wymownie jedną brew, spojrzenie kierując oczywiście na swojego brata, a ten właśnie dzięki Relashio sprawił, że słup płomieni poszybował ku górze. Dziewczyna zaśmiała się na nowo, klaskając w dłonie. I O TO CHODZIŁO. Tak się bawili Taythowie!
- Ja mam jeszcze jeden prezent, skarby moje! - wyświergoliła, tworząc kilka zawijasów różdżką w powietrzu. Ich alkoholowy problem miał w chwilę potem zniknąć, bo z cichym "łiiiiiiii" pojawiały się przed nimi lewitujące buteleczki. Może nieduże, jakieś setunie, może dwusetunie, z bordowo-różowym trunkiem w środku.
- Naleweczka wiśniowo-malinowa z przepisu Grubej Damy, która chwaliła się nim okolicznym obrazom. Z Blackiem ją robiliśmy. - stwierdziła dumnie, unosząc podbródek i dając się ściągnąć Anthony'emu do siebie. Uśmiechała się coraz bardziej kusząco, spoglądając ze skosu na swojego wilkołaczego kuzyna.
- Z Tobą, zawsze, Tony. - odparła cicho, jakby zmawiali się na coś, co będzie ich wspólną tajemnicą. Pokiwała do tego głową zawadiacko, obejmując go wpół w uroczy sposób. - Jak mam Cię nie kochać?! - żachnęła się powietrzem, bo Wilson mówił jej językiem, jak nikt inny. Spojrzała jednak na Georginę, tuląc się nieustannie do Ślizgona. - Wyglądasz tak obłędnie, że mam ochotę Cię pocałować! - i nie czekając na jakieś oponowanie czy pozwolenie, Vittoria zmieniła obiekt przytulasków, bezczelnie wcałowując się delikatnie w usta Edwards. Wyzwolenie musi być jej drugim imieniem, nie ma co.

Raising the bar, one roar at a time. Raising the voice, so all will be mine.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stracho-stodoła Halloween 2023”